magazyn Świat Nei Jia
NR 32 (PAŹDZIERNIK 2003)

Spis treści:

Powrót do strony głównej


WSTĘP

Witam w kolejnym wydaniu magazynu.

Mój apel o wsparcie dla "Świata Nei Jia" przyniósł zerowy efekt, na konto nie wpłynęła nawet złotówka. Otrzymałem tylko kilka listów od osób, które napisały mi, że bardzo cenią sobie moje strony i chciałyby coś przesłać, ale ich własna sytuacja materialna jest zbyt ciężka, aby to zrobić. Rozumiem to i bardzo dziękuję za duchowe wsparcie.
Na razie zatem wszystko zostaje po staremu i ten serwis dalej będzie rozwijał się tylko w ograniczony sposób. Miejmy nadzieję, że firma "Compass Internet Systems" będzie wciąż chciała go gościć na swoim serwerze.
Pamiętajcie, że internetowe magazyny choć żyją wirtualnie, to jednak ich pliki muszą być składowane gdzieś w świecie fizycznym, a to kosztuje. Gdyby każda osoba, która czyta ten magazyn, przekazała na jego cel tylko kwotę 1 zł w ciągu roku, to uzbierałby się spory fundusz, który wystarczyłby na opłacenie domeny, olbrzymiego miejsca na serwerze i specjalnego wynagrodzenie dla autorów artykułów.
Póki co z istnienia tego serwisu korzystają tylko pośrednicy czyli "TP S.A." i inne firmy, którym płaci się za możliwość korzystania z internetu. Czy nie jest to dziwne? Dla każdego oczywistym jest, że z "papierowych" wydań gazet i czasopism duża część kosztów idzie na opłacenie wynagrodzenia autorów tekstów, dziennikarzy, redaktorów, itp. czyli tych, którzy tworzą dane informacje. W wydaniach internetowych ważny jest tylko nośnik przekazu czyli przepływający prąd w kablach....

Osoby przysyłające mi listy, muszą uzbroić się w cierpliwość. Nie nadążam z odpisywaniem. Z braku wolnego czasu na indywidualną korespondencję odpowiem teraz zbiorowo na niektóre Wasze pytania, które często się pojawiają.


Ciągle przychodzą listy od osób zainteresowanych multimediami. Oto kilka z nich:

(...)
Część filmików, których linki podałeś w magazynie, ściągają się bardzo kiepsko albo wcale. Powinieneś umieścić te pliki bezpośrednio na swoim serwerze, wtedy łatwo ściągałoby się je w Polsce.
(...)

(...)
Pliki multimedialne sa swietne, ale sciagaja sie bardzo kiepsko z drugiego konca swiata. Czemu nie umieszczasz ich calych w swoim serwisie? Byloby to o wiele wygodniejsze.
(...)

(...)
Uważam, że jest tu mało filmików jak w ogule tu są i ...
(...)

(...)
Serwis jest świetny, ale brak w nim filmów o sztukach walki (np. instruktażowych) i muzyki orientalnej do ściągnięcia. Powinieneś umieścić w nim takie pliki.
(...)

Moja odpowiedź jest prosta. Pliki multimedialne zajmują bardzo dużo miejsca na serwerze. W tej chwili ledwo starcza na zwykłe strony "html" i trochę zdjęć. Jeżeli chcecie aby kiedykolwiek pojawiła się możliwość bezpośredniego ściągania takich materiałów, musicie wesprzeć ten serwis. Tylko jeżeli pojawią się odpowiednie fundusze, będę mógł wykupić odpowiednią ilość miejsca na serwerze. Pamiętajcie jednak, że nie będę łamał praw autorskich. Będzie można tu znaleźć tylko legalne materiały, np. krótkie filmiki dokumentalne prezentujące różne sztuki walki i mistrzów, a nie wielogodzinne filmy instruktażowe lub muzykę z płyt CD.


Ostatnio pojawiły się listy, krytykujące istnienie działu "Literatura". Oto niektóre wypowiedzi:

(...)
Idiotyczne jest publikowanie spisu książek, jeżeli nie można ich nigdzie kupić. Tylko drażni to ludzi.
(...)

(...)
Uważam, że bez sensu pokazywanie jest tego spisu książek jeśli nie pisze gdzie można je zamówić albo nawet kupić.
(...)

Moja odpowiedź na te zarzuty jest taka. Jeżeli nie wie się, że jakaś książka została wydana, nie można jej zdobyć. Znając jej dokładne dane (autor, tytuł, rok wydania, itp.), można pytać o nią w księgarniach, antykwariatach lub znajomych. Po to stworzyłem stronę ze spisem ciekawej literatury, aby dać Wam konkretne informacje, umożliwiające ich zlokalizowanie. Jeżeli Wasze kontakty są ograniczone, sugeruję skorzystanie z "Kącika Wzajemnej Pomocy".


Przychodzi sporo listów z monitami o artykuły o japońskich lub koreańskich sztukach walki. Oto niektóre z nich:

(...)
Bardzo malo jest tu o ninjitsu a jest to bardzo piekna sztuka walki.
(...)

(...)
Oczywiście nie zależy to od Ciebie, więc trudno mówić w wadach, ale twoją stronę odwiedza wiele osób o różnych zainteresowaniach. Dlatego też mogłoby być nieco więcej o sztukach walki spoza Chin. Jednak zdaję sobie sprawę, że zależy to od osób przysyłających Ci artykuły. Dlatego mam nadzieję, że coraz więcej szkół walki będzie zainteresowanych przesyłaniem Ci swoich materiałów.
(...)

(...)
A może by tak coś o Hwarangdo i Teakwondo, to też sztuki walki...
(...)

Pisałem o tym już wiele razy, ale powtórzę to po raz kolejny. Mój magazyn nie dyskryminuje żadnych sztuk walki. Jeżeli brak w nim jakichś artykułów, to znaczy, że nie mam dostępu do tego rodzaju materiałów. Choć "Świat Nei Jia" jest nastawiony głównie na tzw. "wewnętrzne sztuki walki", to jednak jest on także otwarty na wszelkie inne systemy praktykowane na całym świecie dawniej i dzisiaj.
Powoli przedstawiciele różnych sztuk zaczynają kontaktować się ze mną i obiecują nadesłanie tekstów, ale jak na razie wszystko kończy się na deklaracjach. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni i pojawią się nowe, stałe działy w tym magazynie.


Przyszło też kilka listów od osób, które deklarowały chęć pomocy przy tworzeniu tego serwisu. Dziękuję Wam bardzo serdecznie za dobre chęci, ale na razie radzę sobie z tym samodzielnie. Obecny kształt tego magazynu wynika głównie z ograniczeń fizycznych. To dlatego nie ma w nim na przykład plików "pdf", bo zajmują zbyt wiele miejsca.
Większą "rewolucję" w oprawie serwisu planuję zrobić, jeśli uda mi się wykupić własną domenę i miejsce na serwerze. Wtedy przebuduję go od podstaw. Może z wiosną coś się zmieni....
Moim głównym problemem jest zdobywanie artykułów do magazynu, a zwłaszcza ich nieterminowe przychodzenie. Najczęściej pojawiają się w ostatniej chwili. To w czym moglibyście mi naprawdę pomóc, to przekonywanie swoich nauczycieli, aby udostępniali materiały i chcieli coś tutaj publikować.


Zmieniłem trochę logo magazynu. Obok spadkobierców Taijiquan stylów: Chen (Chen Xiaowang) i Yang (Yang Zhenduo), pojawiła się spadkobierczyni stylu Sun czyli Sun Jianyun, wykonująca formę z mieczem. Ta zmiana jest symbolicznym zaznaczeniem, że mistrzostwo w sztukach walki osiągają także kobiety.

Zapraszam do lektury magazynu.

Tomasz Grycan

P.S.
Mam gorącą prośbę do wszystkich autorów tekstów. Postarajcie się przysłać swoje materiały do grudniowego numeru znacznie wcześniej. Chciałbym umieścić to specjalne wydanie jeszcze przed Bożym Narodzeniem, aby czytelnicy mogli spokojnie delektować się jego lekturą przy choince. Pamiętajcie, że ja też uczestniczę w świątecznym chaosie i muszę mieć czas na to wszystko.

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

SEMINARIUM Z JANEM SILBERSTORFFEM W POZNANIU
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

W dniach 13-14 października 2003 r. w Poznaniu odbyło się seminarium z Janem Silberstorffem. Organizatorem tej imprezy był Piotr Ziemba. Poświecone było ono Tui Shou ("Pchającym Dłoniom") oraz bojowym aplikacjom w chen taijiquan. Na treningi zjechali się pasjonaci kung fu z całej Polski, bo niewiele jest okazji, aby zapoznać się z takim materiałem. Najczęściej organizowane są warsztaty z nauką (lub korektą) różnych form ręcznych lub z bronią.

Seminarium zaczęło się od prawie godzinnego stania w "zhangzhuan" (pozycji "trzymania dzbana"). Ci którzy zastanawiali się, po co marnować czas na taką właśnie praktykę w czasie tych zajęć, szybko przekonali się jak bardzo było to sensowne. Jan Silberstorff stopniowo przeszedł od podstawowych elementów systemu do bardziej zaawansowanych i rzeczowo tłumaczył wszystkie zasady obowiązujące w taijiquan oraz ich powiązania. Następnie każdy mógł sam próbować realizować te zasady w kolejnych ćwiczeniach w parach, od form Tui Shou w miejscu na jedną rękę i na dwie ręce, do bardziej rozbudowanych w poruszaniu się po linii prostej i po kole.

Polacy z mistrzem

Bardzo inspirującym było też omówienie licznych zastosowań bojowych z form "Laojia Yi Lu" i "Laojia Er Lu". Kiedy wie się do czego służy dany ruch, wykonanie formy nabiera całkiem innego wymiaru.

Oprócz tradycyjnych metod treningowych uczestnicy seminarium zapoznali się też ze sportowym Tui Shou obowiązującym na turniejach sportowych. Ostatni trening zakończył się "walkami" na prawdziwym ringu bokserskim z linami, który imitował platformę "Leitai" (taką jak w Chinach). Jan Silberstorff szczegółowo tłumaczył błędy "zawodników" i cierpliwie pokazywał jak należy to robić, aby było to skuteczne, a zarazem piękne....

Polacy z mistrzem

Na tym seminarium można było się dowiedzieć jak jest zbudowany cały system taijiquan i czym różni się on od stylów zewnętrznych oraz dlaczego niezbędny jest systematyczny trening "chansigong" i długie stanie w pozycjach.... Wiele osób uczestnicząc w zwykłych treningach, zniechęca się tym długim okresem "pracy u podstaw". Słyszą, że taijiquan jest sztuką walki, ale nie widzą przełożenia materiału na realną walkę. Właśnie takie seminaria jak to w Poznaniu pozwalają okryć, co te ćwiczenia mają naprawdę do zaoferowania. Dzięki takim spotkaniom można spojrzeć na taijiquan na nowo. Nie intelektualnie, ale całym sobą. To coś zupełnie innego. Wtedy rozumie się dlaczego trening taijiquan w 90%, a nawet w 95% polega na indywidualnej praktyce. Dopiero jak wypracuje się solidne podstawy, właściwą strukturę ciała w każdym ruchu, można przejść do praktyki z partnerem i realizując wszystkie zasady, sprawić, aby było to niezwykle skuteczne w realnej walce, a zarazem piękne....

Uczestnicy seminarium rozstawali się z nadzieją, że takie seminaria będą odbywały się częściej. Ćwiczenie z Ekspertem o takim poziomie umiejętności jak Jan Silberstorff jest niesamowicie inspirujące.

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

SEMINARIUM Z MISTRZEM CHEN JUN
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

W dniach 19-21 września 2003 roku odbyło się w Pradze seminarium z mistrzem Chen Jun, najstarszym synem Wielkiego Mistrza Chen Xiaowanga. Niewiele jest okazji do ćwiczenia z tym ekspertem z rodziny Chen, bo w zasadzie nie opuszcza on Chin, więc spotkanie to było naprawdę niezwykle cenne. Oprócz Czechów w treningach brała udział także niewielka grupa Polaków.

Polacy z mistrzem

Polacy z mistrzem Chen Jun

W piątek, pierwszego dnia seminarium, omówione zostały ćwiczenia "chan si gong" ("rozwijanie jedwabnego kokonu") oraz kilka fragmentów długiej formy "Laojia Yi Lu". Sobota i niedziela poświęcone były nauce formy z mieczem.

Sposób poruszania się mistrza Chen Jun był dla uczestników seminarium niedoścignionym wzorem do naśladowania. Cokolwiek robił on, przez cały czas było widać spiralny ruch "chan si gong". Jeden element wychodził z drugiego i płynnie przechodził do następnego. Miecz mistrza Chen Jun przypominał poruszającego się smoka. Przez cały czas wirował, poruszając się powoli i dostojnie albo wykonywał eksplodujące cięcia lub pchnięcia. Przez cały czas mistrz i jego miecz stanowili jedność.

W tradycyjnym treningu umiejętności buduje się "od dołu". Najpierw uczy się stać w różnych pozycjach, potem chodzić, a gdy to opanuje się w wystarczającym stopniu, dopiero wtedy przechodzi się do pracy rąk. W ten sposób ruchy są "mocne", bo mają mocny "korzeń" i czerpią siłę z bioder. Całe ciało jest jednością. Dzięki długiej praktyce w ten sposób nabywa się umiejętność użycia "spiralnej energii rozwijania jedwabnego kokonu". Wymaga to dużej pracy, ale efekt końcowy jest niesamowity. Ruch jest delikatny, a zarazem pełny siły.
W kontraście do mistrza Chen Jun wyraźnie było widać, że jego europejscy uczniowie zbyt mało do tej pory poświecili pracy u podstaw. Ich edukacja zaczęła się "od góry" i przede wszystkim "pracują z rękami". Świadomość własnego ciała jest u nich niewielka i ruchy są "płytkie", oderwane od siebie i nie "zakorzenione". Ten błąd popełniali wszyscy uczestnicy seminarium. Ich miecze nie pracowały razem z ciałem i często było widać, że broń jest poza kontrolą ćwiczących. Wniosek jest jeden: jak najwięcej ćwiczeń "chan si gong" w indywidualnym treningu. Tylko w ten sposób można dojść kiedyś do poziomu umiejętności mistrza....

Istnieje duża szansa, że w przyszłym roku uda się w Polsce zorganizować obóz z mistrzem Chen Jun. Bardzo gorąco namawiam wszystkich do udziału w nim. Kontakt z kimś o takich umiejętnościach jest niesamowicie inspirujący. Korekta takiego Eksperta jest nieoceniona w praktyce taijiquan. Oczywiście najważniejsza jest własna ciężka praca, ale nawet ona może niewystarczyć, aby nie zgubić się w meandrach własnych interpretacji taiji. Kiedy chce się zdobyć bardzo wysoki szczyt, tylko przewodnik o bardzo wysokich kwalifikacjach może zagwarantować dotarcie do celu. Mistrz Chen Jun jest niewątpliwie takim Przewodnikiem.

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

WIZYTA MISTRZA YANG JWING MINGA W WARSZAWIE (21-23.10.2003)
Kinga Klaś
(*)

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

"Jeżeli szklanka jest pełna nic nie można już do niej nalać. Pamiętajcie, żeby utrzymywać swoją szklankę pustą i cały czas się uczyć. Musicie myśleć o tym, w jaki sposób artysta staje się wielki - odpowiedź jest jedna dla wszystkich, aby stać się wielkim artystą potrzebna jest pokora. Czy macie pokorny umysł cały czas? Czy doceniacie sztukę przez cały czas? Czy po prostu osiągacie pewien poziom i wtedy mówicie: już to mam i teraz będę zdobywał coś innego? Możecie poznać i praktykować jedną rzecz na głębokim poziomie z pokorą i w trudzie stając się artystami. Możecie też fruwać jak pszczoła z kwiatka na kwiatek i kolekcjonować to, co najłatwiejsze, nigdy nie sięgając do korzeni. Przy takim podejściu staniecie się kolekcjonerami sztuki, ale nie artystami."

Fragment wykładu Mistrza Yang Jwing-Minga

Po raz pierwszy od osiemnastu lat mieliśmy zaszczyt gościć w Warszawie wielkiego mistrza sztuk walki dr Yang Jwing-Minga. Przybył on do Polski na zaproszenie Wschodnioeuropejskiej Kwatery Głównej Yang's Martial Arts Association oraz Szkoły Tai Chi Chuan YMAA Warszawa - organizatora pobytu Mistrza w stolicy.

Mistrz Yang Jwing-Ming

Dr Yang Jwing-Ming urodził się 11 sierpnia 1946 r. w Xinzhu Xian na Tajwanie. Mając piętnaście lat rozpoczął trening stylu Shaolin Białego Żurawia (Bai He) u mistrza Cheng Gin-Gsao. W ciągu trzynastu lat praktyki dr Yang został ekspertem w walce wręcz, jak i w posługiwaniu się szablą, włócznią, trójzębem, dwoma pałkami i inną bronią. Opanował również techniki Qigong (Chi Kung) Białego Żurawia, Qin Na (Chin Na), masażu Tui Na i Dian Xue oraz ziołolecznictwa.

Jako szesnastolatek podjął treningi Taijiquan (Tai Chi Chuan) stylu Yang u mistrza Kao Tao, naukę kontynuował u innych mistrzów w Taipei, takich jak Li Mao Ching czy Wilson Chen.

W wieku osiemnastu lat dr Yang rozpoczął studia w Taipei Xian, gdzie uczył się fizyki, a także tradycyjnego stylu Shaolin Długiej Pięści (Changquan lub Chang Chuan) u mistrza Li Mao-Ching. W 1971 r. uzyskał tytuł magistra fizyki na Państwowym Uniwersytecie Tajwańskim, a następnie służył w Chińskich Siłach Powietrznych, nauczając fizyki oraz Wushu.

W 1974 r. dr Yang wyjechał do USA, by studiować mechanikę na Uniwersytecie w Purdue. W maju 1978 r. mistrz otrzymał tytuł doktora i rozpoczął karierę inżyniera, którą porzucił w 1984 r., aby całkowicie poświęcić się studiowaniu, propagowaniu i nauczaniu chińskich sztuk walki.

Od tego czasu Mistrz nieustannie pracuje nad pogłębianiem zrozumienia teorii, mechanizmów i zasad praktyki. Studiuje, opracowuje i publikuje tradycyjne chińskie teksty, utrzymywane do niedawna w tajemnicy. Jest znanym na całym świecie autorem unikalnych, bestsellerowych książek poruszających tematykę Gongfu, Taiji, Qigong, Qin Na, chińskiego masażu, ziołolecznictwa i medycyny wschodniej. Uważany jest również za eksperta stylu Białego Żurawia, technik Qin Na oraz Pchających Dłoni Taiji.

W celu nauczania i propagowania chińskich sztuk walki założył w 1986 r. Yang's Martial Arts Association (Stowarzyszenie Sztuk Walki Yanga).

Yang's Martial Arts Association (YMAA)

YMAA to międzynarodowa organizacja skupiająca ok. trzy do czterech tysięcy studentów w ponad trzydziestu szkołach w USA, Europie i Południowej Afryce. Wszystkie szkoły realizują opracowany przez dr Yanga program nauczania tradycyjnych stylów Shaolin (Białego Żurawia i Długiej Pięści), Taiji Yang, Qigong i Qin Na. System certyfikacji i egzaminów przeprowadzanych przez Mistrza zapewnia zachowanie czystości stylu i jednakowego poziomu praktyki we wszystkich krajach. Dr Yang systematycznie odwiedza oddziały szkoły, przeprowadzając seminaria i szkoląc instruktorów. Studenci z całego świata spotykają się i praktykują wspólnie na międzynarodowych obozach i warsztatach. Reprezentanci YMAA odnoszą liczne sukcesy na zawodach Wu Shu/Kung Fu na całym świecie.

Seminarium w Warszawie

W Warszawskim Oddziale YMAA Mistrz Yang gościł po raz pierwszy. Szkoła warszawska jest najmłodszą polską filią organizacji - powstała w 1998 r. z inicjatywy Mariusza Sroczyńskiego, który jest jej dyrektorem. Szkoła rozwija się niezwykle szybko, ćwiczy w niej obecnie ponad sto studentów. Trzon stanowi jedenaście osób certyfikowanych przez YMAA. Wizyta Mistrza była dla szkoły wielkim wyróżnieniem, a dla wielu początkujących praktyków okazją do poznania Mistrza i ćwiczenia pod jego okiem.

Studenci z Warszawy stawili się licznie, nie zabrakło również praktyków z innych miast (Krakowa, Katowic, Wrocławia, Poznania, Trójmiasta, Olsztyna, Białegostoku). Gościliśmy również osoby z Hiszpanii i Portugalii oraz przedstawicieli innych stylów Taiji z Warszawy. Ogółem w popołudniowej otwartej dla wszystkich części seminarium wzięło udział ponad sto osób, a w części porannej przeznaczonej dla zaawansowanych praktyków oraz instruktorów YMAA ok. pięćdziesiąt. Odbyły się również egzaminy, podczas których kilkadziesiąt osób prezentowało swoje umiejętności przed Mistrzem i starszymi instruktorami.

Tematyka seminarium obejmowała tradycyjną długa formę stylu Yang, Pchające Dłonie oraz Qin Na.

Tradycyjna długa forma stylu Yang

W treningu formy Mistrz skoncentrował się na korekcie i zastosowaniach technik. Pracowaliśmy nad regulacją ciała - upłynnieniem, wygładzeniem i koordynacją ruchów. Dużo czasu poświęciliśmy na zagadnienie spiralnego ruchu ciała (ang. coiling) oraz generowania ruchów z Dolnego Dan Tian. Regulacja ciała w naszym wykonaniu form była zadowalająca, jednak wciąż jeszcze wszystko przed nami na drodze regulacji umysłu: "tylko wtedy, gdy wasz umysł będzie w waszych formach, Qi będzie mogła popłynąć" (dr Yang Jwing Ming). Czeka nas sporo pracy nad zrozumieniem zastosowań wszystkich ruchów i nad wykonywaniem formy z wyczuciem przeciwnika. "Walka bez walki, gdy wszystko staje się naturalne i gdzie nie ma już nawet rozróżnienia na nas i na przeciwnika, to ostateczny krok w praktyce Taijiquan" (dr Yang Jwing Ming).

