magazyn Świat Nei Jia
NR 29 (KWIECIEŃ 2003)
SPECJALNE JUBILEUSZOWE WYDANIE

MEDYTACJA JAKO DOŚWIADCZENIE DUCHOWE
Edmund Baka

ebaka@poczta.onet.pl

Medytacja od wieków uważana była za jedną z najskuteczniejszych metod rozwoju duchowości. Praktykowana w obrębie prawie każdej tradycji religijnej, przyjmowała różne formy, w zależności od stawianych sobie celów. Najbliższa nam geograficznie tradycja chrześcijańska preferowała formę rozmyślania nad ustalonym wcześniej tematem, którym mogła być jakaś prawda wiary czy wydarzenie opisane w Biblii czy żywotach świętych. Niektóre metody starały się uruchomić wyobraźnię, mocniej angażując w ten sposób również sferę emocjonalną. Szczególnie "Ćwiczenia Duchowne" św. Ignacego Loyoli SJ w mistrzowski sposób zdają się operować tą metodą. Właściwie każde z większych zgromadzeń zakonnych w toku swego rozwoju wypracowało własne metody medytacyjne, doskonale zintegrowane z duchowością właściwą dla danego zakonu. Niezależnie od różnych odrębności pomiędzy nimi, jak się wydaje, za najwyższy stopień uznawano skupienie w ciszy, nieme trwanie w obliczu Boga, przy całkowitym zatrzymaniu własnych myśli i porzuceniu wszelkich pragnień.

Bardzo interesujący opis mistycznego doświadczenia, szczególnie w kontekście jego poznawczych i transformujących walorów, Ignacy pozostawił w swej "Opowieści Pielgrzyma". W początkowym okresie po swym nawróceniu przebywał w miejscowości Manresa, gdzie modlił się i rozmyślał przez wiele godzin dziennie, praktykując przy tym surowe umartwienia ciała. Ta praktyka była dla niego źródłem zarówno cierpienia; w pewnym momencie, jak opisuje, był blisko samobójstwa (był w stanie opisywanym zwykle jako noc duszy), jak i wielu poruszających wizji; np. ujrzał "sposób w jaki Bóg stworzył świat". Doświadczenia zebrane podczas tej praktyki posłużyły mu do opracowania "Ćwiczeń Duchownych". Najważniejsze doświadczenie wewnętrzne które stało się udziałem Ignacego zostało jednak uzyskane jakby mimochodem, chociaż niewątpliwie w ścisłym związku z ówczesnym stanem jego ducha i o tyle metodycznie, ze przy utrzymaniu stanu umysłu wolnego od wszelkich myśli, skupionego na powtarzanej modlitwie. Ignacy wspomina, że szedł zatopiony w modlitwie do oddalonego o milę kościoła w Manresie.[1] "Droga prowadziła tuż nad rzeką. I kiedy tak szedł zatopiony w swoich modlitwach, usiadł na chwilę zwrócony twarzą ku rzece, która płynęła głęboko w dole. I gdy tam tak siedział, zaczęły się otwierać oczy jego umysłu. Nie znaczy to, że oglądał jakąś wizję, ale że zrozumiał i poznał wiele rzeczy tak duchownych, jak i odnoszących się do wiary i wiedzy. A stało się to w tak wielkim świetle, że wszystko wydało mu się nowe. To, co wtedy pojął, nie da się szczegółowo wyjaśnić, choć było tego bardzo wiele. Otrzymał wtedy tak wielką jasność dla umysłu, ...że jeśli rozważy całe życie swoje...,i jeśli zbierze razem wszystkie pomoce otrzymane od Boga, i wszystko to czego się nauczył, i choćby to wszystko zebrał w jedno, to i tak nie sądzi, żeby to wszystko dorównywało temu, co wtedy otrzymał w tym jednym przeżyciu. Stało się to w ten sposób, że w umyśle jego pozostała taka jasność, iż mu się zdawało, że stał się innym człowiekiem, i że posiada inny umysł niż ten, który miał przedtem."

W przytoczonym opisie szczególnie ważne wydaje się poczucie nowości, zrozumienia wszystkiego i stania się innym człowiekiem. Candido de Dalmases SJ wprost nazywa[2] to przeżycie oświeceniem, terminem który zwykle kojarzy się raczej z zenem.

