Kolorowy napis z ideogramami: Świat Nei Jia

NR 17 (KWIECIEŃ 2001)

Styl Żurawia

CHE KONG - MISTRZ STYLU ŻURAWIA
Sławomir Pawłowski

luohan@poczta.wp.pl
Gdyńska Szkoła Shaolin Kung Fu

mnich

Shaoliński mnich praktykujący styl żurawia.

W dziesiątej generacji mnichów po Bodhidharmie (Da Mo), w klasztorze Shaolin zamieszkiwał mnich o imieniu Che Kong. Był on ogromnym mężczyzną, "o wzroście ponad dwóch metrów, tygrysich ramionach, plecach silnych jak u niedźwiedzia, dużej głowie, dłoniach wielkich jak wachlarze oraz donośnym głosie, grzmiącym jak dźwięk wielkiego dzwonu".

Mnisi mówili, że gdy krzyknął on w zamkniętym pomieszczeniu, siła jego głosu strącała chmurę pyłu z krokwi pod sufitem. Powiadano, że był on mistrzem klasztornego stylu żurawia. Każdego ranka, po zakończeniu praktyki technik i form stylu żurawia, szedł on do spokojnego lasu położonego w pobliżu klasztoru. Tam, oświetlany promieniami wschodzącego słońca, wykonywał w skupieniu ćwiczenia głębokich oddechów kierując przepływem energii Qi we wnętrzu swojego ciała.

Ćwiczenia te wykonywał każdego ranka przez okres co najmniej dwóch godzin. Wieczorami, gdy wszędzie panowała już cisza i wszyscy spali, Che Kong zapalał lampę oliwną, i gdy płomień osiągał wysokość kilkunastu centymetrów, otwierał usta i zasysał płomień do wnętrza jamy ustnej. Następnie zamykał usta i wstrzymywał oddech, lecz płomień nadal palił się wewnątrz. Powiadano, że była to praktyka pewnego typu qigong (chi kung). Każdego ranka i wieczora mnisi spotykali go trenującego w ten sposób: wiosną, latem, jesienią i zimą, siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku. Trwało to przez okres dziewięciu lat.

Po tym okresie, gdy Che Kong koncentrował się, był zdolny do pełnej kontroli przepływu energii Qi w swoim ciele. Gdy skierował ją do jakiejś części ciała, mięśnie w tym obszarze puchły, i stawały się twarde, niczym bryły stali. Uderzenie w nie pałką, lub nawet młotkiem nie pozostawiało żadnego śladu. Wielu ludzi prosiło go o zdradzenie sekretów treningu shaolińskiego stylu żurawia, lecz on odpowiadał:

"Styl ten jest użyteczny w trudnych lub niebezpiecznych sytuacjach. Siła technik żurawia skupiona jest w nogach ćwiczącego, a esencją jego ducha jest cisza. Adept tego stylu w trakcie praktyki musi w pełni skoncentrować swą uwagę, rozpostrzeć ramiona i zebrać energię Qi. Tak zwane odczucia: "Pusty duch i pusta wola", "Zapomnienie siebie", "Stanie samotnie jak kolumna" oraz "Ściana opadająca na osiem tysięcy stóp", są terminami, których nie można przełożyć na słowa, ani też takie odczucia nie przychodzą bardzo szybko. Jednakże, jeśli ktoś praktykuje wystarczająco długo, wkrótce je odczuje i posiądzie."

W okresie Xian Ping, za panowania cesarza Zhen Zong (998 -1022 r. n.e.) z Północnej Dynastii Song (960 - 1127 r. n.e.), kuzyn mnicha Chu Kong brał ślub. Wuj Che Kong'a napisał do niego list, zapraszając go do powrotu do domu, poprowadzenia ceremonii i udzielenia kuzynowi ślubu. W związku z tym, że na uroczystość miało przybyć wielu członków rodziny, była to również doskonała okazja do odnowienia więzi rodzinnych. Chu Kong przyjął zaproszenie. Dom wuja wybudowany był tuż obok prywatnej szkoły. Gdy po zakończeniu ceremonii, udał się na samotny spacer, dostrzegł go nauczyciel i uczniowie szkoły sąsiadującej z domem wuja. Słyszeli oni, ze Chu Kong jest mistrzem sztuki walki, więc zaczęli prosić go, by dał im pokaz swych umiejętności.

