NR 6 (MARZEC 1999)
Spis treści
Wstęp
Minął pierwszy rok działania Internetowego Magazynu
"Świat Nei Jia". Numer "zerowy" ukazał się
w marcu 1998 roku. Od tego czasu powiększyła się zarówno
liczba jego czytelników jak i ekspertów zamieszczających w nim
swoje teksty. Pomimo tego, że jest jeszcze w nim wiele do
zrobienia (dopracowania go pod względem technicznym i
merytorycznym), pomału zadomowił się w sieci.
Czytając go, pamiętajcie zawsze o tym, że jest on tworzony
przez jedną osobę, która poświęca swój prywatny czas i
pieniądze, a która także musi mieć chwile na własną
codzienną praktykę Kung Fu . Dlatego bądźcie wyrozumiali, gdy
pojawiają się w nim drobne błędy i opóźnienia w jego
ukazywaniu się.
Często przysyłacie listy z pytaniami o adresy nauczycieli różnych stylów lub materiały dotyczące określonych sztuk walki. Bardzo często nie jestem w stanie Wam pomóc. Dlatego od przyszłego numeru powstanie "Kącik Wzajemnej Pomocy" (wstępna nazwa), gdzie każdy będzie mógł zamieścić krótką informację (np. pytania) ze swoim adresem kontaktowym i być może w ten sposób szybko pomożecie sobie nawzajem. Aby Wasz e-mail został opublikowany, wystarczy w jego tytule napisać: "Kącik Wzajemnej Pomocy".
Jeśli chcecie czytać o stylach, które ćwiczycie, przekonajcie swoich nauczycieli aby coś sami napisali lub udostępnili swoje materiały (oczywiście z zachowaniem praw autorskich).
Przygotowanie stron internetowych, tak aby były tak samo
czytelne na różnych komputerach, systemach (Windows, Unix, DOS
itp.) i przeglądarkach (oprogramowaniu) jest bardzo trudne. Aby
to osiągnąć trzeba pójść na pewne ustępstwa. Dlatego to co
oglądacie jest być może trochę bardziej ubogie i spartańskie
w stosunku do innych miejsc w sieci, ale chciałbym by trafiało
do jak największej ilości osób, a nie tylko do dysponujących
najlepszym sprzętem i najnowszym oprogramowaniem.
Musicie pamiętać, że internet bazuje na dokumentach
elektronicznych. Język "HTML" w jakim są tworzone
strony WWW, ma swoje ograniczenia. Z tego też powodu możecie
mieć problemy przy drukowaniu niektórych artykułów (źle
sformatowany tekst - pocięte zdjęcia).
Aby osiągnąć zadowalające efekty wydruków, polecam po
ściągnięciu plików z sieci, otworzenie ich w jakimś edytorze
tekstów (np. popularny "MS Word" czyta także
"html") i odpowiednie dopasowanie (podzielenie) tekstu
, tak aby zdjęcia nie były podzielone.
Na marginesie w ostatnim numerze pojawił się drobny błąd,
który uniemożliwiał wyświetlenie jednego ze zdjęć (okładki
książki). Zauważyłem to dopiero po wysłaniu plików na
serwer (Unix). Z braku czasu nie mogłem tego od razu naprawić.
Następnego dnia postanowiłem zrobić eksperyment (zostawiając
go) i zaczekać na reakcje czytelników. Przez dwa miesiące nikt
nie zwrócił mi na to uwagi. Piszę o tym dlatego, że miło
jest "ściągnąć" sobie jakąś stronę z internetu i
czytać w domowych pieleszach, nie wkładając w to żadnego
wysiłku. Ale czasami warto być trochę bardziej aktywnym i dać
coś od siebie. Jeśli się włączycie, to pismo będzie
naprawdę żyło.
Pozdrawiam i życzę owocnej lektury.
MAŁO ZNANE ODMIANY KUNG FU - ZIWUQUAN
Andrzej Kalisz ( yiquan@kki.net.pl
Ziwuquan jest odmianą wushu (kung-fu), uprawianą przede wszystkim w prowincji Sichuan. Jak wiele systemów popularnych w tej części Chin, również ziwuquan wywodzi się ze słynnej góry Emei (na której znajduje się szereg klasztorów buddyjskich i taoistycznych). Styl ten stworzyć miało dwóch mnichów. Shendeng to wysoki rangą buddysta, uczeń mistrza dharmy o imieniu Taikong (Wielka Pustka). Qingxu był natomiast przeorem taoistycznej świątyni Jiulongdong (Jaskinia Dziewięciu Smoków). Obydwaj byli ekspertami systemów uprawianych w klasztorach na górze Emei. W poszukiwaniu mistrzów i skutecznych metod walki wędrowali oni po całych Chinach. Twierdzi się, że obydwaj, chociaż nie jednocześnie, pobierali nauki w klasztorze Shaolin w prowincji Henan. Qingxu uczyć się miał także w taoistycznym klasztorze na górze Wudang w prowincji Hubei.
Ponieważ Qingxu wyżej od swoich oceniał umiejętności Shendenga, zostaje on jego uczniem. Później, ściśle z sobą współpracując, dokonali oni połączenia elementów charakterystycznych dla Shaolinu, Wudang i systemów uprawianych wcześniej w rejonie Emei w jeden styl. Ze względu na to, że zalecali oni trening w godzinach zi (o północy) i wu (w południe), przyjęta została nazwa ziwuquan.
Ziwuquan łączy elementy "wewnętrzne" (trening qi, spokojne kontrolowanie akcji przeciwnika) i "zewnętrzne" (rozwój siły fizycznej). Podkreśla się znaczenie linii centralnej w ataku i obronie. Z trzech form, pierwsza charakteryzuje się przewagą technik ręcznych, druga - nożnych, trzecia zaś specjalizuje się w technikach otwartej dłoni. Styl charakteryzują następujące reguły:
STYL BIAŁEGO ŻURAWIA
Dr Yang Jwing-Ming
(Tekst udostępniony przez Kwaterę Yang's Martial Arts Association we Wrocławiu.)
Historia:
Chinach większość stylów wojennych nigdy nie została formalnie zapisana,
ale historia każdego z nich była przekazywana ustnie W z pokolenia na pokolenie.
Przez wiele lat dzieje każdego stylu zostały wzbogacone poprzez dodanie
nowych ciekawych szczegółów, nic więc dziwnego, że historie te przekształciły
się w całkiem nowe opowieści. W wielu przypadkach bardzo dokładny zapis
możemy znaleźć w powieściach "wojennych" pisanych w tamtym czasie, ponieważ
były one oparte na zwyczajach i rzeczywistych wydarzeniach. Np. powieści
"Historyczny dramat klasztoru Shaolin" (Shaolin Yen Yi) Shao Yu-Sheng'a
oraz "Qian Long zwiedza południowy brzeg rzeki" (Qian Long Xia Jiang Nan)
napisane przez nieznanego autora, powstały za panowania dynastii Qing około
200 lat temu. W powieściach tych bohaterzy oraz tło wydarzeń oparte są
na rzeczywistych ludziach i zdarzeniach tamtego okresu. Oczywiście autorzy
tych powieści często mijali się z prawdą, lecz należałoby sobie uświadomić,
że były one pisane z myślą o czytelnikach tamtego czasu, wobec czego muszą
być bardzo mocno oparte na faktach, autorzy musieli w nich stworzyć jak
najpełniejsze realia. Za pomocą tych i innych powieści większość stylów
wojennych jest w stanie odtworzyć historie swojego stylu z dość dużą dokładnością.
Oto jak przedstawia się historia stylu Białego Żurawia. Możesz ją traktować
jako baśń albo jako nieformalną historię. Tak naprawdę, nikt nie może być
pewny jak dokładna ona jest. Historia tutaj opisana, oparta jest na ustnym
przekazie mojego mistrza stylu Białego Żurawia oraz na powieściach (głównie
"Historyczny dramat klasztoru Shaolin").
Wiemy, że świątynia Shaolin została zbudowana w 377 r.n.e. na górze
Shaoshi-Deng Feng Xien w prowincji Henan, na rozkaz cesarza Wei. Wybudował
tą świątynię dla buddysty Ba Tuo (Szczęśliwy Budda). Wiemy, że w tym czasie
mnisi nie zajmowali się sztuką wojenną. W r. 527 w czasie panowania dynastii
Lianę, mnich o imieniu Da Mo (Bodhidharma), książę jednego z plemion indyjskich
został zaproszony do Chin przez cesarza Lianę, aby nauczał i wygłaszał
kazania. Gdy cesarzowi nie spodobała się buddyjska filozofia Da Mo, ten
udał się do klasztoru Shaolin. Podczas swojego tam pobytu napisał on dwa
dzieła traktujące o Qigong: "Yi Jin Jing" oraz "Xi Sui Jing". Da Mo zmarł
w roku 539.
Po śmierci Da Mo mnisi z klasztoru Shaolin używali treningu Yi Jin
Jing i Xi Sui Jing aby wzmocnić się, zarówno fizycznie jak i duchowo. Stopniowo
w klasztorze powstały techniki wojenne, które pomagały mnichom w obronie
własności klasztoru przed bandytami. Wiemy, że trening sztuki wojennej
w tym czasie składał się z technik walki pięciu zwierząt a mianowicie:
Żurawia, Węża, Smoka, Lamparta, Tygrysa. Znaczy to, że styl Żurawia pochodzi
z około VI wieku.
Mówi się, że później, na początku panowania dynastii Qing (1644), był
wysłany przez klasztor Shaolin do Tybetu mnich imieniem Xingling specjalizujący
się w stylu Żurawia w celu studiowania tybetańskiego buddyzmu. Zanim umarł
przekazał techniki stylu Żurawia, który stał się znany pod nazwą stylu
"La Ma" albo systemu "Północnego Białego Żurawia".
Później styl Żurawia dotarł do Kantonu, Fujianu, Tajwanu oraz Indochin.
Po blisko trzystu latach, styl Żurawia stopniowo stawał się stylem Południowego
Żurawia, który specjalizuje się w używaniu rąk do walki na krótki dystans.
Dzisiaj istnieją cztery znane style południowego Żurawia: Śpiący Żuraw
albo Drżący Żuraw (Su He, Zong He albo Zhan He), Krzyczący Zuraw (Minę
He), Jedzący Żuraw (Shi He) i Latający Żuraw (Fej He). Wiele z tych stylów
w początkowym treningu używa podstawowej sekwencji "San Jan"- Wewnętrznie,
wszystkie z nich debatują nad tym, jak obniżyć Qi do Dolnego Dan Tian,
jak wzmocnić Qi w Dan Tian oraz nad tym, jak zwrócić Qi do Jing. Zewnętrznie,
wszystkie z nich kładą nacisk na to, aby głowa była wyprostowana, szyja
twarda, plecy wygięte w łuk, barki rozluźnione, pąs i biodra zrelaksowane
oraz na koordynację ruchów. Dlatego też Biały Żuraw jest uważany za styl
"miękko-twardy", ponieważ jest miękki jak Taiji, podczas gdy Jing może
być tak silne jak tygrysa. Ponadto wszystkie style Żurawia skupiają się
na trenowaniu zakorzenienia się i na stąpaniu wg teorii pięciu faz (metalu,
drewna, wody, ognia, i ziemi).