Istotnie, spośród wielu technik medytacyjnych zen wydaje się oferować metodę, która może zaowocować doświadczeniem najbliższym temu, które stało się udziałem św. Ignacego. Być może dlatego jezuici są, obok benedyktynów najzagorzalszymi propagatorami tej formy skupiania umysłu. Co ciekawe, członkowie obu zakonów starają się poznawać te metodę u źródła, zarówno uczestnicząc w sesjach medytacyjnych w buddyjskich ośrodkach, jak i zapraszając mistrzów zen do prowadzenia takich sesji w e własnych klasztorach.

Zen wydaje się bowiem możliwy do oddzielenia od buddyzmu, jak w każdym razie zapewniają o tym buddyjscy mistrzowie. Odnosi się bowiem do doświadczenia które ma być doświadczeniem "przed słowami". O. Jan Bereza OSB, kierujący ośrodkiem medytacyjnym w klasztorze benedyktynów w Lubiniu chcąc oddać główną ideę nauki swego mistrza, rosiego Kwonga cytuje[3] wiersz o ciszy, którego pierwsza zwrotka brzmi:

Bardzo ważne jest,
Abyśmy doświadczali ciszy,
Ciszy, która wykracza poza
Różnice religijnych systemów,
Ciszy, która wykracza poza
Nazwę i formę.

Ojciec Bereza niechętnie ustosunkowuje się do pytań dotyczących konsekwencji, jakie z takiego sposobu myślenia wynikają dla wiary, która ufundowana jest przecież na pewnych pojęciach, pewnej uformowanej wizji świata. Rosi Kwong zapytany o to, czy zen może być harmonijnie praktykowany wraz z chrześcijaństwem odpowiada, że nie ma żadnych przeszkód ku temu. Jeśli jednak doświadczamy świata przed słowami, to jest to świat w którym niema jeszcze takich pojęć jak Bóg, zmartwychwstanie itp. Słynny jezuicki mistrz zen, o.Hugo M. Enomiya - Lassalle SJ[4] podkreśla, że w doświadczeniu oświecenia w zen dotyka się nieosobowego absolutnego Bytu, i że to doświadczenie jest równorzędne doświadczeniu mistycznemu w chrześcijaństwie, gdzie z kolei dotyka się osobowego Absolutu. Powstaje jednak pytanie: skoro w obu przypadkach doświadcza się absolutnej jedności Bytu, i są to doświadczenia o równorzędnym charakterze, to właściwie wszystko jedno czy się jest buddystą czy chrześcijaninem, (nie mówiąc już o tym, że jako buddysta nie doświadcza się tak charakterystycznych dla dzisiejszej sytuacji Kościoła problemów z interpretacją dogmatów). Miałem okazje zapytać o to zarówno o.Berezę jak i jednego ze współbraci o.Lassalle, również praktykującego zazen, lecz odpowiedź którą otrzymałem była w duchu zen - milczenie.

Faktem jest, że na gruncie zenu toczy się bardzo interesujący, wyrastający na gruncie doświadczeń wspólnej medytacyjnej praktyki, dialog pomiędzy tradycjami duchowymi Wschodu i Zachodu. Stwarza on być może możliwość zaistnienia jakiejś nowej formy duchowości opartej o wspólne dla obu tradycji doświadczenia, na co chyba jednak przyjdzie jeszcze dość długo poczekać.

Zen będąc swoistym rodzajem duchowej higieny, jest atrakcyjny nie tylko dla przedstawicieli religijnej orientacji, ale również dla poszukujących w nim możliwości zdobycia wewnętrznej równowagi niezbędnej w codziennym życiu. Jako taki jest on raczej metodą rozwoju procesów samokontroli, łagodzenia stresu i samopoznania. W takim sensie nie ma on żadnych religijnych konotacji, będąc raczej techniką auto-psychoterapii.

W istocie zazen (siedząca medytacja zen) uprawiana w wyżej opisany sposób abstrahuje od buddyjskich korzeni tej praktyki. Jego uprawianie nie wymaga przyjęcia żadnych światopoglądowych założeń, łączy on przy tym prostotę praktyki ze skutecznością. Praktycznie nie wymaga nawet kontaktu z nauczycielem, pozwalając nawet na podstawowym poziomie praktyki odczuć jej korzystne skutki. Ta atrakcyjność zenu zwróciła na niego uwagę środowiska psychologów, czego przykładem może być chociażby książka "Buddyzm zen i psychoanaliza".

