Kolorowy napis z ideogramami: Świat Nei Jia

NR 11 (KWIECIEŃ 2000)


Historie prawdziwe, legendy i baśnie

Uwaga: "Anegdoty o mistrzach i uczniach domu Hu", skompilowane w końcu XVIII w. przez ostatniego spadkobiercę rodu, Hu Jianhou są jedynym śladem po stylu, zanikłym w okresie powstań XIX w. przeciw dynastii Qing. Reszta materiałów prawdopodobnie zaginęła w czasie plądrowania Chin Środkowych przez wojska tłumiące bunty. Hu Jianhou zginął prawdopodobnie ok. 1813 r. podczas likwidacji powstania "Białego Lotosu". Tekst został odnaleziony przez antykwariusza Hansa Mayera w pekińskim antykwariacie w 1903 r. i wywieziony do Berlina.

Z "Anegdot o mistrzach i uczniach domu Hu"
(część III)

Po śmierci Hu She sędzia z Yigou, szlachetny Xia Trzeci, zwany Kaligrafem, stracił obiecane przez niego dochody i był z tego powodu zagniewany. Wiadomym było powszechnie, że zamierza wezwać przed sąd członków domu Hu. Żyjący jeszcze mistrz Hu Jian oraz Liu Zuozhang, noszący obecnie nazwisko Hu i zwany Wuti, obawiali się, że sprawa ta odbije się na interesach rodziny. Można było przypuszczać, że z yamenu wyjdą jako skazani, albo ubodzy, zwłaszcza gdy sędziemu osobiście zależy na sprawie. Mistrzowie rozpatrywali wpłacenie odpowiedniej łapówki bez wezwania lub zabicie Xia. Obie jednak możliwości miały swoje złe strony. Wiadomo było, że łapówka musi być bardzo wysoka, a rozgrywki z Hu She kosztowały szkołę dużo srebra, gdyż Hu Jian poczuwał się do wyrównania strat kupcom, którzy ucierpieli na skutek działalności jego byłego ucznia. Natomiast zabicie urzędnika musiało doprowadzić do surowych dochodzeń. Groziło też zemstą przyjaciół Xia ze szkoły (1) i jego rodziny, która miała wpływy w stolicy. Gdy trwała dyskusja, do sali wszedł Kulawy Kien, jak zwykle milcząc. Słuchał argumentów wszystkich uczniów, doradzających mistrzowi, aż nagle odezwał się:
- Skoro i jedna, i druga ewentualność są złe, najlepiej zrobić coś jeszcze innego.
- Co masz na myśli? - spytał Liu Zuozhang. - Coś pośredniego - odrzekł Kien.
- Jak można zabić człowieka tak, by go nie zabić i przekupić tak, by nie dać mu tyle pieniędzy, ile by chciał? - spytał jeden z młodszych uczniów. Kien roześmiał się i zanucił piosenkę Dwu zalotników (2) . Liu zrozumiał aluzję, skłonił się i powiedział:
- O tak, Starszy Bracie, zrób to.
Kien wyszedł, a mistrz Hu Jian spojrzał na Liu i zapytał: - Zuozhang, czy miasto spłonie?
- O nie, ojcze - odrzekł Hu Wuti. - Nie myślę, by tym razem zbyt wielu ludzi ucierpiało.
Kien tymczasem wezwał swych byłych uczniów: Długiego Li z Zarzecza, Pena Niedźwiedzia z Anyangu i Trzeciego Hana z Suzhou, który przybył ze swymi dwoma uczniami. Oznajmił im, że zamierza "odejść od świata" do świątyni na Górze Wiatrów i chce się z nimi pożegnać, wydając niewielkie przyjęcie. Jednak wróżbita Zhen poradził mu, by odczekał na szczęśliwy dzień; wtedy wskaże mu również korzystne do tego celu miejsce.
