Kolorowy napis z ideogramami: Świat Nei Jia

NR 10 (LUTY 2000)


Historie prawdziwe, legendy i baśnie

Z "ANEGDOT O MISTRZACH I UCZNIACH DOMU HU"
(część II)

Za czasów mistrza Hu Jian, uczniowie z domu Hu często toczyli ze sobą walki, jeśli tylko byli do tego przygotowani. Wolno było walczyć zawsze i wszędzie, pod warunkiem , że nie okaleczało się współbraci. Wielu uczniów próbowało pokonać Starszego Brata Kien Tana, lecz zawsze czymś ich zaskakiwał jeśli nie siłą i szybkością, to podstępem. Umiał on tak wpłynąć na ludzi, że walka zawsze toczyła się w dogodnych dla niego warunkach i w odpowiadający mu sposób. Natomiast przeciwnicy nie mogli zastosować swych ulubionych technik.
Młodsi uczniowie przyszli więc do mistrza Hu z prośbą, by zakazał Kienowi takiego postępowania.
- Dlaczego miałbym to zrobi? - zdziwił się Hu Jian. - Starszy Brat Kien nie dopuszcza, byśmy stosowali swe najlepsze techniki - powiedział jeden z nich. - Walczy tylko wtedy, kiedy chce i jak chce. Dlatego nie możemy sprawdzić, kto z nas jest naprawdę lepszy. Jest niski i kulawy, ale zawsze wygrywa.
- Nie porównuję technik mej szkoły, gdyż wszystkie są dobre - odrzekł mistrz. - Porównuję moich uczniów, by sprawdzić, którzy są skuteczniejsi.
- Ale to niesprawiedliwe powiedzieli młodsi uczniowie. Niesprawiedliwie byłoby wtedy, gdyby mądrzejsi przegrywali, a głupsi wygrywali tylko dlatego, że mają mocniejsze ciała- powiedział Hu Jian. - W mojej szkole nigdy tak nie będzie i nakazał im trenować nadal.

