magazyn Świat Nei Jia
NR 43 (STYCZEŃ 2007)

Spis treści:

Powrót do strony głównej


WSTĘP

Pierwotnie to wydanie magazynu miało ukazać się pod koniec grudnia. Z powodu natłoku różnych prac nie mogłem opublikować go wtedy. Czekałem także na kilka obiecanych artykułów, więc wiele razy przesuwałem moment finalnego złożenia wszystkich materiałów. Przyznaję, że mój zapał do tej pracy znacznie zmalał po lekturze kilku bardzo agresywnych, złośliwych i cynicznych listów, które otrzymałem. Zdaję sobie sprawę z tego, że konfrontacja jest silnie wpisana w charakter sztuk walki i zawsze w spotkaniach przedstawicieli różnych systemów (tak jak i partii politycznych) dochodzi do napięć, ale niektórzy naprawdę popadli już w paranoję i zachowują się tak, jakby ciągle byli na jakiejś wojnie i wszędzie dookoła widzieli wrogów....

W chińskich parkach codziennie rano tysiące ludzi coś ćwiczy. W odległości kilku metrów od siebie są grupy taiji, aerobiku, qigong lub tańców towarzyskich. Niektórzy machają mieczami, włóczniami lub halabardami, a inni grają w "zośkę" lub ringo. Dookoła rozbrzmiewa różna muzyka, każdy robi coś innego i nikomu to nie przeszkadza. Wszystkich łączy chęć aktywnego spędzenia czasu na łonie natury. Dlaczego u nas jest to niemożliwe?

Na stronie głównej mojego serwisu wyraźnie pisze:
(...)
Motto tych stron jest proste: "Każdy powinien coś ćwiczyć. A jeżeli już to robi, powinien wykonywać to z jeszcze większym zaangażowaniem".
(...)

Mam bardzo szerokie zainteresowania i nie zamykam się w jednym systemie ćwiczeń. Usiłuję promować różne rodzaje rekreacji ruchowej powiązane z Orientem. Moją misją jest propagowanie aktywnego trybu życia. Zachęcam wszystkich do oderwania się od pilota telewizora lub klawiatury komputera i skorzystania z bogatej oferty ośrodków w naszym kraju. Staram się być bezstronnym i w tym serwisie przedstawiam różne systemy oraz sporty walki. Wybór pozostawiam wam.


Przepraszam wszystkich za brak odpowiedzi na listy, ale nie mam wystarczającej ilości wolnego czasu, aby uporać się z olbrzymią ilością korespondencji.


Dostaję coraz więcej e-maili od uczniów z gimnazjów i liceów, którzy są prześladowani przez swoich kolegów. Chcą nauczyć się kung fu, aby móc bronić siebie i innych. Ponieważ ich rodzice nie mają funduszy na opłacenie im treningów, proszą o książki i filmy do samodzielnej nauki.
Rozumiem waszą sytuację, ale nie jestem w stanie rozsyłać takich materiałów. Poza tym bardzo trudno jest nauczyć się czegoś w ten sposób. Samodzielne eksperymenty będą obarczone olbrzymią ilością błędów, które szybko staną się głębokimi nawykami i potem ciężko będzie pozbyć się ich. Łatwo też o różnego rodzaju kontuzje.
Sugerowałbym kontakt z lokalnym nauczycielem W-F i skorzystanie z bezpłatnych ofert Szkolnych Klubów Sportowych. Można ćwiczyć w takich ośrodkach boks, zapasy lub judo. Jeśli nie są dostępne żadne sporty walki, warto wybrać cokolwiek, co wzmocni ciało i pozwoli dobrze rozwijać się fizycznie. Jeżeli dzięki różnym dyscyplinom sportowym uda wam się poprawić wydolność organizmu (zwiększyć gibkość, siłę, poprawić rozciągnięcie, itp.), to uzyskacie dobrą bazę do późniejszego treningu walki. Poza tym może się okazać, że po kilku miesiącach intensywnych zajęć sportowych staniecie się na tyle silni fizycznie i psychicznie, że wasi prześladowcy sami zaczną was omijać.


Niestety bierna postawa zwycięża i coraz trudniej o materiały do magazynu. Mam bardzo dużo obiecanych tekstów, ale niewiele z nich dociera do mnie. Kiedy rozmawiam z instruktorami i namawiam ich do pisania artykułów do "Świata Nei Jia", to najczęściej odpowiadają, że zgromadziłem tutaj taką ich ilość, że nie ma już o czym pisać. Ciekawe jest jednak to, że przy okazji zawsze pytają, kiedy ukaże się nowe wydanie, bo chcieliby coś poczytać.... Tak samo jest z forum dyskusyjnym. Ludzie chcą czytać wypowiedzi innych, ale sami nie chcą zabierać głosu....


