magazyn Świat Nei Jia
NR 34 (LUTY 2004)

Spis treści:

Powrót do strony głównej


WSTĘP

Witam w kolejnym wydaniu magazynu.

Na początek najważniejsza informacja. W końcu udało mi się wykupić własną domenę (www.neijia.net) i miejsce na serwerze. W najbliższych tygodniach będę powoli tworzył nowy serwis i następne wydanie magazynu, specjalne jubileuszowe na 6-lecie istnienia, ukaże się już w nowym miejscu.
To wszystko mogło się zdarzyć tylko dzięki finansowemu wsparciu: Agnieszki, Andrzeja, Arkadiusza, Dominika, Doroty, Marcina i Sławka. Dołożyłem brakującą resztę i na kilka miesięcy niezależny byt tego serwisu jest zapewniony. Chciałbym tym wszystkim zaangażowanym osobom serdecznie podziękować za pomoc. Mam nadzieję, że inni także włączą się do tej akcji i od czasu do czasu wrzucą swój grosik, a dzięki temu te strony będą miały długą egzystencję w wirtualnym świecie, za którą niestety również trzeba płacić.

Dostaję listy od osób, które piszą, że mój magazyn jest czymś bardzo cennym dla nich i dziękują za moją pracę. Przepraszają za to, że nie mogą wesprzeć finansowo tego serwisu, bo ich sytuacja materialna nie pozwala na to. Doskonale rozumiem to, bo sam mam takie same problemy. Serdecznie dziękuję za te wszystkie słowa wsparcia, one naprawdę się przydają. W chwilach zwątpienia, kiedy pojawiają się myśli, że nie warto dalej tego kontynuować, czytam takie e-maile i rodzą się nowe siły do pracy. Dzięki temu tworzę ten magazyn już kilka lat i wciąż on istnieje. Mam sporo nowych pomysłów i jeśli wszystko pójdzie dobrze, już wkrótce zobaczycie ich efekty.

A teraz trochę na temat korespondencji, która do mnie przychodzi.


Przyznaję, że Wasze listy wprawiają mnie w coraz większe zdumienie. Spora część internautów uważa mnie za osobę, która biegle włada co najmniej kilkunastoma wschodnimi językami (np.: chiński, japoński, koreański, sanskryt, tybetański, wietnamski, itp.) i zasypują mnie prośbami o przetłumaczenie swoich imion, różnych zwrotów lub całych tekstów. To zjawisko w ostatnim czasie nasila się coraz bardziej. Zupełnie nie rozumiem skąd przyszło Wam to do głowy. Aby rozwiać te nieporozumienia jednoznacznie stwierdzam, że w chwili obecnej nie znam żadnego z dalekowschodnich języków. Nie przysyłajcie mi zatem tego typu listów.


Część osób pomyliło mnie chyba z osobą Św. Mikołaja. Ciągle przychodzą e-maile z prośbami o przesłanie czasopism, książek, kaset wideo, płyt CD i DVD poświęconych sztukom walki. Jednoznacznie stwierdzam, że nie jestem tym Panem z długą siwą brodą i nie rozdaję prezentów.


Niektórzy domagają się, aby w tym serwisie publikować całe książki instruktażowe o sztukach walki oraz filmy do nich, tak aby każdy mógł sobie je ściągnąć w domu. Pomysł świetny, tylko kto zapłaci autorom tych materiałów? Pisałem o tym już wielokrotnie, ale napiszę jeszcze raz. Nie będę łamał praw autorskich. Każdy twórca ma prawo do uczciwej zapłaty za swoją pracę. Ten magazyn dostajecie za darmo, bo autorzy tekstów są pasjonatami i udostępniają swoje artykuły nieodpłatnie, aby szerzej propagować sztuki walki.
Kiedy czytam e-maile, odnoszę wrażenie, że bardzo wielu nie potrafi docenić pracy innych. Z tych listów emanuje czysty egoizm. Ciągle powtarza się tylko: "chcę coś dostać"....
W przyszłości zamierzam stworzyć specjalny dział multimedialny z różnymi filmikami, które będą mogły zobrazować wielkie bogactwo różnych styli na świecie, ale będą to tylko krótkie prezentacje i dokumenty.


Zapraszam do uważnej lektury magazynu.

Tomasz Grycan

P.S.
W dniach 29 kwietnia - 3 maja 2004 r. po raz kolejny we Wrocławiu będzie przebywał mistrz Chen Xiaowang spadkobierca stylu chen taijiquan. Serdecznie zapraszam do udziału w jego seminariach. Warto skorzystać ze specjalnej zniżki dla osób uczestniczących tylko w pierwszym dniu, gdzie będzie nauczany i korygowany "chan si gong" (w tym "zhang zhuan"). Przypominam, że ten uniwersalny materiał jest podstawą każdego stylu taijiquan, a kontakt z tak wielkim ekspertem jest niezwykle inspirujący. Więcej informacji w serwisie "World Chen Taiji Association - Poland" (www.chentaiji.pl).

P.S.2
W sobotę 8 maja 2004 r. we Wrocławiu odbędzie się "I Ogólnopolski Festiwal Sztuk Walki". Zapraszam do udziału w nim. Więcej szczegółów na stronie: http://www.headhunters.org.pl/festival/main.html

P.S.3
Gorąca prośba do autorów tekstów. Proszę o nie czekanie na ostatnią chwilę i jak najszybsze przysyłanie materiałów do specjalnego jubileuszowego wydania "Świata Nei Jia", które chciałbym opublikować w internecie pod koniec kwietnia. Dziękuję :-).

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

POLSKO-NIEMIECKI OBÓZ Z JANEM SILBERSTORFFEM W LANCKORONIE - LUTY 2004
Danuta Czarska

daczar@tenbit.pl

Lanckorona od paru lat jest miejscem zimowych obozów Chen Taijiquan, które prowadzi Jan Silberstorff, bliski uczeń Wielkiego Mistrza Chen Xiaowanga. Tradycją stały się także wspólne spotkania i praca niemieckich i polskich studentów tego stylu, w duchu przyjaźni, zaufania i szacunku, umożliwiającym prawdziwe rozumienie sztuki Chen Taijiquan.

z Janem Silberstorffem

W tym roku z uwagi na sprzyjające okoliczności, w czasie tych pięciu dni, mogliśmy wysłuchać dwóch wartościowych wykładów Nauczyciela, poruszające całość systemu; filozofię i praktykę.

W czasach, gdzie komercja kusi szybkimi rezultatami, techniką, ilością a nie jakością, Jan wskazał na Drogę którą podążało wielu mistrzów dawniej i dziś. Droga pełna przeszkód, ale bez przeszkód nie byłoby Drogi. Jak znaleźć dao, czyli Drogę? W filozofii wschodu ważne miejsce zajmuje medytacja. Nie jest rodzajem gry intelektualnej, czymś co ma się wiedzieć, ale czymś co ma się doświadczać. Dao uwewnętrznionej mądrości i uzewnętrznionej królewskości.

Sztuki walki i medytacja są w ścisłym związku. Nie skupiamy się tylko na ciele, ale na pracy z umysłem. Podczas medytacji ciało jest nieruchome, spoczywa, lecz umysł pracuje. Podczas ćwiczenia form ciało pracuje a umysł jest spokojny. Nie tylko istotne jest wyciszenie umysłu, ale o pobudzenie go. Temu przed przystąpieniem do ćwiczenia formy stajemy do medytacji. Medytacja czyni umysł bardziej wnikliwym, wyostrzonym, dlatego możemy łatwiej skupić się na tym co robimy.

Jan wskazał, ze musimy widzieć swoje błędy, ale pracując z nimi zobaczmy radość. To odkrywanie jest radością. Odkrywając błędy wzrasta rozumienie i świadomość, oznacza wzrost, uczenie, posuwanie się naprzód.

Wyłożył, że w formach znajdujemy swoje błędy, nie w pchających dłoniach, samoobronie.

Był to moment, gdy krytyczny, uprzedmiotawiający i osądzający umysł został delikatnie otwarty. Ponieważ zatapiając się w najgłębszą ciszę, ćwicząc formę, znajdujemy się w stanie, a nie w pozycji, słyszenia swego serca, dźwięku uderzeń, choć nie uderzamy. Jesteśmy taiji, a nie ćwiczymy taiji. Opisać to niemożliwe, możemy opisać tylko czym to nie jest.

Praca nad ciałem i umysłem się nie kończy nigdy. Adepci, którzy preferują tylko technikę, początkowo szybko osiągają postępy, ale tylko do pewnego pułapu i zatrzymują się w miejscu. Chcą szybkiego "umiem", chcą posiąść to "umiem" tak, jak kupuje się przedmiot, który nam potem służy. Proces przyswajania wewnętrznego, cierpliwość, trwa dla nich zbyt długo. Dla współczesnych ludzi życie to aktywność, nie rozumieją już, że nie można istnieć wychodząc od samej tylko aktywności. Że jeśli nie zostawią sobie miejsca na bierność to ich to zniszczy. Adepci, którzy łączą medytację i sztukę walki nieustająco się rozwijają i wyprzedzają tych pierwszych. Rozumieją, że twórcze działanie jest czymś wyższym od pozornie lepiej funkcjonującej maszyny. To twórcze działanie wytryska z praźródła z bierności życia. Zwolennicy technik, chcą się szybko sprawdzać, prą do walki. Zorientowanym na perfekcyjne wykonanie techniki coś wymyka się. Nie pojmują, że nie ma identycznych istot, tak jak nie ma dwóch identycznych wykonań ruchu czy formy.

Sztuki walki są wszak sztuką, czymś co jest wartościowe, piękne, wzbogacające życie, harmonijne. Zaiste, sprzeczność to pozorna, że ćwicząc tak jakbyśmy nie ćwiczyli, ćwiczymy się w najwyższej aktywności działania, starając się o najgłębszą bierność nie-robienia.

Podążający Drogą poznają siebie. Są wystarczająco silni, strach nie ma do nich dostępu, trudno ich zdominować. Jan wyraźnie to pokazał, ż nie musi się używać technik walki, że cel: usunięcie napastnika, można osiągnąć np. jednym spojrzeniem. Jest to właściwe używanie swego umysłu.

Oczywistym jest, by tak prowadzić swych uczniów potrzebny jest prawdziwy Nauczyciel.

W czasie tego obozu, staraliśmy otworzyć swoje serca i umysły, podążać za wskazówkami ze zrozumieniem w stojących medytacjach, pracy z formami: Laojia Yilu i Laojia Erlu oraz Tui Shou.

Szczęśliwe są chwile, gdy spotykają się dwa umysły, ucznia i mistrza.

Dla pożytku wszystkich szczerze zainteresowanych sztuką Chen Taijiquan.

Kraków 2004-02-15

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

CZTERDZIEŚCI ROZDZIAŁÓW RODZINY YANG - CZĘŚĆ I

Tłumaczenie: Kuba Komorowski

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

Wstęp

Tekst został w całości opublikowany po raz pierwszy w 1985 roku jako dodatek do kolejnego wydania "T'ai-Chi ch'uan chiang-i" (pierwsze wydanie w 1935 r.) autorstwa Wu Kung-tsao. Dodatek ten był fotokopią manuskryptu Wu Chien-ch'uan'a (1870-1942) zatytułowanego "T'ai-chi fa-shuo" opatrzonego napisaną przez Wu Kung-tsao - syna Wu Chien-ch'uan'a - przedmową wyjaśniającą iż treść zawiera nauki przekazane ojcu Wu Chien-ch'uan'a - Wu Ch'uan Yu (1834-1902) przez Yang Pan-hou. Yang Pan-hou był synem Yang Lu-chan'a (1799-1872), twórcy stylu Yang. Tak więc autorstwo tekstów przypisuje się, w zasadzie, właśnie Yang Pan-hou, jedyny problem w tym, że najprawdopodobniej członkowie rodziny Yang byli analfabetami. W tej sytuacji cień podejrzeń pada również na Ch'en Hsin'a (1849-1929), który publikował teksty zawierające podobne do poniższego treści. Ostatnie trzy rozdziały przypisuje się legendarnemu Chang San-feng'owi - twórcy Tai Chi Chuan.

1.
Osiem Bram i Pięć Kroków.

Odparowanie (południe)/ K'an, Ściągnięcie (zachód)/ Li, nacisk (wschód)/ Tui, pchnięcie (północ) Chen, zaczepienie (północny-zachód)/ Hsun, rozczepienie (południowy-wschód)/ Ch'ien, uderzenie łokciem (północny-wschód) K'un, odbicie barkiem (połódniowy-zachód) Ken. To są kierunki kompasu i "osiem bram".