Pchające Dłonie

Pchające Dłonie to rutynowe ćwiczenia stanowiące podstawę wolnej walki Taiji. Wykonując je wyrabiamy w sobie umiejętność "słuchania" przeciwnika, przyklejania się i przylegania do niego, podążania za jego ruchem i prowadzenia go. W treningu tym wzmacniamy ponadto pozycje, ich zakorzenienie, równowagę, prawidłowe rozłożenie sił oraz uczymy się właściwej pracy ciałem.

Dr Yang podkreślał przede wszystkim znaczenia kondycji ciała fizycznego w treningu przygotowującym do walki. Poświęciliśmy dużo czasu na ćwiczenia dokręcania i zamykania bioder, rozciągania i wzmacniania stawów kolanowych. Mistrz dowodził, że pozycje i praca nóg to podstawa praktyki: "ujmując rzecz prawidłowo, pchające dłonie to nie są pchające dłonie, ale właściwie pchające stopy, ponieważ siła dłoni pochodzi ze stóp" (dr Yang Jwing Ming). Kolejne ważne zagadnienia to praca nad Peng (Ward Off, Odparowanie), które stanowi sedno neutralizacji oraz ruch po spirali (coiling).

Qin Na (Chin Na)

Qin Na to sposób kontrolowania przeciwnika, wykorzystujący blokowanie stawów, rozdzielanie mięśni lub ścięgien, przemieszczanie kości, zatrzymywanie oddechu, zaciskanie żył oraz uciskanie punktów witalnych. W technikach tych stosuje się dźwignie, chwyty, uciski, uderzenia, itp. w celu unieruchomienia przeciwnika. Qin Na stanowią korzenie japońskich sztuk walki, takich jak Jujitsu i Aikido, mogą być cennym dodatkiem do każdego stylu, doskonale sprawdzają się w samoobronie, są szczególnie cenne dla kobiet, gdyż ich zastosowanie nie wymaga dużej siły, nawet przy znacznej przewadze fizycznej atakującego.

Mistrz Yang przedstawił na seminarium swoistą drogę nauki Qin Na. Zwrócił uwagę na konieczność zaznajomienia się z budowa anatomiczną stawów, z płaszczyznami i zakresem ich ruchów. Omówił trening dystansu, właściwe ustawianie się względem przeciwnika i stosowanie odpowiednich kątów. Następnie przeszliśmy do pracy nad podążaniem za ruchem atakującego i do zakładania dźwigni. I tu znów nieodzowne okazały się Pchające Dłonie. Na koniec niestrudzenie powtarzaliśmy kilka wybranych technik, próbując uczynić z nich nawyk, gdyż w Qin Na niezwykle ważny jest element zaskoczenia i błyskawiczne przejęcie kontroli. Niektórzy z nas do dziś czują ten trening w nadgarstkach :-).

Wykłady

Wykłady dr Yanga ukazują jego mistrzostwo w analizowania, zgłębianiu tajemnic Taiji oraz w nauczaniu. Słuchając jego słów uświadamiamy sobie, że Taiji to nie jakieś ciekawe, orientalne hobby, ale rzeczywistość, w której żyjemy. Teoria, filozofia i zasady Taiji istnieją w naszym życiu, a sztuka, którą kultywujemy pomaga nam je zrozumieć i wykorzystać dla własnego zdrowia, rozwoju i szczęścia. Mistrz uświadamia nam jak wielką rolę w naszej praktyce i w życiu odgrywa umysł, jak niezwykle ważna jest praca nad jego regulacją.

Dr Yang zachęca do uważnego studiowania klasycznych tekstów dotyczących Taiji, jak również do wykorzystywania nowoczesnej zachodniej nauki w celu teoretycznego wyjaśnienia poznanych empirycznie efektów praktykowania Taiji, zwłaszcza w sferze zdrowia i relaksu.

Sporo czasu poświęcił Mistrz na uświadomienie nam właściwej ścieżki praktykującego wiodącej do głębokiego poznania sztuki. Podkreślał, aby nie kolekcjonować form, nie szukać wciąż nowych stylów, nie karmić własnej dumy ilością "zaliczonego" materiału, lecz z pokorą pracować nad jakością, doskonaleniem i głębszym zrozumieniem podstaw. "Artysta tworzy kwiat, kolekcjoner tylko zbiera" (dr Yang Jwing Ming)

Nie sposób wyrazić słowami wszystkiego, co otrzymaliśmy od Mistrza Yanga w trakcie jego trzydniowego pobytu. Jego wizyta uniosła wysoko ducha, który ożywia nasza praktykę. Oby spełniły się słowa Mistrza wypowiedziane na jednym z wykładów: "są dwa odmienne cele Taijiquan - wolna walka i oświecenie. Gdybym miał powiedzieć, w którym kraju uda się je osiągnąć, powiedziałbym, że w Polsce, ponieważ wciąż macie ten głód uczenia się. Niestety wkrótce zaniknie, pod wpływem amerykanizacji życia w waszym kraju, ale jeśli choć kilka osób potrafi to zrozumieć i kultywować, będę szczęśliwy."


(*) - Kinga Klaś jest instruktorką Taijiquan w szkole Mariusza Sroczyńskiego (YMAA Warszawa)

Powrót do spisu treści


Taijiquan

PODSTAWY PRAKTYKI SEKWENCJI I PCHAJĄCYCH DŁONI WEDŁUG LI I-YU

Tłumaczenie: Adam Wypart
Tekst pochodzi ze strony: www.scheele.org/lee/classics.html
Tytuł oryginału: ESSENTIALS OF THE PRACTICE OF THE FORM AND PUSH-HANDS by Li I-yu
as researched by Lee N. Scheele

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

Dawniej mówiono: jeśli jesteś zdolny wciągnąć w pustkę
możesz użyć [siły] czterech uncji by zneutralizować [siłę] tysiąca funtów.
Jeśli nie potrafisz wciągnąć w pustkę, nie będziesz w stanie
obronić się przed [siłą] tysiącem funtów.
Słowa [te] są proste ale [ich] znaczenie jest głębokie.
Początkujący nie potrafią tego zrozumieć.
Dodam tutaj kilka [swoich] słów aby to wyjaśnić.
Jeśli ktoś jest ambitny na tyle by uczyć się tej sztuki,
będzie mógł znaleźć [w tym] wskazówki by zbliżać się do
[osiągnięcia] tego i z każdym dniem czynić pewien postęp.

Chcąc wciągnąć w pustkę i obronić się przed tysiącem funtów,
najpierw musisz znać siebie i innych.
Jeśli chcesz znać siebie i innych musisz zapomnieć o sobie i podążać za innymi.
Jeśli chcesz zapomnieć o sobie i podążać za innymi musisz najpierw przyjąć
właściwą pozycję i mieć [właściwe] wyczucie czasu.
Aby mieć właściwe wyczucie czasu i [dobrą] pozycję
musisz najpierw sprawić by ciało było jednością.
Chcąc uczynić ciało jednością musisz najpierw pozbyć się
przerw (braku połączenia) i niepotrzebnych ruchów.
Aby całe ciało było pozbawione przerw i przyruchów musisz najpierw
pobudzić i rozprzestrzenić Shen (ducha witalności) i Chi (energie życiową).
Jeśli chcesz pobudzić i rozprzestrzenić Shen oraz Chi musisz najpierw
podnieść ducha (być uważnym), a duch nie powinien się rozpraszać.
Aby posiadać nierozproszonego ducha musisz najpierw zgromadzić Shen oraz Chi i wprowadzić je do kości.
Aby Shen i Chi mogły wniknąć do kości musisz najpierw wzmocnić uda,
rozluźnić barki i pozwolić Chi spłynąć w dół (zatopić się).

Jin (wewnętrzna siła) powstaje w stopach, przechodzi przez nogi,
gromadzi się w klatce piersiowej, kierowana jest przez talię, przechodzi przez barki.
Górna część [ciała] łączy się z rękami, a dolna część [ciała] łączy się z nogami.
Zmiana następuje wewnątrz. Zgromadzić znaczy zamknąć, wyzwolić znaczy otworzyć.
Jeśli jest spokój, jest całkowity bezruch. Bezruch oznacza zamknięcie.
Z zamknięcia [powstaje] otwarcie. Gdy jest ruch, ruch obejmuje całość.
Ruch oznacza otwarcie. Z otwarcia [powstaje] zamknięcie.
Gdy na ciało działa [z zewnątrz] siła, porusza (toczy) się ono swobodnie.
Do każdej części dociera siła (moc).
Wtedy możesz wprowadzić w pustkę i użyć czterech uncji
by zneutralizować tysiąc funtów.

Ćwicząc sekwencję każdego dnia, uprawiasz kung fu poznawania siebie.
Gdy zaczynasz ćwiczyć zastanów się:
"Czy moje całe ciało postępuje zgodnie z powyższymi zasadami?".
Jeśli nawet jedna mała część nie postępuje zgodnie z zasadami - natychmiast to skoryguj.
Dlatego ćwicząc sekwencję staramy się ją wykonywać wolno a nie szybko.
Pchające dłonie to kung fu poznawania innych.
Tak samo w ruchu jak i w bezruchu,
pomimo że jest to trening poznawania innych musisz wciąż kontrolować siebie.
Jeśli dobrze kierujesz (zarządzasz) własnym ciałem,
nawet nie drgniesz gdy ktoś będzie cię atakował.
Podążaj za sytuacją (ruchem), gdy napotkasz [jego] Jin (siłę)
spraw by [siła] naturalnie poszła na zewnątrz (obok).
Jeśli czujesz, że jakieś miejsce w Twoim ciele jest pozbawione siły (mocy)
oznacza to, że jest tam [błąd] podwójny ciężar i nie następuje zmiana.
Musisz szukać niedoskonałości w yin i yang, otwieraniu i zamykaniu.
Musisz znać siebie i znać innych: w stu walkach sto razy zwyciężysz.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

MOJE DOŚWIADCZENIA Z NAUKĄ PCHAJĄCYCH DŁONI
Xiang Kairen
(*)

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

W 1993 rozpocząłem naukę Tai Chi u Chen Weiminga w jego szkole w Szanghaju. Mistrz Chen bardzo przypomniał swojego nauczyciela, mistrza Yang Chengfu. Obaj uwielbiali stosować Odparowanie i Nacisk by zbliżyć się i zaatakować. Nie używali jednak siły, lecz doprowadzali do pozycji w której niemożliwa była jakakolwiek obrona. Kompletnie zablokowany, pozbawiony siły, nie byłem w stanie odpowiedzieć ani unikiem ani neutralizacją. To uczucie było dla początkującego ucznia najtrudniejsze do zniesienia.

Potem, gdy do Szanghaju przybył mistrz Wang Ruen, rozpocząłem u niego naukę stylu Wu. Gdy ćwicząc pchające dłonie próbowałem stosować odparowanie i nacisk, techniki których uczyłem się u mistrza Chena, Mistrz Wang z łatwością odpierał moje ataki. Zdałem sobie sprawę, że brakuje mi specyficznej wrażliwości pozwalającej wyczuć zamiary przeciwnika. Mistrz Wang był natomiast w stanie zaatakować w dowolnym momencie, nie tracąc przy tym lekkości ani gracji ruchów. Pozbawiony równowagi, zupełnie wyczerpany, nie byłem w stanie odpowiedzieć ani unikiem ani neutralizacją.

Zapytałem kiedyś mistrza Wanga o to, w jaki sposób podczas pchających dłoni atakował Wu Jianquan, twórca stylu Wu. W odpowiedzi usłyszałem: "Ćwicząc pchające dłonie mistrz Wu bardzo rzadko atakował. Jednakże, jeśli próbowało się go pokonać, zawsze udawało mu się doprowadzić do sytuacji, w której przeciwnik był bezsilny i bezbronny. Mówi się zwykle, że styl Yang podkreśla emisję siły bojowej (jing), a styl Wu - znaczenie neutralizacji. W rzeczywistości niemożliwe jest jednak takie rozgraniczenie: jeśli nie potrafisz neutralizować, nie będziesz przecież w stanie użyć swojej mocy bojowej (jing). Tak więc neutralizacja i emisja mocy to jedno. Podkreślenie jednego lub drugiego odzwierciedla jedynie różnice osobowości tych dwóch wielkich mistrzów."

W 1929 miałem możliwość uczyć się pchających dłoni w Pekinie, od mistrza Xu Yushenga, którego nauczycielem był z kolei Song Siming, spadkobierca przekazu mistrza Song Yuanchiao. Mistrz Xu przykładał specjalną uwagę do technik otwierania i zamykania oraz do koordynacji ruchów z oddechem. Analizując każdy ruch stosował on zasady opisane w "Pieśni o Trzynastu postawach", z których za najważniejszą uważał ześrodkowanie ("central equilibrium"). Ześrodkowanie było dla niego źródłem wszystkich trzynastu postaw. Podkreślał też znaczenie "Pięciu tajemnych słów", którymi są: wytrwałość, oddanie (tzn pilność), odwaga, energia, adekwatność. Spośród tych pięciu za najważniejsze uważał adekwatność, którą rozumiał jako poszukiwanie najlepszego zastosowania dla każdego ruchu. Mistrz Xu szukał zastosowań dla ruchów z formy ćwicząc pchające dłonie. Niestety, pełniąc wtedy funkcje dyrektora Pekińskiej Akademii Sztuk Walki oraz Pekińskiej Akademii Wychowania Fizycznego, był zbyt zajęty by spędzać ze mną dużo czasu i analizować techniki. Mistrz Xu przedstawił mnie zatem mistrzowi Liu Ennuan, nauczycielowi pchających dłoni.

Mistrz Liu również był uczniem Song Siminga, lecz jego podejście do pchających dłoni było inne niż u wspomnianych wcześniej mistrzów - czasem był lekki, a czasem ciężki, czasem daleki a czasem bliski, zawsze jednak nieuchwytny gdy próbowałem przylegać do jeo rąk lub podążać za jego ruchami. Gdy się podnosił - moje stopy odrywały się od ziemi. Gdy się odsuwał spadałem w pustkę. Po trzech miesiącach przywykłem do technik mistrza Liu i dawałem im się zwieść. W przeszłości studiowałem style zewnętrzne, więc broniąc się przed atakiem używałem czasem dawnych umiejętności by zadać jakiś cios. Wtedy mistrz natychmiast się zatrzymywał i mówił: "Pchające dłonie to metoda treningu, a nie walka. Musisz pozbyć się z umysłu myśli o wygranej lub porażce. Gdybyśmy walczyli, to nasze pozycje byłyby inne. Nie byłoby też zasad - takich jak nieruchome ustawienie stóp lub czekanie, aż partner zaatakuje."

Słysząc te słowa bardzo się wstydziłem. Wiedziałem, że należy oczyścić umysł z myśli o przegrywaniu lub wygrywaniu. Niespostrzeganie tej zasady w pchających dłoniach oznacza łamanie tradycji, jest więc dla Chińczyków niemoralne.

W 1934r. ćwiczyłem znów u mistrza Wang Ruea. Pewnego razu, obserwując moje ruchy, mistrz Wang zapytał: "Dlaczego w twoich pchających dłoniach nie ma otwierania i zamykania?" Natychmiast zatrzymałem się i odparłem: "Gdy uczyłeś mnie pchających dłoni, nie wspomniałeś o otwieraniu i zamykaniu. Naucz mnie tego." Mistrz Wang odpowiedział: "Czy nie czytałeś, że móc otwierać i zamykać to móc oddychać, a oddychać to znaczy być żywym i pełnym energii? Powinieneś był odkryć tę zasadę sam". Ja jednak nigdy do końca nie rozumiałem jak to możliwe, że ktoś może nie oddychać - czyż nie jest się wtedy po prostu martwym?

Słysząc to mistrz Wang zaczął się śmiać i powiedział: "Obawiam się, że rzeczywiście nie rozumiesz! Każdy oddycha. Jest to oddech zwykłego człowieka, ale nie oddech artysty. Gdy artysta nie jest w stanie panować nad swoim oddechem, to czuje się jakby nie oddychał wcale. To bardzo ważne. Kiedy czyta się książkę o znanych artystach sztuk walki, zawsze można spotkać dwa wyrażenia "jego twarz nie zmieniła koloru" oraz "nie widać było śladu zadyszki". Przed chwilą, gdy ćwiczyłeś pchające dłonie, miałeś zadyszkę. To dlatego, że nie przywiązujesz odpowiedniej uwagi do oddechu."

Odpowiedziałem: "Xu Yusheng mówił mi kiedyś o otwieraniu i zamykaniu w koordynacji z oddechem, lecz wtedy nie zwróciłem na to uwagi i nie dopytywałem się jak znaleźć tę koordynację. Co więcej, nie byłem nawet świadom tego, że w pchających dłoniach również występuje otwieranie i zamykanie w koordynacji z oddechem.

Mistrz Wang powiedział wtedy: "Kiedy zaczynałeś naukę pchających dłoni, nie mogłem ci mówić o tych technikach, ponieważ były dla ciebie zbyt skomplikowane. Nie łatwo jest je odczuć i zrozumieć. Ale na tym etapie treningu, który obecnie osiągnąłeś, musisz poświęcić cały wysiłek na synchronizację otwierania i zamykania z oddechem. Na przykład Odparowanie (Peng) i Nacisk (Ji) są związane z otwieraniem [klatka piersiowa "otwiera się" poprzez rozszerzenie równocześnie we wszystkich kierunkach, jak balon nadmuchiwany powietrzem. Odcinek piersiowy kręgosłupa i linia barków muszą się zaokrąglić na podobieństwo łuku - przyp. tłumacza]. Zawinięcie (Lu) i Pchnięcie (An) są związane z zamykaniem [Klatka piersiowa jest wtedy płaska - przyp. tłumacza]"

Od tego momentu zacząłem poszukiwać otwierania i zamykania za każdym razem gdy ćwiczyłem formę. Po jakimś czasie wydawało mi się, że już opanowałem te techniki. Jednak gdy mistrz Wang zobaczył jak na początku formy wykonuje "Chwytanie wróbla za ogon", uśmiechnął się tylko i powiedział: "nie ma sensu kontynuować. Twoje otwieranie nie jest otwieraniem, twoje zamykanie nie jest zamykaniem. Spójrz na wachlarz, który trzymam w ręku. W jaki sposób mogę go otwierać i zamykać?". Odpowiedziałem: "Otwierasz i zamykasz wachlarz używając (siły) swoich rąk". Mistrz Wang potrząsnął jednak głową i wskazał na nit łączący wszystkie części wachlarza. "Tylko dzięki temu możliwe jest otwieranie i zamykanie. Spójrz na drzwi - muszą mieć zawiasy żeby móc się otwierać i zamykać. Ty jeszcze nie odkryłeś tego Obrotu, więc naturalnie twoje otwarcie nie jest otwarciem, a twoje zamkniecie nie jest zamknięciem". Gdy zapytałem gdzie właściwie jest ten obrót mistrz odparł że to jest coś, co sam muszę odkryć, bo inaczej będzie to dla mnie bezużyteczne.

Zagłębiłem się więc w studia nad obrotem. Ponad miesiąc minął, gdy nagle doznałem olśnienia: obrót kryje się w talii! Po dokonaniu tego odkrycia na nowo zacząłem szukać otwierania i zamykania w ćwiczonej przeze mnie formie. Wymagało to zmiany wielu dotychczas ruchów przejściowych od jednej pozycji do drugiej. Stopniowo zacząłem też czuć, że w każdym z ruchów jest kilka otwarć i zamknięć, przy czym wszystkie one muszą być skoordynowane z oddechem. Spędziłem dużo czasu udoskonalając najdrobniejsze szczegóły.

Mistrz Wanga niełatwo było wtedy spotkać, gdyż wykładał na uniwersytecie w Hunan. Musiało minąć pół roku, nim znów miałem sposobność zademonstrować mu, czego się nauczyłem. Mistrz popatrzył tylko jak ćwiczę, przytakną głową i powiedział: "Nie osiągnąłeś jeszcze celu, ale jesteś bardzo blisko. Odkryłeś że ruch prowadzi talia. To dobrze. Ale czytając w klasykach taiji o tym, nie zwróciłeś uwagi na słowo "między". Podobnie, czytając że umysł powinien być skupiony w środku tali, pominąłeś słowa "w środku". Musisz zrozumieć, że słowa, które beztrosko opuściłeś, wskazują bardzo dokładnie gdzie leży prawdziwa istota Tai Chi. Nazwa "Tai Chi" również odnosi się do tego centrum naszej RÓWNOWAGI. Nie mogąc go odszukać, nigdy nie osiągniesz Ześrodkowania wśród 13 postaw. Nigdy nie zrozumiesz też słów "Kiedy się poruszasz - wszystko się porusza. Kiedy jesteś w bezruchu - wszystko jest w bezruchu". To prawda że ta teoria jest głęboka i trudna do zrozumienia, a jeszcze trudniejsza do zastosowania. Mówienie o tym do początkujących nie dość, że nie przynosi korzyści, to jeszcze wzbudza u nich sceptycyzm i lekceważenie. Dlatego dawni mistrzowie nie byli skorzy do przekazywania tej wiedzy." Słysząc te wyjaśnienia mistrza Wanga byłem tak wzruszony, że prawie płakałem.