Jeśli nawet podstawowa teoria jest taka sama dla wszystkich stylów,
to każdy z nich ma swoje specyficzne cechy i jedyną w swoim rodzaju teorię
treningu. Śpiący Żuraw (Su He) zwany również Rodowym Żurawiem (Zong He)
lub Drżącym Żurawiem (Zhan He) specjalizuje się w manifestowaniu Jing (mocy
wojennej), która jest manifestowaniem muskularnej siły pobudzanej przez
Qi. Styl ten nazywany jest Śpiącym Żurawiem, gdyż naśladuje spokój i łagodność
Żurawia. Kiedy jednak nadarzy się sposobność, atakuje on znienacka. Dlatego
też styl ten zwraca uwagę zarówno na obronę jak i na atak. Nazywany jest
także stylem Rodowym, gdyż wierzy się iż zawarte są w nim wszystkie nauki
przodków. W końcu nazywany jest również Drżącym Żurawiem, ponieważ naśladuje
trzęsącą lub drżącą siłę (Zhan Dou Jing) Żurawia. Po deszczu można zobaczyć
Żurawia strzepującego wodę za pomocą szybkich ruchów.
Krzyczący Żuraw specjalizuje się w używaniu dłoni w uderzeniach. Podczas
walki używa również krzyku. Styl wykorzystuje dłonie tak jak żuraw skrzydła,
również okrzyki podobne są do tych jakie żuraw wydaje wieczorem lub wczesnym
rankiem. Uważa się, że krzyk żurawia może być słyszany w promieniu kilku
mil, gdyż posiada on silną Qi w Dan Tian. Dlatego też styl ten podkreśla
znaczne obniżanie Qi i jej wzmocnienie w Dan Tian. Jedzący Żuraw specjalizuje
się w atakowaniu dziobem. Ruchy jakie wtedy wykonuje są bardzo zwinne i
lekkie, a szybkość decyduje o wyniku. Latający Żuraw (Fei He) naśladuje
skakanie i latanie, jednocześnie ze skrzydłami zadającymi ciosy przeciwnikowi.
W stylu tym często używane są okrzyki.
Charakterystyczne cechy stylu Białego Żurawia
Żuraw jest zwierzęciem słabym, które nie może w walce użyć dużo siły.
Z Jednakże, jeżeli zajdzie taka potrzeba, może bronić się bardzo skutecznie.
Żuraw broniąc się polega tylko na trzech rzeczach: na zdolności szybkiego
uskakiwania, sile skrzydeł oraz dziobaniu. Skakanie dookoła używane jest
do robienia uników przed atakiem oraz do jednoczesnego zbliżania się do
przeciwnika w celu zaatakowania. Kiedy żuraw używa swoich skrzydeł do uderzeń,
siła z jaką to robi, może złamać grubą gałąź. Kluczem do siły tego rodzaju
jest szybkość. Należy pamiętać, że nawet miękka woda, jeśli jest wytryskiwana
dostatecznie szybko, może być użyta jako nóż w operacjach chirurgicznych.
Ponadto szybkość i dokładność z jaką żuraw uderza swym dziobem są bardzo
skuteczne w atakowaniu punktów witalnych. Jest to zarazem zdolność pozwalająca
mu na przeżycie, gdyż żuraw używa swego dzioba do łowienia ryb.
Podsumowując, możemy powiedzieć, iż w stylu Białego Żurawia:
1. Ręce są ważniejsze od nóg. Kiedy żuraw używa w walce zarówno dzioba
jak i skrzydeł, musi być w stabilnej pozycji, dlatego też nie ma on zbyt
dużych możliwości kopnięć. Tak więc zarówno w obronie jak i w ataku ręce
są używane jak skrzydła i dziób, podczas gdy nogi są mniej ważne i używa
się ich tylko w koordynacji z technikami ręcznymi. Kluczem do udanej obrony
i ataku jest szybkość i dokładność rąk.
2. Obrona jest jednocześnie atakiem. Żuraw jest zwierzęciem słabym
nie posiadającym znacznej siły, musi więc używać obrony jako ataku. Musi
być spokojny, cichy, ostrożny ale również czujny i gotowy do ataku. Kiedy
przyjdzie odpowiednia chwila, atak jest przeprowadzony w mgnieniu oka.
Strategia żurawia polega na bronieniu się i czekaniu na moment, w którym
należy zaatakować.
3. Walczy się na krótki i średni dystans. Ponieważ Żuraw używa obrony
jako ataku, musi być ekspertem w walce na krótki i średni dystans. Kiedy
przeciwnik przechodzi z długiego dystansu do średniego ćwiczący styl Żurawia
przeskoczy na krótki zasięg, aby zaatakować rękami skoordynowanymi z ograniczonymi
technikami kopnięć. Po ataku, "Żuraw" odskoczy natychmiast, aby uniknąć
chwycenia. Z racji tego, iż Żuraw jest słabym zwierzęciem, kiedy zostanie
pochwycony nie ma szansy uciec. Aby usunąć tę niedogodność, osoby uprawiające
styl Żurawia specjalizują się w technikach Chin Na (pochwycenie i kontrola)
zajmujących się sytuacją, kiedy jest się złapanym.
4. Szybkość jest ważniejsza od siły. Chociaż uważa się, że siła ataku
jest ważna, to w treningu Żurawia szybkość jest ważniejsza. Aby techniki
byty skuteczne, należy umieć wymykać się i atakować rękami oraz nogami
z bardzo dużą szybkością. Aby podnieść skuteczność trzeba również zwrócić
uwagę na dokładność ataków w punkty witalne.
Kończąc, należało by podkreślić, iż trening Żurawia skupia się na zachowaniu odpowiedniego umiaru w skakaniu, ruchach, szybkości i dokładności w atakowaniu czułych punktów.
QINNA - SZTUKA SAMOOBRONY
Sławomir Milczarek
Co to jest qinna? Tłumacząc chińskie znaki możemy powiedzieć, że jest
to schwycenie i kontrolowanie przeciwnika (qin - schwytać; na - kontrolować).
Prościej qinna jest skuteczną metodą samoobrony przed różnymi atakami.
Jest skuteczna zarówno przed jednym napastnikiem jak i większą ich liczbą.
Może być użyta nie tylko w obronie ale także w ataku.
Praktycznie
każdy styl kung fu posiada pewien zasób technik qinna. Ponieważ qinna to
bardzo duży zakres technik ofensywnych i defensywnych, od prostych do bardzo
zaawansowanych, niektóre style ograniczają ich zakres. Wśród systemów północnych,
które posiadają bardzo szeroki wachlarz technik qinna, wymienia się przed
wszystkim style: Białego Żurawia (Bai He Pai), Modliszki (Tang Lang Men),
Szponów Orła (Ying Zhao Pai) i Taiji Quan.
Podstawowe
zasady qinna to: zejście z linii ataku, obrót ciała, praca stóp, wykorzystanie
impetu atakującego przeciwnika, a także szybkość, siła i zdecydowanie.
Jednym z podstawowych elementów umożliwiających wykonanie prawidłowego
przechwytu, a następnie założenie dźwigni jest siła rąk (palców). Jest
wiele ćwiczeń na rozwinięcie siły rąk i palców: od bardzo prostych typu
pompki do bardziej zaawansowanych np. specjalnych ćwiczeń qi gong.
Qinna to nie tylko techniki obrony i ataku, to także zapobieganie przejęciu
kontroli przez przeciwnika. Jakie mięśnie i stawy odgrywają szczególną
rolę w technikach unieruchomiania? Jaka jest budowa anatomiczna stawu i
jaki nacisk spowoduje jego uraz? W jaki sposób można leczyć powstałe urazy?
Teoria oraz zasada wykonywania technik qinna zawsze będą takie same
bez względu na styl kung fu. Nie ma idealnych technik qinna na każdą z
tych technik można zastosować kontr technikę. Zazwyczaj uderzenie lub kopnięcie
napastnika jest dużo prostsze niż przejęcie nad nim kontroli. Ażeby skutecznie
zastosować technikę qinna, często musimy najpierw wykonać unik, zmylić
przeciwnika, uderzyć lub kopnąć w punkt witalny.
Techniki qinna stosujemy przede wszystkim na stawy. Technika taka to
położenie nacisku na staw i "wyrwanie go z zawiasów" od lekkiego skręcenia
aż do całkowitego zniszczenia. Jeżeli staw jest unieruchomiony lub przemieszczony
niemożliwe jest wykonanie ruchu, gdyż jego funkcjonalność zostaje zniszczona.
Podczas stosowania tego typu technik wiązadła i mięśnie połączone z danym
stawem podlegają rozciąganiu, a więc powstaje w ten sposób ból. Poprzez
wywołanie bólu lub zahamowaniu funkcjonalności stawu możemy kontrolować
przeciwnika.
Stawy atakowane technikami qinna to przede wszystkim: stawy palców,
staw nadgarstkowy, staw łokciowy, staw barkowy, staw szczytowo-potyliczny,
staw kolanowy, staw skokowy.
Drugą
grupą technik qinna są techniki skręcające i rozdzielające mięśnie. W momencie
wyciągnięcia mięśnia traci on możliwość działania. Zostaje wówczas zahamowany
ruch, za który jest ten mięsień odpowiedzialny. Pod wpływem skręcania występuje
ból. Niektóre mięśnie wymagają nacisku, aby powstał ból i paraliż. W tym
przypadku nerwy znajdujące się pod mięśniami są naciskane ręką wykonującego
technikę qinna.
Pomimo, że qinna uważane jest za system unieruchamiający przeciwnika,
to wykorzystuje on także ciosy i kopnięcia. Czasami przeciwnik jest zbyt
silny, aby można było go unieruchomić techniką qinna; wyjściem z takiej
sytuacji będzie wykonanie ciosu lub kopnięcia w punkt witalny.
Techniki qinna w systemie Tang Lang Men są technikami bardzo agresywnymi
i nauczane są na wyższym poziomie wyszkolenia.
Qinna w systemie Modliszki możemy podzielić na formę dużych złamań
(dźwigni) - da zhe zhi i formę małych złamań - xiao zhe zhi. Techniki formy
da zhe zhi przypominają momentami niektóre techniki aikido. Techniki w
systemie Modliszki nie ograniczają się jedynie do dźwigni. Możemy tu spotkać
techniki uderzeń i kopnięć w wrażliwe punkty ciała jak choćby punkt ling
tai na plecach czy tai yan na głowie oraz naciski na punkty witalne.
Przedstawione przez mistrza Zang Wenning instruktora oddziałów specjalnych
w Jinan trzy techniki qinna można spotkać praktycznie w każdym stylu kung
fu. Używane są one powszechnie przez jednostki policji na całym świecie.
Chińskie sztuki walki z wielotysięczną tradycją zawierają całą gamę
technik od uderzeń i kopnięć po ataki na punkty witalne. Techniki qinna
są tylko małym wycinkiem tego szerokiego tematu. Techniki podstawowe qinna
wymagają przede wszystkim siły fizycznej - ming jin. Bardziej zaawansowane
techniki wymagają już opanowania siły sprężystej - an jin. Ten poziom możliwy
jest do osiągnięcia przy treningu z prawdziwym mistrzem.
WIELKI MISTRZ WONG DOC-FAI
(Choy Li Fut, Tai Chi Chuan, Chi Kung)
Paweł Kijańczyk
Wielki mistrz Wong Doc-Fai jest przewodniczącym Międzynarodowej Federacji
Choy Li Fut &Tai Chi Chuan o nazwie "Kwiat Śliwy" ( Plum Blossom International
Federation).W Choy Li Fut, Wong Doc-Fai jest mistrzem 5 generacji
co stawia go w czołówce najwyżej notowanych nauczycieli na świecie. Jest
on spadkobiercą jednej z odmian Choy Li Fut o nazwie KONG CHOW,
a jednocześnie doszedł do poziomu mistrzowskiego w odmianie KING MUI.