Kierunki kompasu i "osiem bram" ukazują zasadę cyklicznej zmienności yin i yang podążającej swoim niekończącym się biegiem. Jest więc koniecznym zrozumieć "cztery strony" i "cztery narożniki". Technikami "czterech stron" są odparowanie, ściągnięcie, nacisk i pchnięcie; techniki "czterech narożników" to zaczepienie , rozczepienie, uderzenie łokciem i odbicie barkiem. Łącząc techniki "stron" i "narożników" uzyskujemy trygramy pozycji bramy. Podział kroków zawiera koncepcję Pięciu Faz i pozwala nam na kontrolę ośmiu kierunków. Pięć Faz nawiązuje do atakowania (ogień), wycofywania (woda), spoglądania w lewo (drewno), patrzenia w prawo (metal) i centralnej równowagi lub ziemi. Atakowanie i wycofywanie nawiązują do wody i ognia, spoglądanie w lewo i patrzenie w prawo nawiązują do metalu i drewna; ziemia w centrum jest osią, wokół której wszystko się obraca. Nasze ciało zawiera osiem trygramów, a nasze stopy krocząc manifestują pięć faz. Techniki ręczne i kroki, osiem plus pięć, razem dają liczbę trzynaście. Zatem, trzynaście pozycji wywodzi się z natury; nazywamy je "osiem bram" i "pięć kroków".

2.
Praktyka Ośmiu Bram i Pięciu Kroków.

Osiem trygramów i pięć faz są częścią naturalnego dziedzictwa człowieka. Najpierw musimy zrozumieć znaczenie słów świadomy ruch. Kiedy złapiemy świadomy ruch możemy zacząć interpretować energię - i ostatecznie - od interpretowania energii przejść do duchowego oświecenia. Jednakże, na początku praktyki, musimy uzyskać zrozumienie świadomego ruchu, które, choć należy on do naszego naturalnego dziedzictwa, jest bardzo trudne do złapania.

3.
Nasza Naturalna Moc Rozróżniania.

Kiedy rodzimy się na świat mamy oczy do patrzenia, uszy do słuchania, nos do wąchania i usta do jedzenia. Kolory, dźwięki, zapachy i smaki, wszystkie są pociągające dla naszych, odziedziczonych zmysłów. Gesty, kroki i zróżnicowane funkcje naszych kończyn wywodzą się z wrodzonych predyspozycji do ruchu. Rozważając to dokładnie: czy nie jest bezzasadne to, że mając tą samą naturę lecz różniąc się przyzwyczajeniami straciliśmy to co w nas pierwotne i wrodzone? Zatem, chcąc odzyskać nasze pierwotne dziedzictwo, niemożliwym jest odkrycie naszego potencjału ruchowego bez ćwiczeń fizycznych oraz źródła świadomości bez aktywności intelektualnej. To prowadzi nas do ruchu ze świadomością. Wraz z mobilizacją pojawia się doznanie, a wraz z ruchem - świadomość; bez mobilizacji nie ma doznania, a bez ruchu nie ma świadomości. Gdy mobilizacja osiągnie najwyższy poziom pojawia się ruch, a kiedy doznanie osiąga najwyższy poziom pojawia się świadomość. Ruch i świadomość są proste, lecz mobilizacja i doznanie są trudne. Poprzez dążenie do rozwijania świadomego ruchu w sobie i realizowanie go w swoim ciele naturalnie osiągniesz rozumienie go w innych. W sytuacji, w której będziesz poszukiwał go najpierw w innych, jest prawdopodobne że przegapisz go w sobie. Zrozumienie świadomego ruchu jest kluczowe i z niego wywodzi się zdolność interpretowania energii.

4.
Przyklej, Przylegaj, Połącz i Podążaj.

Przyklejanie oznacza podnoszenie i unoszenie wysoko; przyleganie oznacza przywieranie i przywiązanie; łączenie oznacza puszczenie siebie i nie przerywanie kontaktu z przeciwnikiem; podążanie oznacza, że reaguję na ruch przeciwnika. Nie jest możliwe zrozumienie świadomego ruchu bez pełnej znajomości przyklejania, przylegania, łączenia i podążania, lecz te umiejętności są bardzo subtelne.

5.
Uderzanie głową, Niewystarczalność, Rozdzielenie i Opór.

Uderzanie głową oznacza prowadzenie [ruchu[ przez głowę; niewystarczalność oznacza ruch na zbyt małą odległość; rozdzielenie oznacza utratę kontaktu, a opór oznacza zbyt wielką siłę. Jeśli pragniesz zrozumieć błędy reprezentowane przez te cztery słowa, to nie jest to tylko nieumiejętność przyklejania, przylegania, łączenia i podążania, lecz całkowity brak zrozumienia świadomego ruchu. Kiedy zaczynasz studiować sparring, zrozumienie tego jest kluczowe, lecz nawet ważniejsze jest wyeliminowanie powyższych błędów. Trudne jest przyklejanie, przyleganie, łączenie i podążanie pozbawione uderzania głową, niewystarczalności, rozdzielania i oporu. Jest to prawdziwie nie łatwe.

6.
Sparring bez Błędów.

Uderzanie głową, niewystarczalność, rozdzielenie i opór są przeszkodami w sparringu. Nazywamy je błędami dlatego, że niemożliwym jest osiągnięcie świadomego ruchu bez przyklejania, przylegania, łączenia i podążania. Jeśli nie rozumiesz siebie, jak możesz zrozumieć innych? Przez sparring rozumiemy to, że w relacji z przeciwnikiem nie stosujemy uderzania głową, niewystarczalności, rozdzielenia i oporu, a raczej używamy przyklejania, przylegania, łączenia i podążania. Jeśli to urzeczywistnisz, to nie tylko będziesz bezbłędny w swoim sparringu, lecz naturalnie osiągniesz świadomy ruch i awansujesz na poziom interpretowania energii.

7.
Metody Trenowania Sparringu lub Utrzymywanie Centralnej Ziemi.
(Co Popularnie Nazywane jest "Trwaniem na Posterunku")

W centralnej równowadze stopy rozwijają korzeń;
Wtedy możesz studiować i "cztery strony" i atakowanie i wycofywanie.
Odparowanie, ściągnięcie, nacisk i pchnięcie to cztery techniki ręczne;
Lecz wiele wysiłku będzie wymagać ich opanowanie.
Ciało, talia i czubek głowy - wszystkie muszą zostać rozważone;
A przyklejanie, przyleganie, łączenie i podążanie, umysł i chi muszą pozostać zrównoważone.
Ruch i świadomość muszą uzupełniać się wzajemnie;
Ponieważ duch jest władcą, a ciało i kości jego poddanymi.
Jasno rozróżnij siedemdziesiąt dwa etapy postępu;
A naturalnie rozwiniesz bojowe i mentalne aspekty sztuki.

8.
Ciało, Talia i Korona Głowy.

Jak możemy zapominać o ciele, talii i koronie głowy;
Gdyż ignorując którekolwiek z nich, po prostu tracimy nasz czas.
Talia i korona mogą być studiowane przez całe życie;
A ciało można rozciągać i rozluźniać.
Jeśli porzucisz tą prawdę, czego możesz oczekiwać?
Po dziesięciu latach pozostaniesz w ciemności.

9.
Koło Tai Chi.

Koło wycofywania się jest proste, lecz koło atakowania najtrudniejsze.
Nigdy nie zapominaj o talii lub koronie głowy, przedzie lub tyle.
Co jest trudne, to utrzymywanie centralnej ziemi.
Wycofywanie się jest proste lecz atakowanie najtrudniejsze, studiuj więc oba uważnie.
To jest ćwiczenie ruchu, a nie statyczna równowaga.
Gdy zbliżasz się do przeciwnika, atakuj i wycofuj się ramię przy ramieniu.
Bądź jak wiatrak, mielący szybko i wolno;
gdy smok chmur i tygrys wiatru biegną w koło i w koło.
Po długim czasie wszystko przyjdzie naturalnie.

10.
Nie Kończący się Atak i Wycofanie Tai Chi.

Odparowanie, ściągnięcie, nacisk i pchnięcie podlegają naturalnym zasadom;
Yin i yang, woda i ogień wzajemnie się uzupełniają.
Najpierw doskonal techniki ręczne "czterech stron";
A potem studiuj zaczepienie, rozczepienie, uderzenie łokciem i odbicie barkiem.
Gdy możesz wykonać techniki "czterech narożników";
Trzynaście pozycji postępuje wiecznie, bez końca;
To dlatego nazywamy to Długim Boksem.
Teraz możesz rozwijać i modyfikować jak tylko pragniesz;
Lecz nigdy nie przeciwstawiaj się zasadzie tai chi.

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

YANG LU CHAN - PRAWDZIWA HISTORIA JEGO NAUKI U CHEN CHANG XINGA
Jarosław Jodzis

jarek@chentaiji.pl
www.chentaiji.pl

Przeczytałem ostatnio artykuł w internetowym magazynie "Świat Nei Jia" opisujący niezwykłe wyczyny Yang Lu Chana (1799 -1873) i między innymi jego naukę u mistrza stylu chen taijiquan słynnego Chen Chang Xinga (1771 -1853). Ponieważ jest to już kolejny artykuł dotyczący początków nauki twórcy stylu Yang rażąco mijający się z prawdą, chciałbym podać prawdziwą wersje tej historii.

Skąd pewność, ze jest prawdziwa? Ponieważ znam ją z samego źródła. Yang Lu Chan stał się słynną postacią i historię jego nauki u Mistrza Chen przekazywano w opowieściach i zapiskach rodziny Chen z pokolenia na pokolenie. W sumie to nie tak odległe czasy (4 pokolenia wstecz), a syn, ojciec i dziadek często mają ze sobą bezpośredni kontakt. Chen Chang Xing był pradziadkiem słynnego Chen Fa Ke, którego wnukiem z kolei jest obecny sukcesor stylu chen, Mistrz Chen Xiao Wang i od niego właśnie znam prawdziwa wersje tej historii.

Yang Lu Chan pochodził z bardzo biednej rodziny, Tak biednej, ze jako dziecko 10-12 letnie został sprzedany na służbę do pewnego właściciela sklepu z ziołami. Było to często praktykowane w ówczesnych Chinach, gdy rodziny nie stać było na utrzymanie dzieci. Nie była to forma niewolnictwa jak w dawnych czasach czy w Ameryce XIX w. ale taka osoba, dopóki nie wykupiła swojej wolności, zmuszona była pracować na rzecz swego chlebodawcy.

Pracował więc jako goniec w aptece roznosząc zamawiane zioła i leki do klientów. Po kilku latach, gdy podrósł i mógł wykonywać cięższe prace, właściciel przeniósł go na swoją farmę do pracy w polu i obejściu. Tak się złożyło, że to gospodarstwo znajdowało się w Chenxiagou, rodzinnej wiosce mistrza Chen Chang Xinga. Gospodarz ów nie był żadnym krewnym Mistrza, w tym czasie spokrewnionych z Chenami było już tylko kilka procent mieszkańców.

W owym czasie państwo było w stanie rozkładu, korupcja urzędników, i napady rabunkowe były na porządku dziennym. Gospodarz Yang Lu Chana, chcąc uniknąć płacenia haraczu okolicznej bandzie, zatrudnił Mistrza Chen, który miał uczyć domowników rodowej sztuki walki, słusznie mniemając, ze skoro tak słynny Mistrz zaczął regularnie bywać i uczyć w jego domu, znajdą się niejako pod jego ochroną.

Yang Lu Chan, jako osoba niższego stanu i nie dysponująca swoim czasem, oczywiście nie mógł uczestniczyć w treningach razem z domownikami. Zaciekawiony podglądał jednak te lekcje z ukrycia i powtarzał po kryjomu zapamiętane ruchy.

Tu trzeba podkreślić ważną rzecz obalając powszechny mit, o tym okresie jego "nauki"- Nie ma najmniejszych szans osiągnąć wysoki poziom. ucząc się w ten sposób, a tym bardziej nie mając wcześniej żadnego doświadczenia w sztukach walki. Jest to po prostu niemożliwe.

Dziwie się, że wiele osób od lat ćwiczących sztuki walki wierzy w takie historie i bezkrytycznie je powiela. Usprawiedliwieniem może być tylko fakt, że w niektórych relacjach był on już wtedy zaawansowanym ekspertem innych sztuk walki, co oczywiście nie mogło być prawdą.

Więc historie, o tym że po takim "podglądanym" treningu pokonał synów czy najlepszych uczniów Mistrza ba, niektórzy nawet piszą, ze sam Mistrz nie mógł dać mu rady i uznał go za sukcesora, mogą tylko śmieszyć.

W rzeczywistości Yang Lu Chan mógł tylko mniej lub bardziej udolnie naśladować z grubsza ruchy formy. na zasadzie dziecka, które trzymając kijek w ręku imituje walkę na miecze. Pamiętajmy też, że te lekcje miały bardziej cel propagandowy i na pewno obejmowały tylko niewielki zakres podstawowych ruchów.

Pewnego popołudnia Mistrz Chen wracając do domu (bardzo być może, że został jeszcze po treningu zaproszony na herbatę i wracał później niż zwykle) zobaczył w oddali jak ktoś powtarza ruchy przypominające formę ćwiczoną na treningu. Ponieważ z łatwością rozpoznawał ruchy swoich uczniów, zaciekawiło go, że nie może poznać kto to taki. Słonce już zachodziło i nie mógł też dojrzeć jego twarzy. Podszedł bliżej. Nie muszę dodawać, że Yang Lu Chan dostrzegł go dopiero, gdy był już tuz obok. Przerażony padł na kolana, prosząc Mistrza o wybaczenie.