Na wiosnę minie 9 lat istnienia tego magazynu. Planuję opublikować w kwietniu jubileuszowe wydanie, w związku z tym zapraszam wszystkich autorów tekstów do przysyłania materiałów.

Co będzie dalej? Jeszcze nie wiem. W zeszłym roku ukazał się tylko jeden numer "Świata Nei Jia". Chciałbym, aby ten serwis rozwijał się dalej (mam kilka nowych pomysłów), ale przyznaję, że jestem zmęczony nieustannymi atakami fanatyków i mój zapał do tej działalności internetowej wyraźnie maleje. Nie rozumiem tego, co dzieje się w naszym kraju. Tak jakby mrok zawładnął umysłami ludzi. Listy, które otrzymuję, są jak trucizna pełne cynizmu i złośliwości. Skąd taka silna polaryzacja poglądów? Gdybym poszedł drogą autorów e-maili, które dostaję, to na tych stronach byłyby tylko informacje o taijiquan i moich własnych treningach....

Pamiętajcie, że wiele zależy także od Was. Jeżeli chcecie, aby te strony dalej się rozwijały, przełamcie swoją bierność i zróbcie coś dla "Neijia".


Zapraszam do lektury artykułów.
 
Tomasz Grycan

P.S.
Różne szkoły i organizacje Kung-fu i Vo w Polsce powołały "Polską Federację Kung Fu". To bardzo ciekawa inicjatywa. Zachęcam do odwiedzenia ich serwisu: www.kung-fu.w.pl

Powrót do spisu treści


KONIEC FORUM DYSKUSYJNEGO "NEIJIA"
Tomasz Grycan

Stworzyłem internetowe forum dyskusyjne "Neijia" dla wymiany informacji i wzajemnego wspierania się oraz inspirowania w praktyce. W Polsce kilka tysięcy osób ćwiczy różne style neijia (głównie taijiquan) i to dla nich było adresowane to wirtualne miejsce. Chodziło o koleżeńskie spotkania, gdzie można normalnie podyskutować ze sobą na tematy związane z Orientem. Wiele razy powtarzałem, że nie jest to plac pojedynków, ani sala sądowa.

Sztuki walki ciągle ewoluują. Żyjemy w XXI wieku i obecnie mają one całkiem inną pozycję w społeczeństwie niż w XVIII lub XIX wieku. Dawniej tylko żołnierze, ochraniarze lub stróże prawa oraz bandyci zajmowali się treningiem walki, a dzisiaj zabierają się za to także sekretarki i gospodynie domowe. Oczywiście każdy ćwiczy tyle, ile indywidualnie może i ma ochotę. Ludzie różnie wplatają sztuki walki w swoje życie. Jedni traktują je tylko jako inspirację do poznania orientalnych kultur i odreagowania stresującej pracy, a drudzy ciężko pracują nad nabyciem realnych umiejętności samoobrony. Kiedy spotykają się dwa tak różne podejścia do praktyki, dialog nie jest łatwy.

Istnieją różne rodzaje publicznych miejsc, gdzie można spotkać się z kimś i porozmawiać. Są kawiarnie i herbaciarnie, gdzie przy cichej i spokojnej muzyce można wymieniać poglądy delektując się filiżanką kawy lub herbaty. Są też puby z hałaśliwą muzyką, gdzie ludzie siedzą w zadymionych salach i przekrzykują się wzajemnie przy piwie.

Chciałem, aby forum "Neijia" miało inny charakter niż forum "Budo". To wirtualne miejsce miało być bardziej spokojne i mniej konfrontacyjne. Klimat rozmów miał być łagodniejszy, aby w jednym miejscu mogły spotykać się ze sobą osoby ćwiczące relaksacyjnie oraz bojowo. Na początku nawet się to w miarę udawało, niestety nie trwało to długo. Część internatów przyzwyczajona do innego typu dialogu, zarzucała "Neijia", że jest tu za spokojnie i przypomina to "towarzystwo wzajemnej adoracji". Oczekiwali bardziej ożywczych wymian argumentów.

Ostatnio w dziale "Taijiquan" bardzo aktywnie zabierały głos osoby nie ćwiczące taijiquan i wyrażały się dość krytycznie o tej sztuce, jej mistrzach i metodach treningowych. Inne spojrzenie na praktykę zawsze może być inspirujące, problem w tym, że niestety często ton uwag w postach był cynicznie lekceważący i wyraźnie nakierowany na wyszydzenie osób zajmujących się taiji. To oczywiście generowało sporo napięć i doszło do tego, że osoby ćwiczące taiji wycofały się z pisania na forum, a przecież to dla nich było stworzone to miejsce.