Nauczycielami Wong Doc-Fai byli : Lau Bun - nauczający odm.
FUT
SAN - założyciel Hung Sing Studio w San Francisko, uczeń mistrza
Yuen
Hai.
|
Hu Yuen-Chou (Woo Van-Cheuk) - mistrz nauczający odmian
KING
MUI i FUN SAT. Nauczycielem Hu Yuen-Chou w odmianie
KING
MUI był wnuk założyciela CHOY LI FUT - Chan Yiu-Chi,
a odmiany FUT SAN mistrz Chan Ngau Sing.
Wong Gong : spadkobierca odmiany KONG CHOW, poprzedni
Wielki Mistrz KONG CHOW HUNG SING ASSOCIATION, uczeń mistrzów Chan
Cheong-Mo i Chan Yen.
Mistrz Wong Doc-Fai jest również mistrzem 3 generacji stylu
Tai Chi Chuan odm. YANG, jego nauczycielem był Hu Yuen-Chou,
który był blisko związany z Yang Cheng-Fu - twórca odmiany YANG.
Mistrz Wong Doc-Fai był trenerem drużyny amerykańskiej biorącej
udział w Mistrzostwach Świata "Pchających Dłoni" roku 1987 organizowanych
na Taiwanie przez INTERNATIONAL TAI CHI FEDERATION. Drużyna amerykańska
zajęła 2 miejsce, za drużyną gospodarzy jak i w następnych mistrzostwach
tj. w 1991 roku.
|
Ćwiczący Tai Chi Chuan |
W roku 1991 mistrz Wong Doc-Fai został uhonorowany przez miesięcznik
"BLACK BELT" tytułem "Artysty Roku w KUNG FU". Był opisywany w ponad
200 wydawnictwach fachowych i popularnych. Przez 9 lat był felietonistą
w miesięczniku "INSIDE KUNG FU".
Został opisany w przewodniku "Kto jest kim w Kalifornii" jako przodujący
mistrz sztuk walki. Mistrz Wong Doc-Fai został ujęty w 100 najlepszych
w kung-fu przez "Inside KungFu".
|
ćwiczący formę "Sa Bow Jong" stylu Choy Li Fut |
Oprócz sztuk walki mistrz Wong Doc-Fai zajmuje się medycyną orientalną
i akupunkturą. Był wykładowcą w Collegu miejskim w San Francisko od 1974
roku, oraz uzyskał tytuł doktora w dziedzinie Nauk Medycyny Naturalnej.
Mistrz Wong Doc-Fai jest również instruktorem wyższego stopnia
w Chi-kung. Jego nauczyciele chi-kung to prof. Peng Si-Yu (zaproszony
przez Uniwersytet w Stanford do badań chi-kung) - Wielki Mistrz I-Chuan,
oraz Min Ou-Yang żona prof. Peng Si-Yu. Jest to para jednych
z największych chińskich nauczycieli chi-kung.
Wielki Mistrz Wong Doc-Fai jest autorem szeregu kaset video
z zakresu Choy Li Fut i Tai Chi Chuan, oraz książek np. "Tai Chi Chuan's
Internal Secrets", "Choy Li Fut Kung Fu", "Shaolin Five Animals Kung Fu".
Jeżeli chodzi o Tai Chi Chuan to Wielki Mistrz Wong Doc-Fai naucza
form :
24 ruchowej, 40 ruchowej, 48 ruchowej, 108 ruchowej, form z mieczem,
formy z szablą, formy z wachlarzem, oraz zastosowania technik z form w
samoobronie i "Pchających Dłonii".
Obecnie w sklad "Plum Blossom International Federation" wchodzi ponad
25 szkół kung-fu nauczających Choy Li Fut i Tai Chi Chuan wg. przekazu
Wielkiego Mistrza Wong Doc-Fai, są to szkoły w USA, Włoszech, Szwajcarii,
Thaitii, Hiszpanii, oraz Francji.
Przyjazd Wielkiego Mistrza Wong Doc-Fai do Polski jest planowany
w roku 1999. Patrz strona "Wydarzenia (seminaria,
wykłady, wystawy itp.)".
|
forma "Gum Loong Sin" |
Wielcy mistrzowie stylu Modliszki
MISTRZ LIN JINGSHAN
Sławomir Milczarek
Jednym z najlepszych mistrzów stylu Siedmiogwiezdnej Modliszki był Fan
Xudong. Mistrz Fan Xudong był bogatym kupcem jedwabiu mieszkał w należącej
do rodziny Fan rezydencji Da Hai Yang (Wielkie Morze Yang) w Yantai.
Był postawnym mężczyzną ważył około 120 kilogramów, nazywano go Fan
Olbrzym ponieważ jako kupiec jedwabiu był bardzo bogaty, kung fu nauczał
dla przyjemności. Około 1875 roku mistrz Fan wziął udział w turnieju wolnej
walki na Syberii gdzie pokonał wszystkich swoich przeciwników.
Zwykle salą mistrza Fana zarządzał jego uczeń Yang Weixin. Jednak najsłynniejszymi
uczniami mistrza Fan byli Luo Guangyi oraz Lin Jingshan..
Mistrz
Lin Jingshan urodził się rankiem 4 października 1885 roku w wiosce Jiangtuan,
powiat Laiyang, miasto Yantai. Zmarł 1 czerwca 1971 w szpitalu miasteczka
Jiangtuan, mając 86 lat. W roku 1899 życie zmusiło go do szukania środków
utrzymania w Yantai. Zajął się uprawą i sprzedażą warzyw, służył jako pracownik
niewykwalifikowany często z głodu żebrał. W młodym wieku zainteresował
się kung fu. Ponieważ nie miał pieniędzy aby opłacić naukę, chodził do
sali ćwiczeń mistrza Fan Xudonga gdzie podpatrywał ćwiczących i próbował
naśladować ich ruchy. Gdy mistrz Fan odkrył to przyjął go na ucznia i zaczął
nauczać Siedmiogwiezdnej Modliszki. Mistrz Lin Jingshan był utalentowany
i bystry, a pod staranną opieką mistrza Fan Xudonga zgodnie z chińskim
powiedzeniem "dobry nauczyciel daleko prowadzi" - yan shi chu gao tu, po
kilku latach intensywnej nauki i ciężkich ćwiczeń stał się jego ulubionym
i najlepszym uczniem.
Gdy Lin Jingshan miał 25 lat starszy uczeń Yang Weixin wdał się w bójkę
z konkurencyjną szkołą Modliszki Kwiatu Śliwy, w jej wyniku dwóch uczniów
tej szkoły poniosło śmierć. Tylko dzięki znajomościom i pieniądzom mistrza
Fan Xudonga Yang Weixin spędził jeden rok w więzieniu, następnie wyjechał
do Szanghaju. Z tego też powodu mistrz Fan Xudong przekazał zarządzanie
salą i nauczanie uczniów mistrzowi Lin Jingshanowi.
Mistrz Lin Jingshan mimo niezbyt dobrych warunków fizycznych około
166 cm wzrostu był bardzo skuteczny w walce. Jego ulubioną techniką było
jednoczesne podcięcie z uderzeniem w skroń (gua tui quan chui). Wielu jego
przeciwników, którzy weszli na salę ćwiczeń przekonali się o skuteczności
tej techniki. Po kilkunastu latach treningów mistrz Lin Jingshan został
spadkobiercą (piąta generacja) stylu qi xing tang lang quan. Przez całe
życie mistrz Lin Jingshan mieszkał i nauczał w Yantai.
Mistrz Lin Jingshan kilkadziesiąt lat nauczał stylu Modliszki przez
ten czas wychował wielu uczniów. Jego najstarszymi uczniami byli Hu Rongfu,
Xiao Huating czy Wang Chuanyi. Uczniowie z linii mistrza Hu Rongfu nauczają
obecnie w Qingdao. W wieku około 70 lat mistrz Lin Jingshan przyjął ostatnich
uczniów byli to bracia Yu Tiancheng i Yu Tianlu. To im jako ostatnim uczniom
przed śmiercią mistrz Lin przekazał kompletny styl Siedmiogwiezdnej Modliszki.
Oprócz braci Yu jeszcze tylko jeden uczeń został dopuszczony do pełnego
przekazu stylu, był to mistrz Yu Zhenhai. Obecnie w Yantai tylko mistrz
Yu Tiancheng naucza dalej stylu qi xing tang lang quan. Jednym z uczniów
mistrza Lin Jingshana był Yu Hai filmowy sifu z "Klasztoru Shaolin". Yu
Hai poznał jednak tylko cztery formy tradycyjnego systemu z Yantai. Może
to było powodem opracowania przez Yu Hai wersji sportowej stylu Modliszki,
która w niczym nie przypomina stylu z Yantai.
WYWIAD Z JAROSŁAWEM SZYMAŃSKIM
(e-mail: yaleike@hotmail.com lub jarek@shiuol.cn.net
http://msnhomepages.talkcity.com/SpiritSt/xinyi/index.html )
przeprowadzony poprzez internet (e-mail).
Tomasz Grycan - Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z wschodnimi
sztukami walki (kino, książka, znajomi)?
Jarosław Szymański - Wszystko zaczęło się od pewnego programu
w zapomnianym już pewnie cyklu "Studio 2", w którym pewien bosonogi, ubrany
w egzotyczny strój jegomość rozbił pięścią stos desek. Miałem wtedy chyba
15 lat. Jeszcze wcześniej były książki o Jujutsu i Judo (Kondratowicza
i Pawluka), z których uczyłem się "chwytów" razem z kilkoma kolegami. No
i oczywiście komiksy z kpt. Żbikiem i Konusem.
A wracając do wspomnianego wyżej programu, to wtedy właśnie dowiedziałem
się, że ta tajemnicza dyscyplina nazywa się Karate i pochodzi z egzotycznej
Azji.
T.G. - Jak to się stało, że zacząłeś je ćwiczyć (co to był za
styl)?
J.S. - Na ulicy zobaczyłem plakat o rozpoczęciu zajęć w sekcji
"Free Style Karate" i razem z kilkoma kolegami z klasy poszliśmy zobaczyć,
co to w ogóle jest. Choć na pierwszych zajęciach musieliśmy przez ponad
pół godziny siedzieć na piętach (z której to pozycji zresztą nie mogliśmy
się potem podnieść) i instruktor okropnie wrzeszczał, ale ponieważ nosił
taki sam strój, jak wyżej wspomniany jegomość w telewizji, a co więcej,
i my mogliśmy w krótkim czasie zostać szczęśliwymi posiadaczami takich
strojów, zapisaliśmy się i tak wkroczyłem na drogę sztuk walki. Jak się
później okazało, materiał techniczny oparty był na zasadach Karate Kyokushinkai,
instruktorzy nie byli wykwalifikowani, traktowali całe przedsięwzięcie
raczej zarobkowo, ale mnie i tak się podobało. "Wycisk" był solidny (wielu
mdlało a pot spływał po ścianach) i myślę, że tamte treningi nauczyły mnie
stawiać sobie samemu wysokie wymagania i przezwyciężać własną słabość.
T.G. - Jak na twoje treningi zapatrywali się rodzice?
J.S. - Rodzice mieli nadzieję, że to tylko chwilowy wybryk jedynaka,
który szybko się opamięta i zajmie czymś "porządniejszym". Choć treningi
zajmowały sporo czasu, to jednak moje wyniki w nauce nieoczekiwanie się
poprawiły i rodzice dali mi spokój.