Teoria i własne doświadczenia, którymi się tutaj podzieliłem z czytelnikiem, uważam za jedne z najważniejszych elementów w kulturowej spuściźnie po naszych przodkach. Czułem obowiązek, by zaprezentować je publicznie. Wiele jest osób praktykujących Tai Chi i niemało książek na ten temat. Napisałem dwa powyższe eseje, aby służyły jako źródło wiedzy i przewodnik dla wszystkich miłośników Tai Chi.


(*) - Xiang Kairen, autor książek o sztukach walki,
miał okazję ćwiczyć z wieloma uznanymi mistrzami Tai Chi,
szczególnie ze stylów Wu i Yang.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

WYROBY "TAIJI-PODOBNE"
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

W Polsce w czasie PRL-u powszechnie można było spotkać w sklepach wyroby "czekolado-podobne", "wino-podobne", itp.. Z założenia były to produkty niższej jakości, mające dać namiastkę oryginału. Taki towar powstaje wtedy, kiedy brak na rynku danego surowca lub zamierza się znacznie obniżyć cenę i zastępuje się drogie składniki czymś znacznie tańszym.

Jeszcze kilkanaście lat temu nie było w naszym kraju rzetelnych przekazów taijiquan (tai chi chuan). Instruktorzy nabywali swoją wiedzę z kiepskich książek lub kaset wideo. Na bazie różnych "eksperymentów" tworzyli swoje własne taiji i przekazywali je innym. Kiedy kontakt ze "źródłem" był niemożliwy, taka edukacja była dopuszczalna. Problem w tym, że takie postępowanie rozwija się dalej. Choć dzisiaj wielu światowych ekspertów przyjeżdża do Polski i naprawdę można już uczyć się bezpośrednio u "źródła", różnej maści domorośli nauczyciele produkują i rozpowszechniają wyroby "taiji-podobne".

Gdzie leży granica po przekroczeniu, której oryginał jest już tak bardzo zmieniony, że nie jest już tym samym? Jak bardzo można modyfikować Taiji, aby dalej można było je nazywać Taiji? W wielu mediach można spotkać na przykład wypowiedzi "ekspertów", że taiji to sekwencja płynnych ruchów rozluźnionego ciała. Definicja ta jest tak szeroka, że można do niej dopasować wszystko, np.: jakikolwiek rodzaj tańca.

"Gimnastyka Joga" nie jest prawdziwą "Jogą", "gimnastyka Qigong" nie jest prawdziwym "Qigong", a "gimnastyka Taiji" nie jest prawdziwym "Taijiquan". Wszystkie tego rodzaju "gimnastyki" są tylko namiastką oryginalnych produktów. Dużym nieporozumieniem jest przypisywanie "gimnastyce taiji" tych samych właściwości co qigong (chi kung) i taijiquan (tai chi chuan). "Gimnastyka taiji", jak każda inna gimnastyka typowo europejska, jeżeli jest wykonywana właściwie, może poprawić ruchomość stawów i rozciągnięcie ścięgien, ale nie ma aż tak dużych właściwości leczniczych jak prawdziwy qigong czy taiji. Polscy eksperci "gimnastyki taiji", którzy przypisują swojemu systemowi niesamowite działanie, są albo całkowitymi ignorantami albo zwykłymi oszustami.

Po czym można poznać rzetelny przekaz taijiquan? Przede wszystkim powinien być on kompletny. Taiji to skomplikowany mechanizm, który składa się z wielu elementów wzajemnie ze sobą połączonych. Jeden wychodzi z drugiego i płynnie łączy się z kolejnym. Stopniowo poznawane, umożliwiają nabycie właściwych umiejętności. Jeżeli któregoś "łącznika" brakuje, całe "urządzenie" działa wadliwie.

Prawidłowa edukacja zaczyna się od specjalnych zestawów ćwiczeń wstępnych charakterystycznych dla każdego systemu (np. w stylu chen taijiquan jest to "chan si gong" czyli formy "rozwijania jedwabnego kokonu"), które są wprowadzeniem w zasady ruchu zewnętrznego i wewnętrznego taiji. Właściwe opanowanie tych ćwiczeń, tworzy odpowiednią "strukturę ciała" i przygotowuje do pracy z bardziej rozbudowanym ruchem w długich sekwencjach. Kolejny etap to nauka różnych form ręcznych, a następnie z bronią. W zależności od praktykowanego systemu i linii przekazu może być ich więcej lub mniej. Bardzo istotnym elementem treningu taijiquan są ćwiczenia w parach czyli "Tui Shou" , bez nich taiji nie istnieje. Dopiero mając bezpośredni kontakt z drugą osobą, możemy sprawdzić na ile jesteśmy w stanie realizować wszystkie zasady taiji. "Pchające Dłonie" rozwijają wrażliwość na wszelkie rodzaje bodźców. Osoby, które nie są zainteresowane bojowymi aspektami taijiquan, powinny pamiętać, że "Tui shou" jest także doskonałym ćwiczeniem rozluźniającym i relaksującym. Właściwie praktykowane jest niczym masaż całego ciała.

Mistrzowie taijiquan mówią, że ćwiczenie form umożliwia głębsze poznanie siebie czyli "świata wewnętrznego" (aspekt Yin). Praktyka Tui Shou uczy poznawać innych czyli "świata zewnętrznego" (aspekt Yang). Tylko połączenie elementów Yin i Yang pozwala na osiągnięcie pełnej harmonii.

Kiedy budujemy dom zaczynamy od postawienia fundamentów. W taijiquan ten etap to ćwiczenia przygotowujące czyli na przykład "chan si gong". Następna faza budowy, to stawianie kolejnych pięter. Aby było to możliwe, niezbędne są do tego specjalne rusztowania. Przez długi czas zasłaniają one właściwą budowlę, dopiero po zakończeniu prac, elementy pomocnicze są demontowane i widać wtedy wspaniały wieżowiec sięgający wysoko w niebo. W taijiquan rusztowaniem są formy. Długie ćwiczenie ich przez lata umożliwia nabycie właściwych umiejętności. Ich praktyczny efekt można sprawdzić w "Tui Shou" czyli ćwiczeniach w parach. Wtedy można ocenić na ile indywidualna praktyka była wykonywana prawidłowo i czy zainwestowany w nie czas, przyniósł odpowiednie owoce.

W uproszczonych przekazach taiji trening zaczyna się i kończy na powierzchownej praktyce form. Porównując to do budowy domu, wygląda to tak, jakby ktoś był bardziej zainteresowany postawieniem rusztowania na placu budowy i zabawy z nim, niż wybudowaniem domu. Efekt jest wtedy taki, że lata mijają, nie ma się gdzie mieszkać, a posiada się tylko różne kolorowe elementy rusztowania.... Osoby podążające tą drogą mogą zostać ekspertami od ćwiczenia taiji, ale nigdy nie zostaną mistrzami taiji....

Każdy może robić co chce i ćwiczyć cokolwiek, ilość różnych systemów i ośrodków na polskim rynku jest coraz większa. Bardzo istotne jest jednak, aby wybór był dobrze przemyślany. Jak mawia Jan Silberstorff: "Taijiquan jest wspaniałą i piękną sztuką, ale tylko jeśli jest wykonywane prawidłowo.".

Powrót do spisu treści


Yiquan

CYKL LETNICH OBOZÓW YIQUAN, LATO 2003
PUSZCZYKÓWKO K. POZNANIA
Andrzej Kalisz

akademia@yiquan.com.pl
http://www.yiquan.com.pl

Od 19 lipca do 24 sierpnia 2003 w Puszczykówku odbył się cykl obozów - intensywnych szkoleń Akademii Yiquan dla różnych grup zaawansowania. Jak zwykle towarzystwo było międzynarodowe. Poza Polakami przybyli też adepci yiquan z Czech, Holandii, Niemiec, Słowacji, Słowenii, Szwajcarii, Węgier i Wielkiej Brytanii.

Osoby zupełnie początkujące poznawały podstawowe ćwiczenia pozycyjne - zhan zhuang, ćwiczenia w powolnym ruchu - shi li, ćwiczenia dynamiczne - fa li oraz podstawy ćwiczeń z partnerem - tui shou. Uczestnicy bardziej zaawansowani poznawali kolejne partie materiału, według programu szkolenia szkoły Zongxun Wuguan w Pekinie. Najbardziej zaawansowani koncentrowali się na treningu z użyciem worków i tarcz do uderzeń, ćwiczeniach z kijem, zaawansowanym treningu pchających rąk - tui shou, nauce wolnej walki - san shou oraz "tańca" będącego wyrazem poziomu zaawansowania adepta yiquan.

Chociaż treningi były intensywne, uczestnicy znajdowali jeszcze siły, by w interesujący czas wypełnić czas wolny. Bliższe i dalsze okolice zwiedzaliśmy najczęściej na rowerach. Nasza trasa często prowadziła nad przepiękne, czyste, małe  jezioro, znajdujące się na terenie Wielkopolskiego Parku Narodowego. Kąpiele w nim były ogromną przyjemnością. Niektórzy korzystali z możliwości nauki jazdy konnej w sąsiadującej z nami stadninie. Obecność wśród nas wielu ciekawych osób umożliwiła zdobycie wiedzy i wymianę doświadczeń z różnych dziedzin, od sztuk walki, survivalu, obserwacji dzikich zwierząt, po muzykę. Wielo-narodowość grupy stworzyła znakomitą okazję do doskonalenia znajomości języków obcych.

Spotykały nas także wspaniałe przeżycia kulinarne. Kilkakrotnie udawaliśmy się do chińskiej restauracji w pobliskim Poznaniu. Po jednej z wizyt tam próbowaliśmy sami przygotować chiński deser basi pingguo, z pewnym zresztą powodzeniem :). Sugoto, Brytyjczyk o hinduskich korzeniach, kilkakrotnie przygotował nam dania inspirowane kuchnią indyjską. Dwukrotnie smażyliśmy jajecznicę ze strusich jaj. W smaku niewiele różniła się od zwykłej jajecznicy. Główną atrakcję stanowiło natomiast rozwiercanie strusiego jaja wiertarką z wiertłem widiowym 8 mm. Każdy z turnusów kończył się ogniskiem, z pieczeniem ziemniaków i kiełbasek.

Z niecierpliwością czekamy na kolejne obozy!

Powrót do spisu treści


Yiquan

LETNI OBÓZ - INTENSYWNE SZKOLENIE YIQUAN
AŁUSZTA NA KRYMIE, 30 SIERPNIA - 12 WRZEŚNIA 2003
Andrzej Kalisz

akademia@yiquan.com.pl
http://www.yiquan.com.pl

W dniach 30 sierpnia - 12 września 2003 roku odbył się drugi już, prowadzony przez Andrzeja Kalisza, obóz yiquan na Krymie, przeznaczony dla adeptów tego systemu z Ukrainy, Rosji i Polski. 28 sierpnia wieczorem wyruszyliśmy z Warszawy autobusem do Lwowa. Rano jesteśmy we Lwowie. Trochę czasu na zwiedzanie i na dworcu spotykamy się z grupami ze Śląska, Zielonej Góry i kolegami ze Lwowa. Zaopatrzeni w nasz ulubiony Żiwczik (napój jabłkowy z dodatkiem echinacei) wsiadamy do pociągu. Przed nami 27 godzin podróży do Symferopola. Wyczekujemy każdej stacji na której będzie dłuższy postój, by kupić coś smakowitego do jedzenia - warieniki, pirożki, ryby, a gdy zbliżymy się do morza także krewetki. Z Symferopola międzymiastowym trolejbusem przez górskie przełęcze jedziemy do Ałuszty. Tam spotykamy kolejnych ukraińskich kolegów. Bagaże pakujemy do kombi Andrieja, a sami idziemy zaułkami Ałuszty. Wala przydziela nam kwatery i mamy trochę czasu na odpoczynek przed wieczornym treningiem.

Pierwszy trening skoncentrował się na absolutnych podstawach yiquan. Przez kolejne dwa tygodnie grupa początkująca poznawała ćwiczenia pozycyjne - zhan zhuang, ćwiczenia w powolnym ruchu - shi li i moca bu, ćwiczenia dynamiczne - fa li oraz podstawowe ćwiczenia pchających rąk - tui shou. Średnio-zaawansowani pracowali m.in. z trudniejszymi ćwiczeniami zhan zhuang, łączeniem ćwiczeń shi li w swobodnie zmieniającej się kolejności, kolejnymi ćwiczeniami fa li, w tym z łączeniem ich w rodzaj "walki z cieniem", zastosowaniem różnych form emisji siły - fa li w ćwiczeniach tui shou, treningiem wzroku i oddechu, i uproszczonymi formami sparingu. Grupa najbardziej zaawansowana uczyła się m.in. kontrowania różnych form fa li w ćwiczeniach tui shou, ćwiczyła różne formy sparingów zadaniowych i swobodnych, a także uderzenia na łapach i worku.

Oczywiście pobyt w miejscu tak ciekawym jak Krym nie ograniczał się do samych treningów. Pogoda nam sprzyjała, umożliwiając zarówno kąpiele w morzu, jak i wędrówki po górach i wycieczki do dalszych zakątków półwyspu. W zależności od zainteresowań dzieliliśmy się na mniejsze grupy, wędrujące ku różnym celom. Nasze górskie wędrówki prowadziły m.in. na szczyty Demerdżi i Czatyrdach. Zwiedzaliśmy wspaniałe górskie jaskinie, twierdzę w Sudaku, Jałtę i zameczek "Jaskółcze gniazdo", Bachczysaraj - stolicę Tatarów krymskich, z pałacem chanów, monastyrem Uspienskim i Czufut Kale - skalnym miastem Karaimów, z którego podziwiać można wspaniały widok na Wielki Kanion krymski.

Większą grupą udaliśmy się na górę Aj Petri. Niezapomnianych wrażeń dostarczył nam wjazd na nią kolejką linową, gdy wagonik znajdował się kilkaset metrów nad podłożem. Zdawało się to tak nierealne, jakbyśmy widoki te oglądali w telewizji, a nie przez okno kolejki. Gdy jednak kolejka zatrzymała się na chwilę nad przepaścią i zakołysała, poczucie realności gwałtownie się zwiększyło:)  Po wyjściu z kolejki, która wwiozła nas niemal z poziomu morza na wysokość ponad 1100 metrów, okazało się, że znaleźliśmy się na dużym płaskowyżu. Tuż przy górnej stacji kolejki rozpostarło się "miasteczko" złożone z kilkudziesięciu tatarskich restauracji. Dokonaliśmy tam degustacji win domowej produkcji. Mimo ciekawych wrażeń smakowych, uznaliśmy że nie umywają się one jednak do markowych krymskich win, takich jak np. produkowane przez zjednoczenie "Massandra". Zamówiliśmy potrawy, które zostały dla nas przygotowane w czasie, gdy my weszliśmy jeszcze kilkadziesiąt metrów w górę, na sam szczyt Aj Petri. Po powrocie z góry i po posiłku pojechaliśmy mikrobusem przez płaskowyż, zjeżdżając następnie drogą 224 zakrętów w głąb Wielkiego Kanionu.

Tam wędrowaliśmy wzdłuż górskiej rzeki i kąpaliśmy się w jej zagłębieniach. Pierwsze z nich nazywane jest "Jeziorem miłości". Przewodniczka powiedziała nam, że kto się w nim wykąpie, z pewnością będzie kochany. Chwilę po tym dodała, że dotyczy to tylko tych części ciała, które zostaną zanurzone. Co przezorniejsi zanurzyli się w całości. Temperatura wody wynosiła 8 stopni Celsjusza. Przeżycie było niesamowite! Kąpaliśmy się też w "Wannie młodości", co zapewnić nam powinno zdrowie i długą młodość. Z bliżej nieokreślonych przyczyn nikt nie zdecydował się na kąpiel w "Wannie odpuszczenia grzechów". Ale nic straconego. Kilka dni później, gdy pojechaliśmy do Bałakławy, mogliśmy to nadrobić, kąpiąc się w nadmorskiej "Grocie odpuszczenia grzechów".

Cała podróż do Bałakławy, wiodąca nadmorską drogą u podnóża gór, przez Jałtę w kierunku Sewastopola, obfitowała w niezwykłe krajobrazy. Bałakława, miasteczko w zatoce otoczonej skalistymi górami, to jeden z największych na świecie naturalnych portów. W czasach ZSRR znajdowała się tu baza okrętów podwodnych i cały teren był niedostępny. Dziś cumują tu jachty i łodzie motorowe oraz organizowane są rejsy dla turystów. Również my udaliśmy się na morską wycieczkę łodzią .motorową. Płynąc wzdłuż wybrzeża podziwialiśmy niezwykłe kształty skał "Zaginionego Świata". Przejrzystość morza była zachwycająca. Na pewnym odcinku obserwowaliśmy ogromną liczbę meduz. W pewnym momencie kapitan podpłynął ku skałom i wskazał nam niewielki otwór prowadzący do groty. Po drabince zeszliśmy do morza i popłynęliśmy ku grocie. Wewnątrz mogliśmy podziwiać niezwykły efekt naturalnego podświetlenia groty od dołu, poprzez otwory znajdujące się kilka metrów pod powierzchnią wody. Niektórzy, wyposażeni w maski mogli jeszcze cieszyć się niesamowitym pięknem podwodnego świata. Niestety nikt z nas nie był wyposażony w odpowiedni aparat, by móc udokumentować te przepiękne widoki.

Po chwili wróciliśmy na łódź i popłynęliśmy ku wspomnianej już "Grocie odpuszczenia grzechów". Ta okazała się znacznie większa i łódź mogła wpłynąć dość daleko w głąb, tak by również ci, którzy słabiej pływają mogli ją obejrzeć. Następnie łódź wypłynęła na zewnątrz i przyszła kolej na zwiedzanie groty wpław. Dno podobnie jak w poprzedniej jaskini było znakomicie widoczne i wydawało się znajdować tuż, tuż. Zaskoczeniem dla osób, które nie miały wcześniej okazji pływać w tak przejrzystej wodzie, była informacja, że głębokość wody wewnątrz groty wynosiła 9 metrów, a u jej wlotu 14 metrów. Tuż przy wlocie do groty, pod powierzchnią znajduje się obfite źródło słodkiej wody. Mogliśmy sprawdzić, że rzeczywiście woda w tym miejscu jest słodka, podczas gdy nieco dalej już słona. Wspaniały widok roztacza się, gdy wewnątrz groty płynie się na grzbiecie. Dopiero wtedy można zauważyć, jak wysoko znajduje się jej sklepienie. Chwilę pływaliśmy też na zewnątrz groty, pożyczając maski od tych, którzy je mieli, by móc lepiej ocenić piękno pod powierzchnią. Później łódź oddaliła się nieco od brzegu, byśmy mogli popływać w głębszej wodzie - 180 metrów. W powrotnej drodze do portu poczęstowani zostaliśmy przez załogę surowymi rybami. Początkowo podchodziliśmy do tego poczęstunku z rezerwą. W końcu jednak wszyscy spróbowali choćby po kawałku ryby. 

Czasem byliśmy tak zmęczeni treningami i programem turystycznym, że pozostawaliśmy na miejscu, koncentrując się na życiu towarzyskim i kulinarnym. Bar "Kasztan" już w poprzednim roku stal się naszym ulubionym lokalem. Do dań najczęściej zamawianych należały m.in. barszcz, żarkoje, pielmieni, warieniki, krewetki, kalmary nadziewane warzywami i ryba sudak nadziewana małżami. Ponieważ zakwaterowani byliśmy w samodzielnych mieszkaniach, mogliśmy bez skrępowania korzystać z kuchni i przygotowywać potrawy z świeżych produktów zakupionych na bazarze. Grzegorz z Chorzowa, jak i rok wcześniej, upiekł nam znakomite buleczki i przygotował do nich świetne masło czosnkowe i paprykowe. W małym lokaliku przy nadmorskiej promenadzie zachwycaliśmy się natomiast gorącą czekoladą i kawą na sposób wschodni - podgrzewaną w tygielkach w gorącym piasku.

Podobnie jak rok wcześniej, udaliśmy się na degustację win do ałusztańskiej wytwórni zjednoczenia "Massandra". Niestety z powodu zamieszania degustacja nie była  tak udana jak poprzednio. Bardziej udane były natomiast nasze prywatne degustacje win rozlewanych w firmowych punktach "Massandry". Oczywiście przed powrotem do Polski nie zapomnieliśmy o tym, by zaopatrzyć się w ich butelkowane wersje.

Po raz drugi wróciliśmy z Krymu usatysfakcjonowani. Kolejny wyjazd za rok.

Autorzy zdjęć: Grzegorz Rakoczy, Grzegorz Werstler, Andrzej Kalisz

Powrót do spisu treści


Jow Ga

PRZYKŁADY ZASTOSOWAŃ TECHNIK JOW GA KUNG FU
Dariusz Karkowski

darek.k@jowga.pl
Stowarzyszenie Sportowe Jow Ga Kung Fu, Polska

Jako drugą technikę, prezentujemy jedną z możliwych kontynuacji obrony przed uderzeniem prostym. Technika ta nazywa się "cum na fu jow". Ważne dla jej skutecznego wykonania jest wykorzystanie momentu zaskoczenia przeciwnika. Przedstawiona interpretacja nie jest jedyną wersją tej techniki. Każdy ćwiczący może i powinien szukać własnych rozwiązań na bazie nauczanych wersji technik. Na zdjęciach technikę prezentują Sifu Derek Johnson i Darek Karkowski. Autorem zdjęć jest Wojciech Ziajka.

1. Pozycja wyjściowa

2. Atak prawym uderzeniem prostym na wysokość głowy. Broniący wykonuje blok jiu sau, wycofując się do ustabilizowanej pozycji. Blokująca ręka powinna utrzymać kontakt z ręką przeciwnika.

3. Płynnie kontynuując ruch blokowania, broniący się, przechwytuje nadgarstek atakującego. Jednocześnie szarpie rękę atakującego w swoim kierunku, jednocześnie skręcając i ściągając ją w dół. Swoją drugą ręką naciska przedramię przeciwnika wykonując dźwignię na łokieć.