Hu Nanjian, Zapiski, księga Rok Metalowego Psa

Gdy mistrz Hu Jian się bardzo postarzał, zaczął w swej pracy wyręczać się uczniami. Szkolenie nowych powierzył Dwunastemu Bratu Liu Zuozhangowi, a później kazał mu nadzorować pracę innych nauczycieli. Nie wszyscy starsi uczniowie byli z tego zadowoleni, a zwłaszcza bratanek mistrza Hu She, który spodziewał się, że zostanie jego spadkobiercy. Jako że był człowiekiem o braku równowagi w wątrobie(1), uniesiony złością opuścił dom mistrza, przeprowadził się na przedmieścia zwane Zarzeczem i zaczął przyjmować uczniów. Wszyscy w mieście byli bardzo oburzeni, zaś mistrz Hu Jian, bardzo zawstydzony położył się do łóżka i rozchorował, uważał bowiem, że stracił twarz, wychowując takiego ucznia.
Tymczasem Hu She powodziło się bardzo źle, gdyż uczniów miał niewielu, a nikt nie chciał wynajmować go do ochrony, z czego od dawna żyli członkowie jego rodziny. Bali się bowiem, że taki człowiek łatwo może nie dotrzymać warunków umowy, a trudno byłoby go do tego zmusić. Poszedł więc do sędziego z Yigou, szlachetnego Xia Trzeciego, zwanego też Kaligrafem. złożył mu odpowiednie dary z majątku swej żony i obiecał, że jeśli uda mu się przejąć kontrolę nad szlakiem z Anyangu do Huei, będzie mu płacił wyższe łapówki, niż gildia kupców z Yigou. Xia obiecał mu, że jeśli będą na niego skargi, to nie zostaną rozpatrzone w odpowiednim czasie. Objął go opieką również w innych miastach, gdzie urzędowali jego znajomi, winni mu przysługę. Rozzuchwalony Hu She zaczął wysyłać swych ludzi, by demolowali sklepy kupców, nie chcących go opłacać.
Starszym gildii był wtedy jeszcze Fa Yushou. Dowiedziawszy się o wszystkim, kazał sprowadzić palankin i udał się do domu mistrza Hu, by złożyć wyrazy ubolewania z powodu jego choroby. Mistrz Hu wzdragał się go przyjąć, lecz musiał ustąpić, gdyż wielce krępujące było trzymanie palankinu pud skromnymi wrotami jego domu. Przyjął więc gościa w sali centralnej, siedząc w fotelu w otoczeniu Kulawego Kiena, Liu Zuozhanga i paru innych starszych uczniów. Fa Yushou złożył mu odpowiednie wyrazy szacunku i prezenty. Nic pozwolił też choremu wstać, by mógł on złożyć odpowiednią ilość pokłonów(2). Po dłuższej rozmowie wyraził żal z tego powodu, że Hu She zaczął demolować sklepy członków gildii.
- Wasza Wielmożność bardzo mnie zawstydza powiedział Hu Jian. - Jestem za niego odpowiedzialny. Gdybym lekkomyślnie go nie uczył, nigdy nie doszłoby do takiego zgorszenia.
- Skromność mistrza Hu jest znana w całym mieście - odparł Fa. - Nie ma jednak po co zamartwiać się o przyszłe czasy. Trzeba po prostu coś zrobić.
- Tak - odparł Hu. - Na pewno trzeba będzie coś zrobić. Czy ty też tak uważasz, Kien Tan?
Kulawy Kien, który w późniejszym wieku mówił bardzo mało, odrzekł - Tak, mistrzu, po czym poszedł do swych pomieszczeń, spakował węzełek i wyszedł główną bramą.
- Nie mamy się o co martwić - rzekł Fa. - Na pewno nikt w mieście nie będzie mógł powiedzieć, że mistrz Hu stracił twarz.
Kulawy Kien ruszył w stronę Anyangu, gdzie podobno ostatnio zniszczono sklepy kupców gildii. Gdy siedział w herbaciarni, zwanej Wypoczynek w Cieniu Starej Sosny, podszedł do niego z wielkim hałasem potężny mężczyzna, wyraźnie rozzłoszczony. Pokłonił mu się wielokrotnie i gwałtownie, szeroko rozstawiając nogi i łokcie(3), i Kien rozpoznał Li Strażnika Mostu, zwanego też Bandytą Li.
- Twój widok sprawia mi radość, wujku (4)- zawołał Li. - Mam nadzieję, że coś zrobisz. Wybacz mi wzburzenie, ale obrażono mnie dziś dotkliwie.
Gdy Kien zrobił zdziwioną minę, Li wykrzyknął - Tak, sam nie mogę pomścić zniewagi. W każdym razie nie sam. - Opowiedz o tym - rzekł Kien.
- Jestem tylko wiejskim prostakiem, bez majątku i wykształcenia, za to z rodziną na utrzymaniu. Nie potrafię nawet rozróżnić hieroglifu własnego imienia. Musiałem więc żyć na gościńcu i niektórzy nazywają mnie Bandytą Li. Ale nigdy nie wziąłem nikomu więcej, niż było go stać, nigdy też nie walczyłem i zabijałem dla przyjemności. Czy tylko dlatego, że ma karma jest tak zła, ten żółwi pomiot, tyle warty co psie gówno, Hu She myśli, że ja, Li Strażnik Mostu będę pracował dla człowieka, który założył szkołę w mieście swego mistrza(5)? Nie jestem nierozumnym zwierzęciem - krzyczał Li.
- Bądź cicho, kuzynie, proszę cię - uśmiechnął się Kien. - Przez całe życie nikogo nie zrujnowałeś, ale dziś doprowadzisz właściciela herbaciarni do rozpaczy. Goście już zaczynają uciekać, bo myślą, że za chwilę wybuchnie bójka. Czy wiesz, gdzie jest Hu She?
- Nie wiem, wujku - powiedział Li. - Ale mogę sprowadzić tego kundla, który przyniósł mi od niego wiadomość.