T.G. - Co sądzisz o Bruce Lee i jego filmach? Czy miały na ciebie
jakiś wpływ (np. "Wejście smoka")?
J.S. - Bruce Lee zrobił wrażenie chyba na wszystkich, jego szybkość,
sprawność, gesty, mimika. Było to dla mnie pierwsze zetknięcie z Kungfu,
co prawda filmowym, ale jakże przekonywującym! Jak wszyscy wówczas zrobiłem
sobie nunchaku i robiłem kopnięcia boczne z doskokiem.
T.G. - Jak przebiegała twoja droga poznawania wschodnich sztuk
walki (co ćwiczyłeś i u kogo)?
J.S. - Z "Free Style Karate" pamiętam tylko niejakiego Sempaja
Masłowskiego, którego typowym powiedzeniem było "Boli? To znaczy, że się
goi!". Potem było trochę Kyokushinkai, a w końcu w Poznaniu pojawiła się
sekcja upragnionego Kungfu (Taichi/kungfu u Tadzia Kuczyńskiego, które
swe fascynacje muzyką reggae i kulturą Chasydów mieszał do sztuk walki),
wreszcie u Sławomira Milczarka (1986-90).
T.G. - Jak trafiłeś do Chin?
J.S. - W 1988 roku rozpocząłem, będąc na ostatnim roku Politechniki,
studia na sinologii. Po dwóch latach studiów pojawiła się możliwość wyjazdu
na staż językowy do Pekinu i we wrześniu 1990 roku trafiłem do Pekińskiego
Instytutu Językowego. Planowany pierwotnie na rok pobyt w Chinach stał
się trwającą nieprzerwanie do dziś przygodą.
|
Muzulmanski mistrz stylu Xinyi Liuhe Quan, Li Zunsi |
T.G. - U jakich chińskich nauczycieli się uczyłeś (uczysz się
dalej)? Jak do nich trafiłeś?
J.S. - Zacząłem od nauki Baguazhang (Dłoń Ośmiu Trygramów) odmiany
Liang u nauczyciela, który prowadził też WF w naszej szkole w Pekinie.
Potem był styl Chen Taijiquan u Liu Wunian'a, ucznia Chen Zhaokui'a, Xingyi
i Taijiquan rodziny Sun u Sun Jianyun, córki Sun Lutanga, Yiquan, Zhaobao
Taijiquan, wreszcie, kiedy zobaczyłem już dość, żeby odróżnić dobre gong
fu (czyli umiejętność) od złego, "wszedłem" przede wszystkim w styl Shi
Baguazhang u obecnie 90-letniego Di Zhaolonga i Xinyiquan (Pięść Umysłu
i Intencji) u 80-letniego chińskiego muzułmanina, Li Zunsi.
T.G. - Czy łatwo zaakceptowali ucznia z zachodu?
J.S. - Uczeń z Zachodu dla chińskiego nauczyciela oznacza niezły
zarobek, stąd też, jeśli tylko ma się pieniądze, uczyć się nie jest trudno.
Zwykle, ze względu na barierę językową, przekazywane są tylko ruchy, a
teoria stylu, metody wykorzystywania siły, taktyka, etc. są pomijane. Bardzo
rzadko uczniowie z Zachodu poznają specjalne ćwiczenia, tzw. Gongfa, które
rozwijają określone umiejętności.
Zresztą język jest chyba jedną z najistotniejszych barier. Druga to
złe przyzwyczajenia treningowe ludzi z Zachodu, wciąż pokutujące ideały
sylwetki w kształcie litery "V" o niedorozwiniętych nogach, słabej talii
i biodrach, nadmiernie rozwiniętej klatce piersiowej i ramionach, etc.
To wszystko powoduje, że na prawdziwe wejście w kungfu (Ru Men) potrzeba
sporo czasu. Stąd też uczniowie z Zachodu są rzadko traktowani poważnie
w Chinach. Co uczciwsi nauczyciele wymagaja, by taki uczeń był w Chinach
co najmniej trzy lata.
Trudności z akceptacją wynikają też stąd, że cudzoziemiec dla Chińczyka
z prowincji jest wciąż bardzo egzotyczny (i vice-versa); różne przyzwyczajenia,
nieznajomość chińskiej specyfiki, zwyczajów, wszystko to narzuca pewien
dystans między nauczycielem a uczniem. Na jego pokonanie trzeba zwykle
czasu, znajomości języka, zwyczajów etc. Dla przykładu, mój nauczyciel
Bagua, człowiek starej daty urodzony jeszcze za panowania cesarza Puyi,
przekonał się do mojej osoby chyba dopiero wtedy, kiedy zachorował, a ja
co tydzień odwiedzałem go (mieszka 200km od Shanghaju). Wtedy dopiero zaczął
mnie zapoznawać z Qigongiem Bagua, Tieshazhang (Dłoń Stalowego Piasku)
i innymi metodami treningowymi przeznaczonymi tylko dla zaawansowanych
uczniów.
|
Mistrz Di Zhaolong z jedna z charakterystycznych broni Baguazhang,
Ji
Zhao Rui (Haki Koguciego Pazura) |
T.G. - Czy stosują specjalną "taryfę" dla ciebie (cudzoziemca)
czy uczą cię tak jak każdego Chińczyka?
J.S. - Uczą tak samo, a często nawet lepiej. Wynika to z tego,
że ja nie obawiam się pytać i mam sporo czasu na ćwiczenia indywidualne.
Obecnie nie ma zbyt dużego zainteresowania kungfu w Chinach, mało kto poświęca
ćwiczeniom więcej niż godzinę czasu dziennie. Co więcej, Chiny rozwijają
się bardzo dynamicznie i Chińczycy wykorzystują możliwości szybkiego dorobienia
się, gros sił i czasu przeznaczając właśnie na ten cel. Wielu z moich braci
(w kungfu) ma pretensje do nauczycieli, że uczą mnie więcej i lepiej. W
rzeczywistości powinni mieć pretensje tylko do siebie, że nie ćwiczą intensywniej.
Jest oczywiście jeszcze jeden aspekt - to, czy nauczyciel lubi danego ucznia,
czy nie. Często pewne sekrety przekaże cudzoziemcowi, którego po prostu
lubi lub ma nadzieję, że ten, poprzez ciężką pracę, może odziedziczyć jego
sztukę.
Z drugiej strony, cudzoziemcy ćwiczący w Chinach są lepiej motywowani,
przyjazd do Kraju Środka, pobyt tutaj, wymaga pewnych wyrzeczeń i trzeba
być naprawdę fanatycznie nastawionym do sztuk walki, by porzucić wygodne
pielesze i tłuc się po chińskich wsiach. Taka motywacja jednak procentuje.
T.G. - W jakim języku się porozumiewacie? Czy dobrze znasz chiński?
J.S. - Porozumiewamy się tylko po chińsku, często w dialektach
nieco różnych od oficjalnego Putonghua. Jak już wspomniałem, studiowałem
przez dwa lata sinologię w Polsce, potem trzy lata w Pekinie, kończąc Pekiński
Instytut Języka z dyplomem BA w 1993. Te studia to były jednak tylko podstawy.
Dzięki nauce kungfu na prowincji (Shanxi, Hebei, Henan) miałem okazję poznać
lokalne dialekty, a przez ostatnie lata "walczę" z szanghajskim.
T.G. - Dlaczego wybrałeś wewnętrzne style?
J.S. - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego ktoś
lubi muzykę klasyczną a inny rock'n'rolla? Myślę, że to bardziej kwestia
indywidualnych upodobań niż wyższości jakiejś grupy stylów nad innymi.
Muszę jednak przyznać, że nie bez znaczenia była fascynacja Taoizmem, którego
idee odcisnęły silne piętno na chińskich sztukach walki, szczególnie stylach
wewnętrznych.
Taoizm jest mi o tyle bliski, że miałem szczęście (Chińczycy nazywają
to "Yuan" - przeznaczeniem) spotkać i uczyć się zasad tego systemu w odmianie
Quanzhen (Całkowitej Rzeczywistości) od Zhen Yangzi, starego mnicha taoistycznego.
Taoizm nie narzuca żadnych aksjomatów, uczeń dostaje metodę ćwiczenia,
która, uczciwie praktykowana, pozwala mu wszystko odkryć samemu. Metodą
tą jest medytacja, "Xiu Lian". Nauka u Zhen Yangzi pozwoliła mi na odkrycie
zupełnie innego Taoizmu, niż ten, który wcześniej "poznałem", uświadomiła
też, że Taoizm i sztuki walki to dziedziny, których nie da się porównać
i nie należy mieszać. Choćby dlatego, że wiele zasad, które brzmią identycznie,
nosi zupełnie inne znaczenie w Taoiźmie i sztukach walki.
|
Z mistrzem odmiany Shi Baguazhang, 90-letnim Di Zhaolongiem |
T.G. - Jak byś ocenił polskie Kung Fu, to czego uczą polscy nauczyciele?
J.S. - Nie znam dobrze sytuacji w polskim świecie kungfu, od
3,5 roku nie byłem w kraju. Wiem, że niektórzy instruktorzy znaleźli dobrych
nauczycieli, choć niektórzy wciąż jeszcze jeżdżą do klasztoru Shaolin w
płonnej nadziei, że znajdą tam prawdziwych mistrzów. Przypuszczam, że sytuacja
w Polsce jest podobna do tej na świecie, szczególnie jeśli chodzi o style
wewnętrzne - nie ma kompetentnych nauczycieli. Ostrzegałbym szczególnie
ćwiczących Taijiquan - pamiętajcie, że jest to sztuka walki, jeśli instruktor
nie uczy pchających dłoni, jeśli dużo mówi o Taoizmie i Yijing (I-Ching)
a mało o mechanice ciała, to znak ostrzegawczy, że coś jest nie tak.
Widziałem ogłoszenia pewnego uznanego zresztą autorytetu kungfu w Polsce,
że oprócz głównego stylu (z którego jest zresztą znany) prowadzi też zajęcia
z Baguazhang. Jest to o tyle interesujące, że uczył się on tego stylu przez
3 tygodnie w Pekinie. To mówi chyba samo za siebie.
T.G. - Czym różni się trening w Chinach?
J.S. - Nauczyciel nie narzuca ostrego rygoru, intensywność ćwiczeń
zależy od samego ćwiczącego. Nauczyciel najczęściej koryguje błędy, objaśnia,
ale często daje zadania typu "Powiedz mi jutro, jakie są możliwe zastosowania
tego ruchu". Jest to pewna metoda szkoleniowa. Mniej podaje się "na tacy",
więcej zależy od inteligencji ćwiczącego, jego "Wuxing". Trening jest chyba
lepiej zrównoważony, jest czas na żart i zrelaksowanie psychiczne i fizyczne
(nawet trening Taiji może być bardzo wyczerpujący).
T.G. - Co to jest tradycyjny trening w Kung Fu (tradycyjna szkoła)?
J.S. - To trening, który obejmuje wszystkie aspekty sztuki (oczywiście
zależnie od zaawansowania ćwiczącego), a który różni się od współczesnego
Wushu przykładaniem dużej uwagi do zastosowań, właściwej mechaniki ciała;
najmniej chyba uwagi przykłada się do wyglądu zewnętrznego ruchu zgodnie
z przekonaniem, że ruch prawidłowo wykonany będzie też ładnie wyglądał.
