magazyn Świat Nei Jia
NR 48 (GRUDZIEŃ 2011)

Kino i literatura

INWESTYCJA W PRZEGRANĄ...
Joanna Molenda-Żakowicz

"(...) w zasadzie najważniejsze jest samo życie.
A jak już jest życie, to najważniejsza jest wolność.
A potem oddaje się życie za wolność.
I już nie wiadomo, co jest najważniejsze."

Marek Edelman

Dawno, dawno temu, w żył sobie mężczyzna imieniem Bae. Pewnej nocy jego żonie przyśnił się sen, w którym spotkała anioł, który wręczył jej piękny kwiat. Dziewięć miesięcy później urodziła piękną dziewczynkę, którą rodzice nazwali Janghwa (Kwiat Róży). Dwa lata później Bae urodziła się druga córeczka, która otrzymała imię Hongryeon (Czerwony Lotos). Niestety, gdy Hongryeon skończyła pięć lat, jej matka zmarła, a ojciec wkrótce wziął sobie drugą żonę. Macocha dziewczynek była brzydka i okrutna. Nienawidziła pasierbic ale ukrywała to uczucie do czasu gdy urodziła Bae trzech synów, jednego po drugim. Od tej pory prześladowała Janghwę i Hongryeon na każdy możliwy sposób, dziewczynki jednak nigdy nie skarżyły się na swój los tak, że ich ojciec nie wiedział o spotykających je okrucieństwach i poniżeniach.

Gdy Janghwa dorosła i zaręczyła się, Bae polecił swojej drugiej żonie przygotowanie ceremonii ślubnej. Tego dla macochy było już za wiele. Ogarnęła ją wściekłość, że oto miałaby wydać na pasierbicę pieniądze należące się jej synowi. Tak uknuła podstępną intrygę: w nocy, gdy Janghwa spała, posłała swojego najstarszego syna by ten podrzucił dziewczynie do łóżka obdartego ze skóry szczura. Następnie z samego rana, gdy wszyscy jeszcze spali, zaciągnęła Bae do pokoju Janghwy, twierdząc, że boi się o swoją pasierbicę, gdyż miała w nocy bardzo zły sen. Odkryła śpiącą dziewczynę i oczom zgromadzonych ukazały się zakrwawione szczątki, które przypominały poroniony płód. Macocha natychmiast oskarżyła Janghwę o złe prowadzenie się i zajście w ciążę przed ślubem. Ojciec uwierzył w to oskarżenie, a Janghwa, nie wiedząc co zrobić, wybiegła z domu, aby skryć się nad stawem w niedalekim lesie. Aby mieć pewność powodzenia swojego planu, macocha wysłała za nią najstarszego syna, każąc by ten wepchnął przybraną siostrę do stawu. Posłuszny matce syn zrobił co mu polecono. Jednak gdy wracał, na drodze stanął mu ogromny tygrys, rzucił się na niego i odgryzł mu nogę i rękę.

Macocha dostała to, czego chciała ale za cenę zdrowia własnego syna. Wściekłość, jaka w niej wezbrała, skierowała przeciw młodszej pasierbicy, odtąd dręcząc ją bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogąc znieść traktowania przez macochę i cierpiąc z powodu utraty siostry, Hongryeon postanowiła zakończyć swoje życie; jej ciało znaleziono w tym samym stawie, w którym utonęła Janghwa.

Byłabyś gdyby tak było
ale ty jesteś z emalii i sadza wokół
ale ty jesteś z emalii i sadza wokół
już mi się prawie nie pokazujesz
przezroczysta ty moja
 
i jaka możność teraz dla moich talentów
już ręce pogubię i inne okręty
i jaka możność teraz dla moich diamentów
próchniejących pod sadzą skąd taki śnieg
 
Jesteś gdyby tak nie było
byłabyś tu i wokół byłabyś

 
Edward Stachura "Morze martwe"

Od tego momentu w wiosce zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Za każdym razem gdy przyjeżdżał do niego nowy zarządca, jego martwe ciało było znajdowane już na następny dzień pobytu. Ludzie zaczynali coraz głośniej mówić o tych tajemniczych wydarzeniach, ale nikt nie był w stanie powiedzieć co przydarzało się kolejnym zarządcom i z jakiej przyczyny.

Tak działo się do momentu aż do wioski przybył kolejny zarządca, młody i odważny. Wiedział o śmierciach swoich poprzedników, jednak o własne życie się nie obawiał. I taki, gdy siedział w swoim gabinecie ,czekając na to, co ma się wydarzyć z nadejściem nocy, nagle gwałtowny podmuch zdmuchnął palącą się świecę, a powietrze wypełnił przerażający i ponury dźwięk. Drzwi otwarły się, lecz nikogo za nimi nie było. Dopiero po chwili zobaczył, że stoją w nich dwa duchy zmarłych dziewczynek.

- Kim jesteście i dlaczego zabiłyście poprzednich ludzi, których tu spotkałyście? - zapytał

Odpowiedział mu płacz dziewczynek i wyjaśnienia starszej siostry, że wszystko, czego chcą, to aby ludzie poznali prawdę o tym, co zaszło: że starsza z nich nie była źle prowadzącą się dziewczyną, która popełniła samobójstwo ze wstydu, lecz że została fałszywie oskarżona przez macochę, a następnie zamordowana przez najstarszego z przybranych braci.

- Jak mam wykazać prawdziwość tego, co mówicie? - zapytał
- Idź i zbadaj szczątki, które nasza macocha pokazała ludziom. - odpowiedziała Janghwa, po czym oba duchy się rozwiały.

Gdy nastał poranek, zarządca zrobił tak, jak kazały siostry. Zebrał Bae, jego nową żonę i ich najstarszego syna, i zażądał pokazania płodu, który miała poronić Janghwa. Gdy otrzymał żądane zwłoki, rozciął je nożem i przekonał się, że nie leży przed nim dziecko, lecz szczur. Kara za tak perfidnie spreparowane oskarżenie mogła być tylko jedna: macocha i jej najstarszy syn zostali skazani na śmierć. Ojciec jednak został uniewinniony, gdyż nic nie wiedział o knowaniach swojej drugiej żony i sam był ofiarą jej nieprawości.

Minęły lata i Bae ożenił się po raz trzeci. W dniu ślubu zobaczył we śnie swoje córki, które powiedziały, że teraz, gdy sprawiedliwość się dokonała, chcą do niego powrócić. Dziewięć miesięcy później trzecia żona Bae urodziła dwie dziewczynki. Rodzice nazwali je Janghwa i Hongryeon, otoczyli wielką miłością i od tego czasu żyli długo i szczęśliwie.

(na podstawie koreańskiej legendy "Janghwa Hongryeon jeon")

Poczucie sprawiedliwości, która jest w stanie dosięgnąć złoczyńców choćby zza grobu, tak samo jak poczucie wolności, są jednymi z najsilniejszych ludzkich potrzeb. Niespełnienie ich rodzi złość i frustrację, a pozostawanie w permanentnym stanie braku nadziei i opresji prowadzi do utraty sensu życia, marazmu, szaleństwa, a nawet samobójstwa. Dlatego też, chociaż codziennemu życiu daleko do doskonałości, sprawiedliwość i wolność funkcjonują w nim jako ideał i cel, do którego należy dążyć, a jak trzeba, to za niego umierać. Wiara w sprawiedliwość utrzymuje się nawet wbrew faktom, bo gdy te zawiodą, wkracza metafizyka i religia, mówiące, że "młyny Boskie mielą powoli" i że "Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy", pielęgnując przekonanie, że żadna zbrodnia nie uniknie kary, nawet jeśli naszego życia nie starczy, aby się o tym przekonać.

Co byśmy zrobili bez tej iluzji bezpieczeństwa i tej niezachwianej wiary w to, że nawet gdy ludzkie moce zawiodą, zawsze będą siły, które pokierują przeznaczeniem tak, by sprawiedliwości stało się zadość? Czy umielibyśmy żyć w świecie bezprawia, w którym przemocy i kłamstwa nie równoważyły by łagodność i pocieszenie, rozpaczy nic nie było by w stanie ukoić, a krzywdy - wynagrodzić? "Opowieść o dwóch siostrach" wyreżyserowana przez Kim Ji-woon'a przekonuje, że nie. Nie jesteśmy ani stworzeni ani zdolni do życia w takiej rzeczywistości, a próby umieszczenia nas w takich realiach prowadzą do tragedii.

W warstwie fabularnej film ten jest adaptacją koreańskiej legendy, traktującej o konflikcie między macochą i pasierbicami. Wychodzi od odwiecznego problemu związanego z wejściem nowej osoby do istniejącej rodziny, konieczności określenia na nowo przez wszystkich ich pozycji w grupie, o walce o najlepsze w niej miejsce, gniewie i poczuciu odrzucenia, oraz głębokich napięciach pojawiających się między ludźmi, którzy dotąd byli sobie bliscy.

Tym razem akcja adaptacji została umieszczona w czasach współczesnych, w rodzinie lekarza, Moo-hyeon (w tej roli Kim Kap-su), którego żona cierpi na ciężką depresję i ostatecznie popełnia samobójstwo. Jej miejsce zajmuje Eun-joo (grana przez Yeom Jeong-ah), która wcześniej pomagała Moo-hyeon w prowadzeniu domu i opiece nad żoną. Z obecnością macochy nie mogą pogodzić się Su-mi (grana przez Im Soo Yung) i Su-yeon (grana przez Moon Geum Young), córki Moo-hyeon. Animozje i niechęci pomiędzy dorosłą kobietę i dwiema dziewczynkami narastają, aż dochodzi eskalacji napięć i tragedii. Jej pierwszym aktem jest śmierć matki dziewczynek, która wiesza się w szafie w pokoju młodszej córki, Su-yeon. Dziewczynka w tym czasie śpi i nic nie słyszy, ale wkrótce budzi się, zauważa uchylone drzwi szafy i znajduje tam ciało matki. Szarpiąc ją, przewraca na siebie cały mebel, który przygniata ją tak, że Su-yeon nie może się wydostać. Przytłoczona woła na pomoc starszą siostrę, lecz jej głos jest zbyt cichy, by ktokolwiek mógł ją usłyszeć.

Hałas spowodowany upadkiem szafy zwraca uwagę Eun-joo, która idzie na piętro, wchodzi do pokoju Su-yeon i widzi rozgrywającą się scenę. W pierwszej chwili, wstrząśnięta, zastanawia się, co zrobić, lecz szybko opanowuje się i... po cichu wychodzi, zostawiając dziewczynkę jej losowi. Robiąc to jednym pociągnięciem eliminuje z gry dwie przeciwniczki w swojej walce o dominację w rodzinie: żonę Moo-hyeon, której miejsce będzie mogła zająć, oraz Su-yeon, która wprawdzie bezpośrednio jej nie zagraża, ale swoją niechęcią zatruwała by życie Eun-joo i drażniła by ją koniecznością opieki i utrzymania.

Schodząc z góry, Eun-joo mija pokój Su-mi i, wydaje się, nagle opadają ją wątpliwości. Zatrzymuje się i zawraca, natykając się na wychodzącą z pokoju dziewczynkę. Su-mi na widok Eun-joo przybiera arogancki wyraz twarzy, ignoruje pytanie o hałas dochodzący z innej części domu i żąda, by Eun-joo zeszła jej z drogi. Ta rzeczywiście odstępuje lecz na odchodne rzuca, że Su-mi będzie żałować swojej decyzji. Su-mi zaś zachowuje się jak typowa nastolatka. Dumna z siebie i przekonana, że właśnie "pokazała tej zołzie, kto tu rządzi", wychodzi z domu nawet się nie oglądając. Nawet jej do głowy nie przychodzi, że z każdym krokiem wchodzi głębiej w misternie zastawioną pułapkę, z której wyjścia już nie odnajdzie.

Nie ma się bowiem co łudzić, że, mijając pokój Su-mi, w sercu Eun-joo coś drgnęło i postanowiła dać Su-yeon szansę na przeżycie wypadku. Gdyby Eun-joo w ogóle miała serce, nie zostawiła by umierającego dziecka na pastwę losu, a nawet jeśli w pierwszym odruchu by tak uczyniła, po refleksji wróciła by do niej czym prędzej, nie zważając na fochy nastoletniej pannicy. Motywy postępowania Eun-joo były zupełnie inne. Zapewne znużona opieką nad chorą konkurentką, zmęczona konfliktami z dziewczynkami i pragnąca ustabilizowania swojego życia przy boku Moo-hyeon, nagle zobaczyła dla siebie szansę. Dostrzegła swój szczęśliwy dzień, w którym jej największa przeciwniczka eliminuje się sama, a przy okazji pojawia się możliwość pozbycia się przyszłych pasierbic, które nie są groźne, ale potrafią uprzykrzyć życie jak nieznośne muchy.

Z pierwszą rozprawia się prosto - pozostawia ją samej sobie. Druga, starsza, jest trudniejsza do pokonania. Ale może jest dziecięco zapalczywa i naiwna, przez co łatwo nią będzie manipulować? Na początek trzeba sprawdzić, czy zdaje sobie sprawę, że w pokoju siostry coś się zdarzyło. Nie. Nic nie słyszała. Później może jednak skojarzyć fakty i oskarżyć Eun-joo o nieudzielenie pomocy, a przynajmniej o zaniedbanie prowadzące do śmierci dziewczynki.. Nie dobrze... Na tyle nie dobrze, że warto podjąć ryzyko i zaproponować sprawdzenie, czy aby na pewno w domu wszystko w porządku. Jeśli Su-mi jest taka arogancka i niemądra, na jaką wygląda, odmówi współpracy, albo nawet nie będzie słuchać.... I to się udaje. No to teraz już będzie prosto: niech od tej pory myśli, że Su-yeon umarła właśnie przez nią: że przez swoją dumę i zapalczywość nie wykorzystała jedynej szansy by uratować najbliższą sobie osobę. Kogoś, kogo nikt jej już nie zastąpi. Niech ta myśl opanuje ją i opęta, wyssie z niej rozum, złamie serce, a na koniec zniszczy życie...

Na filmach o złych czarownicach scenie rzucania tak straszliwego zaklęcia towarzyszyły by grzmoty i błyskawice, a niebo otwierało by się jak czarna czeluść, z której zstępowały by demony gotowe wypełnić wolę wiedźmy... Koniec końców jednak, wskutek interwencji osoby o czystym i mężnym sercu, najlepiej jakiegoś przystojnego rycerza, wiedźma kończyła by w męczarniach często większych niż te zesłane na niewinną ofiarę. Jednak życie to nie film. Tu najgorsze zbrodnie dokonują się w świetle dnia, a na rycerzy, w przeciwieństwie do wiedźm, panuje głęboki deficyt. Niewinne ofiary cierpią za nie swoje winy, a obrońcy sprawiedliwości, jeśli tacy się znajdą, nie są w stanie pokonać sił zła, nawet jeśli gotowi są oddać to swoje życie. Wystarczy przypomnieć niedawną (listopad 2009 r.) historię rosyjskiego adwokata Magnitskiego, jego nierówną walkę z urzędnikami państwowymi, których machlojki finansowe odważył się ujawnić i ostateczną, beznadziejną śmierć w więzieniu, w którym został zamęczony za swoje działania, i odmowę odwołania oskarżeń.

Su-mi nikt nie wtrąca do więzienia; sama się w nim zamyka. Poczucie niepopełnionej ale wziętej na siebie winy i głęboka rozpacz z powodu jednoczesnej utraty dwóch najbliższych na świecie osób jest nie do udźwignięcia dla dziecka. Już śmierć matki to dostatecznie wielka tragedia. Jeśli dołożyć do tego śmierć siostry, do spowodowania której Su-mi się poczuwa i doprawić świadomością, że najszczerszy żal nie cofnie minionego czasu i nie wróci Su-yeon życia, trudno się dziwić, że udręczony ogromem emocji umysł Su-mi ugina się pod ich ciężarem i podejmuje ostateczną, nieodwołaną decyzję. Starając się uratować Su-mi, która nie jest w stanie zaakceptować faktów, rozbija unię między percepcją rzeczywistości i świadomością wydarzeń, sprawiając, że zamiast odbierać świat takim, jaki on jest, Su-mi zaczyna go tworzyć w swojej głowie. Jej osobowość rozszczepia się na kilka równoległych, nie wiedzących o sobie nawzajem "postaci", które łączy tylko jedno: Su-yeon, która nigdy nie umarła i której Su-mi nikomu już nie pozwoli skrzywdzić...

Na początku filmu bardzo trudno zauważyć, że Su-yeon żyje tylko w wyobraźni Su-mi. Widać, że jest inna, jakby nieobecna, jej wzrok jest szklany i zwykle skierowany poza kadr, inne postaci nie zwracają na nią uwagi, lecz to jeszcze nie powód, by wątpić w jej istnienie. Su-mi nie wątpi. Niestety, pomimo chwilowej ulgi jaką daje wyobrażona obecność siostry, fakty i interpretacje wyparte przez świadomość powracają ze zwielokrotnioną siłą pod postacią zjaw i halucynacji, agresywnych zachowań, napadów padaczki i braku umiejętności odróżniania siebie od innych osób, z którymi Su-mi walczy, rozmawia, albo po prostu obserwuje, nie kontrolując kolejnych fragmentów swojej rozbitej osobowości, które losowo dochodzą do głosu. Manipulują Su-mi jak kukiełką, więżą ją w wprawdzie piekle innym od tego, którego pragnęła uniknąć, ale nie mniej przerażającym, a w końcu doprowadzają do izolacji w szpitalu, z którego być może już nie wróci do świata.

Bezkarność złej macochy w tej adaptacji "Opowieści o dwóch siostrach" podkreślona jest szczególnie wyraźnie poprzez postępowanie Su-mi, która brnie w ślepą uliczkę. Najpierw konfliktuje się z ojcem, którego oskarża o "sprowadzenie do domu tego całego zła" i z którym nie chce rozmawiać, nawet gdy on sam inicjuje dyskusję i stara się dopytać o powody zachowania córki. Następnie, odcinając się od ostatniej życzliwej sobie osoby i nie będąc w stanie samodzielnie podjąć walki o powrót do normalności, osuwa się coraz głębień w otchłań szaleństwa, nie chwytając się żadnych szans powrotu do normalności mimo że wciąż jest na to nadzieja. Wyraz twarzy Eun-joo, która odwiedza Su-mi w szpitalu i, gdy już ma odejść, zostanie przez nią chwycona za rękę gestem, który mówi "ja wiem, że ze śmiercią Su-yeon jest związana jakaś tajemnica, która czeka na wyjaśnienie", wyraźnie pokazuje, że Su-mi wciąż może być dla Eun-joo zagrożeniem. Gdyby tylko zrzuciła brzemię, które zostało na nią nałożone, mogłaby doprowadzić do całkowitej zmiany akcji. Niestety, jest na to za słaba, co, Eun-joo po chwili paniki, zauważa, po czym spokojnie odchodzi, wiedząc, że nic, ale to nic jej już nie zagrozi...Tak się kończy film. Ale czy to ma być koniec? Czy naprawdę w takim właśnie świecie żyjemy: bez sprawiedliwości, otoczeni przez ludzi, którzy nie cofną się przed niczym, gdy pojawia się możliwość umocnienia ich życiowej pozycji, lub gdy ktoś zagraża ich interesom? Którzy, gdy widzą, że przeciwnik jest słabszy, tym chętniej i bezwzględniej go zaatakują, bez wahania popełniając zbrodnie tak perfidne, że aż nie chce się wierzyć, że ktoś może posunąć się do tak podłych zachowań? A co najgorsze, zbrodnie tak przemyślane, że ostatecznie sprawcy nie grozi za nie żadna kara?

Film Kim Ji-woon'a pozostawia nas w takim właśnie przekonaniu. Do tego jeszcze kompromituje naiwną wiarę w możliwość otrzymania pomocy od istot spoza tego świat i oblewa kubłem realizmu irracjonalne sposoby kojenia lęków za pomocą snucia opowieści, w których na koniec dobro zawsze zwycięża. A my wierzymy mu, podążamy za tym fantomem realizmu i nawet nam do głowy nie przychodzi, że z każdym krokiem wchodzimy głębiej w misternie zastawioną pułapkę, z której wyjścia możemy już odnaleźć...

Pułapka zastawiona na na przez Kim Ji-woon'a to współcześnie ugruntowane przekonanie, że świat da się opisać realistycznie, że naszymi losami rządzą przyczyna i skutek, i że wiara i nadzieja to coś, co można sobie darować przy konfrontacji w rzeczywistością. Przez takie podejście nasza percepcja zostaje zubożona, perspektywa - zawężona, a ich miejsce zajmuje irracjonalne, tak, właśnie irracjonalne przekonanie, że sami jesteśmy odpowiedzialni za swój los, i że gdy nam się nie wiedzie, możemy mieć pretensje do siebie.

Tymczasem świat nie jest tak prosty. Do niedawna jeszcze wynoszony pod niebiosa racjonalizm przegrywa w konfrontacji z mechaniką kwantową, która, aby opisać świat subatomowy, ucieka się do niemal magicznych zabiegów, a wszystko po to, by jakoś opisać rzeczywistość, w której przyczyna i skutek mają się nijak do siebie. "Niech sobie elektrony robią co chcą" - ktoś powie - "do świata makroskopowego ich ekscesy nie sięgają". Może nie, a może tak. Nie od dzisiaj pojawiają się coraz głośniej brzmiące postulaty, że mechanika kwantowa jest złą ścieżką opisu natury, że funkcja falowa wcale nie załamuje się przy przekroczeniu granicy kilku nanometrów, albo że eksperymentalnie można wykazać, że splątanie cząstek skutkujące "ponadzmysłowym" postrzeganiem świata, to sztuczka znana jak świat ptakom i pewnie wielu innym stworzeniom, być może łącznie z nami samymi, gdybyśmy tylko zechcieli to dostrzec.

Jednak śmierć to śmierć. Kto cierpi za nie swoje winy i umiera, ten nie żyje, jak by powiedział Kurt Vonnegut. Nie ma czegoś takiego, jak powrót zza światów. Nie ma sprawiedliwości przynoszonej przez duchy. Gdyby tak było, śmierć Magnitskiego nie poszła by na marne, a jego "inwestycja w przegraną" zwróciła by się tysiąckrotnie. Jego duch by powrócił, natchnął żyjących do działania i doprowadził do przełamania milczenia w tej sprawie. Być może nawet do złożenia w Kongresie USA ustawy, która by wykluczyła w życia politycznego tysiące decydentów rosyjskich zamieszanych w zabójstwa dziennikarzy i działaczy na rzecz praw człowieka, zaś sama ustawa na cześć poległego w walce o sprawiedliwość bohatera nazywała by się "Magnitsky Act"!

Osoby nie wierzące w bajki pewnie zainteresuje fakt, że tak właśnie się stało.

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.