- Dobrze - odparł Kien. - Ale nie tu. Przyprowadź go do domu Pena Drugiego, członka gildii z Yigou - po czym Kien udał się do domu Pena, gdzie go przyjęto i pozwolono dokonać przygotowań, a Li poszedł do zajazdu w Lijiagou, gdzie ujął posłańca Hu She, Tana zwanego Żarłokiem i zaprowadził go siłą w umówione miejsce. W progu przywitał ich sługa Pena Trzeciego, zwany Spokojnym, mężczyzna wielki i silny i zaprowadził na tylny dziedziniec, gdzie siedział Kien.
- Mów, obwiesiu - wykrzyknął Li, zmuszając go do klęknięcia - powiedz, gdzie obraca się twój pan!
- Nie wiem - rzekł Żarłok. - Może gdy opłacicie lepiej me trudy.
- Ile chcesz? - zapytał Spokojny. - Pięć liangów srebra.
Kulawy Kien skinął i Spokojny wyniósł palcościsk(6) i pałki do chłosty(7).
- Nie boję się! - wykrzyknął Żarłok. - Nic mi nie zrobicie! Za mną ujmie się mistrz Hu She, a za nim sędzia Xia. Będziecie musieli sporo zapłacić za ten wyczyn!
- Ach, tak? - spytał Kulawy Kien, podszedł do niego i spojrzał mu prosto w oczy.
- Zemdli cię, wujku - ostrzegł go Li. Żarłok jednak nagle cofnął się i rozpłakał. I wszystko im powiedział. Skończywszy z Żarłokiem, Kien i Li udali się do Anyangu, gdzie ludzie Hu She obchodzili sklepy, grożąc i wmawiając kupcom, że mają dług u Hu She, nieposłusznym zaś niszcząc towar. Kien usiadł w sklepie kupca Zai i czekał. Po pewnym czasie weszli dwaj ludzie Hu - Tan Dziewiąty i Długi Yu, dopytując się o wino z Suzhou, którego Zai nie miał. Wówczas przypomnieli mu o "długu" wobec Hu She, a on tłumaczył, że go nie zaciągał.
- Jak śmiesz mówić, że nie brałeś srebra od naszego mistrza - krzyczał Tan. - Zaraz poszukamy i na pewno je znajdziemy.
- Czy to srebro? - odezwał się siedzący w ciemnym kącie Kien, obracając w palach sztukę metalu.
Tan zatrzymał się, usiłując dojrzeć jego twarz.
- Weź je sobie - rzekł Kien, rzucając je. Trafił go w głowę i zabił na miejscu, zaś Długi Yu wybiegł z krzykiem ze sklepu i pognał do herbaciarni Kwiaty Wiosennej Śliwy, w której siedział Hu She z paroma ludźmi, gdzie opowiedział o wydarzeniu.
- Kulawy Kien przez ostatnie lata szkolił się w miotaniu różnych przedmiotów - rzekł Hu She. - Potrafi wbijać metalowe kule w ściany domów. Na pewno gdzieś się tu kręci. Muszę wiedzieć, gdzie jest, nim on dowie się o mnie. Biegnijcie szybko i znajdźcie go - rozkazał swym uczniom.
Okręcili warkocze dookoła głów, zawinęli rękawy i wybiegli w pośpiechu. Gdy tylko znikneli w uliczkach, do herbaciarni wszedł Kien, siadając przy stole naprzeciw Hu i każąc podać herbatę. Przed drzwiami stanął zaś Li z bojową łopatą na wypadek, gdyby uczniowie Hu She wrócili. Był bardzo duży, brodaty, a że przed dwoma laty otrzymał cios, który zniekształcił mu twarz, wyglądał jak Strażnik Wiary przed buddyjską świątynią(8). Wszyscy w pośpiechu opuścili ulicę przed herbaciarnią.
Hu She został sam na sam z Kulawym Kienem, który spokojnie pił herbatę. Ponieważ Kien, jako kulawy, lepszy był w obronie i znany ze swych kontrataków, Hu postanowił nie rozpoczynać walki. Gdyby uczniowie zaczęli wracać, Starszy Brat, którego sytuacja zmieniałaby się na niekorzyść, musiałby zaatakować pierwszy. Czas jednak płynął, uczniowie nie wracali, Kien pił herbatę, a Hu czuł, że jego serce zaczyna ulegać coraz większemu wzburzeniu(9). Myślał o tym, by po prostu wyjść, jednak obawiał się, by w chwili gdy znajdzie się w wąskich drzwiach i nie będzie mógł odskoczyć, Kien nie cisnął nagle jakimś przedmiotem, zabijając lub okaleczając. Nie chciał także odwracać się do niego plecami. Postanowił więc jednak zacząć walkę. Podszedł do stołu Kiena i zaatakował techniką Błękitnego Smoka, wykorzystując to, że ma dłuższe ramiona. Kien jednak nagle kopnął stół w bok, tak, że przestał ich dzielić, zbliżył się, więc długi cios Hu trafił w próżnię i wykonał tę samą technikę, trafiając She w twarz. Ten ogłuszony zrobił jeszcze krok w przód. Kien odsunął się, a kiedy znalazł się za jego plecami chwycił go i skręcił mu kark.
Bardzo chory mistrz Hu Jian siedział w fotelu pod podcieniem sali przyjęć na pierwszym dziedzińcu, gdy wrota przekroczył Kulawy Kien, nucąc jakąś piosenkę. Za nim, na swej taczce, przewoźnik Zhu wiózł zwłoki Hu She. Kien był bowiem zdania, że skoro mistrz jest odpowiedzialny za She, to musi go pochować, nie zostawiając tego zaszczytu innym.
- Kien Tan! - zawołał mistrz. - Pokaż mi swe serce(10). Kien Tan zbliżył się i stanął przed nim.
- Tak - powiedział Hu Jian. - Nie ma w nim więcej smutku, niż zazwyczaj, mimo, że zabiłeś swego brata.
- Szybko umarł, mistrzu - odparł Kien.