I jeszcze jedno - ponieważ ćwiczenia tradycyjnego kungfu są nieformalne,
zajęcia odbywają się na otwartym powietrzu bez względu na pogodę (kogo
stać na wynajęcie sali?). Swego czasu ćwiczyliśmy w Pekinie Taiji zimą
w temperaturze minus 10 stopni w powiewach zimowego wiatru, i wszyscy musieli
w końcu rozebrać się do podkoszulków, tak zrobiło się nam gorąco. Myślę,
że mówi to samo za siebie o intensywności treningu. Szczerze mówiąc, po
pierwszym wykonaniu formy, nauczyciel, kiedy okazało się, że mamy zimne
ręce, stwierdził "nie zrelaksowaliście się dostatecznie!" i zaaplikował
3 następne wykonania formy. Podobną "formową" kurację przechodziłem też
zawsze wtedy, kiedy zaczynała mnie chwytać grypa.
T.G. - Co to jest "braterstwo Kung Fu"?
J.S. - "Braterstwo Kungfu" związane jest z nieformalną organizacją
ludzi ćwiczących wokół jednego mistrza. Mistrz, "Shifu", to "Nauczyciel-Ojciec".
Jego formalni uczniowie (a wiec ci, którzy przeszli przez ceremonie "Bai
Shi") to zatem "Synowie" lub "Córki". Relacje miedzy nimi można określić
zatem jako "Braterstwo Kungfu". Jest jeszcze inna forma, zwana "Jie Bai
Xiongdi", kiedy poprzez specjalna ceremonie zwana "Bai Jinlan" dwie osoby,
najczęściej ćwiczące rożne style (a wiec nie pochodzący od jednego mistrza)
przysięgają sobie braterstwo. Takimi braćmi są np. Chen Xiaowang (ze stylu
Chen Taiji) i Li Jian, ćwiczący Xingyiquan.
|
Z mistrzem stylu Chen Taijiquan, Chen Xiaowangiem |
T.G. - Jak odnoszą się do siebie chińscy nauczyciele (różne szkoły
sztuk walki)? Czy szanują się wzajemnie czy też rywalizują ze sobą? Czy
zdarza się im oczerniać nawzajem (tak jak w Polsce)?
J.S. - Sytuacja w światku sztuk walki w Chinach jest podobna
do tej w Polsce. Rywalizacja między chińskimi mistrzami jest bardzo silna.
Choć podczas wzajemnych spotkań odnoszą się do siebie z szacunkiem i respektem,
to na osobności opowiadają o innych wiele niezbyt przyjemnych historii,
głownie krytykując umiejętności i wytykając błędy. Nie dochodzi jednak
do otwartych konfliktów, a jeśli takie mają miejsce na łamach prasy, to
przyczyną jest najczęściej przeinaczanie historii dla podniesienia ważności
własnego stylu, a co za tym idzie, własnej osoby. W ogóle, w środowisku
chińskich sztuk walki mało jest szacunku dla faktów historycznych, i dla
mnie jako osoby zajmującej się również badaniem historii sztuk walki, odsiewanie
ziarna od plew jest bardziej czasochłonne, niż sama analiza faktów.
T.G. - Co sądzisz o stopniach (kolorowych pasach) w Kung Fu?
Czy starzy chińscy nauczyciele je stosują?
J.S. - Nikt nie stosuje kolorowych pasów, w ogóle nie ma jakiegoś
ubrania treningowego. Podczas zajęć najważniejszy jest nauczyciel, a wszyscy
przy nim są uczniami, choć różnie zaawansowanymi (niektórzy ćwiczą dłużej,
inni krócej). Ponieważ bardzo ważne jest przyjęcie w poczet Tudi (Wybranych
Uczniów, co odbywa się w trakcie specjalnej ceremonii zwanej Bai Shi),
istnieje podział na starszych i młodszych braci (choć nie zawsze odpowiada
to umiejętnościom). Tudi związani są z mistrzem jak z ojcem i muszą wywiązywać
się z synowskiego obowiązku w każdej sytuacji, czy to trudności finansowych
mistrza, jego choroby, etc.
Zwykli uczniowie nie mają żadnych właściwie obowiązków wobec nauczyciela
i vice-versa, stąd też ich poziom jest najgorszy. Na tym statusie są przyjeżdżający
zwykle na 2-3 tygodnie do Chin cudzoziemcy.
Obecnie w Chinach Państwowa Komisja Wushu i podległe jej organizacje
lokalne starają się wprowadzić stopnie zaawansowania w kungfu, tzw. system
Duan Wei Zhi. Organizacje Taiji w Yongnian (miejsce narodzin Yang Luchana
i Wu Yuxianga) i Wenxian (gdzie znajdują się wioski Chenjiagou i Zhaobao)
nadają również tytuły, ale tak naprawdę szacunek do danego nauczyciela
wynika z jego umiejętności a nie stopnia, jaki posiada.
T.G. - Co myślisz o zawodach Tai Chi Chuan ("pchających dłoniach")?
J.S. - Widziałem wiele takich zawodów, przede wszystkim właśnie
w Yongnian (miejsce urodzin Yang Luchana) i Wenxian (gdzie znajduje się
wioska Chenjiagou). W najlepszym wypadku przypominają one kiepskie zapasy
(i często startuje w nich wielu zapaśników; pamiętam, jak organizatorzy
w Wenxian, żeby uniemożliwić zapaśnikom start w zawodach Pchających Dłoni,
jako warunek postawili przejście egzaminu z form; można było naprawdę ubawić
się widząc niezgrabnych zapaśników wykonujących formę 24 ruchów). Niemniej
zawody takie są potrzebne, bo lepsze takie, niż nic. W Wenxian, i Xi'anie
próbowano wskrzesić zawody Leitai, ale lokalne władze nie wydały zezwolenia
bojąc się o zdrowie zawodników. Dobrze opanowane Taijiquan, podobnie jak
zresztą każda inna chińska sztuka walki, umożliwia zadawanie uderzeń prowadzących
do uszkodzeń wewnętrznych, a to stawiało by na szali zdrowie zawodników.
|
Z mistrzem Li Zunsi |
T.G. - Czy zakończyłeś już swoje poszukiwania nauczycieli ? Czy
zamierzasz jeszcze poznawać jakieś inne style? U kogo chciałbyś się jeszcze
uczyć?
J.S. - Nie wiem, czy moje poszukiwania dobiegły końca, nie sądzę,
bym teraz czegoś specjalnie szukał. Znalazłem już chyba to, o czym zawsze
marzyłem. Zdarza się jednak, że uczę się różnych ciekawych styli od spotykanych
nauczycieli, choćby ostatnio Tan Tui (Sprężystych Kopnięć) w tradycji Xingyiquan
z Shanxi.
T.G. - Jak długo masz zamiar przebywać jeszcze w Chinach?
J.S. - Tak długo, jak będę miał możliwość. Przypuszczam, że
jeszcze kilka lat. Chiny uzależniają (rytm życia, jedzenie, klimat), w
tej chwili nie wyobrażam sobie życia w innym kraju. Oczywiście, mój pobyt
uzależniony jest przede wszystkim od sytuacji finansowej.
T.G. - Co sądzisz o uczeniu się u kilku nauczycieli jednocześnie?
J.S. - Nie polecane dla początkujących i odradzałbym to także
zaawansowanym. Szczególnie niekorzystne jest ćwiczenie styli o przeciwstawnych
założeniach i wymaganiach, np. Nanquan i Taiji. Warto jednak, po dobrym
opanowaniu jednego stylu, odwiedzać różnych mistrzów. Takie wizyty nie
tylko uczą nowych rzeczy, ale również pozwalają spojrzeć na własną sztukę
z szerszej perpektywy.
T.G. - Co sądzisz o uczeniu się z książek lub kaset video?
J.S. - Jeśli ktoś chce się uczyć, to jest to strata czasu i
pieniędzy. Sam kolekcjonuję książki i kasety, ale tylko jako materiał referencyjny,
a nie podręczniki. Najcenniejsze dla mnie filmy video to i tak te, które
sam nakręciłem na chińskiej prowincji.
Nic nie zastąpi nauczyciela, choć książki/video mogą być pomocne wówczas,
gdy takiego nauczyciela się ma. Problem polega na tym, że sztuki walki
są bardzo wyrafinowane w swych wymaganiach i konieczny jest ciągły nadzór
nauczyciela korygującego błędy już w zarodku. Jeśli ktoś myśli, że książki
dadzą mu podstawy na przyszłość, gdy znajdzie nauczyciela, jest w błędzie.
Jest takie chińskie powiedzenie "Xue Quan Rongyi, Gai Quan Nan" - Łatwo
uczyć się sztuki walki, ale trudno zmienić złe nawyki.
Niektórzy z moich braci w kungfu uczyli się wcześniej od niekompetentnych
nauczycieli i po ponad 20 latach ćwiczeń są wciąż na początku drogi. Tak
więc nawet nauczyciel nie zawsze jest w stanie zagwarantować, że uczeń
osiągnie sukces w kungfu.
T.G. - Czy zamierzasz spisać swoje doświadczenia w książce lub
nagrać kasetę video?
J.S. - W tej chwili pracuję nad książką na temat pochodzenia
i rozwoju Xinyi i Xingyiquan. Prawie wszystkie moje wyjazdy w teren poświęcone
są zbieraniu materiałów, wywiadom z mistrzami, zapisywaniem ich pokazów
na taśmie video. Treningi pochłaniają jednak dużo czasu, więc pewnie książka
nie ujrzy światła dziennego zbyt szybko. Myślę już jednak o dalszych publikacjach
poświęconych prezentacji muzułmańskiego Xinyi Liuhe Quan i Baguazhang odmiany
Shi.
Xinyi Liuhe Quan do lat 40' obecnego wieku był sztuką walki sekretnie
przekazywaną tylko w obrębie chińskiej mniejszości muzułmańskiej Hui i
jest bardzo słabo poznany. Jest o tyle interesujący, że z niego właśnie
wyewoluowało Xingyiquan.
Styl Shi Baguazhang został stworzony przez zięcia Dong Haichuana, Shi
Ji Donga. Uczeń Shi, Yang Rongben, był bodyguardem na dworze cesarskim,
by po rewolucji Xinhai w 1911 zostać mnichem buddyjskim. Mój nauczyciel,
Di Zhaolong, uczył się Bagua właśnie od Yanga. Jego Bagua jest o tyle ciekawe,
iż obejmuje pewne sekretne metody, które Yang poznał prawdopodobnie dopiero
na dworze cesarskim. Di Zhaolong jest też lekarzem tradycyjnej medycyny
chińskiej, a jego wiedza w tej dziedzinie pochodzi również od Yang Rongbena,
który nauczył się sztuki leczenia od cesarskiego lekarza (Yu Yi) w zamian
za nauczenie tego ostatniego Baguazhang.
T.G. - Czy po powrocie do Polski zamierzasz uczyć innych, przekazać
swoją wiedzę? Co chciałbyś przenieść do nas przede wszystkim?
J.S. - Przede wszystkim na razie nie myślę o powrocie do Polski.
Nie wiem, czy będę kogoś uczył, nie wiadomo, czy znaleźliby się chętni.
Jeśli jednak będę musiał wrócić do Polski i będę uczył, to treningi byłyby
raczej nastawione na indywidualny tok ćwiczeń. Zależnie od tego, jakie
uczeń ma predyspozycje fizyczne i zainteresowania, miałby trochę inaczej
ustawiony profil ćwiczenia. Bardzo duży nacisk byłby położony na podstawy,
takie same dla wszystkich - rozwój siły nóg i Dantian. Bez tego nie ma
prawdziwego kungfu niezależnie od tego, jak wspaniale by się tego nie reklamowało.