Fromm chcąc przybliżyć czytelnikowi główny cel zen cytuje wypowiedź znanego propagatora tej dyscypliny D.T. Suzukiego[5]: "W swojej istocie zen jest sztuką wglądu w naturę własnego istnienia i wskazuje drogę od zniewolenia do wolności... Możemy powiedzieć, że zen uwalnia właściwie i naturalnie wszystkie energie nagromadzone w każdym z nas, które w zwykłych okolicznościach są ścieśnione i zniekształcone tak, że nie mogą znaleźć właściwego ujścia dla swoich aktywności... Dlatego celem zen jest wybawienie nas od szaleństwa i kalectwa. To właśnie rozumiem przez wolność: pozostawienie swobody dla gry wszystkich twórczych i dobroczynnych impulsów tkwiących w głębi naszych serc. Zasadniczo pozostajemy ślepi na fakt, że dysponujemy wszystkimi koniecznymi zdolnościami, które mogą uczynić nas szczęśliwymi i kochającymi kogoś drugiego."

Cel ten osiągany jest dwiema współzależnymi drogami: poprzez praktykę siedzącej medytacji (czy może raczej koncentracji?), oraz praktykę uważności w codziennym życiu.

Najsłynniejszym tekstem dającym wskazówki do pierwszej z wymienionych metod jest Fukanzazengi (Uniwersalne wsparcie zasad zazen) Dogena (1200-1253)[6]: "Do sanzen (zazen) stosowny jest spokojny pokój. Jedz i pij umiarkowanie. Odrzuć wszelkie uwikłania i odsuń wszelkie sprawy. Nie myśl dobrze ani źle. Nie wysuwaj za i przeciw. Powstrzymaj wszystkie poruszenia świadomego umysłu, nie oceniaj myśli i wizji. Nie miej zamiaru stać się buddą.... Siedź w pozycji pełnego lotosu lub pół-lotosu. ... oddychaj lekko przez nos. ...Myśl nie-myślenie. Jak myśleć nie-myślenie? Nie-myśląc. Już to samo jest istotą sztuki zazen."

Jak to jest uwidocznione w przytoczonym fragmencie celem jest zatrzymanie nieustannego procesu myślenia, szczególnie myślenia oceniającego. To może wydawać się nieco sprzeczne z naturą naszego umysłu, lecz zen wydaje się inaczej patrzeć na te sprawy[7]: "Dla wielu ludzi odcięcie myślenia jest przerażające, tak samo dla ludzi Zachodu jak i Wschodu. W swojej istocie umysł jest poza myśleniem. Myśli podobne sa do fal na oceanie. Fale są tylko na powierzchni, na dnie ocean jest nieporuszony, panuje tam zupełna cisza... Oto nasza natura umysłu, jest to jak powrót do domu."

Oczywiście myśli pojawiają się mimowolnie przez cały czas, nie możemy całkowicie zatrzymać tego procesu; możemy jednak odmówić im uwagi. Wydaje mi się, że celowe byłoby tu przywołanie wskazanych przez Junga praw stałej ilości energii psychicznej oraz dystrybucji tej energii. Odmawiając pojawiającym się myślom uwagi nie zużytkowujemy na ich rzecz energii psychicznej, która może zostać lepiej rozdysponowana. Szczególnie odmowa oceniającego myślenia ("nie myśl dobrze ani źle, nie wysuwaj za i przeciw") z punktu widzenia teorii Junga, w której wartościującą funkcję spełniają emocje wydaje się chronić przed niepotrzebną jej utratą. Taki postulat nie osądzania nie jest zresztą charakterystyczny wyłącznie dla zen, lecz występuje w każdej tradycji religijnej z chrześcijańską na czele.

Kontrola umysłu odbywa się z wykorzystaniem różnych metod; jedną z najpopularniejszych jest skupienie uwagi na liczeniu oddechów, by z czasem, w miarę wzrostu zdolności koncentracji, obserwować jedynie swój oddech z pominięciem liczenia. Oddech jest głęboko przeponowy, zaleca się też , by wyobrażać sobie, że spływa on do obszaru brzucha poniżej pępka, który japończycy uważają za główny ośrodek gdzie gromadzona jest energia życiowa. Sama pozycja ciała którą przyjmuje medytujący powoduje zmniejszenie ilości oddechów na minutę. To powoduje stopniowa relaksacje ciała, przy zachowaniu jednocześnie skoncentrowanego, czujnego umysłu. Jak się mówi, umysł powinien być tak skoncentrowany, by siedząc w kącie pokoju twarzą do ściany, móc zarejestrować minimalne uchylenie drzwi w drugim końcu. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na różnicę w stosunku do technik medytacji stosowanych w jodze. Technika jogiczna na pewnym etapie pozwala na specyficzne "wycofanie zmysłów" z zewnętrznego świata, zawieszenie jego percepcji. Tymczasem technika zen powoduje wyostrzenie percepcji do granic możliwości. Było to powodem zainteresowania zenem samurajów, poszukujących metod doskonalenia bojowej sprawności.