4. Broniący utrzymując dźwignię, wytrąca przeciwnika z równowagi, ściągając go do parteru.

Powrót do spisu treści


Kung Fu

KUNG-FU W WIETNAMIE
Dariusz Muraszko

muraszko@free.polbox.pl

Chińskie style kung-fu, po upadku rdzennej dynastii Ming (1644), "wędrowały" do różnych regionów Azji. Wraz z nadejściem okupacji mandżurskiej, zniszczeniu uległ klasztor Shaolin. Wielu mistrzów sztuki walki uciekło z Chin do Wietnamu. Tam bez przeszkód mogli rozwijać, a także nauczać kung-fu. Obecność chińskich mistrzów miała ogromny wpływ na ewolucje rodzimych stylów "vo", lecz z drugiej strony niektóre odmiany kung-fu uległy procesowi "wietnamizacji". Znaczy to, że część stylów asymilowała się w nowym środowisku tracąc swój pierwotny charakter, gdy druga część starała się go zachować. Wymiana doświadczeń pomiędzy ekspertami "vo" oraz kung-fu spowodowała powstanie nowych szkół.

Na przełomie XIX i XX wieku Wietnam znalazł się pod okupacją francuską. Przez 130 lat karano śmiercią osoby uprawiające sztuki walki ! Tylko nieliczni praktykowali je w tajemnicy w tzw. klanach rodzinnych. Z tego powodu, a także ze względu na obecną sytuację Wietnamu, weryfikacja faktów historycznych dotyczących powstania i rozwoju większości szkół walki jest niemożliwa (w latach 1975-1994 uprawianie "vo" nie cieszyło się aprobatą władz).

Kolejny napływ Chińczyków do Wietnamu nastąpił pomiędzy latami trzydziestymi a pięćdziesiątymi XX wieku. Stało się tak z powodu wybuchu wojny chińsko-japońskiej (1937), a później w wyniku dramatycznych wydarzeń, które doprowadziły do władzy komunistów (1949). Z przyczyn historycznych i geograficznych style walki o chińskich źródłach szczególną popularnością cieszyły się w Sajgonie. Mieszka tam obecnie największa liczba imigrantów.

W wielu przypadkach trudno dziś powiedzieć kiedy i kto sprowadził do Wietnamu style walki o chińskim rodowodzie. Faktem natomiast jest, że są one w tym kraju dobrze znane, o czym przekonamy się "żeglując" po licznych stronach internetowych poświęconych viet vo dao. Poniżej wymienię nazwy wietnamskie oraz chińskie kilku szkół, które wynotowałem z witryny Vietnames Martial Arts:

Bach Ho Quyen / Bai Hu Quan - styl Białego Tygrysa
Bach My Phai / Bai Mei Quan - styl Białej Brwi
Hac Ho Quyen / Hei Hu Quan - styl Czarnego Tygrysa
Hong Gia / Hong Jia Quan - styl rodziny Hong (Hung)
Long Qing Phai / Long Xing Pai - styl Smoka
Mei Hoa Quyen / Mei Hua Quan - styl Kwiatu Śliwy
Thieu Lam / Shaolin
Vinh Xuan Quyen / Yong Chun Quan - styl Pięknej Wiosny
Vo Dang / Wu Dang

Powrót do spisu treści


Kung Fu

TRADYCYJNE KUNG-FU, A TRADYCYJNE FORMY
Andrzej Kalisz

akademia@yiquan.com.pl
http://www.yiquan.com.pl

Chińskie sztuki walki kung-fu/wushu nie cieszą się w Polsce jeszcze taką popularnością jak na przykład systemy japońskie. Funkcjonuje jednak cały szereg organizacji i szkół zajmujących się ich propagowaniem. Wydaje się jednak, że stan wiedzy dużej części osób ćwiczących, o tym czym się zajmują, jest raczej  skromny. Stąd biorą się nieporozumienia dotyczące czasem najbardziej podstawowych spraw.

Zacznijmy od zgrubnego ustalenia stosowanej klasyfikacji. W Chinach podstawowy podział to jingsai wushu (sportowe wushu), zwane też xiandai wushu (nowoczesne wushu) oraz minjian wushu (ludowe wushu), nazywane również chuantong wushu (tradycyjne wushu). W terminologii często stosowanej poza Chinami w pierwszym wypadku mówi się zwykle o sportowym wushu, a w drugim o tradycyjnym kung-fu.

Jingsai wushu/xiandai wushu to dyscyplina sportowa, w której rozgrywane są zawody w konkurencji form - taolu oraz walki - san shou. Należy sobie zdawać sprawę, że dyscyplina ta, wkraczająca od igrzysk w Pekinie w 2008 roku na areny olimpijskie, nie ma wiele wspólnego z tradycyjnym kung-fu. Wprawdzie formy sportowego wushu rozwinięte zostały na podstawie form zaczerpniętych z różnych styli tradycyjnego kung-fu, jednak zostały zupełnie oderwane od kontekstu tychże systemów i przestały pełnić funkcję, jaką w nich spełniały. Przestały być jedną z metod treningowych służących rozwojowi umiejętności walki, a stały się raczej konkurencją gimnastyczną o ruchach przypominających walkę. Z drugiej strony trening przygotowujący do konkurencji walki - san shou jest niemal zupełnie nie związany z treningiem taolu, a zbliżony do treningu kick-bokserskiego i zapaśniczego. Taolu i san shou są zatem w gruncie rzeczy odrębnymi dyscyplinami sportowymi, stosującymi zupełnie różne metody treningowe. Chociaż trenerzy sportowego wushu szkoleni są na akademiach wychowania fizycznego w Chinach tak, by móc nauczać jednego i drugiego, oczywiście z wyborem pewnej specjalizacji, to w praktyce szkolenia chińskich zawodników następuje prosta decyzja, albo san shou, albo taolu. Mistrzowie taolu nie pojawiają się na platformach san shou. Zwycięzcy san shou nie startują w taolu.

Systemy tradycyjnego kung-fu (ludowego wushu) są bardzo zróżnicowane, często opierając się na wzajemnie przeciwstawnych koncepcjach. Wywodzą się one z różnych części Chin, z różnych środowisk (żołnierze, powstańcy, ochroniarze, konwojenci, gwardziści pałacowi, jianghu - ludzie "poza prawem", w pewnym stopniu również mnisi itd.), tworzone przez ludzi o różnych poglądach, doświadczeniach i wiedzy. Naprawdę trzeba wiele wysiłku, treningu i studiów, żeby przybliżyć się do dobrego rozumienia konkretnego tradycyjnego systemu. To zadanie spełniać powinien proces szkolenia w danym systemie. Informacje zawarte w tym artykule stanowią tylko pewne uogólnienie.

Baguazhang, bajiquan, cailifoquan - Choy Lee Fut, chuojiao, hongjiaquan - Hung-gar, paochui, taijiquan, tanglangmen, tongbiquan, xingyiquan, yiquan, yongchunquan - Wing Chun, ziranmen, to tylko niektóre, stosunkowo popularne, z grona tradycyjnych/ludowych chińskich systemów.

Każdy z systemów tradycyjnego kung-fu jest sztuką walki.  Konieczność obrony, czy walki, była podstawową przyczyną  wykształcenia się tych systemów. Dziś różne osoby mogą podejmować naukę danego systemu, kierując się różnymi przesłankami - jedni przede wszystkim chcą się nauczyć bronić przed napaścią, dla innych może to zejść na dalszy plan. Jednak prawdziwy tradycjonalista nie uzna systemu za tradycyjny, gdy ten podstawowy element - podporządkowanie treningu rozwojowi umiejętności walki, zostanie wyeliminowany. Formy dla przedstawiciela tradycyjnego systemu kung-fu są jedną z metod treningowych służących temu celowi.

Tradycyjny system to nie tylko formy i/lub inne ćwiczenia, ale specyficzny system koncepcji teoretycznych w połączeniu z metodami treningowymi. Na metody treningowe składać się mogą na przykład ćwiczenia podstawowe (jibengong), ćwiczenia średnio-zaawansowane (zhongji gongfa), ćwiczenia zaawansowane (gaoji gongfa), ćwiczenia uzupełniające (fuzhu gongfa), formy (taolu), ćwiczenia z partnerem (duilian), w tym np. "pchające ręce" (tui shou), różne formy sparingu, prowadzące do umiejętności wolnej walki - san shou. Wszystko to jest powiązane ściśle ze specyficznymi  koncepcjami teoretycznymi danego systemu, czyli jego "zasadą pięści" - quanli.

Uczeń poznaje system stopniowo, krok po kroku zapoznając się kolejnymi metodami treningowymi (w tym również z formami), bardziej zaawansowanymi koncepcjami teoretycznymi (lub coraz bardziej zbliża się do właściwego rozumienia tychże koncepcji) i rozwijając praktyczne umiejętności. Wszystko to się z sobą wiąże i stanowi długi proces. Formy nie są tu po to, by je pokazywać na zawodach i otrzymywać za to punkty, ale stanowią jedną z metod treningowych służących rozwojowi umiejętności walki, coraz lepszemu opanowaniu zasad, koncepcji i metod, które te formy ucieleśniają i ilustrują. Poznawanie kolejnej formy w danym systemie to niekoniecznie po prostu poznawanie innego układu ruchów opartych na tych samych zasadach (chociaż w niektórych wypadkach tak też może być), ale poznawanie kolejnych zasad, bądź zasad wyższego rzędu, często oznaczające uzyskiwanie nowego, coraz właściwszego spojrzenia na całość systemu. 

Trening san shou - walki, pozwala w praktyce sprawdzać metody i koncepcje, i dzięki temu lepiej je zrozumieć. Innymi słowy rozumienie tego co się robi ćwicząc formę uzależnione jest od praktyki san shou. Ktoś, kto nie ćwiczy walki, po prostu nie będzie rozumiał form w takim stopniu. W tradycyjnych systemach formy nie są oderwane od walki, ani walka od form. Wszystko jest powiązane tym samym quanli - teorią danego systemu. Oczywiście należy wziąć pod uwagę, że istnieją systemy tradycyjne/ludowe, takie jak ziranmen, czy yiquan, w których nie ćwiczy się form - jednak ta zasada systemowej spójności metod i koncepcji, treningu i walki jest zachowana.

Na niektórych zawodach kung-fu/wushu rozgrywane są konkurencje form tradycyjnych. Wielu zawodników sportowego wushu uczy się zatem form zaczerpniętych z tradycyjnych systemów. Jednak jeśli zawodnik ten nie jest naprawdę przedstawicielem danego systemu, są to tylko zestawy ruchów wyrwane z kontekstu, bez głębszego rozumienia danego systemu i miejsca danej formy w systemie, w jego metodyce szkolenia; bez właściwego rozumienia quanli danego systemu, w tym chociażby tego, jaki etap w procesie poznawania zasad systemu stanowi ta forma. Wbrew potocznym, acz naiwnym wyobrażeniom, nawet znajomość zastosowań ruchów z formy, to bardzo niewiele, jeśli chcemy mówić o prawdziwej znajomości systemu. Z punktu widzenia tradycyjnego kung-fu, ktoś ćwiczący oderwane formy pochodzące z jakiegoś systemu (a często są to nawet formy pochodzące z wielu różnych systemów) nie dysponuje głębszą wiedzą o tym systemie - bo tę zdobyć można tylko angażując się na lata w naukę wybranego systemu, korzystając z nauk jego autentycznego eksperta.

Pewien problem polega na tym, że osoby ćwiczące w taki sposób bardzo często uważają, że uprawiają tradycyjne kung-fu. Co gorsza, niektórzy nawet uczą w taki sposób i twierdzą, że nauczają tradycyjnego kung-fu. Tymczasem to tylko standardowy trening ogólnorozwojowy plus akrobatyka plus wyrwane z kontekstu formy. A że w walce coś takiego nie ma prawa się sprawdzać, to uzupełnieniem jest zwykle trening san shou sportowego bądź po prostu kick-boxingu. Ćwiczący w takich szkołach zwykle dość szybko stwierdzają, że "walka nie ma nic wspólnego z formami". Więc jedni z nich koncentrują się na formach, dla ich walorów estetycznych, inni na walce, opartej na zasadach i metodach zupełnie nie związanych z nauczanymi w tejże szkole formami. W ten sposób ćwiczący "kung-fu" (cudzysłów użyty celowo) przyczyniają się do rozpowszechniania opinii o niepraktyczności tradycyjnych chińskich sztuk walki.

Oczywiście samo ćwiczenie wybranych taolu i sportowego san shou nie jest niczym nagannym. Należy sobie jednak dokładnie zdawać sprawę z tego, jak takie podejście ma się do właściwych systemów tradycyjnego kung-fu. Mam nadzieję, że Czytelnicy bez trudu potrafią dostrzec pewne różnice.

Powrót do spisu treści


logo

Viet Vo Dao

WIELKI MISTRZ PHAN HOANG
Ryszard Jóżwiak

ryszard.jozwiak@pgnig.pl
http://voviet.w.interia.pl

W dniach 15 - 16.11.2003 odwiedzi nas jedna z największych postaci wietnamskich sztuk walki, mistrz Phan Hoang wraz z grupą mistrzów IVVD i Viet Tai Chi. Naszą organizację spotkało duże wyróżnienie mogąc przyjąć mistrza w Polsce. Chciałbym przybliżyć czytelnikom "Świata Nei Jia" postać mistrza a zarazem trochę historii naszego ruchu.

Wielki Mistrz PHAN HOANG - postać mistrza to żywa legenda ruchu International VVD jak również historia powstania naszego ruchu we Francji. Przybliżając czytelnikowi postać Phan Hoang przedstawię początki kierunku VVD we Francji. Mistrz Phan Hoang urodził się 14 listopada 1936 roku w prowincji Ninh Binh w Wietnamie. Mając 10 lat trafił do szkoły Mistrza Nguyen Loc. Ćwiczył pod jego okiem 14 lat. Po śmierci Mistrza Nguyen Loc, ćwiczył również u mistrza Cu Ton oraz Bac Can. W roku 1962 Phan Hoang wyjechał na studia ekonomiczne do Francji. Od chwili przybycia do Europy starał się nawiązać kontakty z mistrzami wietnamskich sztuk walki. Mając poparcie Patriarchy VVD w Wietnamie, mistrza Le Sang miał "ułatwione" zadanie oraz przychylniejsze traktowanie ze strony starych mistrzów. Phan Hoang miał wtedy 26 lat, tytuł magistra nauk ekonomicznych. Kontynuował studia ekonomiczne i otwierał przewód doktorski z dziedziny nauk społecznych i ekonomicznych. Jego status społeczny był również dodatkowym atutem w prowadzonej działalności. 15 sierpnia 1964 r. odbyło się pierwsze spotkanie mistrzów wietnamskich sztuk walki w Feyer de Jeunes w Strasbborgu. Utworzono wtedy "Szkołę Wietnamskich Sztuk Walki - Dai Nghia". Ta organizacja przez wiele lat była bazą do tworzenia wielu klubów VVD, głównie na terenie miast uniwersyteckich. 11 listopada 1965 organizacja Dai Nghia przyjęła nazwę "Instytut Nghia Long". Przy okazji odbyła się wielka uroczystość w Paryżu, gdzie mistrz Phan Hoang nakreślił plan rozwoju ruchu VVD na następne 5 lat jak również otworzył pierwszy klub VVD w miejscowości Montpellier, dla ludzi o różnej narodowości. W 1968 przyjechał do Francji mistrz Phan Xuan Tong. Jego działalność w dużym stopniu przyczyniła się do rozwoju VVD na południu Francji. W centralnym rejonie Francji, głównie w okręgu paryskim rozpoczęli oficjalnie swoją działalność na polu VVD mistrzowie Tran Minh Long, Tran Phuoc Tasterye. Stopniowo wszystkie staże, spotkania czy treningi stawały się otwarte dla nie Wietnamczyków. W 1970 mistrz Phan Hoang otrzymał zgodę od mistrza Nguyen Dan Phu, jednego z najstarszych i najbardziej szanowanych mistrzów żyjących we Francji, na organizowanie struktur VVD na poziomie europejskim. W lutym 1970 roku, w Paryżu dzięki działalności jednego z mistrzów (mistrza Thinh) zorganizowano spotkanie wszystkich znaczących mistrzów i ekspertów VVD i innych wietnamskich sztuk walki. Zaproszono również wietnamskich ekspertów, którzy nauczali innych sztuk walki. Nakreślono główne kierunki rozwoju VVD. Dwa miesiące później 1 i 2 kwietnia odbył się wielki staż W Limoges. Zaproszono wszystkich uczestników paryskiego spotkania do współpracy nad rozwojem VVD jak również przedstawiono program szkoleniowy. Postanowiono również, że osoby, które chcą się przyłączyć do ruchu VVD muszą w ciągu 2 lat uzyskać odpowiedni do ich umiejętności stopień szkoleniowy.

Rok później w tym samym czasie i miejscowości (Limoges) przed Hotelem Ancetres, mistrzowie, eksperci oraz uczniowie VVD złożyli przysięgę wierności ideałom VVD. Była to wspaniała uroczystość integrująca wszystkich ćwiczących wietnamskie sztuki walki. 3listopada 1973 roku została zarejestrowana Francuska Federacja Viet Vo Dao. Jej pierwszym prezesem został mistrz Phan Hoang. Po utworzeniu FFVVD Phan Hoang poleciał do Wietnamu zdać relację ze swojej pracy mistrzowi Le Sang, patriarsze VVD w Wietnamie.

15-12.1973 r. mistrz Phan Hoang odbył pierwszą po 12 latach pielgrzymkę do Wietnamu. Przed domem rodzinnym swojego mistrza, Nguyen Loc w towarzystwie współucznia i przyjaciela, mistrza Tran Huy Phong odnowił, podczas skromnej i wzruszającej ceremonii przysięgę wierności tradycji. Przedstawił też patriarsze Le Sang projekt rozwoju IVVD na najbliższe 10 lat.

9. 08. 1974 roku międzynarodowa delegacja pod przewodnictwem mistrzów Phan Hoang i Nguyen Dan Phu udała się z oficjalną wizytą do Sajgonu. W wyniku tej wizyty International Viet Vo Dao uzyskało do pomocy w swojej misji 18 ekspertów sztuk walki. Eksperci ci zostali oddelegowani z wietnamskiej Federacji VVD do Europy, Afryki i Ameryki w celu rozwoju VVD na tych kontynentach. Wśród nich znaleźli się m.in. najbliźsi uczniowie mistrza Nguyen Loc, Hoang Quan i Nguyen Van Thu oraz Lien i Duc. Pośród wysłanych ekspertów były również dwie panie - Lan i Hue, które reprezentowały szkołę Bach Long (biały smok). Dalej byli następni przedstawiciele szkoły Vovinam - mistrzowie Do Long, Phung Duong (brat mistrza Tran Huy Phong, prezydenta VVD w Wietnamie). Należy zaznaczyć również, że wśród wydelogowanych osób był również znany ekspert akupresury profesor Thanh Duc. Z innych znanych mistrzów wietnamskiego VoThuat zostali oddelegowani Truong Thanh Dang ze szkoły Sa Long Cuong (z prowincji Binh Dinh), Quach Van Ke , Quach Phuoc ze szkoły Lam Son, Thich Thien Tanh ze szkoły Mai Van Phai. Dalsi mistrzowie to przedstawiciele rodzinnych kierunków Vo, Le Van Kien, Minh Sang, Nguyen Huu Tiet, Phan Van Hai.

Mistrzowie różnych kierunków i szkół rozmawiali z mistrzem Phan Hoang na temat możliwości współpracy z International VVD. Wielu z nich było zainteresowanych współpracą z federacją, wysłania swoich ekspertów i zaprezentowania swojej szkoły poza Wietnamem. Po tej wizycie, która była bardzo ważna w historii IVVD, VVD zaczęło zdobywać popularność w wielu krajach świata - dzięki swojemu logicznemu i nowoczesnemu programowi szkolenia, dostosowanemu dla ludzi z poza Wietnamu oraz skutecznym technikom walki. Ważny był również aspekt filozoficzny, który poprzez ciężki trening kształtował ideał prawdziwego człowieka.

Zgodnie z decyzją Rady Mistrzów Viet Vo Dao, Phan Hoang rozpoczął pracę nad międzynarodową organizacją VVD. Zaprosił do współpracy takich mistrzów jak: Pham Xuan Tong (obecnie szkoła Quan Ki Do) Nguyen Dan Phu (szkoła Thanh Long), Tasteyre Tran Phuoc (szkoła Han Bai) oraz Tran Minh Long, Nguyen Trung Hoa i Nguyen Tien (reprezentujący szkoły rodzinne) oraz Vovinam VVD - gdzie grupę mistrzów reprezentował Hoang Duc Phi (rodowe nazwisko mistrza Phan Hoang) i on też reprezentował osobiście Patriarchę VVD z Wietnamu

Bezpośrednio przy organizowaniu Światowej Federacji VVD (zwanej w skrócie Viet Vo Dao Quoc Te) uczestniczyli również eksperci szkół chińsko-wietnamskich, tacy jak: Bui Van Tinh, Hoang Nam. Ich praca zaowocowała w 1973 roku powstaniem Światowej Federacji VVD, której prezydentem został mistrz Phan Hoang. W ten sposób spełniono wolę Mistrza Le Sang, aby wietnamska sztuka walki wyszła poza Azję. Obecnie, dzięki pracy Mistrza Phan Hoang federacja liczy 30 krajów członkowskich w tym i Polskę. Prezydent IVVD wychował wielu młodych mistrzów, którzy są doskonałą wizytówką VVD. Do najbardziej znanych należą: Ngo Tkanh Kiet, Ngo Thiet Hung (obaj są moimi nauczycielami w IVVD), Do Long, Nguyen Van Viet, Bao Lan, Le Cao Trang, Tran Viet Trung, Hyunh Hung Mai, itd.