Uważam, że przy takiej klasyfikacji, mało jest prawdziwego kungfu poza
Chinami.
|
Z wizyta u mistrza Yi Quan (Da Cheng Quan), Yao Chengguanga |
T.G. - Niedługo wejdziemy w XXI wiek, erę komputerów, multimedialnych
przekazów informacji. Czy stare metody nauczania jeszcze się sprawdzą?
J.S. - Nie wymyślono jeszcze skuteczniejszych metod niż tradycyjne.
Obecnie nie ma ani jednego dobrego nauczyciela kungfu, który nie byłby
wykształcony według starych metod. Rozwój techniki nie wspomoże kungfu,
bo mistrzostwo bierze się tylko z ciężkiej pracy na przestrzeni wielu lat.
Dlatego uważam, że nadchodzi zmierzch sztuk walki i to staje się coraz
bardziej widoczne w Chinach. Wpływ na to ma jednak nie rozwój technologiczny,
lecz przede wszystkim brak możliwości wykorzystania kungfu w realnej walce.
Żadne zawody nie zastąpią popytu na bodyguardów/ochroniarzy, na ludzi,
którzy żyjąc cały czas w atmosferze zagrożenia, każdą minutę praktyki przeznaczali
na doskonalenie rzemiosła zabijania, bo takim zawsze było kungfu. Nie chciałbym
nikogo urazić, ale Taiji jako forma medytacji to wymysł Zachodu niewiele
mający wspólnego z tym, co ćwiczy się w Chinach, gdzie zaawansowany praktyk
sztuk walki co najwyżej oddawał się religijnym ruchom, takim jak np. Yi
Guan Dao. Słowo "Quan" - Pięść w nazwie tego, czym się zajmujesz, zobowiązuje,
i opanowanie sztuki walki jest dopiero pierwszym krokiem ku pełnemu jej
poznaniu.
T.G. - Czy Europejczyk, ze swoim zachodnim spojrzeniem na świat,
może w pełni zrozumieć Kung Fu, zwłaszcza wewnętrzne style?
J.S. - Europejczyk musi przede wszystkim odrzucić to, czego
się wcześniej dowiedział, jak w tej anegdocie o mistrzu Zen i zachodnim
uczonym. Ze stylami wewnętrznymi problem jest o tyle poważny, że ich spaczony
obraz pokutuje na Zachodzie od wielu lat. Sytuacja z Taijiquan jest niewesoła.
Ludzi na Zachodzie po prostu bardziej pociąga slogan "medytacja w ruchu"
czy "chińska gimnastyka zdrowotna" niż sztuka walki. Z Xingiquan i Baguazhang
nie jest lepiej, gros publikacji poświęconych tym stylom rozwodzi się nad
ich związkiem z teoriami medycyny chińskiej czy trygramami. Widziałem sporo
oryginalnych starych manuskryptów poświęconych stylom wewnętrznym i wszystkie
koncentrowały się na praktycznych aspektach ćwiczeń.
Uważam, że tylko zdroworozsądkowe podejście ludzi Zachodu pozwoli na
zrozumienie faktu, że wewnętrzne sztuki walki nie są czymś ezoterycznym,
wymagają tylko wykwalifikowanego nauczyciela i oddanego praktyce ucznia.
T.G. - Co sądzisz o łączeniu tradycyjnych, wschodnich sztuk z
nowoczesną zachodnią nauką (na przykład o próbach udowodnienia istnienia
energii "chi")?
J.S. - Chińczycy stworzyli pewien nieźle funkcjonujący model
działania organizmu ludzkiego wykorzystując takie pojęcia, jak Qi, Jing,
Shen, meridiany. Współczesna nauka powinna starać się je wyjaśnić. Negowanie
istnienia Qi tylko dlatego, że ta właśnie nauka za pomocą obecnie znanych
sobie metod nie może zbadać Qi, jest zjawiskiem negatywnym. Swego czasu,
podczas obrony mojej pracy dyplomowej w Pekinie (tematem były taoistyczne
metody zachowania zdrowia), doszło do dyskusji z nauczycielem filozofii,
który negował zjawisko nieśmiertelności (będącej celem praktyk taoistycznych)
jako nie potwierdzone przez współczesną naukę, a zatem nienaukowe. Ja argumentowałem,
że brak potwierdzenia wynika z ograniczenia współczesnej nauki, a to, że
coś tejże nauce się wymyka, być może jest nienaukowe, ale tylko do momentu,
dopóty nauka nie rozwinie się na tyle, by móc to coś wyjaśnić. Teoria względności,
DNA też były kiedyś nienaukowe. Być może w przyszłości nauka i religia
nie będą tak oddalone, jak obecnie.
Chciałbym tu jednak podkreślic, że "Qi" jest trochę słowem-wytrychem
i nie koniecznie oznacza to samo w różnych kontekstach. Np. Qi, która jest
wytwarzana podczas medytacji taoistycznej, nie jest dokładnie tą Qi, z
którą spotykamy się w sztukach walki. W samym języku chińskim istnieją
co najmniej trzy znaki oznaczające Qi - energię wewnętrzną.
|
Z wizyta u mistrza stylu Wu (Wu Jianquan) Taijiquan, 95-letniego
Ma
Yuelianga |
T.G. - Po ostatnich przemianach w naszym kraju trochę łatwiej
jest o kontakty z nauczycielami z zagranicy. Ponieważ miałeś wiele kontaktów
z prawdziwymi mistrzami czy mógłbyś podać kilka wskazówek, jak odróżnić
prawdziwego (wartościowego) nauczyciela, od zwykłego naciągacza (nawet
ze skośnymi oczami)?
J.S. - Kryteria są te same - im więcej opowiadań o Taoizmie/Buddyzmie,
mistyce, Yi Jing, tym bardziej trzeba uważać. Szczególnie, gdy nauczyciel
nie uczy zastosowań technik, naukę zaczyna od form a nie od ćwiczeń elementarnych,
tym większe jest prawdopodobieństwo, ze jego kwalifikacje są niepełne.
Najlepszym sposobem jest "spróbowanie się" z przyszłym nauczycielem na
"Pchające Dłonie", które są stosunkowo cywilizowaną metodą na sprawdzenie,
czy dany instruktor jest od nas lepszy, czy też to on powinien zostać naszym
uczniem.
Warto dowiedzieć się, u kogo dany "mistrz" się uczył, a później zweryfikować
jego genealogie z dostępnymi materiałami lub np. zadać pytanie na internetowych
listach dyskusyjnych. Trzeba być ostrożnym w przypadku stylów "wywodzących
się bezpośrednio z Gór Wudang", "sekretnych", "klasztornych", etc.
Jak już wcześniej wspomniałem, trzeba trochę doświadczenia, by odróżnić
dobrego nauczyciela od kiepskiego. Warto jednak dodać, ze sam fakt, iż
ktoś jest Chińczykiem, o niczym jeszcze nie świadczy. Sam widziałem wielu
Chińczyków w Pekinie uczących się w pośpiechu Taiji przed wyjazdami na
staże zagraniczne. Podobno później swe ewidentne błędy tłumaczyli faktem,
ze ich styl jest sekretnym stylem rodzinnym... Nie wiem czy obecnie w Polsce
są dobrzy chińscy nauczyciele, choć pewnie można znaleźć poprawnych rzemieślników.
A ci pewnie i tak wypadają lepiej niż ich polscy koledzy "po fachu". Wiem
jednak, ze do Polski przyjeżdżają niekiedy na seminaria uznani chińscy
mistrzowie.
T.G. - Ile czasu dziennie poświęcasz na trening Kung Fu?
J.S. - Minimum 4 godziny, jeśli ćwiczę sam w domu. Jeśli jadę
do mojego mistrza, to ćwiczę 4 razy dziennie po 2 godziny, a więc 8 godzin.
T.G. - Jak do twoich (kilku godzinnych dziennie) treningów odnosi
się żona? Czy też coś ćwiczy?
J.S. - Mam szczęście mieć bardzo wyrozumiałą żonę, która w sytuacji,
gdy nic nie może zrobić z mężowskim fanatyzmem, już z nim nie walczy. Musze
przyznać, ze wiele moich skromnych osiągnięć zawdzięczam w dużej mierze
jej ukrytemu poparciu, do którego nigdy zresztą by się nie przyznała.
Kiedyś ćwiczyliśmy razem z żoną (w czasach "chodzenia ze sobą") ale
po urodzeniu dziecka Marysia poświęciła swój cały czas i energie jego wychowaniu
i na sztuki walki nie starczyło już siły. Podejrzewam zresztą, że to wcześniejsze
ćwiczenie też nie wypływało ze szczerego zainteresowania kungfu, lecz raczej
pozwalało nam spędzać więcej czasu razem.
T.G. - Ile lat ma twój syn? Czy też coś ćwiczy? Czy przejął po
tobie tą pasję?
J.S. - Kuba ma w tej chwili dziewięć lat i jest bardziej zafascynowany
Godzillą niż machaniem rękami i nogami. Robi jednak codziennie przysiady,
pompki, wchodzi na 11 piętro, na którym mieszkamy, a nie wjeżdża windą,
rozciąga się. Planuję oddać go na naukę do jednego z moich nauczycieli,
by uczył się Xinyiquan. Główny problem polega na tym, że chińska szkoła,
do której Kuba uczęszcza, jest bardzo czasochłonna.
T.G. - Co ci dało wieloletnie uprawianie Kung Fu?
J.S. - Jest to trudne pytanie. Nigdy nie podchodziłem do ćwiczenia
kungfu z punktu widzenia zysków i strat. Jeśli powiem, że Kungfu dało mi
gongfu (umiejętność), to jest to tylko częściowo prawda, bo jeszcze wiele
przede mną do nauczenia i opanowania. Sądzę, że dzięki zamiłowaniu do sztuk
walki poznałem Chiny - te najbardziej egzotyczne, o jakich można przeczytać
tylko w książkach. Czuję się w Chinach lepiej, niż gdziekolwiek indziej,
i choć nie raz mam tego kraju naprawdę dość, to wyjazd nawet na jeden dzień
choćby do Hongkongu, niby też chińskiego, uzmysławia mi, jak bardzo jestem
uzależniony od Chin.
T.G. - Jakie są twoje plany na przyszłość?
J.S. - Chciałbym być jak najdłużej w Chinach i dalej uczyć się
sztuk walki. Ta droga nie ma końca, kiedy wydaje się, że już się do czegoś
doszło, po pokonaniu tego progu dopiero widać, jak wiele jest jeszcze do
nauczenia.
T.G. - Co chciałbyś przekazać czytelnikom Internetowego Magazynu
"Świat Nei Jia"?
J.S. - Przede wszystkim chciałbym życzyć wielu sukcesów we wszystkich
dziedzinach życia i spełnienia marzeń, szczególnie tych związanych ze sztukami
walki, w Nowym 1999 Roku! I by "Świat Neijia" dostarczał dalej wielu ciekawych
i wartościowych artykułów!
T.G. - Dziękuję za rozmowę i życzę długiego i owocnego pobytu
w Chinach.
OSIEM KAWAŁKÓW BROKATU
PA TUAN CHIN
część 3
Tomasz Nowakowski, Miroslav Kruta
opracowała Ewa Iskrzyńska
W poprzednim numerze "Nei Jia" ukazały się dwa pierwsze ćwiczenia z serii ośmiu, które razem tworzą starodawny, chiński zestaw Ośmiu Kawałków Brokatu. Ćwiczenia można wykonywać pojedynczo, jednak ich oddziaływanie wyraźnie zwiększy się, jeśli będziemy je robić jako serię. Jeśli ktoś spotyka się z tym ćwiczeniem po raz pierwszy, powinien przeczytać dwa poprzednie numery "Nei Jia", gdzie zostały opisane pozycje podstawowe i zasady ich ustawiania.