Zastanawiałem się nad tym, jak doszło do takiej sytuacji i niewątpliwie było w tym sporo mojej winy. Jestem zbyt zapracowany i niewiele przebywam w internecie, a przez to nie byłem dobrym moderatorem i administratorem tego forum. Nie mogłem aktywnie uczestniczyć w dyskusjach i pilnować tego, co działo się tam.

Aby forum sprawnie funkcjonowało, niezbędny jest opiekun z pasją, który dużo przebywa w internecie. To ciężka praca, bo obecnie nie wystarczy tylko czytać i pisać posty. Aby być na bieżąco, należy każdego dnia ściągać z sieci (np. z serwisu "YouTube") wiele różnych filmików, oglądać je uważnie, a potem wszystko komentować.

Nie jestem taki jak Neo w filmie "Matrix", który na stałe jest podłączony do sieci. Mój kontakt z internetem jest niewielki. Nie mam na to czasu, a też i z powodów technicznych nie mogłem ściągać większości filmików, których linki pojawiały się na forum. Próbowałem "w biegu" brać udział w kilku dyskusjach bez wcześniejszego obejrzenia tych materiałów, ale efekt był porażką, więc tym bardziej rzadziej pisałem posty.

Tworząc forum liczyłem na zaangażowanie instruktorów z różnych ośrodków. Moja wizja nie sprawdziła się. Nie udało mi się także przekonać ludzi ćwiczących taijiquan do pełnego wykorzystania tej platformy. Ciekawe jest to, że wszyscy mówią o tym, że takie forum jest bardzo potrzebne i powinno istnieć, ale zarazem nikt nie chce aktywnie uczestniczyć w nim. Ludzie wybierają bierne przyglądanie się z boku. Chcą czytać wypowiedzi innych, ale sami nie chcą zabierać głosu.

Kiedy na forum kilka osób ostentacyjnie złamało regulamin, doszedłem do wniosku, że przekroczona została pewna granica i nie mam już chęci walczyć o nie. Bez wsparcia ze strony ćwiczących taiji nie chcę forsować tego dalej na siłę i zablokowałem je. Uznałem, że skoro posty pisze już tylko niewielka grupa, która równocześnie stale jest na "Budo", to spokojnie poradzi sobie ona bez "Neijia".

Po zamknięciu forum dostałem kilka bardzo emocjonalnych listów (była to prawie furia). Ich autorzy zarzucali mi, że uciekam przed nimi i unikam trudnych dyskusji. Zachowywali się tak, jakby forum było miejscem wielkiej rozprawy sądowej, a ja jestem jedynym adwokatem taijiquan w tym kraju i moim obowiązkiem jest bronić go. Niektórzy poszli nawet dalej i żądali ode mnie wyjaśnień, dlaczego jestem tak głupi i wciąż chcę ćwiczyć taiji....

Są tacy, którzy mają bardzo dużo wolnego czasu, nudzą się w pracy oraz w domu i jedynym ratunkiem jest dla nich wirtualny świat. Przebywają codziennie w sieci tak długo, że nie wyobrażają sobie sytuacji, w której ktoś może nie móc lub nie chcieć korzystać z internetu. Zniknięcie forum jest dla nich dramatem, bo są już uzależnieni od komputera.... No cóż.... Może to być dla nich przełomowa chwila. Szansa by oderwać się od klawiatury i zamiast pisać na temat praktyki, po prostu coś poćwiczą...

Dziękuję bardzo wszystkim moderatorom za pomoc w prowadzeniu forum. Szczególnie Oldmanowi, który wykazał się dużym zaangażowaniem.

Chciałbym też gorąco podziękować taaigihkowi za dzielenie się z nami bardzo ciekawymi linkami z chińskich serwisów.

Osoby zainteresowane dyskusjami o Kung Fu mogą korzystać z forum "Budo" (budo.net.pl). Jest tam wydzielony dział poświęcony tej tematyce.

Życzę wszystkim owocnego studiowania neijia. Niech Wasza pasja stale się rozwija.

Istnieją ludowe powiedzenia "do trzech razy sztuka" oraz "nigdy nie mów nigdy", które teoretycznie pozostawiają jakąś furtkę na przyszłość. Jakkolwiek po dwóch próbach z forum jestem bardzo sceptycznie nastawiony do jego kolejnej reanimacji i obecnie uważam ten rozdział za całkowicie zamknięty. To koniec forum dyskusyjnego "Neijia".

Powrót do spisu treści


Chen Taijiquan

MISTRZ I UCZNIOWIE - SZTUKA NAUCZANIA

Na podstawie wykładu mistrza Chen Xiao Wanga - opracował Jarosław Jodzis.
"World Chen Taijiquan Association - Poland"

Aby być dobrym nauczycielem nie wystarczy dużo wiedzieć, trzeba jeszcze potrafić tę wiedze przekazać.