W Wietnamie szkoła Vovinam VVD osiągnęła swój największy rozwój. Mistrz Le Sang wyznaczył dwóch swoich przedstawicieli m. in. Mistrza Tran Huy Phong (mistrz zmarł w roku 1997) do reprezentowania szkoły Vovinam VVD w IVVD. Obecnie liderem Intercontinental Vovinam Viet Vo Dao - największej federacji VVN na świecie jest mistrz Nguyen Van Chieu.

W ramach IVVD działają również inne szkoły Vo. Przede wszystkim są to wychowankowie i uczniowie zmarłych mistrzów, współtwórców IVVD. Do nich należą m.in. Michael Chapuis - 6 dang, szef Francuskiej Union Nationale des Arts martiaux Viet Vo Dao et Sino - Vietnamiens. Był on uczniem, zmarłego pod koniec lat osiemdziesiątych, mistrza Nguyen Dan Phu ze szkoły Thang Long. Michael Chapuis stworzył na bazie szkoły Thang Long i Thieu Lam swoją szkołę VVD Bach Ho Vo Duong. Jest on również ekspertem Viet Tai Chi i należy do szkoły mistrzów podległej bezpośrednio mistrzowi Phan Hoang. Inną ciekawą postacią we francuskim ruchu IVVD jest mistrz Nguyen Van Nhan - 5 dang. Kontynuuje on pracę mistrza Tasterye Tran Phuoc, przedstawiciela szkoły Han Bai w Międzynarodowym VVD. Tasterye Tran Phuoc wrócił do Wietnamu w latach osiemdziesiątych. Do nowej generacji mistrzów należy niewątpliwie Jean Louis d'Aviau de Piolant. Był uczniem zmarłego w latach 80 - tych mistrza Nguyen Trung Hoa. Pobierał również nauki u mistrza Hoang Nama, prekursora Chińsko - wietnamskiej szkoły we Francji. Obecnie stworzył szkołę Mien Quan, która jest syntezą kierunków, które wcześniej poznał. Jest również przedstawicielem na Europę szkoły Hac Ho Viet Nam (szkoły czarnego tygrysa). Należy również do szkoły mistrzów Viet Tai Chi, mistrza Phan Hoang. Do nowej generacji mistrzów należy również Frederic Marion. Jest on w prostej linii spadkobiercą szkoły mistrza Tran Minh Long.

Obecnie wielu z tych mistrzów potworzyło swoje federacje i organizacje. Nie mniej jednak trzeba pamiętać, że wszyscy oni działali pod wspólną egidą International VVD, której olbrzymi wkład pracy włożył mistrz Phan Hoang.

Wracając do działalności Wielkiego Mistrza Phan Hoang należy wspomnieć, że jest on nie tylko twórcą ruchu IVVD na świecie ale również stworzył system zdrowotny Viet Tai Chi. Obecnie stoi na czele World Federation Viet Tai Chi.

Jest znanym na świecie autorytetem w dziedzinie ekonomi i nauk społecznych i filozofii. Posiada doktorat z filozofii i ekonomii. Wykłada na Uniwersytetach całego świata. Potrafi połączyć swoją pracę zawodową z działalnością na polu sztuk walki

Zdjęcia mistrza Phan Hoang z różnych okresów:

mistrz Phan Hoang mistrz Phan Hoang
w latach 70-tych w latach 90-tych

 
logo
logo International VVD

Powrót do spisu treści


Aikido

W CIENIU AIKIDO
Przemysław Paleczny

Korzenie aikido

Stara sztuka walki Aikijitsu w dzisiejszym świecie ustępuje znacznie miejsca bardziej popularnemu aikido. Myślę jednak, że nie można obok niej przejść obojętnie. Z niej zrodziło się aikido i poniższy artykuł ma za zadanie przedstawienie rodowodu tej sztuki.

Przez niektórych ekspertów sztuka Aikijitsu nazywana jest Aiki Jujitsu, dla podkreślenia jej oczywistych związków z Jujitsu. W przeciwieństwie jednak do niego, Aikijitsu w dawnych czasach było sztuką elitarną przekazywaną jedynie w ścisłym kręgu samurajów najwyższej rangi.

Za najstarszy ślad w rodowodzie aikido, źródła podają powstanie w IX wieku szoły, której założycielem miał być książę Teijun, syn cesarza Seiwa. Owa szkoła nazywała się Daito Ryu Aikijitsu. W późniejszym czasie sztuka ta miała być nauczana i ewoluować głównie w trzech sferach: w klanie Minamoto, w klanie Takeda i w klanie Aizu.

Do klanu Minamoto Aikijitsu wprowadził syn Teijuna - Tsunetomo. Kolejnym kontynuatorem był Yoshiie Minamoto. Będąc nieuleczalnie chorym, Yoshiie musiał przekazać komuś swoją wiedzę. Zrobił to nauczając swego młodszego brata - Shinra Saburo Yoshimitsu. Owy brat był podobno specjalistą w anatomii i poznawał tajniki ludzkiego ciała dokonując sekcji zwłok. Yoshimtsu ulepszył system brata wprowadzając m.in. umiejętność ataku na (niechronione) nadgarstki i ręce, a także inne punkty newralgiczne i witalne.

W klanie Takeda, Aikijitsu rozkwitło dzięki Yoshikiyo - drugiemu synowi Yoshimitsu. Yoshikiyo zwiększył liczbę technik, udoskonalił m.in. zasady walki gołymi rękami przeciwko napastnikowi uzbrojonemu w broń, np. miecz. Zwracał również uwagę na koordynację wzroku i ciała, dla unikania ciosu. Do końca XIV wieku aikijitsu pozostawało w ścisłym kręgu rodziny Takeda, a znane były jako nadzwyczaj skuteczne.

Klan Aizu został zapoznany z techniką Aikijitsu w 1574 roku, dzięki osobie o imieniu Kunigutsu Takeda.

Po tym wszystkim mamy do czynienia z co najmniej trzema technikami: Daito-ryu, czyli kontynuatorzy starej techniki (zapewne głównie w klanie Minamoto), Takeda Ryu, czyli spadkobiercy Yoshikiyo i Aizu Todome (klan Aizu).

Żyjący w XVIII - XIX wieku samuraj-filozof Takeda Takumi no Kamisoemon stworzył swoistą mieszankę wszystkich trzech stylów i nadał jej nazwę Oshikiushi. Największy kontynuator tej techniki - Saigo Tanomo Chikamasa - przez konflikty z policją, dla zachowania tradycji, swoją wiedzę musi przekazać komuś innemu. Po długim okresie poszukiwań, owym wybrańcem zostaje Sokaku Takeda, który w późniejszym czasie wyjeżdża na Hokkaido, aby nauczać nowo poznanej techniki. Dojo jednak, które zachowało się wraz z nazwą o dzisiejszych czasów, zakłada dopiero jego syn - Takimune Takeda - i nazywa je Daitokan. Takeda uczył w nim walki pod nazwą Daito Ryu.

O'Sensei i jego sztuka

Morihei Ueshiba urodził się 14 grudnia 1883 roku w Tanabe (prowincja Kii, obecnie Wakayama). Od roku 1890, czyli w wieku 7 lat, młody Morihei uczęszczał do szkoły religijnej Jizodera, gdzie oprócz nauki czytania i pisania studiował konfucjanizm i buddyzm. W owym czasie praktykował już sumo i trenował pływanie. Po skończeniu szkoły ekonomicznej został urzędnikiem, ale niedługo potem zrezygnował z tego stanowiska i rozpoczął handel materiałami piśmienniczymi. W 1902 roku wyjechał do Tokio. Wtedy dopiero rozpoczął poważny trening.

Pobierał instrukcje Kito Ryu Jujitsu u mistrza Tozawa Takusaburo. Jednocześnie uczył się w szkole miecza Yagyu Shinkage Ryu u mistrza Nakai Nakasatsu. Ten trening wpoił w Ueshibę przekonanie, że techniki miecza mają bardzo wiele wspólnego z walką wręcz.

Potem brał udział w wojnie z rosyjsko-japońskiej i zachorował na beri-beri. Po pół roku odzyskał zdrowie i wrócił do Japonii. Mając na uwadze własne zdrowie wyprowadził się na Hokkaido, gdzie mógł wypoczywać na łonie natury. Tam doszło do spotkania ze wspomnianym wcześniej, słynnym mistrzem Sokaku Takeda. Daito Ryu zrobiło wielkie wrażenie na Ueshibie. Mimo ciężkiego (i kosztownego) treningu, po kilku latach otrzymał dyplom mistrzowski. W jego głowie zaczyna kształtować się nowa technika.

Wielki wpływ na Ueshibę wywarła sekta Omoto Kyo, której przewodniczył Wanisaburo Doguchi. Filozofia powszechnej miłości, dobroci i życia w zgodzie z naturą zrodziła pomysł stworzenia sztuki walki tak bardzo łagodnej i delikatnej jak to tylko możliwe.

W 1921 roku wprowadzono zakaz wyznawania religii Omoto Kyo, a Doguchiego aresztowano. Dotkliwym ciosem dla niego była również śmierć dwóch jego synów.

W trakcie wojny japońsko-chińskiej Ueshiba zetknął się z admirałem Takeshitą, mistrzem Kodokan Judo i wyjechał z nim do Tokio. Tam zyskał grupę uczniów i na dobre rozwinął się nowy system walki, którą mistrz nazwał Aikido.

Zmarł rankiem 26 kwietnia 1969 roku. Pozostała jednak piękna sztuka Aikido i kontynuatorzy szkoły starego mistrza, wśród których znalazł się również m.in. syn - Kisshomaru Ueshiba.

Główne zasady Aikido

Aikido zostało stworzone przez O'Sensei Ueshibę jako sztuka walki defensywna do granic możliwości. Rzeczywiście, nie ma tu żadnych bezpośrednich ataków, cała akcja następuje po ataku przeciwnika. Chodzi jednak o coś więcej.

Mistrz Aikido nie jest tylko mistrzem techniki, on musi być całkowicie duchowo zrównoważony. Punkt umieszczony kilka centymetrów poniżej pępka nazywa się Seika Tanden i jest on naszym Centrum, środkiem ciężkości naszego ciała. Naszym zadaniem jest ciągłe jego uświadamianie sobie. Centrum Wszechświata znajduje się również w naszym Centrum, dlatego będąc w harmonii ze sobą jesteśmy równocześnie w harmonii z Wszechświatem. Przeciwnik atakując próbuje zakłócić naszą harmonię z Centrum, a my, jeśli chcemy wygrać, musimy ją zachować podczas walki, czemu służy technika Aikido. Nieodłącznym elementem Seika Tanden jest Ki. Każdy z nas posiada tą energię, ale aby ją wykorzystać, trzeba jej nadać odpowiedni bieg, tor, a to nie jest łatwą sztuką.

Podobnie jak w Jujitsu tak i w Aikido wykorzystuje się siłę przeciwnika przeciwko niemu. Atak przeciwnika skierowany jest w określonym kierunku. Stosuje się tzw. koncepcję Wirującej Kuli. Zasięg naszego działania sięga najdalej obwodu Kuli i po tym obwodzie poruszmy się, wirujemy wciągając w wir przeciwnika. My jesteśmy środkiem tej Kuli, a dokładnie nasze Seika Tanden.

Powrót do spisu treści


Kendo

POLSKI ZWIĄZEK KENDO
Członek Międzynarodowej i Europejskiej Federacji Kendo

Siedziba: 94-316 Łódź, ul. Saperów 1A
tel./fax (0-42) 634-70-84, 634-01-38; e-mail: kendo@kendo.pl

Sekretarz: 02-776 Warszawa, ul. Dereniowa 9 m.21
tel. (0-22) 644 69 64; e-mail: witek@manga.com.pl

http:// www.kendo.pl
logo

AKTUALNOŚCI ZE ŚWIATA KENDO

Przedruk "Internetowego Biuletynu Kendo", vol. 2 nr 13 (31) wrzesień 2003

Gala Miecza i Międzynarodowy Turniej z okazji XXX-lecia Kendo w Polsce Gdynia, 19-21 września 2003 roku

Dzień dobry,
Zwykle przy takich okazjach mówi się: "Kto nie był, niech żałuje". Tym razem, ten lekko wyświechtany zwrot na nowo nabrał znaczenia. Bo rzeczywiście, kto nie był w Gdyni na "Gali Miecza" i Międzynarodowym Turnieju z okazji XXX-lecia Kendo w Polsce, ten ma czego żałować.

Już w piątek, 19 września, w hali Gdyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, przy ulicy Olimpijskiej 5, odbył się trening poprowadzony przez głównych gości imprezy: Nobuo Hirakawę (Japonia, 8 dan kyoshi), Heina Odinot (Holandia, 6 dan), Rafa Bernaersa (Belgia, 5 dan), Andrzeja Kustosza (Polska, 5 dan), Shizukę Takahashi (Japonia/Polska, 5 dan) i Witolda Nowakowskiego (Polska, 4 dan). Dominowały ćwiczenia podstawowe, lecz na koniec, zgodnie z tradycją, odbyło się krótkie ji-geiko.

W sobotę rano rozpoczęły się eliminacje turnieju drużyn pięcioosobowych, rozgrywane na dwóch shiaijo, systemem pucharowym. Oprócz zespołów reprezentujących kluby lub miasta wystąpiła także drużyna "Cała Polska". Poszczególne walki trwały po cztery minuty. Dzięki sprawnej organizacji i dobrej pracy sędziów, ta część spotkania zakończyła się przed terminem, co dało zawodnikom nieco więcej czasu na przygotowania do popołudniowych finałów.

O 14.00 kuchnia polowa zaczęła wydawać polską specjalność - żur. Posiłek na świeżym powietrzu dał niektórym widzom i zaproszonym gościom wyjątkową okazję do rozmowy z bohaterami gdyńskiej imprezy. Godzinę później, prezes Polskiego Związku Kendo, Włodzimierz Małecki, oficjalnie otworzył "Galę Miecza".

Publiczność dopisała. Walki finałowe toczono przy pełnych trybunach. W pierwszym półfinale spotkały się drużyny Kalisza i Morąga - ten drugi prowadzony przez dawnego zawodnika, Gdyni, Macieja Łapińskiego (4 dan). Zwyciężył Morąg 4:1.

W drugim półfinale Kraków pokonał 5:0 zespół Warszawy 2.

Zacięte spotkanie o III miejsce, pomiędzy Kaliszem i Warszawą 2, zakończyło się wprawdzie remisem 2:2, lecz większą liczbę trafień mieli warszawiacy (3:4) i to oni zostali zwycięzcami.

W finale spotkały się drużyny Morąga i Krakowa.

Wyniki walk (czas 5 min.):
  MORĄG KRAKÓW czas walki
1. C. SAWERA     M. WOYNA-ORLEWICZ 5 min.
2. S. SEKULSKI K M K P. PIETRZYKOWSKI 4.09
3. B. MICHALAK   H M. MURZYNIEC 5
4. P. SEKULSKI   M A. K. KAŃKA 5
4. M. ŁAPIŃSKI     A. HESSEL 5

Zwyciężył Kraków 2:1.

W drugiej części "Gali Miecza" odbył się blok pokazów. Najpierw Nobuo Hirakawa, przy współudziale Leszka Lipeckiego (3 dan) i Arkadiusza Izdebskiego (5 dan) z Warszawy, szczegółowo objaśnił yuko-datotsu, czyli prawidłowe techniki cięć i pchnięć stosowanych w kendo, wspominając także obszernie o reiho, czyli sposobie zachowania na sali treningowej. Później miał miejsce pokaz iaido w wykonaniu Jarosława Wolnego (4 dan kendo, 2 dan iaido) z Poznania. Tę część imprezy zakończyła prezentacja form Nihon Kendo Kata, przedstawiona przez Andrzeja Kustosza i Witolda Nowakowskiego.

Po pokazach odbył się dodatkowy, jubileuszowy mecz "Polska - Reszta Świata". W roli "reszty" wystąpiła drużyna Belgii. Spotkanie było bardzo zacięte. W drużynie Belgii wystąpili: Peter van den Hove, Benjamin Grymonprez, Bart Levnis, Stefan van Boven i sOn Trappeniers. Polacy: Agnieszka Wial (Morąg), Dominik Tomaszewski (Poznań), Bartosz Barylski (Gdynia), Jakub Tyszecki (Łódź), Adam Ziółkowski (Warszawa).

Wyniki:
  POLSKA BELGIA czas walki
1. A. WIAL   D M P. VAN DEN HOVE 2.50
2. D. TOMASZEWSKI M K K B. GRYMONPREZ 0.47
3. B. BARYLSKI M M   B. LEVNIS 0.37
4. J. TYSZECKI M D S. VAN BOVEN 5
5. A. ZIÓŁKOWSKI M D   S. TRAPPENIERS 2.38

Przy stanie remisowym (2:2) znów o zwycięstwie zadecydowały małe punkty. Zwyciężyła Polska 6:5.

Nagrody wręczali m.in. Nobuo Hirakawa, Hein Odinot, Andrzej Kustosz, Włodzimierz Małecki, pani poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk, główny organizator "Gali Miecza" Krzysztof Brzeski i przedstawiciele sponsorów.

Ostateczne wyniki Międzynarodowego Turnieju XXX-lecia Kendo w Polsce:

I miejsce
Krakowski Klub Szermierzy, Sekcja Kendo
II miejsce
Morąski Klub Kendo
III miejsce
Warszawskie Stowarzyszenie Kendo

Nagrody kantosho (za waleczność):
Agnieszka Wial (Morąski Klub Kendo)
Leszek Lipecki (Warszawskie Stowarzyszenie Kendo)

Puchary XXX-lecia za wkład w rozwój i popularyzację kendo w Polsce:
Andrzej Kustosz
Witold Nowakowski
Włodzimierz Małecki
Europejska Federacja Kendo

Dalszych kilkanaście osób wyróżniono pamiątkowymi plakietkami.

Po ceremonii wręczenia nagród odbyło się wspólne godo-geiko, z udziałem sędziów i zawodników.

A wieczorem wszyscy bawili się na "Pokładzie", w "Zielonej Tawernie". Zabawa była wyśmienita, okraszona najazdem prawdziwych wilków morskich i piratów oraz pokazem iaido w wykonaniu Jarosława Wolnego i Artura Hessela (5 dan kendo, 1 dan iaido) z Krakowa, znakomicie poprowadzonym przez Zbigniewa Misiaka (4 dan) z Łodzi. Leszek Lipecki został wyróżniony kubkiem rumu za najlepszy piracki kostium i zabawa trwała... cóż, chciałoby się powiedzieć: "do białego rana", ale było to niemożliwe, bowiem w niedzielę, 21 września, o 9.00 miał się odbyć kolejny trening, przygotowujący do egzaminów na stopnie mistrzowskie dan.

Egzaminy stały na bardzo wysokim poziomie. Komisja w składzie: Nobuo Hirakawa (przewodniczący), Hein Odinot, Raf Bernaers, Andrzej Kustosz i Arkadiusz Izdebski przyznała stopnie mistrzowskie następującym osobom:

1 dan
Bartosz Barylski (Gdynia)
Daniel Demkiewicz (Szczecin)
Peter van den Hove (Schendobeke)
Krzysztof Jacek (Poznań)
Wiesława Kurach (Warszawa)
Marcin Małecki (Wrocław)
Dominik Tomaszewski (Poznań)
Jakub Tyszecki (Łódź)
Agnieszka Wial (Morąg)

2 dan
Teresa Morcinek (Bielsko Biała)

3 dan
Ioannis Papadimitrou (Volos)
Paweł Pietrzykowski (Łódź)

A po egzaminach wsiedliśmy na żaglowce i popłynęliśmy w siną dal... Niektórzy dotarli do Sopotu, inni na Hel, skąd wracali przy silnym wietrze, sięgającym aż 9 stopni w skali Beauforta i wysokiej fali. Ale to już temat na inną opowieść...

Wszyscy uczestnicy "Gali Miecza" zgodnie podkreślali znakomitą organizację całej imprezy. Tutaj więc, słowa gorącego podziękowania należą się przede wszystkim Krzysztofowi Brzeskiemu i Jakubowi Kossowi za pieczę nad całością oraz pozostałym, nie wymienionym z imienia i nazwiska zawodnikom z Gdyni, bez których "Gala" nie mogłaby się odbyć w tak wspaniałej oprawie. Raz jeszcze DZIĘKUJEMY!

Witold Nowakowski
Sekretarz Generalny PZKendo


 

Kozo Ando

Kozo Ando 1940-2003

Mimo nagłej śmierci profesora Ando,
treść Biuletynu publikujemy bez zmian i skrótów.

 

Przedruk "Internetowego Biuletynu Kendo", vol. 2 nr 14 (32) październik 2003

BALTIC CUP IV
Zgrupowanie z prof. Kozo Ando
II międzynarodowy turniej kobiet
IV międzynarodowy turniej otwarty
Dziwnów, 3-5 października 2003 roku

Dzień dobry,
Tegoroczny Baltic Cup przesunął się "bliżej morza", z zawsze gościnnego Szczecina, aż na plażę w Dziwnowie. No, może nie na plażę, lecz od morskiej fali dzieliło uczestników zaledwie dwieście metrów... (a kto był w tym roku Glasgow, ten na pewno wie, co to znaczy).

Zgrupowanie rozpoczęło się w piątek, 3 października, w nowoczesnej hali Ośrodka Kultury i Sportu, przy ulicy Reymonta 10. Trening poprowadził specjalnie przybyły na tę okazję, prof. Kozo Ando (8 dan kyoshi) z Uniwersytetu Waseda w Tokio - nota bene właściwy twórca kendo w Polsce, bo to właśnie on niemal dokładnie przed trzydziestu laty obdarzył tą szczególną misją studenta ekonomii, Takao Mizushimę... Przyjazd profesora Ando w roku jubileuszu był dla nas wszystkich szczególnym wyróżnieniem. W sprawnym prowadzeniu treningów Nihon Kendo Kata, kihon i waza, profesorowi pomagali: Angela Neumeister (5 dan) z Hamburga, Shizuka Takahashi (5 dan) z Wrocławia i Andrzej Kustosz (5 dan) z Łodzi.