Musimy zdawać sobie sprawę, że była to w pewnym sensie forma kradzieży. W poważnej sytuacji ktoś podkradający techniki szkoły był po prostu zabijany. Ale przecież w tym wypadku nie mogło być o tym mowy. I choć wykroczenie ze strony Lu Chana było dość poważne, stad jego przerażenie, Mistrz bardziej przejął się jego przewinieniem wobec gospodarza niż wobec niego.

Jak wielu wybitnych mistrzów, Chen Chang Xin miał dobry i współczujący charakter. Nie tylko nie zrobił z tej historii problemu, ale zwrócił się do chlebodawcy Yang Lu Chana z prośbą , żeby mógł on uczestniczyć w zajęciach razem z innymi domownikami. Ponieważ zwrócił się z tym sam Mistrz, gospodarzowi nie wypadało odmówić.

W ten sposób uczył się i pracował, w wolnych chwilach powtarzając poznawane ruchy. Tych wolnych chwil nie było za dużo a też i zakres poznawanego stylu nie wykraczał, jak wspomniałem poza podstawy. Jego upór, zaangażowanie i zapał były jednak wielkie i pilnie chłonął wszystko co pokazywał Mistrz Chen. Tak minęło ok. 6 lat.

Jego gospodarz, był już w podeszłym wieku i zaczął chorować. Przeczuwając, ze niedługo umrze nie chciał żeby po jego śmierci Yang Lu Chan, wówczas dwudziestokilkuletni młodzieniec, został w domu sam z jego młodymi żonami. Stwarzałoby to bowiem dość niezręczna sytuację. Zwrócił więc młodzieńcowi jego kontrakt wykupu, przekonując do wyjazdu w rodzinne strony.

Jak wspomniałem Yang Lu Chan nie poznał jeszcze głęboko stylu walki rodziny Chen, ale czas spędzony z Mistrzem rozbudził jego zapał i aspiracje do poznania głębiej tej sztuki.

Nie wiadomo dokładnie czym się zajmował przez najbliższe kilka lat, ale gdy tylko mógł sobie pozwolić na przyjazd i naukę w rodzinie Chen już jako osobisty uczeń Mistrza, zrobił to bez wahania. Możemy sobie wyobrazić, że jego determinacja i zapał, a tez i pewnie szczęśliwe okoliczności .doprowadziły do tego, że mógł sobie na to pozwolić.

Mistrz Chen też zapamiętał jego zapał i szczere wysiłki z czasów jego wcześniejszego pobytu w wiosce. Czasy były ciężkie, najstarszy syn Mistrza coraz częściej przejmował obowiązki ojca w konwojowaniu karawan, a wchodząca broń palna wróżyła rychły koniec starych metod ochrony kupców przez ekspertów sztuk walki. Te wszystkie okoliczności, szczęśliwie dla Yang Lu Chana, złożyły się na to, że Chen Chang Xing zrobił wyjątek i po raz pierwszy przyjął ucznia spoza rodziny. Była to zupełnie inna nauka niż w domu jego dawnego Pana.. Przyjmując go na ucznia Mistrz zobowiązywał się przekazać całą posiadana wiedzę. Oczywiście od charakteru ucznia zależało czy to nastąpi.

Przez kolejne sześć lat Yang Lu Chan mieszkał i uczył się w domu Mistrza, robiąc duże postępy. Po tym czasie ponownie wyjechał z Chenxiagou. Jakkolwiek jego umiejętności były już dość duże, miał poczucie, ze nie uchwycił jeszcze sedna tej sztuki. Po kilku latach, w czasie których konfrontował swoje możliwości w licznych przyjacielskich potyczkach z różnymi ekspertami sztuk walki, uznał, że musi jeszcze raz odwiedzić swego Mistrza i do końca zgłębić zasady taijiquan, Notabene, nazwa taijiquan pojawiła się dużo później i pierwotnie nazywana tę sztukę miękkim boksem lub neutralizującą pięścią. Minęło ponownie sześć lat wytężonej nauki, po upływie których można powiedzieć, że w końcu dotarł do poziomu który go satysfakcjonował.

Mistrz Chen Chang Xin miał juz ponad 70 lat, Yang był w sile wieku (lekko po czterdziestce) a mimo tej różnicy, gdy pewnego razu chciał zaskoczyć Mistrza niespodziewanym atakiem z tyłu, skończyło się to tak, ze wylądował na żiemi odrzucony błyskawiczna ripostą. Wzbudziło to jego niekłamany podziw i jeszcze większy respekt dla Mistrza. Na pożegnanie Chen Chang Xin wręczył mu kopie rodowych zapisków dotyczących ich sztuki walki. symbolicznie zamykając tym gestem proces przekazywania swojej wiedzy.

Scena ta została później uwieczniona specjalna rzeźbą czy odlewem, która istnieje do dzisiaj.

Nauka u mistrza Chen Chang Xina trwała blisko 20 lat. Była to nauka bardzo intensywna i za wyjątkiem może pierwszych kilku lat bardzo szczegółowa. Cudów nie ma. Podglądając trening zza płotu można co najwyżej zapamiętać zewnętrzne ruchy, nawet nie podejrzewając gdzie tkwi sedno sztuki.

Opisy jak to pokonał najlepszych uczniów po, nawet kilku latach podglądania, mogą jak pisałem, tylko śmieszyć. Nie umniejsza to w żadnym razie osiągnięć Yang Lu Chana, który niewątpliwie stał się wielkim Mistrzem. Przeciwnie, długi i intensywny trening uwiarygodnia tylko jego późniejsze osiągnięcia.

Przy okazji dodam, ze styl Yang Taijiquan jaki znamy dzisiaj niewiele ma wspólnego z tym co ćwiczył Yang Lu Chan. W znacznej mierze uproszczone i zmienione, głównie przez jego wnuka Yang Chen Fu, ruchy, pozbawione dynamicznych elementów fa jing, bardzo różnią się od pierwowzoru jakim były formy rodziny Chen.

Niezwykłe wyczyny Yang Lu Chana, z których wiele tez jest mało prawdopodobnych (historia z wróblem nie mogącym opuścić jego ramienia) inspirowała scenarzystów i pisarzy, którzy chcąc "podrasować" trochę jego pochodzenie i okres nauki w rodzinie Chen tworzyli te mało wiarygodne historie. Mogło też być, ze te wersje powstały w samej rodzinie Yang, która zwłaszcza w kolejnych pokoleniach, z racji wpływów wśród arystokracji (wielu z nich uczyło się u Yangów taijiquan) chciała ukryć fakt niskiego statusu społecznego ich przodka w młodości.

Jakkolwiek by nie było, prawdziwa historia jego pobytu w Chenxiagou wyglądała mniej więcej tak jak to opisałem, a sam Yang Lu Chan stał się dla mnie przez to bardziej bliski i rzeczywisty.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

KLUCZOWE ZAGADNIENIA PRAKTYKI FORMY I PCHAJĄCYCH DŁONI
Li I-yu

zebrane przez Lee N. Scheele

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

W dawnych czasach mówiono: "będąc zdolnym zbliżyć się do pustki możesz użyć czterech uncji aby odeprzeć tysiąc funtów, nie będąc zdolnym zbliżyć się do pustki nie możesz odeprzeć tysiąca funtów". Słowa te są proste, lecz ich znaczenie kompletne. Początkujący nie jest w stanie tego zrozumieć. Piszę tu kilka słów aby to wyjaśnić. Jeśli ktoś ambitnie dąży do poznania tej sztuki, może odnaleźć drogę aby w nią wkroczyć; kiedy się to stanie, będzie rozwijał się każdego dnia.

Pragnąc zbliżyć się do pustki i odeprzeć tysiąc funtów, musisz najpierw poznać siebie i innych. Jeśli chcesz poznać siebie i innych, musisz porzucić siebie i podążać za innymi. Aby porzucić siebie i podążać za innymi, wcześniej musisz posiąść właściwy timing i pozycję. Aby osiągnąć właściwy timing i pozycję, musisz uczynić swoje ciało jednością. Pragnąc uczynić ciało jednością, musisz najpierw wyeliminować zapadnięcia oraz napięcia. Aby uczynić całe ciało wolnym od załamań i pustych przestrzeni, musisz pobudzić i rozszerzyć shen (ducha witalności) oraz chi (energię życiową). Jeśli chcesz by shen i chi były aktywne i rozszerzone, najpierw musisz unieść ducha (poświęcić uwagę) i nie pozwolić by shen nie był skupiony. Aby twój shen nie był rozproszony, musisz zespolić shen i chi by spenetrować kości. Pragnąc by shen i chi spenetrowały kości, musisz najpierw wzmocnić obydwa uda, rozluźnić obydwa ramiona i pozwolić chi opaść.

Chin (pierwotna siła) podnosi się ze stóp, zmienia się w nogach, zbierana jest w klatce piersiowej, poruszana w ramionach i kierowana w talii. Część górna łączy się z dwoma ramionami, a część dolna podąża za nogami. Zmienia się wewnątrz. Przechowanie jest zamknięciem, a uwolnienie otwarciem. Jeśli jest cicha, jest całkowicie nieruchoma. Bezruch oznacza zamknięcie. W zamykaniu istnieje otwieranie. Jeśli się porusza, porusza się wszystko. Ruch jest otwarciem. W otwieraniu istnieje zamykanie. Gdy ruch ciała realizuje się, to obraca się swobodnie. Nie istnieje miejsce, które nie osiąga mocy. Wtedy możesz zbliżyć się do pustki i użyć czterech uncji aby odeprzeć tysiąc funtów.

Praktykowanie Formy każdego dnia to kung fu poznania samego siebie. Gdy rozpoczynasz praktykę, najpierw zapytaj siebie: "Czy całe moje ciało podąża za powyższymi założeniami, czy nie?" Jeśli jakikolwiek mały fragment nie podąża za nimi, popraw to natychmiast. To dlatego w praktyce Formy oczekujemy powolności, nie szybkości.

Pchające dłonie to kung fu poznania innych. Tak jak dla ruchu i bezruchu - choć ćwiczysz by poznać innych - wciąż musisz pytać samego siebie. Jeśli ustawiasz się właściwie, kiedy inni dotykają cię, nie poruszasz się ani o włos. Podążaj za możliwościami, spotkaj chin przeciwnika i pozwól mu naturalnie upaść na zewnątrz. Jeśli czujesz, że któryś z fragmentów twojego ciała pozbawiony jest siły oznacza to że jest podwójnie obciążony i nie dostosowuje się do sytuacji. Musisz odnaleźć odparcie w yin i yang, otwieraniu i zamykaniu. Poznaj siebie i poznaj innych; zwyciężysz sto razy w stu kolejnych bitwach.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

PCHAJĄCE NOGI
Erle Montaigue

tłumaczenie: Olgierd Woźniak

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

Jedną z metod stosowanych przez nas w Tai Chi w ramach doskonalenia pracy nóg są Pchające Stopy. Podobnie jak ma to miejsce w Pchających Dłoniach, możemy tu stosować wiele różnych technik. Dzięki temu uczymy się używać stóp do wykonywania kopnięć i bloków.

Stajemy naprzeciwko siebie i rozpoczynamy pojedyncze Pchające Dłonie. Następnie przybliżamy się do siebie i podnosimy przednie nogi, łącząc je w miejscu określanym jako ścięgno Achillesa. Teraz stopy rozpoczynają wykonywanie tego samego ruchu co ręce, Na początku należy koncentrować się jedynie na kolistych ruchach, aby obaj partnerzy mieli czas na dostosowanie się do postawy na jednej nodze. Trzeba też pamiętać o klasycznej uwadze Yang Cheng-fu, który zwykł prosić swoich partnerów, żeby "nie wieszali na nim mięsa" podczas ćwiczenia Pchających Dłoni ("Nie wieszaj na mnie mięsa, nie jestem rzeźnickim hakiem"- przyp. tłum.). Jak? Nasze nadgarstki nadal się stykają (jak w pojedynczych Pchających Dłoniach), a ręce i talia nadal wykonują koliste ruchy (towarzyszące krążeniom stóp). Gdy czuję nacisk nadgarstka spowodowany tym, że partner wykorzystuje mnie do łapania równowagi, muszę natychmiast wycofać się. Wtedy partner traci równowagę i rozumie, że "wieszał mięso".

Pora wreszcie na właściwe techniki nożne. Rozpoczynamy od prostego ataku na podudzie partnera, kopiąc piętą przedniej (krążącej) nogi w stronę jego goleni (zachowując kolistość ruchów). Teraz partner musi się obronić wykonując stopą kolisty ruch, dzięki któremu mój atak mija jego podudzie. To był odpowiednik prostego ataku jedną ręką (znanego z Pchających Dłoni).

Następnie można stosować wszelkie podstawowe ataki. Jeśli partner atakuje stopą, należy zablokować i skontrować używając stopy. Jeśli atakuje ręką, należy zablokować i skontrolować ręką. To bardzo wymagające ćwiczenie, szczególnie dla nogi podporowej, więc wskazane jest częste zmienianie pozycji.