Chu Kong wielokrotnie grzecznie im odmawiał, mówiąc między innymi:

"Sztuki walki są, jak akademickie badania. Sukces w nich nie jest osiągany łatwo i szybko. W badaniach akademickich student musi być pilny i uważny. Musi on poświęcać wiele czasu na badania i naukę."

Słowa te jednak nie zaspokoiły oczekiwań nauczyciela i uczniów. Nalegali oni, by zaprezentował im jakąś umiejętność. Nie mogąc dłużej odmawiać, Chu Kong zgodził się. Był wtedy środek parnego lata, a okolica, w której położona była szkoła, nawiedzana była przez chmary moskitów. W chwili, gdy Chu Kong zgodził się na pokaz, wielki moskit wleciał do pokoju w którym wszyscy stali, usiadł na jego przedramieniu i przebił skórę i zaczął ssać krew. Chu Kong patrząc na moskita spokojnie powiedział: "Czas na pokaz", po czym skoncentrował się i poprowadził energie Qi do swego przedramienia, które szybko zgrubiało i stwardniało. Moskit, który na nim siedział, zaczął brzęczeć, panicznie bijąc skrzydełkami i ruszając odnóżami, bezskutecznie próbując odlecieć. Mimo wysiłków, nie mógł wyszarpnąć się z przedramienia Che Kong'a. Zebrani uczniowie próbowali oderwać moskita z przedramienia mnicha, lecz nadal pozostawał na nim jak wrośnięty. Stali oni oniemieli ze zdziwienia, z otwartymi ustami. Stary nauczyciel zaprosił Che Kong'a do swego pokoju, zagotował herbatę i wręczając mu filiżankę, zapytał:

"Mistrzu, nie widziałem, abyś się w ogóle poruszał, skąd więc bierze się twoja moc?".

Pijąc swą herbatę, Che Kong zaczął wyjaśniać staremu nauczycielowi teorię praktykowanej przez siebie sztuki walki. Powiedział on:

"Siła pochodzi z płynności, a nie z twardości.
Tam, gdzie popłynie twoja Qi - tam zgromadzi się twoja siła.
Siła wywodzi się z Qi. Gdy Qi jest kontrolowana, można jasno wyrazić siłę. Jeśli nie posiadasz Qi, skąd masz czerpać swoją siłę?
Siła przeciętnej osoby pochodzi z gwałtownego ruchu. Przepływa ona powierzchownie, nie wypływając z wnętrza.
Siła prawdziwego mistrza istnieje prawie bez jego wiedzy. Zatapia się ona w nim głęboko, przenika na wskroś. Jego dotknięcie jest ciężkie, jak góra.
Gdy w walce używa on jednej ręki, Qi zogniskowana jest w trzech jej miejscach:
ramieniu, łokciu i podstawie dłoni. Unosząc dłoń, cała moc ciała rusza do miejsca, w której jest zebrana Qi. Qi podąża za umysłem z szybkością dźwięku.
Gdy ktoś praktykuje właściwie, może tego doświadczyć."

Stary nauczyciel wysłuchał w skupieniu słów Che Kong'a, często kiwając potakująco głową i aprobując tym samym jego maestrię w sztuce walki.

Kilka lat później, w środku zimy, shaolińscy mnisi zostali poproszeni o recytację buddyjskich sutr w trakcie pogrzebu w mieście Luoyang. Chiny pogrążone były wówczas w chaosie. Grupy bandytów napadały na różne miejsca w kraju, grabiąc i mordując ich mieszkańców. Przed wyruszeniem w drogę, przeor Shaolin zebrał wszystkich mnichów świątyni i przekazał im swoje polecenia:

"Trzydziestu najlepiej wyszkolonych w sztuce walki mnichów ma pozostać w klasztorze, by go w razie potrzeby chronić. Che Kong zostanie ich przełożonym, mają go oni słuchać we wszystkim, co im poleci. W przypadku jakichkolwiek strat klasztoru, winni zostaną ukarani przez ogolenie brwi i wydalenie ze świątyni do pustelni, gdzie będą żyć pogrążeni w medytacji przy woni kadzideł."