W sobotę, 4 października, zaraz po śniadaniu zamknięto listę startową i rozpoczęto tradycyjny, z japońska zwany "shinai check", czyli sprawdzenie shinai. Przed południem rozpoczęły się eliminacje turnieju kobiecego i turnieju open. Warto podkreślić, że wszystkie zawodniczki, startujące w turnieju kobiecym, zapisały się też do open.

Duży zawód sprawił uczestnikom zwycięzca Baltic Cup II i aktualny mistrz Polski, Mariusz Wial, który niestety nie przyjechał do Dziwnowa.

Eliminacje prowadzono w grupach, metodą "każdy z każdym". Wśród kobiet do wieczornych półfinałów zakwalifikowały się aż dwie zawodniczki z Warszawy, Natalia Maj (3 kyu) i Anna Betley (3 kyu) oraz Agnieszka Wial (1 dan) z Morąga i Dance Yokoo (3 dan) z Berlina.

W turnieju open, w ośmiu grupach eliminacyjnych, wystartowało łącznie 32 zawodników i zawodniczek z dziewięciu klubów polskich i zagranicznych. Eliminacje trwały aż do ćwierćfinałów. Do półfinałów weszli ostatecznie: Leszek Lipecki (3 dan) z Warszawy, Krzysztof Jacek (1 dan) z Poznania, Jan Ulmer (3 dan) z Berlina i Michał Młot (2 dan) z Katowic.

Część finałowa rozpoczęła się przy pełnej widowni o 18.25, pokazem grupy cheeleaders z Publicznego Gimnazjum w Dziwnowie. Uwagę wszystkich przyciągały także stojące przy stoliku sędziowskim trzy wspaniałe zbroje samurajskie, wykonane przez pana Czesława Zabiegło z Bytomia.

Po dziewczętach z Gimnazjum na salę weszły dwie kolejne panie, tym razem już w zbrojach (bogu). Shizuka Takahashi i Angela Neumeister zaprezentowały datotsu, czyli podstawowe ciosy i pchnięcia używane w kendo. Pokaz miał przybliżyć widzom zasady sędziowania.

Potem odbyły się półfinały turnieju kobiet. Anna Betley wygrała 2:0 (KK) z Agnieszką Wial, a Dance Yokoo pokonała 1:0 (M) Natalię Maj.

Kolejną część Baltic Cup IV wypełnił pokaz jodo, w wykonaniu Jarosława Wolnego (4 dan) i Adama Kitkowskiego (2 dan) z Poznania. Był to pierwszy oficjalny pokaz tej sztuki walki, w pełni zorganizowany przez Polski Związek Kendo. Dla obu zawodników był to dodatkowy sprawdzian przed udziałem w II Mistrzostwach Europy Jodo, które odbędą się w Paryżu, pod koniec października.

Po pokazie przyszła pora na półfinały open. Leszek Lipecki stoczył zaciętą walkę z Krzysztofem Jackiem i zwyciężył dopiero w dogrywce 1:0 (M) [1:1; K:M]. Jan Ulmer dosyć sprytnie wykorzystał błędy Michała Młota i wygrał 2:0 (HH), nie zdobywszy ani jednego punktu w bezpośredniej walce.

Po półfinałach na salę wkroczył Janusz Lukaszczyk z tradycyjnej szkoły szermierczej Muso Jikiden Eishin-ryu Komei-juku, z Czerwionki-Leszczyn. W jego wykonaniu widzowie obejrzeli pokaz skomplikowanych form iaido.

Finał turnieju kobiet sędziowali: Angela Neumeister, Shizuka Takahashi i Zbigniew Misiak (4 dan). W walce o III miejsce Agnieszka Wial pokonała Natalię Maj 1:0 (K). Nie mniej kłopotów miała Dance Yokoo, która wygrała z Anną Betley także tylko jednym punktem (K).

Przed finałem turnieju open odbył się pełny pokaz dziesięciu form Nihon Kendo Kata, w wykonaniu profesora Ando i sędziego głównego zawodów, Andrzeja Kustosza. Tym razem naprzeciwko siebie naprawdę stanęli mistrz i uczeń, bo Andrzej wielokrotnie odwiedzał macierzyste dojo profesora Ando, czyli Kobukan w Tokio oraz klub na Uniwersytecie Waseda. Unikalny pokaz (prof. Ando wchodzi w skład komisji ds. Nihon Kendo Kata przy Wszechjapońskiej Federacji Kendo) stał się niezwykłą lekcją dla wszystkich zgromadzonych na sali zawodników, trenerów i działaczy.

Finał turnieju open sędziowali w polu Andrzej Kustosz, Zbigniew Misiak i Jarosław Wolny. Przy stoliku sędziowskim ponownie zasiedli: prof. Kozo Ando (arbiter główny zawodów), Włodzimierz Małecki (prezes Polskiego Związku Kendo), Witold Nowakowski (sekretarz zawodów) i Monika Nowakowska (sędzia czasowy).

Walczący w jodan Michał Młot pokonał Krzysztofa Jacka 2:0 (KK) i tym samym zajął trzecie miejsce. Leszek Lipecki po zaciętej walce uległ wicemistrzowi Niemiec z 2000 roku, Janowi Ulmerowi 0:1 (M).

Baltic Cup IV zamknął pokaz Nanahon-me Kumitachi ze szkoły Muso Jikiden Eishin-ryu Komei-juku i prezentacja tameshigiri (cięcia słomianych chochołów) w wykonaniu Janusza Lukaszczyka.

Ostateczne wyniki Baltic Cup IV

Turniej kobiet:
1 miejsce - Dance Yokoo (Berlin)
2 miejsce - Anna Betley (Warszawa)
3 miejsce - Agnieszka Wial (Morąg)

Turniej open:
1 miejsce - Jan Ulmer (Berlin)
2 miejsce - Leszek Lipecki (Warszawa)
3 miejsce - Michał Młot (Katowice)

Nagrody - w imieniu wójta gminy Dziwnów - wręczali sekretarz gminy, Iwona Szulc, i dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu, Jacek Klimecki. Państwo Kinga i Shinichi Hirao (3 dan) ze szczecińskiego klubu "Yoshinkan" ufundowali dla zwycięzców nagrody dodatkowe - dwa hełmy (men).

Twórca i animator Baltic Cup, Jarosław Romacki ze Szczecina otrzymał w prezencie od prof. Ando dwa wysokiej klasy shinai. Prof. Ando i Angela Neumeister dostali także specjalne pamiątki "XXX-lecia Kendo w Polsce" przygotowane przez gospodarza niedawnej "Gali Miecza", Krzysztofa Brzeskiego z Gdyni.

Po turnieju był jeszcze czas na krótki trening z prof. Ando i godo-geiko. Wieczorem odbyło się wspólne ognisko nad brzegiem rzeki Dziwnej, a młodsza część zawodników wymknęła się do dyskoteki...

Następnego dnia, w niedzielę rano, prof. Ando po treningu pożegnał się z uczestnikami czwartej edycji Baltic Cup, a o 12.00 w Muzeum Narodowym przy Wałach Chrobrego w Szczecinie pan Czesław Zabiegło i Janusz Lukaszczyk rozpoczęli opowieść o samurajach, zbrojach i mieczach...

W imieniu Zarządu PZKendo dziękuję wszystkim zawodniczkom i zawodnikom, którzy - nie bacząc na odległości - przybyli do Dziwnowa na Baltic Cup IV. Na pewno jesteście teraz bogatsi o niejedno nowe doświadczenie. Trzymajcie się!

Witold Nowakowski
Sekretarz Generalny PZKendo

Powrót do spisu treści


IN PURSUIT OF PERFECTION
Norbert Wójtowicz

abifraim@interia.pl

"Przybyliśmy z Australii, aby pokazać historię sztuki walki, która być może stanie się waszym systemem życia" - tymi słowami Grandmaster Young Ku Yun rozpoczął swój wykład podczas seminarium które miało miejsce w Oleśnicy 7 maja 1995 (kad 1995). Wielu z tych, którzy zetknęli się Mistrzem Yun'em mogłoby powtórzyć, iż "pokazał nam sztukę walki z zupełnie innej strony" (Dziedzic K. 1997, s.17) Często moment pierwszego kontaktu z Yun Jung Do oceniali oni jako wyraźny przełom w tym co dotychczas robili. W tej sytuacji nie można nie zadać sobie pytania: kim jest ten człowiek i czemu ktoś miałby przyjąć propagowany przez niego system za swój? Ba, co więcej, dlaczego ktoś miałby uznać ten system za "system swojego życia"?

Posiadający obecnie 9 dan Mistrz Yun ćwiczy sztuki walki od blisko 50 lat. Zaczął trenować w 1953 roku w wieku 12 lat, kiedy to za sprawą swego brata Suk Keun Yun'a trafił na zajęcia Tae Kwon Do. W 1964 roku, podczas służby w Armii Koreańskiej, otrzymał on propozycję otwarcia pierwszej szkoły TKD. W latach 1966-1986 w imieniu International Tae Kwon Do Federation zakładał szkoły w Australii, Nowej Zelandii, Hong Kongu, Tajlandii, Malezji, Papui Nowej Gwinei, Fidżi, na Wyspach Salomona i Wyspach Cooka. W ponad dwudziestoletnim okresie działalności w ITF Young Ku Yun pełnił m.in. funkcje: Przewodniczącego Komitetu ds. Technik, Przewodniczącego Komitetu ds. Scalania i Rozwoju, Przewodniczącego Połączonego Komitetu, Członka Wykonawczego Rady Dyrektorów oraz był Głównym reprezentantem ITF dla regionu Oceanii. W 1987 roku, ku zaskoczeniu wielu dotychczasowych współpracowników, oficjalnie wystąpił z organizacji by jak podkreśla "szukać stylu, który byłby logiczny, efektywny, wolny od ingerencji polityki i zachowujący w pamięci prawdziwie filozoficzne aspekty autentycznej sztuki" (Yun Y.K. 1997b, s.VII),. W trzy lata później wylansował nowy system Yun Jung Do, co należy tłumaczyć jako - "Pierwsza Droga Prawdy". System ten stosunkowo szybko znajduje zwolenników w wielu krajach m.in. w Nowej Zelandii, Fidżi, Nowej Gwinei, na Wyspach Salomona, w Sri Lance, Indonezji, Filipinach, Indiach, Katarze, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Wielkiej Brytanii, Irlandii i Niemczech (J. Nycek 1997b, s.41; J.Nycek 1997a, s.26), a w 1995 roku pojawił się również w Polsce (kad 1995; Dziedzic S. 1995; Bogucki M., Nycek J. 1995; J.Nycek 1998a, s.20). Aktualnie koordynatorem tego systemu w Polsce jest Maciej Bogucki, zaś funkcję przedstawiciela Y.J.D. na Europę pełni również Polak Artur Zdrzałka (Teodorczyk J. 2001a, s. Teodorczyk J. 2001c).

"Jednym z najważniejszych problemów jakim sztuki walki muszą stawić czoła dzisiaj jest rosnący nacisk na ilość - kosztem jakości. Nic tego jawniej nie okaże jak rosnąca ilość bardzo niskiej jakości instruktorów i obniżenie się standardów na całym świecie. Ale jeszcze smutniejsze jest, że można zaobserwować rosnącą akceptację tego faktu, jako że instruktorów wielkiego kalibru spotkać można coraz rzadziej" - czytamy zaraz na wstępie "The Human Art" (Yun Y.K. 1997b, s.4; Yun Y.K. 1998b, s.11). Myśl ta nie jest może niczym odkrywczym bo przecież jak podkreślał w jednym ze swoich artykułów Janusz Szymankiewicz "od początku lat siedemdziesiątych istotę szkoły zdominowała pogoń za coraz to wyższym "numerkiem" noszonego pasa" (Szymankiewicz J. 1997, s.16-18). Tym niemniej warto na nią zwrócić uwagę w sytuacji gdy widzimy wyraźnie, iż zjawisko to krytykowane coraz bardziej zdecydowanie przybiera na sile. Nie bez powodu w liście jednego z czytelników do Redaktora Naczelnego Magazynu Sztuk Walki "Samuraj" czytamy pełne niepokoju wyznanie: "Zdecydowałem się "na stare lata" na uprawianie sztuki walki z natury rzeczy nie dla sukcesów sportowych, ale dla korzyści własnych - dla zdrowia i osiągnięcia wewnętrznej równowagi. Z tego punktu widzenia powinno mi być obojętne czy publicznie reklamuje się prawdziwy mistrz czy fałszywy prorok. Jednakże moja druga natura - natura pedagoga - wychowawcy nie pozwala mi przejść obok tego problemu obojętnie, bo nie jest bez znaczenia kto przyciągnie do siebie najmłodszych czytelników "Samuraja", kto będzie ich wychowywał: mistrz - czy cwaniak szarlatan, a tak się jakoś w dzisiejszym świecie dzieje, że najgłośniejsi, najbardziej atrakcyjni z pozoru są ci drudzy" (Gliński A. 1999, s.14).

"Niestety, większość obecnie praktykujących sztuki walki nie zdaje sobie nawet sprawy z tego rosnącego dylematu" - podkreśla Mistrz Yun (Yun Y.K. 1997b, s.4; Yun Y.K. 1998b, s.11). Winą za to on obarcza m.in. tradycyjny system oparty na niepodważalnym autorytecie nauczyciela. Podkreśla on, iż dzisiaj "wraz ze wzrostem komercjalizacji światowy standard zaczął spadać kiedy instruktorzy o bardzo niskiej wiarygodności wkroczyli na arenę" (Yun Y.K. 1997b, s.2; Yun Y.K. 1998a). Tradycyjne podejście do autorytetu mistrza napotyka więc coraz częściej na barierę nie do przebycia. Problem ten jest dodatkowo zaciemniany przez "pośredniej klasy instruktorzy, którzy wolą przymknąć oko na sytuację bardziej we własnym interesie niż w interesie studentów" (Yun Y.K. 1997b, s.5; Yun Y.K. 1998b, s.12). Niejednokrotnie wiąże się to z sytuacją o której wspominał Jacek Wysocki pisząc: "Czasami czytam o stażu który prowadził pan X z Belgii czy Francji z tytułem SOKE z 9 danem. Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, ze 5 lat wcześniej miał 2 dan nadany przez mojego kolegę, odszedł z jego organizacji i nadał sobie 9 dan tworząc swoją szkołę walki. Tak się często zdarza" (Wysocki J. 1999, s.32). Pisząc o powszechnej "danomanii" Ryszard Jóźwiak użył wręcz, nieco złośliwego, określenia "mistrzowie naDANi przez sołtysa" (Jóźwiak R. 1999, s.11). W tej sytuacji Grandmaster Young Ku Yun zauważał "smutne ale wielu studentów zostało przyciągniętych powabem czarnego pasa" (Yun Y.K. 1997b, s.2; Yun Y.K. 1998a). Swego rodzaju symbolem owej degradacji czarnego pasa miało w zamierzeniu Mistrza Yun'a stanowić oznaczenie tym kolorem najwyższego stopnia uczniowskiego. W Yun Jung Do pas mistrzowski jest barwy szarej. Grandmaster argumentował tę zmianę w słowach "jedyną w swoim rodzaju cechą systemu pasów w Yun Jung Do jest szary pas, który ustanawia nowe standardy wiarygodności i szacunku. W przeciwieństwie do haniebnej eksploatacji i komercjalizacji Czarnego Pasa w sztukach walki, Szary Pas służy jako ciągłe przypomnienie o potrzebie jakości a nie ilości" (Yun Y.K. 1997b, s.404).

Propagując swój system Mistrz Yun gorąco pragnie wykreślić spośród jego określeń słowo sport. Nie chodzi tu bynajmniej o próbę przeciwstawiania sobie sportu i sztuki walki, lecz o wskazanie, że nie o samą walkę tu chodzi. "Tak długo jak będziemy kontynuować promocję obrazu "sporty walki" - pisze - opinia publiczna nie przestanie postrzegać sztuk walki jako zaledwie walczące narzędzie, oparte na fizycznej agresji i współzawodnictwie" (Yun Y.K. 1997b, s.8; Yun Y.K. 1998c, s.33). Uważa on, że w związku z tym w nowoczesnych systemach należy odejść od jakichkolwiek turniejów i zawodów (Yun Y.K. 1997b, s.28), gdyż to one "zamiast promować ducha miłości i opieki, aktywnie popierają ducha agresji i nienawiści. [...] One nie robią nic poza podżeganiem gwałtowności pomiędzy ludźmi" (Yun Y.K. 1997b, s.9; Yun Y.K. 1998a). Tymczasem, wskazuje, coraz więcej ludzi poszukuje nie tyle samej walki, co raczej pełnego systemu wspartego na filozofii, która "powinna propagować autentyczną troskę i miłość do istot ludzkich, a nie tylko zachęcać do agresji i ciągłej chęci bycia zwycięzcą" (Yun Y.K. 1997a, s.24;Yun Y.K. 1997b, s.18). Young Ku Yun określił swój system mianem "sztuka człowieczeństwa" a nie "sztuka walki" gdyż jak podkreśla "Yun Jung Do jest sztuką całościowego rozwoju człowieka. Jest to dokładnie przygotowany program rozwijający fizyczną, mentalną, emocjonalną i duchową stronę wraz z ostatecznym celem wzbogacenia i podniesienia poziomu życia" (Yun Y.K, 1997a., s.24; Yun Y.K. 1997b, s.18, 23; Nycek J. 1997a, s.28).

W niektórych wschodnich systemach walki można spotkać się z opinią, że np. "karate nie jest sportem, a raczej sztuką zabijania" (Chmielewski D. 1999, s.37). Young Ku Yun wskazuje, że również Yun Jung Do nie jest sportem. W jednym z wywiadów mocno podkreślał - "to nie jest sport, to jest sztuka, to jest rozwijanie własnej osobowości i doskonalenie wewnętrzne, duchowe" (Dziedzic S. 1995). System ten daleki jest od wszystkiego co można by próbować określić mianem "sztuki zabijania" jako że "praktykujący Yun Jung Do nie trenują z celem bicia innego praktykującego. Nie ma zwycięstwa w zniszczeniu pewności siebie przeciwnika" (Yun Y.K. 1997b, s.29). Young Ku Yun wskazuje, iż "zaletą Yun Jung Do jest unikalny bezkontaktowy i bez współzawodnictwa system nauczania, który pozwala studentowi uczyć się efektywnej samoobrony bez zagrożenia i obawy uszkodzenia ciała" (Yun Y.K. 1997b, s.20). Podczas pierwszego pobytu w Polsce w 1995 roku Grandmaster zaprezentował swój system również policji i wojsku. Wspominając to zauważał m.in. "Sam byłem kiedyś żołnierzem, a obecnie wśród moich uczniów są także policjanci. Na Wyspach Salomona byłem instruktorem w akademii policyjnej, w której bez zastrzeżeń zaakceptowano moją sztukę. Policjanci mają mocno ograniczone prawa w stosowaniu przemocy, zwłaszcza uszkodzeń ciała, obrażeń. Moja sztuka daje im możliwość unieszkodliwienia przestępcy bez powodowania urazów, co oleśnickim policjantom bardzo się podobało" (Dziedzic S. 1995). Wprowadzenie przez Mistrza Yun'a takiej właśnie formy treningu wiąże się z tym, że jak podkreśla "ciało nasze jest świątynią duszy i powinno być traktowane z największą troską, miłością i szacunkiem" (Yun Y.K. 1997b, s.80). Ale Grandmaster Young Ku Yun idzie dalej i w szacunku do tej świątyni wskazuje - "zerwij z przyzwyczajeniami, które są szkodliwe dla twojego zdrowia, jak np. palenie, picie, odpoczywanie i spanie w nieodpowiednim wymiarze godzin i nieregularne ćwiczenia" (Yun Y.K. 1997b, s.80).

Wskazywana powyżej bezkontaktowość Yun Jung Do wiąże się z tym, że system ten "kładzie raczej nacisk na współzawodnictwo z samym sobą, niż z przeciwnikiem" (Yun Y.K. 1997b, s.22). Mistrz Yun podkreśla z naciskiem, że "współzawodnictwo w mojej sztuce to walka z samym sobą, z własną słabością" (Dziedzic S. 1995). Jest to niezwykle istotny element. Dzisiejszy człowiek niejednokrotnie próbuje skwitować wszelkie swoje niedociągnięcia stwierdzeniem, że przecież inni robią jeszcze gorzej. Tu szkoła jest zupełnie inna. "Celem Yun Jung Do jest uczynić maksymalnym twój własny potencjał, więc spróbuj zrobić wszystko co w twojej mocy" (Wstęp do druku pytań egzaminacyjnych Y.J.D.). Nie jest ważne co robią inni, lecz to co ty robisz. Ważne jest jaki byłeś wczoraj, a jaki jesteś dzisiaj, co już osiągnąłeś a co jeszcze pozostało ci do zrobienia. W Yun Jung Do nie chodzi o to by być lepszym od innych, lecz by być lepszym niż było się wczoraj. Podkreśla się więc nieustannie, że "twoim największym rywalem nie jest inna osoba lecz ty sam" (Yun Y.K. 1997b, s.28, 34; J. Nycek 1997b, s.41).

