Kolorowy napis z ideogramami: Świat Nei Jia

NR 16 (LUTY 2001)

Historie prawdziwe, legendy i baśnie

KALIGRAFIA CESARZA KANG XI

Tłumaczenie i opracowanie:
Sławomir Pawłowski
luohan@poczta.wp.pl
Gdyńska Szkoła Shaolin Kung Fu

Nad wrotami głównej bramy klasztoru Shaolin zawieszona jest duża, pomalowana na czarno, złoto obramowana tablica z drewna sandałowego, na środku której wyryte są trzy duże złote znaki: "Shao Lin Si", tzn. "Buddyjski Klasztor Shaolin".

napis

Zawieszona na głównej bramie klasztoru Shaolin tablica
z napisem "Shao Lin Si" z widniejącą powyżej cesarską pieczęcią.

Odwiedzający klasztor goście często zatrzymują się przed wejściem do świątyni podziwiając tablicę i znajdujący się na niej napis. Poszczególne znaki są tak wyraziste, że odnosi się wrażenie, iż zostały wyrzeźbione w drewnie za pomocą siekiery, meczety bądź też wyryte żelaznym dłutem. Wielu ekspertów kaligrafii chwaliło kunszt wyrytych ze smakiem znaków, określając je, jako "smoki latające po nieboskłonie" lub "tygrysy śpiące pod strażnicą". Niewiele osób wie, że znaki widniejące na tablicy zostały napisane przez samego cesarza Kang Xi. Legenda głosi, że kiedy główna brama klasztoru była odbudowywana, została zbudowana jeszcze piękniejsza, niż jej poprzedniczka. Była szeroka, o ścianach z czerwonych cegieł, stylistycznie zharmonizowana ze skośnym, krytym dachówkami dachem.

brama

Główna brama klasztoru Shaolin
z widniejącą nad wrotami tablicą z nazwą świątyni oraz kamiennym lwem.

W centralnej części jej wnętrza, o rozmiarze trzech pokoi, ustawiono posąg Buddy Maitreyi, o okrągłej i szeroko uśmiechniętej twarzy. Nieco z tyłu, w bocznej niszy, stał posąg opiekuńczego ducha świątyni Wei Tuo. Stał on, groźnie spoglądając na przechodzących z góry, trzymając broń w jednej ręce, a drugą, jakby powstrzymując od wejścia niepożądanych gości.

Figura Buddy posąg Wei Tuo

Figura Buddy Maitreyi we wnętrzu głównej bramy klasztoru Shaolin (po lewej)
oraz autor przed posągiem Wei Tuo (po prawej).

Siedemnaście kroków przed bramą ustawiono na kamiennych filarach dwa kamienne lwy, po jednym z każdej strony bramy. Każdy z nich siedział tam z obnażonymi pazurami, pyskiem rozwartym w ziewnięciu lub ryku oraz dzikim i czujnym spojrzeniem. Obok nich rosły dwa wiekowe cyprysy, dopełniając wystroju tego miejsca. Jednak, mimo tego wszystkiego, w odczuciu ówczesnego przeora klasztoru - Jing Zhai, czegoś ciągle brakowało do perfekcyjnego wykończenia frontu świątyni. Dostrzegł on, że "tym czymś" jest brak tablicy z nazwą klasztoru na głównej bramie. Stanowiła by ona przysłowiową "kropkę nad i", wieńcząc całe dzieło, niczym ostatnie dotknięcie pędzla na malowanym przez artystę obrazie. Aby zrealizować swój zamiar, najpierw z wielkim trudem sprowadził z południowych Chin kloc gładkiego i połyskującego drewna sandałowego, o wspaniałych słojach przekroju a następnie dotarł do kilku najlepszych w okolicy stolarzy, którzy wystrugali z powierzonego im drewna gładką tablicę o właściwym rozmiarze i proporcjach oraz pomalowali ją na czarno. Jednak, pomimo wielu starań, nie mógł znaleźć nikogo, kto mógłby na niej wykaligrafować nazwę klasztoru. Poprosił kilku z najlepszych, znanych mu kaligrafów, aby napisali nazwę klasztoru na arkuszach papieru i dostarczyli mu je. Pomimo, że tym sposobem otrzymał od nich kilkadziesiąt wzorów słów "Shao Lin Si", żadna z przedstawionych mu propozycji nie zaspakajała w pełni jego oczekiwań.

kaligrafia

Shaolińscy mnisi doskonalący się w sztuce kaligrafii.

Pewnego dnia do świątyni Shaolin przybył rządowy posłaniec z pismem informującym o rychłej wizycie samego cesarza. Pismo zawierało pouczenia dotyczące przyjęcia i goszczenia "Syna Niebios" Kang Xi. Pielgrzymował on z Pekinu do Centralnej Góry, u podnóża której położony był klasztor Shaolin, by złożyć jej hołd.

kaligrafia

Góra Song Shan w całym majestacie.

Po publicznym odczytaniu pisma, przeor Jing Zhai oraz wszyscy mnisi świątyni bardzo się przejęli. Przeor pomyślał, że cesarska wizyta znacznie podniesie prestiż klasztoru, ponadto nadarzy się unikalna okazja, by poprosić go o własnoręczne wykaligrafowanie słów " Shao Lin Si", które później uwieczni się na tablicy zawieszonej na głównej bramie świątyni. Pomimo takiej wspaniałej perspektywy, twarz przeora Jing Zhai pozostawała zachmurzona. Dlaczego? Otóż było powszechnie wiadomym, że cesarz Kang Xi, będący mistrzem kaligrafii, jest człowiekiem niezwykle rozważnym i swoje umiejętności w tym zakresie prezentował niezwykle rzadko. Przeważnie tworzył on swoje dzieła na potrzeby cesarskiego dworu, bądź na szczególne okazje. W zwykłych okolicznościach w ogóle nie chwyciłby w dłoń pędzla do kaligrafii. W tej sytuacji nawet jego doradcy i generałowie przedstawiali dziesięcio lub dwudziestokrotnie specjalne pisemne prośby, zanim cesarz zgodził się "przyłożyć pędzel do papieru".

Szczęśliwi posiadacze cesarskiej kaligrafii powiadali:

"jeden znak nakreślony przez cesarza ma wartość tysiąca sztuk złota."

Cóż w tej sytuacji mógł zrobić przeor Jing Zhai? Rozważał on dniami i nocami, jakim sposobem skłonić cesarza do nakreślenia słów "Shao Lin Si". Po kilku dniach obmyślił przebiegły plan. W nocy poprzedzającej przyjazd cesarza, zgromadził w klasztorze ośmiuset lub dziewięciuset mnichów i przedstawił go im. Najpierw omówił go w formie ogólnego szkicu, później zaś przedyskutował z nimi wszystkie jego szczegóły. Gdy skończył, zgromadzeni mnisi zaczęli klaskać w dłonie oraz wznosić radosne okrzyki, jako wyraz swojej aprobaty dla planu przeora. Gdy następnego dnia cesarski orszak zbliżał się do klasztoru Shaolin, w klasztorze panowała cisza. Zdziwiony nią cesarz, z pewnej odległości przyglądał się czerwonej bramie świątyni ze spadzistym dachem pokrytym niebieskimi dachówkami, z widocznymi w jej wnętrzu pokrytymi laką słupami oraz kolorowymi i rzeźbionymi belkami. Docierał do niego jedynie dźwięk poruszanych łagodnym wiatrem metalowych dzwonków zwieszających się z okapów pagód i dachów klasztornych budynków. Chociaż nie powiedział tego nikomu, pomyślał, że na bramie przydałaby się także tablica z nazwą świątyni, jako ostatni element dopełniający do wspaniałego widoku roztaczającego się przed jego oczami. Gdy orszak zbliżył się do świątyni, klasztor wydał mu się zimny i bez życia. Jego uwagę przykuł widok dwóch mnichów stojących przed klasztorną bramą, nieco na uboczu, i żywo o czymś dyskutujących. Jeden z nich miał z pewnością ponad osiemdziesiąt lat. Włosy jego brwi, wąsów i brody były w większości siwe. Rękawy jego szaty były podwinięte powyżej łokci, a w dłoni trzymał wielki jak miotła i prostacko wykonany pędzel do kaligrafii. Na ziemi przed nim rozłożony był duży arkusz białego papieru o rozmiarze świątynnej tablicy, na którym nakreślił on trzy znaki "Shao Lin Si". Znaki były ogromne, niezgrabne, nierównej wielkości, po prostu brzydkie. Jedne kreski były grubości ludzkiego włosa, a drugie ludzkiego przegubu. Przykro było nawet patrzeć na ten napis.

Drugi ze stojących mnichów był młodym chłopcem. Mógł mieć osiem lub dziewięć lat. Jego długa, szara szata zakrywała jego stopy, rękawy miał również wysoko podwinięte, a w dłoni trzymał miniaturowy, najwyżej dziesięciocentymetrowy pędzelek. U jego stóp rozciągał się drugi arkusz białego papieru, na którym napisał on te same trzy słowa "Shao Lin Si". Obaj mnisi pochylali się nad nakreślonymi przez chłopca znakami, drepcząc w zakłopotaniu dookoła arkusza, "jak dwie mrówki wokół ziarna ryżu". Znaki nakreślone przez młodego mnicha były tak marne, że ich widok nieomal "kaleczył oczy". Dwaj mnisi spierali się z sobą, wzajemnie krytykując swoje prace. Stary mnich dowodził, że znaki chłopca są jak "ślady po łajnie owcy", natomiast ten odcinał się starcowi, że nakreślone przez niego znaki wyglądają, jakby na arkuszu papieru "wytarzała się świnia". Z każdą chwilą ich dyskusja stawała się coraz bardziej gwałtowna, zaczęli podnosić głosy, krzyczeć, a w końcu szarpać się z sobą. Chwyciwszy w dłonie swoje prace, śmiało podeszli do cesarza i stanąwszy przed nim zapytali go o jego opinię w tej sprawie. Cesarz gniewnie spojrzał na mnichów dziko dowodzących swych racji i ich prace, po czym rzekł do starca:

"Twoje znaki są zbyt duże i nie zaokrąglają się właściwie, przez co są zbyt surowe". Następnie zwrócił się do chłopca:

"Twoje znaki są małe, jak ziarenka fasoli, poskręcane i pokrzywione. Są również brzydkie".

Gdy to powiedział, chłopiec pobiegł do wnętrza klasztoru, i niemal natychmiast przybiegł z powrotem trzymając w dłoni wysokiej klasy pędzel do kaligrafii średniej wielkości. Kłaniając się, wręczył go cesarzowi, mówiąc:

"Doskonale! Czy mógłbyś zatem Panie pouczyć nas, jak napisać te znaki?"

A stary mnich dodał:

"Właśnie! Nakreśl je dla nas, abyśmy mogli zobaczyć, co robimy źle".

Cesarz Kang Xi chwyciwszy pędzel przyniesiony przez chłopca, zanurzył go w czarnym atramencie zrobionym z sosnowej sadzy, po czym jedną ręką, płynnie i szybko nakreślił na podsuniętym mu nowym arkuszu białego papieru trzy wielkie znaki "Shao Lin Si". Gdy tylko skończył pisać, z ukrycia wewnątrz i na zewnątrz klasztoru wybiegło ośmiuset lub dziewięciuset mnichów. Skupili się oni wokół niego, i złożywszy dłonie, kłaniali się głęboko, zgodnie powtarzając:

"Dziękujemy Waszej Wysokości! Wielkie, wielkie dzięki!!!

Zaskoczony sytuacją cesarz zrozumiał po chwili, o co chodzi i co się właśnie stało. Uśmiechnął się szeroko do kłaniających mu się mnichów, wyjął ze szkatuły cesarską pieczęć, zanurzył ją w atramencie i opieczętował nakreślone przed chwilą przez siebie słowa.

Cesarski napis utrwalono na drewnianej tablicy, którą następnie zawieszono nad wrotami głównej bramy klasztoru Shaolin.

Pomimo, że od tamtych zdarzeń minęło już ponad trzysta lat, oryginalny cesarski napis i pieczęć uwiecznione na zwoju papieru przechowywanym w klasztorze, sprawiają wrażenie tak świeżych i wyraźnych, jakby je napisano i opieczętowano przed chwilą.

Gdynia 2001-02-14

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.