Mistrz Chen Xiao Wang, mówiąc o nauczaniu innych, często porównuje Nauczyciela do naczynia wypełnionego herbatą, a ucznia do pustej filiżanki. Nauczanie to po prostu wypełnianie pustej filiżanki ucznia. Tylko tyle i aż tyle. Powyższe porównanie jest pozornie bardzo proste, ale istnieje wiele okoliczności i warunków, które muszą być spełnione aby ta transmisja mogła mieć miejsce.

Po pierwsze:

Naczynie Nauczyciela musi być pełne i mieć dostęp do źródła. Jest to jedna z tych cudownych sytuacji, gdy im więcej oddajemy z naszego naczynia, tym bardziej się ono wypełnia. Oznacza to, że Nauczyciel powinien mieć wiedzę, rozumieć dobrze temat, którego naucza i znać wiele tzw. zręcznych środków aby tę wiedzę przekazać.

Na pewnym etapie dalszy postęp można uczynić tylko poprzez nauczanie innych. Ucząc Nauczyciel zdobywa nowa wiedzę, nowy wymiar tego, co już wydawało mu się że zna i rozumie. Zdobywa cenne doświadczenie. Jest to proces, który kształtuje zarówno uczniów jak i nauczycieli. Ale ten etap musimy osiągnąć, tzn. zdobyć tę wiedzę i rozumienie na tyle, aby swobodnie poruszać się w temacie, oraz co równie ważne, mieć dostęp do źródła. Czyli mieć możliwość poszerzania i rozwijania zakresu swojej wiedzy. Jest takie powiedzenie " przelewanie z pustego w próżne" - dobrze ilustruje ono sytuację, gdy uczący powierzchownie znający temat, usiłuje przekazać uczniom coś, czego tak naprawdę sam nie rozumie. Co gorsza często jest tak, że taki nauczyciel nawet nie zdaje sobie sprawy z tego czego nie wie i nie mając dostępu do źródła, tworzy własne teorie oparte na swoich fantazjach i wyobrażeniach. Nie oznacza to, że trzeba być wielkim mistrzem żeby zacząć nauczanie, ale sedno tematu powinno być uchwycone. Np. jeżeli nauczamy taijiquan, to powinniśmy mieć jasność co do swobodnego przepływu qi w technikach walki które wykonujemy, w solowych formach, w ćwiczeniach z partnerem lub walce.

Wówczas będziemy rozumieli co znaczy właściwa struktura ciała, zakres i proporcje ruchów, punkty przemiany yin i yang i wiele innych rzeczy, które związane są ze swobodnym przepływem qi. Swobodny przepływ to jedno, a rodzaj i charakter ruchów to drugie. Nie są to ruchy dla samych ruchów, jakiś ezoteryczny taniec. Są to techniki walki i wszystkie zasady ruchu są określone w celu maksymalnej skuteczności i efektywności w walce. Czy możemy kogoś nauczyć taijiquan, gdy znamy tylko z grubsza zewnętrzne ruchy formy? Oczywiście nie. Jeśli wiec uczymy czegoś, upewnijmy się, że rozumiemy na czym polega sedno tematu i czy mamy dostęp do wiedzy, czy tylko brniemy w nasze wyobrażenia i fantazje.

Po drugie:

Naczynie ucznia musi być puste i otwarte, dopiero wówczas można je napełnić. Oznacza to, że uczeń musi być gotowy i otwarty na przyjęcie wiedzy. Rzadko jest tak, że uczniowie od razu są gotowi i otwarci. Jest to stan umysłu, który dobry Nauczyciel powinien w uczniach wzbudzić. Jest to umysł pełen zaufania, zapału i chęci do pracy, umysł spokojny i zrelaksowany, umysł otwarty, który z wiara przyjmuje wskazówki Nauczyciela i z zapałem wprowadza je do praktyki. Nauczyciel swoją postawa, poziomem wiedzy i stosunkiem do uczniów powinien ten stan umysłu w uczniach obudzić i umacniać. Dopiero wtedy naczynie ucznia otwiera się i przekaz wiedzy może nastąpić.

Cała sztuka uczenia polega tylko na tym jak spowodować, aby umysły uczniów otworzyły się na wiedzę i mieli oni inspirację do praktyki. Innymi słowy, jak otworzyć naczynie ucznia i spowodować, aby zechciał on wypić to czym je wypełnimy.