Powyższe ćwiczenia pomagają rozwijać pracę nóg potrzebną w Tai Chi. Trzeba jednak pamiętać, że podobnie jak Pchające Dłonie, nie powinno to być współzawodnictwo. Podczas ćwiczenia rywalizujemy tylko z samą siłą, starając się zachować równowagę bez względu na wykonywaną technikę.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

TAIJIQUAN W REHABILITACJI
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

Taijiquan jest nie tylko sztuką walki, to bardzo kompleksowy system wpływający zarówno na ciało jak i umysł ćwiczącego. Jest doskonałym środkiem profilaktycznym i leczniczym, a dzięki temu wykorzystuje się go powszechnie w rehabilitacji. Na Dalekim Wschodzie lekarze bardzo często zalecają swoi pacjentom ćwiczenie taijiquan i w wielu przyszpitalnych parkach oraz sanatoriach odbywają się takie treningi. Co sprawia, że właśnie ta sztuka walki zyskała aż tak duże uznanie lekarzy?

Główny powód tkwi w podejściu taijiquan do wykorzystania własnego ciała. Nie opiera się ono tylko na użyciu samego aparatu mięśniowego, jak ma to miejsce w większości systemów "zewnętrznych". W taiji w ruchu zawsze uczestniczy całe ciało i bardzo ważna jest każda jego część. Dąży się do wypracowaniu tzw. "całościowej siły", która ma swoje źródło w stopach, dalej przenoszona jest przez kolana, biodra, barki, łokcie i dopiero na samym końcu jest "wyzwalana" przez dłonie. Przechodząc płynnie przez poszczególne rejony, jest na każdym "etapie" dodatkowo wzmacniana. Jeżeli gdziekolwiek choć na chwilę nastąpi urwanie "transmisji", efekt końcowy będzie niewielki. Klasyczne teksty taijiquan mówią: "jeżeli porusza się jedna część ciała, porusza się całe ciało".

Od samego początku szczególnym elementem treningu taijiquan jest ćwiczenie "zhan zhuang". Celem tej praktyki jest wypracowanie właściwej "struktury ciała", która ma stać się nawykiem w każdym ruchu. Odpowiedniego ustawienie szkieletu pomaga rozluźnić wszystkie mięśnie, także klatki piersiowej, a dzięki temu możliwy staje się swobodny i głęboki oddech. Usunięcie wszystkich niepotrzebnych napięć, poprawia krążenie i uspokaja umysł. Dopiero w stanie głębokiego wewnętrznego wyciszenia można w pełni "osadzić" własny środek ciężkości i wykorzystać "zakorzenienie" do budowania "całościowej siły". "Zhan zhang" pobudza i harmonizuje przepływ energii "qi", doskonale regeneruje i wzmacnia organizm.

Aby było możliwe pełne wykorzystanie wszystkich stawów, ścięgien, kości oraz mięśni, musi najpierw dojść do nabycia umiejętności "wsłuchania się" we własne ciało, poznania go i nauczenie się pełnej kontroli nad każdym jego elementem. Tylko w pełni świadomy ruch może być źródłem siły w taijiquan. Dlatego edukacja w tej sztuce walki przebiega inaczej niż w innych systemach. Bardzo dużą uwagę przykłada się do rozluźnienia całego ciała, spokojnego i głębokiego oddechu oraz wyciszenia wszelkich emocji. Trening taiji zaczyna się od powolnego, płynnego i delikatnego ruchu. Mija sporo czasu, aż dojdzie do wypracowania "całościowej siły", dlatego też umiejętności bojowe w taiji pojawiają się znacznie później niż w innych sztukach walki, ale za to w przeciwieństwie do nich, zachowuje się ich wysoki poziom do późnej starości.

Dzięki takiemu specyficznemu podejściu do treningu każdy może bezpiecznie włączyć się tą łagodną praktykę. Organizm stopniowo wzmacnia się i kiedy siły witalne wzrosną, można przejść do bardziej dynamicznego i ekspresyjnego ćwiczenia. Dużym atutem Taijiquan jest to, że mogą go ćwiczyć osoby w różnym wieku niezależnie od stanu zdrowia, bo poziom obciążenia jest zawsze dostosowywany indywidualnie. Każdy w zależności od własnych możliwości, temperamentu i aspiracji wybiera sobie odpowiednią "drogę".

Olbrzymią zaletą taijiquan jest jego "nieinwazyjność". To bardzo bezpieczny sposób pracy z ciałem, oczywiście pod warunkiem, że zajęcia prowadzone są przez kompetentnego nauczyciela. Na treningach obowiązuje zasada "razem, ale osobno, ale razem". Oznacza to, że choć wszyscy ćwiczą razem to samo w jednej grupie, tak naprawdę każdy pracuje indywidualnie ze swoim ciałem i "wsłuchując" się w siebie, dopasowuje ruchy do własnych możliwości i próbuje wykonywać to harmonijnie z innymi osobami. Uczestnicy treningów robią tylko to, co mogą w danej chwili, starając się nie forsować nadmiernie organizmu. Powoli pokonują własne słabości. Z zewnątrz wygląda jakby wszyscy robili to samo, ale "w środku" każdy pracuje nad czymś innym. Na treningach nie może być atmosfery rywalizacji. Jeżeli nie słucha się własnego ciała i jest się głuchym na subtelne sygnały organizmu, wtedy bardzo łatwo jest o różnego rodzaju kontuzje.

Taijiquan nadaje się doskonale do powrotu do dawnej aktywności fizycznej, na przykład po przerwach spowodowanych okresem macierzyństwa, kontuzji lub dłuższej chorobie. Bardzo istotne jest, aby przed przystąpieniem do treningów, powiadomić nauczyciela o swoich problemach zdrowotnych. Będzie on wtedy w stanie udzielić specjalnych wskazówek. Ostrzeże, na które ćwiczenia należy zwrócić szczególną uwagę przy określonym schorzeniu, a których nie należy wykonywać wcale. Przy rehabilitacji bardzo ważne jest, aby właściwie dopasować obciążenia treningowe. Należy subtelnie dozować wysiłek. Po chorobie (kontuzji) organizm musi mieć czas na naturalne zregenerowanie swoich sił witalnych. Powinien być on tylko łagodnie mobilizowany do zwiększonych wymagań, wtedy najszybciej powróci do zdrowia. Niezmiernie istotne jest aby nie podchodzić do treningu nazbyt ambicjonalnie. Zbyt duże obciążenia mogą doprowadzić do regresu choroby lub powstania nowych kontuzji.

Taijiquan jest bardzo bezpiecznym sposobem pracy z ciałem, bo nic nie wymusza się w nim na siłę. Podstawą jest tutaj wsłuchiwanie się w siebie i podążanie własną indywidualną drogą. Nauczyciel jest jedynie przewodnikiem. Nie narzuca zewnętrznego wzorca ruchu, który ma być idealnie skopiowany. Pokazuje tylko pewien schemat ruchu i zasady jakie obowiązują w taiji. Obserwuje kierunek pracy swoich uczniów i stara się pomóc im odnaleźć najlepszy sposób na wyrażenie siebie poprzez realizację tych wszystkich zasad. Dzięki praktyce taijiquan każdy zmuszony jest do poznania siebie samego na nowo. To bardzo inspirujące doświadczenie.

P.S.
Osobom zainteresowanym tym tematem polecam także lekturę artykułu "Zdrowotne aspekty taijiquan", który ukazał się wcześniej w magazynie "Świat Nei Jia".

Powrót do spisu treści


Kung Fu

KUNG-FU (WUSHU)

Andrzej Kalisz
akademia@yiquan.com.pl
www.yiquan.com.pl

Ogół chińskich sztuk walki przyjęło się na Zachodzie określać nazwą kung-fu. Kung-fu oznacza jednak nie sztukę walki, a wysoki poziom umiejętności osiągnięty w wyniku ciężkiej, długotrwałej nauki. Może to dotyczyć wielu różnych dziedzin. Jeśli chodzi o chińskie sztuki walki, to bardziej prawidłowa jest nazwa używana w Chinach - wushu, czyli dosłownie: sztuki wojenne. Termin wushu zapisuje się takimi samymi znakami jak japoński termin bu-jitsu.

Wushu dzieli się na xiandai wushu (współczesne wushu) lub jingsai wushu (sportowe wushu) oraz chuantong wushu (tradycyjne wushu), inaczej nazywane minjian wushu (ludowe wushu). Używany na Zachodzie termin kung-fu pokrywa się w zasadzie raczej z chuantong wushu/minjian wushu, nie obejmuje zwykle jednak  xiandai wushu/jingsai wushu.

Xiandai wushu/jingsai wushu to przede wszystkim dyscyplina sportowa - obecnie już olimpijska. W konkurencji form - taolu stosuje się podział przede wszystkim na changquan (długa pięść - formy zwykle bardzo akrobatyczne, o ruchach stosunkowo płynnych i dużej dynamice), nanquan (południowa pięść - bardziej stabilne pozycje, mniej akrobacji, dużo fizycznej siły) i taijiquan (ruchy miękkie, pełne gracji, w większości wykonywane powoli). Uprawiana jest także konkurencja sanda/sanshou, czyli rodzaj walki w rękawicach i ochraniaczach (m.in. na korpus) zbliżona do kick-boxingu, ale z szerokim wykorzystaniem rzutów i zepchnięć z podestu na którym odbywają się walki. W wariancie zawodowym stosuje się mniej ochraniaczy, natomiast wykorzystuje się dodatkowo uderzenia kolanami.

Chuantong wushu/minjian wushu, bądź w terminologii bardziej popularnej na Zachodzie - kung-fu, to nie jedna, określona sztuka walki, a ogromne bogactwo rozmaitych systemów, opartych na bardzo różnych koncepcjach i zasadach. Jest to bogactwo tak duże, że powszechnie stosowane klasyfikacje stanowią nadmierne uproszczenie. Jednak wspomnimy tu o nich ze względu na to że są dość rozpowszechnione.

Chińskie sztuki walki dzieli się zwykle na północne i południowe. Mówi się przy tym, że style północne opierają się na kopnięciach, a południowe na technikach ręcznych. Jednak zarówno na południu Chin spotyka się style zawierające dużo kopnięć, jak i na północy uprawia się wiele systemów nie przywiązujących do kopnięć dużej wagi.

Stosuje się też podział ze względu na związek danego systemu z jednym z głównych ośrodków które wpływały na rozwój sztuk walki, np.: Shaolin (funkcjonuje podział na Shaolin północny i południowy), Wudang, czy Emei. Wiele systemów nie mieści się w tej uproszczonej klasyfikacji.

Popularny jest podział na style zewnętrzne - waijia i wewnętrzne - neijia. Do zewnętrznych zalicza się zdecydowaną większość, a tylko nieliczne do wewnętrznych. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że style zewnętrzne koncentrują się bardziej na typowym treningu fizycznym, i typowym wykorzystaniu siły, a wewnętrzne bardziej na pracy nad koordynacją pomiędzy umysłem i ciałem oraz nad specyficznym sposobem generowania siły przy użyciu całego, stosunkowo rozluźnionego ciała. Tradycyjne teorie określały to jako "użycie siły kości i ścięgien, a nie mięśni". Ten rodzaj pracy ciała jest dość charakterystyczny i rzadko spotykany poza systemami wewnętrznymi. Jednak spotyka się przedstawicieli systemów zewnętrznych, których sposób pracy ciałem wykazuje przynajmniej pewne podobieństwa. Stąd dyskusje dotyczące precyzyjnego podziału na style zewnętrzne i  wewnętrzne, czy ścisłego zdefiniowania czym różni się "zwykła" siła techniczna w kung-fu - jin od tej określanej jako "siła wewnętrzna" - nei jin.

Na początku XX wieku grono mistrzów xingyiquan, baguazhang i taijiquan w Pekinie uznało, że systemy te mają wiele cech wspólnych i w związku z tym zdecydowano o zaliczaniu ich do jednej rodziny neijia (dosłownie: rodzina wewnętrzna). Z przyczyn historycznych zatem, gdy mowa o stylach wewnętrznych, ma się na myśli te właśnie. Nie ma też większych wątpliwości, jeśli chodzi o styl liu he ba fa. Często także  yiquan, wywodzący się z xingyiquan, jest zaliczany do systemów wewnętrznych, chociaż z punktu widzenia jego twórcy yiquan miał być czymś wykraczającym poza stare klasyfikacje.

W ostatnich latach określenie wewnętrzny stało się tak popularne, że bardzo różne style wykorzystują je w celach marketingowych i znajdują po temu różne uzasadnienia i definicje "wewnętrzności".

Trzeba zwrócić uwagę, że podziału na systemy zewnętrzne - waijia i wewnętrzne - neijia nie należy mylić z podziałem na metody treningowe zewnętrzne - waigong (trening fizyczny) i wewnętrzne - neigong (trening mentalny, "energetyczny" itp). W niemal wszystkich bowiem systemach klasyfikowanych jako zewnętrzne wykorzystuje się bowiem w mniejszym lub większym stopniu trening neigong.

Określony styl kung-fu to nie tylko zestaw technik, czy form. To zawsze pewien system wzajemnie z sobą związanych metod treningowych - gongfa i koncepcji - quanli. Wszystkie metody treningowe, łącznie z wykorzystywanymi w wielu stylach formami, stanowią ilustrację teorii danej szkoły, służąc poznaniu i praktycznemu opanowaniu jego koncepcji i rozwinięciu charakterystycznych dla danego stylu umiejętności. To jest pewien wyróżnik szkół autentycznego kung-fu (chuantong wushu).