Po pięciu dniach od wyruszenia mnichów do Luoyang, horda bandytów przybyła z południowego zachodu i otoczyła klasztor Shaolin. Było ich ponad stu. Zawiadomili mnichów, że mają zamiar splądrować świątynię, zabrać broń i wszelkie kosztowności przechowywane wewnątrz. Che Kong zebrał wszystkich pozostających pod jego rozkazami mnichów, i polecił im bronić przed najeźdźcami różne ważne miejsca w klasztorze. Po wydaniu poleceń, chwycił w dłoń swoją włócznię, otworzył główną bramę świątyni i wyszedł na zewnątrz.

Stanął samotnie na drodze u podnóża bramy, przygotowując się do odparcia ataku bandytów. Gdy ci dostrzegli tylko jednego mnicha przed świątynią, szybko chwycili broń, pobiegli w jego kierunku i otoczyli go. Pomimo, że zaatakowali go równocześnie, mnich odparł atak, a następnie zręcznie wbijał ostrze swej włóczni w jednego po drugim, bądź trafiał i obalał ich uderzeniami drzewca. Ze względu na swą zwinność i długość włóczni, mnich pozostawał poza zasięgiem broni bandytów. Po chwili, pięciu lub sześciu bandziorów leżało martwych na drodze. Ponieważ sytuacja nie rozwinęła się zgodnie z ich oczekiwaniami, bandyci postanowili zmienić taktykę walki i zaatakować swego przeciwnika równocześnie kilku siedmio lub ośmioosobowymi grupami. Jednak nawet w takiej przewadze liczebnej, nie byli oni w stanie pokonać uzbrojonego we włócznię mnicha. Pod koniec dnia, ciała wielu bandytów leżały na drodze przed bramą klasztoru, a tylko kilku z nich miało szczęście ujść z życiem.

Che Kong wydawał się nawet nie draśnięty. Drugiego dnia, bandyci otaczający klasztor byli jeszcze bardziej źli i zdeterminowani. Nie wiadomo skąd przytaszczyli i ustawili w pobliżu bramy domowej roboty armatę. Napełnili ją prochem i grudkami metalu wielkości ziaren soi. Gdy tylko Che Kong wyszedł przed bramę, natychmiast wycelowali w niego, zapalili lont i wystrzelili z hukiem. Pióropusz ognia i dymu z wystrzału przysłonił postać mnicha. Gdy wiatr rozwiał dym, Che Kong leżał na ziemi, lecz po chwili podniósł się żwawo i nietknięty stanął w tym samym miejscu. Bandyci jeszcze trzykrotnie strzelali do niego tym sposobem, jednak zawsze bezskutecznie. Gdy zrozumieli, że ten rodzaj ataku jest nieefektywny, postanowili go zmienić. Dziko i wściekle wyli, wrzeszcząc:
"Bierzmy go żywego!",
jednak żaden z nich nie wykonał choćby kroku w kierunku mnicha. Trzeciego dnia bandyci załadowali armatę prochem i żelaznymi igłami używanymi w tkactwie bawełny. Pomimo, że Chu Kong podobnie jak poprzednio, w chwili wystrzału rzucił się na ziemię, został na kilka kroków odrzucony w tył, a setki igieł odbiło się od jego ciała, jak gdyby trafiły w ścianę. Po chwili mnich wstał i znów dzielnie stanął przed bramą klasztoru. Widząc to, bandyci zaczęli drżeć ze strachu, szepcząc do siebie nawzajem:
"Bóg stąpił na ziemię! Bóg stąpił na ziemię!"

Nikt z nich nie odważył się zaatakować walecznego mnicha.

Gdy mnisi przebywający w Luoyang usłyszeli, ze klasztor został napadnięty, szybko podążyli z odsieczą swym towarzyszom. Bandyci atakowani z przodu i z tyłu rzucili się do panicznej ucieczki, "niczym szczury z tonącego statku".

Na drodze ich ucieczki zaległy ciała poległych. Gdy bandyci zostali pokonani, przeor klasztoru Shaolin wezwał wszystkich mnichów, podszedł do Che Kong'a, obszedł go i obejrzał ze wszystkich stron. Był on cały i zdrowy, lecz zebrani mnisi dostrzegli, że całe jego ciało pokryte było małymi siniakami i setkami drobnych, czerwonych punkcików o rozmiarze końca pałeczki kadzidła, jako śladach po ciosach i trafieniach stalowych igieł.

Przeor klepnął go w ramię i powiedział :
"Oto prawdziwe kung fu."

Gdynia 2001-03-17

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.