Są to dwa warunki podstawowe, ale należy jeszcze wziąć pod uwagę trzeci warunek skutecznego nauczania, a więc

Po trzecie:

Przelewając herbatę musimy trafić do filiżanki ucznia, czyli nie wystarczy, aby była ona pusta i otwarta, musimy jeszcze wiedzieć gdzie ona stoi. Sama herbata również powinna być nie za gorąca, ani za zimna.

Oznacza to, że to czego uczymy powinno w jakimś stopniu spełniać oczekiwania i możliwości uczniów. Dobry Nauczyciel zawsze robi rozpoznanie czego uczniowie chcą i czego są w stanie się nauczyć. To jest często trudne. Wiele osób chce czegoś, czego tak naprawdę nie jest w stanie na danym etapie przyjąć. Nauczyciel powinien widzieć gdzie rzeczywiście jest naczynie ucznia nawet gdy twierdzi on, że jest w innym miejscu. Powinien tak poprowadzić temat, aby zaczynając od tematu oczekiwanego, przekazać wiedzę, która będzie dopasowana do poziomu uczniów, a sam sposób przekazania wiedzy powinien być dostosowany do istniejących warunków i okoliczności.

W innym wypadku, albo naczynia się zamkną, albo przelejemy herbatę w miejsce gdzie nie ma żadnego naczynia, albo też temperatura będzie nieodpowiednia i nikt jej nie wypije.

Musimy jako nauczyciele spełniać te trzy warunki, jeśli chcemy skutecznie nauczać. Jak to realizować w praktyce, to właśnie jest sztuka nauczania. Jest to, jak pisałem, proces zdobywania doświadczenia i poszerzania arsenału tzw. zręcznych środków, które każdy nauczyciel musi sobie wypracować.

Podstawą jest oczywiście punkt pierwszy, czyli wiedza i rozumienie tematu przez Nauczyciela. I to wiedza zdobyta ciężką pracą nad sobą i swoimi ograniczeniami. Wiedza ugruntowana praktyką. To daje poczucie zaufania do siebie i do tego co robimy, poczucie stabilności i pewności siebie, a co za tym idzie, wewnętrznego spokoju i pogody ducha. Jeśli nie potrafimy wyjaśnić dlaczego dany ruch wygląda jak wygląda i jak go wykonać prawidłowo zgodnie z zasadami swobodnego krążenia qi, oznacza to, że nasza wiedza jest niepełna i chociaż robimy coś, to tak naprawdę nie rozumiemy tego. Trudno jest wówczas uczyć innych. Jeśli chcemy być dobrymi nauczycielami musimy stale rozwijać i pogłębiać zakres naszej wiedzy. To umożliwi nam z coraz lepszym skutkiem realizowanie drugiego warunku, a dopiero lata praktyki i doświadczeń spowodują, że zostaniemy dobrymi Nauczycielami spełniającymi wszystkie wymagania sygnalizowane w punkcie trzecim.

Wracając do praktycznych wskazówek chciałbym przedstawić kilka typowych sytuacji, w których umysły uczniów się zamykają i uczenie jest co najmniej trudne. Mistrz Chen omawiając ten temat podzielił się swoimi doświadczeniami z kilkudziesięciu lat nauczania, jak prowadzić zajęcia, aby nauka była efektywna, a uczniowie chętni do wysiłku i zaangażowania:

  1. Nauczyciel powinien wzbudzać zaufanie, być pewny tego czego naucza. Jego spokój, opanowanie, uprzejmość i życzliwość otwiera umysły uczniów i daje im poczucie bezpieczeństwa. Podczas prowadzenia treningu powinien być jak generał na czele armii, a w kontaktach z uczniami, jak dobra babcia cierpliwie i życzliwie wyjaśniająca wszelkie pytania.
    Każda niepewność, nerwowość, brak opanowania czy agresja powoduje, że atmosfera ta udziela się uczniom i ich umysły zamykają się.

  2. Nauczyciel powinien ocenić i zorganizować przestrzeń i możliwości poruszania się w zależności od miejsca, ilości osób i tematu jaki jest nauczany. Jak generał na polu bitwy ze spokojem i pewnością ustawić grupę tak, aby wszyscy jak najlepiej mogli skorzystać z lekcji i być w stanie widzieć, słyszeć i poruszać się podczas zajęć. Niewielka grupa na dużej sali nie stanowi problemu, ale wiele osób na stosunkowo małej sali wymaga wiedzy i doświadczenia jak zorganizować trening, aby był efektywny. Np. tui shou czy chan si gong nie wymaga dużo miejsca i można ustawić grupę dość ciasno, ale długa forma czy formy z bronią wymagają większej przestrzeni i wówczas, jeśli jest za dużo osób, sensowne będzie podzielenie grupy na dwie, lub trzy części, z których jedna wykonuje formę, a druga obserwuje lub koryguje. Również, gdy wyjaśniamy coś dla dużej liczby osób, lepiej jest, jeśli wszyscy skupią się wokół nauczyciela tak, aby był on dobrze widziany i słyszany przez wszystkich. Jeśli tego nie zorganizujemy dobrze, powstanie bałagan i wszyscy będą niezadowoleni i stracimy dobrą atmosferę treningu.