Organizowane są zawody sportowe w których startują przedstawiciele tradycyjnego kung-fu/wushu. Różnica w stosunku do jingsai wushu polega jednak na tym, że w chuantong wushu rywalizacja sportowa nie jest głównym celem, któremu całkowicie podporządkowany jest proces treningowy, a stanowi tylko pewien element znacznie szerszej całości. Kung-fu (chuantong wushu) nie jest zatem tylko dyscypliną sportową, w której liczą się wyniki na zawodach i odbywa się proces selekcji tych, którzy rokują w tym kierunku największe nadzieje. Kung-fu jest dla każdego i może być uprawiane przez całe życie. Odpowiedni system można dobrać w zależności od indywidualnych upodobań, predyspozycji i warunków fizycznych.

W kung-fu przywiązuje się wagę nie tylko do rozwinięcia umiejętności walki wręcz, czy z bronią, ale także do wszechstronnego rozwoju adepta. Wzorcem wojownika kung-fu jest ktoś, kto nie tylko potrafi walczyć, ale posiada szeroką wiedzę. Dla adeptów spoza Chin nauka kung-fu to często także poznawanie bogatej kultury Kraju Środka. W wielu szkołach naucza nie tylko sztuki walki, ale także tradycyjnych metod leczenia (akupresura, akupunktura, ziołolecznictwo) bądź ćwiczeń służących kultywowaniu zdrowia - neigong, qigong. Niektóre systemy kung-fu słyną z walorów zdrowotnych, np. taijiquan i yiquan, w których te same metody treningowe służą zarówno rozwojowi umiejętności walki jak i zdrowiu ćwiczącego. Wielki nacisk kładzie się także na postawę etyczną adepta - wude (dosłownie: cnoty wojownika). Mówi się: "Ucząc się sztuki walki, przede wszystkim uczysz się być dobrym człowiekiem".

Powrót do spisu treści


Kung Fu

KUNG - FU DLA ŻEBRAKÓW
Dariusz Muraszko

d.muraszko@xl.wp.pl
www.tygrys-kungfu.republika.pl

Wiadomym jest, iż shaolińskie sztuki walki znane były w różnych częściach Chin, głównie za sprawą pielgrzymujących mnichów. Jednak niewiele osób wie, że wiodące style ze świątyni Młodego Lasu "wędrowały" od prowincji do prowincji także z inną hermetyczną społecznością. Mowa tu o...włóczęgach.

Szkoła Włóczęgów w swej obecnej postaci wywodzi się z Bractwa Żebraków, a w technikach szkoły można odnaleźć elementy shaolińskiego kung-fu. Ostatnim przywódcą Bractwa Żebraków jest mistrz Cheng Kei Ming - założyciel Szkoły Włóczęgów. Posiada on dobre rozeznanie jedynie w zakresie trzech ostatnich generacji Bractwa, którego historia sięga daleko w przeszłość. Jak sugeruje nazwa, członkami organizacji byli ludzie wiodący włóczęgowski styl życia. W końcowym okresie dynastii Qing i w początkach Republiki Chińskiej ludzie ci pozostawili ślady obecności w takich miejscach jak Shantung, Kiangsi i Henan. Ich aktywność była mocno zaznaczona na północy Chin, ale w związku z dokuczliwymi chłodami panującymi tam od sierpnia, grupy te przenosiły się do cieplejszych południowych prowincji. Na stare "śmieci" wracały one na przełomie lutego i marca następnego roku. Praktyka ta była przekazywana z pokolenia na pokolenie. W związku z tym włóczędzy byli znani zarówno na północy jak i na południu Chin.

Jednym z wcześniejszych przywódców Bractwa, o którym słyszał Cheng Kai Ming, był młody człowiek o nazwisku Wong Hong. Ożenił się z dziewczyną z Bractwa dzięki czemu stał się jego członkiem. Zdobył on sympatię pozostałych włóczęgów i ci chętnie podzielili się z nim wiedzą na temat kung-fu. Wong założył w Kwantungu szkołę, w której nauczał wojennego rzemiosła. Wyszkolił wielu uczniów, z których kolejnym przywódcą organizacji został Sa Shing Fook.

Jak wspomniałem wcześniej, ostatnim przewodniczącym Bractwa Żebraków (założycielem Szkoły Włóczęgów) jest mistrz Cheng Kai Ming. W wieku sześciu lat został on uczniem Sa Shing Fook'a. Zgłębiał też wiedzę u innych nauczycieli kung-fu. W wyniku tych nauk osiągnął wysoki poziom w takich sztukach jak: kung-fu, taniec smoka czy leczenie różnorodnych urazów. Po drugiej wojnie światowej mistrz Cheng osiedlił się w Hong Kongu. Przez cały czas zajmował się nauczaniem, ale oficjalną szkołę otworzył dopiero w 1965 roku. Obecnie mistrz jest chrześcijaninem. Aby chronić sztuki walki Bractwa Żebraków przed zapomnieniem, zebrał je i usystematyzował pod nazwą Szkoły Włóczęgów. Wiedzę tę przekazuje starannie wybranym adeptom, aby w przyszłości oni rozwijali Sztukę Bractwa.

W technikach walki Bractwa Żebraków można odnaleźć wpływy stylów północnych, jak i południowych. Żebracy włócząc się poznawali mocne strony tych obydwu metod walki. Sztuka żebraków i włóczęgów charakteryzuje się niewielką liczbą postaw. Jej techniki obejmują shaoliński styl Tygrysa, luo han czy mo tang chiang. Wojownicy Bractwa nie działają schematycznie, lecz zgodnie z wymogami okoliczności. Nie przykładają również zbytniej wagi do zasad. Ich ataki są szybkie i niezwykle agresywne, skierowane wyłącznie na punkty witalne. O wyrafinowaniu tej szkoły świadczy broń, którą posługują się na treningach ćwiczący. Należą do niej: srebrne igły, stalowe linki, młoty meteory itp.

Miejmy nadzieję, że ta ciekawa szkoła doczeka się należnego jej miejsca w historii chińskich sztuk walki. Wiele zależy tu od obecnego przewodniczącego Bractwa, a także jego sukcesorów.

Powrót do spisu treści


Kendo

MIECZ JAPOŃSKI - WYTWARZANIE
Janusz Cyl

W Japonii istniało i istnieje nadal głębokie przekonanie, że miecz posiada duszę. Jest ona jakby odzwierciedleniem jego twórcy. Przekonanie to ugruntowały znakomicie zarówno religia Shinto, jak i buddyzm Zen, które przypisywały mieczowi cechy niezwykle, wręcz nadprzyrodzone. Znakomity miecz mógł wykuć jedynie człowiek bez skazy. Zaś sam proces kucia miecza miał charakter niezwykle uroczysty i na wpół religijny. Już na wiele dni przed rozpoczęciem pracy mistrz oddawał się medytacji i ceremonialnym ablucjom, mającym oczyścić jego duszę i ciało. Następnie odziany w odświętne szały, długo modlił się do Kami o pomoc. Czynił to zresztą przez cały czas pracy nad mieczem. Wejście do kuźni oraz jej wnętrze chroniły sznury Simenawa, mające odstraszyć złe moce. Teraz można było przystąpić do pracy.

Kilka słów warto poświęcić warsztatowi mistrza, w którym powstawała tak znakomita broń. Wyposażenie kuźni uderza swoją prostotą. Długie paleniska wypełnione węglem drzewnym; miech (ręczny); kowadło metalowe lub kamienne i niezbędne narzędzia, jak młotki, szczypce i przecinaki oraz drewniane koryto z wodą. Trudno wprost uwierzyć, że w tak skromnych warunkach i za pomocą tak prostych narzędzi potrafiono wytwarzać broń nie mającą sobie równej na całym świecie. Sam proces wytwarzania mieczy różnił się niekiedy dość znacznie w zależności od szkoły i okresu historycznego. Poszczególne rodziny mieczników pilnie strzegły swoich tajemnic, wypracowanych przez cale pokolenia i przekazywanych z ojca na syna.

Tym niemniej możliwe jest opisanie procesu wytwarzania mieczy przynajmniej w ogólnym zarysie. Na sukces mieczników japońskich wpłynęły niewątpliwie następujące czynniki:

  1. stal Watetsu o niespotykanej strukturze molekularnej,
  2. zastosowanie damatsu skuwanego,
  3. niezwykła staranność wykonywania poszczególnych procesów technologicznych,
  4. konstrukcja głowni miecza.
  5. wrodzone dążenie do doskonałości.

Początkowo miecznicy sami wytapiali żelazo z rudy darniowej i piasków żelazistych. W XV w. niektórzy z nich zaczęli używać stali wytwarzanej przez wyspecjalizowane warsztaty. W drugiej połowie XVI w. zaczęto stosować stal importowani) w dużej mierze z Europy. Spowodowane to było wyczerpaniem się rodzimych pokładów rudy darniowej. Zastosowanie tej "obcej" stali było powodem pogorszenia się jakości mieczy.

Ale powróćmy do stali Watetsu. Wytapiano ją w dość prymitywnych piecach, długo utrzymując w stanie ciekłym. Dzięki czemu oczyszczano ją z różnych pierwiastków, takich jak siarka czy fosfor. Otrzymany w ten sposób metal zlewano następnie w formy i przekuwano wielokrotnie. Efektem tej pracy było niemal czyste żelazo o bardzo małej zawartości węgla (0,1-0,2%). Metal taki pozostaje ciągliwy i miękki nawet po zahartowaniu, co, jak dalej zobaczymy, stanowi ważny element w produkcji mieczy. Cały wytop określono na porcje około 11 kilogramowe. Tyle materiału potrzeba do wykucia głowni o wadze ok. 1 kg. Każdą porcję metalu dzielono z kolei na dwie części i wykuwano z nich płyty. Jedną z nich nawęglano starannie na wskroś, uzyskując stal o zawartości 1,4% węgla. Po zahartowaniu jej otrzymywało się bardzo twardą, a jednocześnie bardzo kruchą stal.

Rozbijano następnie tę twardą płytę na drobne kawałki. Następowała teraz ich staranna selekcja. W miejscach pęknięć widać było grubość ziarna. Wybrane starannie kawałki układało się na miękkiej płycie. Pakiet ten owijało się papierem i okładało gliną. Całość wędrowała teraz do paleniska i po nagrzaniu jej była zgrzewana poprzez intensywne skuwanie. Otrzymana w ten sposób płyta była z jednej strony miękka, a z drugiej twarda. Teraz można było przystąpić do operacji uzyskania damastu skuwanego. Płytę kolejno dzielono na dwie połowy, zgrzewano i rozkuwano do poprzednich rozmiarów. Powtarzając tę opercję np. 20 razy uzyskiwało się płytę składającą się z milionów mikronowej grubości warstewek na przemian miękkiego żelaza i twardej stali.

W czasie opisanego wyżej procesu można było przecięte połowy płyty układać w różny sposób, co w efekcie dawało na wypolerowanej głowni różnego kształtu "słoje". Efekt ten jest jedną z piękniejszych cech mieczy japońskich.

Z tak przygotowanego materiału można było już wykuć głownie. Najczęściej tak były robione głownie sztyletowe.

Miecz potrzebował bardziej skomplikowanych konstrukcji. Jest ich kilka. Jeden z prostszych sposobów polegał na owinięciu damastem miękkiego żelaznego rdzenia. Wprowadzenie właśnie tego miękkiego rdzenia zadecydowało o sukcesie mistrzów japońskich. Dzięki niemu właśnie nie tracąc nic ze swej twardości były jednocześnie niełamliwe. Odkrycie to przypisywane jest Amakuniemu, pierwszemu ze znanych nam z nazwiska mieczników japońskich. Istnieją bardziej wyrafinowane sposoby konstruowania głowni mieczowych. Wymagały one wręcz niebywałego kunsztu. Porcje, przeznaczone na poszczególne części głowni, łączono w różnych proporcjach żelaza i stali. Każdą z nich przecinano i zgrzewano niejednakową ilość razy np. 5-6 razy dla rdzenia, 10 razy dla średnio twardego trzonu i 15-20 razy dla twardego ostrza. Miecze składające się niekiedy z kilku różnych gatunkowo stali są wręcz szczytem rękodzielnictwa w skali światowej. Wykutą, i to bardzo precyzyjnie, głownię okładano gliną. Następnie ostro ściętym bambusem odsłaniano samo ostrze. Teraz następował najistotniejszy i najniebezpieczniejszy moment dla miecznika i jego dzieła - hartowanie.

W zaciemnionej do tej operacji kuźni mógł się znaleźć obok mistrza jedynie jego następca. Sposób hartowania mający kapitalne znaczenie dla jakości miecza był najbardziej strzeżoną tajemnicą.

Był to zarazem finał ciężkiej i długiej (około 60 dni) pracy.

Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Wojownik" nr 2-3 (listopad-grudzień) 1991

Powrót do spisu treści


Kendo

KLAN YAGYU
Przemysław Paleczny

cleaner@autograf.pl

Pewne podanie mówi, jak to Miyamoto Musashi spotkał podczas wędrówki pewnego wojownika. Zatrzymali się, chwilę patrzyli sobie w oczy i milczeli. Pierwszy odezwał się Musashi:
-Ty jesteś Yagyu.
-A ty jesteś Musashi - usłyszał w odpowiedzi.
Potem każdy poszedł w swoją stronę...

bushi

Muneyoshi Yagyu (1527-1606)

Urodził się w wiosce Yagyu, w prowincji Yamato (obecnie prefektura Nara), należącej do klanu rodzinnego o tym samym nazwisku.
Jego pierwszym nauczycielem był ojciec Itoshi, który nauczał stylu Chujo Ryu. Był szczególnie utalentowany, co zwróciło uwagę mistrza Kamizumi Ise no Kami Hidetsuna. Około 1562 - 1563 walczył on z uczniem Hidetsuny, ale został sromotnie pobity. Natychmiast poprosił mistrza o naukę.
Szybko doskonalił się i uzyskał świadectwo mistrzowskie, będąc jednocześnie ulubionym uczniem mistrza Hidetsuny. Jego własna wersja stylu Shinkage Ryu nazywana była Yagyu Shinkage Ryu. Jest to jeden z najsłynniejszych stylów Ken Jitsu.
W 1594 roku, wraz ze swoim synem Munenorim dawał on pokazy przed przyszłym szogunem Ieyasu Tokugawą. Tokugawa chciał walczyć z Muneyoshim. W walce jednak mistrz Yagyu za pomącą techniki kumiuchi pozbawił go szybko miecza. Tokugawa uczył się potem u syna Muneyoshiego.

Yagyu Yoshikatsu

Był najstarszym synem Muneyoshiego i również wybitnym mistrzem. Jednak podczas jednej z bitew został ciężko ranny i został kaleką. W 1571 wstąpił do klasztoru. Podobnie było z dwoma jego braćmi. Dopiero czwarty syn stał się spadkobiercą dziedzictwa klanu Yagyu.

Yagyu Munenori (1571-1646)

Nadzwyczajnie pilny uczeń. Oprócz Ken Jitsu uczył się również sztuki walki yari (włócznia), naginata (halabarda) i bo (kij). Szkoła Yagyu uczyła również walki żelaznym wachlarzem tessen i walki wręcz kumiuchi (którą posłużył się Muneyoshi do pokonania Tokugawy).
Munenori był bardzo sławny. Uczył Ieyasu Tokugawę. Zasłynął szczególnie z pojedynków podczas bitwy pod Sekigaharą. Również grupa ninja z terenów Yagyu pomogła w obronie zamku Fushimi. Munenori otrzymał lenna w prowincji Yamato oraz tytuł gubernatora prowincji Tajima, a potem głównego inspektora policji szogunatu - tytuł "ometsuke".

Mitsuyoshi Yagyu (1607-1650)

Najstarszy syn Munenoriego. W histrorii jest bardziej znany pod przydomkiem Jubei. Również pełnił funkcję nauczyciela rodziny Tokugawa. Służył również szogunowi Iemitsu Tokugawa jako tajny agent do specjalnych poruszeń. Podobno był najzręczniejszym "szpiegiem szoguna" i czterokrotnie badał sytuację na Kyushu nadzorując tamtejszego daimyo czy nie spiskuje przeciw władzom centralnym.
Z czasem założył szkołę w Masakizaki (prowincja Iga). Był wspaniałym mistrzem fechtuku, zwycięzcą wielu pojedynków.
Zmarł przedwcześnie w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego wyczyny opisane są w "Dzienniku podróżnym Yagyu" ("Yagyu tabi nikki").
On właśnie był tym, którego podczas wędrówki spotkał mistrz Musashi.

Powrót do spisu treści


Ninjitsu

NINJITSU - SZTUKA WALKI, PRZETRWANIA I... SPRAWIEDLIWOŚCI
Dawid E. Eastwood

Czytelnikom WOJOWNIKA - "dwa słowa":
Spotkał mnie miły zaszczyt i zarazem obowiązek prezentacji Czytelnikom ezoterycznej sztuki walki NINJITSU.
Panuje powszechne przekonanie o niemoralnej duszy NINJA mordercy, szpiega i terrorysty. Zdaję sobie sprawę z trudności odbrązawiania tej sensacyjnej i krzywdzącej opinii. Sądzę, że jeden artykuł na ten temat nie rozwieje wątpliwości i nie wyczerpie w pełni zagadnienia.
Apeluję o listy i pytania, które zainspirują tematycznie dalsze artykuły prezentujące tajniki NINJITSU, oraz rozwieją powstałe, często szkodliwe legendy. Pomimo fanatyzmu dla sztuki NINJA. muszę przyznać się, że moja droga w tym kierunku nie była łatwa i prosta, a nawet, przed jej podjęciem się wzbraniałem. Czy można jednak uciec przed Przeznaczeniem?!
Będąc bardzo wdzięczny Mistrzom, za tak wnikliwy i niezwykły przekaz wiedzy i prawdy o NINJITSU, chcę przekazać dalej swoje doświadczenia i być może... także wskazać Drogę, poszukującym jej miłośnikom sztuk walki i kultury Dalekiego Wschodu.

Spośród wielu znanych dalekowschodnich sztuk walki żadna, prawdopodobnie nie podlegała tak silnej krytyce, jak właśnie japońska sztuka NINJITU. Jest to zarazem, jedna z najstarszych i najmłodszych sztuk walki. Liczy sobie ona bynajmniej... kilkanaście setek lat, choć niektórzy znawcy twierdzą, że jest tak stara jak zbrojny sprzeciw człowieka wobec ciemiężycielskiej władzy tyranów. Równocześnie, sztuka NINJITSU została "ujawniona" światu w latach 60-tych naszego stulecia, przez doktora MASAAKI HATSUMI, 34 Soke - Wielkiego Mistrza z klanu IGA -TOGAKURE RYU NINJITSU. Japońskie sztuki walki osiągnęły swój rozkwit popularności na zachodzie dopiero po zakończeniu II Wojny Światowej - rozpowszechnione poprzez powracających żołnierzy amerykańskich. W czasie wojennej okupacji Japonii, wypędzając z Japończyków "ducha samurajów", sami niejednokrotnie "zarażali" się tą fascynującą kulturą i sztuką niedawnych wrogów. Interesującą sprawą jest to, że właśnie NINJITSU, najpóźniej przeniesione na Zachód, padło ofiarą sensacyjnej i zarazem tendencyjnie negatywnej reklamy prasowej i fantazji kina. Właśnie NINJA i wyznawcom sztuki NINJITSU zarzucano terroryzm, morderstwa dla pieniędzy i szpiegostwo. Przedstawiano równocześnie, nadzwyczaj perfekcyjną sprawność NINJA, mistrzostwo we wszystkich sztukach walki i bezwzględne - fanatyczne podejście do wykonywanych zadań i operacji. Z jednej strony - chodzące zło, z drugiej wspaniały mistrz walki!? Przyczyna tej złej sławy jest prozaiczna, po prostu NINJA nie wywodzili się z klasy rządzącej w Japonii - SAMIRAJÓW. System feudalny dzielił społeczeństwo na klasy, na czele których stali BUSHI (BUKE) - samuraje, "szlachetnie urodzeni", elita społeczna i władza. Niżej byli chłopi - "słudzy ziemi", którzy mieli obowiązek dbać o ziemię i żywić kastę wojowników. Dalej, kupcy i rzemieślnicy, zaopatrujący w wyroby władców, samurajów i chłopów, co jednak nie było wystarczającym powodem dla szacunku i uznania. Na samym dole była "zgnilizna - zwierzęta bez duszy", jak pogardliwie nazywano najuboższą, pozbawioną praw warstwę społeczeństwa. Z nich właśnie najczęściej wywodzili się NINJA. Te podziały klasowe były bardzo rygorystycznie przestrzegane. Surowo karano najlżejsze przewinienia czy objawy niezadowolenia w niższych klasach społecznych. Kara śmierci, tortury, konfiskata majątku, sprzedaż dzieci i rodzin w niewolę były codziennym prawem! Takie nadużycia władzy musiały mieć swój społeczny oddźwięk - z jednej strony zastraszyły i zniewoliły większą część społeczeństwa, z drugiej, powodowały desperackie bunty i zbrojny opór nielicznych przeciwników takich praw. Wobec wszechstronnie wyćwiczonych i bezwzględnych w walce samurajów niełatwo było się przeciwstawić prześladowanym i zdesperowanym biedakom. A jednak, w oparciu o doświadczenia bojowe wyjętych spod prawa samurajów - RONINÓW i filozofię mnichów i kapłanów, udało się garstkom desperatów stworzyć ezoteryczną i mistyczną sztukę walki i samoobrony : NINJITSU! Resztę stanowił drakoński i perfekcyjny trening sztuki walki, którą skutecznie przeciwstawiali się przeważającym siłom rządzącej elity. Wyczyny Ninja stworzyły legendy i zarazem srogie, nieludzkie represje. Przez kilkaset lat, propaganda rządowa kasty samurajów, zaciekle ścigała i zwalczała NINJA, obciążając ich czyny wszelkimi zbrodniami i opinią demonów - krzewicieli zła. Żadna władza nie chce popierać swoich przeciwników i zawsze, wszelkimi sposobami będzie dążyć do ich zniszczenia i zniesławienia - i tak właśnie powstała legenda - etykieta niegodziwych NINJA. Pomimo tego, w opowiadaniach krążących wśród biedaków, NINJA byli bohaterskimi banitami TENGU - japońskimi Robin Hoodami, obrońcami sprawiedliwości i prześladowanych. Niestety, na Zachód wraz ze sztuką NINJITSU przeniesiono właśnie "samurajskie spojrzenie" na wartości poznawcze tej sztuki. Dopiero niedawno, w latach 60-tych wielki, współcześnie żyjący mistrz NINJITSU, dr. MASAAKI HATSUMl, widząc, jakie spustoszenie w interpretacji tej sztuki robią publikacje i masowe filmy o NINJA, zdecydował o konieczności ujawnienia tajemnic NINJITSU.

Mistrz Hatsumi tak określa cel doskonałości NINJA: "Na Zachodzie przedstawienie działalności NINJA podąża w złym kierunku. Sądzi się, że NINJITSU używa się do zabijania i innych złych czynów i ci, którzy je ćwiczą, żyją w "świecie nocy". Bycie prawdziwym NINJA znaczy: życie dobre, życie pod słońcem - na specjalnym "miejscu" pod słońcem! Umysł NINJA jest umysłem miłosierdzia. Trzeba żyć prosto, godnie. Szukając sensu życia człowiek może odkryć porządek wszechświata. Odkryć prawdę, osiągnąć wyższy stan ducha " JIHI NO KOKORO" - to prawdziwy sens NINJA!".

Mistrz, dr. M. Hatsumi jest tytularnym, 34-tym SOKE klanu TOGAKURE RYU, a także sukcesorem i szefem siedmiu innych szkół walki, przyznano mu również honorowy tytuł "narodowego trenera sztuki walki", nadawany nielicznym osobom w Japonii. Tytuły te świadczą o wielkim zasobie wiedzy i umiejętnościach tego człowieka. Sam mistrz jest bardzo skromnym, miłym i spokojnym ... cenionym lekarzem chirurgiem, specjalistą leczenia skomplikowanych złamań, klimat tajemniczości i grozy powoli zanika. Studiujący prawdziwe NINJITSU (również w Polsce!) dysponują ogromną wiedzą, wielu z nich to specjaliści w innych sztukach walki, psychologii, filozofii, medycynie, wojskowości itd. Im bardziej się poznaje NINJITSU tym bardziej pociąga ono jako sposób życia, podświadomie. To dziedzictwo wojowników NINJA - prześladowanych obrońców sprawiedliwości i demokracji, staje się narzędziem ułatwiającym wędrówkę po wyboistej drodze życia. Wielu miłośników sztuki walki właśnie w NINJITSU zakotwiczyło swoją barkę poszukiwacza uniwersalnej sztuki - Drogi, którą chce kroczyć do kresu swoich dni. Bynajmniej, nie jest to sztuka łatwa - wymaga ciągłej ofiary i samozaparcia, a wiedza, którą trzeba przyswoić jest jak niebotyczny szczyt FUJI SAN. W sztuce NINJITSU "nie ma" mistrzów, gdyż nauka nie ma końca, a większość jej sekretów ujawnia się dopiero z praktyką i czasem studiowania. Wiele szlachetnych i pięknych sztuk walki straciło swe walory praktyczne z chwilą masowego wprowadzenia broni palnej. Nie zachwiało to jednak sztuką NINJITSU, gdyż jej taktyka, strategia i filozofia działania bez problemów przystosowała się do zmian i również dzisiaj, nie wpływają one na jej "jakość". Zmienia się technika i jej wynalazki, ale duch NINJA pozostaje wiecznie żywy i zaskakujący swoją nowoczesnością. Zarówno dawniej jak i dzisiaj, prawdziwy NINJA był i jest zmuszony do działania poprzez miłość do swego rodu, rodziny i społeczności oraz jest osobiście odpowiedzialny za pozytywne manewrowanie swym przeznaczeniem. Umiejętności, które mogą niejako równocześnie potwierdzić teorię o niebezpiecznych dla społeczeństwa technikach adeptów NINJITSU są zaledwie "odbiciem w lustrze", a nie prawdziwym obliczem, podmiotem studiów tej sztuki, taka motywacja daje oparcie duchowe, moralne i oczyszczenie każdemu NINJA, na jego drodze walki. Co może zaoferować przeciętnemu człowiekowi NINJITSU, pochodzące z tak odległych, feudalnych czasów? Nauczyciel i mistrz HEISHICHIRO OKUSE mówił, że techniki i taktyka tej sztuki mogą być przetworzone i wykorzystane w każdej dziedzinie współczesnego życia, a zasady filozoficzne są kamieniem węgielnym mądrości i "drogi dobrotliwego serca". Ninja każde podjęte przez siebie zadanie wykonywał z perfekcją, a już to jest warte naśladowania. W jego postępowaniu nie było miejsca na dyletanctwo czy przeciętność. Całe jego, najczęściej krótkie życie, od początku do końca, było poświecone samodoskonaleniu. Jego ciało i osobowość były maksymalnie doskonałe. Taki stan nie byłby możliwy do osiągnięcia bez duchowej podbudowy, zawartej w prawach NINPO, których NINJA był gorącym wyznawcą. Podporządkowując drogę swego życia prawom przyrody, stawał się niejako religią, której nazwa brzmiała: NINJA. Dzięki wzniesieniu się ponad materialno-fizyczny świat, poprzez podporządkowanie się uniwersalnym prawom NINPO, mógł osiągnąć stan SHIN - SHIN, SHIN - GAN, czyli "oczu i umysłu Boga". Droga samuraja była drogą śmierci i prawdziwy samuraj przez całe życie przygotowywał się właśnie na ten moment. Był nauczony unikania rozważań na temat motywacji swego pana, gdyż jego zadaniem była walka i ślepe posłuszeństwo, kodeks samurajów BUSHIDO stwarzał czasem sytuacje, kiedy wiedzieli oni, że ich pan i jego następcy są szaleni, jednak dalej byli moralnie zobowiązani walczyć do śmierci za tego potwora, w jakiego zmienił się ich pan. Ninja natomiast mogli w takim przypadku dać wsparcie innemu władcy, który miał inny stosunek do ich filozofii życia. Przez to byli bardziej lojalni ideałom swego rodu, klanu niż ktokolwiek inny. Ich ideały żyły, podczas gdy istnienia ludzkie zmieniały się z upływem lat.

