magazyn Świat Nei Jia
NR 35 (KWIECIEŃ 2004)
SPECJALNE JUBILEUSZOWE WYDANIE

Spis treści:

Powrót do strony głównej


WSTĘP

Minęło 6 lat tworzenia przeze mnie internetowego magazynu "Świat Nei Jia" i to wydanie jest małym jubileuszem. Chciałbym z tej okazji serdecznie podziękować wszystkim autorom artykułów, którzy przez cały ten czas przysyłali mi swoje materiały. Mam nadzieję, że to grono osób szybko się powiększy i magazyn będzie jeszcze bardziej bogatszy tematycznie.

Obecne wydanie "Świata Nei Jia" jest pierwszym, które ukazuje się w nowym miejscu czyli pod adresem: www.neijia.net Jeszcze raz dziękuję tym wszystkim, którzy wsparli mnie swoimi datkami. Dzięki Wam mogłem wykupić własną domenę i miejsce na serwerze.

Jak pewnie zauważyliście, mój serwis zmienił się trochę. Mam sporo pomysłów i staram się je powoli realizować. Na początku kwietnia ruszyło "Forum Neijia" (www.neijia.net/forum/). Możecie tam wymieniać między sobą informacje i poglądy na temat Neijia oraz wszystkiego co jest z tym związane. Zapraszam do aktywnego korzystania z tej platformy medialnej. Olbrzymi wkład w powstanie "Forum Neijia" miał Piotr Otrębski. Chciałbym skorzystać z okazji i publicznie podziękować Mu za jego pracę. Bez jego pomocy, nie byłbym w stanie tego zrobić. Jeszcze raz dziękuję.


Zarówno w moim starym serwisie:
www.wudang.cis.com.pl/neijia.html
jak i nowym:
www.neijia.net/neijia.html
znajduje się taka informacja o magazynie "Świat Nei Jia":

Uwaga!
Jakiekolwiek publikowanie materiałów
(teksty lub zdjęcia) znajdujących się w tym magazynie,
bez zgody ich autorów jest nielegalne.

To, że jakiś materiał znajduje się w serwisie internetowym, nie oznacza, że każdy może go dowolnie wykorzystywać. Jeżeli ktoś chce go gdzieś opublikować, musi uzyskać zgodę jego twórcy, inaczej łamie prawo.
Autorzy tekstów, którzy przysyłają mi swoje artykuły, albo pozwalają mi na "przedruk" ich tekstów, mają do mnie zaufanie, że niczego nie zmienię w tych materiałach i umieszczone zostaną tutaj ich oryginalna wersje. A zatem osoba, która będzie je czytała, będzie miała dostęp do prawdziwych informacji, które chcieli przekazać ich twórcy.

Jeżeli ktoś publikuje artykuły (które napisałem lub opracowałem) bez mojej zgody, jest po prostu złodziejem.

Wkładam wiele energii w tworzenie serwisu o "Neijia" i kiedy widzę, jak ktoś podpisuje się pod moją pracą, to mój zapał do tworzenia tych stron znacznie maleje... Jeżeli te kradzieże będą się dalej nasilać, a niestety tak się znowu dzieje, to zakończę swoją pracę.... i nie będzie kolejnych wydań "Świata Nei Jia".
Pamiętajcie, że nie tylko mnie takie plagiaty zniechęcają. Wielu autorów tekstów publikowanych w tym magazynie, pisało swoje artykuły kosztem własnego życia rodzinnego. Kiedy teraz widzą, jak ktoś podpisuje się pod ich dziełami, to ich zapał do kontynuowania pracy znika....

Poświęcam prawie cały wolny czas na tworzenie tego serwisu, nie mam kiedy przeczesywać sieci i walczyć z nieuczciwym wykorzystaniem mojej pracy. Dlatego mam do Was gorącą prośbę. Jeżeli traficie w internecie na takie nielegalne strony, to zwróćcie uwagę ich autorom, aby zakończyli swoją działalność. Przy tej okazji chciałbym podziękować Konradowi Dynarowiczowi za skuteczne tępienie internetowych złodziei.

Pamiętajcie, że bardzo dużo materiałów, które zostały opublikowane w ciągu 6 lat działania mojego magazynu "Świat Nei Jia", wymagały ode mnie olbrzymiej pracy przy ich obróbce. Wiele artykułów dostawałem w formie papierowej, a to oznacza, że abyście mogli zobaczyć je na swoich monitorach, musiałem przenieść je na postać cyfrową, a także poskanować i odpowiednio przygotować zdjęcia. Niektórzy autorzy, nie tylko Ci z zagranicy, przysyłali mi swoje teksty bez polskich liter, co wiązało się z dodatkową żmudną pracą przy doklejaniu polskich "ogonków". Bardzo rzadko dostaję materiały, które nie wymagają ode mnie pracy i są od razu gotowe do umieszczenia w sieci.
Jeżeli ktoś uzyskał zgodę autora artykułu na wykorzystanie tekstu opublikowanego w "Świecie Nei Jia", to po "wklejeniu" go na swojej stronie, powinien zaznaczyć, kto opracował tą wersję internetową. Tak chyba jest uczciwie?

Zapraszam do lektury magazynu.

Tomasz Grycan

P.S.
Mam gorącą prośbę do tych wszystkich osób, które umieściły na swoich stronach link do mojego serwisu, aby uaktualniły go. Przypominam, że nowy adres to: www.neijia.net a nowy e-mail do korespondencji to:

Powrót do spisu treści


"SZTUKA WOJNY"
Sun Wu

przekład
Jarosław Zawadzki
shaning@poczta.fm

ROZDZIAŁ I
ROZWAŻANIA WSTĘPNE

Wojna - powiada Sunzi - ma potężne znaczeniu dla narodu; jest ona sprawą życia i śmierci, decyduje o jego istnieniu; tak więc zgłębianie wiedzy na jej temat jest absolutną koniecznością.

Mówiąc o wojnie należy wziąć pod uwagę pięć czynników oraz dokonać kilku porównań: po pierwsze filozofia, po drugie warunki pogodowe, po trzecie warunki terenowe, po czwarte generalicja i po piąte system. Filozofia czy też światopogląd 1 łączy lud z władcą, sprawia, że lud umiera za władcę lub dla niego żyje i nie boi się podejmować działań niebezpiecznych. Warunki pogodowe to: widność, temperatura oraz pory dnia i roku. 2. Warunki terenowe to: odległość, dostępność, rozłożystość terenu, oraz to czy jest korzystny czy też działa na naszą niekorzyść. 3. Z generalicją związane są takie cechy jak: wiedza, zaufanie, wyrozumiałość, 4 odwaga oraz stanowczość. System to nic innego jak pogrupowanie, zarządzanie i żołd. Generał musi rozumieć wszystkie te pięć czynników. Kto je rozumie - wygrywa, kto nie rozumie - nie wygrywa. Oprócz tego należy też, jak już mówiłem, dokonać kilku porównań: Któremu z władców lud jest bardziej oddany? 5 Który z generałów jest zdolniejszy? Komu sprzyja pogoda i teren? Czyj system łatwiej wdrożyć i kto będzie sprawniej wydawać rozkazy? Kto dysponuje lepszym uzbrojeniem? Czyja armia lepiej wyszkolona? Kto mądrzej stosuje nagrody i kary? Na tej podstawie rozsądzam losy obu stron.

Generał, który pojmie moje zasady, prowadząc wojnę zwycięży; należy takiego zatrzymać przy sobie. 6 Ten kto ich nie pojmie prowadząc wojnę przegra; takiego należy czym prędzej odprawić. 7

Pojąwszy korzyści jakie płyną z takich rozważań, należy przyjąć określoną postawę, która będzie pomocna w przyszłym działaniu. Postawa ta jednak powinna się zmieniać w zależności od zaistniałej sytuacji. Zawsze należy wybrać wariant najbardziej korzystny.

Wojna polega na wprowadzaniu w błąd. Jeśli możesz udawaj, że nie możesz; jeśli dasz znać, ze chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go; jeśli jesteś blisko, udawaj, żeś daleko; jeśli wróg jest łasy na małe korzyści, zwabiaj go; jeśli w jego szeregach dostrzegasz zamieszanie, uderzaj; jeśli jego pozycja jest stabilna, umocnij i swoją; jeśli jest silny, unikaj go; jeśli jest cholerykiem, rozwścieczaj go; jeśli jest nieśmiały, spraw by nabrał pychy; jeśli jego wojska są skupione, rozprosz je. Uderzaj, gdy nie jest przygotowany; zjawiaj się tam, gdzie się tego nie spodziewa. Ale to są subtelności sztuki wojennej, nie da się ich przekazać. 8

Jeśli ktoś dokonał rozważań przed bitwą a potem wygrał, znać, że rozważał długo. Jeśli ktoś dokonał rozważań przed bitwą a potem przegrał, znać, że rozważał krótko. Długie rozważania oznaczają wygraną, krótkie rozważania to przegrana. A do czego może doprowadzić brak rozważań w ogóle? Na tej podstawie wiem, kto wygra; wiem, kto przegra.


ROZDZIAŁ II
DZIAŁANIA WOJENNE

Aby prowadzić wojnę - powiada Sunzi - potrzebujemy zazwyczaj: z tysiąc lekkich rydwanów, tyleż samo ciężkich rydwanów, piechoty z dziesięć tysięcy, zaopatrzenia w żywność na setki mil; tak więc dzienne wydatki - takie jak gościna dla posłańców, różne kleje i farby, opłaty związane z utrzymaniem rydwanów i broni - ponoszone na linii frontu jak też i na zapleczu sięgają niebotycznych sum. 9 Tylko tak możemy wystawić stutysięczną armię.

Jeśli szybko nie osiągniemy zwycięstwa, broń się stępi a morale wojska podupadnie. Obleganie miast powoduje tylko wyczerpanie sił i zapasów. Armia, która długo przebywa poza domem, jest wielkim ciężarem dla gospodarki kraju, który ją wystawił. Kiedy broń się stępi a morale wojska podupadnie, kiedy skończą się zapasy i sił zabraknie, obcy władcy skorzystają z okazji i powstaną przeciwko nam. Największy mędrzec nie będzie w stanie zaradzić temu co nastąpi. Pośpiech jest złym doradcą, ale przedłużanie wojny w nieskończoność trudno nazwać popisem umiejętności. Nie możliwe jest, aby w kraju panował dostatek podczas długotrwałej wojny. Tak więc jeśli ktoś nie zna dobrze zagrożeń jakie niesie wojna, nie potrafi też dobrze spożytkować wojennych korzyści.

Doświadczeni wojskowi nie muszą dokonywać wtórnego poboru, nie muszą po raz trzeci dostarczać żywności na front: w kraju zaopatrują się w broń, od wroga zaś zdobywają żywność, której starcza dla wojska.

Dostawy na wielkie odległości drenują finanse kraju i zubażają ludność. Tam gdzie armia jest blisko, ceny produktów rosną, tam gdzie ceny rosną, tam zmniejsza się zamożność mieszkańców. Kiedy lud ubożeje, rosną podatki i daniny. Kiedy wyczerpią się zapasy i zabraknie sił, lud popadnie w nędzę. Opłaty ponoszone przez obywateli wyniosą 30% tego co posiadają, opłaty ponoszone przez kraj - zepsute rydwany i wyczerpane konie, zbroje, hełmy, strzały, kusze, halabardy, puklerze, tarcze, zaprzęgi wołów - sięgać będą 40% dochodów.

Mądry generał zdobywa żywność od wroga. Jedna miarka żywności lub paszy od wroga, warta jest dwudziestu miar własnej żywności.

Zawiść jest zachętą do zabijania wroga, zachętą do zajmowania dobytku wroga jest łup. Tak więc podczas bitwy rydwanów, w której zdobyto ponad dziesięć rydwanów, ten kto zdobył pierwszy rydwan powinien zostać wynagrodzony. Na rydwanach tych należy zatknąć własne sztandary i zmieszać je ze swoimi rydwanami, a pojętymi żołnierzami dobrze się opiekować. Oto co nazywam zwyciężaniem wroga i korzystaniem z jego siły.

Podczas wojny istotne jest zwycięstwo a nie długotrwałe bitwy.

Generał, który się zna na wojnie jest kowalem losu swego narodu, głównym filarem bezpieczeństwa kraju.


ROZDZIAŁ III
STRATEGIE

Prowadząc wojnę - powiada Sunzi - najlepiej zdobyć kraj w stanie nienaruszonym, zniszczenie kraju jest gorszą alternatywą. Lepiej też jest przejąć całą armię przeciwnika niż ją wybić. Przejęcie choćby dywizji, brygady czy plutonu więcej przyniesie korzyści niż pozbycie się tych żołnierzy. Odnoszenie zwycięstw za każdym razem to nie jest najlepsze wyjście, najlepiej jest bowiem pojmać armię przeciwnika bez walki.

Najważniejszym zadaniem podczas prowadzenia wojny jest krzyżowanie planów strategicznych przeciwnika, nieco mniej ważne jest burzenie jego sojuszów, na trzecim miejscu dopiero jest pokonywanie go w walce, a obleganie miast jest najgorszym rozwiązaniem. Oblężenie miasta można podjąć tylko w ostateczności. Wykonanie tarcz i ruchomych obozowisk, przyszykowanie broni i sprzętu zajmie ze trzy miesiące, wzniesienie wałów oblężniczych to kolejne trzy miesiące. Jeśli generał nie potrafi się pohamować i żołnierze, jak rój mrówek, obsiądą mury miasta, jedna trzecia z nich zginie, a miasto i tak nie zostanie zdobyte. Oto tragedia jaką niesie za sobą taki atak.

Dobry wojskowy zdobywa wroga bez walki, zajmuje zamieszkane miasta bez oblężenia i w krótkim czasie zdobywa kraj. Odnosi zwycięstwa nie trudząc żołnierzy. Podbijając świat należy się bowiem imać rożnych sposobów. Oto strategia.

Kiedy mamy dziesięciokrotną przewagę liczebną, należy okrążyć wroga. Kiedy mamy pięciokrotną przewagę, należy go zaatakować. Kiedy nasza przewaga jest tylko dwukrotna, należy rozproszyć jego wojska. W przypadku gdy obie armie są sobie równe, należy sprawić by wróg zaatakował pierwszy. Kiedy wróg ma przewagę, należy się wycofać. Jeśli zaś siły wroga są nie do porównania z naszymi, należy go unikać. Słaba a uparta armia jest łatwym kąskiem dla silnego wroga.

Dobry generał jest doradcą władcy. Jeśli doradca ma wielką wprawę, kraj staje się mocarstwem. Jeśli doradca jest nieudolny, kraj słabnie.

Na trzy sposoby może władca zaszkodzić armii:
Nie wiedząc czy generał może się posunąć na przód, kazać mu się posuwać lub nie wiedząc czy generał może się wycofać, kazać mu się wycofać - jest to krępowanie generała.
Nie znając się na sprawach wojskowych, wydawać rozkazy generałom - jest to wprowadzanie zamieszania w armii.
Nie znając możliwości wojska, wtrącać się do kierowania nim - jest to wprowadzanie niepewności w armii.
Kiedy wojsko jest zmieszane i brak mu pewności, władcy krajów ościennych korzystając z okazji zaatakują. To się nazywa zaprzepaszczeniem zwycięstwa poprzez wprowadzanie chaosu.

Jest pięć sposobów na zwycięstwo: wiedzieć kiedy walczyć, a kiedy nie walczyć; umieć wykorzystać różnicę w liczebności wojsk obu stron; sprawić, by od szeregowca po władcę wszyscy mieli wspólny cel; być gotowym, aby zaatakować nieprzygotowanego wroga; posiadać generała, który jest zdolny, oraz władcę, który się nie wtrąca. Oto droga do zwycięstwa.

Mówi się też: znając przeciwnika i siebie, nie sposób przegrać starcia; nie znając przeciwka, a znając siebie, na jedną wygraną przypadnie też i jedna porażka; nie znając ani przeciwnika ani siebie, żadnej bitwy wygrać się nie da.


ROZDZIAŁ IV
ARMIA W DZIAŁANIU

Dawni mistrzowie sztuki wojennej - powiada Sunzi - zadbawszy o to, aby ich nie pokonano, czekali na sposobność pokonania wroga. O to, aby nas nie pokonano, sami możemy zadbać, ale to czy pokonamy wroga, zależy od niego samego. Tak więc wprawni wojskowi potrafią uchronić przed porażką, lecz nie potrafią sprawić, aby wróg się dał pokonać. Mówi się więc: Można wiedzieć jak zwyciężać, a jednak nie zwyciężyć.

Jeśli nie można zwyciężyć, należy się schować. Jeśli nadarza się sposobność wygranej, należy atakować. Chować się należy, gdy wróg dysponuje większą siłą; atakować zaś, gdy przewaga jest po naszej stronie. Dobrze się schować, to jakby się zapaść pod ziemię. Dobrze przeprowadzony atak jest jak grom z jasnego nieba. Tak to się właśnie można uchronić jak też i odnieść pełnię zwycięstwa.

Pewność wygranej, kiedy zwycięstwo dla wszystkich jest oczywiste, nie świadczy o wielkiej bystrości umysłu. Kiedy cały świat chwali nasze zwycięstwa to też nie jest najlepiej. Podniesienie opadłego liścia nie jest przecież dowodem wielkiej siły. Jeśli ktoś dostrzeże słońce i księżyc, nie znaczy to że ma sokoli wzrok. Jeśli ktoś słyszy odgłosy gromów, nie świadczy to o niebywałym słuchu. Ci, których starożytni nazywali wprawnymi w sztuce wojennej, nie tylko wygrywali, ale wygrywali z łatwością. Zwycięstwa znakomitych generałów nie były pokazem ich waleczności ani nie przyniosły im rozgłosu. Wygrywali, nie popełniając błędu. A dlatego że nie popełnili błędu, cokolwiek przedsięwzięli prowadziło do zwycięstwa, bo oni zwyciężali jużpokonanego. Wprawni wojskowi, zajmują więc pozycję na której nie mogą przegrać, a jednocześnie nie stracić okazji do pokonania wroga. Dlatego też przyszły zwycięzca najpierw wygrywa, a potem walczy, przegrany zaś najpierw wdaje się w walkę, a potem stara się wygrać. Dobremu wojskowemu nie obojętne są filozofia i system - to od niego zależy powodzenie.

Jeśli zaś chodzi o zasady wojenne to: po pierwsze wielkość terenu, po drugie ilość, po trzecie liczebność, po czwarte porównanie, po piąte zwycięstwo. Tak więc zwycięzca jest jak głaz przyrównany do kamyczka, przegrany zaś jak kamyczek przyrównany do głazu. Zwycięska armia jest jak górski wodospad wpadający w stumilową otchłań - taka jest!


ROZDZIAŁ V
IMPET UDERZENIA

Utrzymanie w ryzach dużej czy małej armii - powiada Sunzi - to niewielka różnica, wszystko sprowadza się do hierarchii. W dowodzeniu małą czy dużą armią też nie wielka różnica, chodzi tylko o werble i sztandary. Cała armia może przyjąć natarcie wroga i wyjść zwycięsko, rzecz tylko w umiejętnym wykorzystaniu działań otwartych i z zaskoczenia. Bitwa może wyglądać jak rozbijanie jajka wielkim głazem, trzeba tylko dobrze wykorzystać słabe i mocne strony.

Podczas każdej bitwy jest tak, iż uderza się otwarcie, a wygrywa się atakując z zaskoczenia. Atakowanie z zaskoczenia jest jak niebo i ziemia - nigdy się nie kończy - albo też jak rzeki - nigdy się nie wyczerpie. Kiedy się kończy, na nowo się zaczyna, niczym księżyc i słońce; kiedy zamiera, na nowo się odradza jak cztery pory roku. Nut w muzyce jest tylko pięć, a jednak brzmień jest więcej niż ktokolwiek kiedy usłyszał. Barw w przyrodzie jest też tylko pięć, a jednak liczba kolorów jest oszołamiająca. Tak samo jest tylko pięć smaków, a jednak można nieustannie zaskakiwać podniebienie czymś nowym. Tak też impet uderzenia tkwi tylko w otwartym natarciu i ataku z zaskoczenia, a jednak kombinacje tych dwu są niewyczerpane. Otwarte natarcie i atak z zaskoczenia nawzajem się tworzą, niczym okrąg nie mają początku ani końca. Któż je może wyczerpać?

Pęd wód tak wielki że aż porywa kamienie jest jak impet uderzenia właśnie. Pęd drapieżnego ptaka który dopada swą ofiarę to mistrzowski chwyt. Wprawnego wojskowego poznaje się więc po ty m, iż impet jego uderzenia napawa trwogą i każdy jego cios jest dobrze wymierzony. Impet uderzenia jest jak naciągnięcie cięciwy, sam cios zaś - jak puszczenie strzały.

W rozgardiaszu bitewnym wprowadź zamieszanie, a unikniesz zamieszania; w chaotycznym starciu zatocz krąg, a wygrasz. Zamieszanie rodzi się z porządku, płochliwość bierze się z odwagi, a słabość wynika z siły. Uporządkowanie chaosu to kwestia odpowiedniej hierarchii, zastąpienie płochliwości odwagą to kwestia impetu, zastąpienie słabości siłą to kwestia podjęcia odpowiednich działań. Tak więc dobry wojskowy wprowadza wroga w błąd, a ten połyka haczyk. Co dostaje, to bierze. Zwab go przynętą i oczekuj gotów do walki.

Dobrym generałom zależy więc na impecie, jaki nabiera cała armia, a nie na poszczególnych żołnierzach, może więc wybrać odpowiednich żołnierzy do nadania armii impetu, a wojska jego będą jak toczące się bale i głazy. Bale i głazy bowiem na równym terenie leżą nieruchomo, na pochyłym zaś toczą się. Jeśli mają kanty, zatrzymają się, jeśli są obłe, pędu ich nic nie zatrzyma. Impet wprawnego dowódcy to jak obłe głazy staczające się z ogromnej góry - taki jest.


ROZDZIAŁ VI
SŁABE I MOCNE STRONY

Kto się zawczasu stawi na pole bitwy, ten może spokojnie czekać na wroga - powiada Sunzi - a ten kto się zjawi poniewczasie i będzie zmuszony do pośpiechu, ten tylko się zmęczy. Tak więc dobry wojskowy komenderuje wrogiem i nie daje mu się wodzić za nos. Przynętą można zwabić wroga, a ten się zbliży; jeśli zaś chcemy by się zatrzymał, musimy zadać mu straty. Kiedy wróg odpoczywa, można dać mu zajęcie; kiedy jest syty, można go zagłodzić; kiedy rozbije się obozem, można go zmusić do wymarszu.

Atakuj tak, aby musiał uciekać; rzucaj się za nim w pogoń, kiedy ten się nie spodziewa. Maszerując przez ziemię niczyją, tysiąc mil można przejść i nie czuć zmęczenia. Zwycięskie natarcie jest to uderzenie tam, gdzie obrona jest niemożliwa; obrona kończy się odparciem ataku wtedy, gdy atakowana pozycja jest nie do zdobycia. Dobry atak więc to taki, którego wróg nie potrafi odeprzeć; dobra obrona to traka, której wróg nie potrafi przełamać. Niewidzialny i niesłyszalny, taki to potrafi władać losami wroga.

Atak, którego nie sposób odeprzeć, to atak w słaby punkt. Ucieczka się powiedzie, kiedy wróg nie będzie tak szybki jak my. Kiedy więc pragnę walczyć, to choćby się wróg ufortyfikował i okopał, to i tak będzie ze mną walczył, a ja będę atakował tam, gdzie najbardziej boli. Kiedy nie chcę walczyć, obieram sobie teren i umacniam się na nim, wróg ze mną walczyć nie będzie i uda się w innym kierunku.

Zmuszam go, by się odkrył, a sam się nie odkrywam, dlatego moje siły są skoncentrowane a jego rozproszone. Moje siły są zgromadzone w jednym miejscu, jego zaś rozproszone w dziesiątkach miejsc - jest to zasada 1/10, która daje mi przewagę liczebną nam wrogiem. Atakując wielką armią małe oddziały, oszczędzam swe wojsko. Wróg nie może wiedzieć o miejscu, gdzie chcę stoczyć z nim bitwę. Jeśli bowiem nie będzie tego wiedział, umocni się w wielu miejscach i przyjdzie mi walczyć z małymi oddziałami. Jeśli umocni czoło, będzie słaby na tyłach; jeśli umocni tyły, będzie słaby na czele; jeśli umocni lewe skrzydło, będzie słaby na prawym skrzydle; jeśli umocni prawe skrzydło, będzie słaby na lewym skrzydle. Wszędzie będzie osłabiony. Ten kto się tak umacnia, traci na liczebności; ten kto zmusza wroga to takich działań, zyskuje przewagę liczebną.

Jeśli się wie gdzie i kiedy dojdzie do walki, można wędrować tysiące mil na miejsce starcia. Nie znając miejsca ani czasu, lewe skrzydło nie zdoła osłonić prawego ani prawe lewego, tyły nie zabezpiecza czoła ani czoło tyłów. A co dopiero jeśli część wojska jest oddalona o dziesiątki mil, a część porozrzucana w promienie kilku mil? Myślę sobie: państwo Yue dysponuje wprawdzie większą siłą niż my, ale czy potrafi ją wykorzystać? Mówię więc: zwycięstwo jest możliwe! Choć siła ich wielka, można sprawić, by jej nie użyli.

Należy więc zliczyć ich siły, a poznamy ich plany, należy ich sprowokować, a poznamy logikę ich działań, dać im się pokazać, a poznamy ich mocne i słabe strony, trzeba ich wybadać, a poznamy gdzie mają nadmiar a gdzie niedobór. Doskonałe uformowanie wojska to takie, którego nie sposób dojrzeć. Jeśli nie sposób go dojrzeć, szpiedzy o nim nie doniosą, a mądre głowy nie pokrzyżują naszych planów. Trzeba wiedzieć jak prowadzić wielką armię do zwycięstwa - żołnierze nie mogą być w to wtajemniczeni. Każdy może poznać jak odnoszę zwycięstwo, ale nikt nie wie, jakim sposobem mi się to udaje. Nie należy więc używać dwa razy tego samego fortelu, możliwości jest bowiem nieskończenie wiele.


Przypisy:
1. W oryginale występuje słowo: dao, które ma przeróżne znaczenia, np. droga, zasadzy moralne, cel, opis, Tao, słuszność, itd.
2.Napoleon Bonaparte i po nim Adolf Hitler najwyraźniej o tym zapomnieli atakując Rosjan.
3. W oryginale odpowiednio:[teren] żywy (korzystny) i martwy (działający na niekorzyść).
4. W oryginale występuje słowo: ren, które jest różnie tłumaczone, np. humanitaryzm, dobroduszność, dobroć, ludzkość, miłość bliźniego, itd.
5. W oryginale: "Który z władców posiada dao". Patrz przypis 1.
6. Niektórzy tłumaczą: "A ja zostanę."
7. Niektórzy tłumaczą: "A ja odejdę."
8. Niektórzy rozumieją ten fragment:
"Nie wolno przekazać [wrogowi]".
Słowo "przekazać", może sugerować
w moim przekładzie (jak i w oryginale):
a) szpieg nie może nas o tym poinformować,
b) żaden nauczyciel nas tego nie nauczy.
9. W oryginale: qian jin, co można by tłumaczyć jako: "tysiąc sztuk/sztab złot."

Pełna wersja tekstu na stronie:
http://sztukawojny.chinesefaucets.com/

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

MAŁA ODMIANA TAIJIQUAN RODZINY CHEN
Jian Ge

Artykuł ten został pierwotnie opublikowany w czasopismie "Shaolin Yu Taiji", 9/2002;

Tłumaczenie z języka chińskiego na agielski, opatrzenie uwagami i wyjaśnieniami, jak również publikacja na stronie: www.chinafrominside.com/ma/taiji/xiaojia.html: Jarek Szymański

Tłumaczenie za zgodą i autoryzacją Jarka Szymańskiego

Tłumaczenie z angielskiego: Konrad Dynarowicz

Taijiquan rodziny Chen wywodzi się z wioski Chenjiagou mieszczącej się w okręgu Wen, prowincji Henan. Zostało stworzone przez Chen Wangtinga, spadkobiercę w dziewiątym pokoleniu rodziny Chen, w okresie końca dynastii Ming i początku dynastii Qing. Chen Wangting za podstawę swojego systemu przyjął starą sztukę walki, która była przekazywana od dawna w obrębie rodziny. Chen Wangting udoskonalił tę sztukę walki i stworzył: pięć form Taijiquan, pięć form walki bez broni (Wu Tao Chui), Trzynaście Postaw (Shi San Shi), jak rownież Formę Wystrzałowej Pięści (Pao Chui) (1), formy z broniami (włócznia, szabla, miecz, kij, maczugi, bicz etc.) i wyjątkowo unikalne metody Pchających Dłoni (Tui Shou) oraz Lepkich Włóczni (Zhan Qiang). W ten sposób został stworzony kompletny system walki. W procesie ewolucji trwajacej ponad trzysta lat powstały z niego style Yang, Wu (Jianquan), Wu (Yuxiang), Sun, Zhaobao oraz inne.

W obrębie Taijiquan rodziny Chen, "Mała Odmiana" (Xiao Jia) stanowi najbardziej tradycyjną metodę ćwiczenia.

WPROWADZENIE DO "MAŁEJ ODMIANY" STYLU CHEN TAIJIQUAN.

W ćwiczeniu stylu Chen Taijiquan kładzie się nacisk na zmniejszanie okregów z dużych do małych, a później z małych do (ruchu) "bez okregów" - szczytu perfekcji w tej sztuce walki. Historycznie rzecz biorąc Styl Chen Taijiquan nie był podzielony na "Dużą Odmianę" oraz "Małą Odmianę"; natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę metodę ćwiczenia, nauczyciel po to by pomóc uczniowi szybciej opanować podstawy stylu, powiekszał ruchy formy, tak, że uczeń zaczynał od dużych zewnętrznych okręgów. Po pewnym okresie czasu ćwiczenia, kiedy uczeń nauczył się wykonywać ruchy po kole stopniowo redukował duże okręgi do małych, zewnętrzne do wewnętrznych, tworząc spiralną siłę rozwijania jedwabnego kokonu (chan si jin) przenoszoną poprzez ścieżki siły (jin lu) w tułowiu, ramionach i nogach; w ten sposób można było osiągnąć wysoki poziom umiejętności - koła nie były widoczne na zewnątrz. Wraz z rozwojem Taijiquan te różne metody ćwiczenia nazywane były "Duża Odmiana" i "Mała Odmiana" ("Duże Okręgi" i "Małe Okręgi"). Praktycy Dużej Odmiany ("Da Jia" - przyp.tłum) również kładą nacisk na stopniowe zmniejszane okregów od dużych do małych, podczas gdy w Małym Stylu okręgi są najpierw powiększane; procesy ćwiczenia Dużej Odmiany i Małej Odmian są zasadniczo bardzo podobne i dlatego mówi się, że: "Duża Odmiana nie jest duża a Mała Odmiana nie jest mała".

Duży Styl Taijiquan rodziny Chen zaczął się rozpowszechniać w zewnętrznym świecie (czyli poza wioską rodziny Chen - przyp.tłum.) poprzez późniejsze generacje rodziny Chen ktorzy albo pracowali jako ochrona karawan (kupieckich - przyp.tłum.) albo też prowadzili interesy poza wioską; szczególnie należy tu wymienić Chen Fake (spadkobierca w 17-tym pokoleniu rodziny Chen) oraz Chen Zhaopei (spakobierca w 18-tym pokoleniu rodziny Chen) którzy oficjalnie zostali zaproszeni do Pekinu i Nankinu by nauczać sztuk walki i dzięki temu stali się znani zwykłym ludziom. Ponieważ Mała Odmiana była przekazywana tylko wewnątrz rodziny i istniały bardzo surowe wymagania określające relacje pomiędzy nauczycielem a uczniem, nadal pozostaje ona niemal całkowicie nieznana. Choć przedstawiciele "Małej Odmiany" Chen Taijiquan rozpoczęli od niedawna nauczanie na zewnątrz wioski, to w zwiazku z późnym startem odmiana ta wciąż nie jest szeroko rozpowszechniona.

Współczesnymi reprezentantami "Małej Odmiany" stylu Chen są: Chen Kezhong, Chen Boxiang (obydwaj są przedstawicielami 18-tego pokolenia rodziny Chen), Chen Liqing, Chen Lixian, Chen Boxian (przedstawiciele 19-tego pokolenia), etc.

"Ilustrowane Objaśnienia Taijiquan Rodziny Chen" (Chen Shi Tajiquan Tu Shuo) napisane przez Chen Xina (spadkobiercę 16-tego pokolenia rodziny Chen) i poważana jako "Biblia Sztuk Walki" (Wulin Shengdian) opisują ruchy które są ćwiczone w ramach "Malej Odmiany". We "Wprowadzeniu" (Zixu) do "Ilustrowanych Objaśnień" Chen Xin pisze:

"Obawiam się upływu czasu i nie mam cierpliwości czekać dlużej; obawiam się także, że (sztuka walki rodziny Chen - przyp.tłum) może podzielić się na szkoły i gałęzie i prawdziwa wiedza zostanie stracona. Z tego powodu w moim wolnym czasie czynię wszystko co możliwe aby wytłumaczyć i wyjaśnić głębokie sekrety sztuki i opisać je szczegółowo".

W całej książce nie wspomina się o podziale stylu Chen Taijiquan na Dużą i Małą Odmianę. To udowadnia, że styl opisany w "Ilustrowanych Objaśnieniach Dotyczących Taijiquan Rodziny Chen" powinien być najbliższy oryginalnej sztuce walki stworzonej przez Chen Wangtinga.

CHARAKTERYSTYKA "MAŁEJ ODMIANY " TAIJIQUAN STYLU CHEN.

1. Metoda Ciała (Shen Fa): "Ciało nie powinno się podnosić albo też kołysać, raczej niżej aniżeli wyżej, powinno poruszać się na jednym poziomie". W trakcie ćwiczenia form ciało nie powinno poruszać się w górę lub w dół czy też niekontrolowanie kołysać się w lewo i w prawo: intencja (Yi) powinna obniżyć się w dół, centrum ciężkości powinno być trzymane nisko i zasadniczo powinno poruszać się na jednym poziomie (za wyjątkiem takich ruchów jak "Potrząśnięcie Stopą i Zejście w Dół" (Bai Jiao Xia Cha), "Złoty Kogut Stoi na Jednej Nodze" (Jin Ji Du Li), "Smok Pełzający po Ziemi" (Pu Di Long) etc.).

2. Metody Dłoni (Shou Fa): "obydwie dłonie nie powinny niekontrolowanie obracać się, pomiędzy nimi powinna być utrzymywana Zamykająca Siła, qi przenika delikatnie wnętrza palców; kiedy ręce poruszają się do góry nie powinny przekraczać wysokości linii brwi wtedy poruszamy je w dół poprzez rozluźnienie; (kiedy) obracamy (tj. poruszamy dłońmi) do wewnątrz (tj.przed ciałem) kciuk może iść do linii centralnej ciała, kiedy przemieszczamy (dłonie) na zewnątrz nie sięgamy nimi za daleko (Tan) ale też nie za blisko ciała (Jia), czubek łokcia powinien być skierowany w dół, ściskamy (ściągamy do siebie) żebra, skóra na żebrach i dłonie powinny się wzajemnie dotykać (Shu Lei Xiang Mao Fu Xiang Ai)" (2). Obie dłonie zamykają się (He), (tj. zwracają wnętrzami do siebie), nie powwinny być dokładnie zwrócone do siebie ale pod pewnym kątem - jest to nazywane "Cztery Sześć, Yin i Yang", dłoń uformowana jest w kształt dachówki, kciuk i mały palec "zamykają się" (He, tj. poruszają się ku sobie), intencja (Yi) jest na kciuku, palcu wskazującym i środkowym; centralna linia ciała decyduje o zakresie ruchu każdej dłoni, każda z dłoni kontroluje połowę ciała; w swoim ruchu do góry dłoń nie powinna iść wyżej aniżeli poziom brwi. Kiedy porusza się w dół należy skupić się na rozluźnieniu; kiedy dłonie poruszają się na zewnątrz, nie wyciągamy ich za daleko (Tan); kiedy dłoń porusza się w odwrotnym kierunku nie trzymamy jej za blisko ciała (Jia), należy zostawić pomiędzy ramieniem i ciałem trochę wolnego miejsca, należy postępować dokładnie według zasad.

3. Praca stóp (Bu Fa) - "nigdy nie układamy stóp na kształt znaku Ba (oznaczającego osiem - który jest podobny do litery "V" pisanej do góry nogami - tj. kiedy palce skierowane są ukośnie na zewnątrz) oraz Ding (podobnego do litery "T" tj. kiedy kąt pomiędzy obiema stopami to kąt prosty) zawsze pamiętaj by "zamykać" (tj. przemieszczać ku sobie) końce obydwu stóp; więcej wagi ciała znajduje się na wewnętrznej stronie stopy, paluch i drugi palec prowadzą (stopę); obracamy (ciało) na pięcie, długi krok wykonujemy na długość nogi, krótki krok na długość stopy". Ze względu na wymaganie otwarcia bioder i zaokrąglenie krocza obydwie stopy powinny być równoległe do siebie i nigdy paluchy nie mogą być skierowane na zewnątrz (na kształt liter "V" czy też "T"). Jeśli tak zrobimy staw biodrowy nie "zwinie się" i krocze utraci zaokrąglenie (i utworzy kształt litery "V" - tzw. "ostre krocze" - a więc wymagania dotyczące okrągłego krocza nie zostaną spełnione); kiedy poruszamy się od biodra w dół wykorzystując "przeciwne zwijanie" (Ni Chan), wektor siły powinien paść na wewnętrzną stronę stopy, paluch i drugi palec stopy; kiedy wykonujemy krok, nie powinien być on za długi (Tan) - powinno się móc po wykonaniu kroku bez przeszkód wycofać z powrotem nogę, w przypadku dużego kroku odleglość między stopami nie powinna byc większa aniżeli długość nogi, w przypadku małego nie większa aniżeli długość stopy.

4. "Raczej poruszaj się do przodu niż wycofuj, (poruszaj najpierw) dolną częścią (połową) ciała przed górną". Centrum ciężkości ciała powinno raczej poruszać się do przodu niż wycofywać; kiedy przenosimy ciężar najpierw porusza się dolna dopiero później górna część ciała (3).

5. Metoda Oczu (Yan Fa) - "duch (Shen) towarzyszy dłoni, która jest z przodu, głowa nie powinna się kołysać". Intencja (Shen Yi) powinna być skupiona na przedniej dłoni, jednakowoż oczy nie powinny wpatrywać się w nią nieruchomo, głowa nie powinna pochylać się za ruchem dłoni.

6. Metoda (budowania i wyzwalania) siły (Jin Fa) - "krocze powinno być otwarte i zaokrąglone, nie powinno skręcać się (niu) lub też kołysać w poziomie w stronę prawą lub lewą (Shuan)". Siedzenie/pośladki powinny być rozluźnione i "rozprzestrzenione" na obie strony tak, żeby biodra "owijały" (jakbyśmy chcieli nogami objąć dużą piłkę), stawy biodrowe powinny być "wciągnięte" do tyłu (biodra są "zwinięte"), "otwierające" z tyłu (Kai) i "zamykające" z przodu (He), tak, że krocze staje się okrągłe; krocze odgrywa rolę osi dla nóg i talii, i podczas obrotu przenosi "siłę rozwijania jedwabnego kokonu" (Chan Si Jin) nazwaną także "spiralną siłą" (Luo Xuan Jin) która "krąży po spirali" zaczynając od palców u nogi, potem wzdłuż goleni, uda aż do punktu hui jin, poprzez ciało (punkt ming men), barki, ramię, kość promieniową i strzałkową aż do końców palców; kiedy następuje przemiana pomiędzy yin i yang (tj.centrum ciężkości jest przenoszone z jednej nogi na drugą), biodra zakreslają łuk z tyłu, dołem; biodra są jak taca, pamiętaj by nigdy nie skręcać ich lub nie kołysać nimi na lewo i prawo w poziomie (wzdłuż linii prostej); obydwa biodra powinny zakreślać znak nieskończoności "∞" , siła nie może się załamywać, "zwijanie" (Chan) powinno odbywać sie wzdłuż linii figury "~" (Bei Si Kou); siła powinna być pełna, bez nadmiaru ani też bez braków (4).

7. Wiele pionowych okregów, niewiele poziomych okregów - powód poruszania się wzdłuż pionowych okregów to przenoszenie siły (która podnosi się ze stóp) od dołu do góry, kiedy wszystko jest rozluźnione (Song), obniżone (zatopione, Chen), a przenoszenie ciężaru ciała odbywa się w sposób okrężny (Yuan Zhuan). Poza tym o wiele łatwiej jest utrzymać stabilność kiedy poruszamy się wzdłuż pionowych kół. Z tego też powodu Mała Odmiana wykorzystuje głównie pionowe lub prawie pionowe koła.

8. Wiele pełnych okregów, mało łuków - powodem użycia pełnych kół jest uczynienie "scieżek siły" (Jin Lu) pełnymi, aby zmniejszyć niepotrzebne powtarzające się "ładowanie siły" (Xu Jin), tak by osiągnąć ciągłość technik neutralizowania (Hua) oraz uderzania (Da) i umieć zaatakować z pełną szybkością (5).

POSZUKUJĄC ŹRÓDEŁ "MAŁEGO STYLU" TAIJIQUAN RODZINY CHEN.

Przed Chen Youbenem z 14-go pokolenia rodziny Chen (był on spadkobiercą stylu Chen Taijiquan w 6-tym pokoleniu) istniał tylko jeden przekaz metody ćwiczenia Taijiquan i nie istniał podział na Dużą i Małą Odmianę: to Chen Youben był kluczową postacią, która odegrała epokową rolę dokonując podziału (stylu) Chen Taijiquan na Dużą i Małą Odmianę.