  3. Zrozumiałe jest, że na pierwszych treningach, lub gdy uczymy nowego materiału wszyscy są trochę spięci i zablokowani. Nauczyciel powinien umiejętnie dozować nowy materiał wyjaśniając, że na początku zawsze jest trochę trudno, i że stopniowo, po pewnej ilości powtórzeń stanie się to bardziej zrozumiałe. Jeśli tego nie zrobimy, grupa pozostanie spięta i zniechęcona, nie zaangażując się w rzetelne ćwiczenie.

  4. Należy tak rozplanować trening, aby przerobić zaplanowany materiał w przewidzianym czasie. Jeśli mamy np. dwa dni seminarium na naukę jakiejś formy, tak rozplanujmy zajęcia aby ją skończyć.

  5. Nauczyciel ma do dyspozycji trzy rodzaje komunikacji.

Te trzy języki Nauczyciel powinien zręcznie stosować w zależności od potrzeb. To, co wymaga ustnych instrukcji i omówienia, powinno być jasno i klarownie wyjaśnione. Zbyt długie i zawiłe tłumaczenie powoduje, że ludzie przestają słuchać i rozumieć i w efekcie zamykają się.

Gdy demonstrujemy jakiś ruch lub fragment formy jego zakres i sposób prezentacji powinien być dostosowany do możliwości uczniów i czasu jakim dysponujemy.

Indywidualna korekta postaw i komunikacja poprzez odczucia nie maja większego sensu na początku nauki, gdy ciało jest sztywne, a przepływ qi słaby. Natomiast w dalszej perspektywie jest to niezbędne do głębszego poczucia równowagi i rozluźnienia, oraz zwiększenia przepływu qi.

Nauczanie jest sztuką. Nie wystarczy dużo wiedzieć i potrafić. Dobry Mistrz zawsze dostosuje metodę i zakres materiału do możliwości i aspiracji uczniów. Jak już wspomniałem, cała sztuka uczenia polega głównie na wzbudzeniu i utrzymaniu wśród uczniów otwartego i chłonnego umysłu, oraz inspirowaniu do wysiłku. Nawet najlepszy Nauczyciel jest bezradny jeśli uczeń nie ma aspiracji do praktyki.

Nauczanie jest jak przelewanie z pełnej filiżanki do pustej. Tylko tyle i aż tyle. Potrzeba dużo doświadczenia, mądrości i całej gamy zręcznych środków, aby ta transmisja się odbyła, a zawartość filiżanki wypita i przetrawiona.

Pewien mistrz powiedział - "Trudno jest spotkać dobrego Nauczyciela, ale dobrego ucznia jeszcze trudniej". Ponieważ uczenie się tez jest sztuką, bodaj czy nie trudniejszą, gdyż dopiero kształtujemy nasze aspiracje i zbieramy doświadczenie.

Uczenie się i nauczanie przeplatają się ze sobą i uzupełniają. Ucząc innych sami zdobywamy wiedzę i uświadamiamy sobie nasze braki. Inspiruje to do wysiłku i poszukiwania odpowiedzi na pytania, które mogłyby wcale się nie pojawić gdyby nie nasi uczniowie.

Czerwiec 2006

Powrót do spisu treści


Wu Taijiquan

XX LECIE SZKOŁY TAIJIQUAN ZE SŁUPSKA
Dariusz Muraszko

wutaichi@poczta.onet.pl
www.wutaichi.republika.pl

Pomimo, iż lata 80 - te XX wieku uważa się za pionierskie dla rozwoju kung-fu na rodzimym gruncie, to wśród ćwiczących istniała silna potrzeba legalizacji tego nurtu sztuki walki. Dlatego 1 listopada 1986r. włączyłem Słupską Szkołę Hu Lung Pai Kung-Fu do struktur Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej "Semafor". Prezesem klubu była Elżbieta Garduła - wspaniała organizatorka i społeczniczka. Korzystając ze wsparcia wspomnianej organizacji, postanowiłem propagować w Słupsku jeszcze jeden styl kung-fu. Tak powstała pierwsza w mieście sekcja Taijiquan.

Ze stylem Wu eksperymentowałem od 1984 roku. Dwa lata później swoimi skromnymi doświadczeniami dzieliłem się z grupką zapaleńców tej odmiany Taijiquan. Nikt chyba wówczas nie przypuszczał, że miękka wersja chińskiego boksu przetrwa na słupskiej ziemi ponad dwadzieścia lat...