Być może, że ten długi wywód filozoficzno-moralny nie był zajmujący i nasycony ciekawostkami o NINJA, ale konieczny dla oczyszczenia tematu. Następny rozdział przedstawi najbardziej kontrowersyjną sprawę tajemniczej siły - "mocy" jakiej używał Ninja w walce i samoleczeniu.


Słowniczek zwrotów japońskich, użytych w artykule:
NINJITSU - Ninjitsu (wym: nindzicu) - sztuka walki Ninja.
NINJA - Ninja , ninja (wym: nindzia) - wojownik z klanu SHINOBI.
KUNOICHI - kunoichi, kunoichi (wym: kunoići) - kobieta wojownik z klanu SHINOBI.
SHINOBI - Shinobi (wym: śinobi) - klan, ród - grupa wojowników Ninja, Stowarzyszenie Niewidzialnych, duża rodzina Ninja.
NIN = SHINO - niewidzialny, skryty, ukrywanie.
dr. MASAAKI HATSUMI - obecny Wielki Mistrz (SOKE) - spadkobierca klanu IGA SHINOBI i naczelny trener - prezydent TOGAKURE RYU NINJITSU KAI.
BUSHI = BUKE = SAMURAI - (wym: buśi, buke, samuraj) - samuraj, przedstawiciel uprzywilejowanej kasty rządzącej w Japonii.
JIHI NO KOKORO - (wym. dzihi no kokom) - zasada działania Ninja, która brzmi: "Droga dobrotliwego serca".
NINPO - (wym: ninpo) - "Prawa Ninja" - "Droga do doskonałości poprzez uprawianie sztuki walki Ninjitsu".
HEISHICHIRO OKUSE - niedawno zmarły nauczyciel, propagator i historyk Ninjitsu z IGA-UENO w Japonii.
SHIN - SHIN, SHIN - GAN - (wym: śin-śin, śin-gan) - w znaczeniu: stan kontemplacji pełnego zespolenia z Naturą-Nadświadomością: "oczy i umysł BOGA".
BUSHI DO - (wym: buśi do) - kodeks postępowania kasty samurajów: "Droga Samuraja".


Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Wojownik" nr 2 (luty) 1992

Powrót do spisu treści


POPRZEZ UMYSŁOWY TRENING DO ZWYCIĘSTWA
Dariusz Nowicki

Kształtowanie psychiki jest jednym z celów treningu dalekowschodnich
sztuk i sportów walki oraz efektem prawidłowo wykonywanych ćwiczeń.

Prawie każdy o tym słyszał, a niektórzy zawodnicy i "studenci" sztuk walki mniej lub bardziej systematycznie praktykują różne ćwiczenia medytacyjne mające na celu ćwiczenie umysłu. Jednak większość ćwiczących nigdy nie zetknęła się z rzeczywistym treningiem mającym na celu kształtowanie psychiki, a utożsamiana z nim chwila koncentracji na początku lub na końcu treningu tak naprawdę ma niewielki wpływ na rozwój odporności psychicznej. Również proste ćwiczenia medytacyjne (koncentracja na oddechu lub mantrze) niewiele pomogą uczniowi, którego celem jest perfekcja techniczna oraz zwycięstwo nad sobą lub przeciwnikiem. Uważam też, że medytacja jako system prowadzący do doskonałości w sztukach walki, a szczególnie w sportach walki, nie jest zbyt odpowiednia dla ludzi wychowanych w odmiennych warunkach kulturowych, a z kulturą Orientu stykających się dopiero po osiągnięciu już pewnej dojrzałości psychospołecznej. Być może ta uwaga wywoła protest wielu Czytelników, ale czy nie wydaje się logiczne, że metody kształtowania psychiki opracowane przez Europejczyków (ludzi kultury zachodniej) dla Europejczyków będą skuteczniejsze niż metody medytacyjne opracowane przez ludzi Wschodu dla ludzi Wschodu. Oczywiście, wiele współczesnych europejskich systemów psychoterapeutycznych czerpie bardzo dużo z kultury Orientu, ale stanowi ona jedynie inspirację do opracowania technik odpowiadających naszej psychice.

W ostatniej dekadzie wielu zawodników, amatorów i zawodowców coraz chętniej sięga do psychologii, aby osiągnąć zwycięstwo. Okazuje się bowiem, że samo przygotowanie fizyczne już nie wystarcza. Coraz częściej wygrywają zawodnicy lepiej przygotowani psychicznie. Dotyczy to głównie sportów walki, gdzie stres jest szczególnie dokuczliwy w bezpośrednim starciu z rywalem. W związku z tym zainteresowaniem naukowcy (psycholodzy i lekarze) pracujący z zawodnikami opracowali wiele metod mających na celu psychiczne przygotowanie sportowca do startu w zawodach. Metody te określane są wspólną nazwą "treningu umysłowego". Trening umysłowy ma na celu osiągnięcie, co przez systematyczne ćwiczenia, kontroli nad procesami fizjologicznymi naszego ciała oraz nad procesami umysłowymi. Dzięki tej kontroli zawodnik może osiągnąć stan perfekcyjnego działania w sytuacjach trudnych, wiążących się zwykle ze skrajnym napięciem emocjonalnym i dezorganizacją czynności.

Stan idealnego funkcjonowania osiągany jest dzięki takim technikom, jak: wyznaczanie celów, relaksacja, trening wyobrażeniowy i autosugestia słowna.

Pokrótce przedstawię te techniki, a w kolejnych artykułach opiszę je dokładniej wraz z praktycznymi wskazówkami dotyczącymi ich ćwiczenia.

Wyznaczanie celów ma za zadanie ukierunkowanie uwagi, motywacji i działania zawodnika na ważne aspekty stojących przed nim zadań treningowych. Zawodnik wyznacza sobie cel, jaki chce osiągnąć, określa go bardzo konkretnie, wybiera środki treningowe mające go doprowadzić do wytyczonego celu oraz czas, w jakim ten cel ma być zrealizowany. Cel może być krótkoterminowy (np. stopień rozciągnięcia, jaki chcesz osiągnąć po dwóch tygodniach treningu), średnioterminowy (np. poziom wydolności fizycznej oczekiwany przez Ciebie po trzech miesiącach treningu) i długoterminowy (np. poziom zaawansowania technicznego po roku treningu).

Cele, które chcesz osiągnąć, powinny być jasno zdefiniowane, zaakceptowane przez Ciebie oraz realne do osiągnięcia. Tylko wtedy pozwolą Ci na pełną mobilizację w trakcie treningu.

Każdy człowiek wymaga pewnego poziomu pobudzenia (aktywacji), aby mógł prawidłowo funkcjonować. Jeżeli ten poziom jest optymalny to działamy prawidłowo. Natomiast w przypadku zbyt niskiego lub wysokiego stopnia aktywności dochodzi do zaburzenia naszych czynności. Zaczynamy popełniać błędy, gubimy się i przegrywamy rywalizację. Dotyczy to szczególnie sytuacji tuż przed walką, gdy wzrastające napięcie wręcz paraliżuje nasze ruchy. Czasami też możemy odczuwać narastającą senność, chociaż powinniśmy przygotować się do startu. To nasz mózg broni się przed sytuacją trudną, obniżając poziom napięcia aż do momentu, który ponownie wiąże się z pogorszeniem sprawności działania. Utrzymanie odpowiedniego poziomu pobudzenia (aktywacji) jest kluczem do perfekcyjnego działania. A osiągnięcie tego jest możliwe dzięki treningowi relaksacyjnemu, za pomocą którego zawodnik uczy się odczuwać i kontrolować napięcie mięśniowe i emocjonalne.

Trening relaksacyjny w swej podstawowej formie bazuje na umiejętności rozluźnienia mięśni i osiągania stanu spokoju i komfortu psychicznego. Stan relaksu mięśni i umysłu jest niezmiernie ważny dla dalszych ćwiczeń treningu umysłowego, gdyż wiąże się z pogłębioną koncentracją uwagi, lepszą pamięcią i podatnością na autosugestię.

Każda forma naszego działania i reakcji naszego ciała wiąże się z aktywnością mózgu. Można powiedzieć, że tak jak ktoś myśli, tak i działa jego ciało. Obrazy powstające w naszym mózgu mają nie tylko wpływ na emocje i nastawienie psychiczne, ale i na ruchy mięśni. Jeżeli jesteś w stanie wyobrazić sobie jakiś ruch, to również możesz go wykonać. Trening wyobrażeniowy ma na celu doskonalenie technik poprzez wywołanie wyobrażenia perfekcyjnego wykonania danej techniki. Może również służyć do kształtowania odpowiednich stanów emocjonalnych, np. pewności siebie, przekonania o zwycięstwie, zdecydowania w działaniu itp. Oczywiście, wyobrażenia tego typu powinny być "budowane" w odpowiedni sposób, zgodny z wiodącym kanałem odbioru i przetwarzania informacji przez osobę ćwiczącą, oraz odpowiednio ćwiczone w ciągu dnia.

Prawidłowo sformułowana autosugestia słowna (określana też mianem afirmacji) jest innym sposobem kontroli stanu umysłu. Jeżeli w twym funkcjonowaniu przeważają stwierdzenia negatywne, typu ,,nie mogę...", "nie potrafię...", "boję się...", to rzeczywiście nie możesz, nie potrafisz i boisz się. Brak ci wiary w siebie i w swoje możliwości. Natomiast pozytywna autosugestia przybierająca postać stwierdzeń w rodzaju "Ja jestem silny", "Ja potrafię to zrobić", "Ja chcę tego" mobilizuje Twoją energię i dzięki temu osiągasz wyznaczone cele i odnosisz sukces.

Jeżeli obawiasz się porażki i myślisz o niej , to jak gdyby przywołujesz ją i na prawdę przegrywasz na własne życzenie. Prawidłowo sformułowana autosugestia powinna zaczynać się od słówka "Ja...", musi być utrzymana w pozytywnej formie i w czasie teraźniejszym Tego typu myśli pozwolą ci odzyskać kontrolę nad emocjami i doprowadzą do zwycięstwa nad sobą, a następnie nad przeciwnikiem. Badania wykazują, ze wielu ludzi, którzy osiągnęli perfekcję w działaniu i sukces w życiu (nie tylko w sporcie) w sposób naturalny stosowało lub stosuje którąś z opisanych powyżej technik. Intuicyjnie znaleźli sposób na uzyskanie kontroli nad własną psychiką i ciałem. Jednak większość potrzebuje konkretnych wskazówek i codziennego treningu, aby rozwijać swoje możliwości psychiczne.

Na koniec chciałbym podkreślić, że trening umysłowy jest ściśle związany z normalnym treningiem "fizycznym" i te dwie formy wzajemnie się uzupełniają. Nawet najbardziej odporny psychicznie zawodnik, który nie zna odpowiednich technik obrony i ataku i nie jest przygotowany kondycyjnie, nie wygra walki.

Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Wojownik" nr 2-3 (listopad-grudzień) 1991

Powrót do spisu treści


Kino

"WARRIORS OF HEAVEN AND EARTH" ("WOJOWNICY NIEBA I ZIEMI")
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

Akcja filmu dzieje się w Chinach w czasie panowania dynastii Tang. Lai Xi, japoński emisariusz będący przez wiele lat na służbie u cesarza, tęskni coraz bardziej za rodzinnym krajem i pragnie powrotu do swojego domu. Prosi władcę o zwolnienie go ze służby. Ten wyraża na to zgodę, ale dopiero po wykonaniu ostatniego zadania. Musi schwytać kapitana Li Zai, który wzniecił bunt w armii, odmawiając zabicia więzionych przez wojsko kobiet i dzieci.
Lai Xi udaje się szybko odnaleźć renegata, ale okoliczności zmuszają go do odłożenia swojego zadania na później. Musi połączyć swoje siły z kapitanem Li Zai, aby pomóc specjalnej karawanie przeprawić się przez pustynię Gobi. Wśród podróżników znajduje się księżniczka Wen Zhu oraz mnich przewożący drogocenne księgi i relikwie buddyjskie. W czasie tej długiej wędrówki muszą stawić czoła bezlitosnym piaskom pustyni oraz bandytom demonicznego mistrza An.

  

  

"Warriors of Heaven and Earth" jest trochę w klimacie filmu "Musa", ale niestety nie dorównuje mu jakością. Choć sam pomysł skrzyżowania przeciwko sobie trzech tak odmiennych wojowników czyli japońskiego emisariusza, cesarskiego wojownika i pustynnego bandyty, jest bardzo ciekawy, to jednak reżyserowi nie udało się go do końca sprawnie wykorzystać. Sceny walk są przydługie i brak im niestety sensu. Jest tam dużo machania różnego rodzaju bronią, ale bez większego realizmu.

  

  

Choć całościowo film nie wzbudza aż takiego zachwytu, to jednak kilkanaście scen jest naprawdę doskonale zrobionych i na pewno warto zobaczyć ten film. Ciekawie pokazano na przykład kontrast sposobu walki wojownika chińskiego i japońskiego.

  

W obsadzie wyróżnia się Wang Xueqi, wcielający się w postać demonicznego mistrza An, który gra trochę w klimacie Gary Oldmana, a także nieźle włada bronią.

"Warriors of Heaven and Earth" reprezentował Chiny w 2003 r. w walce o nominację do Oskara w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny", ale nie uzyskał tego wyróżnienia Amerykańskiej Akademii Filmowej.

  

Obsada:
Wen Jiang = kapitan Li Zai
Kiichi Nakai = Lai Qi
Wang Xueqi = mistrz An
Vicki Zhao = Wen Zhu
Yun Zhou = mnich
 
reżyseria i scenariusz = Ping He
zdjęcia= Zhao Fei
muzyka = Matt Dunkley, A.R. Rahman

Tytuł originalny:
"Tian di ying xiong"

Gatunek:
akcja/przygodowy/dramat

Produkcja:
Chiny/Hong Kong, 2003

Oryginalna strona:
http://www.warriors-movie.com/

Powrót do spisu treści


Kino

"THE LAST SAMURAI" ("OSTATNI SAMURAI")
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

Japonia w drugiej połowie XIX wieku ulega silnym przemianom pod wpływem kontaktów z cywilizacją Zachodu. Cesarz postanawia dokonać rewolucyjnych zmian w armii. Japońscy dyplomaci dokonują dużego zakupu broni palnej w USA i wynajmują kilku amerykańskich wojskowych, których zadaniem jest wyszkolenie specjalnych oddziałów.

Kapitana Nathan Algren, weteran wielu wojen, przeżywa wewnętrzny kryzys po jednej z bitew z Indianami i nie mogąc odnaleźć swojego miejsca w domu, chętnie wyrusza do Kraju Kwitnącej Wiśni.

W Japonii po zbyt krótkim okresie ćwiczeń, jego nie wytrenowany oddział wpada w pułapkę i Algren trafia do niewoli buntowniczych samurajów. Tam ze zdziwieniem odkrywa, jak dużo łączy go z wojownikami kultywującymi starożytne tradycje... i przechodzi na ich stronę....

  

    

Mocną stroną filmu są zdjęcia. Sceny batalistyczne przedstawione są naprawdę bardzo realistycznie. Walki na miecze perfekcyjnie dopracowane, wyraźnie widać, że pracowali nad tym prawdziwi eksperci. Toma Cruise przeszedł ekspresowe przeszkolenie kendo i dzięki wyrafinowanym ujęciom kamery, nawet nie widać, że jest amatorem w posługiwaniu się białą bronią.

  

  

  

W obsadzie wyróżnia się Ken Watanabe, grający charyzmatycznego przywódcę zbuntowanych samurajów. Jest bardzo przekonywujący w roli Katsumoto. Dzięki jego obecności sceny nabierają głębszego wyrazu.

  

  

Kino hollywoodzkie, poza coraz lepszymi efektami specjalnymi, podlega tak naprawdę niewielkim przemianom. Ciągle są to produkcje dla wielkich mas i odbiorców traktuje się jak dzieci, a przedstawiane wydarzenia są upraszczane do granic możliwości. Tak samo jest niestety z "The Last Samurai". Obraz XIX wiecznej Japonii ma niewiele wspólnego z historycznymi wydarzeniami, a ekspresowe tempo wydarzeń nie umożliwia przedstawienia prawdziwej mentalności ludzi Wschodu. Cała opowieść bazuje na typowych amerykańskich schematach, łącznie z nadmiernie pompatycznym zakończeniem, kiedy to cudzoziemiec uczy cesarza poszanowania japońskiej tradycji. Szkoda, bo mając tak duży budżet, można było zrobić coś bardziej oryginalnego i ciekawego.

Obsada:
Tom Cruise = kapitan Nathan Algren
Ken Watanabe = Katsumoto
Koyuki = Taka
Hiroyuki Sanada = Ujio
Shin Koyamada = Yoritomo
Billy Connolly = sierżant Zebulon Gant
Tony Goldwyn = pułkownik Benjamin Bagly
Timothy Spall = Simon Graham
Shichinosuke Nakamura = cesarz
Masao Harada = Ohmura
Shun Sugata = Nakao
 
reżyseria = Edward Zwick
scenariusz = Marshall Herskovitz, John Logan, Edward Zwick
zdjęcia = John Toll
muzyka = Hans Zimmer

Gatunek:
akcja/przygodowy/dramat/wojenny

Produkcja:
USA, 2003 r.

Oficjalna strona:
http://lastsamurai.warnerbros.com/

Powrót do spisu treści


Kino

"BELLY OF THE BEAST"
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

Dwie amerykańskie turystki zostają porwane w Tajlandii. Jak się szybko okazuje, nie jest to dzieło przypadku, bo jedna z nich jest córką senatora. Porywacze mają jednak pecha, druga dziewczyna jest córką Jake'a Hoppera (Steven Seagal), byłego agent CIA. Hopper nie licząc na skuteczność władz, sam wyrusza na Daleki Wschód i wykorzystuje swoje stare znajomości do odnalezienia dziewcząt. Przy okazji odkrywa wielką korupcyjną aferę polityczną.....

  

Co można powiedzieć o tym filmie? Choć Steven Seagal był współautorem scenariusza i jednym z producentów, to po obejrzeniu tego dzieła, odnosi się silne wrażenie, że niezbyt go to wszystko interesowało, jakby nie miał do tego wszystkiego serca. Jego gra jest bardzo sztuczna, a pojedynki na żenującym poziomie i całkowicie absurdalne. W wielu scenach nawet nie wiadomo, kto naprawdę walczy, bo widać tylko zbliżenie rąk lub nóg.

W finałowej scenie Seagal używa sztuki taijiquan i "wystrzeliwuje" swojego przeciwnika techniką znaną każdemu miłośnikowi "24 form pekińskich". Po obejrzeniu "Belly of The Beast", można dojść do wniosku, że Steven pomału upodabnia się do Davida Carradine'a i niedługo może zastąpić go w serialu "Legendy Kung Fu".

  

O jakości filmu może świadczyć też to, że nie pojawił się on w kinach, tylko od razu trafił do dystrybucji na płytach DVD. Wytwórnia nie zainwestowała nawet w odpowiednią reklamę i nie stworzyła dla tego tytułu serwisu internetowego.

Nie wszystko w "Belly of The Beast" jest kiepskie, kilka pomysłów jest ciekawych. Na przykład bardzo spodobał mi się sposób przenoszenie informacji przez ruch oporu. Żałuję, że w naszym kraju listonoszki nie dostarczają tak korespondencji. A tak na marginesie, trochę dziwię się, że Steven Seagal tak szybko przeczytał list od partyzantów. Ja na jego miejscu dokładnie sprawdziłbym czy gdzieś nie zapisano jeszcze postscriptum....

Obsada:
Steven Seagal = Jake Hopper
Byron Mann = Sunti
Monica Lo = Lulu
Tom Wu = generał Jantapan
Sarah Malukul Lane = Jessica Hopper
Patrick Robinson = Leon Washington
Vincent Riotta = Fitch McQuad
Norman Veeratum = Suthep
Elidh MacQueen = Sara Winthorpe
Chau Siu Tung = Kong
Kevork Malikyan = Fernand Zadir
Pongpat Wachirabunjong = Mongkol
Max Ruddock = Russel
Martin McDougall = Tom Collins
Ian Robinson = Tom Blake
Colin Stinton = Jim Cox
Wannakit Sirioput = Tommy Taipei
 
reżyseria = Siu-Tung Ching
scenariusz = Steven Seagal, James Townsend
produkcja = Jamie Brown, John Thompson, Charles Wang, Randall Emmett, Steven Seagal

Gatunek:
akcja

Rok produkcji: 2003

Powrót do spisu treści


Kino

"LOST IN TRANSLATION" ("MIĘDZY SŁOWAMI")
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

Ten film nie jest o sztukach walki. Dlaczego więc pojawił się w tym magazynie? Może dlatego, że pokazuje zderzenie kultur Wschodu i Zachodu. Opowiada o pobycie dwójki Amerykanów we współczesnej Japonii, ich zagubieniu i samotności w obcym świecie. Jest więc to jakiś pretekst do jego prezentacji. Ale tak naprawdę historia, która jest w nim przedstawiona, może zdarzyć się w każdym miejscu i czasie. Przekaz jest niezwykle uniwersalny.

   

   

Film oczarował mnie swoim klimatem i gorąco polecam go Waszej uwadze. Trudno jest opisać, co jest jego treścią, bo wszystko dzieje się w nim gdzieś pomiędzy słowami. To subtelna opowieść o samotności, przemijaniu, potrzebie przyjaźni i bliskości drugiej osoby. O tym wszystkim co umyka często naszej uwadze. W tym filmie dzieje się tak dużo, a zarazem tak niewiele. Pokazano w nim chwile, które normalnie trwają ulotnie krótko, a tym razem jakby się trochę przeciągają.... To niezwykle ciepły i piękny film.

   

   

   

"Lost in Translation" dostał 3 Złote Globy, a także 4 nominacje do Oscara (najlepszy film, reżyseria, scenariusz i główna rola męska), Sofia Coppola dostała złotą statuetkę za scenariusz jako pierwsza Amerykanka w historii tej nagrody. Powszechne uznanie przez krytyków oraz frekwencja w salach kinowych są dowodem na to, że film inteligentny, subtelny, bez wybuchów i efektów specjalnych, może być dzisiaj także powszechnie doceniony. Jest w tym jakaś nadzieja dla współczesnego kina....

   

Obsada:
Scarlett Johansson - Charlotte
Bill Murray - Bob Harris
Akiko Takeshita - Pani Kawasaki
Giovanni Ribisi - John
Fumihiro Hayashi - Charlie
 
Reżyseria - Sofia Coppola
Scenariusz - Sofia Coppola
Zdjęcia - Lance Acord
Muzyka - Brian Reitzell, Kevin Shields

Gatunek:
dramat/komedia/romans

Produkcja: USA, 2003

Oficjalna strona:
www.lost-in-translation.com

Powrót do spisu treści


Internet

MULTIMEDIA O SZTUKACH WALKI
Tomasz Grycan

wudang@cis.com.pl

Kolejna porcja linków do plików z filmikami o różnych sztukach walki. Życzę owocnego oglądania.


1. Dokument o Chen Taijiquan i wiosce Chenjiagou ("Chen Stil Taiji documentation").

http://www.taiji.de/taiji/head5e_17/index.htm

2. Olbrzymi zbiór wideoklipów różnych sztuk i sportów walki.

http://www.martialarts.dk/videoklip.asp

3. Formy różnych styli, między innymi: Xingyi, Bagua, Cha Quan, Chang Quan.

http://www.jiayo.com/videos/index.html

4. Kolekcja filmików o Wushu

http://www.beijingwushuteam.com/video.html

5. Walka mistrza Taijiquan stylu Wu z mistrzem Białego Żurawia w 1954 r. w Macao

http://www.sheenpeak.com/NgvsChan.WMV
około 13 MB

Powrót do spisu treści


Miscellanea

Czyżby nowy styl Tai Chi?

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.