W parę dni później Zhen zwany Nieśmiertelnym przysłał chłopca do mieszkania Kiena, po czym umówieni ludzie, oraz jeszcze paru innych udali się do gospody "Przy Studni Zielonego Smoka". Gospodarz poczęstował ich dobrym obiadem, osłonił stolik parawanami i podał wino jaśminowe. Racząc się winem i ciepłą ryżową wódką bawili się dość hałaśliwie, aż zaczęło to zwracać uwagę gości z sąsiedniego pawilonu, przeznaczonego dla dostojnych przybyszów.
- O tak, dobrze się bawimy - zawołał Pen. - Ale kolej na zaśpiewanie piosenki przyszła na Starszego Brata Hana, a on ma tak słaby głos, że mucha, która tu lata będzie mu przeszkadzać. Zdaje mi się, że nie będzie mógł się z tego wywiązać i wypije tyle karnych czarek, że będziemy musieli go odnieść do domu, by nie robił zgorszenia na ulicach.
- Żaden owad nie będzie mi przeszkadzał - odrzekł Han. - Gospodarzu, gdzie służba? Dlaczego tutaj latają muchy?
- W mojej gospodzie nigdy ich nie było - obraził się gospodarz - Tu przychodzą dostojni klienci!
- A to co? - krzyknął Pen, wskazując owada. Gospodarz i służba starali się ją złapać, by nie kompromitować lokalu, lecz mucha latała wysoko pod powałą. Podpici klienci zbiegli się na widowisko; również zasłony pawilonu dla dostojnych gości uchyliły się i wtedy się okazało, że wewnątrz ucztuje sędzia Xia, dwóch innych urzędników i Zhen Nieśmiertelny.
- Gospodarzu! Co to za hałasy? - odezwał się Zhen. Przerażony gospodarz podbiegł w ukłonach do wejścia, a wtedy głośno odezwał się Kien:
- Nie będzie nam psuła zabawy!
Kulawy Kien nieznacznie ruszył ręką i w powietrzu świsnęła żelazna kula. Bzyczenie owada ustało, a ze ściany posypało się trochę zaprawy. Okazało się, że kula wbiła się w nią tak głęboko, iż służący nie mógł jej dostać palcami i wyciągnąć. Goście zaczęli wymieniać pełne uznania uwagi i tłoczyć się, by to zobaczyć.
- Mistrzu! - odezwał się Han. - Jestem co prawda najmniej zdolnym z twych uczniów (3) , ale może mógłbym uczynić coś podobnego.
- Spróbuj, Han - odrzekł Kien.
Han nagle ruszył ręką, po czym jego kula wbiła kulę Kiena głębiej w ścianę. Rozpoczęła się zabawa. Pen stanął pod ścianą, ustawił na ramionach i głowie naczynia, a reszta gości Kiena trafiała w nie kulami i strzałkami. Ten, kto nie strzaskał naczynia na miejscu, a jedynie strącił je na ziemię pił karną czarkę. Inni goście starali się podejrzeć, co się dzieje i wydawali czasem okrzyki podziwu.
- Zobaczcie - rzekł jeden z urzędników. - Wydawałoby się, że żaden z tych ludzi nie jest uzbrojony. Skąd oni biorą te pociski?
- Cóż- rzekł Xia Trzeci. - Poślijmy im dzban dobrego wina i zaprośmy tu na chwilę. Będzie można ich zapytać. - Czy to wypada? - rzekł jeden z urzędników. - Przecież to prostacy, ludzie bez wykształcenia. Obawiam się, że bawiąc się w takim towarzystwie możemy "stracić twarz".
- Och, jesteśmy przecież w gospodzie, nie w urzędzie - rzekł Xia. - Gospodarz może ich wprowadzić niepostrzeżenie. Rzadko można widzieć takie mistrzostwo. Zabawmy się trochę.
Wezwali gospodarza i kazali mu podać wino sąsiadom i zaprosić ich na chwilę, a ten spełnił ich żądania. Sprowadził do nich Kulawego Kiena i Pena oraz Hana. Na prośbę Zhena popisywali się oni swą sztuką, a biesiadnicy nie mogli odgadnąć, skąd się biorą pociski i co będzie następnym celem. Wreszcie jeden z nich powiedział:
- Nie mogę nic zauważyć, ale te pociski muszą być chyba w rękawach.