Według zapisów w "Genealogii Rodziny Chen" (Chen shi jia cheng), Chen Gongzhao, ojciec Chen Youbena "zdobył czystą i precyzyjną umiejętność (w Taijiquan), i uczył wielu uczniów z głębokim zrozumieniem (Taijiquan)" (w Chenjiagou opowiada się historię o Chen Gongzhao współzawodniczącym jeśli chodzi o siłę z szaloną krową); Chen Youben i Chen Youheng, jego przyrodni brat, "byli xiang sheng (uczniami dawnej lokalnej szkoły) i uczyli się Taijiquan, szczególnie (Chen)Youben, który otrzymał "perłę smoka"" (tj.prawdziwy przekaz Taijiquan), uczył on swoich synów i synów swojego brata sztuki (Taijiquan), nosił się skromnie, zawsze jak gdyby (jego umiejętność) były gorsze (od innych ludzi), w tym samym czasie wielu ludzi, którzy przodowali w Taijiquan było jego uczniami. (...) Uczniowie (Chen)Youbena - Chen Qingping, Chen Youlun, Chen Fengzhang, Chen Sande, Chen Tingdong, posiadali pewne osiągnięcia, Chen Gengyun również nazywał go swoim nauczycielem. (Chen) Qingping przekazał (Taijiquan) He Zhaoyuan, Zhang Kai, Zhang Gaoshan z miasteczka Zhaobao. (Chen) Youlun przekazał (Taijiquan) Li Jingyan, Zhang Dahong."

Z powyższych zapisów wynika, iż zarówno Chen Gongzhao oraz jego syn, Chen Youben, posiadali wielkie osiągnięcia na polu sztuk walki i mieli wielu sławnych uczniów; Chen Youben naprawdę otrzymał prawdziwy przekaz Taijiquan od swojego ojca. Co więcej Mała Odmiana istniała już przed Chen Youbenem.

Mała Odmiana łączy twardość z miękkością, w Pierwszej Formie (yi lu) jest więcej miękkości a mniej twardości; natomiast w Drugiej Formie (er lu) jest więcej twardości a mniej miękkości. Ponadto, ponieważ Mała Odmiana posiada wyjątkowo kompletny system teoretyczny i dokładną, stopniową metodę ćwiczeń, ludzie z Chenjiagou chwalą go jako "styl gongfu" (gongfu jia) albo jako "specjalny styl" (kan jia quan; kan jia oznacza dosłownie "pilnować domu"). Nie jest to tak jak pisze się w niektórych książkach, że - "Chen Youben, z 14-go pokolenia rodziny Chen, dokonał zmian w oryginalnych formach, stopniowo usuwając niektóre trudniejsze i dynamiczniejsze ruchy, i stworzył Nową Odmianę (Xin Jia), nazywaną również Mała Odmiana, której ruchy są tak samo obszerne, jak Stara Odmiana" (6).

Ponieważ Chen Changxing przez okrągły rok zajmował się eskortowaniem karawan, Chen Gengyun (syn Chen Changxinga, 15-te pokolenie rodziny Chen) chcąc pracować razem ze swoim ojcem poprosił Chen Youbena, swojego wujka, by go uczył. Chcąc by Chen Gengyun osiągnął umiejętności w możliwie jak najkrótszym czasie, Chen Youben zachował kwintesencję Pierwszego Układu Trzynastu Postaw (Tou Tao Shi San Shi) ale położył nacisk na "eksplodującą siłę" (bao fa li) ("wybuchy siły), poszerzył ruchy i uczył w ten sposób Chen Gengyuna przez ponad rok. Chen Youben i Chen Gengyun poprzez dyskusje i dogłębne studia stworzyli pewien rodzaj innego stylu; odtąd aby odróżnić go od Pierwszego Układu w Trzynastu Postawach (Tou Tao Shi San Shi), ludzie zaczęli nazywać je "Małe Okręgi" oraz "Duże Okręgi". Chen Gengyun przekazał ten styl członkom swojej rodziny; tego stylu uczył się Chen Fake - jego wnuk - który w roku 1928 został zaproszony do Pekinu by nauczać sztuk walki, i dzięki czemu Duża Odmiana stała się znana szerszemu gronu osób. Następne pokolenia zaczęły nazywać ten styl "Duża Odmiana" (Da Jia), podczas gdy tradycyjny system to "Mała Odmiana" (Xiao Jia).

ROZWAŻANIA NA TEMAT "ILUSTROWANYCH OBJAŚNIEŃ NA TEMAT TAIJIQUAN RODZINY CHEN".

Dlaczego "Ilustrowane Objaśnienia" (7) zawierają 64 a nie 74 postawy? Stało się tak ponieważ Chen Xin pisząc "Ilustrowane objaśnienia" chciał "uniknąć banału i skupić się na istotnych sprawach", wybrał więc najważniejsze postawy i opisał je, a więc w książce nie została zapisana cała forma. Na przykład Forma Przygotowawcza (yu bei shi), Forma Zamykająca (shou shi) i niektóre ruchy łączące czy też przejściowe nie zostały opisane. Choć niektóre z nich zostały wyjaśnione, nie zostały jednak wymienione w spisie ruchów jako osobne postawy ("Księga Przemian" - Yi Jing - zawiera 64 heksagramy, a więc jest możliwe, że na liczbę postaw w książce Chen Xina miała wpływ liczba heksagramów Yi Jing).

Dlaczego treść tej książki jest niejasna i jest trudna do zrozumienia? Dlatego, że nie jest to podręcznik dla początkujących. Ma ona za zadanie pomóc tym praktykom, którzy osiągnęli już pewien poziom umiejętności oraz zrozumienia teorii i dążą ku jeszcze wyższym osiągnięciom. Co więcej zarówno specyficzny sposób pisania klasycznych tekstów, brak kropek i przecinków, użycie lokalnego dialektu i slangu w niektórych ustępach książki, wszystko to czyni ten tekst trudnym do pełnego zrozumienia zarówno dla początkującego jak rownież osoby nie posiadającej choćby podstawowej znajomości klasycznego języka chińskiego. Również i dlatego, że znaczenia niektórych znaków w "Ilustrowanych Objaśnieniach" różnią się od istniejących we współczesnym języku chińskim; w procesie uczenia się należy łączyć doświadczenia płynące z ćwiczenia ze zrozumieniem istoty książki.

Niektóre istotne tematy są po prostu w niej ominięte. Na przykład w niektórych miejscach książka opisuje jedynie cel ćwiczenia, ale nie wyjaśnia ani metody ani też sposobów osiągnięcia tego celu. Być może z powodu konserwatyzmu myślenia istniejącego w czasach Chen Xina, wpływu tradycyjnej idei "podawania lekarstwa, ale nie wyjaśniania jak się je robi"; być może z powodu ograniczeń języka w przekazywaniu idei, niektóre rzeczy które mogą być przekazywane jedynie w bezpośrednim nauczaniu nie mogły być opisane w książce.

"Ilustrowane Objaśnienia Dotyczące Taijiquan Rodziny Chen" (opublikowane w 1931 roku) posiadają dołączoną "Relację Du Yuwana na Temat Rymowanego Przypisu Otrzymanego przez Jiang Fa od Jego Nauczyciela z Shanxi"; ten "Rymowany Przypis" (Ge Jue) stał się ważnym argumentem do wniosków, że "Wang Zongyue uczył Jiang Fa, Jiang Fa uczył Chen Changxinga lub Chen Qingpinga" a to prowadziło do wniosku, że Chen Xin w rzeczywistości przyznał, iż styl Chen Taijiquan został przekazany przez Jiang Fa. Jednakże niezależnie od tego czy "Rymowany Przypis" jest prawdą czy plotką i niezależnie od tego jak jego zdania są niejednorodne, wystarczy przeczytać w dodatku na końcu książki następujące zdanie "przejrzane i skorygowane przez Du Yuanhua (Yuwan) z Qingyang" (tj."w liście wydawców którzy przejrzeli i skorygowali "Ilustrowane Objaśnienia Dotyczące Taijiquan Rodziny Chen"). Jasno z tego wynika, że "Rymowany Przypis" został dodany przez Du Yuanhua w wiele lat po śmierci Chen Xina. Ten postępek Du - który użył obcej pracy aby poprzeć swoje idee - nie powinien zostać zaakceptowany i tak naprawdę był mylący. Jiang Fa i Chen Changxing którzy żyli w tej samej epoce, 17-tym stuleciu; Wang Zongyue (jego biografię można znaleźć we wstępie do "Podręcznika Włóczni Yin Fu" napisanego przez nieznanego autora (8) i Chen Gongzhao również żyli w tej samej epoce - w 18-tym stuleciu; Jiang Fa żył blisko sto lat przed Wang Zongyue, a więc zdanie "Wang Zongyue nauczał Jiang Fa" jest oczywista pomyłką, natomiast zdanie "Jiang Fa nauczał Chen Changxinga lub Chen Qingpinga" jest tym bardziej pozbawione podstaw w faktach.

Uwaga od autora (Jian Ge)
Artykuł ten został napisany dzięki serdecznej pomocy pani Chen Peiju.

Chen Peiju należy do 20-go pokolenia rodziny Chen i 12-go pokolenia spadkobierców Taijiquan rodziny Chen. Od dzieciństwa uczyła się rodzinnej sztuki walki Chen Taijiquan od Chen Lixian (swojego ojca) i Chen Liqing (swojej ciotki). Ukończyła Wydział Wushu Pekińskiego Instytutu Wychowania Fizycznego a obecnie pracuje w Centrum Administracyjnym Wushu Prowincji Henan. Jest pierwszym praktykiem Taijiquan w rodzinie Chen, który otrzymał wyższe wykształcenie w dziedzinie sztuk walki. Chen Peiju zdobyła trzy razy pod rząd tytuł mistrza Chen Taijiquan w Ogólnochińskich Zawodach Taijiquan i Miecza Taiji.

koniec artykułu

CHEN PEISHAN DEMONSTRUJE RUCHY MAŁEGO STYLU CHEN TAIJIQUAN

   
Uderzenie z Zasłonięta Dłonią
(Yan Shou Chui)
  Uderzenie Zasłaniające Ciało
(Pi Shen Chui)
  Uderzenie Osłaniające Serce
(Hu Xin Chui)

UWAGI OD TŁUMACZA Z JĘZYKA CHIŃSKIEGO (JARKA SZYMAŃSKIEGO):

(1) Liczba form ćwiczonych w Małej Odmianie nie jest do końca jasna. Pani Chen Peiju twierdziła, że zanim Chen Wangting stworzył Taijiquan, rodzina Chen ćwiczyła formę 108-ruchową stylu Długiej Pięści (Yi Bai Ling Ba Shi Chang Quan), którą przywiozła ze sobą z Prowincji Shanxi. Chen Wangting stworzył pięć form Taijiquan. Obecnie ćwiczy się przede wszystkim pierwszą i drugą formę. Taka jest "oficjalna" wersja, którą można znaleźć w książkach na temat Małej Odmiany (wliczając w to niedawno wydane - jedna autorstwa Chen Liqing, słynnej ekspert Chen Taijiquan żyjącej w X'ian, a druga napisana przez Fan Chunlei'a z Hangzhou - który jest uczniem ucznia Chen Liqing). Jednakże inne źródła tzn. artykuły w chińskich czasopismach poświęconych sztukom walki mówią, że oprócz yi lu i er lu w systemie Małej Odmiany przetrwały też i inne formy. Miałem możliwość rozmawiać z uczniami Chen Boxianga (ucznia Chen Kezhong) z Pingdingshan jak i Shi Lei (uczniem Chen Kedi) z Kaifeng, którzy potwierdzili istnienie jeszcze innych form w systemie nauczania stylu Xiao Jia.

(2) To i pozostałe zdania w cudzysłowach w tej części artykułu pochodzą z "Istoty Praktyki Taijiquan" (Taijiquan Lianxi Gaiyao) napisanej przez Chen Boxiana (ucznia Chen Kezhong). Zdanie "ściągamy (do siebie) żebra, skóra na żebrach i dłonie powinny wzajemnie się dotykać" (Shu Lei Xiang Mao Fu Xiang Ai). Oznacza to, że kiedy dłoń porusza się w kierunku ciała, przedramię powinno być blisko żeber, tak by móc odczuwać kontakt pomiędzy skórą na tułowiu i ramieniem. Jednakże w tym samym momencie dłoń nie powinna zbliżyć się za bardzo do ciała (jia). Jak wyjaśnia Pani Chen Peiju "w trakcie ruchu ramię nie powinno oddalać się od żeber; łokcie powinny poruszać się blisko ciała; prawe ramię porusza się po prawej stronie linii centralnej ciała, lewa ręka - po stronie lewej".

(3) Jak wyjaśnia pani Chen Peiju "w Malej Odmianie zasadniczo nie wycofujemy siły (Hui Jin) jak ma to miejsce w Dużej Odmianie (gdzie ruch zmienia swój kierunek na przeciwny kilka razy zanim przejdzie się do następnej postawy); w Małej Odmianie koniec jednego z ruchów jest w tym samym czasie początkiem następnego; koniec "eksplozji" (bao fa) w poprzednim ruchu jest początkiem "magazynowania siły" (xu jin") w następnym, jest to jedna z trudności tego stylu".

(4) Jak wyjaśnia Pani Chen Peiju "w Małej Odmianie przesuwa się centrum ciała wzdłuż (linii) krzywych - nie występują tu żadne poziome ruchy, wykonywane w linii prostej, rodzaje kołysania. Idea "otwarcia tyłu a zamknięcia przodu" (Hou Kai Qian He) jest takze bardzo ważna, całe ciało powinno być "otwarte z tyłu a zamknięte z przodu". Na przykład: jeśli stoimy w Pozycji Jeźdzca (Ma Bu) trzymając dłonie w geście obejmowania (kuli), w płaszczyźnie pionowej od szczytu głowy aż do stóp ciało powinno tworzyć pionową kulę; w płaszczyźnie poziomej - krocze, talia, klatka piersiowa - każde z nich powinno tworzyc jednocześnie także pionową kulę; razem w obydwu płaszczyznach ciało tworzy trójwymiarową kulę. Jednocześnie wszystkie stawy, wszystkie kluczowe połączenia slużące przenoszeniu siłę z dołu do góry, wszystkie one są małymi kulami. Kiedy krocze się otwiera, wytwarza kulistą podtrzymującą siłę, nazywaną "siłą krocza" (Dang Jin). Talia jest powyżej krocza - jest ona odpowiedzalna za zmiany kierunków działania tej siły - dlatego też mówi się, że "talia jest władcą absolutnym" (Yi Yao Wei Zhuzhai). We wszystkich sztukach walki siła idzie od dołu i jest przenoszona do góry, a więc talia przenosi ją na plecy, barki, łokcie i dłonie, które są tym miejscem w którym ona działa. Wielkość siły ulega zmianie w nogach, kierunek siły - w talii, punktem w którym działa siła mogą być różne części ciała".

(5) Tutaj Pani Chen Peiju zaznaczyła, że wykonywanie formy Małej Odmiany od początku do końca powinno dawać wrażenie kuli toczącej się się do przodu (Gun Qiu). Oczywiście występują też ruchy do tyłu i do przodu jak rownież ruchy składania (Zhe Die) ale występują one tylko na zewnątrz - Siła Wewnętrzna (Nei Jin) krąży przez cały czas. Nie składa się (powtarza się) ruchu kilka razy przed jego zakończeniem, jest to podstawowa różnica pomiędzy Małą a Dużą Odmianą. Mała Odmiana "toczy się" bez przerwy do przodu, podczas gdy w Dużej Odmianie powtarza się niektóre koła kilka razy zanim przejdzie się do następnego ruchu.

(6) To twierdzenie pochodzi z pism Tang Hao. Tang Hao został przywieziony do Chenjiagou przez Chen Ziminga w styczniu 1932 roku. Chen Ziming był uczniem Chen Xina. To Tang Hao opublikował rezultaty swoich badań w książce Chen Zimina "Sztuka (Walki) Taijiquan Rodziny Chen Przekazywana z Pokolenia na Pokolenie" (Chen Shi Shi Chuan Taijiquan Shu) która została opublikowana w 1932 roku i oprócz powyższego stwierdzenia użył też terminu "Stary Styl" (Lao Jia) i "Nowy Styl" (Xin Jia). Pani Chen Peiju mówi, że "praktycy Małego Stylu popierają ideę stylu Chen istniejacego w dwóch odmianach - Dużej i Małej, ale odrzucają podział na Stary Styl (Lao Jia) i Nowy Styl (Xin Jia). Również syn Chen Zhaokui'a, Chen Yu, jest przeciwny temu sposobowi podziału stylu". Z drugiej strony nie tylko Tang Hao, ale także i Chen Ziming użył w swojej książce nazw "Stary Styl" i "Nowy Styl".

Twierdzenie, że "Mały Styl został stworzony przez stopniowe usuwanie niektórych trudnych i szybkich ruchów" powinno być ponownie przeanalizowane w swietle tego, że w formach Małej Odmiany nadal istnieją bardzo trudne ruchy, włączywszy w to najbardziej charakterystyczne "Kopnięcie Obydwiema Piętami" (Shuang Deng Gen), które nie występuje w formach Dużej Odmiany.

(7) Aby przeczytać książkę "Ilustrowane Objaśnienia Dotyczące Taijiquan Rodziny Chen" autorstwa Chen Xina kliknij tutaj .

(8) W rzeczywistości "Wprowadzenie do Podręcznika Włóczni Yin Fu" wspomina tylko o "Panu Wang z Shanxi" (Shanyou Wang Xiansheng). Tang Hao kupił stary manuskrypt w Beiping (dzisiejszy Beijing) w 1930. Manuskrypt zawierał wspomniany powyżej "Podręcznik Włóczni Yin Fu" oraz podręcznik sztuki walki Taijiquan (który pozniej okazal sie pochodzić z tradycji stylu Yang). Tang - używając nieprzekonywujących argumentów - wysnół wniosek, że autor podręcznika włóczni - "Pan Wang z Shanxi" - to Wang Zongyue i że "Wprowadzenie do Podręcznika Włóczni Yin Fu" opisuje życie Wang Zongyue. W ten sposób Tang Hao umieścił postać Wang Zongyue w okresie końca 18-tego wieku. Jednakże wielu badaczy (w tym Wu Wenhan, dość często cytowany przez D.Wile'a w jego książkach) nie zgadza się z wnioskami Tanga.

POZOSTAŁE UWAGI TŁUMACZA Z JĘZYKA CHIŃSKIEGO (JARKA SZYMAŃSKIEGO):

1. Linia przekazu Małej Odmiany Chen Taijiquan (skrót):

Chen Wangting (1-sze pokolenie stylu Chen Taijiquan) ˘ Chen Soule (2-gie) ˘Chen Zhenru (3-cie) ˘ Chen Jie (4-te) ˘ Chen Gongzhao (5-te) ˘ Chen Youben (6-te) ˘ Chen Youlun, Chen Qingping, Chen Zhongshen, Chen Jishen (wszyscy 7-me)

Chen Youlun (7-me) ˘ Li Jingyan ("Styl B3yskawicy" - Hulei Jia)

Chen Qingping (7-me, 1795-1868) ˘ He Zhaoyuan (Zhaobao Taijiquan), Wu Yuxiang (Styl Wu Taijiquan)

Chen Zhongshen (7-me, 1809 - 1891) ˘ Chen Xin (8-me, 1849-1929) ˘ Chen Chunyuan, Chen Ziming (wszyscy 9-te)

Chen Chunyuan (9-te) ˘ Chen Honglie, Chen Kedi, Chen Kezhong (wszyscy 10-te)

Chen Honglie (10-te) ˘ Chen Liqing (11-te, 1911- ), Chen Lixian (11-te, 1922-1983)

Chen Kezhong (10-te, 1908-1960) ˘ Chen Boxing, Chen Boxian (wszyscy 11-te)

Chen Kedi (10-te) ˘ Shi Lei

Chen Lixian (11-te, 1922-1983) ˘ Chen Peilin, Chen Peishan, Chen Peijiu (wszyscy 12-te)

2. W tej historycznej części artykułu autor sugeruje, że Chen Youben zmodyfikował oryginalny styl Chen Taijiquan i nauczył tej modyfikacji syna Chen Changxinga, Chen Gengyuna, aby poprawić jego umiejętności walki zanim Gengyun opuści wioskę by pracować w ochronie karawan. Ta zmodyfikowana wersja była później nazywana Dużą Odmianą (Da Jia) w odróżnieniu od oryginalnego stylu Chen, który ludzie zaczęli nazywać Małą Odmianą (Xiao Jia). Sugeruje to, że Chen Changxing ćwiczył również Mały Styl i prawdopodobnie tego stylu uczył się od niego Yang Luchan.

3. Chen Ziming w swojej "Sztuce Walki Taijiquan Rodziny Chen Przekazywanej z Pokolenia na Pokolenie" opublikowanej w 1932 roku w krótkiej biografii Chen Qingpinga pisze : "Chen Qingping (był) uczniem Chen Youben i Zhang Yan (...)". Ponieważ Zhang Yan jest uważany za 6-te pokolenie ćwiczących Zhaobao Taijiquan, może to sugerować, że Taijiquan było ćwiczone w Zhaobao zanim zaczął tam nauczać Chen Qingping. Inne zapisy (mówiące, że Ren Changchun - nauczyciel Du Yuanhua - był studentem Chen Zhongshena, który z kolei był uczniem Chen Youbena) również potwierdzają bliskie związki pomiędzy Małą Odmianą Chen Taijiquan a Zhaobao Taijiquan.

Istnieją również pewne niezgodności pomiędzy Chen Xinem a Chen Zimingiem dotyczące Li Jingyana, który stworzył "Styl Błyskawicy" (Hulei Jia). Chen Xin mówił, Li Jingyuan uczył się od Chen Youlun i Chen Zhongshen, natomiast Chen Ziming - że Chen Qingping był nauczycielem Li Jingyana. Ogolnie jednak istnieje zgodność co do tego, że Li Jingyuan uczył się najpierw w Chenjiagou a potem w Zhaobao od Chen Qingpinga.

4. Bardzo interesujący rozdział dotyczący historii Chen Taijiquan można znaleźć w książce Wu Wenhuana "Kompletny Podręcznik Dotyczący Esencji oraz Zastosowań Stylu Wu (Yuxiang) Taijiquan". Istnieją dwa oficjalne (tj.rządowe) dokumenty dotyczące obrony Hrabstwa Huaiqing (gdzie leży Chenjiagou) przeciwko armii powstańczej Taipingów w 1853 roku. Jeden z nich nosi nazwę "Prawdziwy Zapis Dotyczący Ataku Armii Taipingów na Hrabstwo Huaiqing" (Taiping Jun Gong Huaiqing Fu Shilu) i został napisany przez Tian Guilin, który był odpowiedzialny za "obronę zachodniego miasta" w Huaiqing. Inny dokument nosi nazwę "Codzienne Zapisy Obrony Huaiqing" (Shou Huai Rizhi) i został napisany przez Ye Zhiji (nauczyciela z rządowej szkoły w Huaiqing). Ani Tian ani Ye nie byli praktykami Taijiquan, obydwaj byli urzędnikami rządowymi, dlatego też ich zapisy mogą być uważane za obiektywny opis wydarzeń tamtych czasów.

Według tych dokumentów kiedy armia Taipingów przekroczyła Żółtą Rzekę i zaatakowała Hrabstwo Huaiqing, lokalna milicja została pokonana i rozproszona, a oddzialy rządowe uciekły. Z posrod wszystkich wiosek tylko Chenjiagou broniła się. W "Prawdziwym Zapisie" pod data 29-go dnia 5-go miesiąca Tian Guilin napisał:

"Przywódca złodziei (tj. rebelii Taiping) nazywany Baran z Wielka Głowa (Da Tou Yang) wtargnął do Chenjiagou. Był on wyjątkowo odważny i mocny, mógł nieść pod ramionami dwie wielkie armaty i szybko atakować miasto. Bitwy niszczące miasto były prowadzone pod wodzą tego złodzieja. Na szczęście Chen Zhongshen i Chen Jishen, dwaj bracia z Chenjiagou, posiadali wyjątkowe umiejętności w posługiwaniu się włócznią i długim kijem, użyli dlugich kijów do zwalenia Barana z Wielką Głową z konia i nastepnie odcięli mu głowę. (...) Złodzieje byli tym bardzo wzburzeni i ich cała grupa udała się do Zhaobao Jie (...) paląc wszystko, potem poszli do Henei i wsi wokół Baofeng, i nie było żołnierzy, którzy mogliby przyjść z pomocą (tym rejonom), szczęśliwie Chen Zhongshen i pozostałym udało się uciec".

Według tych dokumentów tylko mieszkańcy Chenjiagou wzięli aktywny udział w walkach przeciwko rebeliantom Taiping. To sugerowałoby, że w innych wioskach było mniej ludzi ćwiczących sztuki walki aniżeli w Chenjiagou. Ci, którzy brali udział w walkach byli przede wszystkim uczniami Chen Youbena i Chen Zhongshena jak i członkami milicji (Xiang Yong) z Chenjiagou; tylko kilku uczniów Chen Changxinga wzięło udzał w tych walkach. To pośrednio wskazywałoby, że gałąź Chen Youbena była wówczas bardziej popularna aniżeli ta od Chen Changxinga.

5. Chen Peiju mówi, że w Chenjiagou nie było żadnych ograniczeń w przekazywaniu sztuki walki tylko mężczyznom, a nie przekazywania jej kobietom; nie było też tradycji wybierania tzw. "Strażnika Wrót" (Zhang Men Ren) i nie było zwyczaju przekazywania kompletnej sztuki walki od mistrza tylko jednemu wybranemu uczniowi (Dan Chuan). Niemniej jednak uczniowie dzielili się na uczniów wewnętrznych i zewnętrznych drzwi, tych, którzy zaczęli się uczyć wcześniej jak i tych, którzy zaczęli się uczyć później, etc. Sztuka Taijiquan była wyjątkowo ceniona i uczniowie musieli postępować według odpowiednich zasad i spełniać odpowiednie wymagania.

6. Ludowe Wydawnictwo Sportowe wraz z Wydawnictwem Pięknośc Guangzhou wydały zestaw zarówno VCD jak i DVD z wieloma formami Małej Odmiany Stylu Chen Taijiquan wykonywanymi przez Chen Yongfu (jednego z najwybitniejszych uczniow Chen Liqing). Plyty te dostępne są w sprzedaży poprzez: www.chinafrominside.com/ma/store.html

7. Spis pozycji książkowych wydanych na temat Małego Stylu Chen Taijiquan (wszystkie w języku chińskim):

Chciałbym wyrazić głęboką wdzięczność pani Chen Peiju za odpowiedzi na moje wszystkie pytania dotyczące artykułu jak rownież dostarczenie wielu szczegółów dotyczących cwiczenia i teorii Małej Odmiany Chen Taijiquan. Chciałbym także podziękować Dietmarowi Stubenbaum (DiePagode) za pomoc w kontakcie z Panią Chen Peiju jak i podzielenie się wiadomościami na temat tej mało znanej odmany stylu Chen Taijiquan.

Dodatkowo chciałbym podziękować Konradowi Dynarowiczowi za trud włożony w przetłumaczenie tego niełatwego tekstu z j. angielskiego na polski, jak również Konradowi Dynarowiczowi i Tomkowi Grycanowi za cierpliwość i wytrwalość!

Jarek Szymanski, Shanghai, maj 2004

Koniec artykułu:
"Mały Styl Taijiquan Rodziny Chen"
www.chinafrominside.com
© J.Szymański 2002-2004

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

CZTERDZIEŚCI ROZDZIAŁÓW RODZINY YANG - CZĘŚĆ II

Tłumaczenie: Kuba Komorowski

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

11.
W Tai Chi 'Ponad' i 'Poniżej' Nazywane Są Niebem i Ziemią.

Ręczne techniki "czterech stron", 'ponad' i 'poniżej', rozdzielone są pomiędzy niebo i ziemię;
Zaczepienie , rozczepienie, uderzenie łokciem i odbicie barkiem mają swoje korzenie i zastosowania.
Jeśli poszukujesz równowagi zaczep z nieba i odbij barkiem z ziemi,
Po cóż obawiać się, że 'ponad' i 'poniżej' nie będą w harmonii?
Jednakże gdy spróbujesz wykonać rozczepienie i uderzenie łokciem w długim dystansie,
Utracisz zależność Ch'ien (Kreatywne) i K'un (Receptywne) i nie zaznasz nic oprócz żalu.
Ta teoria wyjaśnia koła nieba i ziemi;
Atakując użyj uderzenia łokciem i rozdzielenia, a potem powróć do pozycji człowieczeństwa.

12.
Pieśń o Ośmiu Słów Człowieczym Kole Tai Chi.

Osiem trygramów - strony i narożniki - tworzy "Pieśń Ośmiu Słów".
Liczba trzynaście, pomimo wszystko, nie jest tak wielka.
Jednakże, jeśli tych klika nie jest w równowadze,
A, talia i głowa nie są w linii, staniemy się wyczerpani i stracimy oddech.
Tajemnica zachowania idealnej ciągłości może zostać podsumowana w tylko dwóch słowach;
Uważnie kultywuj władcę i poddanego, ciało i kości.
Jeśli doskonaliłeś swoje wewnętrzne i zewnętrzne umiejętności,
Jak to możliwe, że podczas sparringu wciąż pojawiają się błędy?
Podczas sparringu z przeciwnikami bądź całkowicie naturalny,
Poruszając się w tył i w przód pomiędzy niebem, a ziemią.
Gdy twoja zdolność by porzucić siebie będzie pozbawiona poważnych błędów,
To wysokie i niskie, atakowanie i wycofywanie się zawsze będą płynąć w sposób ciągły.

13.
Wyjaśnienie Esencji i Manifestacji Tai Chi.

Zasada (li) jest esencją jing, chi i ducha; jing, chi i duch są esencją ciała. Ciało jest manifestacją umysłu, a siła jest manifestacją ciała. Ciało i umysł mają władcę absolutnego, którym jest zasada (li); jing, chi i duch mają władcę absolutnego, którym jest szczerość. Szczerość jest drogą nieba, a ten kto pozostaje szczerym podąża drogą człowieczeństwa. Obydwa są nierozdzielnie związane ze świadomością. Jeśli zrozumiesz zasadę jedności nieba i człowieczeństwa, w naturalny sposób wchłoniesz krążącą chi słońca i księżyca. Ta chi jest krążeniem świadomości, gdyż duch jest naturalnie ukryty w zasadzie. Ostatecznie, możemy mówić o bojowym i duchowym, o mądrości-doświadczenia i o nieśmiertelności. Jeśli ktoś mówi o ciele i umyśle z punktu widzenie sztuk walki i stosuje te zasady do kultywowania mocy, musi to być usytuowane w kontekście esencji tao. Jest błędem koncentrowanie się wyłącznie na umiejętnościach fizycznych.

Moc (jin) pochodzi ze ścięgien, a siła (li) z kości. Mówiąc z wyłącznie materialnego punktu widzenia, człowiek o wielkiej sile może podnieść kilkaset funtów lecz jest to płytka sprawa kości i stawów, które produkują brutalną siłę. Dla rozróżnienia, zjednoczona moc całego ciała, choć wygląda ono na nie będące w stanie podnieść nawet kilku funtów, reprezentuje wewnętrzną siłę jing i chi. W ten sposób, gdy udoskonalisz swoje umiejętności, będziesz robił rzeczy zadziwiające i daleko wyprzedzające te oparte wyłącznie na twardej sile, gdyż jest to droga prawdziwego samo-rozwoju poprzez kulturę fizyczną.

14.
Wyjaśnieni Duchowego i Bojowego w Tai Chi.

Duchowe jest esencją, a bojowe manifestacją. Rozwój duchowy na polu sztuk walki odbywa się poprzez jing, chi i ducha - praktykę kultury fizycznej. Gdy bojowe zostaje połączone z duchowym i jest doświadczane w ciele i umyśle, to jest to wtedy praktyka sztuk walki. Jeśli chodzi o duchowe i bojowe, musimy mówić o konkretnym momencie w czasie, gdyż ich rozwój przebiega stopniowo, zgodnie z właściwą kolejnością. To jest korzeń kultury fizycznej. Jako, że duchowe i bojowe stosowane są w sparringu, musimy rozważyć odpowiednie użycie przechowywania i uwalniania. To jest korzeń sztuk walki. Więc, praktyka sztuk walki na sposób duchowy jest ćwiczeniem miękkiego stylu, pochodzącej ze ścięgien mocy - będącej cechą jing, chi i ducha. Gdy sztuki walki są praktykowane na sposób wyłącznie bojowy, to jest to styl twardy, tylko brutalna siła. Duchowe pozbawione bojowego jest esencją pozbawioną zastosowania; bojowe pozbawione obecności duchowego to zastosowanie pozbawione esencji. Jeden biegun nie może ustać; samotna dłoń nie może klasnąć. Nie jest to prawdą tylko w odniesieniu do sztuk walki, lecz wszystkie rzeczy podlegają tej zasadzie. Zewnętrzna umiejętność pozbawiona wewnętrznej zasady jest tylko fizyczną brutalnością. To jest daleki krzyk z pierwotnej natury tej sztuki; w skutek gwałtu na przeciwniku można sprowokować katastrofę. Zrozumienie wewnętrznej zasady bez zewnętrznej umiejętności to po prostu "sztuka kanapowa". Bez poznania zastosowań, będziesz zgubiony w realnej konfrontacji. Gdy dochodzi do stosowania tej sztuki, nie można spróbować zignorować znaczenia dwóch słów: duchowe i bojowe.

15.
Wyjaśnienie Interpretowania Energii w Tai Chi.

Interpretowanie energii zbliża się do poziomu duchowej iluminacji. Yin wewnątrz ciała liczy siedemdziesiąt dwa i pozostaje to bez wyjątków. Gdy Yang odpowiada Yin, woda i ogień współpracują, Ch'ien (niebo) i K'un (ziemia) pozostają w harmonii, a wrodzona natura (hsing) i życie (ming) osiągają pierwotną czystość. Ludzka zdolność do interpretowania energii opiera się na zmyśle odpowiadania na zmieniające się warunki i w naturalny sposób manifestuje zadziwiające rezultaty. Nasze ciało bez wysiłku osiąga doskonałą przejrzystość, a nasze ruchy stają się absolutnie wrażliwe. Kiedy osiągasz ten poziom, cokolwiek robisz przychodzi z łatwością i możesz poruszać się nie myśląc.

16.
Wyjaśnienie Długiego Boksu Ośmiu Bram- Pięciu Kroków- Trzynastu Pozycji.

Jeśli praktykujesz pozycja po pozycji to, kiedy wykonywanie każdej z nich doprowadzisz do perfekcji, zaczniesz je łączyć w długie serie, które płynął i płynął w koło, bez końca. Z tego powodu nazywamy to Długim Boksem. Jest konieczne aby mieć standardowe pozycje, inaczej po długim okresie czasu sztuka degeneruje się w słabość lub twardość. Musimy za wszelką cenę unikać utraty ciągłości i miękkości. Gdy ciało porusza się w tył i w przód, duch i świadomość, z czasem, naturalnie staną się wszechprzenikające i niepokonane. Podczas sparringu "cztery techniki ręczne", wyprowadzone z "ośmiu bram" i "pięciu kroków", powinny być twoim pierwszym polem do osiągnięcia. Z nieruchomych pozycji stojących "cztery techniki ręczne" rozwijają się w koła wokół ciała. "Cztery techniki ręczne" ataku-wycofania, wliczając "pośrednie cztery techniki ręczne", "wysokie i niskie cztery techniki ręczne" oraz "cztery techniki ręczne nieba, ziemi i człowieka", wszystkie, wyprowadzane są z niskopoziomowych "czterech technik ręcznych" Długiego Boksu, które to są bardzo otwarte i ekspansywne. Gdy twoja forma staje się bardzo zwarta, a twoje ruchy swobodne, to osiągnąłeś poziomy średnie i zaawansowane.

17.
Wyjaśnienie Odwracalności Yin i Yang w Tai Chi.

Yang to: trygram Ch'ien (Kreatywne), niebo, słońce, ogień, trygram Li (Przylegające), wysyłanie, emitowanie, stosowanie, konfrontowanie, otwieranie, podmiot, aplikacja, chi, ciało, bojowy (wspierający życie), kwadrat, wydech, wysokie, atakujący oraz 'narożniki'. Yin to: trygram K'un (Receptywne), ziemia, księżyc, woda, trygram K'an (Bezdenne), wtaczanie, penetrowanie, przechowywanie, wiążący, jednoczący, władca, kości, esencja, zasada, umysł, duchowy (zaspokajający pierwotną naturę), krążący, wdech, niski, wycofujący oraz 'strony'. Zasadę odwracalności yin i yang można podsumować dwoma słowami: woda i ogień. Płomień wznosi się w górę, a woda płynie w dół. Jeżeli umieścimy ogień pod wodą to spełnimy ich odwracalność. Jednakże, jest to niemożliwe bez właściwej metody. Aby zilustrować tą zasadę: jeśli wlejemy wodę do kociołka i postawimy na ogniu, woda będzie ogrzewana przez ogień i nie dość, że nie popłynie w dół, to dodatkowo stanie się gorąca. W tym samym czasie ogień, mający tendencje do podążania się w górę, może wznieść się tylko do dna kociołka - jest więc ograniczony i kontrolowany, a woda, mająca tendencję do płynięcia w dół, jest powstrzymywana przed ucieczką. Jest to to, co rozumiemy jako zasadę "wody i ognia we wzajemnej równowadze"; co reprezentuje hexagram Chi-chi (Po Wypełnieniu) lub zasada odwracalności. Jeśli pozwoli się ogniowi ulatywać w górę, a wodzie płynąć w dół, to oba niechybnie rozdzielą się tak jak w hexagramie Wei-chi (Przed Wypełnieniem). Możemy, więc, odnosić się do tego jako do zasady podziału jednego na dwa i dwa na jedno lub z jednego do dwóch i z dwóch do jednego. Podsumowując tą zasadę wydobywamy trzy uniwersalne aspekty: niebo, ziemię, i człowieczeństwo. Rozumiejąc zasadę wymienności yin i yang można zacząć mówić o tao. Wiedząc że, nigdy nie możemy oddzielić samych siebie o tao możemy zacząć mówić o człowieczeństwie. Jeśli możesz powiększyć tao poprzez znaczenie człowieczeństwa i zrozumieć, że tao nigdy nie oddziela się od człowieczeństwa wtedy możemy zacząć rozważać jedność nieba i ziemi. Niebo znajduje się ponad, ziemia znajduje się pod, a człowieczeństwo znajduje się pomiędzy. Jeśli możesz ukształtować się na wzór nieba i ziemi, połączyć genialność słońca i księżyca, trwać z Pięcioma Świętymi Górami i Czterema Wielkimi Rzekami, płynąć z czterema porami roku, rozkwitać i gnić z trawami i drzewami, rozumieć przyjazne i nieprzyjazne wpływy bogów i duchów, pojąć wzloty i upadki ludzkich spraw, wtedy możemy mówić o Ch'ien (Kreatywne) i K'un (Receptywne) jako makrokosmosie i o człowieczeństwie jako mikrokosmosie. W terminach ludzkiego ciała i umysłu, poprzez studiowanie mądrości i zdolności nieba i ziemi możemy zacząć mówić o wewnętrznej mądrości i zdolności człowieczeństwa. Jeśli nie tracimy naszych pierwotnych zdolności wtedy, poprzez kultywowanie i nie szkodzenie naszej wielkiej chi, możemy trwać wiecznie. Co rozumiemy przez to, że 'czyjeś ciało zawiera mikrokosmiczne niebo i ziemię' to to, że niebo jest naszą pierwotną naturą, a ziemia naszym życiem. Niewidzialną esencją człowieczeństwa jest duch. Bez zrozumienia tych rzeczy, jak możesz utworzyć triadę z niebem i ziemią? Jeśli nie uda nam się zaspokoić naszych pierwotnych natur i wspierać naszych żyć, jak możemy oczekiwać, że wypełnimy proces duchowej przemiany?

18.
Wyjaśnienie Tai Chi w Ludzkim Ciele.

W ludzkim ciele serce jest władcą. Władcą jest tai chi. Dwoje oczu to słońce i księżyc lub yin i yang. Głowa jest niebem, a stopy ziemią. One, wraz z człowieczeństwem symbolizowanym przez punkt jen-chung po środku górnej wargi i punkt chung-wan na splocie słonecznym, tworzą uniwersalną triadę (san-ts'ai). Cztery kończyny są czterema digramami. Nerka- woda, serce- ogień, wątroba- drewno, płuco- metal i śledziona- ziemia, wszystkie należą do yin; pęcherz moczowy- woda, jelito cienkie- ogień, woreczek żółciowy- drewno, jelito grube- metal i żołądek- ziemia, wszystkie należą do yang. To jest nasz aspekt wewnętrzny. Głowa- ogień, dolna szczęka- woda, lewe ucho- metal, prawe ucho- drewno oraz dwa ming-men to nasz aspekt zewnętrzny. Duch wznosi się w sercu, a oczy są kiełkami ducha; jing wznosi się w nerkach, a mózg i nerki są korzeniem jing; chi wywodzi się z płuc, a chi woreczka żółciowego jest źródłem płuc. Gdy moc widzenia funkcjonuje czysto to, poprzez poruszenie serca, duch biegnie; gdy moc słyszenia funkcjonuje czysto to, poprzez poruszenie mózgu, płynął nerki. Smaki, wykrywane przez nos i ruch oddechu do i na zewnątrz ust i składające się z wody-słony, drewna- kwaśny, ziemi- słodki, ognia- gorzki i metalu- ostry, oraz charakterystyki naszych głosów: drewno- jasny, ogień- szorstki, metal- gładki, ziemia- zapylony, woda- falujący. Smaki rozróżniane przez nos i usta są wszystkie oparte na ruchu chi - wrotach płuc, a wiatr i grom wątroby i woreczka żółciowego reprezentowane są przez trygramy Hsun (Łagodne) i Chen (Pobudzone). To manifestuje się jako dźwięk i wnika, i trwa jako pięć smaków. To opisuje usta, oczy, nos, język, ducha i umysł, które są sześcioma zmysłami, które należy zjednoczyć aby przezwyciężyć sześć pragnień. To jest nasz aspekt wewnętrzny. Dłonie, stopy, ramiona, kolana, łokcie i biodra, wszystkie muszą zostać zjednoczone aby oczyścić sześć tao. To jest aspekt zewnętrzny. Oczy, uszy, nos, usta, odbyt, cewka moczowa i pępowina są siedmioma zewnętrznymi otworami. Radość, gniew, lęk, poruszenie, smutek, strach i zaskoczenie są siedmioma wewnętrznymi emocjami. Serce jest panem siedmiu emocji. Radość należy do serca, gniew do wątroby, lęk do śledziony, smutek do płuc, strach do nerek, zaskoczenie do woreczka żółciowego, poruszenie do jelita cienkiego, podejrzliwość do pęcherza moczowego, melancholia do żołądka, a smutek do jelita grubego. To jest aspekt wewnętrzny. Trygram Li (Przylegające) wskazuje południe, Ziemski Konar wu, ogień i meridian serca; trygram K'an (Bezdenne) wskazuje północ, Ziemski Konar tzu, wodę i meridian nerek; trygram Chen (Pobudzone) wskazuje wschód, Ziemski Konar mao, drewno i meridian wątroby; trygram Tui (Radosne) wskazuje zachód, Ziemski Konar yu, metal i meridian płuc; trygram Ch'ien (Kreatywne) wskazuje północny zachód, metal, jelito grube i przemienia wodę; Kun (Receptywne) wskazuje południowy zachód, ziemię, śledzionę i przemienia ziemię; Hsun (Łagodne) wskazuje południowy wschód, woreczek żółciowy, drewno i przemienia ziemię; Ken (Utrzymujące w Bezruchu) wskazuje północny wschód, żołądek, ziemię i przemienia ogień. To jest osiem wewnętrznych trygramów. Tak jak dla zewnętrznych ośmiu trygramów numery dwa i cztery nawiązują do ramion, sześć i osiem do stóp, dziewięć do 'powyżej' i jeden do 'poniżej', trzy do lewej, a siedem do prawej. Trygram K'an to jeden, K'un to dwa, Chen to trzy, Hsun to cztery, centrum to pięć, Ch'ien to sześć, Tui to siedem, Ken to osiem, a Li to dziewięć. To jest "dziewięć pałaców" i opisuje wewnętrzne dziewięć pałaców. W terminach zewnętrznych i wewnętrznych aspektów ludzkiej fizjologii Niebiańska Łodyga i nawiązuje do wątroby i lewej strony żeber, przemienia metal i łączy z płucami; Niebiańska Łodyga chia nawiązuje do woreczka żółciowego, przemienia ziemię i łączy z śledzioną; Niebiańska Łodyga ting nawiązuje do serca, przemienia drewno i łączy z wątrobą; Niebiańska Łodyga ping nawiązuje do jelita cienkiego, przemienia wodę i łączy z nerkami; Niebiańska Łodyga chi nawiązuje do śledziony, przemienia ziemię i łączy z żołądkiem; Niebiańska Łodyga wu nawiązuje do żołądka, przemienia ogień i łączy z sercem; plecy i klatka piersiowa, jak góry i podmokłe równiny, wymieniają swoją chi; Niebiańska Łodyga hsin nawiązuje do płuc i prawej strony żeber, przemienia wodę i łączy z nerkami; Niebiańska Łodyga keng nawiązuje do jelita grubego, przemienia metal i łączy z płucami; Niebiańska Łodyga kuei nawiązuje do nerek i dolnej części ciała, przemienia ogień i łączy z sercem; Niebiańska Łodyga jen nawiązuje do pęcherza moczowego, przemienia drewno i łączy z wątrobą. To opisuje wewnętrzne i zewnętrzne powiązania Dziesięciu Niebiańskich Łodyg. Dwanaście Ziemskich Konarów także posiada swoje wewnętrzne i zewnętrzne powiązania. Rozumiejąc te zasady można zacząć rozważać tao samo-kultywacji.

19.
Wyjaśnienie Trzech Poziomów Duchowego i Bojowego w Tai Chi.

Bez samo-kultywacji nie byłoby pojęcia realizowania tao. Niemniej metody praktyki można podzielić na trzy poziomy. Termin poziom oznacza osiągnięcie. Najwyższy poziom jest wielkim osiągnięciem; poziom najniższy jest osiągnięciem mniejszym; poziom średni jest osiągnięciem szczerości. Choć metody są podzielone na trzy poziomy praktyki osiągnięcie jest jedno. Duchowe jest kultywowane wewnętrznie, a bojowe zewnętrznie; kultura fizyczna jest wewnętrzna, a sztuki walki zewnętrzne. Ten, którego praktyka jest odpowiednia zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie zdobywa najwyższy poziom osiągnięcia. Ci, którzy zgłębiają sztuki walki poprzez duchowy aspekt kultury fizycznej i ci, którzy zgłębiają duchowy aspekt kultury fizycznej poprzez sztuki walki osiągnęli średni poziom. Jednakże ci, którzy znają tylko kulturę fizyczną lecz nie znają sztuk walki lub ci, którzy znają tylko sztuki walki pozbawione kultury fizycznej reprezentują najniższy poziom osiągnięcia.

20.
Wyjaśnienie Bojowego Aspektu Tai Chi.

Jako sztuka walki tai chi jest zewnętrznie ćwiczeniem miękkim lecz wewnętrznie twardym, nawet jeśli poszukuje miękkości. Jeśli jesteśmy zewnętrznie miękcy po długim czasie, w naturalny sposób rozwiniemy wewnętrzną twardość. To nie jest tak, że świadomie kultywujemy twardość w rzeczywistości mając miękkie umysły. Co jest trudne, to pozostawać wewnętrznie zdystansowanym, posiadać twardość nie ukazując jej lecz zawsze spotykać przeciwnika miękkością. Spotkanie twardości z miękkością powoduje przemianę twardości przeciwnika i jej zniknięcie w nicość. Jak możemy posiąść tą zdolność? Doprowadzając do mistrzowskiego poziomu przyklejanie, przyleganie, łączenie i podążanie w naturalny sposób przejdziemy od świadomego ruchu do interpretowania energii i ostatecznie do duchowej iluminacji i krainy absolutnej transcendencji. Jeśli nasze umiejętności nie osiągnęły absolutnej transcendencji, jak możemy manifestować niezwykłość czterech uncji odbijających tysiąc funtów? Jest to po prostu sprawa tego, co nazywają "zrozumieniem lepkiego ruchu" do poziomu doskonalenia o subtelności widzenia i słuchania.

Powrót do spisu treści


Yiquan

PODSTAWY FILOZOFICZNE YIQUAN
Wang Xiangzhai

Przekład z chińskiego: Andrzej Kalisz
e-mail: akademia@yiquan.com.pl
http://www.yiquan.com.pl 

[Od tłumacza] Niniejszy tekst stanowi fragment pracy Wang Xiangzhai'a "Zhan zhuang i cztery manifestacje", powstałej prawdopodobnie we wczesnym okresie rozwoju yiquan, z planem dołączenia do innej, opublikowanej pracy (nie jest jasne której), z czego Wang jednak zrezygnował. Pełny tekst "Zhan zhuang i cztery manifestacje" będzie udostępniony bezpłatnie uczniom Akademii Yiquan. Tutaj oferuję wszystkim krótki fragment dotyczący źródeł filozofii yiquan. Proszę pamiętać o tym, że yiquan to system który Wang Xiangzhai rozwijał na przestrzeni wielu lat i jego poglądy, lub przynajmniej sposób ich przedstawienia i teoretycznej podbudowy, w tym czasie się zmieniały. Nie należy zatem traktować tego tekstu jako jakiejś ustalonej bazy teoretycznej yiquan, ale jako świadectwo pewnego etapu w rozwoju tego systemu. Jestem pewien, że osoby uprawiające yiquan, posiadające solidną wiedzę i doświadczenie potrafią właściwie ocenić ten tekst, odnosząc występujące tu tezy do prostych faktów związanych z praktyką, z efektywnym posługiwaniem się umysłem i ciałem. Obawiam się natomiast, że sama lektura, bez nauki pod okiem nauczyciela, który potrafi odnieść to, o czym tutaj mowa do praktyki, może niestety prowadzić do nieuzasadnionych spekulacji i błędnych opinii. Mam nadzieję, że Czytelnicy potrafią zdać sobie sprawę z tego problemu. By w pewnym przynajmniej stopniu uniknąć nieporozumień, uzupełniłem tekst o krótkie komentarze, mówiąc o tych samych zagadnieniach językiem, bardziej zbliżonym do tego, jakim posługiwał się Yao Zongxun - sukcesor twórcy yiquan.

Nie będę tutaj pisał zbyt dużo o filozoficznych podstawach yiquan. W kilku punktach ujmę tylko główne kwestie, by Czytelnik mógł dokonać odpowiednich porównań i samodzielnie dostrzec prawdziwe oblicze yiquan.

1. Zhuangzi powiedział: "Rzecz, która jest rzeczą, nie jest prawdziwą rzeczą".  W yiquan wszelkie rodzaje siły, energii są rezultatem psychicznej koncentracji. Można powiedzieć, że siła nie jest siłą. Inaczej mówiąc, jeśli używamy siły, sądząc, że to jest siła, nie jest to właściwa siła". Siła jest w duchu, świadomości, intencji, woli. Stąd nazwa yiquan.

[Od tlumacza] Gdy w yiquan chcemy użyć siły, nie zachowujemy się tak jak wielu ludzi, którzy gdy chcą użyć siły, spinają się, błędnie kojarząc to napięcie z siłą, podczas gdy faktycznie zakłóca ono ruch, zmniejsza szybkość i efektywną siłę. W yiquan staramy się użyć ciała w sposób efektywny. Podstawą dla tego jest zaangażowanie mentalne, świadomość ciała, ruchu, siły, energii, z jednoczesnym zachowaniem pewnego relaksu. Nie należy błędnie wnioskować, że chodzi tu o jakąś magiczną siłę związaną tylko z umysłem, bez angażowania ciała. Świadomość, układ nerwowy, układ kostny i mięśnie - pełna ich koordynacja, harmonia, współpraca i optymalizacja ich pracy jest tym nad czym pracujemy.

2. Laozi powiedzial: "Nie działać, tak by nie było niczego, co nie zostałoby zrobione". W yiquan mówimy: "Działanie, które przynosi efekty ma źródło w nie-działaniu", "Ruch w bezruchu jest wiecznie rodzącym się i nigdy nie kończącym się ruchem". Tak zwane "nie-działanie" i "bezruch" w yiquan, to zhan zhuang. Tak zwane "działanie" i "ruch", to w yiquan shi li i fa li. Yiquan podkreśla znaczenie zhan zhuang - to jest "nie-działanie". Ktoś powiedział kiedyś, że yiquan to staro-taoistyczna metoda ćwiczeń statycznych. Takie sformułowanie nie jest nieuzasadnione.

[Od tlumacza] Zagadnienie "nie- działania" w yiquan można rozpatrywać w odniesieniu do wielu aspektów. Tutaj Wang Xiangzhai porusza zagadnienie w sposób wyraźnie uproszczony. Wrócimy do tego przy okazji innych tłumaczeń tekstów Wanga.

3. Laozi powiedział: "Ruch powrotu do Tao". W yiquan mówimy: "Gdy siłą się rodzi, pojawiają się dwa, dwa są jednym". To jest jedność działania i reakcji. "Skomplikowany układ przeciwieństw musi być jednym".

[Od tlumacza] Jedność przeciwieństw to podstawa teoretyczna yiquan, tak jak i np. taijiquan i niektórych innych systemów. Jest to słynna chińska zasada yin i yang. Dzisiaj nazywane jest to podejściem dialektycznym. 

4. W buddyzmie chan (zen) mówi się: "Zasady są realne tylko wtedy, gdy wynikają z pustki". Mówi się też: "Nie myśleć o dobrym, nie myśleć o złym, powrócić do oblicza sprzed urodzenia rodziców". Oblicze sprzed urodzenia rodziców to "pustka". W yiquan mówimy: "Wszystkie rodzaje siły rodzą się z pierwotnej, jednolitej pustki, w której nie ma ja". Dlatego uczymy "Szukać realnego w pustce, realizować działanie w pustce".

5. W buddyzmie chan mówi się: '"Bez zasady, bez przywiązania". W yiquan mówimy: "Niech nie będzie ani jednej metody; bez przywiązania; złamać przywiązanie". W walce "nie ulegam przywiązaniu i zmuszam przeciwnika, by nie mógł pozostać przywiązany". Nie tylko przeciwstawianie się siłe przy pomocy niezgrabnej siły jest przywiązaniem, ale i stosowanie technik to przywiązanie. Nie-przywiązanie powinno pokonać przywiązanie. Pokonanie przywiązania to nie-przywiązanie.

[Od tlumacza] Zagadnienia o których mowa w punktach 4 i 5 są z sobą ściśle związane. "Pustka"  to podstawa (właściwy stan mentalny" dla "nie-przywiązania". Mistrz powinien płynnie dostosowywać się do zmieniającej się sytuacji, bez przeciwstawiania się sile siłą (jak "byki przepychające się głowami" - ding niu), bez zastanawiania się, bez wahania, elastycznie, bez przywiązania do sztywnych schematów.

6. Uczony epoki Ming - Wang Shouren mówil o "ujawnieniu doskonałej (wspaniałej) wiedzy". W yiquan mówimy o rozwinięciu doskonałych (wspaniałych) możliwości". Wang Shouren mówił: "jak woda płynąc powoduje zawilgocenie, jak ogień powoduje wysuszenie". To jest właśnie tak.

[Od tlumacza] Jednym z założeń yiquan jest wydobycie i wykorzystanie naszego naturalnego potencjału, zamiast opanowania skomplikowanych metod, które czasem to uniemożliwiają. Na przykład wiele osób wyobraża sobie, że nauka walki polega na opanowaniu zestawu technik - jeśli ktoś pozna ich pewną ilość, nauczy się walczyć, gdy pozna ich więcej, jego skuteczność w walce się zwiększy. Jednocześnie taka wizja zakłada, że przed opanowaniem technik, nie posiada się umiejętności walki. Jest to oczywistym absurdem, ale zaskakujące jest jak wielu laików myśli w taki sposób. Yiquan uwzględnia proste fakty, np. że człowiek posiada pewien potencjał zdolności, możliwości, w tym również pewne umiejętności (czy zdolności) walki, zanim rozpocznie naukę sztuki walki. Celem jest zatem w dużej mierze pełniejsze rozwinięcie, udoskonalenie tych zdolności i umiejętności, a nie opanowanie "sztucznego" systemu technik.

Jak zatem widać, gdy w "Teorii yiquan" użyłem w stosunku do yiquan terminów zbliżonych do taoistycznych i buddyjskich, nie było to spowodowane chęcią zyskania sławy przez powoływanie się na wielkich filozofów. Użyłem metody "malowania smoka i dorysowania oczu", żeby wyjaśnić filozofię yiquan, chcąc przekazać prawdziwe zasady. Nauka yiquan bez stosowania się do jego filozofii nie przyniesie właściwych efektów. Uczący się powinien zdawać sobie z tego sprawę.

[Od tlumacza] Nie jest do końca jasne do którego ze swoich tekstów Wang odnosi się mówiąc o "Teorii yiquan", jako że taki tytuł nie występuje w zbiorach jego prac. "Malowanie smoka i dorysowanie oczu" oznacza przedstawienie czegoś w sposób bardzo trafny i żywy. Istnieje opowieść, w której artysta namalował smoka, ale bez oczu. Zapytany dlaczego, odpowiedział, że gdyby domalował oczy, smok mógłby ożyć i odlecieć.

Powrót do spisu treści


Yiquan

WPROWADZENIE DO ZHAN ZHUANG
Wang Yufang

Przekład z chińskiego: Andrzej Kalisz
e-mail: akademia@yiquan.com.pl
http://www.yiquan.com.pl

Dziś w epoce nauki, a jednocześnie dążenia do zdrowego życia w zgodzie z naturą, metoda terapii poprzez ćwiczenie zhan zhuang, dzięki swej naukowości, praktyczności, prostocie, efektywności, przy jednoczesnym bezpieczeństwie jej stosowania, cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Z pewnością stanie się ona metodą ćwiczeń popularną w XXI wieku. Bardzo wielu ludzi cierpi na chroniczne schorzenia. Aktywne dążenie do poprawy zdrowia, wzmocnienia ciała, zrozumienia zasad służących utrzymaniu zdrowia jest bardzo ważne. Nie można tylko biernie oczekiwać, że ratować nas będą świetni lekarze, znakomite lekarstwa, czy posiadający niezwykłe umiejętności mistrzowie qigong.

To o czym ponad 2000 lat pisał trafnie prekursor chińskiej nauki medycznej - Żółty Cesarz w wielkiej klasycznej księdze "Wewnętrzny Kanon": "W starożytności wielcy mistrzowie stojąc na ziemi wspierali niebo, kontrolując yin i yang, oddychając esencją qi, stali samotnie, chroniąc ducha, z ciałem będącym jednością", to właśnie zhan zhuang.

Metoda ta stanowi najwspanialszą formę leczniczej aktywności fizycznej, będącą syntezą chińskiej nauki medycznej i sztuki walki, opartą na naturalnej sile, wykorzystującą ćwiczenie w naturalnym środowisku, na świeżym powietrzu, wśród drzew i roślin, wody, i korzystając z naturalnego światła słonecznego. Ta metoda wywodząca się ze sztuki walki nie jest kontuzjogenna, pozwala wzmocnić ciało i poprawić zdrowie. Taka forma treningu o umiarkowanym poziomie wysiłku pozwala w maksymalnym stopniu wydobyć naturalny ludzki potencjał.

Yiquan został stworzony przez mojego ojca - Wang Xiangzhai'a (1885-1963), który pochodził z powiatu Shen w prowincji Hebei. Od dzieciństwa mój ojciec uczył się xingyiquan od wielkiego mistrza - Guo Yunshen'a. Był naturalnie uzdolniony, pracowity i lubił się uczyć. Dzięki temu po kilku latach mógł głęboko zrozumieć nauki Guo. W ostatnich latach życia Guo powtarzał: "Wielu miałem uczniów, ale tylko Xiangzhai będzie w stanie przekazać dalej sens tego, czego uczyłem". Ojciec w poszukiwaniu istoty i esencji sztuki walki podróżował później po całych Chinach i odwiedzał wielu nauczycieli, poznając zalety różnych systemów i wiele w ten sposób zyskując. By przywrócić pierwotne oblicze xingyiquan, w Szanghaju stworzył yiquan, który spotkał się z wielkim uznaniem ekspertów sztuk walki. W latach 50. skoncentrował się na studiach nad zdrowotną metodą zhan zhuang, opisując otwarcie to co wcześniejsze pokolenia utrzymywały w tajemnicy. Zhan zhuang jest podstawą sztuki walki i pomostem do zrozumienia najwyższego poziomu w nauce o sztuce walki.

1. UCZYĆ SIĘ OD NATURY.

Natura jest największym nauczycielem. Natura jest wielka, nie jest samolubna, nie zna strachu. Ludzie powinni uczyć się od natury, zbliżyć się do natury, powrócić do natury, studiować naturę, efektywnie stosować prawa natury. Natura jest księgą bez liter, jest oceanem mądrości, źródłem życia. Powinniśmy nasze myśli, uczucia i czyny mocno oprzeć na żyznym gruncie natury, szukać inspiracji w naturze. Jeśli wykorzystamy to w praktyce, z pewnością osiągniemy korzyść. Wszystko podąża za naturalnymi przemianami. Ludzie się smucą i cieszą, zbliżają i oddalają, księżyc raz jest w nowiu, a raz w pełni, są sukcesy i porażki, korzyści i straty. Dlatego nie należy być zarozumiałym z powodu zwycięstw, ani nie należy się nadmiernie przejmować porażkami, gdyż jest to szukanie samemu problemów i zmartwień. Ćwicząc zhan zhuang trudno się wówczas zrelaksować i wyciszyć, skupić uwagę. Jądrem praktyki zhan zhuang jest wykorzystanie mentalnego prowadzenia, zasadą jest odczucie siły w stanie naturalnej wygody. Jest to wysokiej jakości ćwiczenie układu nerwowego, odbywające się w stanie "pomiędzy ruchem, a bezruchem", gdy "ciało i umysł stanowią jedność", gdy "zewnętrzne i wewnętrzne stanowi całość".

2. WSPANIAŁE TKWI W NATURALNYM POTENCJALE. REAGUJE SIĘ NA ODCZUCIE.

Jedną z przyczyn tego, że Chińczycy odróżniają się od innych narodów świata jest nasz inny sposób myślenia.

Nauka Zachodu dzieli się na gałęzi i działy, które rozwijają się i których wiedza pogłębia się w sposób niezależny. Podkreśla się ich indywidualny charakter. Zachodnia nauka podkreśla znaczenie analizy, dowodu, precyzji, ścisłej logiki. Całość zamienia w zero, natomiast dokładnie analizuje niezliczone fragmenty.

Nauka Wschodu natomiast stapia w jedno świat obiektywny i subiektywny, nauki społeczne, przyrodnicze i wiedzę o ludzkiej kulturze. Praktyka sztuki walki opiera się na zasadzie, że wszystko się łączy, chociaż nie jest jednym. Jest to nauka o wzajemnym oddziaływaniu świata odczuwanego i świata obiektywnego.

"Łączy się, chociaż nie jest jednym", to nie to samo co "jedno dzieli się na dwa" i "dwa łączy się w jedno". Jest to podsumowanie praktycznego doświadczenia w wielu dziedzinach, w tym w sztuce walki. Jest to klejnot stanowiący efekt długiego rozwoju kultury naszego narodu. Jest to podstawa naszych ćwiczeń ciała i umysłu. Świat odczuć, to system nieustannych zmian doznań światła, koloru, formy, dźwięku, zapachu, smaku i dotyku. To jest nasz codzienny świat. Dorastamy w tym świecie. Z tego ulegającego ciągłym przemianom otoczenia jesteśmy w stanie wyróżnić różne informacje i odpowiednio je przetworzyć. Te zdolności są zadziwiające i posiadają niezwykłe możliwości pogłębienia.

Na przykład są artyści potrafiący wyryć cały wiersz w maleńkim ziarnku fasoli. Ostrze zawsze zasłania im widok tego, co tworzą jego czubkiem. Gdy rzeźbią znaki posługują się oni doskonałym wyczuciem za pośrednictwem dłoni i palców. Gdy oglądają efekt, posługują się wzrokiem. Ich subtelne ruchy są efektem zwiększenia wrażliwości dotyku, która może być nieprawdopodobna.

Kolejny przykład - znakomity lekarz chińskiej medycyny potrafi zdiagnozować pacjenta obserwując, słuchając, pytając i dotykając. Lekarz zawsze kładzie palec na tętnicy. Dzięki długiej praktyce, jest w stanie poprzez dotyk dokładnie odczuć subtelności pulsu i stan krążenia. Jest to kolejny przykład niezwykłych możliwości zwiększenia wrażliwości dotyku.

Jeszcze jeden przykład - gdy byłam mała, ojciec uczył mnie pisać pędzelkiem. Mówił, że chińska sztuka kaligrafii i malarstwa szczególnie podkreśla styl i charakter. Pędzel jest miękki, by mógł jak najlepiej oddać stan umysłu twórcy. Najpiękniejsza fotografia nie jest w stanie zastąpić malarstwa. Najpiękniejszych znaków wydrukowanych na drukarce nie da się porównać ze znakami pisanymi pędzelkiem. W czym tkwi przyczyna? Te pierwsze nie posiadają swoistego stylu, będącego wyrazem ducha artysty w momencie tworzenia. Jeśli malując znaki, jesteś w stanie zdać sobie sprawę ze zmian tarcia pomiędzy końcem pędzelka, a papierem, wtedy dopiero można powiedzieć, że poznałeś podstawy kaligrafii.

"Krople deszczu opadają bezdźwięcznie". Trzeba pilnie ćwiczyć, by "wystać" przestrzeń dla wspaniałych zdolności.

3. FORMA UGIĘTA, SIŁA KRĄGŁA. DELIKATNE, ZWINNE WYPRĘŻENIE.

Rozwijanie wspaniałych zdolności zaczyna się od zhan zhuang. Najpierw trzeba pozycję ciała doprowadzić do stanu "Forma ugięta, siła krągła. Delikatne, zwinne wyprężenie". Ciało jest jakby wewnątrz puste, a na zewnątrz stopione z otoczeniem, zachowujemy naturalny relaks, głowa wyprostowana, wzrok skierowany w przód, tułów prosty, duch podniosły, siła równomierna, oddech spokojny, świadomość poszerzona, włosy jakby wstawały, talia rozluźniona, we wszystkich stawach czujemy lekkie ugięcie. Odsuwamy na bok myśli na wszelkie tematy, stoimy milczący wobec przestrzeni wszechświata. Umysł nie ucieka na zewnątrz. Zewnętrzne przyczyny nie zakłócają uwagi. Świadomość jasna, pusta i zwinna. Wszystkie maleńkie włoski na ciele jakby się podnosiły. Całe ciało odczuwamy jako bardzo wygodnie, w naturalny sposób "wyprężone". Odczuwamy z każdej strony ciała jakby siłę magnesu, jakbyśmy pływali w powietrzu. Jednocześnie odczuwamy jakby wszystkie komórki mięśni całego ciała nieustannie pulsowały. Mamy odczucie, jakby wiatr przenikał przez pory w skórze, do wewnątrz i na zewnątrz. Wszędzie jest i odczucie rozpierania na zewnątrz i ściągania do wewnątrz. Im subtelniejszy ruch, tym pełniejszy duch. Jesteśmy jak ogromne drzewo. "Mały ruch jest lepszy niż duży ruch. Ruch który nieustannie się rodzi i nie rozpoczyna jest lepszy niż mały ruch". Doświadczamy jedności, krągłości intencji i siły w całym ciele. Sprawdzamy, czy odczuwamy łączność, wzajemne echo pomiędzy tą intencją i siłą, a kosmosem, czy ta wyobrażona siła napotyka na opór, tarcie powietrza, czy odczuwamy pewną siłę, napięcie pomiędzy ciałem, a jądrem Ziemi.

Rozwój wspaniałych, subtelnych umiejętności i zdolności, to nie jest sprawa jednego dnia. Potrzebna jest cierpliwość i wytrwałość, by odkryć więcej niż moglibyśmy sobie wyobrazić. Pamiętać jednak należy, by nie używać siły, w przeciwnym razie utracony zostanie stan zrelaksowanej jedności. Bez relaksu, siła jest sztywna, intencja zatrzymana i duch złamany. Tracimy wszystko. Jeśli okazuje się, że tracimy naturalny, swobodny oddech, bądź że przepona jest usztywniona, popełniony został błąd. Nie należy tego lekceważyć.

W ćwiczeniu zhan zhuang trzeba przejść przez 3 etapy. Dopiero wtedy można powiedzieć, że coś naprawdę zostało osiągnięte. Zacytuję tutaj słowa wielkiego uczonego z końca epoki Qing - Wang Guowei'a: by osiągnąć sukces trzeba przejść przez 3 etapy:

Pierwszy: "Nie martwię się, że pas jest coraz luźniejszy, bo wiem jak marny jest człowiek".

Drugi: "Wczoraj zachodni wiatr wyrzeźbił nefrytowe drzewa, tylko z najwyższego piętra widać horyzont".

Trzeci: "Sto razy szukałem jej we mgle. Teraz nagle odwróciłem głowę i zobaczyłem ją dokładnie w świetle latarni".

Pekin, lato 2001

Powrót do spisu treści


WYWIAD Z TOMASZEM TWARDOWSKIM
Tomasz Grycan

Tomasz Grycan: Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z wschodnimi sztukami walki (kino, książka, znajomi)?

Tomasz Twardowski: Hmm, wydaje mi się, że pierwszy był jakiś film Brusa Lee w telewizji polskiej, chyba "Droga Smoka", byłem wtedy w 2 albo 3 klasie szkoły podstawowej, pamiętam biegaliśmy z kolegami na przerwie bijąc się we wschodnim stylu :), potem była fascynacja ogólnopolska filmem "Shaolin", zbierałem odcinki o kung fu ze "Świata Młodych" :).

T.G.: Jak to się stało, że zacząłeś je ćwiczyć?

T.T.: Moja mama wiedziała, że chciałbym ćwiczyć kung fu (miałem 14 lat) i jak byłem na obozie harcerskim, zobaczyła plakat informujący o otwarciu takiej sekcji w Poznaniu i tak się zaczeło. Było to nawet zabawne, bo ta pierwsza sekcja była pod patronatem ZSMP :), były wywiady przed zapisaniem się do nie i takie cuda, pamiętam, mama ze mną poszła.

T.G.: Jak na twoje treningi zapatrywali się rodzice?

T.T.: Byli absolutnie za :). Mój problem polegał na tym, że byłem dzieckiem może nie grubym, ale ze skłonnościami do tycia, lubiącym czytać i wszystkie sporty wydawały mi się nudne i nagle chciałem bardzo mocno ćwiczyć jakiś sport, wiec mama była jak najbardziej za :).

T.G.: Jak przebiegała twoja droga poznawania wschodnich sztuk walki (co ćwiczyłeś i u kogo)?

T.T.: Hmm, zacząłem od Dariusza Piotrowskiego (albo Pietrowskiego), który założył w Poznaniu pierwsze sekcje kungfu bedąca pod patronatem YMAA, potem ponieważ zdałem do liceum wojskowego w Toruniu, ćwiczyłem wpierw karate shotokan i judo, ale teskniłem za kung fu, okazja zdarzyła się na 3 roku liceum, kiedy powstała sekcja wing chun prowadzona przez Piotra Kolkowskiego ucznia Janusza Szymankiewicza, cwiczyłem tam z 8 miesięcy, ale wing chun mi się jakoś nie podobał, wiec miałem mieszane uczucia, potem poznałem przypadkiem gościa nie pamiętam już nazwiska, który przedstawił mnie instruktorowi, który był uczniem Braksala i prowadził nieformalna grupę, często prywatne treningi (za darmo!) ale dla ludzi, którzy mogli dużo znieść, nie mówię o biciu się, bo uważał bardzo na bezpieczeństwo, tylko wysiłku fizycznym. Do dziś pamiętam te biegi w śniegu pod górę przy świetle księżyca :)!

Niestety instruktor ten miał młodą żonę, która chciała dziecko i on był zbyt zmęczony itd., itd. Koniec końców się to rozpadło i chodziłem nieco na siłownię jedynie. Po powrocie do Poznania nawiązałem kontakt z Piotrem Ziembą, który uczył (i chyba nadal uczy) YMAA w Poznaniu w tym czasie i zacząłem ćwiczyć YMAA w jego wydaniu. Dlaczego pisze w jego wydaniu, bo miał zdrowe podejście, kontakty z innymi praktykami innych sztuk walk i trening był kungfotorsko-kickboksowaty, ale przynajmniej jego uczniowie potrafili coś tam użyć. Później ćwiczyłem u innego instruktora YMAA, który przebywał czasowo w Poznaniu na studiach Marka Sadowskiego, który miał bardzo wysoki stopień w YMAA, niestety brakowało mi czegoś w tej organizacji i rozglądałem się za czymś innym....

W tym czasie był to rok chyba 1996 poznałem przypadkiem paru Chińczyków, starałem się od nich nauczyć trochę chińskiego, co nie szło mi za dobrze i oni poznali mnie z Zhao Xingshen, który przebywał czasowo w Polsce, robiąc jakieś interesy. Ten 40-paroletni Chińczyk zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Szczerze mówiąc wpierw nie chciałem się z nim spotkać, myślałem, że jako gość z Chin Ludowych zna tylko sportowe kung fu, ponieważ panował taki pogląd w Polsce. Znał on parę styli i z dzisiejszej perspektywy (odwiedziłem go w Chinach) jest on przeciętny, ale w Polsce był dla mnie bogiem kung fu :). Uczył mnie trochę chuo jiao - zdążyłem poznać 3 małe formy prze jakieś 4 miesiące. Gość pojechał na chwilę do Chin i już nie udało mu się wrócić, odmówiono mu wizy. Próbowałem potem przez dwa lata bezskutecznie ściągnąć go do Polski, ale z różnych przyczyn nie udawało się to. Mimo że uczył mnie chua jiao, podkreślał mi zawsze, że jego zdaniem królem kung fu jest baguazhang i zainteresowało mnie to, mimo że nie uczył mnie baguazhang, bo nie było czasu i mówił, że to za trudne na początek. Pokazał mi mnóstwo rzeczy, które zbudowały w moim mózgu pragnienie treningu baguzhang, po jego wyjeździe zacząłem kupować książki w internecie na ten temat i marzyć, aby kiedyś studiować ten styl.

T.G.: Jak trafiłeś do Chin?

T.T.: Wpierw wyjechałem na stypendium doktoranckie, co nie było proste, bo nie jestem po sinologii. Musiałem przeszlifować trochę korytarzy zanim w ogóle dopuszczono taką możliwość :). Cała moja działalność nastawiona była, aby wyjechać do Chin, wiec uczyłem się trochę chińskiego, zacząłem przygotowywać doktorat o chińskiej gospodarce - wszystko po to, aby móc do Chin wreszcie trafić i udało się. Nie było to proste oczywiście, skutek skutków straciłem piękną narzeczoną z tego powodu, ale się już nie uskarżam, bo mam nową :). Zanim jeszcze wyjechałem do Chin, nawiązałem kontakt z Jarkiem Szymańskim, dzięki uprzejmości Sławka Milczarka (obu serdecznie pozdrawiam). Jako że chciałem ćwiczyć baguazhang, Jarek pomógł mi wybrać styl baguazhang, który by dla mnie pasował oraz pomógł mi znaleźć nauczyciela, za co jestem mu nieskończenie wdzięczny i tak zaczeła się moja przygoda z baguazhang.

T.G.: Jak się odnalazłeś w Chinach? Jak poszła aklimatyzacja? Czy było tak jak sobie wyobrażałeś? Co było na plus, a co na minus?

T.T.: Szczerze mówiąc, to na początku było ciężko.... Jakby ktoś mi podarował bilet powrotny w pierwszym tygodniu, to bym wrócił do Polski... Zakwaterowano mnie w strasznych warunkach, akademik miał prysznice jedne na cały budynek - w dodatku można było je używać co drugi dzień! Jednego dnia chłopcy, drugiego dziewczęta! Toaleta jedna na cały korytarz, w pokoju na podłodze beton..... chciało mi się płakać i w dodatku nikt się mną nie przejmował....

Okazało się, że Chińczycy postanowili zarobić, ponieważ jako osoba ze stypendium na wymienianie międzykrajowej nie przynosiłem żadnych finansowych korzyści dla uniwersytetu, więc dano mi jak najgorsze miejsce, bo te lepsze można było wynająć innym obcokrajowcom za pieniądze... dopiero po trzech tygodniach przepychanek słownych z laski przeniesiono mnie do normalnego budynku, nowo wybudowanego, gdzie każdy pokój dwuosobowy miał własną łazienkę i warunki hotelowe.

Ciężko mi się było przyzwyczaić na początku do mentalności Chińczyków, spotykałem się z wieloma próbami naciągnięcia mnie czy wręcz oszukania, nie wspominając o pokazywaniu palcami na ulicach :).
Na plus było chińskie jedzonko oczywiście :).
W sumie Chiny były inne niż sobie wyobrażałem, bo myślałem, że tu ludź na ludź a okazało się, że nie jest aż tak wiele :).
Sam Pekin zaskoczył mnie nowoczesnością, czego nie widzi się na zajawkach w polskiej telewizji.

T.G.: Czy mógbyś powiedzieć coś więcej o doborze stylu baguazhang, który pomógł Ci dopasować Jarek Szymański? Jakie były kryteria? Czym się kierowałeś?

T.T.: W sumie to jest ciekawa historia :). Jako że miałem problemy kiedyś z porozumiewaniem się z Zhao Xingshen, wydawało mi się, że ćwiczy on styl Yin Yang baguazhang i o taki styl dopytywałem się u Jarka, który wytłumaczył mi, że styl ten nie jest oryginalny, tylko hybrydą stylizującą się na długa historię i na podstawie moich dotychczasowych doświadczeń, styli jakie trenowałem i mojego podkreślenia, że lubię kopać i uderzać, Jarek zasugerował trening stylu Yin baguazhang, którego twórca Yin Fu był wcześniej specjalistą w stylu Lohan quan i ta odmiana baguazhang ma więcej kopnięć i uderzeń niż pozostałe odmiany. Trzeba tu bowiem powiedzieć, że style baguazhang różnią się od siebie w zależności od tego od kogo pochodzą, uważany za twórcę stylu mistrz Dong Haichuan, uczył każdego ze swoich uczniów inaczej, starając się wykorzystać ich naturalne umiejętności oraz ich wcześniejsze doświadczenia, prawie każdy z jego uczniów był wcześniej mistrzem w jakimś stylu. Dlatego też poszczególne odmiany baguazhang różnią się od siebie czasami nawet mocno jak np. Cheng i trenowany przeze mnie Yin, gdzie Cheng pochodzi od Cheng Tinhua, który to był mistrzem w chińskich zapasach shuai jiao i w jego stylu porusza się inaczej, inna jest praca ciała i prawie całkowity brak kopnięć w formach, gdzie np. w mojej formie znajdzie się kopnięcie boczne wykonywalne na wysokość głowy.

Jako nauczyciela Jarek zasugerował mistrza Zhu Baozhen, który zdaniem Jarka mógł mnie dużo nauczyć ponieważ był profesjonalnym nauczycielem baguazhang z dobrymi metodami treningowymi.

72 letni mistrz Zhu Baozhen
podczas wykonywania form baguazhang
- zhanzhuang

Śmieszne jest w sumie to, że jak już spotkałem w Chinach mojego byłego nauczyciela Zhao Xingshen i wreszcie mój chiński był na tyle dobry, że mogłem się z nim porozumieć, okazało się, że on ćwiczy styl Yin Yang bapanzhang, a nie Yin Yang baguazhang :).

T.G.: Czy wybrany nauczyciel od razu przyjął Cię na ucznia? Jak odbyło się Wasze pierwsze spotkanie?

T.T.: W sumie na ucznia zostałem przyjęty od razu, Jarek zadzwonił do mojego nauczyciela informując go, że jeden Polak chce z nim ćwiczyć, co ułatwiało kontakt. Przyszedłem więc na trening, który odbywał się w Dongdan wushuguan i wpierw przyglądałem się "zza płotu", ale zostałem zaproszony przez mojego nauczyciela, abym podszedł bliżej :). Jakoś się porozumieliśmy i okazało się, że uczy on dwóch odmian baguazhang, które zaprezentowali mi jego uczniowie i mimo, że odmiana Cheng się pięknie prezentowała i ładnie chłopak wirował, to jakoś bardziej spodobała mi się odmiana Yin gdzie mimo, że trochę to kanciasto wyglądało i mało ładnie, widać było od razu użyteczność. Uzgodniliśmy warunki treningu, ponieważ zdecydowałem się wtedy na dwa treningi prywatne plus jeden trening w grupie (3 w tygodniu) i rozpoczęła się moja przygoda z baguazhang.

Muszę tu od razu podkreślić, że w Pekinie z jednej strony jest łatwo znaleść nauczyciela z drugiej trudno. Łatwo ponieważ obcokrajowcy mogą zapłacić całkiem spore pieniądze (jak na chińskie warunki), trudno ponieważ przez to cała grupa szarlatanów poluje na naiwnych kasiastych cudzoziemców. Podam parę przykładów jako, że w ostatnim roku baguazhang stało się popularne na Zachodzie, to ludzie chcą się uczyć i osobiście znam parę przykładów trenerów sportowych lub nauczycieli innych styli, którzy nagle zaczęli uczyć tego baguazhang obcokrajowców wprawiając w osłupienie swoich chińskich uczniów :). Znam też przypadki gdzie tacy nauczyciele przyprawili swoich zagranicznych uczniów o kontuzje kolan czy stawu biodrowego....

Niektórzy Chińczycy posuwają się do naprawdę dużych oszustw, aby zwabić naiwnych, np. w zeszłym tygodniu spotkałem się z "mistrzem qigongu", który twierdził, że ma 96 lat i żądał 50 dolarów za godzinę treningu z nim, a po sprawdzeniu go, okazało się, że ma naprawdę 73 lata....

Dlatego też nie jest wcale tak łatwo znaleźć dobrego nauczyciela, kiedy się jest obcokrajowcem w Chinach, można stracić dużo czasu zanim się znajdzie coś wartościowego. Dzięki pomocy Jarka Szymańskiego udało mi się uniknąć wszelkich pułapek, za co mu jestem naprawdę wdzięczny i korzystając teraz z okazji, publicznie powiem: Dziękuje za pomoc Jarku !!!!!!!

T.G.: Czy od przyjazdu do Chin ciągle uczysz się u tego samego nauczyciela? Czy próbowałeś pobierać nauki u innych mistrzów baguazhang?

T.T.: Tak od przyjazdu ciągle pobieram nauki u tego samego nauczyciela, z przerwą półroczną spowodowaną chorobą niestety. Dlaczego wciąż u tego samego? Hmmm..... po prostu odpowiadają mi jego metody treningowe. Udało mi się poznać i zobaczyć wielu innych nauczycieli baguazhang, zresztą mój nauczyciel sam mnie do tego zachęcał, podawał adresy, telefony ludzi, których sam nie umiałem znaleźć. On uważa, że jego baguazhang to jego baguazhang i jak po prostu będę małpował jego ruch, to nigdy nie będę dobry, bo muszę zrozumieć zasady i pryncypia, aby zastosować je na sobie.

Co do popierania nauk u innych nauczycieli.... hmmm sprawa wygląda tak: nie uważam wcale, że mój nauczyciel jest najlepszy na świecie, ale najbardziej jak na razie podobają mi się jego metody treningowe. Spotkałem nauczycieli, których umiejętności były może nawet i wyższe od mojego nauczyciela, ale prezentowali całkowity brak talentu do uczenia i ich uczniowie mimo długiego stażu nie potrafili sobie przyswoić nawet podstaw.

72 letni mistrz Zhu Baozhen
podczas wykonywania form baguazhang

W sumie ponieważ baguzhang opiera się na słowie "zmiana" (chińskie "bian") często nawet nauczyciele wywodzący się z tej samej linii, uczą zupełnie inaczej! Często oni mówią, że coś jest złe, a Twój nauczyciel tak uczy i jest to podstawa i to ważna:). Dlatego ważne jest oglądanie innych nauczycieli, bo może okazać się, że nasz nauczyciel robi tak, a nie inaczej ponieważ to po prostu lubi, a inny ten sam ruch interpretuje całkowicie inaczej. Np. mój nauczyciel jest niższy ode mnie, ale jest chudy więc jego ruchy bardziej do mnie pasują, niż kogoś kto wygląda jak kula śniegowa :).

T.G.: Czy jesteś w pełni usatysfakcjonowany baguazhang? Czy zakończyłeś już swoje poszukiwania i będziesz zajmował się tylko tą sztuką czy chciałbyś poznać coś jeszcze?

Tak jestem w pełni usatysfakcjonowany z baguazhang!!! Kiedyś ćwicząc inne systemy zawsze miałem wrażenie niedosytu, coś mi brakowało, nie zgadzało się... trenując baguazhang czuję, że to jest właśnie to co chcę robić!

Czy zakończyłem swoje poszukiwania.... hmmm... nie wiem, skąd mam wiedzieć, przyszłość jest nie odgadniona :). Uważam natomiast, że muszę się skupić prze najbliższe 5, może więcej lat, tylko na baguazhang, aby osiągnąć zadowalający mnie poziom... jeżeli wtedy będę odczuwał potrzebę poznawania nowych systemów, może na coś się zdecyduję....

T.G.: Będąc w Chinach miałeś na pewno kontakt z różnymi sztukami walki i ich mistrzami. Co zrobiło na Tobie największe wrażenie?

T.T.: Hmmm największe wrażenie (poza baguazhang) zrobiło na mnie xinyi (nie mylić z xing yi to dwa różne style), ich eksplozywny power mnie czasami przeraża :), tongbei szczególnie w wersji bai yuan (białej małpy) - tongbei jest stylem, do którego mam duży szacunek, bo trenują bardzo realnie, ich formy to grupy technik wykonywane w rozbiciu i naprawdę spotkałem mnóstwo adeptów tego stylu, którzy potrafili bez problemu go użyć Trzeba tu bowiem powiedzieć, że w tej chwili w Pekinie większość ludzi ćwiczących tradycyjne kung fu nie bardzo potrafi go użyć lub potrafi jedynie przeciw własnemu stylowi, są często zamknięci, nie chcą się integrować z innym grupami, ani słyszeć o innych metodach treningowych i często robi się to śmieszne, kiedy słyszy się np. takie hasło do Chińczyka: "Jestem mistrzem Chin w tradycyjnych formach, przecież to logiczne że umiem walczyć" :) - osobnik ten nigdy nie ćwiczył nawet ćwiczeń w parach, ani nie sparował, ale uważa, że jest boski.... niestety jest to normalne w tej chwili w świadku tradycyjnego kung fu w Pekinie i widziałem takie obrazki, jak ćwiczący baguazhang usiłujący blokować kopnięcie zawodnika sanda i mimo, że ja zablokował to uderzył się własną ręką i stracił przytomność :).

Problem polega na tym, że w tej chwili młodzi Chińczycy nie bardzo chcą ćwiczyć tradycyjne kung fu, nauczyciele cieszą się, jak w ogóle ktoś przychodzi na treningi, jak zaczną od nich za dużo wymagać, to po prostu nie przyjdą następny raz.... żeby daleko nie szukać, chińscy uczniowie mojego nauczyciela w ogóle nie są zainteresowani praktycznym aspektem baguazhang.... ja nie mam z kim ćwiczyć!!!!!!! Muszę szukać partnerów treningowych, często z innych styli w dodatku cudzoziemców - ostatnio ćwiczę z chłopakiem, który robi MMA (bjj plus boks). Dlatego np. bardzo szanuję jednego z nauczycieli tongbei, który pozwala mi przychodzić na jego treningi, sparować z jego uczniami, pokazuje mi różne sztuczki techniczne i dzieli się swoją wiedzą praktyczną mimo, że nie jestem jego uczniem, ani nie ćwiczę jego stylu!!! Po prostu podoba mu się to, że chcę ćwiczyć chińskie gong fu i chcę robić to jak najlepiej umiem... Takich nauczycieli trudno znaleźć!!! Większość zabrania swoim uczniom widywać innych, są zazdrośni, zawsze najlepsi itd., itd.. Wspomniany przeze mnie nauczyciel tongbei, pochwalony publicznie przez kogoś z odwiedzających park, że "ten twój nowy biały coś tam umie" - odpowiedział bez żadnych skrępowań, ze nie jestem jego uczniem, więc nie jemu pochwała się należy! Trzeba zrozumieć, że niewielu Chińczyków stać na coś takiego!!! Spotkałem już sytuacje, kiedy przedstawiano mnie jak "swojego" ucznia lub proszono jak gdzieś byłem, żebym za takiego się podawał....

T.G.: A jak wygląda normalny trening w Chinach? Czym różni się od tego co robi się w Polsce?

T.T.: Normalny tradycyjny trening w Chinach rożni się znacznie od treningów jakie mamy w Polsce (przynajmniej z tego co ja pamiętam :) ). Tutaj nie ma jakiś dziwnych rozgrzewek, biegów, pajacyków, pompek i innych ćwiczeń fizycznych! Na treningach ćwiczy się technicznie i nie ma robienie w rzędach na komendę technik! Każdy robi własnym tempem i każdy może w pewnym sensie robić inne rzeczy, np. chce się robić ćwiczenia z partnerem, to się je robi a nie dlatego, że nauczyciel karze. Treningi takie jak w Polsce robią jedynie nauczyciele sportowego wu shu, co powinno być wskazaniem dla tych, co trenują u "tradycyjnego mistrza z Chin", który robi sportowy trening :). Mnie mój nauczyciel do niczego nie zmusza, chcę ćwiczyć teraz z szablą, to ją ćwiczę, nie chcę, to robię cos innego. Nawet jak ktoś obija się na treningu, to nauczyciel nic nie mówi, bo to jest prywatna sprawa trenującego, nie chce ćwiczyć jego sprawa, ale łatwo można zauważyć, że osoby które ćwiczą ciężej, są przez nauczyciela doceniane, częściej do nich podchodzi, poprawia i pokazuje nowe rzeczy.

Aha i przede wszystkim ćwiczy się w parku przez cały rok również zimą, no chyba że pada deszcz.

T.G.: Ile już czasu uczysz się u swojego nauczyciela baguazhang? Czy przeprowadza on jakieś egzaminy? Czy wydziela jakieś stopnie zaawansowania? Jak wygląda to w Chinach?

T.T.: Znam mojego nauczyciela prawie 4 lata, niestety wspomniana przeze mnie choroba po paru miesiącach treningu spowodowała pół roczną przerwę, więc ćwiczę teraz jakieś 3 lata bez większych przerw.

Mój nauczyciel, jak każdy zresztą nauczyciel tradycyjny, nie przeprowadza żadnych egzaminów, widzi jakie masz postępy i w zależności od tych postępów pokazuje, objaśnia kolejne rzeczy, nie ma żadnych stopni zaawansowania, po prostu to widać albo umiesz albo nie :).

W Chinach jedyne stopnie jakie się przyznaje, to w sportowym wu shu i trzeba wykonywać jakieś tam uproszczone formy prosportowe aby zdać. Trzeba bowiem wiedzieć, że w Chinach każdy styl prawie ma uproszczone formy sportowe i są one uczone w szkołach sportowych. Większość ludzi na zachodzie myśli, że uproszczono jedynie taiji, a uproszczone idealnie wszystko i tak śmiało można powiedzieć, że 90% baguazhang uczone na Zachodzie przez chińskich emigrantów, to uproszczone formy sportowe, zresztą Ci imigranci wcale nie ukrywają w swoim oficjalnym bio, że skończyli właśnie szkoły sportowe w specjalności wushu. W tychże szkołach na każdym semestrze uczy się inne formy z innych styli, ale nigdy nie uczy się podstaw stylów, ćwiczeń specjalnych czy poruszania specyficznego dla danego stylu. Ci ludzie każdą formę wykonują w tym samym rytmie i niewiele się one różnią od siebie. Ot takie machanie łapkami.

T.G.: Czyli jeżeli po kilku latach ciężkich treningów u tradycyjnego nauczyciela, on uzna, że osiągnąłeś już mistrzowski poziom i możesz wracać do Polski, aby propagować baguazhang, to nie będziesz miał żadnego dyplomu potwierdzającego Twoje kwalifikacje? Pozostaną Ci tylko zdjęcia z nim. Ale taki "dowód" może mieć każdy kilkudniowy turysta w Chinach. Jeżeli zaś zrobisz sobie jakiś weekendowy kurs z uproszczonej foremki baguazhang, to Akademia Wu-Shu wystawi Ci wspaniały certyfikat. Czy tak wygląda sytuacja w Chinach? Jak ludzie na Zachodzie mogą zweryfikować kwalifikacje instruktora, który powołuje się na swoją naukę u "źródła"? Co mógłbyś im poradzić?

T.T.: Hmmm a co rozumiemy przez mistrzowski poziom :)? i kto powiedział, że ja chcę wracać do Polski :)?
Poważnie mówiąc, to ja nie uważam z mojego punktu widzenia tego problemu za istotny, że nie będę miał żadnego dyplomu, z jednej strony moje chińskie imię jest już w książce mojego nauczyciela, w kolejnym wydawanym tomie będzie zbiorcze zdjęcie uczniów, na którym też jestem, zawsze można od nauczyciela dostać papiery po chińsku, że uważa, że ma się jakiś tam poziom, ale dla mnie nie jest to istotne, ponieważ nie planuję żadnej kariery instruktora ani zarabiania na tym. Tradycyjni nauczyciele uczą, bo ktoś chce się od nich uczyć, bo mają jakiś tam poziom gong fu - czyli umiejętności i jak ktoś się na tym zna, to odrożni dobre gong fu od niezbyt dobrego. Dyplomy wszelkich chińskich akademii sportowych niezbyt mnie podniecają, bo np. proponowano mi już dyplom w taiji za jedyne 400 dolarów łapówki na 4 stopień tego taiji, a jest niby ich 9 i w sumie to już całkiem wysoki stopień ten 4 to, że ja nie znam w ogóle taiji było nieistotne....

Dla mnie liczy się gong fu, bo ktoś może mi opowiadać, jaki to on nie jest boski, ale pokaże parę ruchów i widać jego prawdziwy poziom i nie zrozum my się źle, nie mówię teraz o walce, bo walczyć można używając kick boxingu czy thai boxingu i też można komuś nakopać, ale mówimy teraz o strukturze ciała, jaką trzeba sobie wypracować, aby móc reprezentować godnie chiński styl. Aby mieć taką strukturę, trzeba lat ciężkiej pracy, to się nie da poznać na wyjazdach raz do roku, to trzeba ćwiczyć pod opieka instruktora minimum te 2, 3 lata, żeby mieć podstawy, które nie będą się już zmieniać, bo jako ludzie mamy tendencję do upraszczania niewygodnych ruchów i wychodzi potem coś, co bynajmniej nie jest tym co miało być. Często w Necie ludzie się przerzucają latami, ile to oni nie ćwiczyli, a trzeba by najpierw zacząć jaki czas spędzili naprawdę ze swoim nauczycielem, bo później okazuje się, że w przypadku co poniektórych to dni były, nawet nie tygodnie.... i po raz kolejny trzeba myśleć, bo co z tego, że ktoś się wykłóca, że on ze swoim nauczycielem spędził wiele godzin, jak tenże nauczyciel często niechińczyk ćwiczył na seminariach....

72 letni mistrz Zhu Baozhen
podczas wykonywania form baguazhang

Weryfikowanie instruktora to nie jest taki prosty proces i ja ze swojej strony początkującym mówię raczej kogo unikać, bo to jest prostsze :) :
1. ludzi, którzy twierdzą, że znają więcej niż 3 style,
2. ludzi, którzy ukończyli chińskie szkoły sportowe lub legitymują się jakimiś dyplomami kursów z tychże szkoł,
więcej o tym, jak ktoś jest zainteresowany, może przeczytać w moim wcześniejszym artykule dla Twojego magazynu Tomku, pt. "Trening w Chinach - pułapki i fakty".

T.G.: Wróćmy zatem jeszcze do tematu ćwiczenia na dworze. Dla wielu osób w Polsce jest to nie do wyobrażenia, że można mieć treningi w parku przez cały rok. Ktoś nauczający w naszym kraju tylko na dworze, nie przyciągnie raczej uczniów do siebie. Jak wygląda to w Chinach od strony praktycznej? Czy nauczyciel "pracuje" w parku o jakichś określonych porach czy uczniowie umawiają się z nim specjalnie? Czy ćwiczy się częściej rano czy wieczorem? Co w przypadku kiepskiej pogody, a właściwie jaka pogoda uniemożliwia trening?

T.T.: Taaa... w Polsce ludziska już leniwe są :). Jeszcze gorzej jest w USA, gdzie często wartość instruktora ocenia się w kategorii pryszniców w szatni na jego sali :).

Jak mieszkałem w Polsce ćwiczyłem na dworze dosyć często ale nigdy zimą. W Chinach tradycyjne kung fu ćwiczy się przez cały rok na dworze z wyjątkiem kiedy pada deszcz, choć my ostatnio też mamy wtedy treningi, bo ćwiczymy przy takiej małej pagodzie i jak pada, można ćwiczyć pod nią :).

zdjęcia z wieczornego trenigu
Tradycyjni nauczyciele ćwiczą na dworze z dwóch głównych powodów: po pierwsze nie stać ich na wynajęcie sali w Pekinie, to ogromny koszt, po drugie oni całe życie ćwiczyli na dworze (jak np. mój nauczyciel przez 63 lata treningu :)) i nie rozumieją potrzeby ćwiczenia na sali. Z drugiej strony kung fu tradycyjne nie ćwiczy się pod zawody, więc trening na dworze zbliża nas do warunków realnych, potem w razie czego zimą np. kurtka czy buty nie przeszkadzają, ani to że nas ktoś łapie za rękawy, bo się przyzwyczailiśmy jak z tym sobie radzić :).

Pamiętam jak jeden raz jeden z zagranicznych uczniów mojego nauczyciela, bogaty biznesmen na kontrakcie, chciał wynająć salę na treningi i mój nauczyciel nie rozumiał czemu ma to służyć... :).

Większość nauczycieli zawsze uczy w tym samym parku o tej samej godzinie tego samego dnia. I często wszyscy o tym wiedzą, że ten uczy tu a tamten tam. Mój nauczyciel uczył przez całe lata na takim małym skwerku, ale ponieważ Pekin się rozwija i to miejsce znikło, 2 lata temu musiał przenieść się do innego parku, gdzie uczy zawsze w te same dni (4 razy w tygodniu) i o tej samej porze. Oczywiście czasami nauczyciele umawiają się na jakieś dodatkowe treningi głównie indywidualne (z bogatymi cudzoziemcami :) ), ale mają zawsze swoje ulubione miejsca i godziny. Zmienił się również system ćwiczenia, nie ćwiczy się już prawie wcześnie rano o świcie :)! W tej chwili rzadko który nauczyciel decyduje się na takie treningi i jak już to w weekend i to po 8 rano :). Mój nauczyciel np. uczy teraz wieczorami po 7 wieczorem. Wszystko to podyktowane jest innym trybem życia współczesnego społeczeństwa, ludzie pracują, uczą się i nie mają czasu przychodzić rano wcześniej przed pracą czy szkołą. Nawet w weekendy już mało kto ćwiczy przed 8 czy 9 rano (mówimy o Pekinie).

T.G.: Jaka jest frekwencja na treningach? Jaki przedział wiekowy? Czy występuje podział na ćwiczących "bojowo" i "dla zdrowia"?

T.T.: Frekwencja na treningach jest raczej niska, żeby daleko nie szukać pamięcią wczoraj na trening przyszedłem ja, jedna młoda Chinka i jeden ponad 40-letni Chińczyk. Niestety często tak to wygląda, jedynie na oficjalnych spotkaniach typu wystawna kolacja jest komplet uczniów (ponad 40) :( ! Normalnie niestety młodzi Chińczycy nie są zainteresowani ćwiczeniem kung fu (wciąż mówię o Pekinie czy innych dużych miastach), nudzi ich to, młodzież woli komputery albo taekwoondo, a nieco starsi golf czy balangi.... W tej chwili panuje model konsumpcyjny, taki american life style, więc chodzenie do parku aby ćwiczyć jakieś tam kung fu, raczej nie jest obiektem marzeń. Ćwiczą ludzie na wsi i ze wsi, bo po pierwsze często z nudów lub aby zdobyć jakieś tam umiejętności, które pomogą im w karierze ochraniarza lub pomogą dostać się do wojska (w Chinach służba jest kontraktowa i mimo milionowej armii często jest 5 chętnych na każde wolne miejsce).

Mój nauczyciel uczy sporo dzieci w czymś w rodzaju szkoły kung fu, gdzie uczy się parę chińskich styli, ale akademia ta nie jest bynajmniej nastawiona na walkę (oprócz treningów sanda), tylko na szkolenie form i dzieci startują później w zawodach form tradycyjnych. Od razu trzeba wyjaśnić dlaczego dzieci w ogóle ćwiczą, jest to presja rodziców, ponieważ chcą, aby dzieci dalej studiowały, a start w zawodach daje im punkty, które można dołączyć do punktów z egzaminów i zwiększa to ich szanse na lepsze gimnazjum czy ogólniak czy studia. Niestety później te dzieci często przestają ćwiczyć i tak np. ostatnio paru uczniów dostało się na wymarzone studia i więcej na treningach się nie pojawili....

zdjęcia z wieczornego trenigu

W parku trenują głównie starsi nieco, tzn. powyżej 20-stki i ciężko jest zrobić podział na ćwiczących bojowo i dla zdrowia, bo 2 lata temu np. ja byłem jedynym, co chciał ćwiczyć bojowo.... w tej chwili jest grupa paru cudzoziemców i oni wszyscy chcą ćwiczyć bojowo, czego nie można powiedzieć o żadnym aktualnie chińskim uczniu mojego nauczyciela!!!!!

Oczywiście w innych grupach u innych nauczycieli sytuacja może odbiegać nieco od normy, ale niestety smutna prawda jest taka, że mało kto ćwiczy bojowo (Pekin) a i nauczyciele nie chcą naciskać, bo boja się, że żaden Chińczyk nie będzie chciał u nich ćwiczyć....

T.G.: Czy nauczyciele uczą cudzoziemców inaczej? Czy traktują ich ulgowo jak turystów i przekazują mniej materiału?

T.T.: Oczywiście, że uczą nas inaczej :)!!!! Często nawet lepiej :) ! Kwestie są dwie - tzw. turyści co przyjadą na parę dni czy miesiąc, nawet poznają materiał raczej okrojony i na niezbyt wysokim poziomie i w dodatku kasowani są straszne pieniądze... oczywiście zdarzają się całkiem profesjonalni "turyści" i oni uczą się normalne rzeczy, ale takich jest mniej niż 5%.

Obcokrajowcy, którzy zostają w Chinach dłużej, są często mile widzianymi uczniami z dwóch powodów: finansowego, płacą przez dłuższy czas za naukę, co przynosi mistrzowi korzyść, ale ważne jest też to, że od nich można dużo wymagać i często trenują dużo ciężej niż chińscy uczniowie, ponieważ często dlatego znaleźli się w Chinach, żeby właśnie trenować, więc nie chcą tracić czasu, chcą efektów. Chińczycy wychodzą z zasady: "nie nauczę się dzisiaj, nauczę się w przyszłym roku", oni mają czas.... Obcokrajowiec nie wie jak długo może zostać w Chinach, więc stara się swój czas wykorzystać jak najlepiej. Poza tym my nie boimy się zadawać pytań i domagamy się szczegółowych wyjaśnień, itd., itd., na co Chińczycy nigdy się nie odważą, bo cały ich system edukacyjny opiera się na słuchaniu nauczyciela i broń Boże nie wolno zadawać mu pytań. Może podam tu przykład z czasów mojej nauki chińskiego na chińskim uniwersytecie, kiedy nauczycielka obniżyła mi ocenę z egzaminu końcowego o 10% argumentując, że przez cały semestr ciągle zadawałem jej pytania podczas zajęć, tymże podważając publicznie jej umiejętności jako nauczyciela, bo przecież tak sugeruję, że nie rozumiem, więc ona jest złą nauczycielką! Od razu mógłby się ktoś spytać, w takim razie dlaczego nauczyciele kung fu się nie irytują. Po pierwsze część z nich pewnie tak, ale osładza im to kasa jaką płacimy i się na to godzą, ale moim zdaniem znaczna większość jest szczęśliwa, słysząc te pytania, ponieważ większość nauczycieli tradycyjnych, których poznałem jest tzw. starej daty, często urodzeni przed II wojną światową i wtedy szkolono ich inaczej, więc strasznie boli ich aktualny brak zainteresowania prawdziwym kung fu przez młodych Chińczyków, więc słysząc pytania, dopraszanie się o wyjaśnienia z naszej strony, są szczęśliwi, że ktoś wreszcie chce się tego uczyć. Uważam tak między innymi dlatego, że często zadawałem i zadaję pytania innym nauczycielom i wcale ja im za to nie płacę, a naprawdę widzę, jak im oczy rozbłyskają po co niektórych moich pytaniach i tracą sporo czasu, na objaśnienie mi czegoś, a przecież wcale nie muszą, nawet nie jestem ich uczniem.

T.G.: Czy wciąż istnieje grupa tzw. "wewnętrznych uczniów", których uczy się inaczej i wprowadza w głębsze aspekty systemu?

T.T.: To brzmi strasznie zachodnio jak dla mnie :). Czytałem takie historie w Necie i w czasopismach, ale nie widzę czegoś takiego na treningach. Jest się wprowadzanym w głębsze aspekty systemu, ponieważ osiągnęło się jakiś tam poziom, a i tak się ćwiczy ze wszystkimi o tej samej porze w tym samym miejscu :). Na przykład w tej chwili razem ze mną ćwiczą osoby, które ćwiczyły ponad 10 lat jak i takie co zaczęły miesiąc temu. Po prostu każdy ćwiczy w swoim "rogu", nauczyciel podchodzi, tłumaczy, obserwuje innych ćwiczących. Nawet jak ktoś podejdzie, kiedy nauczyciel objaśnia coś bardzie zaawansowanemu uczniowi, nie jest odganiany, bo to tajne i nie dla niego :). Mój nauczyciel (jak wielu innych, których spotkałem) mówi, że liczy się tylko ciężka praca i nie ma żadnych sekretów, jak ktoś opowiada o tajemnych technikach, to jest po prostu zwykłym naciągaczem....

Oczywiście w chińskim światku kung fu występuje pojecie "tudi", co oznacza niejako ucznia, który jest bliższy i bardziej uznany nauczycielowi, ale np. mój nauczyciel już nie stosuje tej tradycji i nikt nie jest jego tudi (również Chińczycy), część nauczycieli wciąż stosuje ten podział i często wygląda to tak, że tudi nie płacą za naukę, ale nawet w starych Chinach bycie tudi nie oznaczało, że ma się automatycznie wyższe umiejętności. Wielu znanych mistrzów o wielkich umiejętnościach, nie było tudi swojego nauczyciela z wielu względów kulturowych lub rodzinnych, a wielu tudi prezentowało żenujące wręcz umiejętności.

T.G.: Porozmawiajmy teraz trochę o baguazhang. Czym ten styl wyróżnia się z pośród innych sztuk walki? Jakie są jego najważniejsze cechy? Jakie ma wady i zalety?

T.T.: Na temat baguazhang pisałem już nieco w artykule "Dywagacje na temat baguazhang" dla twojego magazynu i opisałem tam pokrótce cóż to jest to baguazhang, jak i w artukule "Yin Fu" opisującym sylwetkę twórcy stylu baguazhang, który ćwiczę.

Co jest niepowtarzalne w baguazhang, to chodzenie po kole jako metoda treningowa wyrabiająca ciało i traktowana też przez wielu, jako ćwiczenie rozwijające siłę wewnętrzną. Trzeba tu od razu powiedzieć, że wielu niedouczonych "mistrzów" błędnie rozpowszechnia idee, że adept baguazhang powinien chodzić w kółko wokół swego przeciwnika! Nic podobnego!!!! Chodzenie w kółko jest metodą treningową, a w realnej walce czeka się na błąd przeciwnika i przechodzi mu się za plecy - i zajmuje to ze 3 kroki. Podstawowa i najważniejszą cechą baguazhang jest zmiana czyli "bian". Adept powinien płynnie reagować na wszelkie zmiany ruchu przeciwnika i zmieniać strategię walki w zależności do tego co się stało, a nie ślepo kontynuować co założył, czyli nasz ruch wypływa z tego, co zrobił przeciwnik. Jakie ma wady? Hmmmm .... oczywiście że żadne :) !!! Żartuję wszystko ma oczywiście wady i zalety. Moim zdaniem wadą jest pewnie mniejsza siła niż w stylach bardziej statycznych, ponieważ przez ciągłe poruszanie się (adept bagua uderza zawsze z krokiem), siła jest mniejsza, ale jesteśmy szybsi. Ok., od razy muszę przyznać, że spotkałem praktyków baguazhang, co mieli bardzo mocne pociągnięcie, ale moim zdaniem wprowadzili oni do swego baguazhang elementy innych styli i stali się bardziej statyczni. Wadą jest na pewno bardzo trudny trening podstawowy przez, który z treningu baguazhang rezygnuje mnóstwo osób. Przygotowanie ścięgien i mięśni do pracy takiej jaka przewiduje baguazhang, jest bolesne i nie każdy chce przejść tą drogę. Pamiętam, mój nauczyciel mówił mi (teraz słyszę jak powtarza to do innych, co zaczęli ćwiczyć): "Co? Boli? Dobrze że boli! Jakby nie bolało, to znaczy, że źle ćwiczysz :) !" - nie chodzi tu o sadyzm czy coś takiego, tylko że stanie w pozycjach, chodzenie po kole, na początku jest bolesne i to czasem bardzo, bo rozciągamy się w kierunku, w którym nigdy nie rozciągaliśmy (np. biodra - małe ścięgna przybiodrowe) i zapewniam, że nie ważne jakie sztuki walki robiło się wcześniej, start jest ten sam i ból ten sam, nic do tego nie może przygotować! Trzeba to przejść nie ma innego wyjścia :) !

T.G.: Na Zachodzie często opowiadana jest stara historia o długim pojedynku mistrza baguazhang i mistrza xingyi quan, którzy nie mogąc rozstrzygnąć, który z nich jest lepszy, zaprzyjaźnili się ze sobą i zaczęli współpracować. Panuje opinia, że oba style doskonale się uzupełniają, dlatego od tamtej pory uczniowie często poznają oba systemy. Jak jest naprawdę? Czy rzeczywiście oba style są tak chętnie łączone? Jak to wygląda dzisiaj w Chinach?

T.T.: Tak czytałem tą historię, czy jest prawdziwa ciężko powiedzieć, ponieważ są różne wersje, kto był tym mistrzem baguazhang - Dong Haichuan (twórca baguazhang) czy jego uczeń Cheng Tinhua. Są też różne dane odnośnie czasu trwania pojedynku (niektórzy piszą nawet o dwóch dniach :) ). Faktem jest to natomiast, że Cheng Tinhua, mistrz zapasów chińskich shuai jiao, przyjaźnił się z mistrzami xing yiquan np. słynnym Li Cunyi (który był też podobno uczniem Dong Haiquan, inni twierdzą, że uczył się baguazhang od Cheng Tinhua, ale to sprawa dyskusyjna) i podobno były plany połączenia baguazhang uczonego przez Cheng Tinhua z xing yiquan w jeden styl. Dlaczego, ponieważ xingyiquan jest potężną bronią, ale niezbyt ruchliwą, z kolei baguazhang w wersji Cheng Tinhua czyli prozapaśniczej ma fajne rzuty, ale problemy z generowanie poweru w uderzeniach w linii prostej (jest bardzo kolista) i dlatego te style się dość dobrze uzupełniają. Do połączenia nie doszło, bo Cheng Tinhua zginął zabity przez niemieckich żołnierzy podczas zajęcia Pekinu w 1900 przez tzw. "8 armii". W tej chwili prawie każdy nauczyciel Cheng baguazhang ma pojęcie o xing yiquan, jedni większe, drudzy mniejsze, ale fakt faktem, że więcej nauczycieli baguazhang zna xingyiquan niż odwrotnie.

Mój styl Yin baguazhang pochodzi jak wspominałem od Lohan shaolin i mnóstwo w nim kopnięć i uderzeń, jak też ćwiczeń wykonywanych po prostej, w związku z tym nie słyszałem nigdy, żeby adepci tego stylu baguazhang trenowali xing yiquan, a powiem nawet więcej, wymieniając się uwagami z praktykami stylu xing yiquan, stwierdziliśmy, że wiele elementów jest wręcz przeciwstawnych i utrudnia w znacznym stopniu trenowanie tychże styli (xing yi quan i Yin baguazhang) wspólnie.

T.G.: Czy odwiedzałeś najbardziej znane historyczne ośrodki chińskich sztuk walki czyli klasztory Shaolin, Wudang, Emei? Jak prosperują one dzisiaj? Co zostało w nich z dawnych czasów?

T.T.: Nie widziałem osobiście Wudangu, ale spotkałem "mnichów" z tego ośrodka w Pekinie, gdzie mieszkali w Sheratonie i przyjechali się douczać baguazhang w Pekinie, które później reklamowali jako oryginalne wudang baguazhang...! Dlatego też nawet nie chciało mi się tracić czasu na wyjazdy do Wudang.

Shaolin to taka cepelia... mnóstwo pamiątek, płacenie za wszystko, szkoły przyklasztorne gdzie uczą "mnisi", którzy ukończyli tak naprawdę szkoły sportowego wushu i marzą o pracy w filmie :). Zgodnie z wytycznymi rządowymi prawdziwych mnichów w Shaolinie jest mniej niż 60, (nie pamiętam teraz dokładnej liczby, ale chyba 55), nie mają oni możliwości kontaktować się z cudzoziemcami i większość z nich nawet kung fu nie ćwiczy. Cudzoziemcy "ćwiczący w Shaolinie" nie mają prawa ćwiczyć w Shaolinie i zgodnie z rozporządzeniem rządowym są kierowani do szkół, mieszczących się nieopodal klasztoru, które to często mają niewiele z nim wspólnego. Naiwność cudzoziemców, ich nieznajomość chińskiego pozwala ich rolować i ciągnąć kasę. Żeby nie być gołosłownym podam link: http://www.ziranmen.com/homepage.htm. Proszę wejść na "master Liu", gdzie można przeczytać, że po skończeniu szkoły sportowej w Pekinie uczył w Shaolinie i jeszcze jest z tego dumny :). Tak to wygląda niestety i jest wspaniałą maszynką do robienia pieniędzy, dlatego też powstała druga taka instytucja jak Wudang, która nie uczy sportowego wushu i stylizuje się na tradycję, ale jest to wciąż ściema.

T.G.: Z tej naszej rozmowy wyłania się raczej dość smutny obraz obecnego kung fu w Chinach. Nikt nie chce ćwiczyć, prawdziwi mistrzowie nie maja komu przekazać swojej wiedzy, istnieje cała masa hochsztaplerów, którzy polują na naiwnych. Niektórzy na Zachodzie mówią, że kung fu już umarło. Czy rzeczywiście jest aż tak źle? Czy nie daje się zauważyć niczego optymistycznego na początku XXI wieku?

T.T.: Szczerze myślę, że jest więcej niż źle... W ciągu 10 - 20 lat starzy mistrzowie odejdą z tego świata (mówię o tych urodzonych przed II wojna światową) i może się okazać, że nie mają żadnych godnych reprezentantów... Zresztą w zeszłym roku umarło trochę znanych mistrzów i raczej żaden z ich uczniów nie reprezentuje ich umiejętności. Oczywiście są wyjątki, ale to tylko wyjątki. Osobiście spotkałem tylko dwóch 40-parolatkow w Pekinie, o których umiejętnościach mógłbym powiedzieć, że są tak dobre jak starych mistrzów... W tej chwili widzi się tylko machanie form najwyżej godzinę dziennie i tyle... Żadnych nawet prób ćwiczenia do walki lub rozwoju. Jest tylko próba zachowania tego co było... Trudno mówić więc o talentach i genialności nowego pokolenia, skoro go brak... Jedynie szkoły sportowe produkują masowo absolwentów w specjalności wushu, ale oni często maja w pogardzie tradycyjne kung fu, w ogóle go nie rozumiejąc, tradycjonalistów udają jedynie, jak usiłują złapać zagranicznych klientów. Przypomina mi się od razy rozmowa z jednym obcokrajowcem, który zachwalał swojego nauczyciele ze szkoły sportowej, że może on zrobić pompkę z takim odbiciem, że staje wyprostowany i czy mój nauczyciel tak może zrobić, nie robi, to czemu jest mistrzem.... i zupełnie koleś nie rozumiał mojego pytania, do czego to przydatne....

Inny przykład kiedyś w chińskiej telewizji leciał taki serial dokumentalny, w którym prezentowali sylwetki pewnych mistrzów czy trenujących kung fu i był odcinek, gdzie pokazywano ludzi z małej wioski, których to tradycją było ćwiczenie walki kijem, paręnaście ruchów i ciągle jakby sparingi, widać było bardzo techniczne ruchy, wychodzące z ciała, bez żadnego biegania, podskoków i takich tam. I otóż odwiedziła tą wioskę grupka ćwiczących na uniwersytecie sportowym i dali piękny pokaz skakania i biegania z kijem i po pokazie wyszedł stary dziadek, kulejący na jedna nogę i bawiąc się kijem, udowodnił większemu od siebie, wysportowanemu młodzianowi z medalami na koncie, że nie ma on pojęcia jak blokować te ruchy i dziadek robił z niego bałwana :). Dlaczego o tym wspominam bo tak to wygląda, chiński rząd daje pieniądze na szkoły sportowe nie na tradycyjne kung fu, młodzi nie chcą ćwiczyć, bo marzą o amerykańskim stylu życia i pocenie się w parku, do tego snu nie należy, więc jak ktoś chce ćwiczyć kung fu zawodowo, to może iść tylko na uniwersytet sportowy i ćwiczyć sportowo z całym bagażem treningu sportowego i co powoduje brak podstawowej wiedzy o treningu tradycyjnym i późniejsze lekceważenie go całkowicie. Podam tu przykład takiego właśnie sportowca, który reklamuje się w pekińskich gazetach dla obcokrajowców, że uczy tradycyjne kung fu i ma już grupkę obcokrajowców wierzących w każde jego słowo i wizytując jego grupę zobaczyłem 9 osób na treningu, z których uczył 8 różnych styli!!!!! Oczywiście bez żadnego zhang zhuang (ćwiczenia stania), ćwiczeń podstawowych, po prostu od razu formy, jak zapytałem się o trening reakcji, np. pchające dłonie, to mnie wyśmiał i zaczął pokazywać techniki sanda jako zastosowania do form chen taiji!!!! Po czym zaoferował mi, że może mnie uczyć tego co uczy mój nauczyciel, bo ma jego książkę i on jako mistrz wie jak interpretować te fotografie i weźmie ode mnie mniej, niż mój nauczyciel bierze.... Nie chcę straszyć, ale taka jest przyszłość tradycyjnego kung fu....

Wystarczy spojrzeć na Koree, gdzie stare koreańskie style wymarły, bo rząd dawał jedynie pieniądze na taekwoondo i nie opłacało się ćwiczyć coś innego... Rozmawiałem na ten temat z Koreańczykiem ekspertem od walki mieczami, który odwiedzał Chiny w poszukiwaniu starych książek, bo starają się teraz odtworzyć koreańską walkę mieczem.... I tą samą drogą błędów podąża się teraz w Chinach.

Po raz kolejny, żeby nie być gołosłownym, podam przykład mojego nauczyciela, gdzie żaden z jego dwóch synów nie ma ochoty ćwiczyć, bo to nie licuje z ich pozycją zawodową, wolą grać w golfa... Jednocześnie żaden z chińskich uczniów mojego nauczyciela nie jest zainteresowany walką i jak usiłuję rozmawiać z nimi na temat użyteczności baguazhang, to patrzą na mnie jak na niespełna rozumu.....

T.G.: Czyli wychodzi na to, że za kilkanaście lat w Chinach tylko cudzoziemcy będą uczyli tradycyjnego kung fu, bo teraz tylko oni chcą się tego uczyć i tylko oni przejmują tą wiedzę od ostatnich mistrzów. Czy nikt w oficjalnych kręgach rządowych tego nie zauważa? Czy sport całkowicie przesłania im wszystko?

T.T.: Tak jest, to bardzo możliwe, że za kilkanaście lat tylko cudzoziemcy będą znali tradycyjne kung fu, ale nie wierzę, że będą się Chińczycy chcieli od nich uczyć... Wiesz, będąc w Chinach człowieka (moim zdaniem i większości moich znajomych) najbardziej denerwuje puszenie się Chińczyków... Oni uważają, że są najwspanialsi i najmądrzejsi na świecie i nawet robotnik ze wsi, który nigdy nic nie ćwiczył, a wiadomości o kung fu ma z chińskich seriali telewizyjnych, będzie uważał, że wie o kung fu więcej od Ciebie tylko dlatego, że on jest Chińczykiem... Panuje powszechne przeświadczenie, że biali nie nauczą się kung fu, bo są obcokrajowcami. Ot taka teoria, ja sam usłyszałem na jednym z początkowych treningów od jednego z uczniów mojego nauczyciela, że nie ważne jak długo będę ćwiczył, to i tak nie będę tak dobry jak oni, bo nie jestem Chińczykiem... Naprawdę warto było ciężko ćwiczyć i widzieć tę minę obrażoną za każdym razem, jak nauczyciel prosi mnie, żebym ich poprawiał... :).

Ja nie jestem zakochany w Chinach i chińskiej kulturze jak wielu sinologów, nie podnieca mnie to, że kiedyś Chińczycy byli potężni i tacy mądrzy, jako ekonomista z wykształcenia patrzę tu i teraz i niestety jest to koszmar... Mówimy o tradycyjnym kung fu oczywiście... Co do kręgów rządowych to nikogo to moim zdaniem nie obchodzi, bo oni nie myślą w kategoriach ochrony tradycji, dobijające jest też to, że mimo że prawie wszystkie style tradycyjne mają swoje organizacje i wielu nauczycieli tradycyjnych do nich należy, to nie potrafią oni ze sobą współpracować dla dobra ogółu, liczy się tylko prywata i mają poczucie nieśmiertelności, nie potrafią dopuścić do siebie myśli, że odchodzą....

Trzeba może powiedzieć, że powszechnie uważa się, że w Chinach jakieś 30 lat temu ludzie umierali z głodu, teraz jest względny dobrobyt i są spore możliwości zrobienia pieniędzy, więc tradycyjne kung fu nie cieszy się żadną estymą... Sportowe wushu, które ma poparcie państwa, zostało dyscypliną olimpijską, daje poczucie stabilności materialnej i jakąś tam karierę i nie oszukujmy się, o takiej karierze marzą pochodzący z prowincji, bo dla nich to jest awans społeczny... W takiej sytuacji społecznej, gdzie nie dba się o wiele innych spraw, jak choćby zabytki na prowincjach, cos takiego nienamacalnego jak tradycyjne kung fu po prostu umyka uwadze, zwróci się pewnie na to uwagę, jak będzie za późno....

zastoswoania baguazhang

T.G.: Sun Lutan, mistrz baguazhang i xingyiquan, po zapoznaniu się z taijiquan, na bazie swoich doświadczeń w sztukach walki stworzył styl sun taijiquan. Wspominałeś, że na baguazhang miały ogromny wpływ różne inne sztuki, między innymi "zewnętrzne" lohan shaolin i shuai jiao, a także "wewnętrzne" xingyiquan. Czy słyszałeś o jakiejś odmianie baguazhang, która byłaby zainspirowana taijiquan?

T.T.: Sun Lutang owszem stworzył swój styl taiji, ale ten styl jest bardzo podobny do pierwowzoru, to jest taiji rodziny Wu, którego się uczył. Co do jego baguazhang, to można mieć sporo zastrzeżeń, bo było zbyt "zxingyiquowane", jak patrzy się na jego zdjęcia w jego książce i dzisiejszych praktyków jego stylu widać, że znacznie je uprościł z punktu widzenia "ciała bagua" i jest to bardzo xing yi.

Jest taki styl jak taiji baguazhang, ale niewiele umiem na jego temat powiedzieć, wygląda to dla mnie jak jakaś odmiana taiji i zbyt mało baguazhang jak dla mnie. Należy jednak podkreślić, że jest to styl "nowy", ponieważ nikt z pierwszych uczniów Dong haichuan nie tworzył czegoś takiego, również Sun Lutang uczył się od ucznia Donga: zapaśnika Cheng Tinhua.

T.G.: Czy oprócz nauki u swojego nauczyciela studiujesz też jakieś stare traktaty poświęcone baguazhang? Czy dużo jest tego typu literatury? Czy mógłbyś polecić coś dobrego, co ukazało się w jakimś zachodnim języku?

T.T.: Aż wstyd się przyznać... ale nie bardzo... :). Mój nauczyciel uważa, że studiowanie ich przynosi więcej strat niż pożytku! Dlaczego? Ponieważ nasze ciało nie jest gotowe na informacje, które dzięki tym traktatom przyswajamy! Co z tego, że wiem, że energia czy jakiś element ma tak czy inaczej działać, skoro nie umiem tego, więc zaczyna się frustracja w moim umyśle (podświadoma często) i zaczynają się problemy, bo chcąc na siłę osiągnąć dany efekt, coś tam kaleczę. Podam jeden przykład (proszę od razu o wybaczenie za podawanie siebie jako przykładu, naprawdę nie jestem osobą, która uważa, że pozjadała wszystkie rozumy i zdaję sobie sprawę, że mnóstwo pracy przede mną :) ): otóż poszedłem z moim kolegą, też obcokrajowcem do innego nauczyciela specjalizującego się bardziej w neigongu. Mój znajomy nie bardzo słucha naszego wspólnego nauczyciela, czyta jakieś księgi, podnieca się jakimiś punktami i ogólnie ma przepełnioną głowę teorią i ciągle wypomina mi, że powinienem się na tym bardziej skupić, bo jego zdaniem gubię prawdziwy obraz sztuki. Jak trafiliśmy do mieszkania tego innego nauczyciela, zaczął nas sprawdzać i wyszło na to, że oświadczył mojemu koledze, że on nie ma w ogóle neigongu i polecił mu brać przykład ze mnie.... :). Chłopak był prawie załamany, nie mógł zrozumieć dlaczego, zaczął rzucać nazwami punktów, na których on się skupia i tylko rozbawił tego nauczyciela, który stwierdził, że za dużo czasu poświęca on na myślenie, a za mało na ciężki trening ciała, co jest błędem wielu początkujących (ja też po ponad 3 latach treningu uważam się za początkującego i tak patrzy na mnie mój nauczyciel), którzy myślą, że osiągną po prostu umiejętności przez zrozumienie jak to działa, co jest po prostu błędne.

Wielu aktualnie ćwiczących nie zdaje sobie sprawy, że starzy mistrzowie byli często niepiśmienni!!!!! Większość książek o kung fu została w Chinach podyktowana, a nie napisana!!!! Np. mistrz mojego nauczyciela Liu Zhenlin nie potrafił napisać nawet swojego nazwiska, co nie przeszkadzało mu osiągnąć mistrzostwa w baguazhang.

Same baguazhang ma tzw. pieśni baguazhang, dwa zestawy, podstawowy 36 pieśni i niby zaawansowany 48 pieśni. Były one przekazywane ustnie przez uczniów, jako że ci również byli niepiśmienni :). Ktoś może powiedzieć, że oni przecież poznawali te pieśni, więc czemu ja mówię, że są nie przydatne... Cóż oni je poznawali, ale wtedy kiedy nauczyciel uznał, że są gotowi na kolejny kawałek, więc nie wyprzedzali swojego postępu, nie mieli "głupich myśli" :).

Dzisiaj większość chcących ćwiczyć wewnętrzne sztuki walki, tak się ładuje teorią z różnych książek, że później nie sposób im tego wybić z głowy i wykłócają się ze swoimi nauczyciela na ten temat mimo, że nic nie potrafią zrobić....

Co do książek wydanych na zachodzie, to większość to śmieci napisane przez "turystów" i raczej polecałbym ciężki trening pod okiem prawdziwych specjalistów, ale powiedzmy to sobie od razu, w Polsce takich od baguazhang nie ma!

T.G.: A jak jest bronią w baguazhang? Czy mógłbyś coś na ten temat powiedzieć?

T.T.: Jak każdy styl kung fu również baguazhang posiada w swoim arsenale mnóstwo dziwnych broni. W sumie charakterystyczne dla baguazhang jest to, że szabla i miecz baguazhang są strasznie długie i ciężkie, bo ok. 4,5 kg. Moja szabla sięga od ziemi do mostka, a mam 184 cm wzrostu. "Machanie" takim sprzętem naprawdę rozwija fizycznie :). Formy z bronią składają się z 8 części (jak każda forma baguazhang zresztą) i pomiędzy częściami chodzi się w kółko. Jest to o tyle fajne, że można płynnie zmieniać rękę (są specjalne ruchy zmian, które pozwalają na płynną zmianę ręki, co daje fajny element zaskoczenia) i powtarzać ten sam element płynnie, wiele razy bez przerywania wykonywania formy. Jako że szabla i miecz jest ciężka, doskonale wpływa na pracę całego ciała, ponieważ nie da się machać nią po prostu ręką, bo jest za długa i za ciężka, więc od razu widać czy się dobrze ciałem pracuje. Ponieważ taka szabla jest niejako przedłużeniem ręki i nasze ciało ją prowadzi, nie ma żadnych młynków szablą, są raczej cięcia z obrotami. Inną charakterystyczną bronią są tak zwane pędzle śmierci - ich nazwa pochodzi od pędzla, którym w dawnych Chinach sędziowie podpisywali wyroki śmierci. Jak widać na załączonym zdjęciu, wyglądają one jak pędzle do kaligrafii. Pierścień jest obrotowy, co pozwala na obrócenie ich w dłoni w razie potrzeby. Jest to charakterystyczna broń stylu Yin i występuje tylko w tej odmianie baguazhang. Różne style baguazhang posiadają inne rodzaje broni, ale najwięcej ich chyba i najdziwniejszych kształtów ma styl Liang. Trzeba tu podkreślić, że mimo tych różnic w stylach i różnych broni prawie wszyscy nauczyciele baguazhang, których udało mi się spotkać zaczynają naukę broni od szabli, która doskonale rozwija ciało adepta.

"pędzle śmierci" baguazhang

T.G.: Czy w baguazhang używa się także długiej broni jak włócznia i halabarda? Czy występują jakieś bronie podwójne, gdzie walczy się obydwiema uzbrojonymi rękami?

T.T.: Akurat w wersji, którą uczy mój nauczyciel, nie ma halabardy, ale występuje ona w innych stylach baguazhang, np. wspomnianym Liang. Mamy włócznię zarówno z ostrzem tylko bo jednej stronie jak i długą włócznię, która ma ostrza na obydwu końcach. W baguazhang występują oczywiście bronie podwójne tradycyjne jak wszędzie, tzn. np. podwójne szable i bardziej "baguawate" jak wspomniane przeze mnie pędzle śmierci i tzw. "księżyce" (chińska nazwa ziwu yuanyang yue), które też widać na zdjęciach. Trzeba powiedzieć, że w treningu baguazhang przykłada się dużo starań do równomiernego treningu obu stron ciała, więc zarówno lewa strona jak i prawa powinna ruszać się tak samo i to dotyczy również broni.

"księżyce" baguazhang (ziwu yuanyang yue)

T.G.: Jaka broń uważana jest za królową baguazhang? Co jest najtrudniejsze do opanowania?

T.T.: Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie... Niektórzy mówią, że szabla. Z drugiej jednak strony ulubioną bronią Yin Fu były pędzle śmierci, Cheng Tinhua zaś księżyce, wiec nie jest to tak jasno zdefiniowane.

T.G.: Czy w baguazhang występują techniki nożne z wyskoku czy zawsze stoi się na ziemi?

T.T.: W baguazhang nie ma żadnych kopnięć z wyskoku! W baguazhang energię (jinr) bierzemy niejako z zakorzenienia i ruchu i to samo wiąże się z kopnięciami, więc oderwanie obu nóg od siebie powoduje utratę "korzenia".

T.G.: Czy w baguazhang wykonując uderzenia lub kopnięcia używa się głosu, np. okrzyk lub głośny dynamiczny wydech powietrza?

T.T.: Nie. W teorii baguazhang usta są zawsze zamknięte, język dotyka podniebienia, co ma wytłumaczenie mistyczne - przepływ qi i normalne - w ten sposób otwierają się kubki ślinowe i zaczyna się produkcja śliny, więc ślina powinna zacząć spływać do gardła, co w czasie potencjalnej walki powoduje, że nie ma się wyschniętego gardła i patrząc po swoich doświadczeniach, jakoś mniej się sapie :).

T.G.: Czy kobiety chętnie ćwiczą baguazhang? Jak jest z procentowym ich udziałem w treningach? Czy ich ćwiczenia różnią się czymś? Czy występują jakieś specjalne praktyki dla nich?

T.T.: Czy chętnie ćwiczą to nie wiem, raczej nie.... W sumie mój nauczyciel ma całkiem pokaźne stadko uczennic, co jest raczej wyjątkiem, ale one wszystkie machają formy i startują w zawodach form tradycyjnych i ich trening jest na to ukształtowany. Nie ćwiczą nic prowalkowego, nie potrafią użyć tego co ćwiczą, bo nie są zainteresowane, wirują po prostu jak takie małe bączki i to naprawdę ładnie wygląda! Ich formy zostały niestety wyczyszczone z wszelkich małych ruchów, bo sędziowie ich nie widzą, więc wykonują one takie obszerne ruchy jak wiatraki :). Wszystkie one ćwiczą od dziecka i zapewniam, ze żadna Polka nie chciałaby wyglądać jak one.... Grube potężne uda, szerokie pupy.... jest to efekt uboczny ich treningu.... Mimo, że w Chinach nie zwraca się za bardzo uwaga na figurę dziewcząt (to się powoli zmienia w dużych miastach), wystarczy mieć ładną twarz, to mimo tego żadna z uczennic mojego nauczyciela nie ma chłopaka.... a są teraz 20-paroletnie....

Musze powiedzieć, że w Chinach nigdzie nie widziałem takich ilości kobiet ćwiczących style wewnętrzne jak na Zachodzie! Bierze się to z prostej przyczyny, że w Chinach ten trening nawet "dla zdrowia" wiąże się z treningiem podstaw czyli nóg i nie wiem jaka panna w Polsce chciałaby mieć więcej w udzie od swojego chłopaka :). Dla uściślenia mówiąc style wewnętrzne, nie mam na myśli uproszczonego taiji 24 lub 48 ruchów, które ćwiczy mnóstwo głównie starszych kobiet w parkach.

T.G.: Czy w treningu baguazhang wykorzystuje się ćwiczenia na manekinach lub workach?

T.T.: W sumie teoretycznie powinien :). Niestety z powodów jakie już przedstawiałem, tzn. ogólnego poziomu tradycyjnego kung fu w Pekinie, mało komu chce się to robić. W starych książkach można znaleźć rysunki przedstawiające manekiny do treningu, mój nauczyciel opowiadał mi o przyrządzie, który miał zainstalowane jakby takie cztery "gruszki bokserskie", ale różnica polegała na tym, że były one instalowane w poziomie, nie w pionie i tworzyły coś w rodzaju ringu, trzeba było się poruszać i uderzać jednocześnie i unikać ruszających się "piłek". Sam w tej chwili posiadam manekina drewnianego, przerobionego z wingchunowego manekina, ma on przedłużone ręce do 50 cm, wyżej nogę, bo traktuję ją jako biodro. Używam też worka, ale zgodnie z wskazówkami mojego nauczyciela jest to niewielki worek z piaskiem jakieś 7 kg, który ma za zadanie też się poruszać, więc trzeba dynamicznie wokół niego chodzić, uderzać i unikać.

T.G.: Czy stosuje się jakieś specjalne metody utwardzania kończyn?

T.T.: Tradycyjne, ale żadne specjalne :). Po prostu zwykłe uderzania w drzewo. Ale muszę tu od razu podkreślić, że to nie jest jakieś walenie całą siłą!!!! To bardzo spokojne uderzanie, nie starając się czegoś uszkodzić!!! Głównie dotyczy to przedramion, dłoni, barków, bioder, pośladków. Nie utwardzamy golenie, ponieważ nie blokujemy nimi, ani nie kopiemy, więc jest to niepotrzebne.

Mój nauczyciel podkreśla, że stare metody utwardzania kończyły się często kalectwem i on obserwował takich ludzi, jak był młody, ze zniszczonymi dłońmi, które trzęsły się jak po reumatyzmie, więc przestrzega on zawsze przed nadgorliwością w utwardzaniu się! W dzisiejszych czasach nie potrzebujemy mięć aż tak utwardzonego ciała, żeby aż doszło do degeneracji nerwów czy tkanek, nie musimy umieć zabić jednym ciosem z prostej przyczyny, że pójdziemy do więzienia....

Przy okazji chciałbym obalić od razu mit specjalnych ziół, które należy używać po utwardzaniu. Te preparaty dalej sprzedaje się i można je bez problemu dostać w chińskich aptekach, służą do leczenia siniaków i nadwyrężeń i nie są one niczym specjalnym i np. trzeba wiedzieć, że pochodzą one w większości z południa Chin i np. w klimacie gdzie występuje normalna zima, nie bardzo działają :). Jak ktoś znajdzie się kiedyś w takim klimacie bez zimy (np. południe Chin, Tajlandia), to szybko zauważy, że każde głupie stłuczenie ciągnie się i ciągnie, każdy siniak nie znika tygodniami, te lekarstwa powodują przyspieszenie okresu gojenia, wpływając na nasz organizm, jakby przyspieszając przemianę, ale w klimacie takim jak w Polsce czy w Pekinie gdzie występuje normalna zima, nasze ciała działają inaczej i głupi siniak nie widnieje przez parę tygodni. Zapewniam natomiast, że wbrew internetowym historiom nie istnieją żadne zioła, które pozwalają utwardzać się "do krwi", potem posmarować i wszystko będzie OK.

T.G.: Czy występują jakieś różnice pomiędzy baguazhang, a stylami "zewnętrznymi" w podejściu do wykorzystania manekinów i utwardzania? Czy w takiej praktyce jest coś charakterystycznego, czym wyróżnia się tylko baguzhang?

T.T.: W sumie nie wydaje mi się, cóż oczywiście nie staramy się robić tak twardo, pewnie jest większa praca talii i koliste ruchy przedramion, wytłumiające w pewnym sensie impact uderzenia.

T.G.: Jakie cechy baguazhang sprawiają,że zalicza się go do tzw. "wewnętrznych" styli? Jak ważna jest praca "w środku" i co ona oznacza?

T.T.: W sumie to co to są style wewnętrzne a co zewnętrzne :). Ktoś tak zaliczył i tak zostało. W sumie baguazhang jest ciekawym stylem, bo neigong osiąga się niejako jako cel uboczny, tzn. jak prawidłowo się ćwiczy, wyrobi się prawidłową strukturę ciała, to neigong przychodzi sam. Nie trzeba skupiać się na oddychaniu właściwie ponieważ w przypadku prawidłowej struktury ciała, nie można oddychać źle :), po prostu się nie da :). Tak wiec musimy wyrobić właściwą strukturę ciała, po prostu cierpliwie ćwiczyć.

T.G.: Wspominałeś o dużych modyfikacjach, wprowadzanych przez różnych nauczycieli baguazhang. Gdzie leży granica zmian? Jak ocenić co jeszcze jest baguazhang, a co już nim nie jest? Czym jest tradycyjny baguazhang i prawdziwy tradycyjny trening?

T.T.: Gdzie leży ta granica ciężko powiedzieć.... Często zdarza się tak, że nauczyciele wywodzący się od tego samego nieżyjącego już mistrza, uczą inaczej.... i jak tu powiedzieć kto z nich ma rację.... Podstawą baguazhang jest zmiana, więc teoretycznie każdy z nich ma racje. Oczywiście pewne style charakteryzują się pewnymi cechami, jak ktoś miesza za dużo, po czym wmawia innym za dużo, że to jest tradycyjne i on się tak uczył, to już przekroczył tą granicę. Jeżeli potrafi podać jak uczył jego mistrz i jakie on zmiany wprowadził, to jeszcze ma jakiś sens. Gorzej jak zmiany wprowadzają turyści po kilkunastu dniach ćwiczeń. Ja, np. bo jestem wysoki, jestem uczony inaczej niż ktoś mały i np. bardzie masywny. Wykorzystujemy oboje później zasady baguazhang ale inaczej, bo nasze ciała są inne, więc staramy się wykorzystać najlepiej co robimy. Oczywiście prawdziwy tradycyjny trening skupi się na podstawach i wyrobieniu prawdziwej siły ciała, a nie na machaniu form bezsensu.

zastoswoania baguazhang

T.G.: Często słyszy się opinię, że z trójki najsłynniejszych styli wewnętrznych xingyiquan jest najłatwiejszy i przynosi najszybsze efekty bojowe, a taijiquan jest najtrudniejszy i realne umiejętności walki pojawiają się najpóźniej. W tym "rankingu" baguazhang umieszcza się w środku? Co sądzisz o tej opinii? Ile czasu potrzeba, aby móc skutecznie użyć baguazhang w walce?

T.T.: Wypada się zgodzić z tą opinią, ale należy od razu podkreślić, że xingyiquan osiąga się najszybciej po prostu zewnętrzny aspekt stylu i daje to jakieś pojęcie o wykorzystaniu, ale droga do uwewnętrznienia tego jest wciąż daleka. Taijiquan trzeba powtarzać i powtarzać i powtarzać i coś z tego kiedyś będzie i niewiadomo kiedy :). Baguazhang ma natomiast najtrudniejsze podstawy do opanowania z tych trzech styli, ponieważ są po prostu bolesne i jest ciężko wytrenować te elementy i wiele osób rezygnuje.

T.G.: Czy słyszałeś coś o sztukach łączących najlepsze elementy: xingyiquan, baguazhang i taijiquan? Co sadzisz o takich pomysłach?

T.T.: Jak pisałem już poprzednio, nie da się często połączyć elementów tych że sztuk.... Są przeciwstawne! Dlatego dla mnie też to reklamowa ściema.

T.G.: Czy w Chinach oprócz imprez typowo sportowych odbywają się także jakieś ciekawe "pokazy-spotkania" wielkich ekspertów "wewnętrznych" sztuk walki, gdzie można zobaczyć starych mistrzów i spotkać się z nimi bezpośrednio?

T.T.: Raczej nie... :(, co prawda w 2001 roku uczestniczyłem w tradycyjnym turnieju baguazhang w Huirou, gdzie udało mi się poznać paru ekspertów baguazhang, których nie znałem wcześniej, ale było to jedne tylko takie spotkanie i jak jestem 4 lata w Chinach nie zdarzyło się ponownie.... :(. Do ekspertów muszę docierać sam, szukając, pytając i nie jest czasami prosto ich znaleźć, często wszyscy słyszeli o nauczycielu X, ale nikt nie wie gdzie on mieszka lub uczy. Kiedyś zupełnie przypadkiem oglądając w sumie niezbyt interesujący trening Shaolin w jednym z parku, zostałem zagadnięty przez instruktora czy coś ćwiczę, jak usłyszał, że baguazhang to poznał mnie z jednym znanym i starym nauczycielem, którego mój znajomy szukał przez naprawdę długi czas i nie mógł znaleźć. Często po prostu dużo zależy od szczęścia.

T.G.: Co mógłbyś powiedzieć osobom, które chcą iść Twoim śladem i wyruszyć do Chin uczyć się kung fu u "źródła"?

Aż się boję coś napisać.... :), potem będzie na mnie :). Prawda jest taka, że radziłbym porzucić płonne nadzieje, że się pojedzie do Chin na dwa tygodnie czy miesiąc czy nawet pół roku i się będzie mistrzem.... Nie obrażając nikogo, to mamy w Polsce mnóstwo takich instruktorów, co byli na dwóch, trzech "wycieczkach" w Chinach i nagle mistrzami są.... :). Trzeba z nauczycielem spędzić te co najmniej dwa lata ciągłego treningu pod jego nadzorem i potem można się "wycieczkować" co roku. W Polsce mamy zbyt wielu instruktorów, którzy machają formy aerobowo, potem w sparingach stosują jakieś popłuczyny po thai boxingu lub kick boxingu i wmawiają uczniom, że to tak powinno być, nie znają zastosowań, nie maja struktury ciała charakterystycznej dla styli, które niby mają reprezentować. Prawda jest taka, że wielu osobom się wydaje, że kung fu to jakieś sekretne siły, co ktoś powie jak to się robi i potem nagle budzimy się mistrzem.... :)! Nic bardzie mylnego, po prostu ciężka praca i tyle i pewnych elementów nie da się przeskoczyć!!!!

Dlatego też udających się do Chin, chciałbym po prostu przestrzec przed nadmierną naiwnością i być może zaoszczędzić im pieniędzy... albo planuję wyjazd na serio, myślę o 2, 3 latach minimum albo dajmy sobie spokój....

T.G.: Na początku swojego pobytu w Chinach pisałeś różne artykuły na temat kung fu, na przykład do magazynu "Świat Nei Jia", a potem zaprzestałeś tego i udzielasz się już tylko na różnych forach dyskusyjnych. Dlaczego tak się stało? Czy zamierzasz powrócić jeszcze do pisania tekstów?

T.T.: Szczerze mówiąc na początku pobytu w Chinach błyskałem entuzjazmem naprawy świata, chciałem pisać, aby inni wiedzieli jak to jest naprawdę, teraz mi przeszło.... :). Po moich artykułach w "Świecie Nei Jia" dostałem też sporo maili od naszych rodzimych "mistrzów", niektóre nawet z groźbami, bo psuję rynek... :). Nie pisali do mnie natomiast ludzie z myślą, dla których te artykuły powstały, więc po przemyśleniu paru spraw stwierdziłem, że to nie ma sensu... Bo np. po co pisać artykuły na temat baguazhang, jak nie ma w Polsce nauczycieli tradycyjnego baguazhang (tzn. jest jeden "sportowy" Chińczyk w Polsce, który ma jakąś grupę baguazhang, ale to czego on uczy, to jest sportowe uproszczone baguazhang rodem z Pekińskiego Uniwersytetu sportowego), więc jaki ma sens pisanie o tym... jako że nie planuję kariery "mistrza", to nie widzę sensu, żeby to propagować... Z drugiej strony pisanie o metodach treningowych, które nie da się trenować bez nauczyciela i później jakieś małolaty zaczną to robić... wolę raczej nie... Wiesz niewiele osób zdaje sobie sprawę, że ćwiczenie nawet prostych qigongów bez nadzoru wykwalifikowanego nauczyciela, może być opłakane w skutkach.... W Pekinie jest specjalny szpital dla ofiar qigongów, medytacji i takich tam.... A później czytam w internecie, jak maniacy medytacji i oddychania opowiadają, że ją cwiczą na koniec trenigów i żaden z nich nawet nie zdaje sobie sprawę, że po wysiłku fizycznym takie ćwiczenia oddechowo-medytacyjne się w ogóle nie wykonuje!!!!! Trzeba poczekać na wyciszenie i uspokojenie się organizmu, co zajmuje jakieś pół godziny!!!!! To podstawowa zasada jaką uczą wszyscy wykwalifikowani nauczyciele qigongu w Chinach!!!!!

Co do różnych forów to sprawa jest prosta...: nudzę się czasami w pracy :). Pracuję w marketingu i trzeba czasami czekać na projekty, więc serfuję po necie.

ćwiczenia tuishou
z 62letni mistrzem Xu ShiXu

T.G.: Z tej naszej rozmowy wynika kilka faktów. Po pierwsze, w Chinach tradycyjne sztuki walki chylą się ku upadkowi. Po drugie, schedę po wielkich mistrzach przejmują tylko cudzoziemcy, bo nikt inny nie jest tym zainteresowany. Po trzecie, Ty jesteś jednym z nielicznych, którzy dostają ostatnie kawałki wiedzy. Jakby na to nie patrzeć, to duża odpowiedzialność. Co Ty na to :)? Czy myślisz o przekazaniu tego innym w przyszłości? Czy zastanawiałeś się nad nauczaniem kiedyś baguazhang?

T.T.: Hmmm tak wynika.... No nie aż tak chyba, tzn. tradycyjne walki chylą się ku upadkowi to na pewno, ale jak wspominałem mówię z perspektywy Pekinu i z tego co słyszałem to na prowincji wciąż się ćwiczy z powodów, o których wspominałem poprzednio, po prostu są biedni i mają czas, więc z nudów ćwiczą, często chcą dostać się do wojska czy jakichś innych służb mundurowych. Zupełnie inaczej jest w Pekinie, gdzie w tej chwili, młodzi Pekińczycy to najchętniej taekwoondo by ćwiczyli, bo maja takie fajowe ubranka, króluje Amerykański styl życia i gry komputerowe...

Co do cudzoziemców przejmujących schedy po wielkich mistrzach, to uważałbym na to stwierdzenie, bo jednak mało ludzi znam, którzy mogliby tak o sobie uczciwie powiedzieć.... bo który z cudzoziemców ćwiczył ze swoim nauczycielem ponad 10 lat i to pod ciągłym nadzorem.... bardzo, bardzo niewielu... Większość mistrzów internetowych kreujących się na spadkobierców, prywatnych, osobistych uczniów itd., ćwiczyło na krótkich wyjazdach i tyle, więc nie mogę się po prostu zgodzić z tym co napisałeś. Powiedzmy, że tradycyjne sztuki wymierają to prawda, prawdą jest też to, że cudzoziemcy często ćwiczą częściej i ciężej niż Chińczycy, ale że zostają spadkobiercami, to bym się nie za bardzo zgodził.... Większość cudzoziemców ma dobry poziom po 2, 3 latach i zaczyna uczyć w swoich krajach, ale czy jest to poziom ich nauczycieli, raczej nie.... Jak już wspominałem nawet ćwicząc te 3 lata w Chinach, wciąż się jest początkującym, szczególnie w stylach wewnętrznych, więc jak tu mówić o spadkobiercach. Czy jestem jednym z nielicznych, co zdążyli się załapać.... nie raczej nie, jest mnóstwo cudzoziemców w Chinach, którzy ćwiczą tutaj chińskie sztuki walki, więc nie mogę się również z tym stwierdzeniem zgodzić. Jednym z niewielu Polaków, który tu mieszka i ćwiczy baguazhang to na pewno, ale na Polsce świat się nie kończy :). Z drugiej strony fakt faktem, że zdążyłem się załapać w prawie ostatniej grupie. Co do uczenia, to ja już wspominałem, że nie planuję kariery "mistrza", ja ćwiczę, bo lubię to robić, czuję się dobrze po treningach, piszę w necie, bo nudzę się w pracy, nie bo zaczynam sobie reklamę robić... :).

Nie rozumiem też dlaczego piszesz o wielkiej odpowiedzialności..., nie poczuwam się do żadnej! Ja powiedziałem mojemu nauczycielowi, że nie planuję uczyć, wracać do Polski i zajmować się trenowaniem innych, był zaskoczony, bo raczej nie spotyka wielu takich cudzoziemców, ale stwierdził, że rozumie o co mi chodzi i bynajmniej nie wpłynęło to na nasze relacje, ani nie przekonuje mnie on, że to jakaś moja odpowiedzialność, że muszę kogoś uczyć.... Czasami pomagam mu uczyć początkujących i sam widzę, że nie lubię tego robić, więc nie zachęca mnie to bynajmniej do zmiany decyzji. Zapewniam też, że bajką reklamową są hasła stosowane przez Zachodnich "mistrzów", że on musi uczyć, bo tak obiecał swojemu nauczycielowi....

Ja może kiedyś będę kogoś uczył, nie mogę tego wykluczyć, ale będzie to pewnie na emeryturze, jak za dużo czasu wolnego będę miał i się będę nudził :).

ćwiczenia tuishou z 90-letnim mistrzem
Yin Bagauzhang Yang Kun

T.G.: Moje poprzednie pytanie opierało się na pewnych uproszczeniach, aby bardziej czytelnie przedstawić to co się dzieje teraz w Państwie Środka, a sytuacja niestety nie jest wesoła. Jak sam powiedziałeś w pierwszej części rozmowy, trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, aby trafić do Chin. Jeszcze więcej pomyślnych okoliczności musi się zdarzyć, aby trafić tam na odpowiedniego nauczyciela, bo niewielu ich już zostało. Znacznie gorsza jest dzisiaj sytuacja mistrzów. Muszą mieć jeszcze więcej szczęścia, aby znaleźć uczniów, którzy cierpliwie i z olbrzymim zaangażowaniem będą przez długie lata ćwiczyli kung fu. Uczeń poszukujący nauczyciela, wie gdzie go znaleźć. Na Twoim przykładzie widać, że gdy jest się naprawdę mocno zdeterminowanym, sprawa jest w miarę prosta. Sytuacja mistrzów jest nieporównywalnie trudniejsza, nie wiedzą, gdzie mają szukać swoich uczniów. Zdani są tylko na los. Muszą cierpliwie czekać i liczyć, że ktoś (na przykład z drugiego końca świata) się jednak pojawi i przejmie ich "skarb", a następnie przekaże go następnemu pokoleniu. Za 50 lat może się okazać, że przetrwa tylko kilka styli kung fu i to nie dlatego, że były najlepsze i szczególnie cenne ale, że jakimś "dziwnym" splotem wydarzeń przyciągnęły do siebie ludzi, którzy byli w stanie przekazać je kolejnej generacji. Może się zdarzyć, że baguazhang nie będzie na tej liście. Co Ty na to?

T.T.: Obawiam się, że masz racje... :(. Wiesz odmiana baguazhang, którą ja ćwiczę, ma w tej chwili niewielu praktyków w Pekinie, zbyt kanciasta, nie nadaje się pod zawody form, więc po co ją ćwiczyć... Odmiana Cheng pochodząca z zapasów, jest bardzo popularna, ma wielkie koliste ruchy, ładnie wygląda, posłużyła jako podstawa do opracowania uproszczonych form baguazhang, nauczanych w chińskich szkołach sportowych i robiona powoli i majestatycznie przypomina taiji, więc świetnie się nadaje do uczenia kolejnych pokoleń miłośników New Age i szeroko rozumianego zdrowia. Niestety obawiam się, że nic na to nie da się poradzić... Przetrwają sportowe style plus taiji w formie zdrowotnej i jakieś tam Shaoliny ze względu na nazwę.... Zresztą teraz nawet niewielu Chińczyków zdaje sobie sprawę, że taiji czy baguazhang są stylami walki... Pamiętam, ćwicząc w parku sparingi, podeszła do nas grupa Chińczyków w mundurkach firmy ochraniarskiej i spytali mnie czy ćwiczę sanda, jak powiedziałem, że baguazhang, ich odpowiedz była, że tak że rozumieją, że macham formy baguazhang, ale teraz widzą, że to chyba jakaś odmiana sanda co robię co nie, bo baguazhang to jest przecież odmiana taiji, a taiji jest dla zdrowia :) !!! I taka jest niestety powszechna świadomość...

T.G.: Jak długo zamierzasz pozostać w Chinach? Jak bardzo odnalazłeś się w rzeczywistości Państwa Środka?

T.T.: Jak długo się da :). Mnie tu dobrze... Mam chińską narzeczoną, kupiliśmy mieszkanie, niedługo się tam przeprowadzamy, dobre jedzenie, kontakty z mistrzami i znacznie bardziej bezpiecznie niż w Polsce... Może trudno niektórym uwierzyć, ale w Pekinie lepiej mi się żyje niż w Polsce, wygodniej, bezpieczniej - tutaj o godzinie 10 wieczorem widząc grupę mężczyzn na rogu ulicy, nie trzeba się ich bać!!!! Widzi się spokojnie spacerujących starszych ludzi itd.. Tak długo jak mam możliwości być tutaj, nie widzę potrzeby powrotów tym bardzie, że szczerze mówiąc nie bardzo tęsknię za polską smutną i szarą rzeczywistością.

T.G.: Nasza "rozmowa" zrobiła się nieco smutna pod koniec. Może powiedziałbyś coś optymistycznego czytelnikom "Świata Nei Jia"? Coś co podniesie ich na duchu i zachęci do treningu kung fu :)?

T.T.: Ach tam zaraz smutna :). Taaaa w sumie nie bardzo wiem jak zachęcić do treningów kung fu... :). Mnie tam lepiej chyba wychodzi zniechęcanie do tych treningów :). Bo w sumie jakie zalety ma kung fu? Długa droga do prawdziwego mistrzostwa, bardzo dużo ciężkiej pracy, wymaga poświęceń, itd., itd. ... to po prostu trzeba lubić :). Jak ktoś lubi prosto i łatwo, szybkie efekty to kung fu nie jest bynajmniej dla niego. Ćwicząc baguazhang, widzę jak moje ciało się zmienia, jak mam coraz ciekawsze efekty, robię rzeczy, które wcześniej wydawały mi się magią prawie :). Ja to lubię, ale czy każdy potrafi to polubić... szczerze wątpię....

Zresztą powiedzmy sobie od razu, kung fu nie jest dla każdego i nie każdy również styl kung fu jest odpowiedni dla każdego! Trzeba znaleźć coś co się lubi i trzymać się tego! Nie ulegać modzie albo temu, że kolega coś tam ćwiczy.... Być sobą po prostu. Ja ćwiczyłem różne style walki i różne style kung fu i zawsze mi czegoś brakowało, nie wiedziałem czego, ale coś było nie tak jak powinno... Trenując baguazhang nie ma już tych wątpliwości, jestem szczęśliwy :)! Ale to nie oznacza, że baguazhang jest najlepsze na świecie i wszyscy powinni to trenować! Jest dobre dla mnie i mnie to wystarczy!. Ja ćwiczę dla siebie i przede wszystkim dla siebie, więc nie przejmuję się, że ktoś jest lepszy, że ktoś mnie tam wkopał :), po prostu wyciągam argumenty, każdą sytuację traktuję jak potencjalną lekcję i staram się jak najwięcej "nauczyć".

T.G.: Dziękuję za cierpliwe odpowiadanie na pytania :-) i życzę wielu sukcesów w zgłębianiu baguanzhang.

--------------
Notka:
Tomasz Twardowski jest jednym z moderatorów "Forum Neijia". Osoby zainteresowane baguazhang i Chinami mogą podyskutować z nim tam na różne tematy.

Powrót do spisu treści


Jow Ga

PRZYKŁADY ZASTOSOWAŃ TECHNIK JOW GA KUNG FU
Dariusz Karkowski

darek.k@jowga.pl
Stowarzyszenie Sportowe Jow Ga Kung Fu, Polska

Jako czwartą technikę, prezentujemy jedną z możliwych kontynuacji obrony przed uderzeniem prostym. Technika ta nazywa się "fan sau tec gerk". Ważny dla jej skutecznego wykonania jest przede wszystkim właściwy timing. Przedstawiona interpretacja nie jest jedyną wersją tej techniki. Każdy ćwiczący może i powinien poszukiwać własnych rozwiązań. Na zdjęciach technikę prezentują Sifu Derek Johnson i Darek Karkowski. Autorem zdjęć jest Wojciech Ziajka.

1.Pozycja wyjściowa.

2.Atak kopnięciem prostym na tułów. Broniący się blokuje kopnięcie, ściągając je na zewnątrz prawym przedramieniem. Kontakt z nogą musi nastąpić we wczesnej fazie kopnięcia.

3.Broniący się kontratakuje kopnięciem wznoszącym w krocze.

Powrót do spisu treści


Jeet Kune Do

WIZJONER JKD
Ted Lucaylucay

Materiał udostępniony przez Wojciecha Adamusika (wadamusik@jeetkunedo.win.pl).

Ted Lucaylucay został przedstawiony Richardowi Bustillo, jednemu z przyjaciół swego ojca w 1973 roku i został członkiem grupy wybranych, ćwiczącej na sali gimnastycznej na podwórzu u Dana Inosanto. Jego szerokie doświadczenie w dziedzinie sztuk walk pozwoliło mu na stworzenie otwartego i niedyskryminującego podejścia do różnorakich sztuk walki. Jako jeden z dwóch pierwszych adeptów, którzy ukończyli Inosanto Academy, Ted Lucaylucay odszedł z błogosławieństwem Inostanto, aby otworzyć własną szkołę JKD/Kali. We wczesnych latach 80. Ted Lucaylucay zdał sobie sprawę, że JKD potrzebna jest organizacja, ktora pracowałaby dla jego dobra. Przez wielu uważany był za nieoficjalnego lidera drugiej generacji "komercyjnych" instruktorów JKD. Czując, że ludzie nie cenią tego, za co nie muszą płacić, doradzał zaadaptowanie JKD do wymagań nowoczesnego świata sztuk walk. Jego głębokie zrozumienie ludzkich potrzeb i filozofii JKD doprowadziło go do wniosku, że niekomercyjne podejście może tylko wprowadzić JKD do izolacji i spowodować jego zastój i porażkę. Mimo, że nie ma go już z nami, upływ czasu ponad wszelkie wątpliwości potwierdził, że Lucaylucay miał rację.

Pyt.: Jakie jest Twoje doświadczenie w sztukach walki?

T.L.L.: Zacząłem od treningów judo, ale ostatecznie ćwiczyłem również karate shito-ryu i shorin-ryu, kajukenbo u Tony'ego Ramosa oraz kung-fu, styl modliszki, zanim dostałem się do JKD.

Pyt. Kiedy to było?

O: Dan Inosanto trenował wtedy grupę wyselekcjonowanych osób na swoim podwórku. Richard Bustillo, który był partnerem treningowym Inosanto, zaprosił mnie, abym przyszedł i trenował z nimi. To był maj 1973, a Bruce Lee jeszcze ciągle żył. Nigdy go nie spotkałem, ale byłem świadkiem jego słynnego pokazu na Long Beach Internationals w 1964.

P: Jak wyglądały treningi w sali gimnastycznej u Dana Inosanto na podwórku?

O: Były zorientowane bardzo kontaktowo. Sparingi były "poligonem doświadczalnym" dla każdej techniki. Dan miał dobrze wyposażoną salę. Zainwestował w nią dużo pieniędzy i pamiętam jak mówił mi, że miał długi, jednak traktował to jako konieczne poświęcenie z miłości dla sztuki.
To ciekawe, że Dan tracił pieniądzę, kiedy miał świetne warunki, aby zarabiać miliony na JKD i swoich powiązaniach z Bruce'm. Jednak odrzucił możliwość wykorzystania swej przyjaźni i osobistego związku z Bruce'm dla zysku.

P: Potem pojechałeś trenować do Kali Academy, prawda?

O: Tak. Inosanto i Bustillo zdecydowali, że otworzą Akademię Kali w Torrance, w Kalifornii, parę miesięcy po śmierci Bruce'a. Uczniowie zaczęli napływać i było u nas wielu gości z całego świata pragnących poznać sztukę JKD. Akademia była jak bractwo JKD ponieważ większość czasu spędzaliśmy na treningach lub na rozmowach o JKD. Ludzie spali w śpiworach, a niektórzy woleli trenować zamiast spędzać czas z rodzinami! Trenowanie JKD było wszystkim czego chcieliśmy. Myślę, że to była ciężka zmiana, nie tylko dla Dana, ale dla wszystkich, którzy wcześniej ćwiczyli u niego na podwórku. Najważniejszym punktem treningów były sparingi i mogłeś widzieć, jak ci wszyscy nowicjusze dostawali łomot od starszych adeptów. Ci drudzy narzekali, że nowicjusze nie byli dostatecznie dobrymi partnerami do sparingów, a większość nowych odeszła bo nie mogli sobie dać rady z full-kontaktowymi sparingami. Wysocy rangą adepci innych sztuk walki przychodzili do akademii i byli rozwalani przez "starą ekipę" albo przez początkujących, którzy byli w akademii dopiero od 6 miesięcy. Te twarde sparingi zniosły całą mistykę związaną z pasami i stopniami. Sparingi były ciężkie, ale była również atmosfera koleżeństwa ponieważ wszyscy byliśmy ze sobą blisko związani. W powietrzu czuć było magię!!

P: Skoro ten ciężki sparing był wówczas ważnym aspektem treningu JKD, dlaczego nie startowaliście w zawodach?

O: Byłem już krytykowany za to co teraz powiem, ale myślę, że baliśmy się, że jeśli by nas pokonano, prysłaby iluzja "niezniszczalności" JKD. Wiem, że wielu ludzi nas nie szanowało, gdyż uważało nas za oszołomów, którzy nigdy nie poparli swych twierdzeń realną walką. Niektórzy spośród nas mówili "JKD nigdy nie przegrywa". Prawda jednak była taka, że styl stał się ważniejszy od jednostki ponieważ nie pozwolił nam rozwijać się poprzez doświadczenie w zawodach.

P: Czy mógłbyś zdefiniować JKD?

O: Nie jest to łatwe, ale powiedziałbym, że jest to połączenie nowoczesnych podejść i metod treningowych oraz pewnych bardzo tradycyjnych teorii. Jest również kombinacją nowoczesnych technik i bardziej tradycyjnego podejścia do treningu. Jednostka jest ważnym elementem, więc to do niej należy zastosowanie zasad JKD, tak aby stworzyć osobisty styl walki. To można zrobić poprzez studiowanie różnych stylów i wybieranie z nich rdzennych / kluczowych elementów, aby stworzyć własne środki wyrazu - lecz dopiero kiedy opanujesz i zrozumiesz fundamentalne techniki i filozofię każdej ze sztuk. Ale nie zniterpretuj źle moich słów - JKD jest czymś więcej niż tylko metodą, która zapożycza techniki z różnych stylów.

P: Co sprawia, że jest czymś więcej?

O: Kiedy zacząłem nauczać, zdałem sobie sprawę, że muszę położyć nacisk na bardziej tradycyjne podejście do treningu. Rozumiem przez to wymaganie dużej ilości powtórzeń technik. Problemem było to, że Jeet Kune Do ogólnie postrzegane było jako nie oparte na żadnych formach, zakazach, czy dyscyplinie, a zatem również nie na ciężkiej pracy! Jak możesz oczekiwać, że technika zadziała, jeśli nie powtarzasz jej tysiące razy i ciągle jej nie "męczysz"? Niektórzy po prostu nie mogli poradzić sobie z rzeczywistością treningową.

P: Byłeś jednym z pierwszych uczniów, którzy zaadaptowali JKD do komercyjnego podejścia. Dlaczego to zrobiłeś?

O: Pozwól, że wyjaśnie to dokładnie, aby nie było żadnych nieporozumień. Nauczanie w podwórkach i garażach było jedną z ważnych tradycji w Jeet Kune Do. Jednak czasy się zmieniały i czułem, że było konieczne, aby przystosować się do nowych warunków. Na przykład, codzienne sesje full-kontaktowych sparingów i trening "do wyczerpania" były OK w przeszłości, ale dla mnie było oczywiste, że JKD powinno być czymś więcej niż tylko elitarną grupką młodych mężczyzn bawiących się w codzienną nawalankę bez ograniczeń. Aby naprawdę się rozprzestrzenić, sztuka musiała być nauczana na seminariach i musiało być więcej instruktorów. Tak naprawdę wątpię, czy wszyscy z nich są odpowiednio wykwalifikowani aby nauczać JKD, ale to inna sprawa. W komercyjnym nauczaniu nie możesz iść na całość przez cały czas; sparringi muszą być kontrolowane i sposób uczenia musi się zmienić. Mówiłem to dawno temu i byłem solidnie krytykowany za taki sposób myślenia. JKD musi być dostępne dla ludzi z wszystkich grup wiekowych, bez względu na to, czy ich celem jest kondycja fizyczna, nauka samoobrony, czy po prostu rozładowanie napięcia. Musimy zrozumieć wartość systemu nagradzania i nawet jesli nie dawaliśmy pasów, czułem że powinniśmy zaoferować coś aby dać uczniom dowody uznania i prestiż.

P: Czy dlatego byłeś uznawany za buntownika?

O: Tak, ale mówiłem to już wiele lat temu. Opuściłem szkołę Inosanto w 1975 aby otworzyć własną, gdyż zdałem sobie sprawę, że wiele rzeczy miało się zmienić. Popatrz na obecną sytuację; wielu z tych którzy mówili mi, że nauczanie JKD w sposób komercyjny "zrujnuje sztukę" i że oni nigdy tego by nie zrobili, teraz sprzedają książki, kasety instruktażowe i prowadzą seminaria na całym świecie. A co niby powinni robić? Mówili "Nie można nauczać JKD dla mas", a w tym samym czasie prowadzili duże seminaria podczas weekendów. Powiem Ci coś, jeśli przyjmiesz choćby dolara za nauczanie Jeet Kune Do, komercjalizujesz sztukę - jesteś komercyjnym instruktorem JKD. Kropka. Przez lata mówiłem "zorganizujmy się. Stwórzmy strukturę, aby móc się rozwijać, rozprzestrzeniać" a niektórzy odpowiadali "Nie, będziemy mieli na głowie za dużo polityki". Niektórzy fałszywi instruktorzy JKD wzbogacali się na nazwisku Bruce'a Lee i nazwie JKD podczas gdy my głodowaliśmy, albo byliśmy zadłużeni, jak Dan Inosanto.

P: Czy to był Twój pomysł, żeby się rozmówić z "podszywającymi się" pod JKD?

O: Jeśli ktoś naucza, nie możesz go pobić. Nie możesz nawet głosić , że jest fałszywym instruktorem. Może cię oskarżyć o pobicie, lub zniesławienie! Miałem pomysł by skontaktować się z tymi ludźmi, wytrenować ich, wyedukować i dać im bazę do nauczania JKD. Powiedziałem, wprowadźmy ich do rodziny JKD jeśli chcą pracować. JKD Society zostało stworzone właśnie po to od 1982 razem z moim JKD Association. Niestety, nie udało się.

P: Widzę, że etyczny wymiar komercjalizacji JKD jest delikatną sprawą.

O: Dzisiaj ludzie nauczają, aby się utrzymać. Bruce powiedział moim kolegom z JKD aby go nie komercjalizować, ale w pewnym momencie planował otwarcie łańcucha szkół JKD. Myślę, że mieliśmy okazję aby zorganizować wszystko we właściwy sposób i rozwinąć się w profesjonalny sposób, ale ją straciliśmy. Każdy teraz zajmuje się swoimi sprawami i prędzej czy później zorientują się, że nie jest to dobre dla żadnego z nas. Widziałem jak oryginalni nauczyciele JKD byli wykorzystywani i wiedziałem wówczas, że zostaną odsunięci na bok, gdyż inni przejmą ich wiedzę i sprzedadzą jako swoją własną. Jeet Kune Do miało możliwości rozwoju , jednak nikt nie chciał ich wykorzystać dla dobra sztuki.

P: Czy myślisz, że każdy praktykujący JKD jest "wyzwolonym artystą wojennym"?

O: Nie, myślę, że filozofia wyzwolenia w JKD stała się dla wielu więzieniem. Widziałem ludzi ślepo podążających za stereotypami w JKD. Możesz łatwo dać się złapać w taką pułapkę. Najpierw słyszałeś "Całkowita wolność w walce", a za chwilę gdy wykonałeś wysokie kopnięcie słyszałeś "To jest na pokaz, to nie jest JKD. Na ulicy tego nie zrobisz!" Ćwiczyliśmy trapping z wing-chun'u i zachodni boks zamiast uderzeń z karate, czy obrotowych kopnięć z kung-fu bo mieliśmy "coś lepszego" i byliśmy "wyzwoleni". Pozwól, że Ci coś powiem, myliliśmy się! Wyzwolenie JKD pochodzi z uczenia się doceniania wszystkich stylów walki a nie z odcinania się od swoich tradycyjnych korzeni. Dlaczego trappingowa kombinacja z wing chun jest "wyzwoloną" techniką, a technika obronna z kenpo to "tradycyjny śmieć"? Nie ma pomiędzy nimi różnicy.

P: Czym dla Ciebie jest Jeet Kune Do?

O: Wielu ludzi z JKD odrzuciło zasady, ponieważ tak powiedział Bruce Lee. Straszny błąd. Aby łamać zasady, musisz najpierw je znać. Wielu ludzi, odrzuca zasady, tylko dlatego, że Bruce tak zrobił w swych późniejszych latach, lecz nie zdają sobie sprawy, że on je najpierw poznał. Na to aby móc odrzucić zasady, musisz sobie wpierw zasłużyć. Wiele słów Bruce'a stało się źle interpretowanymi sloganami, używanymi jako przyczynek dla pogardzania innymi stylami. Eliminowanie szacunku dla tradycji i kultur nie jest dobre, gdyż są one częściami nas samych. Uważam , że w filozofii "całkowitości" w JKD chodzi o akceptowanie wszystkich sztuk walki. JKD nie odrzucaja innych sztuk, lecz je przyjmuje. JKD miało reputację krytykującego tradycjonalistów, ale to nie tak. W mojej organizacji chcę pokazać, że jesteśmy uprzejmi i mamy szacunek dla innych stylów, kultur i tradycji. Chcesz czy nie, musisz spojrzeć prawdzie w oczy - JKD stało się stylem i jest częścią świata biznesu w sztukach walki.

P: Czy Jun Fan Gung-Fu jest tym samym co Jeet Kune Do?

O: Nie, Jun Fan Gung-Fu było sztuką, która uformowała podstawy Jeet Kune Do.

P: Jak możesz powiedzieć czy dana technika jest techniką JKD czy nie?

O: Z technicznego punktu widzenia używam metody, która była nauczana u Dana na podwórzu i w Kali Academy - wejdź na salę, załóż rękawice i sparuj. Sprawdziłbym rzeczy najważniejesze by poznać prawdę i pozbyć się złudzeń. Tak mnie nauczano i to jest prawdziwe JKD. Nie wdaję się w to całe zamieszanie związane z "oryginalnym JKD", czy "konceptami JKD". Niektórzy ludzie z JKD starają się po prostu promować swoją politykę. Nie mam na to czasu.

P: Co możesz powiedzieć tym którzy chcą doskonalić się w Sztuce?

O: Po pierwsze, poznajcie dobrze podstawy JKD i potem bądźcie otwarci, tak by wykształcić własną drogę. Kiedy zrozumiecie podstawy, narzędzie nie będzie już tak ważne, gdyż zasady JKD można odnieść do wszystkiego. Nie szukajcie odpowiedzi w nauczycielu, lub w autorytetach. Musicie wybrać się w podróż do swych wnętrz, by osiągnąć samorealizację i wyzwolenie. A wówczas, jeśli macie odwagę by wejść na sam szczyt , wyzwólcie się również od Bruce'a i jego JKD. Ponieważ to jest największy sprawdzian w JKD - by rozwinąć się do tego punktu, w którym nie pozwalasz już żadnej osobie, czy filozofii narzucać sobie sposobu postępowania.

Powrót do spisu treści


Ninjitsu

DZIEDZICTWO WOJOWNIKÓW NINJA
SHINOBI MIKKYO - TAJEMNICZA MOC NINJA
David F. Eastwood

"Tak, jak pnącze wspina się na górskie szczyty, oplata korzenie drzew i wije się wokół kamieni, tak percepcyjne spojrzenie Ninja łatwo pokonuje unieruchomionego wroga, uchwyconego w pułapkę przez bagno ograniczonego widzenia wszechświata..."

Stephen K. Hayes: "Wisdom from the Ninja village of the cold Moon"

Najbardziej masowo dostępnym źródłem informacji o japońskiej sztuce walki NINJITSU są niestety, powielane artykuły prasowe oraz filmy video, i to głównie z... Hongkongu!

W filmach tych dominuje tendencyjna nienawiść do Japończyków, cieniutka i najczęściej fatalna, bzdurna fabuła oraz oklepany wzorzec o morderczych instynktach i brutalności ninja - "panów nocy" (?!) i "mistrzów cichej śmierci" (!??). Filmowi ninja noszą koniecznie czarne stroje, są niesłychanie zręczni i biegli w walce wieloma broniami oraz mają tajemniczą moc czarnoksięską, którą posługują się skutecznie na równi z szermierką mieczem. Nawet największy laik, po obejrzeniu kilku minut takiego "arcydzieła" stwierdza kategorycznie, że jest to lipa i bajki nie do przyjęcia. W ten sposób łatwo o zakwalifikowanie sztuki ninja jako fantazji, nieprawdopodobnych wyczynów i emanacji zła. Jak to było naprawdę z tą "mocą ninja"? Tak na poważnie, bez filmowych sztuczek, ninja korzystali z pewnych praw i zjawisk natury, które można by było ostrożnie nazwać "mocą ninja". Nie były to oczywiście takie umiejętności jakie oferuje filmowy obraz video! Moc, siła ta nazywana jest SHINOBI MIKKYO i określana jako SANMITSU czyli trzy sekrety duchowej siły. Nie była to bynajmniej wiedza powszechnie dostępna dla każdego adepta ninjitsu. Tylko starannie wybrani uczniowie dostępowali tego przywileju, tak jest do dzisiaj! Pozostali, nieliczni mniej podatni, zostawali... li tylko wytrawnymi gimnastykami, pomocnikami w ninjitsu. Mistrzowie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że wiedza ta w rękach nieodpowiedzialnych ludzi stałaby się przekleństwem i złem dla innych. Na czym polegały sekrety Sanmitsu? Do niedawna obowiązywała taka materialistyczna maksyma-tabu: to, czego nie sprawdzono naukowo, nie istnieje! Ułatwiało to stwierdzenie wprowadzenia zakazu badań nad zjawiskami i rzeczami niezwykłymi oraz naukowego - urzędowego ośmieszania tych śmiałków, którzy chcieli je zbadać. Dopiero niedawno, potwierdzono naukowo istnienie siły magnetycznej CHI, o której medycy na chińska wspominała już od... tysiąca lat! Wiele jeszcze odkryć - potwierdzeń przed nami! Musimy poczekać... lub uwierzyć w legendy. Moim uczniom przedstawiam takie korzystne rozwiązanie: Nie wierzcie w cuda, których sami nie zobaczycie i nie poznacie zasad ich działania! Nie oznacza to, że sam jestem zatwardziałym "naukowcem", ślepym i głuchym na zaistniałe zjawiska - po prostu wymagam od nich rzetelności a nie powielania bajek. Wymóg taki stawia sztuka walki, która jest najbardziej poważną ze sztuk - w której zamykanie oczu nie chroni i niestety, nie powoduje zniknięcia atakującego przeciwnika. Wybitna fizyczna sprawność, mistrzowskie opanowanie broni i zapamiętanie wielu technik walki, to jest tylko pierwszy - podstawowy etap poznawania sztuki ninjitsu. Zaawansowany wojownik ninja musi iść dalej i rozwijać w sobie takie cechy jak samodzielność i niezależność - stać się wrażliwym artystycznie i duchowo. Istnieją prawa natury i świadomości, które umożliwiają człowiekowi pokonanie zwykłej percepcji oraz ujawnienie ukrytych tajemniczych zdolności. Takich zadziwiających przypadków i zjawisk doświadczał ninja w czasie swoich działań bojowych, drogi ciągłej czujności i napięcia, w oczekiwaniu na niebezpieczeństwa jakie mu zagrażały. Były to tajemnicze i dziwne zjawiska, które analizowano gdy się powtarzały. Oczywiście, stanów takich nie doświadczali łotrzykowie i złoczyńcy, którzy naśladowali ninja i występowali podając się za nich. Także współcześni terroryści czasami przyrównują się do legendarnych japońskich ninja, aby w ten sposób usprawiedliwić swoją nieodpowiedzialność i brutalność. Nigdy nie znajdowali się oni nawet w pobliżu prawdziwej drogi ninjitsu i nie posiadali czystości duchowej, którą tak określił dawny wielki ninja - mistrz YASUYOSHI FUJIBAYASHI w XVII wiecznej encyklopedii ninjitsu BASENSHUKAI: "Osiągnięcie istoty ducha i mocy (ninja) rozpoczyna się od eliminacji rzeczy nieistotnych, aby w ten sposób wykorzystywać bardziej swobodnie swoje umiejętności, bez zajmowania się biegunami Światła i Ciemności (YIN- YANG), gdyż tego wymaga schemat totalności".

Również i współczesny historyk i znawca - mistrz HEISHICHIRO OKUSE stwierdził, że ninja historycznej Japonii charakteryzowali się dokładnym, naukowym podejściem do analizy i rozwiązywania problemów, a jednocześnie zajmowali się dosyć szczegółowo praktykami okultystycznymi i duchowymi. Nie była to żadna skrajna sprzeczność, ale połączenie bojowych doświadczeń z poznaniem zjawisk które powstawały w określonych sytuacjach lub działaniach. Nie dociekano czy jest to możliwe lub logiczne, ale korzystano z tych zjawisk które mogły być przydatne. Stwierdzono, ze podstawą powstawania tych niezwykłych zjawisk jest realna rzeczywistość, która została osiągnięta dzięki ciągłemu balansowaniu na krawędzi życia i śmierci oraz utrzymywaniu przez wojownika pełnej czystości duszy. Nie jest to stan obcy naszej kulturze - jest bardzo zbliżony do mistycznych doznań religijnych i opiera się na tych samych wymogach duchowej czystości. Podstawową lekcją wprowadzającą w poznanie i umiejętność posługiwania się mocą - energią transcendentalną jest zadanie zwracania na wszystko bacznej uwagi - obserwacja i badanie, tak, aby poprzez lata zmysły maksymalnie się wyostrzyły. Pozwala to na odbieranie i współdziałanie z zewnętrznymi siłami i to w czysty oraz bezpośredni sposób. Jest to stan charakteryzujący zwierzęta, których aktywna świadomość różni się całkowicie od świadomości człowieka. Odbieranie takich wrażeń, jak promieniowanie podczerwone i ultrafioletowe, promieniowanie kosmiczne, ciśnienie powietrza czy pola magnetycznego jest tak samo dla nich realne jak sygnalizacja świetlna, słowo pisane i werbalna ekspresja dla ludzi. Chociaż zwierzę nie potrafi analizować ani korzystać z przeszłości, to jednak swobodnie może odbierać subtelne impresje natury i środowiska, które są niemożliwe do zauważenia lub ignorowane przez zmysły człowieka. Ćwiczenia rozwoju świadomości zawarte w sztuce ninjitsu są uzupełnieniem technik walki pozwalającym na wysublimowanie ukrytych wartości znajdujących się w naturze. I w istocie, metody walki ninja można dokładniej opisać jako serię odczuć niż kolekcję technik. Mając podstawy w tantrycznych naukach Indii, Tybetu i Chin sztuka ninjitsu naucza, że wszystkie fizyczne aspekty egzystencji powstały z tego samego źródła i mogą być sklasyfikowane w jednej z GODAI - pięciu elementarnych manifestacji fizycznej materii: CHI - czyli ziemi, SUI - wody, KA - ognia, energii żywej, FU - gazu, KU - energii subatomowej kosmosu. GODAI dostarcza serii symbolicznych kodów, które mogą być użyte do opisania różnych sposobów odpowiedzi na bezpośredni atak i kontynuację walki. Sztuka ninjitsu, oparta na zasadach GODAI, kładła nacisk na koncepcję, ze nie istnieją żadne przypadki czy szczęście, gdyż wszystko jest nakierowywane przez Siłę wpływającą na bieg wydarzeń. Można śmiało stwierdzić, że wśród ludzi wierzących ninja był samą wiarą i zarazem jej praktyką. W dawnej Japonii techniki poznawania tej ezoterycznej siły ninjitsu przekształciły się w religię, która uważana jest za tantryczną stronę buddyzmu. Obecnie coraz częściej wiedza ta jest uzupełniana o prawdy i wartości wywodzące się z poznania religii chrześcijańskiej, bliższej naszej kulturze. Podczas medytacji transcendentalnych ninja wykracza! poza siebie, aby połączyć się z Uniwersalną Siłą i poprzez sekrety SANMITSU - kompilację dźwięku, słowa i specjalnego składania dłoni ładował się potrzebną do działania energią. Właśnie siła sekretu Sanmitsu dzieli się na trzy elementy spełnienia: są to intencje NENRIKI (mandala), JUMON (mantra) - dźwięki pobudzające rezonans energetyczny oraz KETSU-IN (mudry) - czyli specjalne zaplatanie palców dłoni jako fizyczna manifestacja działania. Nie są to sprawy obce współczesnym bioenergoterapeutom. W dawnej Japonii była to broń energetyczna ninja, która nie tylko pomagała w walce, ale i leczyła oraz odsłaniała prawa natury i wszechświata. Szczególnie przed akcją, za pomocą układów sanmitsu zwanych: ninpo mikkyo kujigoshin ho - tj. wibracji zawierających w sobie systemy generowania siły oparte na kierowaniu energii poprzez dłonie, wojownik ninja oczyszczał umysł, rozwijał siłę skupienia i opanowywał swoją psychikę, tak jak gimnastyk opanowuje ciało przed zawodami. W sali przeznaczonej do nauk sekretnej wiedzy ninja zwanej: NINPO MIKKYO O-DOJO zawieszano po obu stronach ołtarza symbole graficzne drogi poznania siły, tzw. mandale. Były to obrazy o ukrytych w rysunkach znaczeniach i prawach porządku wszechświata i kosmosu, które mistrzowie przekazywali swoim następcom. Po lewej stronie wisiała TAIZOKAI MANDALA - mówiąca o istocie materializmu świata, a po prawej wisiała KONGOKAI MANDALA - przedstawiająca istotę świata duchowości. Były one przedmiotem medytacji adeptów i uczniów ninjitsu, źródłem i zbiorem zakodowanej wiedzy o prawach natury i siły tantrycznej I tutaj, muszę wstrzymać wywody o sile - mocy ninja, gdyż temat ten mógłby zająć grubą księgę wyjaśnień i prezentacji filozoficznych i bioenergetycznych. Także mnie obowiązuje zasada zachowania sekretu, co do "kuchni i przepisów" - jak osiągnąć i wykorzystać moc, ale zapewniam, że każdy wojownik czystego serca i prawych działań ma wielką szansę aby dostąpić tych tajemnic. Do tematu tego jeszcze powrócę przy wielu okazjach omawiania sekretów walki i filozofii wojowników ninja. Reasumując - na legendarną siłę i moc ninja składało się wiele czynników, z których podstawowymi były: wnikliwe obserwacje i olbrzymi zasób wiedzy i technik walki - pod tym względem ninja wyprzedzał swoją epokę o jeden wiek! Drugim, przeważającym elementem była wiedza tantryczna Indii, Tybetu i Chin, wiedza bioenergetyczna i okultystyczna, dobra znajomość psychologii i fanatyczne "religijne" podejście do wykonywanych zadań. Niestety, nikt poza współczesnymi obserwatorami nie był zainteresowany, aby poznać i zbadać kulturę i świat wewnętrzny ninja, a oni sami w trosce o bezpieczeństwo przestrzegali skrupulatnie tajemnicy i rozsiewali specjalnie mylne informacje na swój temat. Dopiero obecnie, wielu młodych ludzi i dochodzących prawdy dziennikarzy poznaje inny, prawdziwy wizerunek ninja i ich sztuki ninjitsu, odrzucając utarty i tandetny obraz zawodowego mordercy, szpiega i arcyłotra, serwowany przez przeciwników od kilku stuleci. Być może, że wielu czytelników będzie szukać w tym artykule sensacji lub przepisu jak zdobyć moc ninja, albo oczekiwać na zamieszczenie sensacji o działaniach mistrzów ninja. Są i na pewno wszystkich zaspokoją, ale serwowanie ich na pierwszym miejscu przed wiedzą, uważam za nietakt wobec dziedzictwa mądrości i wiedzy ninja. Przechodzień, który przypadkowo uniósł głowę widzi na dachu człowieka, gdy ten patrząc z góry widzi, przechodnia, innych ludzi, ulice, całe miasto i wielkość nieba. Moim zamiarem jest przedstawienie P.T. Czytelnikom w większości znawcom i miłośnikom sztuk walki takiego właśnie perspektywicznego widoku sztuki ninjitsu. Wracając do niewyczerpanego tematu o mocy ninja, z przyjemnością odpowiem i przedstawię zainteresowanym czytelnikom serię ćwiczeń podnoszących sprawność duchową wojownika sztuki walki. Następny temat to historia i organizacja ninja, rodów i działania wielkich wojowników ninja w Japonii.


Słowniczek zwrotów japońskich, użytych w artykule:
SHINOBI - shinobi (wym: śinobi) = klan, ród grupa Ninja.
MIKKYO - mikkyo (mikjo) = duchowa siła ninja, religia -tantryczny Buddyzm.
SANMITSU - sanmitsu (sanmicu) = trzy elementy składowe mikkyo: MANDALA - nenriki - intencja, podmiot, MANTRA - jumon (dźiumon) słowo, dźwięk, MUDRA - ketsu-in (kecuin) - ułożenie dłoni.
CHI - chi = po japońsku Kl (ći/ki) - siła magnetyczna, prana.
FUJIBAYASHI YASUTOSHI - (Fudźibajaśi Jasutośi) = filozof, mistrz i przywódca klanu Fujibayashi Ninja w XVII w.
YIN - YANG - (jin/jan) = koncepcja równowagi, "pierwsza dwoistość", doktryna buddyjska prawa kontrastu, po japońsku IN - YO (in/yo).
O-DOJO - o-dojo (wym: Oo dodźio) = wielka sala ćwiczeń, sala główna szkoły lub stylu często siedziba Mistrza Klanu.
KONGOKAI MANDALA = graficzny obraz istoty świata duchowego.
TAIZOKAI MANDALA = graficzny obraz istoty materializmu i fizyczności świata.


Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Wojownik" nr 3/1992

Powrót do spisu treści


KYUDO
Przemysław Paleczny

cleaner@autograf.pl

We wczesnej fazie feudalizmu japońskiego, czyli w wieku XII i XIII, podstawową bronią samuraja był łuk. Przekazywane były one z pokolenia na pokolenie i przechowywano w specjalnych zbrojowniach owinięte w jedwabną tkaninę lub skórzanych pokrowcach. Kolor pokrowca określał przynależność do określonego klanu.

Sztuka łucznictwa jest bardzo stara, sięgająca czasów starożytnych. Do Japonii łuk przywędrował najprawdopodobniej z Chin. Do czasu kiedy pojawiła się broń palna, łuk był jedyną bronią działającą na odległość. We wczesnym okresie nazywana była Kyuba no Michi, czyli Drogą łuku i konia. Rozwijała się na dwa sposoby: była umiejętnością wojownika konnego jak i piechura.

Bushi używali dwóch rodzajów łuków: bojowy i treningowy. Łuk bojowy przekraczał dwa metry długości, natomiast treningowy był krótszy. Charakterystyczną cechą łuku japońskiego było asymetryczne ułożenie górnej i dolnej części oraz również asymetryczne napinanie cięciwy, wykonując ruch z góry w dół – odwrotnie niż w innych kulturach.

Ćwiczenie w strzelaniu z łuku polegało po prostu na strzelaniu do celu – z konia i z ziemi. Do strzelania z ziemi stosowano trzy rodzaje tarcz: do wielkich tarcz omata, sylwetek danieli i okrągłych tarcz muramoto, o średnicy 1,5 m średnicy. Strzelano z odległości około 50 metrów. Ćwiczenia strzelania z konia to m.in.: yabusame – strzelanie do tarcz ustawionych na wyznaczonej trasie, inuoimono – strzelanie do biegnących psów (strzałami z tępym drewnianym grotem), kasagake – strzelanie z grzbietu konia do rozstawionych słomianych kapeluszy w kształcie stożka. Okazją do doskonalenia umiejętności były także polowania. Jako ciekawostkę można dodać, że bushi uczyli się również odbijania strzał za pomocą miecza. Jest to umiejętność praktykowana również dzisiaj, w niektórych prywatnych dojo.

Podstawowym elementem było napinanie cięciwy i jej odpowiednie zwolnienie. Podobno wraz z kontrolowanym oddechem i odpowiednią koncentracją – strzał pada sam.

Pokazy strzelania z łuku urządzano z okazji różnych ceremonialnych uroczystości. Najsłynniejszymi szkołami Kyu Jitsu, czyli sztuki strzelania z łuku, były: Ogasawara Ryu i Heki Ryu. Wprowadziły one najwięcej nowości, a niektóre elementy przetrwały nawet do dzisiaj.

Łuk, jako podstawowa broń miotająca przestawał się liczyć „mniej-więcej” od 1543 roku (uwaga fani pana Cruise’a), gdy do Japonii zostały sprowadzone z Portugalii arkebuzy i zaczęto w nie wyposażać piechotę ashigaru. Współcześnie zmodernizowane Kyu Jitsu nazywane jest Kyudo i w zasadzie metody treningowe niewiele się różnią od tych starodawnych (nie licząc, chyba tylko jazdy na koniu).

Współczesne Kyudo to bardzo tradycyjny ceremoniał. Nie posiada w ogóle żadnych praktycznych zastosowań. Uprawiana jest głównie przez hobbystów, rozkochanych w japońskiej tradycji.

Łucznicy ubrani są w tradycyjne kimono i spodnie hakama. Używają łuków podobnych do tych używanych dawniej. Przeciętna jego długość to około 2,14 metra. Grubość i siła naciągu jest różna: mistrzowie posługują się łukami cięższymi, a uczniowie lżejszymi. Strzały wykonane są z trzciny bambusowej, a ich wymiary muszą być dostosowane do rozmiarów łuku. Zgodnie z techniką Kyudo cięciwę ciągnie się kciukiem, a nie palcami, co wymaga noszenia irchowego ochraniacza na ręce (rodzaj rękawiczki) oraz podpórki na lewym ramieniu.

Według tradycji dojo Kyudo ma jedną przesuwaną ścianę, która odsłania ogród, w którym ustawione są tarcze.

Kyudo jest bardzo uduchowioną sztuką. Łucznik Kyudo nie jest jak tradycyjny łucznik, ale stanowi „jedność” ze swoim narzędziem. Sam akt strzelania ma być jedynie spektakularnym efektem. Mistrzowie mówią, że nie strzela łucznik, tylko łuk. Nauka strzelania z łuku jest formą swoistej medytacji i koncentracji.

Powrót do spisu treści


GDY ZBLIŻA SIĘ ZAGROŻENIE...
Dariusz Muraszko

d.muraszko@xl.wp.pl
www.tygrys-kungfu.republika.pl

Trening sztuki walki zaspokaja spośród wielu potrzeb także jedną z najważniejszych - potrzebę bezpieczeństwa. Nabiera to szczególnego znaczenia w dobie przemocy na skalę dotąd niespotykaną. Jako były "bramkarz" dyskotek w mieście nie cieszącym się dobrą sławą, obcowałem z przemocą, która szokowała swoją bezwzględnością i wyrafinowaniem metod. Wspomnę tylko, że forsowanie drzwi do lokalu przy pomocy siekiery nie było przez młodych ludzi jedyną metodą na upust agresji. Potem pojawiło się pytanie: "W jaki sposób przeciwstawić się złu i uniknąć ataku terroru?".

W ostatnich latach powstała w naszym kraju niezliczona liczba szkółek sztuk walki. Bez wątpienia jest to szansa dla części społeczeństwa na zaznajomienie się z metodami radzenia sobie w krytycznych sytuacjach. Jednak nie wszyscy instruktorzy wyjaśniają swoim uczniom jaka jest geneza przemocy i jak można jej uniknąć. Wykształcony adept wie, jak obezwładnić napastnika, ale nie zawsze potrafi rozładować napiętą sytuację w sposób bezpieczny dla siebie i innych. W wielu przypadkach wystarczy rozszyfrowanie prawdziwych pobudek drugiej osoby, aby przez dialog zażegnać konflikt. Ćwiczącym sztuki walki znana jest słynna "strategia unikania" G. Funakoshiego, czy maksyma "ustąp, aby zwyciężyć". Poniżej przekażę kilka informacji (zdawałoby się oczywistych), które mogą być inspiracją do wnikliwej analizy otaczającej nas rzeczywistości.

Osoby, którym udało się uniknąć niebezpieczeństwa, często zawdzięczają ten fakt tajemniczym "podszeptom" dyktowanym przez jakiś wewnętrzny głos. Głos ten można określić przeczuciem, intuicją czy informacją podświadomą. Z pewnością wiele osób doświadczyło uczucia niepokoju w różnych sytuacjach mimo, iż pozornie nie było ku temu powodów. Często nieświadomie odebrane sygnały są jedynym ostrzeżeniem przed zbliżającym się zagrożeniem. Ważne jest to, aby ich nie lekceważyć i spróbować zastanowić się, dlaczego ogarnia nas w danej chwili niepokój. Dokładna analiza dostępnych danych z pewnością pozwoli na uspokojenie się lub przygotowanie do obrony. Poniżej przytoczę kilka klasycznych przykładów, które mogą, lecz nie muszą stanowić intuicyjne sygnały przedwypadkowe. Należą do nich: niepokój, zaciekawienie, domysł, przeczucie, wątpliwość, wahanie, podejrzenie, obawa, strach. Daleki jestem od skrajności polegającej na dostrzeganiu niebezpieczeństw wszędzie i zawsze, niemniej nagminna beztroska też nie jest rozwiązaniem.

Historia wykazała, że większość przestępstw poprzedzona jest mozolnymi przygotowaniami, a także precyzyjnym planem. Daje to czas na wykrycie pewnych symptomów zagrożenia, pod warunkiem zachowania minimum czujności. Osoba o niecnych zamiarach może się łatwo zdradzić postępując według utartych schematów. Wymienię kilka klasycznych zachowań, mogących być wstępem do aktu przemocy wobec drugiego człowieka.

  1. Narzucanie wspólnoty interesów.
    Często przestępca stara się "zaprzyjaźnić" z potencjalną ofiarą przekonując ją, że oboje mają te same cele do osiągnięcia. Np. w czasie jazdy pociągiem złodziej pyta upatrzoną wcześniej osobę o stację docelową jej podróży, by w odpowiedzi z entuzjazmem krzyknąć: "To świetnie. Ja również tam jadę!"

  2. Złożenie nie wymuszonej obietnicy.
    Znane są przypadki, gdy jakiś mężczyzna proponuje kobiecie zaniesienie do domu zakupów, a u progu informuje: "Tylko wejdę, zostawię siatkę i już mnie nie ma. Obiecuję!"

  3. Obsadzenie kogoś w charakterystycznej roli.
    Metoda ta polega na subtelnym skrytykowaniu potencjalnej ofiary, celem zachęcenia jej do odparcia zarzutu. Oczywiście może to być wstęp do długiej rozmowy z nieznajomym. Często słyszy się zdanie: "Niektórzy są zbyt dumni, aby porozmawiać z kimś takim jak ja". Niejedna kobieta nawiązała dialog z obcym mężczyzną po usłyszeniu tej lub podobnej wypowiedzi. Różnie się to kończyło.

  4. Nie przyjmowanie do wiadomości odmowy.
    W wielu sytuacjach słowo "nie" należy traktować jako zdanie kompletne. Jeżeli stanowcza odmowa nie przynosi rezultatu, to należy się zastanowić dlaczego ten ktoś jest tak nachalny. Powiedzenie "tak" dla świętego spokoju może wiele kosztować.

Wspomnę jeszcze o charakterystycznych cechach niektórych przestępców, które ułatwiają rozpoznanie w kimś potencjalnego wroga. Oto one:

  1. Powierzchowność sądów;
  2. Egocentryzm i pretensjonalność;
  3. Brak poczucia winy i skrupułów moralnych;
  4. Kłamliwość i manipulatorstwo;
  5. Impulsywność;
  6. Nieodpowiedzialność;
  7. Płytkość emocjonalna;

Przewidywanie ludzkich zachowań zależy od umiejętności rozumienia emocji drugiego człowieka czyli tego, co określane jest mianem empatii. Obserwując czyjś "język ciała", przysłuchując się temu, jak i co mówi, można trafnie przewidzieć rozwój wydarzeń. Na przykład, gdy ktoś zjawia się na dworcu kolejowym tuż przed odjazdem pociągu, będzie postępował w sposób charakterystyczny dla tej sytuacji. Opierając się na doświadczeniu łatwo ustalić niektóre myśli, emocje, a zatem również zachowanie takiej osoby. Czy przepuści kogoś przed sobą do kasy? Czy pójdzie do "Warsu" na kawę?
Sądzę, że można wyćwiczyć zmysły do takiego stopnia, aby w porę rejestrowały sygnały o zbliżającym się zagrożeniu. Bez wątpienia trening sztuki walki służy wyostrzeniu percepcji człowieka. Jednak pisząc słowo trening mam na uwadze pracę nad sobą w ujęciu holistycznym. Prócz doskonalenia technik walki należy dużo czasu poświęcić koncentracji , medytacji, a także ćwiczeniu tzw. energii wewnętrznej "qi". Nieoceniona wydaje się praktyka taiji , a w szczególności różne warianty "pchających dłoni". Z założenia ćwiczenia te uczą wrażliwości oraz wyczuwania intencji przeciwnika. Może z tego powodu, ilekroć spotykam eksperta taiji, mam wrażenie, że takiemu człowiekowi wystarczy jedno spojrzenie, aby trafnie kogoś ocenić.

Autor prowadził zajęcia walki wręcz w Szkole Detektywów i Pracowników Ochrony.

Powrót do spisu treści


POPRZEZ TRENING UMYSŁOWY DO MISTRZOSTWA - CZ. II
Dariusz Nowicki

Pozwól, aby Twoje marzenia stały się rzeczywistością

Kto z nas nic marzył o osiągnięciu nadzwyczajnej sprawności i perfekcji w wybranej przez siebie sztuce walki, lub leż o zwycięstwie w wysokiej rangi zawodach. Niestety, wiąże się to z niezwykle ciężkim, intensywnym i systematycznym treningiem a na to nie zawsze starcza nam motywacji.

Motywacja w tym ujęciu jest wewnętrzną siłą, aktywizującą nas do działania i podejmowania wysiłku mającego na celu realizację naszych marzeń poprzez osiągnięcie upragnionego celu. Wiąże się ona z potrzebą osiągnięć, polegającą na stałym, codziennym dążeniu do doskonałości.

Najskuteczniejszym sposobem, mającym za zadanie utrzymywanie motywacji na odpowiednim poziomie i wzbudzanie potrzeby osiągnięć, jest technika wytyczania celów do realizacji. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to nic nowego. Mówisz sobie co chcesz osiągnąć a następnie podejmujesz odpowiednie działanie i osiągasz cel. W rzeczywistości nie jest to takie proste, gdyż po takiej decyzji, najczęściej przerywamy naszą aktywność przed osiągnięciem celu, albo nie pracujemy dostatecznie ciężko, aby cel osiągnąć, tak więc ponownie pojawia się problem odpowiedniego poziomu motywacji. Aby cel skutecznie motywował nas do działania, musi spełniać pewne warunki.

Po pierwsze. Twój cel powinien być wybrany przez Ciebie lub też wspólnie z Twoim trenerem (nauczycielem) oraz świadomie przez Ciebie zaakceptowany.

Po drugie. Twój cel musi być realistyczny. Oznacza to, że możesz go osiągnąć, chociaż w niewielkim stopniu powinien on przekraczać Twoje aktualne możliwości, aby mobilizował Cię do większej pracy.

Po trzecie, cel ten powinien być jasno i prosto sformułowany w konkretnej i wymiernej formie. Przykładowo, nie wystarczy powiedzieć: "moim celem jest poprawienie wydolności fizycznej". Powinieneś raczej jasno określić konkretny rezultat w danym teście wydolnościowym lub też w danym ćwiczeniu fizycznym (np. czas biegu na określonym dystansie lub liczbę powtórzeń danego ćwiczenia siłowego). Oczywiście w niektórych przypadkach sformułowanie konkretnego celu może być trudne, gdyż w sztukach i sportach walki zdefiniowanie zwycięstwa nie może być dokonane za pomocą liczb, jak ma to miejsce w lekkiej atletyce lub podnoszeniu ciężarów. Ale możesz określić jakiś stopień przygotowania kondycyjnego powinieneś osiągnąć oraz jakie techniki musisz opanować w obronie i ataku, aby zwiększyć prawdopodobieństwo zwycięstwa. Eksperymenty wykazują, że tak określone cele są znacznie bardziej mobilizujące, niż cele w rodzaju "zrobię wszystko, na co mnie stać".

Następnym krokiem jest określenie czasu, w jakim chcesz osiągnąć swój cel oraz celów etapowych, wiodących do celu głównego. Na przykład, jeżeli pracujesz nad gibkością. To możesz określić, o ile centymetrów tygodniowo chcesz zwiększyć zasięg nóg w siadzie rozkrocznym. Cele etapowe odgrywają rolę w podtrzymywaniu motywacji, gdyż osiągasz je w krótkim czasie a zadowolenie z ich osiągnięcia wzmacnia (nagradza) Twoja chęć do dalszej pracy nad sobą. Załóżmy że precyzyjnie sformułowałeś cel główny i cele etapowe. Akceptujesz je, gdyż są realne do osiągnięcia. Czy to już wszystko? Okazuje się że nie! Liczne badania wykazały, że cele będą oddziaływały znacznie bardziej mobilizująco, jeżeli zostaną przez ciebie zapisane. Mechanizm ten można wytłumaczyć następująco: pozostaje dokument Twojej umowy z samym sobą, dokument na tyle ważny, że wpływa na Ciebie nie tylko na poziomie świadomości, ale również podświadomości. Dzięki temu większość Twoich działań jest ukierunkowana na osiągnięcie wyznaczonego celu nawet wtedy, gdy pozornie nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Być może powyższe rozważania wydają się nieco skomplikowane oraz niepraktyczne i niemożliwe do zastosowania w treningu sportowym a już na pewno w treningu tradycyjnym. Ale zauważ, że tradycyjny system stopni w sztukach walki spełnia większość warunków prawidłowego wyznaczania celów. Pojęcie mistrzostwa wiąże się ze ściśle określonymi wymaganiami egzaminacyjnymi, a droga do upragnionego czarnego pasa podzielona jest na kilka etapów, oznaczonych pasami różnego koloru.

Oczywiście zastosowanie tej metody nie gwarantuje w stu procentach, że każdy zawsze osiągnie wytyczony cel, ale wyznaczenie go zwiększa prawdopodobieństwo zrealizowania marzenia.

Pozostaje Ci tyko pozwolić na to, aby Twoje marzenia stały się rzeczywistością.

Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Wojownik" nr 1 (styczen) 1992.

Powrót do spisu treści


Feng Shui

WYWIAD Z HOWARDEM CHOY
Lidia Szarek

biuro@fengshui.biz.pl
www.fengshui.biz.pl

Wywiad z Howardem Choy'em, konsultantem i mistrzem feng shui, wieloletnim nauczycielem tej sztuki, uznanym architektem, dyrektorem The Feng Shui College of Sydney i Sydney Tai Chi & Qigong Centre, przeprowadzony w imieniu Czytelników Harmonii przez Lidię Szarek, konsultantkę feng shui, osobistą uczennicę mistrza Choy'a, prowadzącą w Krakowie Collegium Feng Shui - Człowiek Przestrzeń Czas®.

Lidia Szarek: Wiemy, że Feng Shui to nauka i sztuka zajmująca się aranżacją przestrzeni wokół człowieka. Jaki związek z człowiekiem ma otaczające go środowisko, jakie występują tu zależności?

Howard Choy: Ponieważ Chińczycy wierzą, że wszystko jest zbudowane z energii nazywanej Qi, wierzymy, że jesteśmy częścią natury, więc nie ma rozróżnienia pomiędzy nami i środowiskiem, w którym żyjemy. Jesteśmy częścią naszego środowiska, a środowisko jest częścią nas, więc cokolwiek robimy z naszym środowiskiem, wpływa to także w bezpośredni sposób na nas samych. I jakiekolwiek podejmujemy działanie, cokolwiek zrobimy, wpłynie to także natychmiast na nasze środowisko. Tak więc to, gdzie jak rozplanujemy umeblowanie, gdzie ustawimy nasze łóżko, jak ozdobimy nasz dom, jakich materiałów użyjemy, jak będziemy zorientowani w naszej przestrzeni ma bezpośredni wpływ na nasze życie, ponieważ wierzymy, że "niebo" i człowiek, natura i człowiek są jednym. Tak więc nie ma rozdziału - wszystko stanowi całość. To jest holistyczny sposób postrzegania Wszechświata. I naszego miejsca we Wszechświecie.

LS: Jedna z najważniejszych definicji feng shui - definicja energetyczna mówi, że feng shui (w dosłownym tłumaczeniu: wiatr i woda) odnosi się do przepływu i skupiania energii, a celem feng shui jest znalezienie dynamicznej równowagi między tymi stanami. Dlaczego jest to dla nas takie ważne?

HC: Ze względu na fakt, że prowadzimy bardzo stresujący, intensywny styl życia, nasza energia według tradycyjnej chińskiej medycyny jest zaburzona. Kiedy jesteśmy napięci, kiedy jesteśmy źli, energia w naszym ciele ma tendencje do podnoszenia się, narastania i nie ma połączenia z ziemią - mówimy, że nie jest skoncentrowana. Tak więc dlatego, niezależnie od wykonywania ćwiczeń fizycznych - takich jak Qigong, Tai Chi i ćwiczenia oddechowe, aby przywrócić równowagę w organizmie musimy przywrócić równowagę w otoczeniu, by umożliwić naszej energii gromadzenie się, łączenie zamiast pozostawania rozfragmentowaną. Dlatego w feng shui, szczególnie w Szkole Formy mówimy o znaczeniu gromadzenia energii. W rzeczywistości mamy nawet specjalny termin Jue Qi, który oznacza gromadzenie energii zwanej Qi i dlatego w przestrzeni poszukujemy rejonów, gdzie ta energia się gromadzi. I dokładnie w tych rejonach umieszczamy nasze meble. Na przykład - jeśli mamy przestrzeń dokładnie na wprost wejścia lub na środku pomiędzy dwoma wejściami, jest bardzo trudno umieścić tam jakiekolwiek meble, ponieważ występuje tam zbyt duży przepływ energii. Dlatego umieszcza się meble w pewnym oddaleniu od tego przepływu. Tak więc gdy patrzy się na plan, na przestrzeń, ważnym jest, by ustalić miejsca przepływu i miejsca gromadzenia, ponieważ chcemy umieścić meble w rejonie gromadzenia energii - nie w obszarze przepływu.

LS: Człowiek jako jeden z elementów środowiska znajduje się pod jego ciągłym wpływem. W jaki sposób środowisko (szczególnie to, które sami tworzymy) może oddziaływać na nas i wpływać na nasze życie, na to jacy jesteśmy, jak nam się wiedzie?

HC: Kiedy obserwuje się środowisko lub naturę, dostrzega się tak na prawdę dwa komponenty, które nazywamy niewidzialną, nienamacalną Qi i widzialną, namacalną Qi. W naszym środowisku występują elementy, których nie dostrzegamy, które jednak posiadają swoją energię. Kiedy ta energia zbiera się w określony sposób i manifestuje swoją obecność - staje się formą. Tak więc wszystko na co patrzymy w naszym środowisku ma komponent widzialny i niewidzialny. Komponent widzialny oddziałuje na nas natychmiast - to, gdzie umieszczamy krzesło, gdzie umieszczamy okno, jak duży jest pokój, kształt pokoju, jak wysoko jest sufit, jaki jest kolor - te elementy są od razu doświadczane przez naszych pięć zmysłów. Ale w środowisku występuje też niewidzialny komponent, którego nie dostrzegamy: pojęcia takie jak czas - cykle czasu, atmosfera miejsca, wspomnienia, jakie dana osoba wiąże z danym miejscem, wszystkie te rzeczy, które zachodzą jakby w tle. Ale ten rodzaj niewidzialnego też ma na nas wpływ i nawet pomimo, że nie wyczuwamy go naszymi pięcioma zmysłami - to jednak wyczuwamy to i mamy ten rodzaj intuicji o tym i mamy takie swoiste zrozumienie, ponieważ wiemy, że zdarzenia w czasie zawsze zachodzą cyklicznie. Wszystko posiada swój szczęśliwy cykl, nieszczęśliwy cykl, wszystko ma narodziny i śmierć: narodziny, czas wychowywania, rozwój do pewnego momentu, a później schyłek i znów od nowa. Wiemy z doświadczenia, że jest czas i czas zachodzi w cyklach: są pory roku, gdzie także wszystko zachodzi cyklicznie. I także w życiu człowieka i jego losie są okresy wzrostu i schyłku. Ponieważ one zawsze zachodzą cyklicznie, można dokonywać oceny, prognozowania o potencjalnych możliwościach zajścia pewnych wydarzeń lub że coś się nie nie wydarzy. Dlatego możemy używając obliczeń i analogii - wykonując pewne założenia i domniemania, możemy w rzeczywistości lepiej to zrozumieć. A to z kolei pozwala nam podejmować lepsze decyzje. I pozwala nam być świadomym wpływu czynników ukrytych, niewidzialnych. Tak więc mamy te dwa komponenty: widzialny, objawiony, który jest bardzo silny i działa natychmiastowo, ale jest też energia nie objawiona, ukryta, działająca długoterminowo, słaba, ale działa nieustannie i wpływa na człowieka przez długi czas. Tak więc musimy zwracać uwagę na obydwa czynniki: natychmiastowy i długoterminowy, widzialny i niewidzialny. One wpływają na nas na różne sposoby, a w sumie wpływają na całe życie.

LS: Człowiek jako jeden z elementów środowiska znajduje się pod jego ciągłym wpływem. Co zatem należy robić, jak wykorzystać otoczenie, by pracowało dla nas, by nas wspomagało?

HC: W feng shui mówimy o przestrzeni, czasie, orientacji i ludzkim działaniu, a więc by wykorzystać energię najpierw należy zająć się przestrzenią, przyjrzeć się jej fizycznej konfiguracji, następnie zajmujemy się orientacją w rozumieniu relacji przestrzeni do środowiska. Jak wnętrze ma się do zewnętrza domu, jak dom jest zorientowany w stosunku do słońca, wiatru, widoku, jego relacji z domem sąsiada, drogą, z całym otoczeniem. Są to elementy fizyczne, nazywane ziemskimi, które dotyczą przestrzeni i orientacji. Następnie patrzymy na czynnik czasu - cyklu czasu - wykorzystując obliczenia. Tak więc mamy orientację w przestrzeni i czasie. Teraz, na końcu bierzemy pod uwagę ludzkie działania, ponieważ ludzkie działanie jest bardzo ważne - można być zwróconym we właściwym kierunku, być w dobrym otoczeniu i w dobrym okresie czasu, ale jeśli podejmowane działania są niewłaściwe, jeśli nie wykorzystuje się szans jakie daje dobry, pomyślny czas, wtedy nie wykorzysta się sprzyjających okoliczności i nie osiągnie tego, co może być osiągnięte. Tak więc problem w feng shui polega na tym, że możemy doradzić w zakresie formy i czasu, cyklu czasu, podać wskazówki, ale nie możemy nikogo zmusić do robienia określonych rzeczy. Możemy jedynie doradzać i sugerować co należy robić, ale na końcu i tak zawsze musi nastąpić ludzkie działanie i to dopiero ono sprawia, że wszystkie zalecenia zaczynają działać. Bez działania człowieka wszystko to pozostaje jedynie teorią.

LS: Jak możemy wykorzystać sztukę feng shui by żyć lepiej, by rozwijać swą osobowość?

HC: Feng Shui mówi o równowadze, równowadze pomiędzy yin i yang. Ponieważ wszystko posiada energię Chi - nasze środowisko posiada Chi, my mamy Chi, meble mają Chi, kolory mają Chi - wszystko posiada Chi i ponieważ jesteśmy w łańcuchu wzajemnych zależności, więc energia cały czas znajduje się w stanie ruchu, przepływu, zmian. Więc gdy brakuje równowagi, my lub nasze środowisko mamy kłopoty - gdy równowaga yin i yang jest zaburzona. A więc to, o co chodzi w robieniu feng shui, to dążenie do dopasowania elementów naszego środowiska dla zapewnienia równowagi. Gdy w otoczeniu jest równowaga, otoczenie nie wymaga od nas wkładu energii, nie musimy systemowi dostarczać swojej energii, by utrzymać jego funkcjonowanie. Dzięki temu możemy spożytkować więcej swej energii by żyć kreatywnie, rozwijać się, tworzyć. Z drugiej strony, gdy jesteśmy w równowadze, czyli mówiąc inaczej gdy jesteśmy zdrowi, zgrani mentalnie i fizycznie, mamy więcej energii aby radzić sobie ze środowiskiem, które nie jest w stanie równowagi. To jest spojrzenie z dwóch stron. Optymalną, najlepszą sytuacją jest sytuacja, gdy zarówno my jak i nasze otoczenie jesteśmy w równowadze. Taka sytuacja oznacza, że nasze wzajemne oddziaływanie, współdziałanie nas samych i środowiska będzie wymagało włożenia najmniejszej ilości energii. A to z kolei oznacza, że możemy przeżywać nasze życie pełniej. Więc jeśli pytamy, jak wykorzystać feng shui, by pomogło nam prowadzić lepsze życie, to odpowiedź brzmi, że powinniśmy zapewnić sobie równowagę energii feng shui, czyli swego otoczenia.
A żeby taki stan uzyskać, należy zrozumieć ideę komponentów yin i yang danej sytuacji. Dlatego Chińczycy mówią "mieć niebo i ziemię - energię yin i yang złączone, stanowiące całość z człowiekiem".

LS: Kultury wschodu - Chiny, Indie, Japonia - wykształciły bardzo bogate systemy rozwoju osobowości, które jednak są bardzo dalekie (choćby ze względów kulturowych) mentalności zachodniej. Czy jako ludzie zachodu możemy korzystać z tych źródeł, a jeśli tak, to jak to robić, by uniknąć ślepego kalkowania?

HC: Aby uniknąć ślepego, powierzchownego kopiowania wschodniej filozofii lub koncepcji należy tak naprawdę stać się człowiekiem Wschodu. I nie mam na myśli rozumienia powierzchownego, chodzi mi o staranie się nabycia sposobu rozumowania człowieka Wschodu, w sensie patrzenia na świat z jego perspektywy. Wszyscy - zarówno ludzie wschodu jak i zachodu obserwujemy rzeczywistość, obserwujemy tą samą rzeczywistość. Ale ponieważ patrzymy z innej perspektywy, dostrzegamy inne aspekty tej samej rzeczywistości. Na zachodzie nasz tryb myślenia ma tendencje do przebiegu liniowego w tym sensie, że zawsze poszukujemy przyczyny i skutku, oczekujemy, że zawsze będzie czarno-biała odpowiedź, jasne, jednoznaczne rozwiązanie. Mamy skłonności do bycia bardzo racjonalnym i wierzymy, że prawdziwe jest tylko to, czego możemy dotknąć, skosztować, zmierzyć lub doświadczyć naszymi pięcioma zmysłami. Natomiast Chińczycy uważają że mogą istnieć rzeczy, których nie da się zmierzyć, że mogą istnieć rzeczy, których nie da się do końca zrozumieć, doświadczyć za pomocą fizycznych receptorów, niemniej jednak rzeczy te istnieją.
Tak więc należy zaakceptować fakt, że istnieją rzeczy będące niewidzialnym komponentem rzeczywistości. Jako ludzie Wschodu patrzymy na rzeczywistość nie tyle liniowo, ile z punktu widzenia występujących współzależności. Bierzemy pod uwagę to, że wszystko występuje we wzajemnych relacjach, powiązaniach z innymi rzeczami. Więc zamiast poszukiwać odpowiedzi, co jest poprawne, prawidłowe, a co jest nieprawidłowe, mówimy co jest stosowne, odpowiednie, a co jest nieodpowiednie. I to jest relatywny składnik naszego sposobu myślenia - on zastępuje w myśleniu wschodnim liniowość. Tak więc żeby naprawdę zrozumieć Wschodnią kulturę należy "przemieścić" swój punkt widzenia - sposób postrzegania świata. Innymi słowy należy zacząć patrzeć na świat poprzez Wschodnie paradygmaty.
Gdy już raz się to zrozumie, zaakceptuje i zacznie stosować, wtedy naprawdę staje się Człowiekiem Wschodu w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale nie oznacza to, że należy się pozbyć lub zaprzeczać swemu Zachodniemu dziedzictwu. Osobiście, z własnego doświadczenia uważam, że najlepiej jest operować obydwoma podejściami, co oznacza bycie racjonalnym i intuicyjnym w tym samym czasie. Uważam, że sztuczka polega tu na tym, żeby nie poszukiwać absolutnych odpowiedzi, ale szukać odpowiedzi stosownych dla danej, określonej sytuacji. Niektóre sytuacje wymagają Zachodniego modelu myślenia, w niektórych sytuacjach lepiej sprawdza się model Wschodni. Uważam, że jesteśmy wystarczająco elastyczni i mamy wystarczające zdolności, by przechodzić od jednego do drugiego modelu bez zagubienia drogi, jeśli tylko dokładnie rozumiemy te dwie koncepcje i rozumiemy, na czym polegają różnice między nimi. A czasem nawet można łączyć te koncepcje. Można być racjonalnym i intuicyjnym, subiektywnym i obiektywnym w tym samym czasie. Panuje pogląd, że jeśli jest się obiektywnym, to nie da się być subiektywnym i odwrotnie. Chińczycy natomiast mówią: tak, można być subiektywnym i obiektywnym w tym samym czasie, zależnie od relatywizmu sytuacji. Można być w 60% subiektywnym i w 40% obiektywnym w danej sytuacji lub w 70% obiektywnym i w 30% subiektywnym w innej sytuacji, itd. Czyli innymi słowy powinniśmy starać się łączyć to, co najlepsze na Wschodzie z tym, co najlepsze na Zachodzie i wykorzystywać to w odpowiednich proporcjach, we właściwy sposób, stosownie do danej sytuacji.

LS: Jaki może być wpływ feng shui na rozwój osobisty danego człowieka?

HC: Aby zrozumieć moc feng shui, trzeba zrozumieć siebie i swoje współzależności z otoczeniem, ponieważ chcąc zrozumieć otoczenie trzeba także rozumieć występujące z nim relacje i dlatego to zmusza nas do zastanowienia się nad sobą, nad poziomem swojej energii, ponieważ to właśnie ona oddziałuje z energią otoczenia. To zmusza nas także do zastanowienia się nad własnym zrozumieniem niewidzialnych energii środowiska. To również zmusza nas do przyglądnięcia się własnemu rozwojowi w rozumieniu cykli czasu: na jakim się jest etapie - przechodząc kolejne etapy życia od dzieciństwa do starości, przechodzimy poprzez okres nauki, małżeństwa po okres dorosłej odpowiedzialności. Każdy z tych etapów ludzkiego życia ma swój własny, określony wzorzec energetyczny, a ten wzorzec wpływa w specyficzny sposób na środowisko. Patrząc wyłącznie na środowisko, bez zwracania uwagi na siebie, mamy tylko połowiczny obraz, gdyż to właśnie obecność człowieka jest konieczna, by oddziaływać ze środowiskiem, by powodować, że dane wydarzenia mają miejsce. Tak więc mamy dwie strony równania: człowiek i środowisko. Ponieważ te zmienne są ze sobą powiązane, dlatego aby zrozumieć środowisko, najpierw trzeba zrozumieć swoje działania. Ponieważ zachodzi taka konieczność, dlatego jest się niejako zmuszonym do pracy nad sobą i do własnego rozwoju. Podobnie, chcąc być dobrym konsultantem feng shui, trzeba pracować nad rozwojem swej wrażliwości, ponieważ konsultant używa swych pięciu zmysłów i odczuć jako narzędzia, jako instrumentu pomagającego w równoważeniu energii otoczenia. Tak więc nie będąc wrażliwym, jeśli nie rozwinęło się swych kluczowych pięciu zmysłów, oraz nie dbając o swą własną energię nie da się ze zmysłów korzystać jako z efektywnych narzędzi. A to z kolei także zmusza nas do pracy nad sobą, do pracy na własnym poziomie, pracy nad fizycznym, umysłowym i duchowym składnikiem własnego wzorca energetycznego, gdyż tego właśnie potrzebujemy, by zrozumieć środowisko.

LS: Feng Shui jako sztuka wywodząca się ze starożytnych Chin jest bardzo mocno osadzona w kulturowych realiach tamtego regionu. Jak zatem Zachód powinien z niej korzystać, by robić to mądrze?

HC: Nawet biorąc pod uwagę, że feng shui przyszło z innej kultury, to jednak tak naprawdę cel tej nauki jest uniwersalny. Ludzkie potrzeby są wszędzie takie same. Czy jesteśmy człowiekiem Wschodu czy Zachodu, wszyscy potrzebujemy poczucia bezpieczeństwa, wszyscy potrzebujemy ochrony, wszyscy potrzebujemy miłości, dlatego miejsca, które wybraliśmy do życia, prokreacji, wyrażania swej kreatywności, miłości, do dzielenia się życiem z naszą rodziną, z tymi, których kochamy, tak na prawdę są wszystkie takie same. Mogą wyglądać inaczej w rozumieniu powierzchownym - takie czynniki jak kolor, motywy - określone kolory lub zestawienia kolorystyczne są charakterystyczne dla Wschodu, określone kolory lub zestawienia kolorystyczne są charakterystyczne dla Zachodu, lecz na głębszym poziomie wszyscy jesteśmy tacy sami. Potrzebujemy tych samych rzeczy, mamy takie same potrzeby. W feng shui, gdy przeniknie się pod powłokę kulturową i wejdzie w głębszą strukturę fs - okazuje się, że jest ona wszędzie taka sama. Dlatego tak ważnym dla nas jest zrozumienie, który komponent feng shui jest częścią związaną z kulturą, który komponent jest częścią związaną z filozofią, który komponent jest środowiskowy, który jest uniwersalny, który komponent jest ludzkimi potrzebami - co stanowi naprawdę głęboko położony poziom, gdzie wszyscy jesteśmy tacy sami. Tak więc gdy tylko sięgniemy poza poziom kulturowy tej nauki i wejdziemy w głąb feng shui - tam zastosowanie jest uniwersalne. Tak w zasadzie to, co robimy, można porównać do używania klucza - wyprodukowano go w Hong Kongu lub Chinach, lecz klucz ten może otworzyć dowolne drzwi. To nie musi być klucz wyprodukowany w Polsce, by otwierał polskie drzwi.

LS: Często feng shui jest postrzegane jako coś w rodzaju czarów, przesądów czy zabobonnych praktyk lub jako jarmarczne obwieszanie mieszkania kokardkami, dzwonkami, lusterkami i innymi gadgetami. Taki powierzchowny obraz tej sztuki wyrobiły na fali mody niektóre tzw. kolorowe pisma i ludzie propagujący tzw Mc Feng Shui. A przecież feng shui w swych zasadach sięga głęboko w znajomość ludzkiej psychiki i potrzeb, by pomagać.

HC: Kulturowy komponent feng shui oparty jest na filozofii Wschodu. A filozofia Wschodu opiera się na obserwacji równowagi pomiędzy Yin i Yang. Z tej koncepcji ludzie rozwinęli bogatą symbolikę i numerologię, by móc z kolei obserwować niewidzialną energię. Numerologia i ta symbolika często są źle rozumiane lub niezrozumiane, a niezrozumienie zachodzi raczej na poziomie dosłownym niż symbolicznym. Dla przykładu: gdy wieszamy lustro, jest ono symbolicznym wyrazem jak radzić sobie z energią właśnie na poziomie symbolicznym. Lustro posiada niematerialną zdolność odbijania, więc mówimy, że zła energia biegnąca w naszą stronę jest odbijana, zawracana. Ale mówimy tu o znaczeniu przenośnym. Moc tak na prawdę nie spoczywa w lustrze - moc tkwi w rozumieniu koncepcji, co powinniśmy robić z energią. Jednak ludzie mają tendencję do dosłownego interpretowania użycia lustra i wierzą, że moc tkwi tak na prawdę właśnie w lusterku. I nie jest to tylko podejście Chińczyków. Chcę przez to powiedzieć, że kultury Zachodu także posiadają koncepcje mocy luster. Jednak zawsze należy rozumieć to jako symbol, a nie coś prawdziwego, rzeczywistego. Ktoś przychodzi i chce wykorzystać lustro w sensie dosłownym, fizycznym. To np tak, jakby w sytuacji, gdy ktoś powie coś złego drugiej osobie a ta osoba wystawiła przed sobą lusterko skierowane do złorzeczącej osoby i lusterko miało by odbić wszystko to, co zostało złego powiedziane. To, co w takim przypadku się dzieje, to jakby wrzucić wymiar niewidzialny do wymiaru widzialnego i wyciągnięcie tych "śmieci" z wymiaru zamierzonego do poziomu fizycznego. I następuje błędne użycie, które powoduje powierzchowną interpretację. To, co musimy na prawdę zrozumieć to fakt, że poziom, na którym pracuje się wykorzystując symbolikę i metafory, to poziom niematerialny, niewidzialny, niefizyczny. Musimy to zrozumieć. A w następnej kolejności pomoże nam to, z poziomu niefizycznego, łatwiej zrozumieć nasze fizyczne działania. Fizyczną interpretacją działania lusterka o którą chodziło mi w przykładzie, który podałem, jest, że gdy podniesie się to lusterko, jego obecność - jako symbolu - przypomni danej osobie, że jest wystawiona na niepożądane energie skierowane w jej stronę (to może być np. "nieciekawy" sąsiad obok, możliwość zajścia wypadku, możliwość zakłócania spokoju w domu przez światła przejeżdżających aut lub wszelkie inne rzeczy i działania mogące tej osobie sprawiać przykrość lub ją niepokoić), a dana osoba nie może tego zmienić, ponieważ nie ma na te rzeczy wpływu, nie może zmienić rzeczywistości. Ale może zmienić swe nastawienie. Poradzić sobie z tymi niekorzystnymi zjawiskami wykorzystując symbol lustra. Ale trzeba sobie koniecznie zdać sprawę, że moc nie tkwi w lusterku - moc tkwi w zrozumieniu dlaczego to lusterko tam się znalazło. W ten sposób moc idzie z człowieka. W ten sposób nie odsuwamy odpowiedzialności przerzucając ją z siebie na przedmiot, jakim jest lustro. Bo w przeciwnym razie będzie się obwiniało przedmiot, gdy przedmiot nie zadziała, zamiast siebie za brak działania.

--------------
Notka:
Lidia Szarek jest jednym z moderatorów "Forum Neijia". Osoby zainteresowane Feng Shui mogą podyskutować z nią tam na różne tematy.

Powrót do spisu treści


Historie prawdziwe, legendy i baśnie

OPOWIEŚCI KWON
Krzysztof Łoziński

klozinski@poczta.onet.pl

W kulturach orientalnych wytworzyło się, na skutek odmiennych doświadczeń historycznych, zupełnie inne podejście do walki. Bardzo dobrą ilustracją tego podejścia są opowieści kwon. Są one specyficzną formą ludowej chińskiej literatury, bardzo często nie spisanej na papierze, tylko przekazywanej ustnie z pokolenia na pokolenie.
Kwon to miejsce, w którym ćwiczy się chińską sztukę walki, znaną nam pod nazwami kung Fu lub wu shu. Opowieści kwon to, tworzone przez mistrzów sztuki wojennej, krótkie opowiadania, które zawsze niosą w sobie pewien przekaz dydaktyczny. Niektóre z tych opowieści są bardzo stare. Jedno z opowiadań, które przytoczę, ma ponad dwa tysiące lat. Część z opowiadań była już w Polsce publikowana, ale w tak fatalnych przekładach, że postanowiłem napisać je od nowa.


Mistrz Chuang i szermierze (II w.p.n.e.)

Mistrz Chuang podróżował z jednym ze swoich uczniów. Pewnego dnia odwiedzili sławną szkołę szermierzy. Ludzie ci ćwiczyli się w sztuce miecza osiągając zadziwiające rezultaty. Wielu jednak w czasie ćwiczeń odnosiło rany i ciała ich pokryte były bliznami.
- Po co doskonalicie sztukę miecza? - zapytał mistrz Chuang jednego z ćwiczących.
- By osiągnąć doskonałość - odpowiedział zapytany.
- A gdy już osiągniecie mistrzostwo we władaniu mieczem...
- To idziemy na wojnę.
- I tam możecie zginąć?
- Taki jest los szermierza.
- Widzisz - powiedział do swojego ucznia mistrz Chuang - ci ludzie ciężko pracują, doskonaląc swoją sztukę, po to, by zginąć.
Następnego dnia wędrowcy spotkali dziwnego człowieka, który stał przy drodze trzymając trzy kulki na patyku.
- Co robisz? - zapytał mistrz.
- Ćwiczę się w utrzymywaniu kulek na patyku.
- No i?
- Umiem już utrzymać na patyku trzy kulki, a czwarta jeszcze mi spada, ale i tą umiejętność opanuję.
Po jakimś czasie mistrz Chuang zwrócił się do ucznia:
- Pamiętasz tego człowieka trzymającego kulki na patyku? On też osiąga mistrzostwo, tak jak ci szermierze, ale jego umiejętność jest nieprzydatna na wojnie, więc on przeżyje.
- Jak myślisz - kontynuował mistrz - które drzewo będzie żyło dłużej, proste czy krzywe?
- Krzywe - powiedział po namyśle uczeń - bo proste zetną na deski.
- Więc żyj jak krzywe drzewo.

***

Nie ma wątpliwości, że inspiracja dla tego opowiadania pochodzi z napisanej w III w.p.n.e. "Prawdziwej Księgi Południowego Kwiatu". Według koncepcji taoistycznej człowiek powinien być jak krzywe drzewo. Ponieważ doskonalenie się jest mu potrzebne dla wewnętrznego rozwoju, powinien doskonalić się w takich umiejętnościach, których żaden władca nie będzie mógł wykorzystać przeciw niemu, a więc w umiejętnościach nieprzydatnych. W odniesieniu do sztuki walki, należy rozumieć to opowiadanie, jako wskazanie, że nie ćwiczy się po to, żeby walczyć, lecz po to, by się wewnętrznie rozwijać.
Praktycznym zastosowaniem tej zasady jest styl taijiquan (tai czi) a w japońskich sztukach walki aikido. Style te wcale, lub prawie wcale, nie zawierają technik ataku, a wyłącznie techniki obrony. Ćwiczący doskonalą swoje ciało i rozwijają się wewnętrznie. Umieją też obronić się przed napastnikiem, ale nie można z nich zrobić żołnierzy. Niektóre style tai chi, na przykład tai chi chien, poszły dalej. Ich techniki ćwiczone są niemal wyłącznie jako gimnastyka, a mniej wtajemniczeni nie znają nawet ich bojowego zastosowania.
Dziś, gdy Kung Fu straciło już swoje bojowe znaczenie na skutek rozpowszechnienia broni palnej, wielu ludzi ćwiczy sztukę wojenną wyłącznie jako sztukę dla sztuki. Doskonalą się oni w wykonywaniu tak zwanych form, czyli stałych zrytualizowanych układów technik walki bez przeciwnika. Przypomina to taniec. Ludzie ci, ćwicząc nieraz przez wiele lat nigdy nie walczą. Jest to w pewnym sensie powrót do źródeł.


Chińskie dziecko (XII w.)

Wielki wojownik z dalekiego kraju przybył do Chin w poszukiwaniu tajemniczego dziecka, o którym fama głosiła, że nie można go pokonać. Wojownik wcześniej stoczył setki zwycięskich pojedynków z mistrzami miecza, szabli i włóczni w różnych krajach i uważał się za niepokonanego. Drażniły go jednak uporczywe pogłoski o niezwyciężonym chińskim dziecku, więc chciał położyć kres tej legendzie. Przybył do wsi, w której miało mieszkać tajemnicze dziecko i odnalazł jego chatę. Zastał w niej kobietę gotującą jakąś potrawę w ogromnym kotle. Kobieta wyjaśniła mu, że gotuje obiad dla synka i poprosiła by poczekał w sąsiednim pokoju. "W takim kotle gotuje się posiłki dla wojska" pomyślał wojownik, ale przez grzeczność o nic nie pytał.
W pewnym momencie ziemia zadrżała od ciężkich kroków i do chaty wkroczył chłopiec - olbrzym. Wojownik pomyślał tylko, że musi on ważyć więcej niż kilka koni, ale że stoczył już wiele walk z groźnymi przeciwnikami, nawet to nie zbiło go z tropu.
- Słyszałem, że jesteś niepokonany. Chciałbym stoczyć z tobą walkę - powiedział wojownik.
- Dobrze - odparł chłopiec - muszę jednak wcześniej spełnić prośbę ojca i przesunąć pewną skałę, by ojciec mógł powiększyć pole.
Chłopiec wyszedł, a wojownik usłyszał po chwili potworny grzmot, od którego zatrzęsła się ziemia. Wybiegł przed chatę i zobaczył, jak chłopiec przewraca ogromną górę turlając ją, jakby nic nie ważyła. Wojownik po cichu opuścił wieś, powrócił do swego kraju i zaniechał dalszych pojedynków. Ludzie stopniowo o nim zapomnieli.

***

Morał jest dość czytelny: nigdy nie będziesz tak wielkim wojownikiem, byś nie trafił na większego. Szukanie konfrontacji, sprawdzanie się, nie ma sensu. Jeśli zacząłeś toczyć walki na ringu, macie czy platformie leitai, to z całą pewnością kiedyś w końcu przegrasz. Szukanie konfrontacji nieuchronnie prowadzi do klęski.
Ale jest i morał głębszy. Człowiek naprawdę silny nie musi swej siły sprawdzać. Zna swoją wartość i nie porównuje jej z wartością innych ludzi. Nigdy nie będzie czuł się pokonany, bo nie przeszkadza mu to, że ktoś może osiągać lepsze od niego rezultaty. Prawdziwy mistrz zaprzyjaźniłby się z chińskim chłopcem, a nie szukał z nim walki.
Kultura chińska inaczej niż europejska definiuje pozycję człowieka w jego środowisku. Europejczyk odnosi swoją wartość do innych ludzi. Jest dla niego ważne, czy jego umiejętności są większe czy mniejsze od umiejętności innych. Będąc "lepszym" od innych odczuwa satysfakcję, a osiągając wyniki gorsze, czuje dyskomfort. Dla Chinczyka, punktem odniesienia nie są inni, lecz on sam. Ważne jest, że się rozwija, robi postępy, a nie to, jak się ma do postępów innych.
Jest w tym pozorna sprzeczność. Europejczyk, będąc indywidualistą, dążącym do zaspokojenia swojego egoizmu, bardzo liczy się z opinią środowiska i ta opinia potrafi go wspomagać lub niszczyć. Chińczyk, który swoje wysiłki potrafi niemal bez reszty poświecić dążeniom grupy, w swoim własnym rozwoju zupełnie nie interesuje się opinią otoczenia. To właśnie dlatego potrafi z nieprawdopodobną cierpliwością realizować podjęty zamiar (na przykład robić dwustronny haft na jedwabiu pojedynczą nitką jedwabnika przez piętnaście i więcej lat).


Smoki Klasztoru Shaolin (XVI w.)

Dawno temu, w burzliwych czasach, przybył z Indii do Świątyni Małego Lasu (Shaolin Sy) mnich imieniem Ta Mo.
Ta Mo był zaniepokojony słabą kondycją fizyczną mnichów, którzy spędzali całe dnie na medytacji. Wprowadził dla nich system ćwiczeń fizycznych opartych na ludowej sztuce walki. Z czasem Klasztor Shaolin zasłynął z niezwykłych umiejętności mnichów-wojowników.
Z całego kraju zaczęli nadciągać młodzi ludzie chcący zostać mnichami z Shaolin i szkolić się w sztuce wojennej.
Oto młody człowiek przybył pod bramę klasztoru i prosił o przyjęcie go do grona mnichów. Poddano go wielu próbom, cierpliwości, pokory, wytrzymałości i odwagi. Został przyjęty, ale najcięższe próby miały dopiero nadejść. Rozpoczął życie mnicha i morderczy trening. Mistrz kazał mu całymi godzinami stać w pozycji jeźdźca na ugiętych nogach. Na jego udach, które musiały pozostawać w położeniu poziomym, oraz na ramionach stawiał miseczki z wodą. Mimo ogromnego bólu mięśni stał cierpliwie w męczącej pozycji nie mogąc uronić ani kropli wody. Po kilku miesiącach mógł już stać na ugiętych nogach przez cały dzień. Mięśnie jego nóg były silne jak stal. Rozpoczął inne męczące ćwiczenia. Zwisał przywiązany za nogi głową na dół i maleńką czarką przelewał wodę z beczki poniżej głowy do drugiej umieszczonej ponad nogami. Gdy dolna beczka była już pusta, a górna pełna, przelewał wodę z powrotem. Po pewnym czasie mięśnie jego brzucha stały się tak twarde, że odbijały się od nich strzały z łuku.
Dopiero teraz zaczął ćwiczyć uderzenia, kopnięcia i bloki a z czasem technikę kija, szabli, miecza, włóczni, żelaznego bicza, halabardy i wielu innych broni. Mijały lata a chłopiec stawał się mężczyzną. Umiał zrywać palcami korę z drzew a jego kopnięcie boczne miało taką siłę, że łamał nim drzewa. Uderzeniem pięści rozbijał kamienne płyty. Dzięki latom medytacji jego umysł był jasny i czysty. Posiadł mądrość buddyjskich ksiąg i został mistrzem kaligrafii. Przy ogromnej sile fizycznej, jako mnich, był człowiekiem wielkiej dobroci i wielkiej mądrości.
- Teraz już możesz opuścić klasztor - powiedział pewnego dnia jego mistrz.
Ale droga do wyjścia wiodła przez labirynt. Po tygodniu oczyszczającej medytacji wkroczył do labiryntu. Musiał odnaleźć drogę w zupełnej ciemności. Czekały na niego liczne pułapki, zapadnie, spadające ze stropu głazy, wylatujące niespodziewanie ostrza. Po podłodze wiły się jadowite węże. Za kolejnymi drzwiami wkroczył do jasno oświetlonej sali. Na ścianach wisiały liczne rodzaje broni. Zrozumiał, że aby iść dalej, musi zaopatrzyć się w broń i musi dokonać wyboru właściwej. Kierując się nabytą przez lata ćwiczeń intuicją wybrał łopatę.
Otworzył następne drzwi i znalazł się w sali, której cała podłoga pokryta była warstwą skorpionów. Odrzucając łopatą skorpiony przeszedł przez salę i zobaczył, że znajduje się na dnie głębokiej studni. Wysoko nad głową ujrzał dwa otwory. Wspiął się po ścianach studni i wsunął ręce w otwory wyczuwając ukryte w nich uchwyty. W tym momencie poczuł ból i swąd palonej skóry. Mimo bólu nie puścił uchwytów i za ich pomocą obrócił kamienną płytę zagradzającą wyjście. Znalazł się na zewnątrz klasztoru, w którym spędził trzydzieści lat. Na przedramionach miał wypalone sylwetki dwóch smoków - symbol mistrza klasztoru Shaolin.

***

Jest to najbardziej znane z opowiadań kwon. Dla europejskiego czytelnika jest tu ciekawe kilka elementów. Po pierwsze opis procesu szkolenia i dochodzenia do umiejętności. Nasza kultura jest niecierpliwa. Europejczyk chce szybko widzieć rezultaty swojej pracy. Tradycja wschodnia patrzy na życie w zupełnie innej perspektywie. Bohater opowiadania ćwiczył trzydzieści lat zanim został mistrzem. Przez pierwsze lata nawet w ogóle nie ćwiczył technik walki a tylko przygotowywał swoje ciało do właściwej nauki. Europejczyk dawno by "poszedł do domu" i dlatego nie osiągnąłby nigdy tak znakomitych rezultatów. Dotyczy to nie tylko sztuki wojennej.
Każdy, kto widział prawdziwą chińską porcelanę, nie te tandetne serwisy po kilka yuanów, które można kupić i w Polsce, tylko tą najwyższej próby, musi zadać sobie pytanie: dlaczego żadnej z europejskich wytwórni porcelany nie udało się dotąd osiągnąć takiego mistrzostwa? Miałem w ręku filiżankę z białej porcelany, która była tak cienka, że widziałem przez nią wyraźnie własne palce, choć porcelana w zasadzie nie jest przezroczysta. Według sprzedawcy (oczywiście nie stać mnie było na kupienie tego cacka) grubość ścianek naczynia była mniejsza niż 0,2 mm. Gdyby tak cienkie naczynie było wykonane z precyzją tylko nieco mniejszą od perfekcyjnej, musiałoby pęknąć w procesie wypalania.
Sztuka wyrobu takiej porcelany zaczyna się od tego, że glinka kaolinowa jest leżakowana, co pewien czas przekładana i ugniatana oraz poddawana różnym procesom oczyszczającym przez okres około dwustu lat. Dzisiejszy rzemieślnik zaczyna obróbkę glinki dla dziesiątego pokolenia swoich następców.
W każdej dziedzinie wschodniej sztuki, także sztuki wojennej, ceniona jest perfekcja wykonania. Uczeń musiał miesiącami stać w jednej pozycji w miseczkami wody na kolanach, dlatego że ta pozycja musiała być perfekcyjna. Tak samo perfekcyjne musi być wykonanie każdego uderzenia.
Wschodnia cierpliwość i dokładność stała się jednym ze źródeł japońskiego (a także tajwańskiego, koreańskiego...) sukcesu gospodarczego. Początkowo Japończycy nie umieli dostosować swojej tradycji do nowoczesnej technologii. Pierwsze japońskie samochody były tandetne a wydajność pracy w przemyśle bardzo niska. Kontroli jakości i organizacji pracy uczyli ich Amerykanie. Później Japończycy włączyli do produkcji przemysłowej metody szkolenia zaczerpnięte ze sztuki wojennej. Na przykład studiowanie kroków. Stwierdzili, że gdy robotnik obchodzi stół, przy którym pracuje z prawej strony a nie z lewej, to robi o dwa kroki mniej, a gdy pierwszy krok zaczyna z lewej nogi, to oszczędza jeszcze jeden krok. W sumie, w czasie dnia pracy daje to eliminację kilkuset zbędnych kroków i w efekcie wykonanie kilkudziesięciu produkowanych elementów więcej w ciągu dnia. Studiowanie ruchu, i doprowadzanie go do perfekcji przez mozolne ćwiczenie, jest jednym z największych wynalazków chińskiej sztuki wojennej. Metoda ta bywa stosowana także w odniesieniu do nowoczesnej broni. W czasie wojny w Wietnamie (wietnamska sztuka wojenna viet vo dao jest pochodną chińskiego kung Fu) partyzanci Vietkongu musieli rozwiązać problem, jaki stwarzała amerykańska przewaga wojsk lotniczych. Metodami starych ćwiczeń sztuki walki studiowali wytaczanie działa z ziemianki i chowanie go z powrotem. Ćwiczyli dosłownie, gdzie który żołnierz ma postawić stopę i położyć rękę. Doszli do tego, że potrafili wytoczyć z ziemianki ciężkie działo, oddać celny strzał i schować działo w ciągu około 20 sekund. Amerykańskie bomby spadały w odwecie już na puste pozycje.
Inny ciekawy motyw w tym opowiadaniu, to osobowość mistrza sztuki walki. Był nie tylko silny, ale też dobry i mądry. W języku chińskim mistrza określa się słowem tsy co znaczy wykształcony. Mistrz sztuki walki to nie trener, tylko nauczyciel także zasad moralnych i całego życia. Według tradycji, nawet najsprawniejszy wojownik nie był prawdziwym mistrzem, jeśli nie był wykształcony. Przypomnę tu postać najsłynniejszego japońskiego szermierza Musashi Miamamoto, który jednocześnie był wielką postacią japońskiego malarstwa. Nasz polski trener wu shu, po AWF (albo i bez), choćby nie wiem ile razy mienił się mistrzem, to nim nie jest, o ile jednocześnie nie jest człowiekiem światłym. Bez wykształcenia można być mistrzem murarskim, ale nie mistrzem kung fu.
No i ostatni motyw: dyplom mistrza - wypalone smoki. Nie wiem, czy rzeczywiście takie wypalanie smoków na skórze było kiedyś stosowane. Istotne, że taki dyplom był jedynym możliwym. Mistrz nie potrzebował potwierdzania jego umiejętności na piśmie. Mistrzowi wystarcza, że on wie o swoim mistrzostwie. Inni wiedzieć nie muszą.


Łucznik (VIII w.)

W mieście Hantan, stolicy państwa Chao, mieszkał niejaki Chi Chang, który zapragnął zostać wielkim łucznikiem. Udał sie do największego w swoim czasie mistrza łuku, którym był Wei Fei i powiedział, że chce być jego uczniem. Wei Fei polecił mu ćwiczyć się w powstrzymywaniu powiek od mrugania oraz w nie reagowaniu ruchem źrenic na ruch przedmiotów w zasięgu wzroku.
Chi Chang położył się pod warsztatem tkackim w takiej pozycji, że pracujący pedał warsztatu niemal dotykał jego oczu. Po dwóch latach umiał już utrzymać nieruchomo wzrok i powieki nawet wtedy, gdy musiał zrobić unik przed rzuconym w jego twarz przedmiotem.
- Widzę, że robisz postępy - powiedział Wei Fei - teraz musisz nauczyć się nie tracić celu z oka.
Przez kolejne dwa lata Chi Chang uczył się utrzymywać wzrok utkwiony w jednym punkcie nawet, gdy galopował na koniu lub wykonywał akrobatyczne skoki i przewroty. Uczył się przy tym, nie spuszczając celu z oka, kontrolować to, co dzieje się w całym jego polu widzenia. Doszedł do takiej wprawy, że potrafił czytać napisy znajdujące się w położeniu prostopadłym do kierunku jego wzroku.
- Teraz dopiero możesz zacząć uczyć się patrzeć - powiedział mu Wei Fei.
Chi Chang rozpoczął ćwiczenia we wpatrywaniu się w odległe drzewo. Początkowo widział tylko daleką sylwetkę drzewa. Po roku rozróżniał już jego gałęzie. Po kolejnym roku zaczął widzieć poszczególne liście. Znów minął rok i zobaczył na jednym z liści maleńkiego robaczka. Gdy po kolejnym roku robaczek wydawał mu się wielki jak koń, Chi Chang udał się do mistrza Wei Fei by rozpocząć naukę trzymania łuku...
Mijały lata żmudnych ćwiczeń, aż Chi Chang doszedł do takiej wprawy, że potrafił wypuścić z wielką szybkością dziesięć strzał do umieszczonej bardzo daleko tarczy, tak że pierwsza strzała utkwiła w środku tarczy, następna trafiła w koniec pierwszej a każda następna w koniec poprzedniej.
- Nie potrafię nauczyć cię już nic więcej - powiedział Wei Fei - ale jeśli chcesz osiągnąć prawdziwy kunszt sztuki łuku, odszukaj mistrza Kan Yinga i zostań jego uczniem. To, co my umiemy, jest dziecinną zabawą w porównaniu z jego sztuką.
Chi Chang odszukał mistrza Kan Yinga w niedostępnych górach. Zobaczył człowieka tak starego, że w pierwszej chwili myślał, że mistrz już nie żyje i przybył za późno. Kan Ying jednak otworzył oczy i Chi Chang zobaczył, że jego wzrok jest niezwykle łagodny a z całej postaci emanuje ogromny spokój.
Pragnąc zadziwić starego mistrza swoją sztuką Chi Chang wypuścił w górę strzałę i trafił w ptaka lecącego tak wysoko, że nie było go widać.- Mój drogi, to tylko strzelanie z łuku strzałą. Czy nigdy nie słyszałeś o strzelaniu bez strzelania? - powiedział z łagodnym uśmiechem Kan Ying.
Chi Chang udał się w góry za mistrzem, by zobaczyć pokaz jego sztuki.
- A gdzie twój łuk mistrzu? - zapytał, widząc puste ręce Kan Yinga.
- Mój łuk? Dopuki łucznik potrzebuje łuku i strzały, doputy nie przekroczył on jeszcze progu istoty sztuki - odparł Kan Ying.
Naciągnął niewidoczny łuk i wypuścił niewidoczną strzałę. Chi Changowi wydawało się, że słyszy świst. Po chwili pod ich stopy spadł martwy ptak, na którego ciele nie było widać żadnego śladu trafienia. Chi Chang przebywał dziesięć lat u mistrza Kan Yinga. Gdy wrócił zmienił się nie do poznania. Jego dawna pewność siebie i arogancja zniknęły bez śladu. Patrzył wokół dziwnym, jakby tępym, wzrokiem.
Miszkancy Hantan okrzyknęli go największym mistrzem łuku wszech czasów i oczekiwali na jego wielkie wyczyny. On jednak ani razu nie dotknął łuku ani strzały. Pytany o powód dziwnego zachowania odpowiedział:
- Najwyższym stopniem działania jest niedziałanie. Najwyższym stopniem elokwencji jest powstrzymanie się od mówienia. Największym mistrzostwem w strzelaniu z łuku jest nie strzelać.
Chi Chang żył coraz bardziej samotnie. Jego twarz straciła wszelki wyraz. Zespolił się tak bardzo z harmonią świata, że przestał odróżniać siebie od innych i "to" od "tamto". Na rok przed śmiercią odwiedził przyjaciela. Ujrzawszy u niego w domu przedmiot, który wydał mu się znajomy, zapytał, co to jest i do czego służy.
- Mistrzu! - zawołał zachwycony przyjaciel - musisz być w istocie największym mistrzem wszech czasów, skoro zapomniałeś, co to jest łuk i do czego służy.

***

Człowiek rozwija się dążąc do celu. Gdy osiąga cel, szuka celu kolejnego. Ale dążenie do celu świadczy o tym, że czujemy wewnętrzny niepokój nakazujący nam doskonalenie się. Dążenie do doskonałości wynika z tego, że czujemy się niedoskonali. Dlatego najwyższym stopniem mistrzostwa jest do niczego nie dążyć. Łucznik strzelał coraz lepiej. Potem strzelał już tak świetnie, że nawet nie potrzebował łuku, ale największe mistrzostwo osiągnął wtedy, gdy nie potrzebował już strzelać.
Za najwyższe mistrzostwo w sztuce walki uważane jest zwyciężanie bez walki. Jeśli jest się prawdziwym mistrzem, to niemal zawsze potrafi się znaleźć inne rozwiązanie niż użycie siły. Wewnętrzny spokój prawdziwego mistrza pozwala mu na trzeźwą ocenę sytuacji i nieuleganie emocjom. Spokój i brak strachu odbierają także potencjalni przeciwnicy i najczęściej rezygnują z ataku. Potwierdza się to w praktyce. Znam wielu ludzi, którzy posiedli naprawdę duże umiejętności w sztuce walki. Jest regułą, że ludzie ci nie są agresywni i że nikt ich nie atakuje. Coś w tym jest, że na prawdziwych mistrzów, kung fu, karate czy judo nikt nie napada. Jeśli nawet dochodzi do zaczepek, rozładowują oni sytuację słowami a nie pięścią.
Nie dotyczy to boksu czy kickboxingu. Chińczycy uznają obie te dyscypliny za barbarzyństwo a nie za sztukę. Ćwicząc tylko sprawność fizyczną, a nie ćwicząc ducha (nie ćwicząc "ki", jak by powiedział Chińczyk), można zostać tylko rozbijaczem nosów (w tym własnego), ale nie mistrzem sztuki wojennej. Największym mistrzostwem jest zwyciężanie bez walki, ale opowiadanie mówi więcej: największym mistrzostwem jest rezygnacja ze zwyciężania.
Widzimy tu największą różnicę w mentalności między Europą a Wschodem. Jeśli ktoś obraził naszego rycerza, ten wyzywał go na pojedynek. Mistrza sztuki wojennej Wschodu nie można obrazić, bo "naprawdę wielkiego nie można poniżyć". Wschodni mistrz nie wyzwie adwersarza na pojedynek, tylko ustąpi i okaże mu szacunek a przez to sprawi, że tamten poczuje się głupio.
Jeden z chińskich mistrzów obejrzał w Polsce film kończący się sceną szarży husarii. Zauważył, że Polacy są strasznie dumni z tej husarii. Powiedział potem mniej więcej tak:
- Dlaczego ci przeciwnicy tak stoją i czekają aż ta rozpędzona husaria na nich wpadnie. Chińskie wojsko rozstąpiłoby się na boki. Rozpędzeni husarze dojechaliby do końca pola i zobaczyliby, że nikogo tam nie ma. Byłoby im strasznie głupio.


Trzej synowie (XIX w)

Dawno temu żył pewien wielki mistrz miecza, który został zaproszony do domu innego wielkiego mistrza tej sztuki. Gospodarz miał trzech synów, których szkolił w sztuce miecza. Postanowił zaprezentować ich postępy przyjacielowi. Ustawił nad drzwiami pokoju ciężką wazę w takiej pozycji, że musiała spaść na każdego, kto otworzył drzwi.
Wezwał najstarszego syna. Ten natychmiast usłuchał wezwania ojca i stanął przed drzwiami. Dało się zauważyć prawie niedostrzegalną pauzę. Syn ostrożnie otworzył drzwi prawą ręką jednocześnie unosząc lewą otwartą dłoń ku górze. Chwycił wazę zaczym zaczęła spadać i obrócił się w kierunku pokoju unosząc ją nad głową. Zamknął drzwi i umieścił wazę w poprzednim położeniu. Następnie bez słowa czy zbędnego gestu ukłonił się z szacunkiem starym mistrzom.
- To mój najstarszy syn - powiedział gospodarz.
- Jestem bardzo szczęśliwy - oświadczył gość - widzę, że twój syn jest świetnie wyszkolony i jest prawdziwym mistrzem miecza. Jest wart twojego nazwiska.
Gospodarz wezwał drugiego syna. Przybył on szybko i otworzył drzwi. Kątem oka spostrzegł spadającą wazę, wykonał błyskawiczny unik i złapał ją w ramiona. Powstrzymał się od zbędnych pytań lub okazania zdziwienia. Po chwili wahania ustawił wazę na poprzednim miejscu i pokłonił się mistrzom.
- To mój średni syn. On nie umie zbyt wiele, ale uczy się pilnie - przedstawił syna gospodarz.
Następnie wezwał najmłodszego syna. Nie spieszył się on z usłuchaniem wezwania i w ostatniej chwili chciał nadrobić opóźnienie biegnąc. Wpadł jak burza do pokoju. Waza spadła uderzając go w głowę i odbijając się od niej. Zanim jednak zdążyła spaść na podłogę, młodzieniec szybkim jak błyskawica cięciem miecza rozpłatał ją na pół.
- To mój najmłodszy syn - powiedział gospodarz - jak sam widzisz musi się on jeszcze bardzo dużo nauczyć.
- Ach tak - odparł uprzejmie gość - jednak jest on bardzo szybki i bardzo silny.

***

Nie jest sztuką być bardzo szybkim i bardzo silnym. Nie jest sztuką często wyciągać miecz i zabijać. Mistrzostwo polega na tym, by żyć nie musząc wyciągać miecza.


Sztuka niewidocznych i nieobecnych (XX w.)

Pan Wang pędził spokojne życie prowadząc mały sklepik w Kantonie. Podobno w młodości ćwiczył w prowincji Yunnan tajemniczą sztukę walki zwaną "sztuką niewidocznych i nieobecnych". Pytany, na czym ona polega, odpowiadał tylko tajemniczo: "działa tam gdzie jej nie ma i tak, że jej nie widać".
Pewnego dnia do sklepu pana Wanga wkroczył jeden z żołnierzy miejscowego gangu i zażądał okupu. Bandyta czuł się bardzo pewnie, bo szef jego gangu był zaprzyjaźniony ze skorumpowanym szefem miejscowej policji.
- Dobrze - powiedział pan Wang - przygotuję ci okup za trzy dni.
- Żebyś tylko nie zapomniał - powiedział bandyta i wychodząc odbił pieczęć gangu na jednej z desek drzwi.
Następnego dnia szefowi policji zginęła bardzo cenna złota pozytywka. Na tylnich kuchennych drzwiach w jego domu znaleziono na jednej z desek pieczęć gangu.
Policja wpadła do siedziby głównego gangstera i aresztowała go oraz wielu żołnierzy gangu. Szef policji postawił ich przed sądem i zażądał zcięcia szablą. W tamtym czasie sądy zawsze spełniały życzenia policji.
Bandyta, który odwiedził pana Wanga uniknął aresztowania. Zdezorientowany po wpadce swego bossa i utracie wsparcia skorumpowanej policji nie był już tak pewny siebie. Mimo to zjawił się ponownie w wyznaczonym terminie.
Pan Wang wręczył mu walizeczkę z okupem. Bandyta jednak nie otworzył jej, bo to mógł zrobić tylko szef gangu. Pomyślał, że boss jakoś uniknie śmierci i będzie chciał zobaczyć okup. Wychodząc skaleczył się lekko o gwóźdź wystający z futryny.
Po kilku dniach wykonano wyrok na członkach gangu. Bandyta, który szantażował pana Wanga poczuł się bardzo źle i udał się do lekarza po pomoc. Lekarz stwierdził, że jest on ciężko chory. Na gwoździu, o który skaleczył się wychodząc od pana Wanga musiały być zarazki tężca. Ciężko chory bandyta otworzył w końcu walizeczkę, którą dostał od pana Wanga. Była w niej pozytywka, która zginęła z domu szefa policji.

***

Jak postąpił pan Wang? Haniebnie, zakrzyknie Europejczyk. Skutecznie, powie Chińczyk. I znowu mamy wielką różnicę w pojmowaniu walki miedzy Wschodem a Zachodem. W pojęciu europejskim postępowanie pana Wanga było niehonorowe, niemal podłe. Posłużył się podstępem, donosem, fałszywym pomówieniem, napuścił na przeciwnika nieuczciwą policję i nieuczciwy sąd, z bezpośrednim przeciwnikiem nie stoczył honorowej walki twarzą w twarz, tylko go otruł zarazkami tężca. Jednym słowem, paskudnie. A nawet jeszcze gorzej, bo zastosował kontratak o sile nieproporcjonalnej do ataku. Bandytom, którzy tylko chcieli go okraść, zaaplikował ścięcie głowy.
Z punktu widzenia orientu sprawy mają się zupełnie inaczej. W sztuce wojennej wschodu, inaczej niż w europejskiej, podstawowym kryterium wartości podejmowanych działań i stosowanych technik jest skuteczność a nie honor. Takie wynalazki Zachodu, jak konwencje genewskie, na razie są tam trudne do zaakceptowania. Ale wbrew pozorom, to wcale nie jest tak, że Chińczycy są zawołanymi okrutnikami. Nie przesadzajmy w drugą stronę. W technice walki, taktyce i strategii Wschód kieruje się kryterium skuteczności. Uderzenie ma być jak najsilniejsze, trafiać w najbardziej niebezpieczne punkty i czym większe szkody wyrządzi tym lepiej. To właśnie dlatego twierdzę, że próby robienia z Kung Fu lub karate sportu, gdzie toczy się walki, ale nie można uderzać zbyt mocno i w niebezpieczne punkty, jest pozbawione wszelkiego sensu. Jeśli ktoś chce ćwiczyć Kung Fu i nie wyrządzać nikomu krzywdy, to niech powstrzyma się od walk całkowicie, a nie próbuje "walczyć łagodnie", bo to absurd.
W kulturze europejskiej za niehonorowe uważa się uderzenie w plecy, lub z zaskoczenia. W czasie pojedynków, gdy przeciwnikowi wypadła szabla, lub gdy się przewrócił, czekano aż odniesie szablę lub wstanie. W Kung Fu uderza się przede wszystkim w plecy i stosuje się podstępy by zmylić przeciwnika. Atak frontalny, na który przeciwnik jest przygotowany, nie ma sensu. Jeśli zgubił szablę, lub stracił równowagę, to właśnie tym bardziej szpikuje się go ostrymi narzędziami.
Ale różnice są jeszcze większe. Europejczyk rzuci się do walki w obronie honoru, nawet, gdy nie może wygrać. Zginie, ale z honorem. Chińczyk odwrotnie, jeśli nie ma pewności, że jego atak będzie w pełni skuteczny, nie zaatakuje wcale.
I tu dochodzimy do sedna sprawy, do zasady "ustąp aby zwyciężyć". Gdyby na miejscu pana Wanga był nasz honorowy krajan, to, na żądanie haraczu, powiedziałby honorowo "nie dam", po czym bandyci spaliliby mu sklep albo podłożyli bombę. Tymczasem pan Wang powiedział "dobrze, przyjść za trzy dni po forsę", a w międzyczasie zadbał o wysłanie bandytów na szafot.
Zasada "ustąp aby zwyciężyć" mówi, że siłę ataku przeciwnika trzeba wykorzystać przeciw niemu. Nie starać się zatrzymać tej siły, tylko odwrócić ją przeciw temu, kto jej używa. Jeśli ktoś pcha, to nie pchać w przeciwną stronę, tylko zejść z linii i pociągnąć, a on się przewróci dzięki własnemu pchaniu. Jeśli ciągnie, nie ciągnij w swoją stronę, tylko podstaw mu nogę i popchnij. Każdy atak obliczony jest na przełamanie oporu. Jeśli trafia w pustkę, czy jakby powiedział Chińczyk, "pełne uderza w puste", atakujący traci równowagę i staje się słaby. Wtedy wykonuje się kontrę. Nie powstrzymuj uderzenia gardą. Zejdź z linii, wykonaj obrót, uderz w plecy. Całkiem niehonorowo po naszemu, ale bardzo skutecznie. Do zniszczenia przeciwnika używa się jego siły, a nie swojej. Siłą bandytów była podłość i skorumpowana policja. Pan Wang użył przeciw nim ich własnej siły: skorumpowanej policji i nieuczciwego sądu.
W walce nie ma półśrodków. To dla odmiany rzecz, której nie rozumie Europa i stąd u nas ciągłe procesy o przekroczenie obrony koniecznej. Mistrz sztuki walki wie, że przewagę liczebną przeciwników można pokonać tylko w jeden sposób: eliminując ich kolejno zadając ciężkie rany, być może śmiertelne. Dlatego mistrz do końca stara się uniknąć walki. Gdy może uciec, to całkiem niehonorowo ucieknie, ale gdy zmusi się go do podjęcia walki, tak jak pana Wanga, to przeciwnicy muszą wiedzieć, że nie będzie "przebacz".


Mnich i wojownik (XX w.)

Stary mnich wędrował górską drogą. Gdy nad górami rozszalała się gwałtowna burza, schronił się w wielkiej jaskini. Po chwili do jaskini wkroczył wojownik w pełnej zbroi. Wraz z liczną świtą szukał on, tak jak mnich, schronienia przed deszczem. Gdy dostrzegł mnicha, poczuł chęć nawiązania z nim rozmowy. Mimo że mnich prawie się nie odzywał, wojownik już po chwili opowiadał o swoich wielkich wyczynach.
- Jestem największym wojownikiem południa i północy - mówił - Nie ma w kraju nikogo, kto by mnie pokonał.
Jego wspaniała, mieniąca się wszystkimi barwami drogich kamieni i cennych metali zbroja lśniła w półmroku jaskini. Za szerokim, nabijanym stalowymi ćwiekami pasem zatknięte miał dwa ogromne miecze. Przez jedno ramię przewieszony miał wielki łuk a przez drugie kołczan pełen strzał. Jego hełm ozdobiony był potężnymi rogami diabła, a przyłbica przedstawiała maskę czarnego demona. Otoczony sługami niosącymi za nim liczne włócznie i halabardy wyglądał niezwykle groźnie.
- Widzisz te skrzynie mnichu? - mówił - Są wypełnione dyplomami jakie otrzymałem od największych mistrzów sztuk wojennych. Moje imię wyryte jest na pomnikach licznych bitew i widnieje w honorowych księgach wielu szkół sztuki walki. Czy masz choć jeden taki dyplom mnichu?
- Nie mam żadnego panie. Jestem tylko mnichem i studiuję księgi.
- Ach księgi! - ciągnął wojownik - One tylko opisują historię, a ja ją tworzę! Co ty możesz wiedzieć z ksiąg?
- Wiem, o czym pisał mistrz Lhao w "Księdze Drogi i Cnoty" - odparł mnich, pisząc coś na zwoju papieru.
- A cóż on mógł opisać? Czy jakiś filozof mógł znać zgiełk bitwy, czy mógł wyobrazić sobie potęgę mojego ramienia, ostrość mojego miecza i celność mojej strzały?
- Wybacz panie, ale muszę już wyruszyć w dalszą drogę. Był to dla mnie zaszczyt poznać tak wielkiego wojownika. Pragnę podarować ci panie skromny prezent, na jaki stać biednego mnicha. Może nie pogardzisz mą kaligrafią i wzbogaci ona twą kolekcję dyplomów - powiedział mnich i wręczył wojownikowi zwój papieru.
Zaskoczony wojownik przyjął zwój, a mnich skierował się do wyjścia. Wtem grom szalejącej na zewnątrz burzy uderzył w górę, w której znajdowała się jaskinia. Wielki głaz oderwał się od stropu jaskini i spadał prosto na mnicha. Z szybkością i lekkością, o jaką nikt by go nie podejrzewał, mnich wyskoczył w górę, obrócił się w powietrzu i silnym kopnięciem rozbił głaz na drobne części. Zanim osiadł pył z rozbitego głazu, mnich zdążył już opuścić jaskinię. Osłupiały wojownik rozwinął zwój otrzymany od mnicha. Był na nim wypisany cytat ze starożytnego dzieła mistrza Lhao: "Ci, którzy wiedzą, milczą. Ci, którzy mówią, nie wiedzą. Prawdziwej siły nie widać."

***

W kulturze chińskiej bardzo ceniona jest skromność. Europejski wojownik szczyci się swoją siłą. Bokser obwiesza w domu ścianę medalami. Lotnik zaznaczał na kadłubie samolotu swoje zwycięstwa. My, ludzie Zachodu, bardzo lubimy się puszyć. W dobrej szkole Kung Fu wymaga się od ćwiczących, by fakt uczenia się sztuki walki zachowali w tajemnicy. Nie dlatego, że jest w tym coś do ukrycia, ale po to, by wyeliminować od razu ludzi o błędnej motywacji. Chodzi o to, po co się ćwiczy. Dla siebie, czy na pokaz. Czy chce się budować wartości prawdziwe, czy pozorne. Człowiek przekonany o swojej wartości nie potrzebuje poklasku. Poklask potrzebny jest tym, którzy udają wielkich, ale sami w to nie wierzą. Potrzeba poklasku jest oznaką słabości. Prawdziwej siły nie widać, bo ona nie potrzebuje się puszyć. Prawdziwy mistrz nie potrzebuje dyplomów.
Ci, którzy wiedzą, milczą. Ci, którzy mówią, nie wiedzą. Nie o to chodzi, by nic nie mówić, lecz o to by mówienie nie służyło budowaniu wokół siebie aureoli. Czym kto mniej wie, tym mniej ostrożnie wyraża sądy i tym bardziej przekonany jest o swojej mądrości. Dotyczy to każdej dziedziny życia. "Jaki głupi jest ten Balcerowicz" mówi pani, która nie tylko nie ukończyła studiów ekonomicznych, ale pewnie i szkoły średniej.
To też jest oznaka słabości. Jeśli mówię o kimś, że jest głupi, to w domyśle zawieram twierdzenie, że ja jestem mądry. Zdanie: "ci, którzy wiedzą, milczą" znaczy naprawdę: bądź mądry, a nie mów, że jesteś mądry; bądź silny, a nie mów, że jesteś silny; bądź wielkim wojownikiem, a nie mów, że nim jesteś. Postaw na prawdę a nie na pozory.
Jeżeli spotykamy młodego zawodnika sportu walki, który opowiada, że ćwiczy najlepszy styl, złożony z najlepszych elementów wszystkich stylów, a jego mistrz pokonał mistrzów wszystkich stylów, to jednego możemy być pewni: styl jest do kitu, a jego mistrz żadnych walk nie toczył. Od takiej szkoły walki trzymajmy się z daleka, bo strata to tylko czasu i pieniędzy. Wróćmy do opowiadania. Gdyby nie przypadek, to mnich wyszedłby z jaskini, a wojownik nigdy by się nie dowiedział, że się potwornie wygłupił, przechwalając się przed znacznie lepszym od siebie mistrzem sztuki wojennej. Warto zapamiętać ten przykład, bo dotyczy on nie tylko sztuki walki. Podobną historię przeżyli dwaj moi koledzy alpiniści, którzy we włoskich Dolomitach spotkali atrakcyjną dziewczynę i dawajże, jeden przez drugiego przechwalać się górskimi wyczynami. Później okazało się, że była to Ulla, wówczas żona najlepszego alpinisty świata Rainholda Messnera, która też miała na swoim koncie takie "drobiazgi", jak solowe przejście w zimie Filara Walkera na Grandes Jorrasses. Musieli mieć miny równie głupie jak ten wojownik.


Chińska sztuka wojenna zmieniała się w trakcie historii. Jej zasady, zbliżone do dzisiejszych, pojawiły się prawdopodobnie wraz z pierwszym cesarstwem w III w.p.n.e. Według zachowanych przekazów, we wcześniejszym państwie feudalnym były one inne. Za szczyt honoru i odwagi uważano na przykład podjechanie na koniu pod bramę obleganej twierdzy i, będąc w zasięgu przeciwnika, spokojne policzenie szpicrutą desek w bramie. Według dzisiejszych zasad taka brawura jest czystą głupotą. Ewolucja samej techniki walki związana była z bardzo wczesnym rozpowszechnieniem kuszy i broni palnej, przez co ciężka zbroja straciła sens i trzeba było postawić na spryt i zwinność. Chińczycy strzelali z arkebuzów i armat w tym samym czasie, gdy woje Mieszka I przedzierali się przez knieje. Nasza europejska sztuka walki też się zmieniała. Obywatele Aten i Rzymu nie toczyli między sobą honorowych pojedynków na miecze. Rycerskie zasady przyniosło dopiero średniowiecze. W XIII wieku zetknęliśmy się z orientalną sztuką walki przyniesioną przez Mongołów. Ich kultura ludów stepowych połączyła chińską sztukę walki z wynalazkami koczowników, rozwiązując problem, z którym nie dawali sobie rady Chińczycy, problem zaopatrzenia wojska tam, gdzie nie było rzek (w Chinach żegluga rzeczna jest do dziś główną metodą transportu).
W zetknięciu z Mongołami Europa przeżyła zimny prysznic. Nasza kultura ucywilizowała wojnę. Wypowiadano bitwy, nie walczono w niedzielę i w nocy, czekano aż przeciwnik ustawi się w szyku. Byliśmy bezradni wobec wschodnich zasad unikania frontalnych bitew, stosowania podstępów i ataków z zaskoczenia. To wtedy, w XIII wieku, po raz pierwszy spotkaliśmy się z kung fu, nawet o tym nie wiedząc. Ostatnio nasza cywilizacja wytworzyła zupełnie nową kulturę wojny. Pilot bombowca B-2 startuje z Nevady, leci nad Atlantykiem, nad Korsyką odpala rakiety Tomahowk, które precyzyjnie trafiają w cele w Belgradzie. Sam pozostaje całkowicie poza zasięgiem obrony przeciwnika, a wieczorem ogląda w telewizji, co narobił. W naszej kulturze wojny miejsce walki zajęła egzekucja dokonywana przez lepiej uzbrojonego na słabiej uzbrojonym. O zwycięstwie przestali decydować żołnierze, a zaczęły decydować laboratoria i zasobność banków.
Może warto się zastanowić, czy nie miał racji bohater opowiadania "Łucznik" mówiąc, że najwyższym mistrzostwem w strzelaniu jest nie strzelać, a największym zwycięstwem jest powstrzymać się od zwyciężania.


Sztuka wojenna Dalekiego Wschodu

Wszystkie odmiany wschodniej sztuki walki, takie jak: japońskie karate, judo, judzitsu, aikido, kenjitsu, kendo; wietnamskie viet vo dao, koreańskie hap ki do i tae kwon do, tajskie mauy thai i wiele innych, wywodzą się z chińskiej sztuki wojennej, nazywanej dziś niezbyt prawidłowo kung fu. Nazwa ta jest językowo błędna, ale tak się rozpowszechniła, że używają jej dziś nawet Chińczycy (tyle że piszą gongfu). Nazwa prawidłowa to wu shu, co znaczy dosłownie "sztuka obrony", ale ta z kolei nazwa przyjęła się zupełnie nieprawidłowo dla tworzonego od niedawna, na bazie sztuki wojennej, sportu. Nazwa kung fu, lub gongfu, składa się z dwóch słów - gong (umiejętność) i fu (doskonałość). Oznacza ona nie tyle sztukę walki co jej świetne opanowanie. Np. shaolin gongfu nie oznacza stylu shaolin lecz to, że ktoś ten styl dobrze zna.
Chińska sztuka wojenna rozwijała się i zmieniała od czasów starożytnych. Początkowo nazywała się Go Ti i najstarsze dowody jej istnienia pochodzą z neolitu. Najwcześniejszym kompleksowym dziełem na jej temat jest księga "Stuka wojny" napisana w VI w.p.n.e. przez mistrza Sun (Sun Tzu). Kolejnym istotnym dziełem było "Konpendium ważnych sztuk wojennych" (Wu Cing Cung Jao) napisane w 1044 roku przez Ceng Kung Linga. Księga ta zawiera między innymi najstarszy na świecie opis receptury prochu strzelniczego, rakiet prochowych i lufowej broni palnej. Opisy sztuki walki znajdujemy też w starych powieściach chińskich, jak "Droga na zachód" czy "Dzieje trzech królestw". W "Drodze na zachód" jeden z bohaterów, Król Małp, toczy walki żelaznym kijem. W "Dziejach trzech królestw" trzech bohaterów, walczących szablą, włócznią i halabardą, zawiązuje spisek dla ratowania kraju i toczy niezliczoną ilość bitew.
Kung fu od początku miało trzy nurty. Nurt ludowy: ćwiczyli chłopi w tajnych stowarzyszeniach w celu walki z władzą w czasie powstań lub obrony przed bandytami albo wojskiem w czasie pokoju (nieraz gorszym od bandytów). Nurt wojskowy: wszyscy władcy ćwiczyli w jego technikach armię i tak jest do dziś. Wreszcie nurt sztuki dla sztuki: tak ćwiczyli mnisi w kilku klasztorach (nie prawda, że we wszystkich) i tak ogromne rzesze Chińczyków ćwiczą dziś taijiquan (tai chi).
Obecnie istnieje wielka liczba szkół (stylów) kung fu, między którymi obowiązują dwa zasadnicze podziały. Szkoły z południa kraju, charakteryzujące się niskimi postawami, stosunkowo prostą techniką i położeniem nacisku na ogromną siłę fizyczną, tworzą grupę nanquan (południową pięść), zaś szkoły z północy Chin, preferujące wysokie postawy, wiele efektownych wysokich skoków i bardziej wyrafinowaną technikę uderzeń, tworzą grupę changquan (długą pięść). Nie istnieje natomiast "północna pięść", czy "północy boks" - takie nazwy dla długiej pięści pojawiają się w niekompetentnych opracowaniach.
Drugi podział to style wewnętrzne (nei jia) i zewnętrzne (wai jia). Szkoły zewnętrzne kładą nacisk w większym stopniu na sprawność fizyczną a wewnętrzne na czynniki psychiczne. Trzeba jednak pamiętać, że kultura chińska nie zna podziału na ciało i duszę. Człowiek jest jednością psychofizyczną i dlatego każde ćwiczenie, każda technika w kung fu jest zarówno fizyczna jak i psychiczna. Każdemu ruchowi w walce musi towarzyszyć odpowiednia emocja i jest to nieodłączna część techniki. Dlatego większość europejskich adeptów nie wykonuje techniki kung fu, tylko ją naśladuje, koncentrując się wyłącznie na stronie fizycznej. Jednym z wynalazków kultury chińskiej jest odkrycie, że, w walce, sprawność psychiczna jest co najmniej równie ważna jak fizyczna.
W Europie nagminnie myli się kung fu z wywodzącym się z niego japońskim sportem karate. Tymczasem różnice są ogromne. Kung fu jest kompletną sztuką walki, to znaczy, że ten sam człowiek ćwiczy się zarówno w walce bez broni za pomocą uderzeń, kopnięć, rzutów, dźwigni i duszeń, jak i w walce wieloma rodzajami broni, z których najważniejsze to kij, szabla, miecz, włócznia, halabarda, trójczłonowy cep (san chien kan), żelazny bicz (łańcuch) i lina a także inne. Wymienia się główne 48 rodzajów broni. Ćwiczono się także w strzelaniu z łuku, kuszy, strzał rakietowych oraz ognistej lancy (arkebuza - broń palną znano w Chinach już w X wieku).
Zachód zna kung fu i inne pochodzące od niego sztuki walki, jak japońskie karate, judo czy aikido, głównie z nienajlepszego źródła, czyli z sensacyjnych filmów i związanych z nimi mitów. Prezentowana na tych filmach technika walki jest przeważnie nie tylko bardzo źle wykonana (choć przeciętnemu widzowi wydaje się być wspaniała) ale też z prawdziwą techniką kung fu niewiele ma wspólnego. Podobnie niewiele mają wspólnego z japońską szermierką kenjitsu i jaido wyczyny oglądane na wielu, zwłaszcza słabszych, filmach samurajskich. Mamy tam do czynienia z intensywnym wspomaganiem trickami filmowymi i niemal zawsze z całkowicie chaotyczną, przypadkową zbieraniną wykonywanych technik. Wyjątkiem są znakomite filmy Akire Kurosawy, z autentycznym mistrzem kenjitsu Toshiro Mifune. Perłą tego gatunku jest zapomniany niestety film "Saga o judo", który znakomicie oddaje istotę sprawy i nie stara się szokować widza efektami. Wyjątek technicznej rzetelności stanowią też dwa filmy chińskie: "Klasztor Shaolin" i "Mistrzyni Wu Dang" choć oba są potężnym fałszerstwem historycznym. Technikę walki prezentują tam jednak ludzie, którzy naprawdę ją umieją, m.in. Li Lian Chein znany szerzej pod pseudonimem Jet Li.
Technika walki, wykonywana w większości sensacyjnych filmów, przyprawia fachowców o salwy śmiechu. Z jednej strony bowiem aktor trzyma katanę (japonską szablę) jak najgorszy patałach (ostatnio Uma Thurman i Tom Cruisre), a z drugiej strony, dzięki trickom, skacze do góry trzy lub cztery metry. Najczęściej mam ochotę powtórzyć za panem Wołodyjowskim: "machasz waść szablą, jak krowa ogonem". To jest podobnie, jak z serwowaną w Europie chińską kuchnią. Naszym kucharzom wydaje się, że jak dodać do ryżu dużo farfocli, to otrzyma się chińskie danie. Tymczasem będzie to tylko ryż z farfoclami, a nie chińska kuchnia.
Każda z technik wykonywanych w kung fu, każdy blok, uderzenie, krok, cięcie szabli lub miecza, rzut, duszenie, dźwignia itd., przypisana jest do jednego z "pięciu żywiołów": powietrza, ognia, ziemi, wody lub drewna. Z tego wynikają zasady łączenia technik, których nie można łączyć zupełnie dowolnie. Na uderzenie przypisane ogniu, można odpowiedzieć wodą lub ziemią, ale nie powietrzem lub drzewem (bo podsyci się ogień). To przypisanie technik do żywiołów nie jest przypadkowe. Nie stosowanie się do tych reguł rzeczywiście jest błędem technicznym. Nie można też chodząc w pozycji związanej z powietrzem wykonywać techniki wody (woda nie może być nad powietrzem).
Ale to jeszcze nie wszystko. Techniki przypisane są do "pięciu zwierząt": tygrysa, pantery, żurawia, węża i smoka (naprawdę jest tych zwierząt dużo więcej). Na uderzenie tygrysa nie można odpowiadać blokiem żurawia, bo jest on za słaby. Technika żurawia jest natomiast dobrym antidotum na atak węża. Dochodzi do tego klasyfikacja ruchu według pięciu kierunków geograficznych (piątym kierunkiem jest środek) oraz przypisanie ich ośmiu trygramom (pa qua).
Bardzo ważnymi czynnikami w kulturze chińskiej, a także japońskiej, wietnamskiej, koreańskiej, są równowaga i harmonia. Bardzo ważny jest sposób poruszania się, chodzenia w określonych stabilnych pozycjach. Z wyjątkiem momentów wykonywania skoków lub przewrotów walczący cały czas zachowuje równowagę. Pójście "ciałem" za ciosem, tak zalecane w europejskim boksie, w kung fu jest największym błędem, bo wiąże się z utratą równowagi. Nie chodzi tylko o dosłowną równowagę, ale i o jej wyższą formę: harmonię. Jeśli, na przykład, prawa ręka uderza w przód z dłonią skierowaną do góry, to lewa musi iść w tył z dłonią w dół. Oczywiście można drugą ręką zrobić co innego, i taka kombinacja da się wykonać, ale to nie będzie już kung fu. Oglądani na filmach aktorzy, tacy jak Bruce Lee, Chak Noris, Cloth Wandam i inni, nie stosują się do tych reguł i wykonywana przez nich technika ma tyle samo związku z autentyczną sztuką wojenną wschodu, co ów ryż z farfoclami z chińską kuchnią. Wschodnie techniki łączą oni po zachodniemu, bo wymogi walki filmowej są zupełnie inne niż prawdziwej. Naprawdę groźna technika wygląda nieefektownie. Unika się skoków, kopnięcia wykonuje się nisko i do filmu to się nie nadaje.
Spośród znanych aktorów ćwiczyli kung fu: Bruce Lee (dość krótko, nie prawda, że był mistrzem z Hong Kongu. Mieszkał w USA i takie miał obywatelstwo), Lee Marwin, Stewe Mc'Quin, Charles Bronson i John Saxon (partner Bruce'a Lee z filmu "Wejście smoka"). Ten ostatni potrafi naprawdę dużo i technicznie jest znacznie lepszy od Bruce'a Lee. Większość dzisiejszych walczących aktorów zachodnich to kickboxerzy (Bob Wall, Chak Noris, Cloth Wandam). To już z kung fu nie ma kompletnie nic wspólnego. Chińczycy do kiskboxingu, podobnie jak do boksu, odnoszą się z głęboką pogardą.
Jest jeszcze jeden zupełnie u nas nieznany aspekt chińskiej sztuki walki: strategia. To cały osobny rozległy temat. Innym aspektem są wynalazki w dziedzinie uzbrojenia, w tym proch i broń palna zarówno lufowa jak i rakietowa, oraz wynalazki z dziedziny kwatermistrzostwa, w tym stworzone na potrzeby wojska najstarsze metody konserwacji żywności, jak obważanki (suszone pieczywo nanizane na sznurek, które żołnierz nosił na szyi), makaron, kostki rosołowe i preparowany ryż. Ale to już tematy na kilka osobnych artykułów.


Artykuł ukazał się w Niezależnym Magazynie Publicystów "Kontrateksty" (www.kontrateksty.pl).

Krzysztof Łoziński:
mistrz kung fu (style shorinii kempo i hung gar), trener kung fu i judo, alpinista.
Ćwiczy o 1964 roku, czyli od 40 lat. Ostatnio, z racji wieku, już tylko rekreacyjnie.

Powrót do spisu treści


NOWOŚCI WYDAWNICZE

okładka książki

"Miecz Taiji. Klasyczny Styl Yang"
Dr Yang Jwing-Ming

Zrób następny krok w Taiji!

Poza sekwencją solo, formami Qigong i Pchającymi Dłońmi, Taiji zawiera niezwykle piękną i skuteczną formę miecza. Trening z mieczem wznosi sztukę na wyższy poziom, rozciąga energię Qi i pogłębia koncentrację. Oprócz tego daje wiele satysfakcji pochodzącej z wykonywania eleganckich i pełnych gracji ruchów.

Miecz od wieków fascynował pokolenia wojowników, rycerzy i ludzi nie związanych bezpośrednio z wojskowym rzemiosłem. W starożytnych Chinach noszenie miecza było oznaką wysokiego statusu społecznego. Niniejszy przewodnik omawia historię miecza i teoretyczne wskazówki na temat treningu. Oprócz szczegółowego opisu pełnej sekwencji miecza Taiji oraz specjalnie pod tym kątem opracowanego zestawu ćwiczeń Oigong, zawiera również opis bojowych zastosowań i niezwykle rzadko nauczane formy walki.

  • Wzmocnij i zrelaksuj ciało
  • Wycisz i skoncentruj umysł
  • Popraw swoją równowagę
  • Rozwiń głębokie oddychanie Taiji
  • Naucz się pełnej formy i zestawu Oigong miecza Taiji

Wszystko dzięki ponad 400 fotografiom i szczegółowym opisom oraz towarzyszącej książce kasecie wideo Miecz Taiji, Klasyczny Styl Yang dostępnej w sprzedaży wysyłkowej Wydawnictwa YMAA.

Yang Jwing-Ming

Dr Yang, Jwing-Ming jest znanym pisarzem i nauczycielem chińskich sztuk walki i Qigong. Urodził się na Tawanie, ma ponad trzydzieści siedem lat doświadczeń w nauczaniu Taijiąuan i Qigong. Dr Yang mieszka w Lexington w stanie Massachusetts.

Wydawnictwo YMAA
Yang's Martial Arts Association (YMAA):
www.ymaa.net
sklep@ymaa.net

(Informacje z okładki książki.)

Powrót do spisu treści


Czasopisma sztuk walki

"BUDOJO"

Czasopismo "Budojo" pojawiło się na polskim rynku w 2003 r.
Poniżej wstęp z pierwszego numeru tego magazynu:

Drogi Czytelniku,
Oddajemy do Twoich rąk pierwszy egzemplarz nowego pisma, "Budojo". Jesteśmy głęboko przekonani, że będzie to słuszny wybór. Tak długo, jak w obszarze Waszych zainteresowań pozostaną miecz japoński i klasyczne szkoły sztuk walki, a także kultura i historia krajów Dalekiego Wschodu, będziemy "Wam służyć naszą wiedzą, radą i unikatowymi na polskim rynku wydawniczym zdjęciami, tekstami i materiałami multimedialnymi.
Nasza nazwa to zestawienie trzech znaków tłumaczonych jako miejsce ćwiczeń wojskowych, a zatem w przenośni i dosłownie "budojo" to miejsce doskonalenia wszelkich umiejętności wojennych.
Koncepcja czasopisma opiera się na przejrzystych założeniach. Dbamy o wysoki poziom merytoryczny, dlatego wśród naszych autorów znajdują się wyłącznie wybitni eksperci o uznanych nie tylko w Polsce kwalifikacjach. Wiele materiałów ma charakter źródłowy i w związku z tym pragniemy, by stały się one punkiem wyjścia do dalszych poszukiwań i dyskusji.
Czasopismo nasze jest kierowane do wyrafinowanego i wymagającego czytelnika, dlatego chcielibyśmy mieć stałe grono czytelników, którzy nie tylko będą nas czytać, ale również aktywnie wpływać na treść i kształt "Budojo". Dla naszych stałych subskrybentów planujemy wiele szczególnych dowodów przyjaźni w postaci niedostępnych inną drogą materiałów dodatkowych. Będą to filmy, książki, plakaty, czasem drobne upominki z Japonii.

REDAKCJA "BUDOJO"

Budojo nr 1   Budojo nr 2   Budojo nr 5

Więcej informacji na stronie:
www.budojo.pl
e-mail: budojo@bellona.pl

Powrót do spisu treści


plakat

Kino

"ARAGAMI"
Tomasz Grycan

W starożytnej Japonii dwóch ciężko rannych samurajów podczas olbrzymiej burzy trafia w strugach deszczu do świątyni w niedostępnych górach. Bramę otwiera im piękna i tajemnicza kapłanka. Wędrowcy ostatkiem sił przekraczają próg świątyni, a następnie padają na podłogę nieprzytomni. Kiedy jeden z nich budzi się po dwóch dniach, jest całkowicie zdrowy, a po ranach na ciele nie ma żadnych śladów. Samuraj zostaje zaproszony na poczęstunek przez gospodarza świątyni i w czasie rozmowy przy posiłku dowiaduje się, że jego towarzysz nie żyje. Wysłuchuje także historię o tajemniczym Tengu, okrutnym goblinie zamieszkującym te góry, który zabija zabłąkanych podróżników i żywi się ludzkim mięsem. Kiedy uczta ma się ku końcowi, gospodarz oznajmia, że jest właśnie tym goblinem, a jego prawdziwe imię brzmi Aragami.....

 

Film jak na dzisiejsze czasy jest całkowicie nietypowy. Wszystko dzieje się w nim w jednym pomieszczeniu czyli dużej sali świątyni, a cała akcja opiera się na grze tylko trojga aktorów, a w zasadzie dwojga: goblina i samuraja. Mimo użycia tak skromnych środków "Aragmi" ma wspaniały klimat. Reżyserowi udało się zachować atmosferę tajemniczości do ostatnich minut filmu. Ciekawie zostały pokazane także pojedynki na japońskie miecze. Gorąco polecam "Aragami" Waszej uwadze. Na pewno warto go zobaczyć.

 
 

Obsada:
Takao Osawa = samurai
Masaya Kato = Aragami
Kanae Uotani = kapłanka
 
reżyseria i scenariusz = Ryuhei Kitamura

Gatunek:
akcja/fantasy

Produkcja:
Japonia, 2003 r.

Powrót do spisu treści


plakat

Kino

"KILL BILL" VOL. II
Tomasz Grycan

Panna młoda, Beatrix Kiddo, zdradzona przez swoich dawnych towarzyszy, konsekwentnie mści się dalej. Po zabiciu Vernity Green i O-Ren Ishii, czas na kolejne osoby z listy. Pierwszym celem jest Budd, a ostatnim ma być Bill. Sytuacja znacznie się komplikuje, gdy Beatrix dowiaduje się, że jej córka, którą uważała za zmarłą, jednak żyje....

 

Pierwsza część tej opowieści była dla wszystkich pełnym zaskoczeniem. Widzowie przez kilkanaście początkowych minut zastanawiali się lekko zszokowani o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego na ekranie pokazuje się aż tyle brutalnych scen. Powoli poznawali burzliwą historię zemsty panny młodej i wchodzili w klimat tego dzieła. Druga część nie jest już taką niespodzianką, bo wiadomo czego można się spodziewać po kontynuacji tej historii. Tak jak poprzednio, tak i teraz miecze są dalej ulubioną bronią bohaterów.

 

Quentin Tarantino jest mistrzem mieszania gatunków i królem czarnego humoru. W "Kill Bill" występuje wszystko, od filmu gangsterskiego i samurajskiego, do kung fu i anime, a nawet westernu i horroru. Wytrawni kinomani znajdą tutaj wiele cytatów. Nie dla każdego taki koktajl jest strawialny i nie każdy będzie potrafił odnaleźć się w tym specyficznym świecie. Jednak ci, którzy lubią twórczość Tarantino, powinni docenić tą "bogatą opowieść".

 
 

Obsada:
Uma Thurman = panna młoda/ Beatrix Kiddo
David Carradine = Bill
Daryl Hannah = Elle Driver
Michael Madsen = Budd
Chia Hui Liu = Pei Mei
Quentin Tarantino = Pei Mei (głos)
 
Reżyseria, scenariusz, produkcja = Quentin Tarantino
Muzyka = Robert Rodriguez, RZA, Lars Ulrich
Zdjęcia = Robert Richardson

Gatunek:
akcja/thriller/dramat/kryminał

Produkcja:
USA, 2004

Internet:
www.kill-bill.com
www.killbill.jp

Powrót do spisu treści


Miscellanea

Inna czy ta sama rzeczywistość...?

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.