Tak jak już wspomniałem, były to czasy pionierskie - okres zdobywania doświadczeń. Technika osób ćwiczących Boks Wielkiego Szczytu pozostawiała wiele do życzenia. Jedyny kontakt z sympatykami Taijiquan miałem wówczas poprzez udział w Olimpiadach Wiedzy o Kulturze Dalekiego Wschodu i w tzw. Letnich Akademiach Kung-Fu. Trzeba przyznać, że Warszawa była wówczas znanym ośrodkiem tych spotkań i od roku 1986 odwiedziło ją wiele interesujących osób. Oczywiście styl Wu nie był w Polsce znany i moje "szkolenia" ograniczały się jedynie do trenowania z osobami, które pozyskiwały swą wiedzę z mało wiarygodnych źródeł. W wyniku braku kompetentnych nauczycieli zarzuciłem na jakiś czas praktykę stylu Wu i zacieśniłem swoje kontakty z instruktorami odmiany Yang. Dopiero w roku 1992 miałem sposobność zaprosić do grodu nad Słupią Sifu Zhang Feng Jun`a. Chiński nauczyciel znał formę 45 sekwencji stylu Wu, która jest skróconą wersją układu tradycyjnego. Cykliczne wizyty Sifu w Słupsku zaowocowały znacznym podniesieniem poziomu technicznego grupy Taijiquan w tym mieście. Styl Wu wrócił na nasz parkiet.

W roku 2004 nawiązałem oficjalny kontakt z International Wu Style Tai Chi Chuan Federation, której przewodniczy Sifu Wu Kwong Yu - prawnuk legendarnego Wu Jian Quan`a (Wu Chien Chuan`a). Po kilku miesiącach przyjechał do Słupska z Amsterdamu rekomendowany przez Federacje instruktor, uczeń Sifu Wu - dr Mark Langweiler. Uczestnicy warsztatów mieli powód do dużej satysfakcji. Byli świadkami pierwszej w Polsce wizyty instruktora z International Wu Style Tai Chi Chuan Federation. Od października 2005r. Mark Langweiler pełni funkcję doradcy technicznego sekcji Taijiquan Słupskiego Stowarzyszenia Chińskich Sztuk Walki (Słupsk i Koszalin).

Naszą działalnością interesują się inne ośrodki w kraju. Podczas tegorocznego Festiwalu Kung-Fu i Vo (Warszawa 2006 r.) Mark poprowadził warsztaty, po których instruktorzy Taijiquan wyrazili chęć zaproszenia zagranicznego gościa do swoich szkół. Optymizmem napawa fakt, iż wszystko odbyło się zgodnie z niepisanymi regułami, które funkcjonują pośród nauczycieli tradycyjnego kung-fu. Markowi było miło, że w ustaleniach dotyczących tych wizyt nie pominięto mojej osoby. Zintegrowane środowisko jest mocniejsze i więcej może zrobić dla rozwoju Taijiquan w Polsce.

Dwudziestą rocznicę naszej działalności obchodziliśmy w gronie najstarszych uczniów, degustując potrawy orientalne. Obsługa chińsko - wietnamskiej restauracji przywykła do naszych odwiedzin. Dyskusje na interesujące nas tematy już wiele lat temu znalazły właściwą oprawę.

Listopad 2006

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

SEKRETNY STYL RODZINY YANG
James P. Blaise

jb.blaise@hotmail.com

Artykuł ten dedykuję wszystkim głęboko zaangażowanym praktykantom stylu Yang poszukującym Prawdy.

Co się stało z legendarną siłą bojową stylu Yang? Jak to jest możliwe, że w naszej epoce, pomimo setek i tysięcy osób ćwiczących Tai Chi, tak jest rzadkie aby ktokolwiek był w stanie zademonstrować tą niezwykłą wewnętrzną siłę? Czy rodzina Yang posiadała w rzeczywistości " sekretny" styl walki? Co stało się z jej przekazem?

To jest rodzaj pytań, które zadaje sobie wielu długoletnich praktykantów Tai Chi Chuan stylu Yang na całym świecie. Ja również zaliczałem się do tych osób. Dzięki pewnym zaskakującym zbiegom okoliczności, obecnie posiadam odpowiedzi na wiele z tych pytań.


Yang Cheng Fu i jego syn Yang Sau Chung. Szanghaj 1930.