- Niekoniecznie - rzekł Pen, po czym wypluł kulę z taką siłą, że rozbił pusty dzban po winie.
- Och! To zaskakujące! - roześmiał się Xia Trzeci. - Możecie zdradzić mi sekret waszej sztuki?
- Nic w tym nie ma dziwnego - rzekł Kien. - Pocisk może być schowany gdziekolwiek. I cokolwiek może być pociskiem. Wydobycie go niepostrzeżenie to tylko sprawa wieloletniego powtarzania. Własne ciało jest tu najlepszym przewodnikiem. Jeśli zna się jego możliwości, można je wykorzystać. Nawet jeśli jest kalekie - tu wskazał na swą nogę.
- A w czym leży sekret siły? - spytał Xia. - Te pociski muszą być chyba wystarczająco ciężkie.
- Nie, panie - rzekł Kien. - Duże pociski są widoczne. Nie zawsze jest też pod ręką coś ciężkiego. Te kule nie są cięższe niż sztuka srebra.
- Doprawdy? - spytał Xia - Sprawdźmy to.
Kien kazał podać wagę do odważania srebra, ale okazało się, że nie ma odważników. Xia chciał zawołać o sztukę srebra, lecz Kien rzekł:
- Pozwól, Wasza Wielmożność. Akurat mam coś, co waży prawie tyle samo - tu wyciągnął cenny, rzeźbiony nefryt i położył na jednej z szalek, a na drugiej kulę, wyciągniętą zza pasa. Rzeczywiście, ważyły prawie tyle samo.
- Musimy już iść, panie - rzekł Kien. - Bardzo zawstydziłeś swą gościnnością takich prostaków, jak my. Racz przyjąć oba przedmioty leżące na tacy na pamiątkę tego przyjemnego wieczoru.
- Och, mówicie o drobnostkach. Naprawdę, nie mogę tego przyjąć. Weźcie je ze sobą.
- Rozumiem, Wasza Łaskawość, że jest to prezent niegodny stanowiska, które reprezentujesz. Doprawdy, bardzo mi przykro i czuję się zawstydzony.
- Ależ to wy mnie zawstydzacie. To bardzo cenny, stary przedmiot.
- Przyjmij go, panie - wtrącił Zhen. - Nie można aż tak upokarzać tych ludzi.
- Zgoda - rzekł Xia. - Ale kulę przyjmijcie z powrotem. To wy wiecie, jak się nią posługiwać. Moim narzędziem jest pędzelek. - Po czym kazał podać przyrządy do pisania i papier i wykonał napis Pamiętny wieczór w gospodzie "Przy Studni Zielonego Smoka" (4). Wręczył go Kienowi ze słowami:
- Doprawdy, ciężko obrażę się, gdy tego nie przyjmiecie. Po pewnych ceregielach Kien wziął papier i wyszedł ze swymi przyjaciółmi.
- Ten człowiek zna się na swojej robocie - rzekł Xia. - Ciekawe, kto to jest.
- Jest on pod wpływem kierunku północnego, we władzy Mrocznego Cesarza - rzekł Zhen Nieśmiertelny. - To on daje mu siłę, ale nieszczęście idzie przed nim i za nim. Lepiej unikać kontaktów z tym człowiekiem, jeśli się nie wie, jak postępować. Goście zamilkli. Wszedł gospodarz i rzekł: - To był Kulawy Kien.
- Co za bezczelność! - wykrzyknął jeden z urzędników. - Ucztować pod naszym nosem! Wezwij panie straż, która eskortowała cię tutaj i każ go ująć.
- Zaraz - rzekł Xia. - Tylko prostak postępuje pochopnie. Każdy z tych ludzi ma uczniów. Nie są z tego miasta i nie ja musiałbym ich ująć. A każdy z nich może zabić z dużej odległości. Zlikwidowanie jednego nic nie da, a zlikwidowanie wszystkich naraz nie leży w mojej możliwości. Wszyscy wiedzą, jak ci ludzie się popierają. Nie, stanowczo wolę nefryt od kuli.
Poczym nakazał przerwać dochodzenie przeciw domowi Hu.