3. Trzeci Kawałek Brokatu lub "Przy
regulacji śledziony i żołądka należy podnosić jedną rękę"
To ćwiczenie powoduje lepszy dopływ krwi
do sytemu trawiennego co poprawia przemianę materii. Wzmacnia i masuje
wszystkie organy jamy brzusznej. Pomaga przy zaparciu i rozluźnia napięcia
mięśni tylnej części ciała. Wzmacnia mięśnie, które leżą wzdłuż kręgosłupa
i pracują podczas oddychania.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
c.d.n.
WYWIAD Z TOMASZEM NOWAKOWSKIM (cz.2)
opracowała Ewa Iskrzyńska
Co to znaczy mistrzostwo w Kung Fu? Jak długo należy ćwiczyć, by
je osiągnąć? Czy każdy może zostać mistrzem Kung Fu?
Myślę, że istnieje wiele odpowiedzi na te pytania. To, co mogę powiedzieć,
to tylko jedna z możliwych. Już sama nazwa Kung Fu oznacza proces osiągania
mistrzostwa. Składa się ona z dwóch części: Kung i Fu. Fu oznacza człowieka,
który osiągnął wysoką pozycję w jakiejś dziedzinie poprzez Kung, czyli
pracę. Słowo Kung ma cztery aspekty. Jeden z nich, to czas potrzebny do
wykonania pewnej pracy i wiąże się z wytrwałością. Drugim aspektem jest
regularność. Chodzi tu o codzienną pracę, powiązaną z samodyscypliną. Trzecim
aspektem jest jakość, czyli dążenie do coraz lepszej pracy, powiązane z
precyzją, edukacją i samodoskonaleniem. Czwarty, szczególnie ważny aspekt,
to radość. Jest to praca, którą się lubi. Wtedy staje się ona pasją, będącą
źródłem wewnętrznej satysfakcji. Wiąże się ona z zaangażowaniem i sercem,
które się wkłada w to, co się robi. Ponadto dobrze jest kształcić w sobie
zaufanie i szacunek do stylu i nauczycieli, od których się uczymy oraz
do samego siebie. Dla zrównoważenia zaufania potrzebna jest skromność.
Jak długo należy ćwiczyć, żeby to osiągnąć? Myślę, że całe życie. Wszystkie
wymienione cechy dobrze jest rozwijać stale. Konfucjusz powiedział kiedyś,
że edukacja jest jak płynięcie łódką pod prąd. Przestajesz wiosłować i
rzeka niesie cię do tyłu.
Czy każdy może zostać mistrzem Kung Fu? Uważam, że każdy ma szansę,
ale nie każdy może zostać. Trzeba iść konsekwentnie tą drogą. Wymaga to
jednak odwagi, zdecydowania, determinacji i wytrwałości, a przede wszystkim
głębokiej pokory.
Czy umiejętność zabijania może być sztuką?
Osobiście uważam, że celem uprawiania sztuk walki nie jest zdobywanie
umiejętności zabijania. Wprost przeciwnie, jednym z celów ich uprawiania
jest tworzenie pokoju w sobie i przenoszenie go na kontakty z innymi. Sztuka
kojarzy mi się z procesem twórczym a nie z destrukcją. Aby zabijać i niszczyć,
nie trzeba specjalnych umiejętności.
Dlaczego uczy Pan innych? Jak doszło do powstania Pańskiej szkoły
Kung Fu?
Nie miałem specjalnych planów związanych z uczeniem Tai Chi. Traktowałem
je raczej, jako swoją własną praktykę. Najbardziej interesowało mnie badanie
tej sztuki. W pewnym momencie pojawili się ludzie, którzy też chcieli poznać
Tai Chi i na ich prośbę zacząłem uczyć. Tak powstała nasza szkoła. Przychodziło
coraz więcej osób i urosła do obecnych, międzynarodowych rozmiarów. Był
to naturalny proces. Mimo, że jest to trudna praca i czasami niesie wiele
problemów, to uczę dlatego, że lubię ludzi i pracę z nimi. Mogę wtedy dzielić
się swoją wiedzą i doświadczeniami. Bardzo ważne jest też dla mnie utrzymanie
wysokiej jakości sztuki Tai Chi i zachowanie jej od zapomnienia.
Niedługo wejdziemy w dwudziesty pierwszy wiek, erę komputerów, multimedialnych
przekazów informacji. Czy stare metody jeszcze się sprawdzą?
Postęp cywilizacyjny, jakiego dokonała ludzkość przez ostatnich sto
lat jest przede wszystkim postępem naukowo - technicznym. W sensie emocjonalnym
człowiek w całej swej historii zmienił się niewiele. Można powiedzieć,
że dysponujemy coraz lepszymi narzędziami, jak na przykład komputery, jednak
problemy emocjonalne mamy te same, jak nasi przodkowie sprzed setek lat.
Uważne spojrzenie na historię ludzkości daje nam tego liczne przykłady.
Tak samo odczuwamy strach i agresję, których nie potrafimy kontrolować.
Wiele ludzi współczesnych żyje nawet w większym napięciu (stresie) i ma
gorszą emocjonalna jakość życia niż poprzednie generacje. W świecie technicznej
doskonałości wielu ludzi czuje zupełne zagubienie. Myślę, że te stare metody
nauczania, szczególnie teraz mogą być potrzebne i użyteczne. Były one tworzone
przez ludzi głęboko rozumiejących ludzką naturę. Sprawdzano i doskonalono
je następnie przez stulecia. Przetrwały już wiele nieraz bardzo burzliwych
zmian w historii ludzkości. Pomogły już wielu generacjom. Świadczy to najlepiej
o ich skuteczności.
Co sądzi Pan o uprawianiu sztuk walki przez kobiety? Czy uczy Pan
inaczej kobiety i mężczyzn? Czy zauważa Pan u nich inne predyspozycje?
Sztuki walki są bogate w ilość metod pracy. Są jednocześnie najbardziej
dopracowane pod względem jakości i wszechstronności ze wszystkich znanych
mi systemów, które zapewniają rozwój psychofizyczny człowieka. Dlatego
też dostępne są dla każdego bez względu na płeć i wiek. Każdy, zależnie
od swoich predyspozycji może znaleźć w nich styl czy metodę, która przyniesie
mu wiele korzyści. W swojej pracy nie prowadzę specjalnego treningu dla
kobiet i mężczyzn. Wszyscy ćwiczymy razem. Oczywiście różnimy się biologicznie
i mamy inne predyspozycje, ale w początkowym okresie treningu nie odgrywa
to tak wielkiej roli. Później, kiedy poziom zaawansowania rośnie, każdy
dobry nauczyciel indywidualizuje trening, dostosowując go do potrzeb i
możliwości ucznia. Nie dotyczy to jednak tak bardzo płci, jak indywidualnych
cech osobowości czy predyspozycji. W historii sztuk walki było wiele kobiet,
które osiągnęły wysoki poziom mistrzowski, a nawet opracowały nowe style.
Czy prowadząc międzynarodową szkołę i ucząc ludzi różnej narodowości
zauważył Pan jakąś specjalną predyspozycję Polaków do uprawiania wschodnich
sztuk walki?
Ostatnio Polacy odnoszą wiele sukcesów na różnych ringach.
Sztuki walki w Polsce cieszą się sporym zainteresowaniem. O specjalnych
predyspozycjach trudno mi jest mówić. Obserwuję wśród ludzi uprawiających
sztuki walki w różnych krajach sporo podobieństw, ale też i różnic wynikających
z mentalności. Zainteresowanie sztukami walki w Polsce jest podobne jak
we Francji, Północnych Włoszech, czy Wielkiej Brytanii. Jak wszędzie na
świecie, ludzie ćwiczący i uczący różnią się podejściem do pracy i poziomem
doświadczeń. W Polsce jest wielu mistrzów różnych sztuk walki, którzy prezentują
bardzo dobrą klasę i z dużym zaangażowaniem uczą innych. Szanuję tych ludzi,
zwłaszcza, że aby osiągnąć swój obecny poziom. Musieli pokonywać wiele
trudności, które wynikały nie tylko z procesu treningu ale związane były
też z powojenna historią Polski. Jeszcze nie tak dawno regularny kontakt
z nauczycielami o dużym doświadczeniu był bardzo trudny. Uczenie się wymagało
pokonywania wielu przeszkód. Zarówno w Polsce jak i w innych krajach zbyt
często mówi się źle o innych szkołach. Wyznaję zasadę, że najlepszym sposobem
walki ze złej jakości konkurencją jest ciągłe podnoszenie poziomu własnej
pracy. Kiedy ktoś ma dużo do powiedzenia o uprawianej sztuce, nie musi
mówić o innych. Przypominają mi się w tym momencie dwie sentencje. Jedna
z nich pochodzi od mistrza Cheng Man Ching: "Prawdziwa sztuka nie boi się
konkurencji". Druga jest starym, japońskim przysłowiem, które powtarzam
za jednym z moich nauczycieli: " Nigdy nie mów źle o przeciwniku. Kiedy
wygrasz z gorszym - to żaden zaszczyt. Kiedy przegrasz - tym większa klęska"
.
Co sądzi Pan o popularnych filmach o sztukach walki? Co myśli Pan
o Bruce Lee?
Gdy takie filmy są dobrze zrobione, to lubię je oglądać. Moim ulubionym
aktorem jest Jacke Chan. Jednak Kung Fu i inne sztuki walki prezentowane
w tych filmach są dalekimi krewnymi prawdziwych sztuk walki. Film ma swoje
prawa, musi być atrakcyjny dla widza. Choreografia układów walki musi być
wtedy specjalnie przygotowana. Zmienia się więc niektóre ruchy, żeby dostosować
je do możliwości kamery lub możliwości percepcyjnych widza. Aktorzy często
zachwycają sprawnością, ale wiele sytuacji w filmowym Kung Fu jest nierealnych,
a wiele technik bezużytecznych. Czasami jednak filmy te zawierają różne
filozoficzne teksty dotyczące Kung Fu, a także pokazują proces nauki i
kształtowanie charakteru bohatera filmu. Takie fragmenty można traktować
jako inspirację do pracy nad sobą. Dawniej taką rolę spełniały legendy
o mistrzach stylu. Myślę, że można niektóre bardziej sensowne filmy o sztukach
walki traktować jako współczesną formę takich legend. Bruce Lee był niewątpliwie
ciekawą postacią i w filmowym Kung Fu prezentował, jak na tamte czasy niezwykle
wysoki poziom. Nie potrafię powiedzieć jaki był w prawdziwym Kung Fu. Uważam
jednak, że zasługuje na szacunek za pracę, jaką włożył w popularyzację
tej sztuki. Wiele ludzi trafiło do szkół i klubów sztuk walki dzięki inspiracji
jego osobą.
Czy Europejczyk ze swoim zachodnim spojrzeniem na świat może w pełni
zrozumieć Tai Chi?
Sztuka Tai Chi powstała w oparciu o głęboką znajomość praw natury i
funkcjonowania ludzkiego organizmu. Wiedza ta ma charakter uniwersalny
i nie zależy od mentalności i koloru skóry . Dlatego każdy, kto będzie
studiował Tai Chi głęboko i z otwartym umysłem, ma szansę je zrozumieć.
Jeden z moich nauczycieli mawiał, że do zrozumienia Tai Chi potrzebny jest
duży wkład pracy, osobiste zaangażowanie i serce do tej sztuki. Nie ma
natomiast znaczenia miejsce, gdzie student się urodził.