Szykując się na śmierć, mistrz Hu Jian wzywał swoich uczniów, by z nimi porozmawiać. Wezwawszy Kien Tana rzekł do niego:
- Kien Tan. Gdy zjawiłeś się w moim domu byłeś taki mały. Twoja rodzina nie żyła, a ty byłeś chory i ranny. Zamiatałeś wtedy podłogę w sali ćwiczeń. Teraz nie ma lepszego wojownika w rodzie Hu i nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie. Ile walk stoczyłeś?
- Chyba sześćdziesiąt parę, mistrzu.
- I zabiłeś czterdziestu ludzi. Twój brat Lin Zuozhang walczył czterdzieści razy i jeszcze nikogo nie zabił, a przecież też wygrywa.
- To prawda, mistrzu.
- Przyszedłeś tu ze smutkiem w sercu. Trening dał ci wielką siłę, by to znieść, ale walcząc w naszym interesie tyle razy i załatwiając tyle spraw dowiedziałeś się, jak niskimi pobudkami kierują się ludzie, jak łatwo ich przekupić, kierować nimi tak, by się tego nie domyślili, wreszcie jak łatwo rozłączyć ich dusze(11), a twój smutek od tego wzrósł. Dałem ci za żonę swą córkę, Kwietną Wiosnę, bo była szczerą, poczciwą i radosną kobietą. Niestety, jej zdrowie nie było silne i zmarła, a córka, którą ci zostawiła, odeszła do domu teściów. Wysyłałem was razem z Dużym Fanem do załatwienia spraw i cieszyłem się, że się przyjaźnicie, bo mimo że porywczy, był wesoły i lubiliście się. Niestety, zginął walcząc z dongiem Małych Noży. Od tego czasu martwię się Kien. W Hu She dominował gniew i poszedł za głosem swej natury. A ty zabijasz ze smutku, gdyż zbyt wiele nauczyłeś się o ludziach. Proszę cię, Kien, nie ucz już nikogo, a jeśli, to tylko taką osobę, której natura nie da się uformować na twe podobieństwo. Jesteś tak silny, że tylko wyjątkowi ludzie ci nie ulegną.
- Szkołę poprowadzi Dwunasty Brat Liu, czyż nie? - spytał Kien.
- Nie mogę ci jej zostawić, ani też ty nie masz na to ochoty, mimo że nikt lepiej nie walczy i więcej nie wie. I masz rację, Kien. Smutek uszkadza płuca. Nie zajmuj już się nikim, zajmij się tylko sobą, byś mógł długo żyć.
- Myślałem o taoistycznej pustelni na Górze Wichrów - rzekł Kien.
Znam przeora. Napiszę do niego -- odparł Hu Jian. - A teraz wezwij wszystkich. Trzeba przeprowadzić oficjalną adopcję Liu. I muszę mu przekazać tajne techniki rodu(12).

Fragmenty z: Shi Fake, Biografia mistrza Liu ZuoZhanga, zwanego Hu Bez Przeciwnika

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.