Propagowany od dziesięciu lat system Yun Jung Do, bazujący na przeświadczeniu, że "sztuki walki powinny być dla wszystkich ludzi niezależnie od ich płci i wieku"(Yun Y.K. 1997b, s.30). Tworząc swój system Mistrz Yun podkreślał, że ta nowa sztuka "jest dostępna dla wszystkich, w każdym wieku. Nie ma w niej zbędnych ruchów, jest prostota, efektywność, delikatność i ekskluzywność" (Dziedzic S. 1995, s.19). Propagując możliwość realizacji w tym systemie własnej potrzeby ruchu bardzo mocno akcentuje on fakt, że "nawet jeśli ma się 90 lat, to dobry czas żeby zacząć" (kad 1995). Jan Nycek mówiąc o nim zauważał, iż "jego marzeniem jest aby pewnego dnia przyjechała na trening 80-letnia osoba na wózku inwalidzkim i zapisała się na zajęcia" (Nycek J. 1998b). Niezależnie jednak od tych marzeń nie sposób nie zauważyć, że niejednokrotnie w seminariach Yun Jung Do obok nastolatków biorą również udział osoby 60-70 letnie (Bogucki M., Nycek J. 1995, s.10; Teodorczyk J. 2001b, s.15). Tak duża różnica wiekowa w niczym nie przeszkadza tym osobom by wykonywać wspólne ćwiczenia dostosowane do możliwości każdego z nich.

Grandmaster mówiąc o celach przyświecających adeptom wskazuje - " praktykujący trenują ponieważ chcą wyzwania i popchnięcia ich samych ku nowym wspanialszym poziomom osiągnięć" (Yun Y.K. 1997b, s.29). Prowadząca na te poziomy droga jest w przypadku każdego jego drogą indywidualną. "Ludzie trenujący w klubach Yun Jung Do nie czują się zastraszeni, ponieważ nacisk położony jest na całkowity rozwój ich samych. Zachęcani są do uczenia się na ich własnym poziomie oraz w ich własnym tempie" (Yun Y.K. 1997b, s.31; Nycek J. 1997a, s.28). Podkreśla się przy czym, że "nie ważne czy robisz szybki czy wolny postęp" (Wstęp do druku pytań egzaminacyjnych Y.J.D.). Nie jest to ważne gdyż "ostateczne zwycięstwo i osiągnięcie stanu samodoskonałości nie jest tak ważne, jak nasz rozwój w dążeniu do tego celu. Czego się uczymy, jak bardzo wzrastamy i kim stajemy się jako ludzie w tym procesie, jest kluczem w odkrywaniu celu i kierunku naszego życia" (Yun Y.K. 1997b, s.34). Dlatego też "naucz się akceptować siebie samego takim, jakim jesteś i postaraj się stworzyć lepszego siebie na tym fundamencie" (Yun Y.K. 1997b, s.64).

"Yun Jung Do jest oparte na mojej osobistej wierze, że sztuka walki powinna koncentrować się na indywidualnym rozwoju człowieka. Ostatecznym celem jest wydobyć i rozwinąć pozytywne wartości każdego z nas. Są to: samodyscyplina, cierpliwość, współczucie, pokora, wewnętrzny spokój i ciągła motywacja w pozytywnym mentalnym rozwoju" - czytamy w "The Human Art." (Yun Y.K, 1997a., s.24; Yun Y.K. 1997b, s.19). Young Ku Yun podkreśla, że w przypadku dzieci system ten "pomaga wzmocnić rozwój dyscypliny, pewności siebie, dobrego dostosowania społecznego, siły moralnego i umysłowego charakteru oraz umiejętności koncentracji, wraz z praktyczną umiejętnością samoobrony i promocją dobrego zdrowia" (Yun Y.K. 1997b, s.38). Wskazuje on, że "ćwicząc Yun Jung Do nie tylko ulepszysz swoje zdrowie fizyczne, ale również duchowe i umysłowe. Yun Jung Do oferuje ci lepszą dyscyplinę, koncentrację, siłę, sprawność fizyczną i czujność umysłu" (Yun Y.K. 1997b, s.160). Ten aspekt psychiczny treningu jest bardzo ważny gdyż Mistrz Yun podkreśla z naciskiem, że "jednym z założeń mojej sztuki jest wytworzenie w człowieku pewności siebie, przekonania, że niekiedy nawet w sytuacjach skrajnych może obyć się bez walki. Jest to także kwestia trenowania własnej psychiki" (Dziedzic S. 1995).

"Sztuka człowieczeństwa" to w szerszej perspektywie również sztuka życia w społeczeństwie. W dzisiejszych czasach "potrzebujemy zbudować świat oparty na silnej kulturze moralnej i odpowiedzialności. Nasze indywidualne zobowiązania jako członków społeczności nigdy nie były tak pilne" (Yun Y.K. 1997b, s.43). W związku z tym "jako istoty ludzkie powinniśmy podtrzymywać w nas wszystkich dary troskliwości, uwagi, przywiązania, uznania, modlitwy i miłości. Poprzez okazywanie innym tych cennych darów, w zamian będziemy tysiąckrotnie wynagrodzeni większym spokojem wewnętrznym, zadowoleniem i zrozumieniem prawdziwego znaczenia szczęścia" (Yun Y.K. 1997b, s.84). Stąd też Young Ku Yun wskazuje ćwiczącym, że "poprzez zrozumienie sztuki i jej filozofii, praktykujący Yun Jung Do posiada ciągłe wyzwanie w rozszerzaniu swych horyzontów. Kultywowane są zarówno wiedza i praktyka, jak i najwyższe zasady etyki i moralności" (Yun Y.K. 1997b, s.34). We wszystkich publicznych wypowiedziach stara się on akcentować fakt, iż "moja sztuka uczy nie tylko sprawności fizycznej, ale i pewnych zasad etycznych - jak być dobrym człowiekiem" (Dziedzic S. 1995).

Grandmaster Yun podkreśla, że "jako dyscyplina Y.J.D. podąża za tradycyjnymi zasadami sztuk walki" choć od razu zaznacza, że znacznie od nich odbiega (Yun Y.K. 1997a, s.24.; Yun Y.K. 1997b, s.18; J.Nycek 1998c, s.11). Istotnie jest to system już u swoich korzeni dostosowany do mentalności zachodniej. "Gdy uczyłem w krajach azjatyckich, podejście do sztuk walki było inne, ludzie po prostu byli posłuszni i naśladowali instruktora. Styl życia ludzi Zachodu jest odmienny, zaczynali zadawać pytania. Niegdyś odpowiedziałbym "To niegrzecznie pytać mnie o wszystko. Nie zadawajcie pytań dopóki to ja was nauczam". Ale przemyślałem to: "Nie, przecież oni zadają logiczne pytania, a ja muszę dać im logiczną odpowiedź"" (J. Nycek 1997b, s.41). Dziś Young Ku Yun podkreśla więc, że propagowane przez niego Yun Jung Do jest "australijską sztuką walki". Podczas gdy w tradycyjnych systemach mamy niejednokrotnie do czynienia z niepodważalnym autorytetem mistrza Young Ku Yun wskazuje: "jako praktykujący nie powinniśmy ślepo naśladować swoich instruktorów jedynie przez wzgląd na tradycję" (Yun Y.K. 1997b, s.26). Podejście takie choć nie wyklucza oczywiście podążania za mistrzem, kładzie nacisk na to by nie było to ślepe naśladownictwo a raczej czerpanie z wzorców które na to zasługują. Nie bez racji Józef Pietras mówiąc o karate zauważał, że "źle interpretowane przez instruktora, na pewno nie pomoże uczniom szukającym oparcia i wzorca do naśladowania" (KKF 1998, s.4).

"Jest wiele spraw, sytuacji, które chcielibyśmy zmienić, ale wmawiamy sobie, że to niemożliwe, że nie teraz, że nie pora. Ale kiedyś trzeba rzucić wyzwanie i zacząć. Światu przemocy też musimy wypowiedzieć zdecydowaną walkę. Ważną rolę mają do odegrania media. Ludzie wiedzą co jest złe, a co dobre, tylko trzeba ich zachęcić, mobilizować do działania" - wskazywał Mistrz Yun (Dziedzic S. 1995). Jego system to swego rodzaju szkoła życia. Podczas prowadzonych przez niego seminariów, popołudniowe treningi techniczne poprzedzane są przez przedpołudniowe wykłady dotyczące m.in. "potrzeby powrotu do uniwersalnych wartości moralnych tzn. miłości, troski i ochrony wszystkich istot, a także ich stosowania w życiu codziennym" (Michalak S. 1997). W tym co mówi i czego naucza nie ma może nic odkrywczego, ale też i nie stara się on o to zdając sobie sprawę, że "ludzie wiedzą". Swoją działalnością stara się jedynie "zachęcać, mobilizować do działania" i chyba w znacznym stopniu mu się to udaje. "Yun Jung Do stawia sobie perfekcję i rozwój indywidualny na pierwszym miejscu" podkreślał Artur Zdrzałka (Teodorczyk J. 2001c). Napis "In Pursuit of Perfection" widnieje na naszywce każdego adepta bo pełne trenowanie Yun Jung Do jest właśnie dążeniem do perfekcji.


Bibliografia:

Pierwotnie drukowane w: "Rocznik Naukowy Ido - Ruch dla kultury", 2002, t.II.

Powrót do spisu treści


WORLD ESKRIMA KALI ARNIS FEDERATION (WEKAF)
Norbert Wójtowicz

abifraim@interia.pl

Hiszpańska okupacja Filipin sprawiła, iż od 1598 roku najeźdźcy dążyli do odciągnięcia mieszkańców od tradycyjnych sztuk walki by w 1764 roku ostatecznie zabronić ich nauczania. Od tej pory Eskrima zeszła do podziemia i była przekazywana w sekrecie z ojca na syna. Bardzo często elementy sztuki walki były nauczane pod pozorem przekazywania tradycyjnego folkloru czy tańca ludowego. Zejście Eskrimy do konspiracji i otaczający ją sekret spowodował rozszczepienie przekazu na szereg różniących się od siebie szkół kultywujących systemy rodzinne. Wydany przez Hiszpanów zakaz został zniesiony dopiero gdy władzę nad archipelagiem przejęły Stany Zjednoczone. Od tego momentu zaczęły działać szkoły i pojawiły się publiczne pokazy. Wciąż jednak istniało olbrzymie rozdrobnienie utrudniające promocję Eskrimy poza archipelagiem. Po odzyskaniu przez Filipiny niepodległości zaczęto myśleć nad stworzeniem wspólnego frontu umożliwiającego skuteczny eksport tej sztuki.

Mówiąc o pierwszych koncepcjach zjednoczenia eskrimadorów z całego świata należy wyjść od roku 1975, kiedy to Dionisio Canete prowadząc seminaria w USA spotykał Dana Inosanto, Richarda Bustillo i Freda Bandalan. Podczas tego spotykania osiągnęli oni porozumienie w celu łączenia wysiłki w popieraniu filipińskich sztuk walki. To była pierwsza iskra.

Następnie podczas historycznych First National Arnis Championships, które odbyły się w Cebu 24 marca 1979 roku, w kierownictwie National Arnis Association of the Philippines (NARAPHIL) podjęto dyskusje na temat promowania Eskrimy w świecie. Były to pierwsze dyskusje na ten temat prowadzone na tak szerokim forum, jednak zanim udało się dojąć do jakiś konkretnych ustaleń musiało jeszcze minąć 8 lat.

W sierpniu 1987 roku z inicjatywy Dionisio Canete do Cebu przybyła grupa mistrzów z USA, Anglii, Australii, Nowej Zelandii i Guam. W dniach 3-9 sierpnia odbyło się seminarium z udziałem Wielkich Mistrzów Ciriaco "Cacoy" Canete, Antonio Ilustrisimo, Jose Mena, Timoteo Maranga i Vicente Carin. Uczestniczyło w nim około 20 eskrimadorów z pięciu krajów, którzy przybyli tu poznawać tradycyjną filipińską sztukę walki. W trakcie tego spotkania doszło do poważnych dyskusji na temat powołania światowego zarządu koordynującego działania rozproszonych do tej pory szkół Eskrimy. Jednomyślnie ustalono, iż obecni na tym seminarium stworzą jądro przyszłej struktury. Przewodniczącym organizującej się wówczas rady mającej za zadanie przygotowanie podstaw pod funkcjonowanie światowej organizacji został prawnik Dionisio Canete. Zawiązana wtedy grupa zgodziła się na spotkanie w ciągu 2 lat aby ostatecznie sfinalizować plany.

Szczęśliwie 15 października 1988 roku dzięki wysiłkom zainicjowanym uprzednio przez Dionisia Canete, Freda Bandalan, i Arnulfo "Dong" Cuesta w San Jose w Kaliforni (USA) odbyły się Pierwsze Krajowe Mistrzostwa Eskrima Kali Arnis. Był to ważny krok na drodze wyjścia filipińskich sztuk walki poza archipelag. Turniej ten przyciągał ponad stu konkurentów pochodzących z różnych części kraju. Znaczący był również szczyt podczas którego doszło do spotkania trzech Wielkich Mistrzów Eskrimy w USA (Bena Largusa, Leo Giron i Angela Caballes). To historyczne wydarzenie torowało drogę dla zorganizowania pierwszych Ogólnoświatowych Mistrzostw i Kongresu inicjującego działalność WEKAF w następnym roku.

Światowy kongres mający za cel sformalizowanie tej struktury odbył się rok później. 11 sierpnia 1989 roku blisko 100 ludzi zebrało się w sali konwencji przy Sacred Heart Center w Cebu. Wśród pochodzących z 10 różnych krajów (Filipiny, USA, Australia, Wielka Brytania, Kanada, Niemcy, Szwajcaria Indie, Nowa Zelandia i Portugalia) uczestników tego spotkania zaledwie 1/4 stanowili Filipinczycy. Głównym celem zebrania było ukształtowanie jednolitej scentralizowanej organizacji ds. promowania, praktykowania i studiowania filipińskich sztuk walki. Wybrany na Tymczasowego Przewodniczącego Dionisio Canete kierował zgromadzeniem podczas sesji w sprawie wyboru nazwy federacji. Ostatecznie podczas tego historycznego zebrania jednomyślnie zaakceptowano i zatwierdzono używaną obecnie nazwę World Eskrima Kali Arnis Federation i jej skrót WEKAF.

Pierwszym przewodniczącym został kierujący do tej pory pracami kongresu Dionisio Canete. Wśród innych wybranych wtedy urzędników WEKAF należy wskazać takie osoby jak: Richard Bustillo (USA) - wiceprezydent, Abner Pasa (Filipiny) - sekretarz, Teodoro Javier (Filipiny) - skarbnik, prezydent NARAPHIL Romeo Mascardo (Filipiny) - rewident księgowy i Orlando C. Sanchez (Filipiny) zajmujący się problematyką medialną. Ustalono ponadto, że każdy kraj członkowski będzie reprezentowany w Zarządzie przez co najmniej jednego Kierownika. W związku z tym w skład zarządu weszli ponadto reprezentujący państwa założycielskie dyrektorzy krajowi: Sharon Burns i Nino Pilla (Australia), Fred Degurberg i Arnulfo Cuesta (USA), Arif Shaikh (India), Jorge Alcordo (Kanada), Breg Henderson (Nowa Zelandia), Rolli Kraver (Szwajcaria), Manuel Fragoso (Portugalia) i Andreas Becker (Niemcy).

Wśród podstawowych zadań jakie stanęły przed nowo powstałą organizacją znalazła się kwestia walki sportowej. Dionisio Canete był gorącym zwolennikiem organizacji formalnych turniejów podkreślając, że jest to najlepszy sposób by przynaglać promowanie sztuki. Wskazywał, że ma to olbrzymie znaczenie dla popularyzacji w kręgach widzów rozmiłowanych w sportach. W sytuacji, gdy na Filipinach wciąż żywa była tradycja "meczów śmierci" usystematyzowanie reguł walki sportowej okazało się niezbędne. W konsekwencji komitet zajął się sformułowaniem zasad, w których widział sposób na zakończenie tradycyjnych sparingów starego typu, znanych jako "juego todo". Mimo szczytnych założeń duża bezwładność komitetu spowodowała, że po kilkumiesięcznym przestoju Dionisio Canete ofiarował się sam naszkicować reguły walki sportowej. Opracowane przez niego zasady obowiązują we wszystkich turniejach WEKAF do dzisiaj. Aby umożliwić wprowadzenie tych zasad w życie Dionisio sam zajął się wytwarzaniem specjalistycznego sprzętu ochronnego, jak nakrycie głowy, ochraniająca ciało zbroja i specjalne rękawice umożliwiające trzymanie ratanowego kija.

Początkowo większość organizowanych przez WEKAF Mistrzostw Świata odbywała się na Filipinach. Eksport Eskrimy do innych państw okazał się dość trudny, gdyż zagraniczne organizacje i szkoły były nastawione dość niechętne by organizować albo sponsorować jakiekolwiek imprezy w tym zakresie. Jednym z ważnych powodów takiego stanu rzeczy były obawy przed możliwymi szkodami do uczestników tych pojedynków. Pierwsze Mistrzostwa Świata WEKAF poza archipelagiem miały miejsce w 1996 w USA. W roku 2000 VI Mistrzostwa Świata zaplanowano w Toronto jednak Kanadyjczycy wycofali swój akces i zgodnie z ustaleniami Federacji w przypadku rezygnacji organizatora pierwszeństwo otrzymują Filipiny. W dniach 4-7 lipca w Londynie odbyły się 7th WEKAF World Full Contact Stick Fighting and Forms Championships, w których wzięło udział około 170 zawodników z 14 państw. Obok Mistrzostw Świata w ramach WEKAF organizowane są turnieje o randze kontynentalnej, w tym najbardziej interesujące z naszego punktu widzenia Mistrzostwa Europy. Podczas londyńskich Mistrzostw Świata przyznano Polsce prawa do organizacji Mistrzostw Europy WEKAF w 2003 roku.

Z chwilą wejścia Polski w struktury World Eskrima Kali Arnis Federation Dyrektorem Krajowym reprezentującym nasze państwo na forum międzynarodowym został Prezes Polskiej Federacji Combat Kalaki Jan Nycek. Polska drużyna po raz pierwszy w Mistrzostwach Świata WEKAF wzięła udział w 2000 roku. Już podczas tego pierwszego wystąpienia Polak uzyskał srebrny medal i tytuł wicemistrzowski. Rok później polscy zawodnicy zajęli dwa pierwsze miejsca na Mistrzostwach Europy World Eskrima Kali Arnis Federation w Bristolu. Zaś w 2002 roku w Londynie walcząc w siedmiu kategoriach polska drużyna pod przewodnictwem selekcjonera kadry narodowej Jana Nycka zdobyła 6 medali, w tym dwukrotnie złoto.

Pierwotnie drukowane w: "Bushi" 5(7)/2002; "Samuraj" 02/2003

Powrót do spisu treści


BYĆ SĘDZIĄ - CO TO ZNACZY?
(CZĘŚĆ 1)

Norbert Wójtowicz

abifraim@interia.pl

Określenie "edukacja" kojarzy nam się w pierwszym momencie z przekazywaniem wykształcenia. Tymczasem łacińskie "educatio" to obok wykształcenia również, a może nawet przede wszystkim, pielęgnowanie i wychowywanie. To ostatnie wydaje się tu być najważniejsze, bo wszak "educator" to po prostu wychowawca. Rolą edukacji jest więc wytwarzanie w edukowanym realnych, niepowierzchownych i trwałych zmian. Efektywność działań edukacyjnych ocenić można po tym na ile zmiany te są widoczne. Ale nie tylko. Równie ważne jest to na ile kierunek tych zmian jest właściwy i pomaga podążać ku założonemu na początku drogi celowi. Na treningi sztuk walk trafiają ludzie bardzo różni. Niektórzy są już ukierunkowani w sposób właściwy, ale są też i inni. Niejednokrotnie zdarza się, że na salę przychodzą również młodzi ludzie będący pod wpływem pośledniej kategorii filmów rodem z Hongkongu, czy też, co dziś znacznie bardziej popularne, amerykańskiej szmiry z gatunku "łubu dubu do". Sztuki walk winny pełnić rolę wychowawczą poprzez uświadamianie, iż podążanie tą drogą nie powinno mieć za narzędzie egoizmu, niczym nieuzasadnionej brutalności czy po prostu zwykłego chamstwa.

W sztukach walki niejednokrotnie podkreśla się olbrzymią rolę instruktora formującego na treningach fizyczność, psychiczność i emocjonalność młodego człowieka. Wszak to on wpływając na kształtowanie ciała, sprawności fizycznej i techniki pomaga adeptom rozwijać się, by mogli osiągać właściwe dla siebie maksimum. Później na tych zmianach fizycznych i związanym z tym wzroście samooceny studenta bazować będzie jego dalszy rozwój umysłowy i emocjonalny. Właściwe prowadzenie młodych adeptów sztuk walk to również budzenie i wzmacnianie w nich poczucia własnej wartości, oraz nieustanne rozbudzanie aspiracji do bycia kimś. Trudno byłoby, więc przecenić znaczenie dobrego instruktora/mistrza dla procesu edukacji. Ale instruktor to nie jedyny wychowawca, z którym młody człowiek zetknie się w dojo. Znacznie rzadziej pamięta się o olbrzymiej roli sędziów turniejowych, którzy swym postępowaniem wpływają na kształtowanie się systemu wartości biorących udział w zawodach dzieci i młodzieży.

Kilka lat doświadczeń w sędziowaniu skłania do refleksji i do próby odpowiedzi na pytanie, co to znaczy "być sędzią". Wielu osobom to o czym mówię wyda się oczywiste. I słusznie, lecz czasem takie właśnie sprawy oczywiste ulatują nam i pozostają niezauważane. Dlatego może warto jednak przez chwilę zatrzymać się nad postawionym w tytule pytaniem - co to znaczy "być sędzią"?