Fragmenty z: Shi Fake, Biografia mistrza Liu Zuozhauga, zwanego Hu Bez Przeciwnika.

Pod koniec panowania cesarza Qianlonga (5) doszły do Yigou wiadomości o walkach na północy. Mieszkańcy zaczęli się więc zbroić, gdyż pewne było, że zamieszki wybuchną i tutaj i każdy, czy chce czy nie, będzie w nie wciągnięty. Mistrz Hu Wuti, dawniej zwany Liu Zuozhang, wezwał swych najstarszych uczniów, by omówić z nimi przyłączenie się do walki. Shi Qinhu radził, by czekać, aż sytuacja się wyjaśni i któraś ze stron osiągnie przewagę. Hu Yande zaś twierdził, że walki i tak uniknąć się nie da, natomiast jeśli przystąpi się do niej po innej stronie, niż przywódcy gildi z Yigou, straci się źródła utrzymania (6). Hu Wuti zaś wiedział, że ryzyko jest ogromne i ciągle się obawiał.
- Gdyby mój starszy brat, Kien Tan był tutaj, lżej byłoby mi wyruszyć. To był najlepszy wojownik naszej szkoły i potrafiłby znaleźć wyjście. Ja jestem tylko prostym człowiekiem, wiedzącym czasem, jak zachować się właściwie.
- Kulawy Kien jest w pustelni na Górze Wiatrów i choruje. Odwrócił się od świata, jak mu kazał Szanowny Przodek Hu Jian - rzekł Shi Qinhu.
- Mimo to przyjmuje czasem gości i ćwiczy cały czas. Nie jest to więc obłożna choroba - rzekł jeden z uczniów. - Podobno byli u niego Pen Niedźwiedź i Bandyta Li.
- No cóż, sprawdzimy to - rzekł Hu Wuti.
Kazał przynieść przybory do pisania i rozrobić tusz, po czym ujął pędzelek i napisał:
Pokorny i nieumiejętny uczeń Hu Zuozhang do szanownego mistrza Kien Tana. Z powodów nieszczęsnych okoliczności zewnętrznych muszę się udać w podróż. Proszę cię, nauczycielu, byś przechował kronikę rodu i notatki naszych mistrzów, aby w tych niebezpiecznych czasach wiedza ta nie została zmarnowana.
Po czym wyjął ze schowka dokumenty szkoły, zapieczętował je w mocnej skrzynce i przesłał je przez młodszego ucznia na Górę Wiatrów.

Shi Fake, Biografia mistrza Liu Zuozhanga zwanego Hu Wuti.