Co sądzi Pan o łączeniu tradycyjnych, wschodnich sztuk z nowoczesną,
zachodnią nauką (np. o próbach udowadniania istnienia energii Chi) ?
Są to ciekawe badania, jednak dobrze jest pamiętać, że wiedza, która
leży u podstaw wschodnich sztuk walki nie jest jedynie intelektualna. Jest
przede wszystkim wiedzą intuicyjną, wynikającą z rozwoju świadomości. Praktyk
Tai Chi lub Chi Kung o dużym doświadczeniu nie potrzebuje teorii udowadniających
istnienie Chi i meridianów. On po prostu je czuje i ma zaufanie do swoich
doświadczeń. Jest to efekt wielu lat pracy. Dlatego takie badania mają
znaczenie dla ludzi, którzy interesują się sztukami walki raczej teoretycznie.
Z drugiej strony ciekawe jest, jak chociażby współczesna fizyka w swoich
dzisiejszych badaniach potwierdza intuicyjne odkrycia taoistycznych myślicieli
sprzed stuleci. Przykładem może być teoria nieoznaczoności Heisenberga
czy raport kopenhaski. Związki między zachodnia wiedzą i odkryciami wschodnich
filozofów docenia dziś wielu naukowców. Niels Bohr - duński fizyk, kiedy
otrzymał tytuł szlachecki za wkład w życie kulturalne Danii wybrał sobie
na herb znak Tai Chi z napisem : "Contraria sumt complementa" (przeciwieństwa
się uzupełniają).
Co myśli Pan o stopniowym upraszczaniu Tai Chi, np. o krótkich formach
(24 formy pekińskie), czy o zaprzestaniu nauczania bojowego zastosowania
form?
Jeżeli nie rozumie się ruchów, które są wykonywane, czy nie zaczyna
to przypominać baletu?
Jestem zwolennikiem całościowego studiowania stylu i pełnej w nich
edukacji. Przy upraszczaniu, styl co prawda zyskuje na popularności ale
płaci za to dużą cenę, którą jest zagubienie jakości i wielu cennych metod
pracy. Sam także uczyłem dość długo dwudziestu czterech form. Ta krótka
forma służyła mi, jako metoda pracy do przekazywania zasad Tai Chi i różniła
się bardzo od formy pekińskiej w sensie wewnętrznej pracy. Wielu wykształconych
w mojej szkole instruktorów posługuje się tą formą, jako skuteczną metodą
nauki początkujących. W swojej pracy dydaktycznej stosowałem praktykę długiej
formy, a następnie krótkiej. Gdy poziom szkoły, w sensie rozumienia zasad
Tai Chi, znacznie się podniósł, powróciłem do form tradycyjnych.
Co sprawiło, że postanowił Pan poświęcić Tai Chi swoje życie? Ile
czasu dziennie przeznacza Pan na trening?
Nie nazwałbym tego poświęceniem, bo to kojarzy mi się z ograniczeniem
i wyrzekaniem się czegoś. Dla mnie Tai Chi jest pasją i profesją, którą
uprawiam od lat. Sztuka ta jest integralną i naturalną częścią mojego życia.
Trening wymaga wewnętrznej dyscypliny i mobilizacji, zwłaszcza na początku
ale nie powinien człowieka ograniczać. Zawsze miałem dużo zainteresowań
i jest tak nadal. Pogodzenie wszystkiego jest kwestią koncentracji i organizacji
własnego czasu. W miarę praktyki, idzie to coraz lepiej. Czas, który przeznaczam
na trening jest bardzo różny. Średnio jest to cztery do pięciu godzin dziennie,
nie licząc pracy ze studentami. Zależy to jednak od dnia, od możliwości
i od tego co mam do przepracowania. Czasami jest to więcej godzin, czasami
mniej. To, ile czasu ktoś przeznacza na trening, jest sprawą indywidualną
i zależy od możliwości. Zasada jest bardzo prosta; ile inwestujesz , tyle
dostajesz. Dotyczy to jednak bardziej jakości pracy, niż ilości godzin
spędzonych na treningu.
Co Panu dało wieloletnie uprawianie Tai Chi?
Sztuka ta wzbogaciła moje życie w doświadczenia, których pewnie nie
zdobyłbym inna drogą. Przyniosła mi zmiany wewnętrzne i zewnętrzne. Pomogła
mi w wielu trudnych sytuacjach życiowych.
Co chciałby Pan na zakończenie powiedzieć czytelnikom czasopisma?
Życzę im cierpliwości i wytrwałości w realizacji ich przedsięwzięć.
Historie prawdziwe, legendy i baśnie
OPOWIEŚCI KUNG FU
Dawno temu w Chinach, żył pewien wielki mistrz miecza, który został
zaproszony do odwiedzenia domu innego mistrza tej sztuki. Ci dwaj mistrzowie,
rozmawiając i popijając herbatę, wspominali swą młodość i wielkie wyczyny.
Rozmowa stopniowo zmierzała ku ich własnym rodzinom i postępom, jakie czynią
ich synowie.
Gospodarz miał trzech synów, którzy poświęcili swe życie dla osiągnięcia
mistrzostwa we władaniu mieczem, tak jak zrobił to ich ojciec i dziad i
ojciec ich dziada. Bardzo chcąc pokazać zdolności swych synów; a jednocześnie
dać im lekcję, ojciec mrugnął porozumiewawczo do swego gościa. Ostrożnie,
niczym kot wziął on ciężką wazę z wnęki w ścianie i umieścił ją nad uchylonymi
drzwiami, którymi wchodziło się do pokoju. Waza była w takiej pozycji,
że kiedy otwierano drzwi spadała na głowę wchodzącego.
Z błyszczącymi oczami obaj starzy mistrzowie wrócili do herbaty i rozmowy,
byli oni cierpliwi i mieli wiele spraw do przedyskutowania. Po pewnym czasie,
wielki mistrz, zawołał swego najstarszego syna. Naturalną rzeczą jest,
że najstarszy syn natychmiast usłyszał wezwanie ojca i szybko stanął przed
drzwiami. Dało się zauważyć prawie niedostrzegalną pauzę. Syn spokojnie
odsunął drzwi prawą ręką wchodząc i unosząc jednocześnie lewą otwartą rękę
ku górze. Chwycił ciężką wazę zanim zaczęła spadać, obrócił się w kierunku
pokoju, unosząc ją nad głową. Pięknym gestem zasunął drzwi i umieścił wazę
w jej dawnym położeniu, ponad nimi. Następnie, bez słowa i zbędnego gestu
ukłonił się z szacunkiem starym mistrzom.
Twarz ojca promieniała kiedy dokonywał prezentacji, mówiąc: "To jest
mój najstarszy syn". Jego stary przyjaciel patrzył w oczy syna przez długi
moment. Potem uśmiechając się szeroko i wykonując w kierunku ojca głęboki
ukłon odrzekł: "Jestem bardzo szczęśliwy. On nauczył się wszystkiego bardzo
dobrze i stał się mistrzem miecza. Jest on wart Twego nazwiska". Teraz
ojciec i syn odkłonili się, a w oczach starego mistrza stanęły łzy, kiedy
dowiedział się, że jego stary przyjaciel uznał jego syna mistrzem miecza.
Po niedługim czasie ojciec zawołał znów, tym razem wzywając średniego
syna, który także odpowiedział szybko. Podszedł on do drzwi i natychmiast
je otworzył. Kątem oka spostrzegł spadającą wazę, a jego działanie było
szybkie i celowe: zwinnie i szybko usunął się w bok chwytając wazę w ramiona.
Jego zaskoczone oczy przebiegły po pokoju patrząc pytająco na wszystko
i wszystkich. Grzecznie stłumił instynktowną chęć okrzyku lub pytania,
odwrócił się do drzwi, zamknął je i po chwili wahania ustawił wazę w jej
poprzedniej pozycji. Ukłony zostały wymienione, a ojciec przedstawił go
tymi słowy: "To jest mój drugi syn. On nie umie zbyt wiele, ale uczy się
pilnie i staje się każdego dnia coraz lepszy".
Gość uśmiechnął się, ukłonił im obu i odrzekł: "Rozwija się on doskonale
i pewnego dnia stanie się on dla ciebie źródłem chluby".
Przez kilka chwil nikt nic nie mówił, myśląc o tym co on powiedział
i co się zdarzyło. Gospodarz poruszył się i dolał herbaty do czarki przyjaciela.
Obaj wypili w milczeniu. Potem odstawiwszy czarkę, z lekkim stuknięciem,
na lakierowany blat stołu, stary mistrz klasnął w ręce i zawołał swego
najmłodszego syna.
Jak to często bywa z najmłodszymi, był on nieco powolny w reagowaniu
na wezwanie ojca. W ostatniej chwili próbował nadrobić swą powolność, przebiegając
ostatni odcinek drogi do drzwi. Kiedy odsunął drzwi i wkroczył do pokoju,
ciężka waza spadła, zadając mu silny cios w głowę. Uderzywszy go, waza
odbiła się, i w tym momencie najmłodszy syn obrócił się jak strzała, wyjął
miecz i przeciął ją na połowy zanim zdążyła ona opaść na tatami przykrywającą
podłogę. Był on taki wściekły, że nie czuł bólu. Chłopiec schował swój
miecz bez należytego oczyszczenia i uśmiechnął się do wszystkich szczęśliwie
lecz w sposób nieśmiały i z zażenowaniem. "To jest mój najmłodszy syn"
- powiedział stary mistrz z niedwuznacznym, udawanym uśmiechem. "Jak sam
widzisz, musi się on jeszcze długo uczyć".
"Ach tak" - odpowiedział stary przyjaciel. "Jednak jest on bardzo szybki
i bardzo silny".
W czasie tego popołudnia ojciec był uhonorowany przez gościa, który
rozmawiał ze wszystkimi trzeba synami, pytając ich o szkoły i nauczycieli.
Na przemian żartował, to mówił poważnie, a trzej synowie tak byli zafascynowani
gościem, że zanim spostrzegli, zapadł zmrok i gość wstał szykując się do
wyjścia.
Jest w zwyczaju dawać przyjaciołom mały podarunek, zanim odejdzie się
z ich domu.
Mistrz dał znak synom. Najstarszy ukłonił się bardzo nisko i otrzymał
piękną, złotą szpilkę z małym diamentem. Stary mistrz patrzył długo w jego
oczy, ale nie powiedział ani słowa.
Młodszy syn ukłonił się bardzo nisko i dostał ciężką
księgę, oprawioną w doskonałą skórę. Mistrz powiedział: "Stronice tej
księgi są niezapisane, tak jak niezapisane są stronice twego życia. To
co na nich napiszesz, zależy tylko od ciebie".
Trzeci, najmłodszy syn, także ukłonił się bardzo nisko i otrzymał piękny,
błyszczący, srebrny zegarek kieszonkowy. Mistrz powiedział mu: "Jeżeli
chcesz się uczyć, musisz zacząć od doceniania czasu. Potem, kiedy będziesz
to umiał, nigdy nie będziesz go marnował. Nawet, kiedy nie będziesz nic
robił".
Dwaj starzy mistrzowie uścisnęli się zwyczajem ludzi sztuk wojennych
i honorowy gość odszedł, zostawiając po sobie smutek i pogodę ducha.
Z książki "Stories of Dojo" E. Perker'a tłumaczył A. Trofimow
Przedruk z czasopisma "Shaolin" nr 2/92.
Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.
Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:
Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.