W przeciwieństwie do obecnych na co dzień instruktorów i trenujących systematycznie pod ich okiem adeptów, postać sędziego pojawia się tylko niekiedy, przy okazji zawodów. Na co dzień go nie widać stąd mało kto o nim pamięta. A nawet wtedy, gdy sędzia już zaistnieje podczas turnieju, jego rola jest minimalizowana. Często postrzega się go jak kogoś, kto ma znać przepisy, czuwać nad przestrzeganiem regulaminów i właściwym przebiegiem walki, później podsumować punkty i na koniec ogłosić werdykt. Niestety, niejednokrotnie tak postrzegają swoją rolę również sami sędziowie. Tymczasem, choć te działania są bardzo ważnym elementem pracy sędziego to jednak na tym jego rola się nie kończy.

Walka to moment podniesienia się poziomu adrenaliny u stojących naprzeciw siebie zawodników. Niejednokrotnie powoduje to w efekcie wyzwalanie się niekontrolowanych emocji. Nie zawsze muszą to być emocje negatywne, ale przecież doskonale wiemy, że one również nieuchronnie się pojawią. Obok z pewnością wartych wzmacniania odwagi, hartu ducha i wytrwałości w postępowaniu zawodników mogą pojawić się również takie aspekty dążności do zwycięstwa jak nielojalność wobec przeciwnika czy nieuczciwość w walce. W takich chwilach naładowanych ekspresją i emocjami często to właśnie one, a nie rozsądek, będą brały górę. Zadaniem sędziego jest kontrolowanie tej spontaniczności, której niejednokrotnie nie są w stanie upilnować sami walczący. Ma on obowiązek wszelkimi dostępnymi sobie sposobami wymuszać i egzekwować odpowiednie postępowanie zawodników.

Sędzia powinien mieć przy tym świadomość, iż jego ocena sytuacji będzie wpływać na późniejsze kształtowanie się myślenia i postępowania walczących. Jest to szczególnie istotne w przypadku młodzieży, a zwłaszcza dzieci, które szczególnie silnie zakodują sobie wszelkie wątpliwości związane z poprawnością dokonanej przez sędziego oceny sytuacji. Ważne, również z punktu wychowawczego, jest karanie wszelkiego typu wykroczeń, fauli i nieuczciwości. Zawodnicy muszą mieć świadomość, iż łamanie zasad to nie krótsza droga do zwycięstwa. Należy pokazywać bardzo wyraźnie, że na macie podobnie jak i w życiu poza nią, nieprzestrzeganie przepisów rodzi negatywne skutki. Pobłażliwość jest tu złym doradcą. Sędzia winien konsekwentnie uświadamiać zawodników, że nie poszanowanie zasad "fair play" prowadzi do ostrzeżeń, punktów karnych, a w konsekwencji nawet utraty szansy na zwycięstwo.

Równocześnie jednak dobry arbiter, jak każdy wychowawca, musi pamiętać by nie nadużywać przysługującego prawa do karania. Właściwa ocena sytuacji i związane z tym działania sędziego kształtują późniejsze postępowanie obserwujących to zawodników. Złe lub niesprawiedliwe decyzje również nie pozostają bez wpływu na dalszy rozwój młodego człowieka. Jeżeli bowiem poczuje się on ewidentnie skrzywdzony może zniechęcić się do kolejnych turniejów, do sportowej rywalizacji, a może nawet do praktykowanej do tej pory sztuki walki. Odchodząc zrażony może zmienić on środowisko, krąg znajomych. Niestety nie zawsze będzie to zmiana na lepsze. Jest to sytuacja szczególnie niebezpieczna, gdyż rozbudzona już w młodym człowieku dążność do "sprawdzania się" zamiast na macie może znajdować ujście poza nią. Sędzia w sztukach walk powinien być świadomy tego, iż każda nieuczciwość czy niekompetencja z jego strony może rodzić kolejnych "parkowych karateków" szukających tam okazji by dać upust energii, a może przy okazji również zaimponować kolegom.

Odpowiedzialność sędziego nie zamyka się więc w kilku godzinach turnieju. To co zostanie wtedy zasiane w sercach i duszach młodych zawodników będzie owocować jeszcze na długo po zamknięciu zawodów. Ważne jest by sędzia miał świadomość, że posiadane uprawnienia nie czynią z niego zliczającego punkty rzemieślnika. Ważne jest by pamiętał, że w tym co robi jest wychowawcą młodzieży.

Pierwotnie drukowane w: "Samuraj" 03(59), 2003

Powrót do spisu treści


BYĆ SĘDZIĄ - CO TO ZNACZY?
(CZĘŚĆ 2)

Norbert Wójtowicz

abifraim@interia.pl

Wszelkie sporty walki mają to do siebie, że w przeciwieństwie do np. rozgrywek lekkoatletycznych, w których niemal wszystko da się zliczyć i ocenić przy pomocy odpowiednich przyrządów pomiarowych, z reguły są mniej lub bardziej niewymierne. Z tego powodu zawsze tak było, i pewnie zawsze tak będzie, że wokół części ocen sędziowskich mnożyły się kontrowersyjne opinie.

Bardzo łatwo jest oceniać pojedynek zawodników prezentujących zdecydowanie zróżnicowany poziom. Znacznie trudniej, gdy poziom ten jest wyrównany. Tu wątpliwości mają prawo się pojawiać. Należy jednak dążyć do tego by jedynym źródłem owych wątpliwości była właśnie owa niewymierność oceny. W marcowym numerze "Samuraja" z br. wspomniane zostało, że nie powinna wzbudzać kontrowersji moralna strona dokonywanych przez sędziego ocen. Równocześnie jednak nie może też być tak, że źródłem rodzących się wątpliwości będzie poziom umiejętności samych sędziów.

Obserwując rozliczne turnieje można zauważyć, że poziom umiejętności sędziów nie zawsze jest wystarczająco wysoki. Bierze się to m.in. z faktu, iż czasem organizatorzy turniejów zdają się zapominać, że dobry sędzia nie przyjdzie na matę prosto z ulicy. Prosto z ulicy może przyjść co najwyżej sędzia pełen dobrych chęci, a przecież doskonale wiemy, że to nie to samo.

Od sędziego wymagana jest odpowiednia wiedza na temat tego co robi i określone umiejętności. W okresie powojennym wskazywano w Polsce, że "nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera". Uważam, iż nikt nie może być sędzią tylko dlatego, że tak sobie zamarzył. Z pewnością jest to wartościowe i godne wspierania pragnienie, lecz samo pragnienie to stanowczo za mało. Musi być ono poparte konkretnymi umiejętnościami związanymi z właściwym postrzeganiem walczących i umiejętną oceną realnej wartości ich walki. To co powiem może się niektórym wydawać okrutne, lecz konieczna jest tu swoista eugenika. Jeżeli sędzia się nie sprawdza, to nie powinien dłużej być sędzią.

Następna sprawa, równie istotna, a jednocześnie dość drażliwa... Nie może też być tak, że sędzią zostaje się raz i po przejściu tej granicy nie podlega się już jakiejkolwiek weryfikacji. Wszyscy sędziowie winni być nieustannie kontrolowani. "Batiuszka Stalin" wyznawał zasadę, że "zaufanie - to rzecz dobra, ale kontrola - jeszcze lepsza". Jak rzadko kiedy, w tym przypadku muszę się niestety zgodzić z jego opinią. Sędziowie powinni być kontrolowani, gdyż należy dążyć do eliminowania najsłabszych z dalszej pracy przy okazji kolejnych turniejów.

Odsunięcie sędziego od oceny turniejów nie musi być definitywne. Niekiedy jest ono wskazane również w przypadku potencjalnie dobrego arbitra, który jednak z biegiem czasu popadł w rutynę. Takie czasowe zawieszenie pozwoliłoby danej osobie na przemyślenie działań i wyjście z zaistniałego kryzysu. Sędzia będący w nie najlepszej formie może czasem potrzebować takiego "zimnego prysznica", który pozwoli mu spojrzeć na jego dotychczasową pracę z boku. Pozwoli mu to oceniać walki bez obciążenia psychicznego jakie byłoby jego udziałem na macie. Taka przerwa z pewnością może też wpłynąć pozytywnie na podniesienie kwalifikacji sędziego, który po powrocie będzie poważniej traktował swoje obowiązki.

I jeszcze jedna uwaga dotycząca organizowania, krótkich, jednodniowych imprez. Jaką wartość przedstawia na nich sędzia, który tłukł się samochodem, nierzadko przez pół Polski, by dojechać na miejsce tuż przez rozpoczęciem rozgrywek? Czy można tu w ogóle mówić o wypoczęciu i świeżości umysłu? Wątpię... A chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że taki stan bardzo wymiernie wpływać będzie na późniejszą działalność arbitra, na jego refleks i poziom odporności przy którym jest w stanie kontrolować przebieg walki. Przesunięcie tego pułapu między granicą koncentracji a zmęczeniem może niejednokrotnie fatalnie zaważyć na podjętych decyzjach.

Z tego co powiedziałem łatwo dostrzec, że dbałość o dobre sędziowanie podczas turnieju to obciążenie spadające nie tylko na barki samych sędziów. Organizatorzy tego typu rozgrywek kompletując składy sędziowskie, muszą mieć pełną świadomość z potencjalnej szkodliwości zaangażowania złego arbitra.

Pierwotnie drukowane w: "Samuraj" 06/2003

Powrót do spisu treści


Poezja

WIERSZE CHIŃSKIE EPOKI TANG
przekład Jarosław Zawadzki

shayalo@go2.pl

W noc wrześniową dla Zhang Gongcao
Han Yu

Chmury pokryły niebo, gwiazd nie widać wcale.
Wietrzyk dmucha i księżyc drobne gładzi fale.
Brzeg spokojny, śpi woda, wszelki dźwięk już ustał.
Zaśpiewajże pieśń jaką - no i pijmy dalej.
Smutne twej pieśni słowa i żałosne tony.
Rzewnie płaczę słuchając - tak jestem wzruszony.
Dongting nieba dotyka; Jiuyi w okolicy.
Smok pływa, wrzeszczy szympans, słychać krzyk łasicy;
Karkołomnym wyczynem jest urząd osiągnąć.
Żyjemy tu niczym jacyś pustelnicy.
Strach nam przed wężem w łóżku i trucizną w zupie,
Morskie powietrze stęchłe niczym ciała trupie.
Wczoraj u bram prezydium w wielki bęben bito:
Cesarz nowe nazwiska stawiał na urzędzie.
List łaski mil tysiące w ciągu dnia przebędzie,
Człowiek na śmierć skazany z życiem ujdzie cało.
Uchodźcy powracają śmiało do rodziny
Szeregi oczyszczono - darowano winy.
Gubernator nas wzywa lecz cenzor odprawia
Jakimś starym wozem do zapadłej krainy.
Pansi - ranga tan niska, szkoda nawet mówić.
Nie unikniemy chłosty w kurzawie i pyle.
Tym samym szlakiem wielu przyjaciół podąża.
Droga do Bram Niebiańskich trudna jest i tyle.
Odpocznij chwilę! Teraz ja zaśpiewam raczej,
Moja pieśń zabrzmi jednak zupełnie inaczej:
W tą noc księżyc tak jasny i piękna pogoda.
Życiem fatum włada i tego nic nie zmieni.
Mamy co pić więc pijmy - księżyca wszak szkoda.

Uczennica pani Gong Su tańczy
Tu Fu

Dziewiętnastego dnia dziesiątego miesiąca 767 roku w rezydencji
pana Yuan Chi - sekretarza okręgu Kui - ujrzałem pannę
Li Shi'er z Linyingu, wykonująca taniec miecza. Podziwiając
jej wdzięczne ruchy spytałem kogoż jest uczennicą.
Odrzekła mi: "Pani Gong Su jest moja mistrzynią".
Pamiętam jak w Yanchengu, gdy byłem jeszcze pięcioletnim
dzieckiem, ujrzałem panią Gong Su, wykonującą taniec miecza
oraz pośpiesznie ściąganej czapki. W poczuciu rytmu ekspresji
ciała nikt jej nie mógł dorównać.

Począwszy od wielkich mistrzów dwu szkół - Przyjaznej
wiosny i Ogrodu Grusz - a na ministrach kultury skończywszy
u początków panowania świętego Xuan Zonga tylko Gong Su
rozumiała istotę tańca.

Jej twarz urodziwa a szaty bogate - stary już jestem,
a dziś jej uczennica też już nie pierwszej młodości.
Poznawszy jej historię i wiedząc, że ta sama fala nigdy
raz drugi nie wraca, aby ową chwilę zachować przy sobie,
napisałem ten wiersz.

Żył niegdyś w Wu kaligraf o imieniu Zhang Yu.
Jako że często bywał w Yexianie, widział panią Gong Su
wykonującą taniec miecza znad Zachodniej Rzeki. Stąd zrozumieć
łatwo, dlaczego kaligrafie Zhanga są takie zawijaste.

Piękną była kobietą sławna niegdyś Gong Su,
Tańcząc z mieczem zwiedziła wszystkie świata strony.
Ci którzy ją widzieli, bledli ze zdziwienia.
Nawet Niebo i Ziemia biły jej ukłony.
Jej zapał jak dziewięć słońc, które Yi zestrzelił
Wigor jak bogowie na smokach pędzący smagle,
Jej wejście niczym wściekły grom z jasnego nieba,
Zakończenie jak szum fal uciszonych nagle.
Szaty jeszcze wspaniałe lecz wdzięk szybko minie,
Czas był sekrety młodszej przekazać dziewczynie.
Piękna tancerka w Bodi tańczy zawołanie
To z Lin'ingu dziewczyna, każdy tutaj zna ją.
Podszedłem by słów kilka pobieżnie zamienić.
Czasem lepiej nie pytać jak się sprawy mają.
U Cesarza dworzanek z osiem jest tysięcy.
O pierwsze miejsce w tańcu Gong Su jest spokojna.
To już pięćdziesiąt długich lat - niczym z bicza strzelił.
W pył królewskie komnaty obróciła wojna.
Ogród Grusz opustoszał jak niebo w wietrzny dzień,
Nie ma pieśni i tańców - dzisiaj czasy trudne,
Las pod górą Jinsudui dawno już był zamilkł
Qutang i Shicheng nagle ucichły bezludne.
Muzyka grać przestała - biesiada skończona.
Żal radość zgasił, księżyc wszedł na niebios niwy.
Dokąd że iść starcowi? - pęcherze na stopach,
A łysa góra wzbudza w sercu gniew straszliwy.

Więcej wierszy na stronie http://poezjachinska.republika.pl

Powrót do spisu treści


plakat

Kino

"THE MEDALLION" ("MEDALION")
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

"The Medallion" jest kolejną hollywoodzką produkcją Jackie Chana. Tym razem to film fantastyczny z całą masą efektów specjalnych zaczerpniętych z takich filmów jak "Matrix" czy "Przyczajony tygrys, ukryty smok". Choć Jackie Chan jest jak zwykle w doskonałej formie, to jednak ilość tych "komputerowych dodatków" nie służy temu obrazowi. Scenom walk brakuje lekkości typowej dla dzieł tego aktora. Reżyser chyba nie potrafił sprawnie połączyć wszystkich elementów, aby stworzyć naturalny klimat, który bardziej przyciągnąłby widzów do ekranu.

Fabuła "The Medallion" zawiązana jest wokół tajemniczego medalionu, który ma magiczne właściwości. Tylko specjalnie wybrane dziecko może "skleić" dwie połowy świętego medalionu, którego dotyk daje niezwykłą moc, między innymi nieśmiertelność. Jackie Chan, który gra policjanta, ginie w jednej z akcji i zostaje cudownie przywrócony do życia. Jak się okazuje, razem z nowym życiem otrzymał też sporo niezwykłych umiejętności. W nowym "wcieleniu" musi stawić czoła "Głowie Węża", okrutnemu przywódcy sekty, który pragnąc posiąść nadprzyrodzone moce, porywa dziecko.

 

Obsada:
Jackie Chan - Eddie Yang
Lee Evans - Arthur Watson
Claire Forlani - Nicole
Christy Chung - Charlotte Watson
John Rhys-Davies - Komandor Hammerstock-Smyth
Julian Sands - Snakehead

Reżyseria : Gordon Chan
Zdjęcia: Arthur Wong
Reżyseria walk: Sammo Hung

Gatunek:
komedia/akcja/fantasy/thriller

Rok produkcji: 2003

Strony poświęcone filmowi:
www.sonypictures.com/movies/themedallion/
www.apple.com/trailers/sony_pictures/the_medallion/
themedallion.emg.com.hk/gb/index.htm

Powrót do spisu treści


plakat

Kino

"KILL BILL" VOL. I
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

W tym roku w polskich kinach pojawiły się dwie wielkie poetyckie opowieści o "drodze miecza". Pierwszym dziełem był "Hero", reprezentujący wschodni punkt widzenia. Drugim jest "Kill Bill", przedstawiający zachodnie (typowo amerykańskie) spojrzenie.

Z pewnością "Kill Bill" nie jest filmem dla każdego. Ten kto lubi twórczość Quentina Tarantino, powinien docenić to wyrafinowane dzieło, pozostali mogą wyjść z kina lekko zszokowani. Na pewno nie jest to obraz dla osób niedojrzałych emocjonalnie. Ilość przemocy zawartej w nim przekracza znacznie przyjęte powszechnie normy. Jednak ponieważ używana jest ona tutaj jako forma przenośni, nabiera w nim całkiem innego wymiaru. Tylko ktoś kto jest w stanie zrozumieć tą różnicę, będzie mógł w pełni podziwiać tą "opowieść".

 

Wytrawni kinomani będą mogli odnaleźć w nim wiele "cytatów" ze znanych klasycznych filmów, jak chociażby z dzieł Kurosawy czy Bruce'a Lee. "Kill Bill" doskonale połączył świat samurajów i gangsterów. Choć żyjemy w XXI wieku, to jednak okazuje się, że dobry miecz wciąż jest niezbędny....

 

W skrócie można powiedzieć, że tematem "Kill Bill" jest zemsta. Członkini elitarnej grupy płatnych zabójców w dniu swojego ślubu zostaje zdradzona i ciężko postrzelona. Po pięciu latach śpiączki budzi się i postanawia zemścić się na zabójcach jej najbliższych....

  

Dla mnie jedyną wadą "Kill Bill" jest to, że został on podzielony na dwie (?) części i trzeba teraz poczekać kilka miesięcy, aby zobaczyć jak kończy się ta historia. To ostatnio plaga w zachodniej kinematografii. Z powodów komercyjnych coraz częściej dzieli się film na kilka części. Kiedy pojawia się kolejny "odcinek", widzowie muszą ponownie oglądnąć w kinach początek, aby przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, bo tylko w ten sposób mogą zrozumieć całą opowieść, a dzięki temu wytwórnie zarabiają więcej na sprzedaży biletów..... Potem, kiedy pojawia się w sklepach płyta DVD, okazuje się, że kinowa wersja była krótsza o 30 minut i trzeba wydać znowu pieniądze, aby zobaczyć całość.... Po roku wychodzi kolejna płyta DVD z tak zwaną "wersją reżyserską" i pojawia się kolejne dodatkowe 20 minut filmu... i znowu trzeba wydawać pieniądze.... Teraz każdy film to niekończąca się opowieść....

Obsada:
Uma Thurman - panna młoda
David Carradine - Bill
Lucy Liu - O-Ren Ishi
Daryl Hannah - Elle Driver
Vivica A. Fox - Vernita Green
Michael Madsen - Budd

Reżyseria, scenariusz i produkacja: Quentin Tarantino
Zdjęcia: Robert Richardson
Muzyka: RZA i Lars Ulrich

Gatunek:
akcja/thriller/dramat/kryminał

Rok produkcji: 2003

Oficjalna strona filmu:
www.kill-bill.com

Powrót do spisu treści


plakat

Kino

"SO CLOSE" ("ZABÓJCZE TRIO")
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

Kino akcji zdominowane jest dzisiaj przez mężczyzn. Twardzi bohaterowie grani przez takich aktorów jak: Arnold Shwarzenegger czy Sylvester Stallone, powszechnie królują na ekranie. Kobiety są w tych produkcjach tylko dodatkiem i nie mają szans zaprezentować, że coś potrafią. Bardzo mało jest filmów, w których fabuła oparta jest głównie o role kobiece. Taką niewątpliwą perełką jest "So Close". Bohaterki są piękne, inteligentne i niesamowicie sprawne fizycznie. Oglądanie ich w akcji, to prawdziwa przyjemność.

"So Close" jest filmem ze wszech miar nietypowym. To połączenie kina akcji, komedii, romansu i dramatu. Są w nim chwile komiczne, a zarazem zmuszające do zadumy. Na pewno zasługuje on na szczególną uwagę. Zdecydowanie wyróżnia się w zalewie tandetnych produkcji na rynku.

 

Choć w filmie jest bardzo dużo efektów specjalnych i walk z wykorzystaniem tzw. "linek", to jednak ujęcia zrobione są ze szczególnym wyczuciem i smakiem. Osobiście oczarowały mnie sceny walk z piosenką "Close To You" The Carpenters w tle. Poetyckie połączenie brutalności z delikatnością czyli czarująca Lynn (Qi Shu) strzelająca do ochraniarzy i poruszająca się między nimi jak nieuchwytny powiew wiatru, to coś co zostaje na długo w pamięci.

A teraz trochę o fabule filmu. Nieznany wirus komputerowy atakuje wielką firmę braci Chow. Niespodziewanie, tuż przed utratą całkowitej kontroli nad systemem, ratuje ich tajemniczy haker "Komputerowy Anioł". Następnego dnia w biurze pojawia się piękna kobieta o takim pseudonimie. Okazuje się, że jest to zawodowa zabójczyni i jeden z braci Chow zostaje zabity....

Obsada:
Qi Shu - Lynn
Vicki Zhao - Sue
Karen Mok - Hong Yat Hong
Seung-heon Song - Yan
Michael Wei - Mark

Reżyseria: Corey Yuen
Zdjęcia: Kwok-Man Keung
Muzyka: Sam Kao i Kenji Tan

Gatunek:
akcja/science-fiction

Rok produkcji: 2002

Oficjalna strona filmu:
www.so-close.com

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.