Na starość Kulawy Kien przebywał w świątyni na Górze Wiatrów, gdzie zajął jedną z pustelni. Jak przepowiedział przed śmiercią mistrz Hu Jian, mimo ćwiczeń zaczął chorować na płuca, więc przeor przysłał mu młodego służącego. Chłopcem tym był Si Xiajia. Był zachwycony służbą u tak znanego człowieka, a Kien go lubił- jednak, zgodnie z radą mistrza Hu Jian odmawiał jego uczenia.
W klasztorze tym przebywała też Li Sanmei, trzecia córka właściciela herbaciarni z Lijiagou, niska i silna młoda kobieta, bardzo pracowita. Pomagając w ubogiej herbaciarni zrobiła się bezczelna i pyskata, a naturę miała niepokorną. Ponieważ ani jej uroda, ani serce (7) nie przejawiały kobiecej delikatności, a ojca nie stać było na duży posag, nikt nie zechciał się z nią ożenić. Mając z nią same kłopoty, ojciec oddał ją na służbę do klasztoru. Jesienią, po wprowadzeniu Kiena na Górę Wiatrów, przybył tam Bandyta Li, złożyć mu koutou (8). Po drodze natknął się na Li Sanmei, gdy nosiła wodę do kuchni klasztornej. Widywał ją wcześniej w herbaciarni i lubił. Ponieważ był spokrewniony z jej ojcem, uznał że należy się zainteresować jej losem. Odprowadził ją, porozmawiał i zamienił parę słów z jej przełożonymi. Odtąd Li Sanmei zaczęła często przynosić wodę, jedzenie i drewno na opał do pustelni Kiena. Zbierała też zioła, jakimi kurował go przeor i on sam siebie po trosze. Po pewnym czasie zaczęła wykonywać coraz więcej prac domowych i spędzać tam coraz więcej czasu. Kien polubił ją i nazywał mniszką Mei. Nie reagował też, gdy podglądała i powtarzała jego ćwiczenia, ale nie mógł się zdecydować na systematyczne uczenie jej, mimo że wszyscy wokół wiedzieli, że młoda kobieta bardzo tego chce.
Na skutek ćwiczeń i spokojnego trybu życia oraz kuracji choroba Kiena nie rozwijała się szybko. Mimo siwych włosów i męczącego kaszlu był sprawny i silny, choć nie stawał się coraz młodszy.
Gdy przyszła przesyłka od Hu Wuti (...). Kien ubrał się paradnie i udał do przeora.
- Szanowny Nauczycielu - rzekł, składając pokłon. - Otrzymałem właśnie na przechowanie ważne dokumenty. Ponieważ, z powodów rodzinnych, muszę udać się w podróż, chciałbym cię prosić o ich przechowanie. Nie sprawiałbym ci kłopotu, gdybym znał kogoś innego, komu można by to wszystko powierzyć.
- Nie jesteś wiele młodszy ode mnie, Kien, a umysł (9) masz ciągle lekkomyślnego młodzika. Nie rusza się w podróż w tak niepewnych czasach, ani z twoją chorobą. Zamiast myśleć o tym swoim uczniu Liu, który gdyby miał trochę wstydu, przysłałby papiery prosto do mnie - rzekł przeor, popatrzywszy na pieczęć - posłuchałbyś swojego ciała, które mówi, że już dość się w życiu nawędrowałeś. To głupota, tak trwonić siły. Nie zostało ci wystarczającą dużo qi w nerkach (10) na dokonywanie wielkich czynów.
- Wiem, że trwonienie sił to głupota - roześmiał się Kien. -Zbliża się jednak czas, w którym wszystkich czekają kłopoty: jeśli nie śmierć, to głód, rabunki i poniewierka. Człowieka zaś, który znany jest z umiejętności walki któraś ze stron może zabić na wszelki wypadek, by nie przyłączył się do przeciwnej. Lepiej samemu wybrać czas i miejsce, póki są siły.
- O, nie zapomniałeś jednak mówić, Kien - odrzekł przeor (11) . - Ale i tak po skutkach okaże się, czy mądrze. Myślę, że nie dożyjesz stu lat (12). Kien zaśmiał się, pożegnał i wyszedł.
W pustelni kazał Si Xiajia spakować wszystko do drogi, a mniszce Mei osiodłać klacz i przytroczyć do siodła ciężką, prostą szablę, ozdobioną symbolem Huanwu (13), jaką wykuto dla niego do ćwiczeń wzmacniających ciało. Potem ubrał się na czarno, obwiązał włosy taoistyczną chustą, schował w ubraniu sztylet i parę kul do rzucania, po czym udał się do świątyni, gdzie przesiedział przez okres jednej straży w spokoju. Gdy wrócił, pożegnał Si Xiajia i odesłał go do przeora. Przed domem stała osiodłana klacz, którą za uzdę trzymała mniszka Mei. Ubrana była w gruby, brązowy kaftan (14), na ramieniu trzymała okuty na obu końcach drąg, a na nim węzełek i parę zapasowych butów.
Kien wsiadł na klacz i niezadowolony, odezwał się surowo:
- Zostajesz, Mei.
- Głupio robisz, wujku. Potrzebujesz mnie.
- Do niczego cię nie potrzebuję. Sam potrafię nieźle pyskować, jeśli tylko chcę. Puść uzdę.
- Niemądry jesteś, wujku. Słucham twoich rad, ale nie tych błędnych. Zniecierpliwiony Kien uderzył ją w dłoń głowicą szabli w kształcie pierścienia raz i drugi, ale za każdym razem cofała miękko rękę, nie puszczając uzdy. Rozbawiło to Kiena, który spróbował jeszcze parę razy, podziwiając sprawność, jaką osiągnęła, mimo że nikt jej nie szkolił.
- Nie mogłabym pracować w herbaciarni, gdyby ojciec i inni ludzie nie nauczyli mnie bronić się - roześmiała się Mei. - Przyznaj, wujku, wiele skorzystałam z tych ćwiczeń, które podglądałam, a ty udawałeś, że tego nie widzisz.
- Nie widziałem jeszcze tak pyskatej kobiety. Chyba nie ode mnie tego się nauczyłaś.
- Nauczyłam się, wujku, że aby załatwić ważne sprawy, trzeba mieć umysł i ciało w równowadze. Jesteś stary i jesteś mężczyzną, a więc element yang u ciebie przeważa. Co innego mogłoby go zrównoważyć, jak nie moje yin? Czy zamierzasz tracić siły na proste prace i zbieranie drewna na opał? Nauczyłam się też tutaj, że siły człowieka mogą być podtrzymywane przez ćwiczenia i "grę chmur i deszczu". Czy zamierzasz w tym celu użyć tej kobyły? Dlaczego nie chcesz zrobić tego co konieczne, by ci się powiodło?
Kienowi coś się przypomniało i uśmiechnął się.
- Łatwiej zatrzymać rzekę He, niż twój paskudny język, dziewczyno. Nie słyszałem, by kobieta czyniła komuś takie propozycje. Ale to prawda, Mei. Chyba rzeczywiście kogoś takiego potrzebuję.
Opuścili więc klasztor. Kien pokasływał i medytował na siodle, a Mei prowadziła klacz za uzdę. Wszyscy uważali, że tak się musiało stać, tylko przeor był niezadowolony:
- Kien Tan - powiedział - jest już poza zyskiem i stratą. Ale nie o takie zrozumienie świata nam chodzi.