Uważam się za artystę sztuk walki i jest dla mnie zupełnie jasne dlaczego zdecydowałem się ćwiczyć TCC. Naturalnie relax i zdrowie są elementami ważnymi dla wszystkich, niemniej gdyby to było tylko dlatego, sądzę że wolałbym ćwiczyć Yogę, która jest przyjemna i wymaga dużo mniej wysiłku niż TC. Przyczyna jest bardzo prosta. Moim marzeniem było rozwinąć tę niezwykłą i magiczną energie, którą posiadali bokserzy rodziny Yang. To właśnie jest dla mnie rzeczywistą wartością praktyki stylu Yang. Wielu ludzi nie wierzy w tą energię, ale ja osobiście nigdy nie miałem wątpliwości co do jej istnienia. Problemem jest znalezienie osoby która potrafi wytłumaczyć jak tego dokonać.

W moim życiu spotkałem wielu nauczycieli TCC, ale zaledwie kilku z nich było w stanie zademonstrować siłę wewnętrzną. Jedną z osób które wywarły na mnie wielkie wrażenie był mistrz Chu King Hung (mieszkający obecnie w Londynie). Jego pokazy użycia tej siły były tak niewiarygodne że zdecydowałem się podjąć u niego naukę. Stałem się jego prywatnym uczniem i przez wiele lat pracowałem aby zrozumieć każdy z elementów stylu jaki nauczał. Niestety po piętnastu latach ciężkiego treningu, moje TC nadal nie posiadało żadnej siły bojowej, a energia wewnętrzna nadal była dla mnie zagadką. Z tego co wiem żadna z osób ćwiczących u mistrza Chu King Hunga, pomimo dziesięciu lub nawet dwudziestu lat praktyki, nie osiągnęła nawet w zbliżeniu jego umiejętności. Morał jest prosty: nie wystarczy znaleźć kompetentnego sifu, ale trzeba również by on posiadał pragnienie przekazania swojej sztuki.

Po tym nieszczęsnym okresie nie za bardzo wiedziałem gdzie się zwrócić w poszukiwaniu dalszej nauki. Nie przypuszczałem że przeznaczenie szykowało mi wielką niespodziankę...
Pewnego dnia przeglądając magazyn "Tai Chi" znalazłem reklamę niejakiego Roberta Boyd mówiącą że jest on disciplem wielkiego mistrza Ip Tai Tak. Niewiele osób słyszało to nazwisko, niemniej dla mnie było ono dobrze znane.


Yang Sau Chung po środku na prawo. Z prawej, jego disciple Ip Tai Tak.
Z lewej kolejno: pani Yang, pani Ip i Mary Yang. Hong Kong 1965.

Historia Tai Chi Chuan stylu Yang zwykle kończy się na trzeciej generacji rodziny Yang, czyli na osobie Yang Cheng Fu, o której wszyscy słyszeli. Nowoczesna historia jest dużo mniej znana. Otóż Yang Cheng Fu posiadał pierworodnego syna nazwiskiem Yang Sau Chung, który stał się jego asystentem mając zaledwie 14 lat, a w wieku 19 lat był już uważany za mistrza Tai Chi Chuan i nauczał wielu ludzi. Nie będzie wiec przesadą powiedzieć, że Yang Sau Chunga należy traktować jako prawowitego spadkobiercę stylu swego ojca i tym samym jako wielkiego sukcesora Tai Chi Chuan rodziny Yang. W 1949 YSC wyemigrował do Hong Kongu gdzie kontynuował nauczanie. Tam też spotkał Ip Tai Taka, który stał się jego pierwszym disciplem i partnerem praktyki w push hands przez blisko 30 lat. W ten sposób Ip Tai Tak stał się piątą generacją rodziny Yang i dziedzicą ich stylu. Jeżeli miał on discipla, co do tej pory ignorowałem, to ta osoba jest oficjalnie szóstą generacją rodziny Yang! Żaden poważnie ćwiczący praktykant stylu Yang nie mógłby przejść obojętnie obok czegoś takiego. Musiałem koniecznie go spotkać!


Yang Sau Chung i Ip Tai Tak podczas praktyki tui shou.
Hong Kong, 1975

W ten sposób pewnej letniej soboty, po dwóch godzinach jazdy samochodem z Montrealu i po przekroczeniu granicy US dotarłem do miasta Burlington w stanie Vermont. Bez kłopotów znalazłem Instytut Bao Tak Fai położony przy 100 Church Street. Mr. Boyd był w trakcie prowadzenia zajęć. Wyszedł mi na przeciwko i spytał się czy chcę uczestniczyć w praktyce. Odpowiedziałem że wolę popatrzeć, bo to mi umożliwi lepiej się zorientować w tym co robi. Zasiadłem spokojnie w głębi obszernej sali i zacząłem się przyglądać jak Robert Boyd wykonywał formę wraz ze swoimi studentami. To co się stało następnie najlepiej będzie nazwać wstrząsem... Z niedowierzania otworzyłem szeroko oczy. Intensywnie obserwowałem jak Mr. