magazyn Świat Nei Jia
NR 39 (GRUDZIEŃ 2004)

Spis treści:

Powrót do strony głównej


WSTĘP

Witam w kolejnym wydaniu magazynu. Niestety ukazał się on później niż pierwotnie planowałem. Okres świąteczno-noworoczny nie sprzyja pisaniu tekstów, więc większość obiecanych materiałów nie dotarła do mnie. Mam nadzieję, że w nowym roku będzie powstawało więcej artykułów i "Świat Nei Jia" zwiększy swoją objętość, a także zakres tematyczny.


Jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy w naszym kraju dostęp do internetu był minimalny, grupy ćwiczące sztuki walki były praktycznie całkowicie odizolowane, a wymiana informacji między nimi była symboliczna. Różni hochsztaplerzy bardzo łatwo manipulowali uczniami i opowiadali im cudowne historie na temat swoich kompetencji. Dzisiaj sytuacja zmieniła się diametralnie. Nawet w małej wiosce można podłączyć się do sieci i uzyskać dużo informacji o instruktorach. Każdy może porównać różne wersje wydarzeń i wyrobić sobie własne zdanie na temat ćwiczonego systemu. Niestety wiele osób kurczowo trzyma się wyidealizowanych historyjek, które usłyszała od swoich nauczycieli. Trudno jest im rozstać się z wizją, że należą do garstki wybrańców, elity "zamkniętej komnaty" lub uczniów jakiegoś spadkobiercy stylu, którzy jako jedyni na całym świecie robią wszystko najlepiej. Świat fanatyków jest bardzo prosty. Istnieje tylko jedna sztuka walki, jeden styl, jeden przekaz, jeden nauczyciel, jedna wizja rozwoju, jedna droga... Zero wątpliwości. Wszystko inne jest złe i należy z tym walczyć, a osoby z innymi poglądami są wrogami....

Im dłużej zajmuję się dalekowschodnimi sztukami walki, tym bardziej odkrywam ich olbrzymie bogactwo i różnorodność podejść do wszystkiego. Przez prawie siedem lat istnienia tego magazynu publikowałem w nim bardzo różne tematycznie artykuły. Także takie, które wyrażały całkiem inne poglądy niż moje. Robiłem to, i dalej zamierzam robić, ponieważ uważam, że to jedyny sposób aby można było naprawdę w pełni zrozumieć orientalny świat. Wymiana informacji zawsze jest inspirująca. Poznając inne systemy, inne metody treningowe i inne podejścia do miejsca sztuk walki w codziennym życiu, można spojrzeć z zupełnie innej perspektywy na to co robi się samemu. Taki kontakt jest naturalnym sprawdzianem. Zmusza do pewnych refleksji. Pojawiają się pytania: "dlaczego tak, a nie inaczej?", "czy można lepiej niż do tej pory?", "co jest w tym dobre, a co złe?". Nabywa się wiedzę, że inni robią coś inaczej. Powoli rozumie się, dlaczego robią to inaczej. Wybiera się swoją metodę dojścia do określonego przez siebie celu. Ważne aby wybór własnej drogi był w pełni świadomy. Dobrze jest pamiętać, że na każdy szczyt istnieje bardzo wiele ścieżek dojścia. Niezbędne są w życiu tolerancja i szacunek dla odmiennych punktów widzenia.

W czasopismach papierowych występują duże ograniczenia dostępnego miejsca, a w niektórych serwisach internetowych panuje kontrola poprawności poglądów, więc materiały przed publikacją są odpowiednio modyfikowane. W magazynie "Świat Nei Jia" możecie przeczytać pełne wersje artykułów. Nie tylko zawierają one cały materiał fotograficzny, ale także teksty są nieocenzurowane, a dzięki temu dostajecie to wszystko, co autor chciał Wam przekazać. Mając dostęp do pełnej informacji, możecie wyrobić sobie własne zdanie i łatwiej obronić się przed manipulacjami tych, którzy "wiedzą lepiej".


Otrzymałem od Was kilka listów ze słowami wsparcia. Serdecznie za nie dziękuję. Jeden z e-maili zawierał takie zdjęcie, jako ilustrację mojej internetowej pracy:

Niestety najczęściej internauci są bierni. Ze statystyk odwiedzin tego serwisu wynika, że niecały 1% czytelników tego magazynu jest choć trochę aktywna i za pomocą wypełnienia ankiety lub e-maili wyraża jakiekolwiek (pozytywne lub negatywne) zdanie na jego temat.

Mam do Was gorącą prośbę, abyście poświęcili kilka chwil i wypełnili małą ankietę na temat dalszego istnienia serwisu "Neijia". Chciałbym dowiedzieć się jak oceniacie moją pracę.


W nowym 2005 roku życzę wszystkim zdrowia i wszelkiej pomyślności w życiu prywatnym i zawodowym. Oby Wasza praktyka sztuk walki rozkwitała. Tym, którzy jeszcze nic nie ćwiczą, życzę, aby w końcu coś znaleźli dla siebie i nie marnowali czasu. Informacje o ciekawych treningach możecie znaleźć w dziale "Gdzie ćwiczyć".

Tomasz Grycan

Powrót do spisu treści


TOLERANCJA
Tomasz Grycan

Na różnych internetowych forach dyskusyjnych (nie tylko sztuk walki), codziennie można zaobserwować, jak łatwo przychodzi ludziom krytykowanie innych. Jakże często w pierwszym kontakcie z czymś nowym występują od razu negatywne reakcje. Jeżeli coś się komuś nie podoba, to bez zastanowienia obrzuca to błotem. Wielu osobom nawet przez chwilę nie przychodzi do głowy, że nie wszystko jest stworzone akurat dla nich i nie wszystko musi im odpowiadać.

Kiedy odwiedzamy jakikolwiek sklep z ubraniami, nie wyśmiewamy istnienia w nim rzeczy mniejszych lub większych albo innych od tych, które używamy na co dzień. Mówimy sprzedawcy co potrzebujemy, a on przynosi nam odpowiedni towar. Przymierzamy, kupujemy i zadowoleni korzystamy z tego.

Każdy z nas jest inny. Inaczej jesteśmy zbudowani, mamy różne zdolności, inne doświadczenia życiowe i inaczej podchodzimy do otaczającej rzeczywistości. Co innego jest dla nas ważne i ma sens.

Kiedy jesteśmy smutni lub weseli, całkiem inaczej odbieramy świat. W różnych stanach emocjonalnych inaczej tworzymy. Czasami jakieś obrazy lub utwory są nam bliskie i czujemy z nimi silny związek, a czasami coś nas w nich irytuje i odpycha. Kilka dni wcześniej coś się nam podobało, a teraz jest obojętne i na odwrót. Dobrze jest pamiętać o tym, że nasze oceny są całkowicie subiektywne i wypływają z naszego wewnętrznego świata.

Ktoś o agresywnym usposobieniu nie odnajdzie się w defensywnej sztuce walki. Idea ustąpienia przed siłą agresora będzie mu całkowicie obca. Dla niego najbardziej naturalne jest odpowiadanie siłą na siłę. Miękkie ruchy aikido lub taijiquan będą oceniane jako całkowicie absurdalne. Nawet jeżeli taka osoba będzie próbowała ćwiczyć "wewnętrzne systemy", to i tak będzie robiła to bez prawdziwego przekonania i zaangażowania, a zatem niezbyt skutecznie. To samo odnosi się do innych sytuacji. Ktoś o wadze 300 kg nie będzie bardzo dobry w teakwondo i nie będzie mistrzem podniebnych technik nożnych, bo grawitacja będzie mu w tym znacznie przeszkadzała. Ale taka osoba może wspaniale odnaleźć się w sumo i zostać mistrzem tej sztuki walki.

Ważne aby każdy próbował znaleźć coś dla siebie i umiał zaakceptować innych, którzy robią coś całkiem innego. Dobrze jest pamiętać o tym, że aby zrozumieć niektóre rzeczy, niezbędne jest posiadanie odpowiednich doświadczeń. Bez tego dialog przypomina rozmowę z niewidomym o kolorach. Pewne elementy muszą być jednoznaczne dla obydwu stron, bo inaczej w każdym zdaniu będzie dochodziło do nieporozumień. Świat "wewnętrznych" sztuk walki ma swoją specyfikę. Osoby ćwiczące taijiquan lub yiquan używają specjalnych metod treningowych, na przykład długiego stania w "zhanzhuang". Dla boksera lub zapaśnika nieruchome stanie przez godzinę będzie katorgą i sens takiego ćwiczenia będzie całkowicie niezrozumiały.

Istnieje bardzo wiele powodów, które przyciągają ludzi na sale treningowe. Jedni chcą się nauczyć szybko skutecznie walczyć i stale myślą tylko o realnych zastosowaniach na ulicy. Inni chcą doskonalić się wewnętrznie i pracować nad poprawieniem swojego charakteru. Chorzy chcą wyleczyć swoje dolegliwości lub poprawić stan swojego ciała. Zdrowi ćwiczą profilaktycznie, aby dłużej cieszyć się swoją wspaniałą sprawnością. Jedni przychodzą z nudów, a inni z ciekawości. Niektórzy chcą poznać kogoś miłego, a inni tylko im w tym pomagają. Cokolwiek mobilizuje ludzi do udziału w treningu, jest dobre i nie można oceniać krytycznie ich zaangażowania. Niektórzy poćwiczą tylko kilka tygodni i znikną z sal na zawsze, a inni nagle odkryją w tym wielką głębię i będą zajmowali się tym do końca życia.

Mądrzy ludzie mówią: "szanuj bliźniego swego jak siebie samego". A japońskie powiedzenie głosi: "Nie gań innych ani nie potępiaj ich. Bądź ostrożny tylko w swoim braku szczerości".

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

SEMINARIUM CHEN TAIJI Z MISTRZEM CHEN YING JUNEM W POLSCE, LISTOPAD 2004
Danuta Czarska

daczar@op.pl

W listopadzie w dniach 11-17 w Krakowie i 19-24 w Warszawie odbyły się seminaria prowadzone przez Mistrza Chen Ying Juna syna spadkobiercy stylu WM Chen Xiao Wanga. Tematem seminariów była korekta form laoija erlu i halabardy w Krakowie oraz korekta form 38 i 19 w Warszawie.

Chen Yingjun  Chen Yingjun

Zajęcia odbywały się w małych grupach, w związku z czym każdy z uczestników został objęty wnikliwą uwagą Nauczyciela, otrzymywał wielokrotne korekty postaw, poznawał skuteczną, przejrzystą metodę nauczania poszczególnych zasad, tak charakterystyczną dla rodziny Chenów, dla których ważne jest by uczeń rozumiał to czego się uczy.

Wiele ludzi przyjeżdża na różne seminaria, ale wielu pozostaje w wątpliwościach, gdyż nie jest pewnych swego rozumienia taiji. Odeszło z poprzednich szkół, od swoich tradycji i nauczycieli i uważają, że teraz to co wybrali to najlepsze dla nich i to jest prawidłowe. Wybierają jakiegoś nauczyciela i mówią o to jest mój nauczyciel. Mogą tak czuć, ponieważ ten nauczyciel jest bardzo sławny, albo, że widząc go czują jakieś wibracje. Ale gdy nauczyciel jest nieobecny, zauważają, ze nic się nie zmieniło, odczucia zniknęły, więc może odczuje je z innym nauczycielem. Zmieniają się warunki i sytuacje i ludzie znów coś chcą zmieniać i wybierać nowy kierunek. Świadczy to o braku wiedzy, bo jeśli mamy wiedzę nie potrzebujemy zmieniać. Nasze rozumienie jest wtedy prawdziwe.

Parę lat temu spytałam Chen Ying Juna; jak rozpoznać mistrza, dziś jest ich tylu. Odpowiedział: wielu nazywa się mistrzami, ważne co mistrz robi. Czy przekazuje ci prawdziwa wiedzę, przez co naprawdę się budzisz i rozwijasz. Odkrycie własnego mistrza nie oznacza przypisywania tylko jednemu nauczycielowi, zamknięcia się w małej klatce. Przeciwnie, dzięki poznaniu wiedzy czujesz się całkowicie wolny.

Czasem pojawia się taka wypowiedź, oh ten nauczyciel to mnie nic nie uczy, tracę czas i pieniądze. Zazwyczaj nigdy siebie nie obserwujemy, to jest problem. Zazwyczaj myślimy, że wszystko co robimy jest doskonałe, nasze pomysły, punkt widzenia jest lepszy niż kogoś drugiego. Nasza ludzka natura jest bardzo egoistyczna. Nie chodzi o to byśmy nie mieli ego, ale obserwując się uważniej stajemy się mniej napięci i egoistyczni, będziemy słuchać opinii innych, zobaczymy, że istnieje wiele innych rozwiązań. Współpraca i porozumienie się też jest praktyką. Mistrzowie zawsze maja nam cos do zaofiarowania. My jesteśmy nie zaspokojeni, bo nie umiemy tego docenić.

Chen Yin Jun jest pełnym życia, energii, wrażliwości nauczycielem, wie jak uczyć. Nie udaje doskonałego, stale się rozwija. Podzielił się z nami osobistym doświadczeniem ze swego życia, którego sercem jest uważna obserwacja siebie i zaufanie do swego Mistrza, którym jest Jego Ojciec. Konkretyzując, znając odpowiednie metody pracy w chen taiji można zmienić nawet poważny problem występujący na poziomie ciała, który utrudnia ćwiczenie, poprzez przyjęcie właściwej postawy /ducha, ciała, mentalnej/. Z czasem ciało przybierze nowa postawę, problemu nie ma.

U Chen Ying Juna na seminariach naprawdę pracuje się intensywnie, lekko nie jest, ale ja to lubię. Korekty to, jedna z metod rodzinnej tradycji Chenów pracy w pozycjach. Ying Jun zna możliwości ucznia, wie, jak mu pomóc, by poszedł jeszcze dalej. Precyzyjnie centruje pozycje w formach, pracuje z subtelnymi szczegółami, zwłaszcza przy niskich postawach, które powiększa, pogłębia w niemożliwy wydaje się sposób, a jednak. Nie jest możliwe zrozumienie tej metody, czemu ona służy jeśli nie współpracuje się z nauczycielem. Jego przyłożona siła jest wprawdzie łagodna, ale precyzyjnie konsekwentna, ciśnienie rośnie, nie ma innej drogi jak do wnętrza. Też i do tego rodzaju pracy przygotowałeś się samodzielnie wcześniej pracując. Po tego rodzaju korektach niebywale poszerza się zakres ruchu i to we wszystkich kierunkach i co ważne w tych ruchach jest ta właściwa siła taiji.

Ying Jun wyjaśniał zasady generowania siły przy wybuchowych pięściach, podzielił się z nami wieloma cennymi uwagami i objaśnieniami.

Korekt było wiele zarówno podczas laojia erlu jak i halabardy. To mocne formy dla zaawansowanych, ale Ying Jun mówi, ze mogą ćwiczyć również początkujący, dla zachęty. Obie formy należy ćwiczyć gdy się jest dobrze rozgrzanym, wtedy jest więcej wrażeń. A Ying Jun potrafi docisnąć, oj potrafi, ale dzięki takiej formule gdy zna ucznia, zmęczenie znika. Fantastyczny nauczyciel, a chen taiji cudowne. Uczę się już 14 lat i jest tyle jeszcze do odkrycia! To mnie pociąga, to badanie, analiza zasad, metody, ruchu, sprawdzanie, o taiji chen bardzo obszerną nauką.

W ostatnim dniu seminarium z laoijia erlu Ying Jun przygotował dla nas niespodziankę, czego wcześniej w planie nie było. Uczył aplikacji, jakie zastosowania kryją się za konkretnym ruchem.

Mistrz Chen Ying Jun przyjedzie do Polski w przyszłym roku 2005 w listopadzie.

Zaufanie jakie budzi wiedza Ying Juna, rozumienie problemów uczniów, zastosowanych metod nauki przynosi widoczne owoce pracy uczniowi ćwiczącemu pod jego kierunkiem. Jestem bardzo wdzięczna, że podzielił się ze mną i z innymi takim dobrem, które potrafiłam przyjąć i dalej przenieść do swoich uczniów.

Kraków, 08.12.2004 r.

Powrót do spisu treści


Wu Taijiquan

SEMINARIUM Z DR MARKIEM LANGWEILEREM W SŁUPSKU
Dariusz Muraszko

d.muraszko@xl.wp.pl
www.wutaichi.republika.pl

dr Mark Langweiler

We wrześniu 2004 roku głośno było w kraju o ruchach tektonicznych ziemi na Pomorzu. Dnia 11 i 12 grudnia bieżącego roku ziemia zadrżała ponownie. Tym razem były to pozytywne wibracje - do Słupska przyjechał dr Mark Langweiler z Amsterdamu, instruktor z International Wu Style Tai Chi Chuan Federation. Mark Langweiler zajmuje się stylem Wu blisko 20 lat i jest uczniem prawnuka słynnego Wu Jian Quan`a - Sifu Wu Kwong Yu z Toronto. Uczniowie sekcji Wu Taijiquan i Hu Lung Pai Słupskiego Stowarzyszenia Chińskich Sztuk Walki oraz goście z innych miast (Hu Lung Pai - Szczecin, Hu Lung Pai - Koszalin, Hei Long Shu - Lębork, YMAA - Warszawa) mieli prawo do satysfakcji - byli świadkami pierwszej w Polsce oficjalnej wizyty przedstawiciela z wymienionej wyżej organizacji.

seminarium

W seminarium wzięli udział uczniowie początkujący, jak i ci bardziej zaawansowani (łącznie około sto osób). Mimo tak ogromnej liczby ćwiczących nie zawiodła organizacja, a Mark dał się poznać jako doskonały nauczyciel. Najwięcej czasu poświęcił on formie 54 sekwencji, która zawiera wszystkie techniki stylu Wu. Analiza poszczególnych ruchów była niezwykle drobiazgowa, dzięki czemu nikt nie miał wątpliwości co do bojowego zastosowania technik (Mark demonstrował z przeciwnikiem kilka interpretacji każdego ruchu). Pomimo, iż sztuką Wu Taijiquan zajmuję się od dłuższego czasu, to kontakt z nauczycielem tej klasy dał mi więcej niż oczekiwałem. Szczególnie pouczające były indywidualne konsultacje. Mark stwierdził, że techniki z tzw. pekińskiej linii przekazu (Li Bingci), które przez lata doskonaliłem, stanowią solidną bazę do dalszego rozwoju. Jednak w mojej ocenie nauczyciele pekińscy zbyt dużą wagę przywiązują do tzw. widowiskowości formy.

seminarium  seminarium

Generalnie rzecz ujmując Mark zalecił mi zwężenia postaw i "skrócenie" technik. Również często powtarzający się w formie 54 sekwencji specyficzny sposób trzymania "gardy" na linii centralnej przypomniał mi, że Taijiquan jest stylem tradycyjnego kung-fu. Mark z łatwością wyprowadzał z owej "gardy" bloki oraz bloki z równoczesnymi ciosami. Nie dziwi więc fakt, iż uczniowie Sifu Wu z Toronto obligatoryjnie ćwiczą uderzenia na tarczach i walczą z przedstawicielami innych stylów.

seminarium

Mark wyjechał ze Słupska zadowolony. Pochwalił otwarte i pełne entuzjazmu nastawienie Polaków do treningu. Obiecał, że będzie gorąco namawiał Sifu Wu Kwong Yu do odwiedzenia naszego niewielkiego miasta. Zanim jednak ziemia zadrży ponownie musi upłynąć nieco czasu - chcemy z Markiem Langweilerem dobrze przygotować się do tego wydarzenia.

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

GALERIA MISTRZÓW YANG TAIJIQUAN

Powrót do spisu treści


Taijiquan

ZANIM ZROBISZ PIERWSZY KROK... ALBO KOLEJNY...
Tomasz Grycan

Kiedy obserwuję, to co dzieje się w naszym kraju, ze smutkiem stwierdzam, że naiwność ludzi nie zna granic. Nie rozumiem jak to możliwe, że inteligentne osoby, które w codziennym życiu kierują się we wszystkim zasadami logiki, w kontakcie z taijiquan wyłączają swój zdrowy rozsądek i ślepo wierzą we wszystko....

Kilka wskazówek dla początkujących, które teraz napiszę, są w zasadzie oczywiste, ale.... niestety chyba nie zawsze i nie dla każdego....

Jeżeli czytacie ten magazyn, to znaczy, że macie dostęp do internetu. Wykorzystajcie to medium właściwie. W sieci istnieje bardzo dużo materiałów o taijiquan. Zapoznajcie się z nimi. Zdobądźcie chociaż jakąś podstawową wiedzę, zanim zaczniecie szukać nauczyciela. Dzięki temu łatwiej będziecie mogli znaleźć, to czego naprawdę potrzebujecie i unikniecie wielu rozczarowań.

Możecie wykorzystać różne fora dyskusyjne (na przykład Forum "Neijia") do zdobycia informacji o lokalnych ośrodkach taijiquan. Być może blisko waszego domu prowadzone są ciekawe treningi, a nawet o tym nie wiecie. Bądźcie jednak ostrożni w bezkrytycznym przyjmowaniu opinii innych na temat różnych nauczycieli. To, że komuś coś się podoba lub nie, nie musi oznaczać, że wam też to będzie odpowiadało lub nie. Pamiętajcie także o tym, że spora grupa wirtualnych ekspertów nigdy nic nie ćwiczyła i nie ma zielonego pojęcia o czym pisze.

Nie bójcie się odwiedzać różnych grup taijiquan i ćwiczyć w nich trochę. To jedyny sposób aby dowiedzieć się, czego naprawdę się potrzebuje. Każdy musi sprawdzić to na własnej skórze, sam ocenić co dla niego jest dobre, a co nie. Podpieranie się opiniami innych nie wiele daje.

Pamiętajcie, że taijiquan nie można nauczyć się tylko z książek lub kaset wideo. Dobry instruktor powinien mieć wcześniej jakiegoś nauczyciela, a jego kontakt z nim powinien trwać wystarczająco długo, aby mógł się on czegoś od niego nauczyć. To, że ktoś ma zdjęcie z mistrzem "X", nie musi wcale oznaczać, że jest dobrym uczniem mistrza. Być może spotkali się tylko raz i w dodatku w korytarzu jakiejś restauracji....

Nie trzeba zaczynać nauki od razu u Chińczyka i płacić olbrzymie pieniądze za krótkie seminaria. Na początek wystarczy dobry polski instruktor, który powoli wprowadzi w podstawy stylu.

Nawet największy mistrz taijiquan jest tylko człowiekiem. A to oznacza, że nie jest doskonały i także popełnia błędy. Mylić się jest rzeczą ludzką. Należy zachować pewien dystans do tego czego uczy. Jeżeli ktoś osiągnął mistrzowski poziom umiejętności w jednej dziedzinie, to nie oznacza, że jest kompetentny we wszystkim. Tak jak noblista z matematyki, może być laikiem w dziedzinie chemii, tak i mistrz taijiquan jest laikiem w bardzo wielu sprawach. Nauczyciel może być biegły w kilku dziedzinach, ale na pewno nie we wszystkich. Instruktor jest tylko instruktorem, nie rozciągajcie nadmiernie jego kompetencji.

Wojownicy taijiquan nie są wojownikami Yedi z mieczami świetlnymi. Taijiquan to nie magia i zabawy z mocą, ani religia. Ten system oparty jest na wykorzystaniu znanych powszechnie praw fizyki, a także na pewnych koncepcjach tradycyjnej medycyny chińskiej. Oceniajcie nauczyciela na podstawie jego realnych umiejętności, a nie opowiadanych przez niego historyjkach. Bądźcie krytyczni i korzystajcie ze zdrowego rozsądku. Nie pozwólcie, aby ktoś inny myślał za was.

Znalezienie dobrego nauczyciela to dopiero początek przygody. Nawet największy mistrz może być tylko przewodnikiem na Drodze, a nie tragarzem. Jeżeli chcecie osiągnąć najwyższy poziom umiejętności, musicie zdobyć ten szczyt własną ciężką pracą. Nikt was w tym nie zastąpi.

Nawet jeżeli udało się wam poćwiczyć na kilku seminariach ze spadkobiercą stylu i otrzymać trochę korekty własnej twórczości, to dopiero początek prawdziwej drogi. Dobrze jest pamiętać, że istnieje kolosalna różnica pomiędzy "wiedzieć jak coś zrobić", a "umieć to zrobić". Pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć i pójść na skróty. Musi minąć sporo czasu, aż zdobędzie się odpowiednie doświadczenie.

Niezbędne jest zachowanie pewnego dystansu do informacji z plakatów reklamowych. Nie chciałbym nikogo urazić, ale moim zdaniem żaden Polak nie osiągnął jeszcze mistrzowskiego poziomu umiejętności w Taijiquan. W każdym razie ja takiego nie spotkałem. Także zaawansowany poziom krajowych instruktorów jest bardzo dyskusyjny. Rozumiem, że żyjemy w czasach twardego kapitalizmu i marketing robi swoje, ale wielu osobom na pewno przydałoby się trochę więcej pokory....

Na koniec najważniejsze. Wbrew temu co piszą w kobiecych czasopismach, nie tylko umiejętności bojowe wymagają ciężkiej pracy. Także efekty zdrowotne przychodzą tylko wtedy, kiedy ćwiczy się naprawdę intensywnie i z pełnym zaangażowaniem. Nie wystarczy 5 minut taijiquan co kilka dni, aby osiągnąć wieczną młodość i piękną cerę....

I jeszcze jedno. Pamiętajcie o tym, że cokolwiek ćwiczycie, robicie to sami dla siebie. Oczywiście bardzo ważne jest, abyście wykonywali wszystko jak najlepiej tylko możecie, ale zarazem starajcie się czerpać z tego jak najwięcej przyjemności. Życie jest wystarczająco ciężkie, abyście dodatkowo zamartwiali się tym, czy wasze taijiquan jest na pewno właściwe i czy przed śmiercią zdążycie zostać mistrzami.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

BROŃ W TAIJIQUAN
Tomasz Grycan

Bardzo często w filmach pokazujących orientalne kraje, a szczególnie Chiny, można zobaczyć olbrzymie grupy ludzi ćwiczących taijiquan w parkach. Już od wczesnego poranka we wszystkich chińskich miastach na różnych skrawkach zieleni, a nawet na zwykłych ulicach, pojawiają się staruszkowie, którzy wykonują powolne sekwencje ruchów. Oprócz zwykłych form ręcznych, często wykonują oni także formy z różnego rodzaju bronią, np.: mieczem, szablą lub halabardą. Nikogo tam to nie dziwi. Każdy z Chińczyków wie, że w taijiquan występuje cały arsenał broni i praktyka z takimi przyrządami doskonale wzmacnia całe ciało, dlatego bardzo chętnie z tego korzystają.

Na Zachodzie, a także w Polsce, taijiquan robi się coraz bardziej modne. Niestety powszechna znajomość tego tematu jest bardzo powierzchowna. Najczęściej kojarzone jest ono z uproszczoną sekwencją "24 form pekińskich" stylu Yang. W mediach lansuje się pogląd, że to tylko zwykła gimnastyka i jakiekolwiek wspominanie o bojowych aspektach traktowane jest jako coś niestosownego. Panie wykonujące powolne ruchy w taiji, całkowicie nie zdają sobie sprawy, że ćwiczą "walkę z cieniem", a każdy ruch ma swoje bojowe zastosowanie. Występują tam uderzenia, rzuty, wykręcania stawów, łamania kości i atakowanie wszystkich wrażliwych punktów na ciele człowieka. Taijiquan to po prostu jedna z chińskich sztuk walki czyli kung fu.

Nie w każdym stylu taijiquan występuje cały arsenał broni, a nawet jeżeli jest, to niektórzy mistrzowie zaprzestali uczenia takiego materiału. Tylko najbardziej tradycyjne linie przekazu wciąż kultywują taką praktykę.

Podstawowy zestaw to: miecz, szabla, kij i włócznia. Często mówi się o takim przypisaniu do poszczególnych pięciu żywiołów:

Oprócz tego używa się także: halabardy, podwójnych mieczy, podwójnych szabli, podwójnych buław, wachlarza, itp.. Dodatkowo w treningu wykorzystuje się także różne specjalne akcesoria, na przykład kule (kamienne, metalowe lub drewniane) albo długie drągi (3 - 4 metry).

Należy pamiętać o tym, że ćwiczenie z bronią jest częścią zaawansowanego materiału. Wprowadza się go dopiero po co najmniej dobrym opanowaniu form ręcznych. Istnieje ku temu kilka powodów.

Po pierwsze, należy najpierw nauczyć się odpowiednio używać własne ciało zgodnie z zasadami taiji. Jeżeli nabędzie się umiejętność prowadzenia ruchu z "centrum" i praca dłoni nie będzie "oderwana od reszty ciała", można próbować robić coś z mieczem lub kijem. Ćwiczenie z bronią bez realizacji zasad taiji, rozwija tylko olbrzymią ilość błędów, które potem bardzo trudno jest wykorzenić.

Po drugie, zbyt wczesna praktyka z różnymi przedmiotami może doprowadzić do kontuzji. Broń trzymana przez chwilę wydaje się lekka, ale ćwiczenie nią przez kilkanaście lub kilkadziesiąt minut udowadnia, że ciężar jest jednak spory i nadgarstki zaczynają boleć. Może dojść do napięć w niektórych rejonach, a ignorowanie bólu i kontynuowanie tego przez kilka tygodni lub miesięcy, może doprowadzić nawet do zmian chorobowych. Aby praktyka z bronią była przyjemna i odniosła prawdziwy efekt zdrowotny, ciało musi być odpowiednio przygotowane czyli wzmocnione przez ćwiczenie form ręcznych.

W Taijiquan używa się specjalnego sprzętu treningowego. Jest to imitacja tradycyjnego arsenału. Taka broń jest lżejsza i przede wszystkim nie jest ostra. Należy jednak stale pamiętać o tym, że ćwiczenie z bronią, zwłaszcza w parach, wymaga olbrzymiej koncentracji. Należy bardzo uważać, aby nie zrobić sobie lub komuś krzywdy. Broń co prawda jest tępa, ale jednak ma swoją wagę i rozpędzona może stanowić duże zagrożenie. Dopiero kiedy nabędzie się naprawdę mistrzowskie umiejętności, można skorzystać z prawdziwej bojowej białej broni.

Praktyka z bronią znacznie pogłębia zrozumienie walki bez broni, jest naprawdę bardzo inspirująca. Oczywiście pod warunkiem, że studiuje się ją właściwie, a nie zalicza kolejnych form w ekspresowym tempie. Miecz, szabla lub włócznia ma swoją określoną specyfikę i trzeba zrozumieć różnice w korzystaniu z nich. Właściwa nauka wymaga przejścia określonych etapów. Najpierw poznaje się podstawowe ćwiczenia charakterystyczne dla danej broni, a dopiero później uczy się form, a na końcu rozwija się bojowe zastosowania z partnerem. Tylko w ten sposób można naprawdę wnikliwie zrozumieć ten temat.

Ćwiczenie z bronią, nawet treningową, doskonale wzmacnia dłonie, nadgarstki, ramiona, obręcz barkową, plecy, obszar pasa i nogi. Uczy wykorzystania połączenia dolnej i górnej części ciała oraz poprawia jego koordynację.

W wielu sportach, na przykład w golfie lub tenisie, dochodzi do nadmiernego rozwoju jednej strony ciała. Wykonywanie form z podwójnymi mieczami lub szablami umożliwia zrównoważony rozwój obydwu stron i może zastąpić korzystanie z siłowni.

Choć czasy się zmieniły i nikt już dzisiaj nie chodzi po ulicy z włócznią lub halabardą, to praktyka z bronią wciąż jest ważna w taijiquan. Nie tylko służy do kultywowania tradycji w kung fu, ale także wbrew pozorom może być skutecznie wykorzystana w realnej walce. Na przykład techniki miecza lub szabli można dla samoobrony wykonać przy użyciu parasola lub laski.


Miecz (jian)

Miecz składany, bardzo wygodny w transporcie.
Można go nosić w kieszeni i rozkładać w parku do ćwiczenia.

Szabla (dao)

Szabla używana w stylu Chen.


Mistrz Chen Jun.

Szabla używana w stylu Yang.


Mistrz Yang Zhenduo.

Kij (gun)

Włócznia (qiang)


Mistrz Zhu Tian Cai.

Halabarda (guandao)


Mistrz Zhu Tian Cai.

Podwójny miecz (shuang jian)

Podwójna szabla (shuang dao)


Mistrz Chen Xiao Wang.

Podwójne buławy


Mistrz Zhu Tian Cai.

Wachlarz

  

Kula

  

Powrót do spisu treści


Taijiquan

TAIJIQUAN DLA AKTORÓW
Tomasz Grycan

Świat sztuki jest bardzo mocno powiązany z taijiquan (tai chi chuan). Od dziesiątków lat malarze, rzeźbiarze, aktorzy, śpiewacy operowi i inni artyści wykorzystują praktykę taijiquan dla podniesienia swoich umiejętności zawodowych. Dlaczego tak chętnie sięgają do tego właśnie systemu pracy z ciałem? Dlaczego w wielu szkołach teatralnych na całym świecie uczone jest taijiquan? Co jest przyczyną tak dużego zainteresowania tego środowiska zawodowego?

Gra na scenie wymaga wyrażania wielu emocji. Aktor musi perfekcyjnie opanować kontrolę nad mimiką twarzy i ruchów swojego ciała. Musi umieć płynnie i szybko przejść od wzburzenia do wyciszenia. W dodatku jego głos musi być adekwatny do odgrywanych zewnętrznych sytuacji. Oznacza to, że cały czas musi umieć zachować wewnętrzny dystans od tego, co dzieje się dookoła. Jeżeli w sposób niekontrolowany da się ponieść emocją, jego głos od razu to zdradzi. Aktorzy teatralni, w przeciwieństwie do filmowych, nie mogą skorzystać z powtórki ujęć lub wycięcia nieudanych scen. Oni codziennie muszą być przez cały czas głęboko skoncentrowani i sprawować idealną kontrolę nad napięciami we własnym ciele. A nie jest to proste, kiedy stoi się na podwyższeniu w świetle reflektorów przed setkami osób obserwujących każdy ruch. Należy pamiętać, że trema jest nieodłącznym elementem tego zawodu i towarzyszy aktorom przez całe ich życie.

O taijiquan można powiedzieć, że jest zaawansowaną sztuką wsłuchiwania się w siebie i słuchania innych. Umożliwia zwiększenie wrażliwości na wszelkiego rodzaju bodźce. Efektem ubocznym praktyki tej sztuki walki jest głęboka świadomość tego co dzieje się we własnym ciele. Dzięki zwiększonej kontroli nad aparatem mięśniowym i opanowaniu umiejętności głębokiego oraz spokojnego oddechu, praca w warunkach o podwyższonym stresie jest o wiele łatwiejsza. Nawet minimalne źródła napięć są od razu wyczuwane i można je zneutralizować już w początkowej fazie. Osoba, która potrafi się wewnętrznie wyciszyć, jest znacznie bardziej opanowana w sytuacjach kryzysowych niż przeciętny człowiek.

Dla aktorów szczególnie dobrze sprawdza się chen taijiquan, ze względu na nieustanne dynamiczne zmiany faz Yin (bierność) i Yang (aktywność). Ten styl często porównywany jest do górskiego strumienia. Ruchy w nim są na przemian spokojne i bardzo gwałtowne. Tak jak woda, która raz płynie leniwie i powoli, a innym razem gwałtownie spada w wodospadzie i z wielką siłą lawiruje między głazami.

Osoby ćwicząca chen taijiquan muszą nauczyć się szybkiego przechodzenia od łagodnych do bardzo dynamicznych ruchów i odwrotnie. Wyładowania energii w technikach "fa jing" przypominają szalejące tornado. Na zewnątrz wszystko wiruje z olbrzymią siłą zniszczenia, ale w środku cyklonu panuje całkowity spokój i cisza. Tak samo powinien wyglądać świat aktora. Na zewnątrz może on wygłaszać płomienną przemowę do widowni i biegać przy tym po scenie, ale w środku musi być całkowicie wyciszony i rozluźniony, bo tylko dzięki temu może sprawować pełną kontrolę nad swoim ciałem i głosem.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

PRAKTYKA UCZENIA
Daniel Żurawski

danieltaichi@plusnet.pl

Uczę Tai Chi Chuan od dwunastu lat i dla mnie uczenie innych jest taką samą praktyką jak osobiste studiowanie tej sztuki. Podchodzę do tego poważnie i staram się słuchać innych, każdy kto przychodzi na moje zajęcia ma jakiś problem do rozwiązania. Większość chce po prostu popracować nad poprawieniem swojego zdrowia, niektórzy chcą odnaleźć drogę wewnętrznego rozwoju, a bardzo niewielu chce poznawać Tai Chi jako sztukę walki. Po prostu nie każdy ma zarezerwowane najbliższe dziesięć, czy piętnaście lat, na to aby bardzo mocno wejść w praktykę i wytrwać w tym. Czasy się zmieniły, czujemy się bezpieczni i nikt specjalnie nie myśli o studiowaniu Tai Chi jako sztuki walki. Mamy o wiele więcej problemów dnia codziennego, z którymi jakoś musimy sobie radzić, jeśli ktoś chce się nauczyć jakiejś sztuki walki, czy samoobrony to i tak będzie szukał tego tematu gdzieś indziej. Ci którzy przychodzą, chcą się zrelaksować i odpocząć od stresów jakich doświadczają w pracy i w domu. Tai Chi może jakoś temu zaradzić i tak też się dzieje, stajemy się bardziej pewni siebie i łatwiej nam się żyje. Współcześni ludzie są o wiele bardziej zmęczeni psychicznie niż fizycznie i dlatego szukają wytchnienia od ciągłego pośpiechu. Tai Chi to zwolnienie tempa tej szalonej gonitwy jakiej jesteśmy poddawani, a ćwiczący pomyślą o sztuce walki jako o ostatniej rzeczy, która wpadnie im do głowy. Rozróżniam trzy etapy uczenia się Tai Chi, pierwszy to ciało umiejętność zadbania o nie. Dowiadujemy się o sobie tego tego, czego nie byliśmy w ogóle świadomi, badamy samych siebie i odkrywamy że je mamy, a w sztuce walki nieświadomość swojego ciała jest wielkim błędem, kiedy się nie zna własnych słabości i atutów. Drugim etapem jest rozwój wewnętrzny, umiejętność odnalezienia swojego miejsca we wszechświecie, odnalezienie odpowiedzi jakie dręczą każdego normalnego człowieka. Poznanie wartości jaką jest życie, a jeśli ją znamy to nigdy nie podniesiemy ręki na drugiego człowieka, Tai Chi jest sztuką pokoju, a nie walki. Łatwo jest skrzywdzić drugiego człowieka, trudniej jest mu pomóc i naprawić wyrządzone szkody, stąd pierwszy etap to dbanie o ciało tak aby służyło nam jak najdłużej. Trzeci etap to sztuka walki, kiedy już poznaliśmy wszystkie swoje możliwości, znamy zastosowanie każdego ruchu, wiemy jak złamać rękę, wybić zęby i podbić oko, to z pewnością nigdy tego nie zrobimy. Ponieważ człowiek który przeszedł bardzo ciężką i długa drogę wie, że nie po to nią szedł, aby na końcu rozpocząć wszystko od nowa. Nigdy nie zapominam, że Tai Chi jest sztuką walki, ale przede wszystkim z samym sobą i z własnymi słabościami a mamy ich bardzo wiele. Taka jest moja praktyka uczenia, każdy dostaje to czego chce i co sam potrafi unieść, nie jest lekko, ale nikt nie narzeka, aby osiągnąć jakikolwiek efekt potrzeba wiele pracy i czasu, szczególnie jeśli chodzi o sztukę walki. Wszystkim czytelnikom życzę wielu sukcesów w tym co chcą osiągnąć w życiu.

Bydgoszcz, grudzień 2004 r.

Powrót do spisu treści


Taijiquan

POPŁUCZYNY TAI CHI
Daniel Żurawski

danieltaichi@plusnet.pl

Ostatnio otrzymałem e-mail, z zaproszeniem na zawody kung fu, również Tai Chi. W odpowiedzi zapytałem, jaki sens ma organizowanie zawodów w Tai Chi, odpowiedź była ciekawa. Zarzucono mi, że jeśli nie ćwiczy się Tai Chi jako formy bojowej, samoobrony, sztuki walki i ma się strach przed pokazaniem tego co się umie, to z pewnością są to popłuczyny Tai Chi, a nie to prawdziwe Tai Chi Chuan i takiej nazwy nie powinno się używać, do tego co się ćwiczy. Tai Chi oznacza harmonię pod każdym względem, uzyskanie harmonii w zdrowiu, w wewnętrznym rozwoju, a także w sztuce walki którą oczywiście także jest i nic tego nie zmieni. Czy jeśli ćwiczę Tai Chi dla rozwoju wewnętrznego i zachowania dobrego zdrowia, to oznacza to, że nie ćwiczę go jako sztuki walki? Musiałoby to oznaczać, że ćwiczę coś zupełnie innego i forma stylu Yang jest inna w każdym miejscu na świecie. A przecież większość praktyków zgodzi się ze mną, że ta forma, jest prawie taka sama i różni się niewielkimi detalami, gdziekolwiek się ją ćwiczy. Jeśli jest tą samą formą, to wiadomo jest, że każdy jej krok i technika może posłużyć jako sztuka samoobrony. Zawody w Tai Chi to też trochę pomyłka, ponieważ nie da się niczego ocenić obiektywnie, zawsze będzie to spojrzenie przez pryzmat tego, czego nauczyliśmy się od swojego nauczyciela. Każdy ćwiczący startuje z innego poziomu, realizuje zasady w swój własny sposób, jeśli ocenia się zewnętrzne wykonanie formy, to nie jest to już Tai Chi, przecież jest to sztuka wewnętrzna. A zawody w Tui Shou, co tu komu udowadniać?, jest to ćwiczenie prowadzące do zdobycia konkretnych umiejętności, rozwoju wrażliwości, a nie porównywania kto jest silniejszy. Można by było to wszystko osiągnąć ćwicząc tylko formę, ale trwałoby to o wiele dłużej, więc mamy partnera, który nam to ułatwia, dzięki Tui Shou. A jeśli chodzi o sztukę walki, to nie wiem czy dałoby się jakoś to sprawdzić, przecież musielibyśmy się bić naprawdę, aby dowiedzieć się kto jest lepszy, mogłoby być wtedy nieprzyjemnie. Mam na myśli brak jakichkolwiek zakazów, kopnięcia w miejsca najczulsze, łamanie rąk, uszkodzenia stawów, atak na oczy, uszy, zrywanie ścięgien itp. W innym przypadku jest to bezpieczna zabawa w sztukę walki, nie mająca nic wspólnego z tym, co mogłoby się wydarzyć naprawdę i do końca nikt kto nie był w sytuacji zagrożenia, nie wie jak by się zachował. Więc ja wole sobie ćwiczyć swoje Tai Chi dla zdrowia i rozwoju osobistego, ponieważ nie mam ochoty nikomu zrobić krzywdy. To są tylko moje uwagi, do tego co się dzieje w świecie Tai Chi, można się z tym zgadzać lub nie, każdy ma prawo do własnej opinii. Pozdrawiam i życzę owocnej praktyki w każdej dziedzinie.

Bydgoszcz, Grudzień 2004 r.

Powrót do spisu treści


Yiquan

F.A.Q. - CZĘSTO ZADAWANE PYTANIA
Andrzej Kalisz

e-mail: akademia@yiquan.com.pl
www.yiquan.com.pl

Niniejszy artykuł przeznaczony jest dla osób początkujących, a przede wszystkim dla tych, którzy dopiero zastanawiają się nad podjęciem nauki yiquan. By każdemu z Czytelników łatwiej było odnaleźć odpowiedzi na najistotniejsze pytania, zostały one podzielone na 3 podgrupy:

PRZECZYTAJ JEŚLI SZUKASZ ĆWICZEŃ ZBLIŻONYCH DO TAI CHI, CHI KUNG LUB JOGI

Właściwie myślę o nauce tai chi. Przypadkowo trafiłem na strony internetowe poświęcone yiquan i zastanawiam się, czy nie zdecydować się na naukę tej sztuki. Czy mógłbym prosić o poradę?

Dziś na całym świecie wiele osób ćwiczy coś co nazywane jest tai chi. W większości wypadków jest to system ćwiczeń polegający na wykonywaniu w sposób stosunkowo zrelaksowany krótszych lub dłuższych układów powolnych ruchów. Celem większości ćwiczących jest relaks, odprężenie, uzyskanie dobrego samopoczucia, utrzymanie lub poprawa stanu zdrowia. Ze względu na wykonywanie ćwiczeń w stanie wyciszenia i skupienia mówi się czasem o tai chi jako o "medytacji w ruchu".

By jednak udzielić porady dotyczącej wyboru "tai chi czy yiquan?", musimy zwrócić uwagę na kilka kwestii. Ćwiczenia, które dziś nazywane są powszechnie tai chi i spełniają funkcję taką jak opisano wyżej, wywodzą się ze sztuki walki taijiquan (tai chi chuan), zaliczanej do grupy tak zwanych systemów wewnętrznych kung-fu (wushu, jeśli posłużyć się bardziej właściwym terminem używanym w Chinach). Stąd gdy mowa o tai chi nie zawsze do końca jest jasne, czy chodzi tylko o ćwiczenia dla relaksu, dobrego samopoczucia i zdrowia, wywodzące się z taijiquan (tai chi chuan), stanowiące uproszczony fragment pełnego systemu, czy też właśnie o właściwy taijiquan, który posiadając walory uproszczonego tai chi, jest także swoistą sztuką walki o nieco nietypowych metodach treningowych. W Chinach tę sztukę walki nazywa się taijiquan (tai chi chuan), natomiast gdy mowa o podobnych i wywodzących się z taijiquan ćwiczeniach dla zdrowia używa się nazwy taijigong (tai chi kung), taiji qigong (tai chi chi kung) lub jianshen taijiquan (chien shen tai chi chuan). Szkoda, że ta klasyfikacja nie została przeniesiona na Zachód, czego efektem są częste nieporozumienia.

Zatem by móc udzielić wskazówek, należałoby ustalić, czy mówiąc o tai chi, ma Pan na myśli taijiquan (sztuka walki), czy taijigong (ćwiczenia dla zdrowia, dobrego samopoczucia itp.)

Chodzi mi tylko o relaks, odprężenie po pracy, poprawę samopoczucia. Zupełnie nie mam ochoty uczyć się czegokolwiek związanego z walką.

Zatem mówiąc o tai chi miał Pan na myśli taijigong (taiji qigong). Podobnie jak taijigong stanowi ograniczony wariant pełnej sztuki taijiquan, w przypadku yiquan również istnieje taki "wariant zdrowotny", jest to tak zwana metoda zhan zhuang. Może to stanowić  ciekawą alternatywę w stosunku do taijigong. Akademia Yiquan oferuje odrębne zajęcia dla osób o takich zainteresowaniach. Uzupełniająco są zresztą podczas nich wprowadzane także elementy taijigong.

A gdybym chciał także uczyć się pewnych elementów dotyczących samoobrony lub walki, ale w ograniczonym zakresie, tak by trochę poznać ten aspekt, ale nie chciałbym uczestniczyć w sparingach?

W takiej sytuacji proponujemy udział w zajęciach pełnego systemu yiquan. Osoby obawiające się treningu sparingowego, lub w przypadku których byłby on niewskazany ze względów zdrowotnych, mogą wybrać opcję nauki z pominięciem sparingów san shou (wolna walka) i ewentualnie powiązanego z nimi treningu na tarczach i workach bokserskich. Jeśli chodzi o trening z partnerem, odnoszący się do walki/samoobrony, proponujemy wówczas skupienie się na tak zwanych ćwiczeniach "pchających rąk" (tui shou).

Ja natomiast myślałem o ćwiczeniu taijiquan jako sztuki walki. Ostatnio usłyszałem o yiquan i system ten nieco mnie zaintrygował. Teraz nie wiem co wybrać. Czy mógłbym poprosić o kilka argumentów na rzecz yiquan?

Yiquan jest systemem, który podobnie jak taijiquan kładzie nacisk na wykorzystanie pracy umysłu w treningu. Podobne są też niektóre z metod treningowych, np. ćwiczenia statyczne zhan zhuang (bardziej rozwinięte i szerzej wykorzystywane w yiquan), ćwiczenia shi li wykonywane powoli, jak formy taijiquan, czy ćwiczenia "pchających rąk",

Powstanie yiquan było efektem krytycznego podejścia jego twórcy do klasycznej spuścizny. On i jego następcy dokonali krytycznej weryfikacji dawnych koncepcji i metod, starając się zachować to co wartościowe, a wyeliminować to co bezużyteczne lub wprowadzające w błąd. W rezultacie, w odróżnieniu od niektórych klasycznych koncepcji taijiquan i innych bardziej tradycyjnych systemów wewnętrznych, koncepcje teoretyczne yiquan są łatwiejsze do zaakceptowania przez przeciętnego współczesnego człowieka, co znacznie ułatwia naukę i robienie postępów, przy mniejszym ryzyku zbłądzenia na manowce. W porównaniu z taijiquan, yiquan znacznie szybciej przynosi efekty w postaci rozwoju praktycznych umiejętności walki wręcz.

Ale bardzo pociągają mnie formy taijiquan - te długie układy pięknych, płynnie połączonych ruchów, coś co określiłbym jako "poezję". Słyszałem, że w yiquan nie ma form. To sprawia, że jednak taijiquan pociąga mnie bardziej.

To prawda, że w yiquan nie ma klasycznych form, takich jak w taijiquan. Jednak uważamy, że osobom, które pociąga ćwiczenie takich układów yiquan oferuje coś jeszcze ciekawszego. W yiquan zaczynamy od nauki bardzo prostych ćwiczeń, dzięki czemu łatwo jest o uzyskanie swoistej koordynacji pomiędzy umysłem a ciałem - możemy bowiem skoncentrować się na istocie ćwiczenia, a nie na próbie opanowania bardziej złożonych ruchów (co odsunęłoby w czasie możliwość pracy na głębszym poziomie). Gdy w prostym ćwiczeniu pozycyjnym lub w prostym ruchu rozwiniemy zdolność tej psychiczno-fizycznej koordynacji, odczucie ciała, odczucie ruchu, odczucie siły, energii (w dużej mierze mówimy tu o tym, co w bardziej klasycznych systemach określone byłoby jako czucie qi), możemy to przenieść do ruchów bardziej złożonych. Kolejny etap to łączenie tychże ruchów w dowolnej kolejności. Pracujemy wówczas więc z czymś co wygląda jak forma, tyle że za każdym razem inna, ponieważ możliwości zmiany kolejności ruchów są niezliczone. Już na tym etapie osoby, które pociągało ćwiczenie form w taijiquan stwierdzają, że taki sposób ćwiczenia jest jeszcze ciekawszy. A dalsze etapy są jeszcze bardziej fascynujące. Po poznaniu i opanowaniu podstawowych zasad i zdobyciu pewnego doświadczenia w ćwiczeniach z partnerem, przechodzimy do różnorodnych modyfikacji ruchów, zmian ich zakresu, zmian sposobu koordynacji ruchów ciała, rąk i kroków, później także płynnych zmian tempa i rytmu ruchów. Zachowane zostają podstawowe zasady, a forma staje się nieuchwytna, wykracza poza schematy. Każdy ćwiczący jest wówczas artystą, oryginalnym twórcą. To jest naprawdę wspaniałe!

Wiele szkół chińskich sztuk walki reklamuje się, że dodatkowo naucza qigong. Bardzo często twierdzi się, że bez qigong nauka wushu (kung-fu) nie jest pełna. Dlaczego Akademia Yiquan nie oferuje zajęć qigong?

Pojęcie qigong niemal nigdy nie było używane w dawnych Chinach. Oczywiście istniały rozmaite systemy ćwiczeń, które dziś są tak określane. Miały one jednak różne nazwy, opierały się na różnych założeniach i służyły różnym celom (np. praktyki religijne, ćwiczenia dla zdrowia, trening uzupełniający w sztukach walki). Szerzej termin ten zaczęto stosować w XX wieku, a szczególnie w jego drugiej połowie. Został on oficjalnie uznany w ChRL w latach 50. Nazwa składa się z dwóch części: qi (w przybliżeniu: energia lub witalność) oraz gong (ćwiczenie). Zatem chodzi o ćwiczenia, których obiektem jest qi. Jednak w Chinach stosuje się także znacznie szerszą definicję qigong, obejmującą wszelkie ćwiczenia, które łączą w różny sposób i w różnych proporcjach nacisk na trening mentalny, ruch lub pozycje ciała oraz oddech. Do tak szeroko rozumianego qigong zalicza się więc także metody, które nie opierają się na koncepcji qi. W chińskich publikacjach często także o jodze, medytacji zen, medytacji transcendentalnej, a nawet o europejskich ćwiczeniach relaksacyjnych, jak np. trening autogenny, mówi się jako o formach qigong.

Wśród chińskich sztuk walki są i takie, które określa się zwykle jako "systemy wewnętrzne". Ich metody treningowe są jednocześnie pewnymi formami ćwiczeń qigong. Ponieważ trening podstawowy w tych systemach można uznać za trening qigong, jaki sens miałoby ćwiczenie jeszcze qigong dodatkowo?

Interesuję się qigong. Dlatego zainteresowała mnie nauczana w Akademii Yiquan metoda zhan zhuang, o której słyszałem, że jest jedną z odmian qigong. Z drugiej strony podobno yiquan odrzuca nawet samo pojęcie qi. Czy zatem naprawdę mogę się u Państwa nauczyć qigong?

Przy założeniu bardzo szerokiej definicji, stanowiąca element yiquan metoda zhan zhuang może być uznana za odmianę qigong. Natomiast rzeczywiście nasza metoda nie odwołuje się do koncepcji qi. Więc przy zastosowaniu węższej definicji zhan zhuang to nie jest qigong. Uważamy, że to czym się zajmujemy wykracza poza tradycyjne klasyfikacje, że jest to nowy etap w rozwoju chińskich sztuk walki i systemów ćwiczeń dla zdrowia.

Czy brak teorii qi nie sprawia, że metoda ta jest mniej skuteczna od bardziej klasycznych odmian qigong np. gdy chodzi o ćwiczenie dla zdrowia?

Przedstawiciele metody zhan zhuang w Chinach wskazują na spostrzeżenia związane z efektami praktyki różnych form qigong, w tym wynikami badań porównawczych. Metody qigong są bardzo różne - różne są formy ćwiczeń, różne teorie, nawet interpretacje pojęcia qi i założenia dotyczące "przepływu qi". A jednocześnie okazuje się, że mimo tych wszelkich różnic, a nawet sprzeczności w teoriach i metodach, osiągane efekty, niezależnie od metody są w dużej mierze podobne. To skłania do zastanowienia się, co w tych ćwiczeniach jest naprawdę istotne, co przynosi efekty, a co można pominąć. Elementy wspólne większości tych ćwiczeń to przede wszystkim:

Spełnienie tych zasad umożliwia osiągnięcie większości efektów przypisywanych ćwiczeniom qigong. Metoda zhan zhuang od lat 50. XX wieku wykorzystywana jest w szpitalach i sanatoriach w Chinach, i mimo względnej prostoty, braku złożonych praktyk z qi, okazuje się jedną z metod przynoszących znakomite efekty terapeutyczne.

Być może metoda zhan zhuang umożliwia uzyskanie większości korzyści zdrowotnych, które dają tradycyjne formy qigong. Jednak czy nie jest tak, że zagubione zostają jakieś efekty, które mogłyby być osiągnięte, przy wykorzystaniu bardziej tradycyjnych metod, opartych na koncepcjach związanych z "przepływem qi"?

Można założyć, że żadna metoda lub teoria nie jest absolutnie doskonała. Zaletą metody zhan zhuang jest to, że przynosi naprawdę wiele korzyści, przy zastosowaniu stosunkowo prostych środków, a jest możliwa do zaakceptowania praktycznie przez każdego współczesnego człowieka, podczas gdy bardziej tradycyjne odmiany qigong to dla wielu bzdury i zabobony. Dlatego uważamy, że metoda zhan zhuang jest godna szerokiej popularyzacji. Ponadto w ciągu kilkudziesięciu lat propagowania metody zhan zhuang w Chinach nie zostało stwierdzone, by powodowała ona niepożądane skutki uboczne, podczas gdy są one dość poważnym problemem w przypadku tych bardziej skomplikowanych, tradycyjnych metod.

Być może niektóre z tych tradycyjnych metod godne są głębszego zbadania. I takie badania są zresztą w Chinach prowadzone. Trudniej jednak polecać szerszemu ogółowi coś wokół czego jest jeszcze wiele niejasności i kontrowersji. Dlatego propagujemy metodę zhan zhuang, łatwą do zaakceptowania przez współczesnego człowieka, a bardzo wartościową.

A ja zetknąłem się z informacjami dotyczącymi yiquan, gdzie była mowa o qi. Dlaczego tutaj czytam coś innego?

Twórca yiquan - Wang Xiangzhai, zaczął nauczać systemu pod tą nazwą w połowie lat 20. XX wieku. W tym czasie system ten wyraźnie różnił się od klasycznego xingyiquan, z którego się wywodzi, wciąż jednak posługiwał się wieloma klasycznymi pojęciami. Stąd osoby, które nauczają yiquan według przekazu któregoś z uczniów Wang Xiangzhai'a z tego wczesnego okresu posługują się tymi pojęciami. Jednak w kolejnych latach Wang Xiangzhai dokonał wielu modyfikacji, zarówno w zakresie koncepcji, jak i metod. Uważa się, że dojrzałą postać jego system uzyskał w latach 40. Yiquan, którego nauczamy wywodzi się z tej późniejszej wersji i rozwinięty został dalej przez sukcesora Wang Xiangzhai'a - mistrza Yao Zongxun. Tak więc to, czym się zajmujemy jest już bardzo różne od tego czego uczyli się uczniowie Wang Xiangzhai'a z wczesnego okresu rozwoju yiquan. Ponadto zdarzało się także w późniejszym okresie, że pobierali u Wang Xiangzhai'a nauki przedstawiciele tradycyjnych systemów sztuk walki lub qigong, którzy byli przywiązani do tych klasycznych koncepcji. Bywało więc i tak, że gdy nauczali elementów yiquan, które poznali, dokonywali modyfikacji idących w odwrotnym kierunku w stosunku do rozwoju głównego nurtu yiquan. Yiquan, którym my się zajmujemy pochodzi z głównej linii przekazu.

Czy yiquan ma coś wspólnego z hatha jogą?

W Chinach pewne ćwiczenia analogiczne do hatha jogi powstawały wcześniej niż zaistniały kontakty z kulturą Indii o których nam wiadomo. Niewątpliwe pewne praktyki trafiły do Chin z Indii wraz buddyzmem i wpłynęły na rozwój chińskich systemów ćwiczeń. W gruncie rzeczy nie zostało to jednak niemal zupełnie udokumentowano, więc trudno powiedzieć coś więcej. Metody treningowe systemu yiquan wywodzą się z bardziej klasycznych form ćwiczeń rozwiniętych w Chinach, na które być może wpłynęły jakieś metody zapożyczone z Indii. Niektóre ćwiczenia pozycyjne stosowane w yiquan nasuwają skojarzenia z asanami hatha jogi. Można powiedzieć, że jest to w jakimś stopniu coś analogicznego. Trudno jednak mówić o bezpośrednich związkach.

A gdybym miał wybierać pomiędzy hatha jogą, a yiquan, czym powinienem się kierować?

Metoda zhan zhuang, stanowiąca element yiquan jest stosunkowo prosta, łatwa do opanowania, możliwa do ćwiczenia niemal zawsze i wszędzie. Jest zatem godna polecenia dla osób, które nie mogą poświęcić na naukę zbyt wiele czasu. Hatha joga wydaje się metodą bardziej złożoną, być może ciekawszą dla osób, których nie interesuje sztuka walki, a chcą poświęcić nauce i ćwiczeniu cale życie. Natomiast yiquan, jako całkowity system, oferuje taką możliwość nieustannej nauki i rozwoju osobom, które interesuje także trening sztuki walki.


PRZECZYTAJ JEŚLI INTERESUJESZ SIĘ FILOZOFIĄ DALEKIEGO WSCHODU

Ostatnio zainteresowałem się nauką yiquan. Słyszałem jednak, że yiquan powstał w wyniku krytyki tradycyjnej chińskiej filozofii. Czy naprawdę tak jest? Szczerze mówiąc, zniechęciłoby mnie to do nauki yiquan, ponieważ uważam, że chińska filozofia jest bardzo wartościowa.

Nauka jest czymś co podlega nieustannemu rozwojowi i doskonaleniu. W myśli ludzkości istnieją różne nurty. Każdy ma jakieś osiągnięcia. Na styku różnych idei pojawiają się zwykle nowe, ożywcze prądy. Dzisiaj na Zachodzie spotyka się niestety dość często osoby, które rozczarowane własną tradycją, bezkrytycznie przyjmują inne dogmaty i przesadnie idealizują inne tradycje, których tak naprawdę nie znają, czcząc w gruncie rzeczy swoje fantazje na ich temat.

Twórca yiquan - Wang Xiangzhai, był osobą o bardzo krytycznym umyśle. Przedstawiciele tradycyjnych szkół wysoko oceniali zarówno jego wiedzę, jak i umiejętności. Yiquan powstał wtedy, gdy silny był już w Chinach wpływ kultury i nauki zachodniej. Tak jak my możemy dostrzec niedostatki naszych paradygmatów w lustrze kultury Dalekiego Wschodu, podobnie przedstawiciele tamtych kultur dostrzegają braki swojej wiedzy dzięki konfrontacji z podejściem Zachodu. Wiele możemy się od siebie nawzajem nauczyć. Nonsensowne byłoby negowanie dziedzictwa jednej kultury i bezkrytyczne "przejście na drugą stronę".

Yiquan nie oznacza odrzucenia tradycji, tego co w niej wartościowe. Yiquan to próba krytycznego spojrzenia na chińskie dziedzictwo, nowej oceny tego co w nim wartościowe, a co nie. Tak naprawdę w praktyce yiquan bardzo często odwołujemy się do koncepcji klasycznej chińskiej nauki lub filozofii. Uważamy, że sięgamy w nią znacznie głębiej, niż ci, którzy bezkrytycznie powtarzają egzotyczne slogany, tworząc tylko pozory wiedzy.

Ale spotkałem się z takimi stwierdzeniami, że yiquan to tylko prosta fizyka, bez duchowości, bez medytacji, bez czegoś głębszego.

Takie stwierdzenia są z pewnością wywołane brakiem wiedzy na ten temat. Oczywiście bardzo często, gdy mowa o pewnych kwestiach poruszanych w klasycznych teoriach, a przez niektórych niepotrzebnie interpretowanych w kategoriach mistycznych, czy tajemnych mocy, my wskazujemy na stosunkowo proste mechanizmy, dające się wytłumaczyć na gruncie elementarnej fizyki. Tak się składa, że dawniej Chińczycy nie mieli pojęcia o tej fizyce, której uczymy się dzisiaj w szkole. Pewnymi pojęciami posługiwali się w odniesieniu do kwestii mistycznych i religijnych, a a jednocześnie próbowali je odnosić także do kwestii bardziej praktycznych, ponieważ nie mogli posłużyć się innymi. Należy sobie z tego zdawać sprawę, by w sytuacjach, gdy pewne koncepcje łatwo jest przełożyć na język współczesnej nauki, nie gmatwać się niepotrzebnie w mistycyzm. Co nie znaczy, że uważamy, że wszystko na świecie daje się bardzo prosto wytłumaczyć, i że współczesna nauka jest doskonała. To nieporozumienie.

Ale czy w yiquan stosuje się medytację?

Słowo medytacja pierwotnie odnosiło się po prostu do rozmyślania. Dzisiaj jednak, gdy mowa o medytacji, chodzi zwykle o rozmaite formy praktyk pochodzących z Dalekiego Wschodu, angażujących w różny sposób umysł. Praktyki te są bardzo różnorodne, opierają się na różnych zasadach, różne też są ich cele. Medytacja stała się więc pewnym "słowem-wytrychem", oznaczającym jednocześnie wszystko i nic. Z tego względu posługujemy się nim niechętnie. Natomiast wykorzystanie pracy umysłu jest najbardziej podstawowym elementem yiquan, mającym zastosowanie we wszystkich metodach treningowych.

Na stronach Akademii Yiquan nie mogłem znaleźć informacji o doskonaleniu etycznym adeptów, a przecież jest to bardzo ważne we wschodnich sztukach walki i zawsze mocno podkreślane. Mam więc wrażenie, że yiquan to jest jakiś styl dla chuliganów i bandytów.

W Chinach mówi się: "Ucząc się sztuki walki, przede wszystkim powinieneś starać się być dobrym człowiekiem". To jest oczywiste. Uważamy, że ciągłe mówienie o czymś, co powinno być oczywiste jest objawem obsesji. Normalni ludzie pragną przebywać wśród normalnych ludzi. W takim środowisku osobie nie potrafiącej dostosować się do ogólnie przyjętych norm trudno będzie znaleźć miejsce. Normalny nauczyciel nie zaakceptuje ucznia, który nie potrafi zrozumieć rzeczy najbardziej podstawowych.

Czy dzięki praktyce yiquan osiągnę oświecenie?

Yiquan nie jest praktyką religijną. Jego koncepcje i metody oczywiście odwołują się do niektórych teorii klasycznej chińskiej nauki i filozofii. Jest to bardzo pasjonujące zagadnienie. Yiquan jest jednak pewną nauką, dotyczącą człowieka, jego możliwości, jest pewną drogą poznawania siebie. Nie rościmy sobie natomiast najmniejszych pretensji do wskazywania absolutnych prawd. Nie chcemy wchodzić w kompetencje religii. Uważamy, że osoby, które w sztuce walki szukają substytutu religii, najpewniej mają duże problemy z sobą. Możemy mieć tylko nadzieję, że nie staną się one ofiarami toksycznych sekt.

My natomiast oferujemy możliwość ciekawej nauki (interesujące hobby), w tym zapoznania się z wieloma koncepcjami klasycznej chińskiej nauki i ich interpretacjami z punktu widzenia współczesnej nauki, treningu dla poprawy samopoczucia, sprawności psychofizycznej, zdrowia, dla rozwoju umiejętności samoobrony.


PRZECZYTAJ JEŚLI INTERESUJE CIĘ MOŻLIWOŚĆ NAUKI SKUTECZNEJ WALKI WRĘCZ

Czy yiquan jest skuteczny jako sztuka walki wręcz?

Uważamy, że yiquan jest systemem pozwalającym w stosunkowo krótkim czasie rozwinąć podstawowe umiejętności walki wręcz, a następnie doskonalić je i uzupełniać. Możliwość rozwoju skutecznych umiejętności nie jest więc tutaj ograniczana.

Nie bardzo rozumiem tę odpowiedź. Czy to znaczy, że yiquan jest otwarty na zapożyczenia z innych styli?

Yiquan jest systemem otwartym. Jego twórca powtarzał zawsze, że nie istnieje granica w rozwoju sztuki walki. Nie oznacza to jednak, jak niektórzy błędnie sądzą, że yiquan jest mieszanką technik, czy innych elementów zaczerpniętych z różnych styli. Oczywiście yiquan jest otwarty także na takie bezpośrednie zapożyczenia, jeżeli okażą się pożądane. Jednak w wielu wypadkach może chodzić o modyfikacje systemu, które nie są zapożyczeniami, ale są zainspirowane przez kontakt z przedstawicielami innych systemów, są reakcją na nowe wyzwania.

Taka otwartość systemu jest bardzo ciekawa, przypomina to nieco jeet kune do, ale czy nie sprawia to, że każdy może robić coś zupełnie innego, tak że nie będzie wiadomo czy to yiquan, czy nie?

Podstawą yiquan jest wykorzystanie aktywności mentalnej w treningu oraz łączne zastosowanie kilku specyficznych grup metod treningowych: zhan zhuang (ćwiczenia względnie statyczne, w których zaczynamy rozwijać percepcję ciała, ruchu, siły), shi li (ćwiczenia  powolnym ruchu, w których tę percepcję jeszcze bardziej rozwijamy i "testujemy") i fa li (ćwiczenia dynamiczne, "eksplozywne", wśród których są m.in. uderzenia dłonią, pięścią, łokciami, głową, barkiem, biodrem, kolanem, kopnięcia, a także szarpnięcia mające na celu wpływanie na równowagę przeciwnika, zmiany kierunku jego akcji, otwarcie jego obrony itp.), tui shou (ćwiczenia z partnerem, w wersji podstawowej stanowiące rodzaj shi li z partnerem, a następnie zmieniające się w coś przypominającego  rodzaj uproszczonego sparingu zapaśniczego, mamy też wariant z użyciem uderzeń) i san shou (trening wolnej walki, z wieloma ćwiczeniami uzupełniającymi oraz różnorodnymi wariantami sparingów od prostych, zadaniowych do bardziej swobodnych, w zależności od potrzeb i poziomu ćwiczących z użyciem sprzętu ochronnego lub bez). W yiquan wszystkie te metody treningowe wzajemnie się ze sobą wiążą i uzupełniają, stanowiąc pewien spójny system. To jest pewne jądro systemu. Natomiast konkretne rozwiązania, czy dodatkowe metody treningowe mogą być różne w różnych szkołach/odmianach yiquan, a nawet u zaawansowanych przedstawicieli tej samej szkoły. Yiquan z założenia kładzie nacisk na indywidualny rozwój, a nie na narzucanie sztywnych schematów. Oczywiście by móc podchodzić do systemu kreatywnie potrzebny jest najpierw pewien poziom jego zrozumienia. Początek drogi, to zatem nauka dla zrozumienia zasad i opanowania charakterystycznych dla yiquan umiejętności. 

Podoba mi się to, że yiquan kładzie taki nacisk na ćwiczenia z partnerem, ćwiczenia na tarczach, na worku, sparingi. Jednak te ćwiczenia w staniu, w powolnym ruchu nie przekonują mnie. Nie rozumiem dlaczego nie można ich pominąć, a zająć się konkretami?

Obecnie jest wiele szkół sportów walki, gdzie nacisk kładzie się na "konkrety", czyli dużo ćwiczeń z partnerem, sparingi, tarcze, worki itp. Popularny jest boks, kick-boxing, boks tajski, różne systemy mieszane. Jednak proszę zwrócić uwagę, że tam trening nigdy nie ogranicza się do tych "konkretów", a obejmuje zawsze wiele ćwiczeń rozwijających atrybuty fizyczne, a często także ćwiczenia odnoszące się do psychiki (relaks, koncentracja, wizualizacja wzmacniająca skuteczność ćwiczeń). Nie można tego wszystkiego odrzucić i ograniczyć się do samych sparingów. Podobnie jest w yiquan. Nie można ograniczać się do ćwiczenia sparingu. Nie można też wyeliminować treningu podstawowego yiquan i zastąpić go tylko typowym dla innych systemów treningiem atrybutów fizycznych. W ten sposób nie zostałoby wiele z tego co istotne w yiquan, co stanowi jądro tego systemu.

W zasadzie rozumiem. Ale co właściwie dają te dziwne ćwiczenia?

Rzeczywiście ćwiczenia takie nie są spotykane w popularnych dyscyplinach sportu, w tym w sportach walki, natomiast w chińskich sztukach walki nie są zwykle wykorzystywane w aż tak szerokim zakresie i nie są tak rozwinięte jak w yiquan. O tym co te ćwiczenia dają można napisać wiele książek, a jednocześnie może to być pole dla ciekawych badań. Tutaj spróbujemy w dużym skrócie omówić niektóre aspekty tego zagadnienia.

Ćwiczenia zhan zhuang (względnie statyczne) i shi li (w powolnym ruchu), choć wydają się tak nietypowe, pozwalają między innymi efektywnie rozwijać zdolności motoryczne (np. siła, wytrzymałość, szybkość, zwinność, koordynacja ruchowa, gibkość). Dowodzi tego kilkadziesiąt lat  praktyki oraz wyniki nielicznych jeszcze badań dotyczących podobnych zagadnień. Będziemy starali się stopniowo przedstawiać w naszym serwisie wyniki badań, artykuły traktujące na ten temat, linki do informacji zamieszczonych w sieci. Mamy też nadzieję, że środowiska naukowe specjalizujące się w zagadnieniach kultury fizycznej, wkrótce bardziej zainteresują się tymi metodami treningu i poważnych badań będzie więcej.

Ale czy metody te są w tym zakresie skuteczniejsze od typowych stosowanych obecnie form treningu?

Nie możemy tak twierdzić. Uważamy, że metody współczesnego sportu są bardzo wartościowe, są one zresztą stale doskonalone. Przekonani jesteśmy, że jeśli chodzi o zdolności motoryczne, to podstawowe metody yiquan są szczególnie cenne w zakresie doskonalenia koordynacji ruchowej, w tym na bardzo głębokim i subtelnym poziomie. Przy czym mówimy teraz tylko o pewnym aspekcie tych ćwiczeń. Uważamy, że by właściwie wyjaśnić znaczenie tych ćwiczeń, nie można ich rozpatrywać w oderwaniu od całości systemu i powiązania z kolejnymi formami ćwiczeń.

Na czym więc właściwie polega ten sposób treningu? Takie nieruchome stanie, albo powolne ruchy nie robią wrażenia szczególnie skutecznej metody ćwiczeń. Może dla relaksu, dla koncentracji, ale trudno dostrzec w tym coś więcej?

Pewien relaks, a jednocześnie stan skupienia, są rzeczywiście najbardziej podstawowymi wymogami ćwiczeń zhan zhuang i shi li. Ale to jest tylko punkt wyjścia, coś elementarnego. Zasadą jest jednoczesne zaangażowanie psychiczne i fizyczne. Dziś w wyczynowym sporcie zaczyna się do pracy mentalnej podczas treningu przywiązywać coraz większą wagę. Nie powinno to zatem być uważane za coś dziwnego. Po prostu specyfiką yiquan jest szczególny nacisk na to zagadnienie.

Uprawiający yiquan pracuje przede wszystkim nad doskonaleniem wyczucia ciała, ruchu, równowagi, siły, energii. Najpierw robimy to w  sytuacjach możliwie prostych, stąd ćwiczenia statyczne, czy względnie statyczne (ponieważ faktycznie pracujemy w nich nad świadomością bardzo subtelnych ruchów i zmian). A wcale nie jest to łatwe, gdy uwaga musi obejmować cale ciało jednocześnie. Pamiętajmy, że w walce musimy być skupieni, ale nasza uwaga musi obejmować całe ciało  i otoczenie (zwłaszcza naszego przeciwnika). Tylko wtedy możemy skutecznie i szybko reagować. Ograniczenie uwagi do jakiejś części kończy się zwykle tym, że nie zauważamy akcji, która była skierowana gdzie indziej. Stąd nacisk na całościowość uwagi we wszystkich ćwiczeniach yiquan, poczynając od tych najbardziej podstawowych, podczas których staramy się zdawać sobie sprawę, jak w tym samym momencie współpracują wszystkie części ciała, jakie wykonują ruchy, w jakich kierunkach działają siły, które są siłami głównymi, a które uzupełniającymi. Taką percepcję przenosimy od sytuacji niemal statycznych do powolnych ruchów i do ruchów dynamicznych. Ruchy początkowo są proste, później bardziej złożone, aż łączymy je w swobodnie zmieniającej się kolejności, potem swobodnie modyfikujemy (odpowiednik adaptacji do zmieniających się sytuacji w ćwiczeniach sparingowych z partnerem - tui shou i san shou). W ten sposób od pozornie dziwacznych ćwiczeń podstawowych, idąc krok po kroku, dochodzimy do czegoś, co przypomina czasem do złudzenia bokserską walkę z cieniem,  z tym, że z użyciem także łokci, głowy, barków, bioder, kolan i kopnięć, a często również zawiera pewne niekiedy płynne, a niekiedy gwałtowne ruchy, które dla przygodnego widza obserwującego ćwiczenie może są mniej zrozumiale, ale  odnoszą się zwykle po prostu do sytuacji grapplingowych w stójce.

Rozumiem, że czucie jest ważne, że praca mentalna może pomóc w doskonaleniu technik, ale dlaczego robić to w ćwiczeniach zhan zhuang, a nie od razu np. przy treningu uderzeń?

Ćwiczenia podstawowe są jednocześnie proste i wielofunkcyjne. Innymi słowy to nie jest tak, że np. do ćwiczeń uderzeń pięścią mamy jakieś ćwiczenia wstępne, a do uderzeń łokciem inne, do uderzeń głową jeszcze inne, i jeszcze inne stanowiące podstawę dla rzutów, czy obaleń i tak dalej. Podstawy dla tego wszystkiego są zintegrowane praktycznie w jednym ćwiczeniu z kilkoma wariantami. 

Praca mentalna wymaga stopniowej nauki, tak jak i zwykłe opanowanie umiejętności ruchowych. Yiquan proponuje równoległą pracę nad tymi dwoma aspektami. W prostym ruchu (a w najprostszym przypadku będzie to sytuacja bliska statycznej, czyli zhan zhuang) zaczynamy od prostej pracy mentalnej. Gdy robimy w tym zakresie postępy, łatwo jest przechodzić do coraz bardziej złożonych sytuacji, zarówno jeśli chodzi o ruch, jak i pracę świadomości. Wówczas w tych ćwiczeniach bardziej zaawansowanych jesteśmy w stanie lepiej czuć co robimy i jak możemy zareagować, zachowując gotowość do dowolnych zmian, do użycia różnych części ciała, do zadziałania siłą w dowolnym punkcie w rozmaite sposoby. Jest to taka totalna czujność, gotowość do podjęcia działania lub zmiany działania stosownie do sytuacji, która za chwilę może się zmienić w nieprzewidziany sposób. Szybko reagujemy, a gdy akcja zostaje podjęta mamy dobre wyczucie tego co robimy.

Podobno podstawowe ćwiczenia yiquan pozwalają zwiększyć siłę? Trudno w to uwierzyć.

Ćwiczenia zhan zhuang szczególnie angażują tak zwane mięśnie antygrawitacyjne - te odpowiedzialne za utrzymanie pozycji ciała, ucząc jednocześnie wyeliminowania niepotrzebnego napięcia mięśni, których wykorzystanie w tym celu jest zbędne i ich funkcja powinna być inna. Jednocześnie jednak te inne mięśnie nie są przesadnie rozluźnione, ale znajdują się w stanie pewnego pobudzenia, gotowe do natychmiastowego skurczu, ulegając nieustannie minimalnym skurczom i rozkurczom, o stopniowo (w miarę praktyki) coraz wyższej częstotliwości. Trudno znaleźć odpowiednik takiego ćwiczenia w typowych metodach sportowych. Można ćwiczenia te uznać za izometryczne, jako że długość mięśnia nie zmienia się znacząco. Jednak stosowane obecnie ćwiczenia izometryczne polegają na utrzymywaniu maksymalnego napięcia przez kilka sekund. Tymczasem w przypadku zhan zhuang we wczesnym etapie treningu napięcia są bardzo minimalne. Mogą wówczas trwać kilka sekund. Stopniowo czas trwania napięcia zmniejsza się (do ułamków sekundy) a jego amplituda może wzrosnąć, jednak wciąż bardziej zaangażowane powinny być mięśnie antygrawitacyjne - odczuwa się przede wszystkim intensywną pracę głębszych partii mięśni, bliżej kręgosłupa, bliżej kości.

Tym niemniej mięśnie "zewnętrzne" też podlegają ćwiczeniu i daje się zaobserwować wzrost siły. Informacje podawane przez chińskich ekspertów mówią o zwiększeniu liczby włókien mięśniowych zaangażowanych w pracę. Dobrze byłoby, gdyby przeprowadzono więcej badań ćwiczeń typu izometrycznego przy zastosowaniu mniejszych napięć, a zamiast tego większych częstotliwości skurcz-rozkurcz. Byłoby to pomocne w lepszym wyjaśnieniu tego aspektu ćwiczeń zhan zhuang.

Efekty ćwiczeń zbliżonych do shi li (długotrwała praca izotoniczna przy stosunkowo małym napięciu) w zakresie rozwoju siły zostały dość  szeroko udokumentowane w odniesieniu do taijiquan (przyrost siły mniejszy niż w przypadku typowego treningu ukierunkowanego na jej rozwój, ale wyraźny). Proponuję więc zapoznanie się z materiałami na ten temat. Ponieważ podstawowe ćwiczenia shi li opierają się na podobnej zasadzie, wyniki można odnieść także do yiquan. Przy czym specyfiką bardziej zaawansowanego shi li jest połączenie długiego, powolnego ruchu, przy względnie stabilnym małym napięciu, z następującą w każdym punkcie ruchu minimalną oscylacją podobną do tej o której mówiliśmy przy ćwiczeniach zhan zhuang (jej amplituda też stopniowo może rosnąć). A więc mamy tu kolejne pole dla dalszych badań.

Ponadto, w praktyce siła to nie tylko kwestia siły mięśni jako takiej. Efektywnie działająca (oddziałująca na przeciwnika) siła, czy przenoszona energia, to także kwestia odpowiedniej koordynacji i tak zwanej struktury ciała (wzajemny układ pomiędzy poszczególnymi częściami ciała i odpowiednie zaangażowanie partii mięśniowych, w momencie działania siły na przeciwnika). Pracujemy nad tym we wszystkim metodach treningowych, a zhan zhuang stanowi do tego podstawę. Osoby, które na początku lekceważą zhan zhuang, później gdy muszą nad tym pracować w bardziej zaawansowanych formach ćwiczeń same zauważają, że ćwiczenia najprostsze pozwalają najlatwiej osiągnąć pożądane efekty.

Jeśli zatem te metody mogą służyć rozwojowi siły i innych zdolności motorycznych, czy to znaczy, że nie wykorzystuje się typowych dla innych sztuk i sportów walki ćwiczeń?

Odmiana yiquan którą reprezentujemy jest najbardziej otwarta na osiągnięcia współczesnej nauki i docenia wartość nowoczesnej metodyki sportowej. Dlatego "klasyczne" metody yiquan staramy się uzupełniać o typowy trening sportowy. Ponieważ jednak wiemy, że te nasze metody przynoszą w dużej mierze efekty tego samego typu, co typowy trening sportowy, a jednocześnie oferują możliwości nie spotykane w takiej skali w innych formach treningu, koncentrujemy się przede wszystkim na naszych specyficznych metodach. 

Mówi się, że yiquan nie uczy technik. Czy z tego nie wynika, że przedstawiciel yiquan w walce po prostu chaotycznie macha kończynami, a nie stosuje umiejętności technicznych?

Oczywiście, że tak nie jest. Oczywiście nie należy patrzeć na yiquan jako na system technik do zastosowania na zasadzie: "w tej sytuacji zastosuję taką technikę, a gdy przeciwnik zrobi to, to ja wykorzystam taką technikę". Walka nie daje się sprowadzić do takich schematów. Takie wyobrażenie o walce może mieć tylko laik. Walka to dynamiczny układ, w którym występują nieoczekiwane zmiany, potrzebna jest więc zdolność adaptacji. Dlatego mówimy, że w yiquan nie stosuje się ściśle ustalonych schematów technicznych. Yiquan opiera się bardziej na wykorzystaniu w różnych sytuacjach podstawowych zasad, niż ściśle określonych technik. Nie znaczy to, że yiquan jest nietechniczny lub chaotyczny. Oznacza to tylko, że staramy się by jak najmniejsza liczba zasad-metod dala się stosować w jak największej liczbie możliwych sytuacji. Trudno to wszystko wyjaśnić w kilku zdaniach, bo normalnie uczymy się tego przez dłuższy czas, od rzeczy podstawowych do zaawansowanych. Podamy jednak pewien przykład, który powinien pozwolić w pewnym minimalnym stopniu uświadomić sobie tę zasadę. Weźmy na przykład cztery podstawowe ćwiczenia uderzeń: zhiquan (prosty), hengquan (sierp), zuanquan (hak do góry), zaiquan (hak do dołu). Te cztery uderzenia nie są określonymi technikami "do stosowania", a tylko ćwiczeniami pozwalającymi pracować nad efektywną pracą całego ciała, właściwą koordynacją i sposobem generowania siły uderzeń w czterech "skrajnych" sytuacjach. Po zrozumieniu i opanowaniu zasad na których się te ćwiczenia opierają możliwe są niezliczone modyfikacje, zmieniają się płaszczyzny uderzeń, kąty ugięcia łokcia w momencie uderzenia itp. Czasem hak, czy sierp zaczyna przypominać cios prosty, czasem prosty staje się hakiem, czasem to bardziej sierp, czasem bardziej hak, bliżej, dalej, krótszy, dłuższy. Wiele możliwości, ale nie musimy rozbijać nauki na kilkadziesiąt "technik". Wystarczy, że adept pozna i opanuje zasady ćwiczeń podstawowych i bez trudu będzie mógł eksperymentować i adaptować je do zmieniających się sytuacji.

Czy na zajęciach yiquan nauczę się skutecznej samoobrony na ulicy?

Nauka yiquan pozwala przede wszystkim rozwijać atrybuty motoryczne (np. siła, szybkość - w tym w dużej mierze siła i szybkość związane z poziomem koordynacji), psychomotoryczne (np. wyczucie ciała, jego ruchu, siły, energii, szybkość reakcji) i czysto psychiczne (np. odwaga) oraz umiejętności efektywnej reakcji na zmieniające się sytuacje w kontakcie z przeciwnikiem, rozwijana m.in. w różnych formach sparingów. To niewątpliwie znacznie zwiększa szanse wyjścia cało z sytuacji krytycznych.

Czy yiquan uczy walki w parterze?

Yiquan jest systemem otwartym. Jednak jak dotąd przedstawiciele yiquan (jak i wielu innych sztuk i sportów walki) nie zajmowali się w zasadzie zagadnieniem walki w parterze.

Skoro yiquan jest systemem otwartym, to czy można liczyć na to, że w Akademii Yiquan zagadnienie walki w parterze zostanie uwzględnione?

Podstawową misją Akademii Yiquan na obecnym etapie jest jak najpełniejsze przekazanie, bez przekłamań, tego czego naucza mistrz Yao Chengguang, czołowy przedstawiciel głównej linii przekazu tego systemu. Chcemy mieć jak najlepszą bazę dla dalszego rozwoju, możliwie najlepiej opanować zasady yiquan i specyficzne dla tego systemu umiejętności.

Zakładamy więc, że osoby zaawansowane w yiquan, które dobrze opanują zasady tego systemu, będą otwarte na różnorodne poszukiwania, dotyczy to także m.in walki w parterze, zagadnienia samoobrony na ulicy, walki bronią itp. Jesteśmy otwarci na współpracę z innymi systemami i przewidujemy organizację dodatkowych szkoleń dla naszych zaawansowanych adeptów i instruktorów.

Wszyscy ci z uczniów Akademii, którzy mają takie zainteresowania i odczuwają taką potrzebę, mogą równolegle uczyć się innych sztuk i sportów walki. Niektórzy mogą naukę innych systemów traktować jako uzupełnienie. Dla innych yiquan może stanowić uzupełnienie nauki systemu na którym się koncentrują. Na przykład w Japonii w większości szkół karate kyokushin wykorzystuje się uzupełniająco metody treningowe yiquan. Ta tendencja dociera już także do Polski.

Czy przedstawiciele yiquan zademonstrowali swoje umiejętności w kontakcie z przedstawicielami innych sztuk i sportów walki, czy wzięli udział w jakichś turniejach?

Twórca yiquan - Wang Xiangzhai odbył wiele pojedynków z przedstawicielami różnych sztuk walki, nie tylko chińskich, ale również z japońskimi przedstawicielami judo i jiu-jitsu oraz z europejskimi bokserami. W wielu takich pojedynkach udział brali jego uczniowie. Uczestniczyli oni także w turniejach walki w Chinach, w tym turniejach zapasów shuai-jiao (ćwicząc równolegle yiquan i shuai-jiao) oraz w turniejach boksu. Zdobywali medale, często zajmowali pierwsze miejsce.

Pomyślne wyniki pojedynków z utytułowanymi europejskimi bokserami, którzy docierali do Chin, sprawiły, że w latach 30. Wang postanowił stworzyć drużynę, która miała odbyć światowe tournee, uczestnicząc w walkach bokserskich w Europie i Ameryce. Całość sponsorować miał jeden z bankierów z Szanghaju. Niestety sytuacja polityczna (konflikty pomiędzy partią nacjonalistyczną i komunistyczną, oraz agresja Japonii) sprawiła, że wycofał swoją ofertę i pomysłu nie zrealizowano.

Po wycofaniu się Japończyków, ponieważ sytuacja polityczna była niestabilna, Pekin został opanowany przez gangi uliczne. Wiadomo, że przedstawiciele yiquan, w obronie zwykłych mieszkańców, wielokrotnie uczestniczyli w walkach z tymi gangami.

Następne 30 lat to okres bardzo trudny dla yiquan, gdy nie można było kompletnego systemu otwarcie propagować, nie mówiąc już o jakichkolwiek turniejach. Oficjalnie uprawiana była tylko tak zwana wersja zdrowotna (metoda zhan zhuang), a tylko niewielkie grupki zaufanych osób ćwiczyły właściwy yiquan w tajemnicy. Sytuacja zaczęła się stopniowo zmieniać po zakończeniu tak zwanej rewolucji kulturalnej, czyli pod koniec lat 70. Wtedy następca Wang Xiangzhai'a - Yao Zongxun mógł wrócić do Pekinu i otwarcie nauczać. Wtedy też chińskie władze sportowe skierowały do niego trenerów różnych dyscyplin sportu, którzy mieli za zadanie poznać podstawowe metody treningowe yiquan i zaadaptować je do swoich potrzeb. Yao wybrał też z młodszego pokolenia uczniów tych najbardziej obiecujących, wśród których byli m.in. jego synowie Yao Chengguang i Yao Chengrong, Cui Ruibin, Liu Pulei, Peng Zhendi i Wu Xiaonan, i poddał ich wyjątkowo intensywnemu treningowi pod kątem walki.

Na przełomie lat 70. i 80. zaczęto w Chinach rozwijać konkurencję sportową san shou (sanda). W roku 1982 władze sportowe zatwierdziły regulamin walk sportowych i odbył się eksperymentalny ogólnokrajowy turniej. Yao Chengguang ciężko znokautował swojego przeciwnika. Chociaż nie wykonał żadnej niedozwolonej akcji, zabroniono mu udziału w jakichkolwiek zawodach san shou (sanda). Jednocześnie do regulaminu wprowadzono poprawkę, zakazującą uderzeń seriami na głowę.

W jednym z kolejnych eksperymentalnych turniejów (zanim zaczęto rozgrywać oficjalne mistrzostwa Chin, co miało miejsce w 1989 roku) zwycięzcą został Peng Zhendi.

W ostatnich latach notowano zwycięstwa przedstawicieli yiquan na zawodach w Pekinie i w prowincji Henan. Zawodnicy yiquan zdobyli też medale w konkurencji lei tai (san shou rozegrane zostało na platformie umieszczonej nad wodą) w Pierwszych Mistrzostwach Chin w Tradycyjnym Wushu w 1999 roku.

Chińscy przedstawiciele yiquan nie startowali w innych formułach walk, ponieważ w Chinach nie są one rozgrywane. Dopiero niedawno środowisko brazylijskiego jiu-jitsu w Pekinie zaczęto organizować tak zwane konferencje mixed martial arts (pierwsza odbyła się w październiku 2003 roku).

A dlaczego nie startują w turniejach poza Chinami?

Wśród ćwiczących yiquan w Chinach duża część robi to amatorsko, hobbystycznie. Trudno oczekiwać od nich odpowiedniego przygotowania do udziału w turniejach na najwyższym poziomie, gdzie startują ludzie zajmujący się tym zawodowo. Poza tym, niezależnie od poziomu, kwestie finansowe praktycznie wykluczają możliwość wyjazdów na jakiekolwiek turnieje.

Druga grupa, to młodzi ludzie, którzy do szkół yiquan trafiają na krótkie, intensywne szkolenia, rzędu kilku miesięcy. Po ich ukończeniu i uzyskaniu dyplomu starają się o przyjęcie do policji lub wojska (ochotnicza służba zasadnicza), gdzie jest wielu kandydatów na miejsce, więc taki dyplom jest pewnym atutem, bądź rozpoczynają pracę w ochronie (zatrudnienie odpowiadające w naszych realiach np. strażnikowi w supermarkecie, czy portierowi przy bramie zakładu pracy), gdzie taki dyplom jest podstawowym wymogiem. Zarówno poziom umiejętności jak i kwestie finansowe wykluczają możliwość i sens ich startu w turniejach.

Wreszcie trzecia grupa, to ludzie zdolni, którzy dysponują środkami (zwykle w grę wchodzą pożyczki od rodziny i znajomych, bądź karkołomne próby połączenia treningu full time z jakąś pracą) na dłuższą intensywną naukę (rzędu minimum 2-3 lat). Są to kwoty tego rzędu (w proporcji do typowych zarobków), jakie na Zachodzie płaci się za studia. Po 2-3 latach mogą reprezentować poziom, który umożliwia im sukcesy w zawodach san shou, i to mimo tego, że większość ich treningu nie jest podporządkowana regułom tych zawodów, a przeciwnikami są zawodnicy specjalizujący się w treningu pod takie reguły. Tacy przedstawiciele yiquan, po 2-3 latach treningu zostają zwykle asystentami w swoich szkołach, a później instruktorami, i powoli spłacają długi zaciągnięte na naukę. Trudno im nawet myśleć o sfinansowaniu wyjazdu na jakikolwiek turniej za granicę.

Szkoły yiquan nie otrzymują dotacji, ponieważ te przeznaczone są na rozwój nurtu tak zwanego sportowego wushu (konkurencje form oraz standardowego san shou). Zawodnik yiquan, nawet startujący w zawodach san shou jest na gorszej pozycji, ponieważ sam finansuje swoją naukę, oszczędzając nawet na jedzeniu, często z trudem łącząc trening i pracę, podczas gdy zdolny (wybrany w wyniku selekcji) uczeń klubu sportowego wushu może korzystać ze stypendiów i skoncentrować się na treningu, i to dokładnie ukierunkowanym na uczestnictwo w zawodach o określonych regułach, co daje mu przewagę w tym zakresie. Oczywiście wyróżniający się w zawodach san shou przedstawiciel yiquan też może zostać przyjęty do takiego klubu, czy szkoły sportowej i korzystać z takich samych udogodnień. Wiele było takich przypadków. Jednak wtedy zostanie poddany standardowemu treningowi sportowego san shou i małe są szanse, żeby pozostał mu czas, by choćby dodatkowo uprawiać yiquan. Wtedy trudno już uznać go za przedstawiciela yiquan.

A zawodnicy yiquan poza Chinami?

Yiquan do niedawna poza Chinami był niemal nieznany. W drugiej połowie XX wieku tylko pojedynczy przedstawiciele trafiali do Hongkongu (wówczas kolonia brytyjska), na Tajwan, do Japonii, czy do USA. Przy czym niekoniecznie reprezentowali oni najwyższy poziom, i zwykle byli przedstawicielami wczesnej wersji yiquan, którą w świetle dalszego doskonalenia tego systemu przez jego twórcę Wang Xiangzhai'a uważamy za mniej dojrzałą. Nawet gdy ktoś na Zachodzi uczył yiquan, często były to tylko jego podstawowe metody treningowe, a nie kompletny system. Do USA trafił wariant kong jin (empty force), który rozwinął się w kierunku wręcz odwrotnym w stosunku do głównego nurtu yiquan.

Prawdziwy wzrost zainteresowania yiquan na Zachodzie, to dopiero kwestia ostatnich kilku lat. Przy czym duża część osób, które podejmują naukę, zainteresowana jest bardziej aspektem "medytacyjnym" i zdrowotnym tego systemu. Nawet jeśli zainteresowane są one kwestią samoobrony i walki, to często są to już osoby w średnim wieku, których stan zdrowia i warunki fizyczne nie pozwalają na rozpoczęcie wyczynowego treningu pod kątem udziału w turniejach. Bywają to też całkiem często osoby, które odnosiły już wcześniej sukcesy w sportach walki, ale gdy do nas trafiają są już w wieku "emerytalnym" z punktu widzenia wyczynowego sportu. Wśród adeptów stosunkowo mało jest takich, którzy są w odpowiednim wieku, dysponują odpowiednimi predyspozycjami i stanem zdrowia, by mogli kwalifikować się do wyczynowego współzawodnictwa.

Specyfika treningu yiquan, pozorna dziwaczność jego głównych metod treningowych, sprawiają, że nie przyciąga on raczej, przynajmniej jak ba razie, tych, którzy stanowiliby najlepszych kandydatów do treningu ukierunkowanego na wyczyn. Mamy nadzieję, że z czasem nasze metody przestaną być traktowane jako egzotyczne dziwactwo i ta sytuacja się zmieni. Wtedy łatwiej będzie nam wykazać wartość tych metod także poprzez udział we współzawodnictwie sportowym.

Skoro jednak w yiquan nie ćwiczy się parteru, czy tacy zawodnicy, nawet na bardzo wysokim poziomie mieliby szanse w turnieju, gdzie zasady obejmują także walkę w parterze i gdzie występują zawodnicy wyspecjalizowani w walce w parterze?

Trudno sądzić, ze ktoś, kto zupełnie nie ma pojęcia o parterze, mógłby mieć jakiekolwiek szanse w walce w parterze z kimś, kto się w tym specjalizuje. Jesteśmy przekonani o wartości metod yiquan, w tym ich adaptowalności do zmiennych sytuacji, jednak nie uważamy, by był to system absolutnie doskonały. Żaden system nie jest absolutnie doskonały. Twórca yiquan mawiał, ze nie istnieje ostateczna granica w rozwoju sztuki walki. Na yiquan składają się metody podstawowe oraz trening walki. Nie można rozwinąć praktycznych umiejętności bez treningu walki. W yiquan trening walki koncentruje się na uderzaniu (przy pomocy wielu części ciała) w połączeniu z czymś, co do pewnego stopnia przypomina grappling w stójce. To wpływa na kształt koncepcji i metod yiquan. Parter jest zupełnie innym zagadnieniem, gdzie tych koncepcji nie da się łatwo przenieść. Uważamy zatem, że zawodnik yiquan o odpowiednich warunkach i predyspozycjach, i dobrze wyszkolony, powinien sobie bardzo dobrze radzić w stójce, i lepiej od typowych uderzaczy radzić sobie z próbami sprowadzenia do parteru. Jednak by móc z powodzeniem występować na turniejach mixed martial arts musiałby trenować także walkę w parterze, czyli na przykład łączyć yiquan z brazylijskim jiu jitsu.

Czy organizowane są w ogóle jakieś zawody wewnętrzne, dla zawodników yiquan?

Dopiero pod koniec lat 70. yiquan mógł być w Chinach otwarcie nauczany. Przy czym pierwsza oficjalna organizacja - Pekińskie Towarzystwo Badawcze Yiquan (komórka wewnątrz Pekińskiego Związku Wushu), powstała dopiero w 1985 roku. Szkoły yiquan mistrzów Yao Chengguang, Yao Chengrong i Cui Ruibin zaczęły oficjalnie działać (również jako komórki wewnątrz Pekińskiego Związku Wushu) około 1994 roku. W 1997 roku pod patronatem Chińskiego Związku Wushu odbyła się pierwsza konferencja yiquan zorganizowana przez Pekińskie Towarzystwo Badawcze Yiquan, przy finansowym wsparciu Towarzystwa Yiquan z Hongkongu. Udział w niej wzięli przedstawiciele różnych gałęzi yiquan z Chin i Japonii. Dyskusja dotyczyła 3 zagadnień:

Zróżnicowanie odmian yiquan sprawiło, że do dziś nie zostały ustalone jednolite wymogi na stopnie. Pierwsze eksperymentalne zawody san shou odbyły się w 1998 roku. Jak dotąd Chiński Związek Wushu nie wyraził zgody na zorganizowanie kolejnych. Eksperymentalne zawody w konkurencji tui shou odbyły się dwukrotnie: w 2000 roku, i po modyfikacji regulaminu w 2002 roku.

Poza Chinami, o ile nam wiadomo, tylko jedna szkoła yiquan we Francji zaczęła rozwijać konkurencje sportowe yiquan w wersji tui shou i san shou. Odbywa się to w kierunku niezależnym od opinii chińskich ekspertów yiquan.

W Polsce natomiast planujemy rozwój konkurencji tui shou i san shou w yiquan, zgodnie ze wskazówkami największych chińskich ekspertów tego systemu. Organizowanie takich zawodów będzie miało sens, gdy powstanie więcej ośrodków yiquan w naszym kraju. Wraz ze wzrostem liczby ćwiczących liczymy na napływ kandydatów w odpowiednio młodym wieku i predyspozycjach umożliwiających selekcję do grup wyczynowych. Zakładamy, że zawodnicy yiquan będą próbowali swoich sił także w innych formułach, w zawodach innych organizacji. Zapraszamy do współpracy kluby, trenerów, instruktorów i wszystkich zainteresowanych rozwojem yiquan.

Powrót do spisu treści


Yiquan

O ESENCJI SZTUKI WALKI
Wang Xiangzhai

Przekład z chińskiego: Andrzej Kalisz
e-mail: akademia@yiquan.com.pl
http://www.yiquan.com.pl

Od tłumacza: W 1940 roku o Wang Xiangzhai'u było głośno w Pekinie. Pojawiło się wiele artykułów w prasie przedstawiających jego postać, odbyło się wiele pojedynków, które uczyniły go sławnym. W gazecie "Shibao" ukazał się cykl wywiadów z Wang Xiangzhai'em. Całość zostanie wkrótce przetłumaczona i będzie dostępna jako bezpłatny materiał referencyjny dla uczniów Akademii Yiquan. Tutaj fragmenty niektórych wypowiedzi Wanga.

"Chociaż ludzie różnie mówią o tym, co jest esencją sztuki walki, ja uważam, że trening form, nacisk na techniki, ćwiczenie uderzeń na twardych przedmiotach, to wszystko rzeczy bardzo powierzchowne. Trening form jest od dawna rozpowszechniony, ale w rzeczywistości jest to coś szkodliwego, wprowadzającego ludzi w błąd."

"Postęp w nauce wymaga porównywania. Dotyczy to również sztuki walki. Przy porównaniu mamy do czynienia z wygraną i porażką, ale porażka nie powinna być traktowana jako porażka, strata dla osobowości, a jako coś co umożliwia rozwój i doskonalenie. Gdyby takie kontakty były stale, możliwe byłoby uniknięcie sekciarskich kłótni i powstrzymałoby to chełpliwe przechwałki."

"W rzeczywistości nauka istoty sztuki walki nie jest trudna. Jednak sytuacja jest zła ponieważ zwykli ludzie mają głowy zatrute lekturą fantastycznych powieści o wojownikach. Ponadto dla nauczycieli sztuki walki są przede wszystkim źródłem utrzymania. Oni nie rozumieją istoty sztuki walki, a jeśli nawet coś do nich dociera, to boją się wstydu, gdyby musieli znów uczyć się od kogoś od początku."

"Sztuka walki jako taka nie dzieli się na style. W teorii nie powinno być podziału na chińskie i zagraniczne, nowe i stare. Należy zwracać uwagę tylko na to, czy coś ma sens, czy nie. Popularne style opierają się na nauce form i określonych sekwencji technik. To nie jest właściwe oblicze sztuki walki, a zafałszowanie. Chociaż niektórzy rozumieją mechanikę technik i pewne powierzchowne zagadnienia, jednak nie potrafią wykroczyć poza ograniczenia ustalonych technik i form, w rezultacie jest to bezużyteczne."

"Chociaż nauka sztuki walki jest łatwa, ale ta łatwość nie polega na ślepym naśladownictwie. Wielu uczy się bezpośrednio od światłego nauczyciela, a i tak mimo kilkudziesięciu lat nauki nie są w stanie zrozumieć na czym to polega. Jak zatem można polegać na książkowym opisie?"

"W przypadku jakiejkolwiek nauki, przede wszystkim należy rozumieć zasady, od podstaw, poprzez praktykę, stopniowo poznaje się tę dziedzinę, kontrolując wiedzę i umiejętności, poprzez wielostronne praktyczną weryfikację dopiero można dojść do istoty. Nie należy ćwiczyć przed lustrem, ponieważ stwarza to poważne ryzyko, że wszystko ograniczy się tylko do zewnętrznego podobieństwa formy, a nie opanowania istoty. A jak będzie w przypadku nauki z książki? Uczący się z książki jest jak ślepiec jadący na ślepym koniu. Jednak dzięki książkom można zapoznać się z teoriami, nie należy skupiać się na naśladownictwie form."

"Opierając się na swoim ponad 30 letnim doświadczeniu mogę powiedzieć, że ta dziedzina nauki jest niezwykle trudna, a jednocześnie niezwykle łatwa. Jeśli trafi się na zdolnego ucznia, to po 100 dniach treningu wiadomo, że w przyszłości zostanie on ekspertem. Jednak takich jest jeden lub dwóch na stu. A w dodatku wielu zdolnym ludziom brakuje zaangażowania, okazują się pozorantami i oszustami. Dlatego wielu z nich zostaje odrzuconych przez nauczycieli. Jeśli chodzi o przeciętnych uczniów, wielu za bardzo wierzy temu co ktoś opowiada, zamiast faktom. Nie rozumieją, że sława o niczym nie świadczy."

"Trudno znaleźć prawdziwego mistrza. Nawet gdy go ktoś spotka, jak będzie w stanie go rozpoznać? A nawet jeśli rozpozna, to mistrz może nie zechcieć go uczyć. Nawet jeśli zechce nauczać, jego metoda nauczania może nie być skuteczna. A nawet jeśli jego metoda nauczania jest dobra, nie jest jeszcze pewne, czy uczeń będzie w stanie zrozumieć esencję. Tyle jest problemów, z których istnienia laik nie zdaje sobie sprawy."

"Mimo wszystko dziś nauka jest łatwiejsza niż dawniej, ponieważ jest to epoka rozkwitu nauki. To bardzo pomaga w rozumieniu zasad na których opiera się sztuka walki. Jednak nie można do tego ograniczać rozumienia sztuki walki, wykorzystując obecną wiedzę naukową, znajomość anatomii, twierdzić, że do tego wszystko się sprowadza. Jest wiele zagadnień, które trudno wyjaśnić przy obecnym stanie wiedzy, ale być może zostaną objaśnione za jakiś czas. Nie ma granicy rozwoju nauki, być może pewnych rzeczy nigdy nie będziemy potrafili nazwać, nie wiemy tego. Podsumowując, gdy mówimy o obecnym stanie, należy pamiętać o duchu sztuki walki i o metodach naukowych, by móc rozwiązywać problemy."

"Ludzkie ciało posiada wiele funkcji. Nawet najzdolniejsza osoba, gdy będzie ćwiczyć przez całe życie, nie wyczerpie możliwości wykorzystania umiejętności swojego ciała. Jaki sens ma odrzucenie esencji, a skupianie się na rzeczach mało istotnych? Jeśli chodzi o formy i ustalone sekwencje technik, to im więcej im ktoś poświęca uwagi, tym bardziej oddala się od istoty sztuki walki. Staje się jak kobieta, której skrępowano stopy (odniesienie do zwyczaju krępowania stóp kobiecych w epoce Qing). Przy takim podejściu im pozornie wyższy poziom zaawansowania, tym trudniej o praktyczne wykorzystanie umiejętności. Stąd początkujący często okazują się w praktyce lepsi od zaawansowanych. Niestety jest na to wiele przykładów. Teorie, że pewna forma rodzi pewną siłę i pewne technika zwycięża inną technikę, to bzdury i oszukiwanie ludzi. Ci, którzy opowiadają takie rzeczy nie mają o sztuce walki najmniejszego pojęcia."

"Ci którzy rozumieją filozofię zgadzają się ze mną. Jeśli chodzi o tych, którzy nie są w stanie zrozumieć, przynajmniej dowiedzieli się o pewnych rzeczach. Nawet dla tych którzy rozumieją, nie jest to łatwe do zastosowania, co dopiero mówić o tych, którzy nie są w stanie zrozumieć? Jednak przeciętni przedstawiciele sztuk walki mówią teraz tylko o ćwiczeniu dla zdrowia, przestali się przechwalać umiejętnościami walki. Z tego wynika, że zaczęli zdawać sobie sprawę, że o walce nie mają większego pojęcia. Jednak wciąż uważają, że trening form jest zasadą sztuki walki, a to wielki błąd."

"Jeśli będziesz zawsze trzymał się mechanicznych technik, ćwicząc cieszące wzrok widza formy z kijem i włócznią, żywiąc złudzenia, że znasz sztukę walki, a zobaczy to ktoś znający się na rzeczy, będzie po tym wymiotował przez 10 dni."

Powrót do spisu treści


Yiquan

PEKIN 2004
Andrzej Kalisz

e-mail: akademia@yiquan.com.pl
www.yiquan.com.pl

Uczestnicy wyjazdu szkoleniowego do Pekinu z mistrzem Yao Chengguang i grupą chińskich uczniów

W dniach 14 października - 3 listopada 2004 odbyła się nasza kolejna wyprawa do Chin. Tym razem na staż z mistrzem Yao Chengguang udało się 10 osób (6 z Polski oraz po jednej z Niemiec, Czech, Słowacji i Rosji - wszyscy są uczestnikami stałych zajęć, bądź programu seminaryjnego Akademii Yiquan). Towarzyszyły nam także 4 osoby, które nie uprawiają yiquan. Poza Lüderem i Darkiem, którzy poznawali podstawy yiquan, większość uczestników koncentrowała się na treningu fa li - emisji siły w ćwiczeniach uderzeń, treningu tui shou, ćwiczeniach różnych wariantów emisji siły w tui shou oraz nauce zasad kontrowania emisji siły w tui shou. Dużo czasu poświęcone zostało treningowi swobodnych pchających rąk (san tui shou). Dla mnie pobyt ten był przede wszystkim okazją do dalszego doskonalenia metodyki nauczania yiquan. Mistrz Yao nie szczędził mi drogocennych wskazówek z tego zakresu. Zwykle ćwiczyliśmy około 6 godzin dziennie (2 x 3 godziny).

 Wskazówki mistrza Korekty i objaśnienia
Trening tui shou Trening uderzeń na łapach

W dniu, w którym przyjechaliśmy do Pekinu rozpoczęto zdjęcia do filmu dokumentalnego o yiquan dla chińskiej telewizji. Przez kilka dni wszystkie nasze treningi były filmowane. Braliśmy udział także w kręceniu dodatkowych ujęć poza treningami.

Mimo dużej liczby treningów, był czas także na zwiedzanie Pekinu. Zobaczyliśmy m.in. pałac cesarski, park Beihai, Świątynię Nieba, Świątynię Ziemi, lamaistyczną świątynię Yonghegong, taoistyczną świątynię Baiyunguan, meczet Niujie libaisi, kolegium konfucjańskie. Dwukrotnie zorganizowaliśmy nieco dłuższe wycieczki (mieliśmy wtedy tylko jeden trening): na Wonne Wzgórza i do pałacu letniego, a raz wyprawę całodniową: na odcinek Simatai Wielkiego Muru.

Wielki Mur Młynek modlitewny
Świątynia Lazurowych Obłoków Sklep z akcesoriami do wushu

Nasz kolejny wyjazd do Chin na przełomie października i listopada 2005.

Powrót do spisu treści


Kung Fu

WIN CHUN
Krzysztof Kunecki

krzysztof.kunecki@htp-tel.de

Win chun (wing tsun, wing tzun) wszystkie te nazwy różnią się tylko pisownia oraz oficjalni przedstawiciele rożnie się nazywają. Jako sztuka walki, określa jeden z najbardziej skutecznych styli bezpośredniej walki (piszę o walce bez broni). Chiński boks, bo tak też określają co nie którzy win chun, powstał ok. 250 do 300 lat temu w Chinach. Stworzycielem tego stylu była prawdopodobnie Mistrzyni Ng Mui, przy czym należy zauważyć, że nazwano ten styl od jej pierwszej uczennicy Yim Wing Tsun. Większość źródeł wskazuje, samemu decydować jak daleko jest ta historia wiarygodna, natomiast przekazują one również, że od momentu Mistrza LEUNG JAN zwanego też Aptekarzem, (źródłem była dla mnie Historia Yip Man Stylu, EWTO) można być pewnym co do historii i przekazywania tego stylu na następne pokolenia w chińskim społeczeństwie. Bardzo znaną osobą jest zapewne nieżyjący już Mistrz YIP MAN, który był nauczycielem Bruce Lee.

Lee był pierwszą osobą, która propagowała uczenie się Kung Fu w zachodnim świecie, przy czym w ostatnich swoich miesiącach życia, doszedł do wniosku, że każdy styl dla siebie jest (ograniczeniem) przeszkodą w tym, żeby wojownik mógł się wolno określić (walczyć), w jego mniemaniu trzeba być wolnym i umieć się dostosować do sytuacji. Jego słynne porównanie (Bądź jak woda. Wlejesz wodę do filiżanki, jest filiżanką, wlejesz do butelki, jest butelką. Woda jest najmiększą substancją, a zarazem potrafi przeborować granit.), określa bardzo trafnie, jak w jego wyobrażeniu ma zachowywać się dobry wojownik. Był studentem filozof i zanim do takich czy innych poglądów doszedł, trenował ok. 9 - 10 lat win chun. Niektóre źródła podają, że jak miał bardzo dobrych przeciwników, walczył z nimi tylko win chun. Win chun jest stylem, który pozwala uczącemu się, osiągnąć stopień takiej perfekcji, że jest mu obojętne, kto z jego drugiej stronny stoi jako przeciwnik. To powiedział również Lee, jak dobrze poznał Chi-sau ("Jest mi obojętne, kto przede mną stoi, jestem gotowy przyjąć, obsłużyć każdego"). Nie jest to żadna dyscyplina sportowa, toteż nie ma żadnych zasad, można w walce używać wszystkiego, co jest skuteczne, palców - uderzenie w oczy, kolan - uderzenie w krocze, łokci - uderzenia (do głowy) wewnętrzne z dołu w górę, z góry w dół, itp. Charakterystyczne dla win chun są też uderzenia rękoma, różnią się bowiem bardzo od typowych uderzeń bokserskich, co nie wyklucza, że takie (bokserskie) też mają zastosowanie w realnej walce. Można je określić jako szereg szybkich uderzeń łańcuchowych, które wyprowadzane są przed klatką piersiową. Uderzenia są wykonywane w ten sposób, że ręce mijają się w połowie swojej długości ponad sobą. Jest to ważne, bo każdy wojownik win chun w ten sposób walcząc nie dopuszcza do przejęcia środka przez przeciwnika, rece nie powinny być spięte, przeciwnie rozluźnione (układ rąk w win chun można określić tylnia wu-sau - chroniąca, przednia man-sau - ta która szuka i stwarza kontakt z przeciwnikiem). Nietypowe jest też poruszanie się wojownika win chun. Stoi przodem do przeciwnika, to jest - IRAS - klasyczne stanie ciężar jest rozłożony na dwie nogi (uwagę należy zwrócić na odpowiednie napięcie między kolanami). Zaś pozycje stronne, to znaczy lewa noga z przodu lub prawa, mają na celu ułożyć cały ciężar ciała na tylniej nodze, aby przednią kopać bez uprzedniego przekladania ciężaru, co naturalnie umożliwia działać niezauważalnie dla przeciwnika, poprawnie kopać bez sygnalizowania (szczególną uwagę należy tu zwrócić na układ bioder). Poruszamy się na zasadzie - mała masa ciągnie za sobą dużą masę - wygląda to jak ciąg lokomotywy. W Win chun uczymy sie 3-ech form, które możemy przyrównać do kata w karate, 1 - SIU-NIM-TAU; 2 - CHUM-KIU; 3 - BIU-TZE. Ważna jest każda, przy czym należy zauważyć - początkujący zaczynają z SIU-NIM-TAU. Przez cały czas studiów win chun należy je perfekcionizować. Niektórzy doświadczeni wojownicy win chun uważają, że 1-forma jest bita przez 2-ga, a 2-ga przez 3-cia, a ta znowuż przez 1-wszą. Każdy powinien swoje doświadczenie zdobywać w czasie lat treningu. Zagłębiając się dalej w temacie win chun, trzeba rozważyć problem tematu - MAŁO JEST WIĘCEJ (z niemieckiego "wenniger ist mehr", pisał na ten temat Sifu Kernspecht w jego książce "Vom Zweikampf"). Mówiąc krótko, niektóre style mają tyle technik, że jest nie możliwe wyuczenie się wszystkich do perfekcji. W realnej sytuacji obronnej, lepiej jest znać 1-dną , 2-wie techniki w 100% jak 15- technik w 50%. Porównując: zdarzyło się już na pewno każdemu wylądować na dyskotece na obcym "rewirze", jeżeli dochodzi do sytuacji konfliktowych, szybciej mogę liczyć na kolegę, którego znam bardzo dobrze, jak na 15-stu których znam pobierznie. Nie sugeruję tu, że win chun opiera się na dwóch technikach, ale jestem przekonany, że trening koncentruje się na najskuteczniejszych i najprostrzych do wyuczenia technikach. Jest łatwiejszy do nauczenia się od większości innych stylów obronnych. Do podstawowych technik win chun należy Tan-sau, Bong-sau, Pak-sau, Lap-sau, Fook-sau, itd. Zerkając do terminologii win chun zliczyłem ok. 75 do 80 terminów, które określają bezpośrednio świat win chun. Między tymi wszystkimi terminami jest jeden, który wyróżnia się szczególnie - Chi-sau. Na pewno zapyta każdy, co jest takiego szczególnego w win chun " Chi-sau". Po pierwsze, jest to trening, który wymaga osobistej opieki trenera nad trenującym (każdy trener chi-sau musi być wtajemniczony i znać dobrze tą materię). Chi-sau nie można się nauczyć z opowiadań, naśladowania, itp., żadne inne style nie znają takiej możliwości treningu. Umiejętność taktylnego reagowania na sytuacje w bezpośredniej walce stwarza wiele przywilejów temu, który po latach treningu nauczył i wysensibilizował swoją taktyczną reakcję. Chi-sau klei wszystkie poszczególne techniki win chun. Jest duszą win chun. Oto porównanie. Wyobraźmy sobie sytuację, że nasz wirtualny przykład ma do czynienia z dwoma zjawiskami - w tym samym czasie. 1 - widzi, że ktoś w jego kierunku rzuca kulkę śniegową; 2 - zostaje przypalony zapalniczką w nogę. Pytanie, na co zareaguje szybciej? Odpowiedź pozostawiam każdemu zainteresowanemu w tej materii. Każdy trenujący win chun winien pozostawić sprawę swojego rozwoju, swoiemu mistrzowi (sifu - trener - ojciec). Sifu wie najlepiej kto i kiedy powinien zostać zapoznany z poszczególnymi technikami. Zgubne jest sadzić, że po paru miesiącach, zdobyło się taką wiedzę, która pozwala nam lekceważyć wskazówki SIFU (TRENERA). Dodatkowo uczymy się 116 technik MUK-YANG-CHONG; (drewniana lalka - plan treningu EWTO). Naukę powinno zaczynać się z uczącymi, którzy znają wszystkie 3-y pierwsze formy. Ostatnim terminem jaki tu zauważę, jest trening LAT-SAU. Można to porównać ze sparingiem z partnerem. Należy w trakcie treningu, poszczególne poznane techniki stosować, kombinować w różnych sytuacjach z użyciem kopnięć, zwrócić uwagę na pokonywanie dystansu do przeciwnika. W innych stylach przechodzi się z uczenia się formy do sparingu, w win chun chi-sau służy jako taki mały wstęp (przygotowanie) do wolnego sparingu. Na tym można by było zamknąć, określając w skrócie rozwój i uczenie win chun bez używania technik z bronią.

Powrót do spisu treści


Kung Fu

TRZYDZIEŚCI LAT MINĘŁO
Dariusz Muraszko

d.muraszko@xl.wp.pl
www.tygrys-kungfu.republika.pl
www.wutaichi.republika.pl

"Grupa, w której zacząłem ćwiczyć istniała co najmniej od 1964 roku i z całą pewnością była pierwszą w Warszawie... Grupa, z którą byłem związany była całkowicie prywatna, nieliczna i przynajmniej początkowo ćwiczyła Shorinii Kempo, a więc japońską odmianę Kung-Fu. Dziś pewnie oceniono by bardzo krytycznie czystość naszego stylu i prawidłowość wykonywania form, ale trzeba pamiętać, że były to zupełnie inne czasy" - napisał Krzysztof Łoziński w pierwszym numerze Magazynu Polskiego Zrzeszenia Kung-Fu / Wu-Shu "Shaolin" (1/1992).

1973 r. - Kraków. Richard Piwoński i Grzegorz Ciembroniewicz założyli przy AZS Akademii Medycznej i UJ sekcję Jow Ga (Chow Gar). Obecnie G. Ciembroniewicz przewodniczy Polskiemu Stowarzyszeniu Sztuk Walki Choy Lee Fut Kung-Fu.

1974/75 r. - Trójmiasto i Kościerzyna. Wietnamczyk o pseudonimie "Fuma" rozpoczął nauczanie stylu Long Ho Kung-Fu Vo (Hu Lung Pai). Aktualnie działalność ta kontynuowana jest w ramach prac Stowarzyszenia Hu Lung Pai Kung-Fu w Polsce, na której czele stoi Dariusz Muraszko ze Słupska.
Ryszard Wierzba (uczeń "Fumy") zapoznał D. Muraszko z całym znanym mu materiałem technicznym stylu Long Ho Kung-Fu Vo (Hu Lung Pai).
Jest prawdopodobne, że Wietnamczyk "Fuma", propagujący przez kilka lat Kung-Fu Vo w naszym kraju, nie przekazał polskim uczniom kompletu technik rodzinnego stylu Tygrysa i Smoka.
W roku 1991 D. Muraszko zdecydował się na rozpoczęcie "studiów", których przedmiotem stały się style o rdzennie chińskim rodowodzie, historycznie i pryncypialnie związane z kierunkiem Long Ho. Dzięki tym wysiłkom program Stowarzyszenia Hu Lung Pai Kung-Fu w Polsce został wzbogacony o techniki i formy Kung-Fu z grupy Hu Quan (Pięść Tygrysa) oraz Wu Xing Quan (system Pięciu Zwierząt). Prorozwojowy charakter sino - wietnamskiej Szkoły Tygrysa i Smoka, to nie tylko polska specjalność - jest on również typowy dla ośrodków francuskich i kanadyjskich.

1976 r. - Warszawa. Krzysztof Łoziński założył w TKKF na ul. Górczewskiej grupę Kung-Fu. W wymienionej sekcji trenowali znani dziś instruktorzy Hung Gar Kuen: Jacek Świątkowski (Polskie Stowarzyszenie Hung Gar Kung-Fu) i Piotr Osuch (Osuch Kwoon).

1977 r. - Sopot. W TKKF "Osiedle" powstała sekcja stylu Czarnego Smoka Kung-Fu (Hei Long Shu), w której zajęcia prowadził wietnamski mistrz Le Tuan Vin. Obecnym liderem tego kierunku Kung-Fu Vo jest Marek Beyrowski z Lęborka (Szkoła Czarnego Smoka Kung-Fu).

1977 r. - Warszawa. W stolicy pojawił się wietnamski nauczyciel Hai Nam. Propagował on metodę walki zwaną Thang Long (Zielony Smok). Obecnie Hai Nam naucza w Stowarzyszeniu Chińskich Sztuk Walki "Nama".

1979 r. - Warszawa. W studenckim Klubie Politechniki rozpoczęła działalność pierwsza w Polsce sekcja Ving Tsun Kung-Fu - zajęcia prowadzili: Janusz Szymankiewicz i Marek Stefaniak. Aktualnie J. Szymankiewicz kontynuuje badania nad stylem "Pięknej Wiosny" w ramach działalności Stowarzyszenia Atletycznego Ving Tsun w Polsce.

W następnych latach chińskie sztuki walki stały się niemal "dyscypliną narodową" Polaków. Kolejne sekcje pojawiały się jak przysłowiowe grzyby po deszczu. W lutym 1983 r. w warszawskiej "Riwierze" powstała Krajowa Rada Instruktorów Kung-Fu przy ZG TKKF - była to pierwsza próba zjednoczenia rodzimego ruchu Kung-Fu. Przewodniczącym wspomnianej Rady został Janusz Szymankiewicz.

Współczesne pokolenie sympatyków chińskich sztuk walki różnie ocenia miniony okres i działalność pionierów polskich organizacji Kung-Fu. Łatwo jest niektórym osobom krytykować, nie mając w tamtych trudnych czasach samemu niczego do zaoferowania. Autor niniejszego tekstu chciałby zapewnić Krzysztofa Łozińskiego, że instruktorzy ze "starej gwardii" (Jacek Świątkowski, Piotr Osuch, Sławomir Pawłowski, Rafał Juszczak, Dariusz Muraszko.....itd.) pamiętają i szanują jego osobę. Karawana jedzie dalej!


Podane w tekście daty i fakty wynotowałem ze starych publikacji poświęconych tematyce Kung-Fu / Wu-Shu. Z góry przepraszam za ewentualne nieścisłości. Jeżeli zaistnieje taka konieczność, to chętnie napiszę sprostowanie. Proszę zainteresowane osoby o kontakt.

Powrót do spisu treści


Kino

"AZUMI"
Tomasz Grycan

Po długim okresie wojny domowej Japonia łapie chwilę oddechu i nastaje krótki czas pokoju. Pewien samuraj dostaje rozkaz wyszkolenia elitarnej grupy zabójców, którzy mają zlikwidować każdego, kto zagrozi kruchemu pokojowi w kraju. Mistrz miecza wybiera dziesięcioro sierot i w górach na odludziu szkoli je potajemnie. W tej małej grupie znajduje się jedna dziewczynka, Azumi. Mijają lata i dzieci wyrastają na świetnie wytrenowanych wojowników. Pewnego dnia nadchodzi dzień egzaminu. Samurai każe swoim podopiecznym dobrać się w pary z tymi, których lubią najbardziej. Kiedy przyjaciele stają naprzeciw siebie, mistrz każe im walczyć ze sobą na śmierć i życie. Z każdej pary może przeżyć tylko jedna osoba. Czy rozkaz zostanie wykonany, musicie przekonać się sami....

Główna bohaterka "Azumi" to z jednej strony piękna, delikatna i trochę zagubiona w życiu dziewczyna, a z drugiej strony niezwykle skuteczna i bezlitosna maszyna do zabijania. To połączenie zachwyca i przeraża.

Niewątpliwie największym magnesem filmu jest Aya Ueto. Trudno jest oderwać od niej wzrok. Ta japońska modelka, aktorka i piosenkarka jest idolką młodego pokolenia nie tylko na Dalekim Wschodzie. Bardzo dobrze udało jej się oddać dylematy, jakie przeżywała główna bohaterka. Jej gra jest bardzo naturalna, a dzięki temu cała historia jest znacznie bardziej ciekawa.

Film powstał na podstawie mangi autorstwa Yuu Koyama. Pomimo dość skromnych środków zrealizowano go naprawdę bardzo dobrze. Zachwycają ujęcia kamer, które nadają obrazowi znacznie głębszy wymiar. Także dobrze dobrana muzyka, doskonale podnosi walory akcji. Sceny walk choć są całkowicie nierealistyczne, to jednak bardzo dobrze zrealizowane.

"Azumi" to dość dziwny dla nas rodzaj kina. Z jednej strony prosta komiksowa opowieść, a z drugiej strony wiele bardzo głębokich treści, w dodatku to wszystko osadzone w całkowicie egzotycznej dla Europejczyków rzeczywistości. Historia choć bajkowa, to jednak pokazuje twardą prozę życia i wiele jest tam scen, które zmuszają do zadumy i refleksi.

"Azumi" zdobył olbrzymią popularność na całym świecie i w niektórych środowiskach zyskał już miano kultowego. W roku 2005 pojawi się w kinach kontynuacja tej opowieści "Azumi 2: Death or Love".

Obsada:
Aya Ueto = Azumi
Shun Oguri = Nachi
Hiroki Narimiya = Ukiha
Kenji Kohashi = Hyuga
Takatoshi Kaneko = Amagi
Yuma Ishigaki = Nagara
Yasutaka Sano = Yura
Shinji Suzuki = Awa
Eita = Hiei (jako Eita Nagayama)
Shogo Yamaguchi = Komoru
Kazuki Kitamura = Inoue, Kanbe'e
Kenichi Endo = Sajiki Isshin
Kazuya Shimizu = Sajiki Nisai
Ryo = Osowareru Haha-Oya
 
reżyseria = Ryuhei Kitamura
scenariusz = Isao Kiriyama, Yu Koyama, Rikiya Mizushima
muzyka = Taroh Iwashiro

Gatunek:
akcja, przygodowy, dramat, wojenny

Produkcja:
Japonia, 2003

Internet:
www.amuse-s-e.co.jp/azumi/
www.azumi2.jp/index.html

Powrót do spisu treści


Kino

"BEAUTIFUL BOXER"
Tomasz Grycan

Nong Toom, chłopiec z biednej tajlandzkiej wioski, oprócz problemów z twardą egzystencją w ubogim kraju musi zmagać się sam ze sobą. Cały czas czuje, że jest inny niż jego koledzy. Fascynują go kobiece kosmetyki i w marzeniach wyobraża sobie, że jest tancerką w pięknym stroju. Przez przypadek odkrywa, że posiada duży talent do tajskiego boksu. Niespodziewana walka na ringu przynosi mu zwycięstwo i udaje mu się zarobić trochę pieniędzy. Po tym sukcesie postanawia poważniej zająć się Muay Thai i przekonuje lokalnego nauczyciela, aby przyjął go na ucznia. Na początku nie idzie mu zbyt dobrze. Ciągle przeżywa wewnętrzny konflikt i trudno jest mu się w pełni zaangażować w treningi. Z jednej strony czuje olbrzymią niechęć do przemocy i brutalnej walki, a z drugiej strony rozumie, że to jedyny sposób, aby mógł zarobić na utrzymanie swojej rodziny. Jedynym wsparciem dla niego jest żona trenera, która pomaga mu odkryć piękno sztuki Muay Thai. Z czasem Nong Toom zostaje najlepszym zawodnikiem w szkole i wygrywa wiele zawodów, stając się bardzo sławny. Kiedy w końcu udaje mu się w pełni zrozumieć swoją "odmienność", wytycza sobie nowy cel. Walczy na ringu jak mężczyzna, aby w przyszłości przemienić się w kobietę....

Historia opowiedziana w "Beautiful Boxer" oparta została na prawdziwych wydarzeniach. Nong Toom naprawdę był bardzo dobrym zawodnikiem Muay Thai, który zdobył olbrzymią sławę na ringu. Dzięki wygranym walką udało mu się zebrać odpowiednie fundusze i opłacić sobie operację zmiany płci. Obecnie, już jako kobieta, prowadzi restaurację i szkołę tajskiego boksu, gdzie uczy dzieci z biedoty, a także wspiera kobiety, wobec których stosowana jest przemoc w rodzinie.

W filmie bardzo dobrze pokazane zostały sceny walk tajskiego boksu. Nie ma w nim latania na sznurkach i niesamowitych akrobacji. Widać prostotę technik i brutalna skuteczność wejść kolanem lub łokciem. Odpowiedni timeing akcji wystarcza, aby zdziałać cuda.

  

"Beautiful Boxer" jest bardzo ciekawym filmem. Na pewno zainteresuje nie tylko osoby ze świata sztuk walki. To subtelne kino z głębokim przesłaniem, uczące tolerancji, szacunku i akceptowania odmienności innych.

Obsada:
Asanee Suwan = Nong Toom/Parinaya Charoemphol
Sarawuth Tangchit = Nong Toom (jako chłopiec)
Natee Pongsopol = Nong Toom (jako mnich)
Sorapong Chatree = Pi Chart
Orn-Anong Panyawong = matka
Nukkid Boonthong = ojciec
Sitiporn Niyom = Nat
Kyoko Inoue = zapaśniczka
Keagan Kang = Jack (reporter)
Somsak Tuangmkuda = Pi Moo
Tanyabuth Songsakul = Tam
Samnuan Sangpali = Anaconda
Natawuth Singlek = Ramba
Pat Sasipragym = Hercules
 
reżyseria = Ekachai Uekrongtham
muzyka = Amornbhong Methakunbudh
zdjęcia = Choochart Nantitanyatada
choreografia walk = Sanae Tuptimtong

Gatunek:
akcja/dramat

Produkcja:
Tajlandia, 2003

Internet:
www.beautifulboxer.com

Powrót do spisu treści


Kino

"WAKE OF DEATH"
Tomasz Grycan

Ben Archer należy do grupy gangsterów. Chce jednak wycofać się z tego zawodu i wieść normalne, uczciwe życie ze swoją rodziną. Jego żona jest pracownikiem socjalnym. Kiedy w porcie zostaje odkryty statek z nielegalnymi emigrantami z Azji, bierze jedno z wyczerpanych dzieci do swojego domu na noc. Nikt nie wie, że dziewczynka była świadkiem morderstwa i uciekła ze swojego kraju. Triada podąża jej śladem i zabija żonę Archera. Ten poprzysięga zemstę....

  

  

"Wake of Death" jest typowym filmem gangsterskim. Fabuła jest dość schematyczna i nie zaskakuje niczym szczególnym. Van Damme więcej w nim strzela niż walczy. Mimo to całość ogląda się dość dobrze, bo została sprawnie nakręcona.

  

  

  

Największym atutem tego filmu są wspaniałe zdjęcia. Ujęcia kamery nadają temu obrazowi zupełnio nowy wymiar i tworzą ciekawy klimat.

Obsada:
Jean-Claude Van Damme = Ben Archer
Valerie Tian = Kim
Jacqui Chan = Li
Quinton Chong = Toby 1
Winston Chong = Toby 2
Tarryn Downes = niania
Anthony Fridjohn = Max
Adrian Galley = oficer
Warrick Grier = Da Costa
Claude Hernandez = Raymond
Andre Jacobs = doktor Walker
Danny Keogh = Mac Hoggins
Lisa King = Cynthia Archer
Burt Kwouk = Tommy Li
Pierre Marais = Nicholas Archer
Bo Peterson = Judge Brown
Tony Schiena = Tony
Philip Tan = Han
Tom Wu = Andy Wang
Simon Yam = Sun Quan
 
reżyseria = Philippe Martinez
scenariusz = Mick Davis, Laurent Fellous
muzyka = Guy Farley
zdjęcia = Emmanuel Kadosh

Gatunek:
akcja

Produkcja:
USA, 2004

Internet:
www.wakeofdeath.com

Powrót do spisu treści


CIEKAWE KSIĄŻKI

okładka książki

"Taoistyczna Joga Ezoteryczna - Budzenie uzdrawiającej energii Tao"
Mantak Chia

Wraz z niniejszą książką po raz pierwszy zostaje oddane w ręce polskiego Czytelnika pełne opracowanie starożytnej taoistycznej techniki medytacyjnej, zwanej małym niebiańskim obiegiem, małym krążeniem lub orbitą mikrokosmiczną. Technika ta stanowi podstawę gałęzi taoistycznej wiedzy, zwanej alchemią wewnętrzną, z której Chińczycy potrafili stworzyć bardzo skuteczną i doskonałą medycynę, wykorzystującą m.in. akupunkturę, ziołolecznictwo i dietę. Dzięki niej powstały tajniki wewnętrznych sztuk walki, takich jak Tai Chi Chuan, zdobywające na całym świecie i w Polsce coraz większą popularność, dzięki walorom zdrowotnym i relaksacyjnym oraz możliwości ćwiczenia w każdym wieku. Z niej wywodzą się również bardziej zaawansowane rodzaje medytacji taoistycznych, znane m.in. z chińskich legend. Ze względu na zasadniczość owej techniki w treningu wewnętrznej siły, wzmianki na jej temat pojawiają się w każdej poważnej książce o chińskim Qigong'u, można je odnaleźć również w literaturze, która ukazała się w Polsce. Były to jednak jedynie wzmianki, zaś dotychczas nie ukazała się na naszym rynku książka, która szczegółowo omawiałaby całą technikę, włącznie z kwestią zapobiegania efektom ubocznym, wpływu praktyki na układ hormonalny, zawierałaby wypowiedzi lekarzy, etc. Mantak Chia jest pierwszym mistrzem taoistycznym, który postanowił spisać metodę małego krążenia i opublikować ją - dotychczas przekazywana była jedynie zaufanym uczniom po wielu latach treningu - gdyż uznał on, że w obecnych czasach jest bardziej niż kiedykolwiek potrzebna człowiekowi w zachowaniu wewnętrznej równowagi, niezbędnej dla utrzymania zdrowia ciała i pogody ducha.

Oficyna Wydawnicza "ABA"
e-mail: aba@wydawnictwo.neostrada.pl

Rok wydania: 2003

(Informacje z okładki książki.)

 
okładka książki

"Duchowe nauki Tao"
Mark Forstater

Choć Tao nie można wyrazić słowami, Mark Forstater postanowił przybliżyć je czytelnikom i odpowiedzieć na najbardziej podstawowe pytania: Czym jest Tao? Skąd pochodzi? Co powoduje?
W tym celu sięgnął do nauk Czuang-tsy, wielkiego taoistycznego mędrca. Czerpiąc z jego zabawnych, a zarazem bardzo mądrych opowieści, wyjaśnia, jak można podążać Drogą Natury, nie przeciwstawiać się biegowi wydarzeń, lecz umiejscowić się w ich nurcie oraz zaakceptować go i cieszyć się nim.
Mark Forstater jest producentem filmów. Interesuje się taoizmem i ćwiczy tai chi. Jest autorem kilku książek, m.in. The Living Wisdom of Socrates i The Spiritual Teachings of Yoga.

Dom Wydawniczy "Rebis"
e-mail: rebis@rebis.com.pl

Rok wydania: 2004

(Informacje z okładki książki.)

Powrót do spisu treści


Muzyka

STEVEN SEAGAL "SONGS FROM THE CRYSTAL CAVE"
Tomasz Grycan

Songs from the Crystal Cave

Płyta Stevena Seagala miło mnie zaskoczyła. Czytałem kiedyś, że muzyka jest jego wielką pasją i grał na gitarze z wieloma znanymi muzykami (miedzy innymi takimi jak: James Burton, Vince Gill, Leon Russell, Taj Mahal, Richie Sambora i Delbert Maclinton), ale jak do tej pory nie miałem możliwości posłuchać jego twórczości. Jedyną okazją był film "Fire Down Below", w którym przez chwilę pokazał, że gitara nie jest mu obca (na marginesie, gra na tym instrumencie od 14 roku życia).

Kiedy dostałem w swoje ręce "Songs from the Crystal Cave", nie oczekiwałem niczego specjalnego. Jednak gdy zacząłem słuchać tej płyty, z każdym utworem coraz bardziej wciągał mnie jej klimat i naprawdę miło spędziłem przy niej czas. Jest bardzo zróżnicowana. Można znaleźć w niej blues, folk, reggae, a także dalekowschodnie motywy. Wszystko zostało bardzo subtelnie połączone i tworzy naturalną całość. To co niewątpliwie czuje się w tej płycie, to olbrzymie przywiązanie Seagala do czarnej muzyki i jego fascynację gitarą. Wyraźnie widać bluesowe korzenie. Zaskakująco dobrze poradził sobie także jako wokalista.

Łacińskie powiedzenie mówi: "de gustibus non est disputandum". Nie mogę zgwarantować, że znajdziecie w tej muzyce to samo co ja, ale szczególnie polecam waszej uwadze utwory: "Girl it's Alright", "My God", "Not For Sale" i "The Light".

Steven Seagal jest perfekcjonistą i przygotowywał ten album kilka lat. Bardzo zależało mu, aby jego debiut wypadł jak najlepiej. Udało mu się zaprosić do współpracy nawet Stevie Wondera, który w "My God" wspaniale zagrał na harmonijce.

Seagal na ogół jest kojarzony z twardymi i bezkompromisowymi bohaterami filmów akcji. Ta płyta pozwala poznać go z całkiem innej strony. Jego muzyka jest pełna ciepła i duchowości. To niewątpliwie bardzo wrażliwy artysta.

Mogę powiedzieć jedno. Debiut Stevena Seagala wypadł naprawdę bardzo dobrze. Album "Songs from the Crystal Cave" otworzył zupełnie nowy rozdział w jego karierze i można porównać go do tego, czym kiedyś był dla niego film "Nico". Płyta bez problemu obroni się na rynku i przyciągnie wielu słuchaczy, także nie znających go ze świata kina i sztuk walki. Utwór "Girl it's Alright" trafił na pierwsze miejsce wielu list przebojów. Z niecierpliwością czekam na kolejny krążek. Mam nadzieję, że tym razem jego tworzenie będzie trwało znacznie krócej.

Songs from the Crystal Cave


Steven Seagal "Songs from the Crystal Cave"
1. "Girl it's Alright" (Steven Seagal & Greg Barnhill) - 3:50
2. "Don't you cry" (Steven Seagal & Greg Barnhill) - 4:58
3. "Music" (Steven Seagal & Patrick George Barrett) - 4:13
4. "Better Man" (Steven Seagal & Greg Barnhill) - 4:29
5. "Route" (Steven Seagal) - 4:31
6. "My God" (Steven Seagal) - 3:57 - includes Stevie Wonder Harmonica Solo
7. "Lollipop", featuring Lt Stitchie (Steven Seagal, Shaun Fisher) 4:34
8. "Not For Sale" (Steven Seagal, Shaun Fisher) 4:56
9. "Dance" (Steven Seagal, Shaun Fisher) 3:32
10. "Jealousy", featuring Lady Saw (Steven Seagal, Marion Hall) 4:21
11. "War", featuring Lt Stitchie (Steven Seagal, Cleve Laing) 3:46
12. "Strut", featuring Lady Saw (Steven Seagal) 3:05
13. "Goree" (Steven Seagal) 5:59
14. "The Light" (Steven Seagal) 4:54


Girl It's AlRight

If I were to say that now I have everything
And I want you to stay no matter what tomorrow brings
Would it make you feel something so real
But I guess you could speak your own your mind
Whisper your wildest dreams
Girl its alright by me

Once there was a king, who lived in a foreign land
Had riches and gold, the envy of every man
But he somehow missed out on what I have now
Cuz every dream in this world
All that I'll ever need
Girl its alright by me

This is the kind of thing
One might see in a movie
This is the kind of thing
That inspires one's greatest poetry
Out of a million chances who would have thought
Id be this kind of lucky one
Girl its alright by me

Girl, if I should die and have to go away
I know I'll be back to see you another day
This love that we have is one that will last
So if the mountains don't cry
With the sky falling down
We cant live in the past and the future wont last
And if we to live for today, it wont go away
So please know its alright,
Girl its alright,
Girl its alright by me.


Internet:
http://www.stevenseagal.com/music.html
http://www.stevenseagal.info/news_uk.html
http://stevenseagalism.tripod.com/id9.html

Powrót do spisu treści


Miscellanea

Można już być spokojnym o przyszłość Taijquan.
Nawet jak zabraknie ludzi, roboty dalej będą ćwiczyły....

Informacja z serwisu "Chip Online" (http://newsroom.chip.pl/news_119467.html):

Japońska firma Nirvana Technology Inc. sprzedaje robota ćwiczącego tai chi. Urządzenie wysokie jest na 37 centymetrów i waży 2,2 kg. Potrafi wykonać 24 układy typowe dla wspomnianego zestawu ćwiczeń. Baterie pozwalają mu na 15-minutową gimnastykę. Opcjonalnie robota można wyposażyć w złącze Bluetooth.
Równie imponująca jak możliwości tego urządzenia jest jego cena - 6800 dolarów.

Robot w czasie ćwiczenia (http://www.nirvana.ne.jp/taichi/index.html):


Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.