Mistrz Hu Jianhou, Cztery lata w drodze, czyli ostatnia podróż Starszego Brata Kien Tana.

Przypisy:
1. Przyjaźń między szkolnymi przyjaciółmi była jednym z najsilniejszych związków międzyludzkich, szanowanych w Chinach, Na tej zasadzie -i w oparciu o więzy rodzinne tworzyły się kliki urzędnicze, wzajem nie się popierające.
2. Nie wiemy, o jaką piosenkę chodzi.
3. Konwencjonalny wyraz skromności. Wyrażali się tak ludzie aspirujący do ogłady towarzyskiej.
4. W Chinach prace co lepszych kaligrafów były bardzo cenione. Przezwisko Xia Trzeciego świadczy o tym, że był uważany za artystę, przynajmniej w skali tej okolicy i w swoim roczniku szkoły, tak więc zachowuje się bardzo hojnie.
5. Trzeci cesarz z dynastii mandżurskiej. Pod koniec jego panowania doszło do powstania, zorganizowanego przez sektę Białego Lotosu w latach 1795 - 1804 w Hubei, Henanie, Shanxi i Sichuanie, zlikwidowane przez zniszczenie zasiewów i odcięcie ogarniętych walkami terenów kordonami.
6. Ze zrozumiałych względów żaden z cytowanych autorów nie wspomina, po jakiej stronie wzięli udział w walkach członkowie szkoły - powstańczej czy cesarskiej. Formalnie mogli się zaciągnąć się do milicji chłopskiej, tłumiącej powstanie, do której wiele tysięcy ludzi wstąpiło z głodu, po zniszczeniu zasiewów. Ponieważ jednak później często wspomina się u wydobywaniu się z okrążenia, można przypuszczać, że walczyli oni w szeregach zwolenników Białego Lotosu.
7. Tzn. umysł, usposobienie, a nie brak uczuć...
8. Tradycyjny, niski pokłon, dowód wielkiego szacunku.
9. W oryginale xin, serce = umysł, chodzi więc o myśli i emocje, nie wiedzę (przyp. tłumacza).
10. W nerkach zgromadzone było tzw. yi przedurodzeniowe, zapas energii na całe życie odziedziczony po przodkach. Był on nieodnawialny - po wyczerpaniu następowała śmierć. Chińczycy starali się jej nic trwonić, używając energii zyskanej dzięki pokarmowi, oddechowi i ćwiczeniom.
11. Aluzja do małomówności Kiena.
12. Wg chińskiej tradycji długi wiek świadczył o umiejętności życia, tj. mądrości.
13. Mroczny Wojownik: mityczne zwierzę, wyglądające jak czarny żółw opleciony wężem, pomocnik władającego północą Mrocznego Cesarza. Huandi.
14. Kolor czarny był symbolem złego losu i północy. Odziewali się w niego ludzie o niskiej pozycji społecznej. Prawdopodobnie wyruszający na wojnę chory Kien nie spodziewa się już wrócić; może także nie chcąc się wyróżniać na polu wałki, stara się uchodzić za kogoś mało znaczącego. Brązowy ubiór mniszki Mei ma podobne znaczenie: jest połączeniem czerwonego (w który ubierały się młode dziewczyny) i czarnego.

Przedruk z czasopisma "Kung Fu" nr 1 (15)/'95

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.