Dopełniającą w stosunku do medytacji metoda praktyki, mającą duże znaczenie w przeniesieniu jej owoców do codziennego życia była praktyka uważności. Fromm cytuje taką oto rozmowę mnicha z mistrzem[8]:

"- Czy czynicie mistrzu, w ogóle jakiś wysiłek, ażeby ćwiczyć się w prawdzie?
- Tak, czynię.
- W jaki sposób się ćwiczycie?
- Kiedy jestem głodny jem; kiedy jestem zmęczony śpię.
- To właśnie czynią wszyscy; czy można o nich powiedzieć, że ćwiczą się tak samo jak wy?
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Ponieważ kiedy jedzą, oni nie jedzą, lecz myślą o różnych innych rzeczach, w ten sposób dopuszczając do siebie zakłócenia; kiedy śpią, oni nie śpią, lecz śnią o tysiącu i jednej rzeczy. Oto dlaczego oni nie czynią, jak ja czynię."

Jak pisze Fromm dialog ten właściwie nie potrzebuje objaśnienia, dotykając dobrze znanego wszystkim problemu.

Ostatecznie taka praktyka może doprowadzić do stanu określanego jako oświecenie, satori. Jego efekty określane są następująco[9]: "Cała praca twojego umysłu przestroi się na inną tonację, dającą więcej zadowolenia, więcej spokoju, będzie wypełniona radością bardziej niż wszystko, czego dotąd doświadczyłeś. Życie odmieni swoje barwy. Zen ma w sobie cos odmładzającego. Wiosenny kwiat będzie jeszcze piękniejszy, a górski strumyk pomknie chłodniejszy i bardziej przejrzysty."

Przypomina to stan "nowości" o którym mówił św. Ignacy. Fromm określa ten stan jako osiągniecie "twórczej orientacji".[10] "Przedmiot nie jest już przedmiotem; nie istnieje on wbrew mnie lecz ze mną... widzę przedmiot nie zniekształcony prze moje pragnienia i lęki."

Na koniec warto zwrócić uwagę na różnice pomiędzy psychoterapią i zen. Obie te sytuacje wymagają odważnego stawienia czoła własnej słabości, uwolnienia się od negatywnych wpływów przeszłości, lęków przez nie generowanej. Psychoterapia jednak, jak się wydaje, opiera się na koncepcji wzmocnienia ego. Pozwala to osiągnąć z pewnością znacznie lepsze przystosowanie do życia w świecie, niekiedy zresztą idąc w tym chyba trochę za daleko. Natomiast zen[11] "pragnie wyjść poza teren, gdzie rządzi siła mocnego ego. Chce dojść do ułudnej natury ego po to, by ją przekroczyć. Pragnie doświadczyć źródła, z którego wyrasta świadomość i żyć tą istotą bytu." Jak się wydaje częstą motywacją podjęcia praktyki zen jest lek przed śmiercią. Cytowane w książce P. Kapleau[12] listy Yaeko Iwasaki, młodej kobiety cierpiącej na nieuleczalną chorobę, pokazują jak doświadczenie oświecenia, uwolniło ją od lęku przed śmiercią. Oczywiście, każda tradycja religijna w mniejszym czy większym stopniu dotyka tego fundamentalnego dla człowieka problemu.

Przypisy:
1. - Ignacy Loyola, Pisma wybrane t.I, Kraków 1968, str.192
2. - De Dalmases C, Człowiek, który widział wszystko, Kraków 1989, str. 66
3. - Medytacja i Dialog nr 2/15/1998, Lubiń 1998
4. - Enomiya-Lassalle HM, Krótkie wprowadzenie w zen, Warszawa 1994, str. 37
5. - Fromm Suzuki De Martino, Buddyzm zen a psychoanaliza, Poznan 1995, str. 161
6. - "Praktyka zen" , wydanie do użytku wewnetrznego, też w Buddyzm, Kraków 1988
7. - Medytacja i Dialog, dz. cyt.
8. - Fromm, dz. cyt. str. 164
9. - jak wyżej, str. 162
10. - jak wyżej, str. 164
11. - Scott D, Doubleday T, Zen, Poznań 1995, str. 107
12. - Kapleau P, trzy filary zen, Warszawa 1988, str. 249-271

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.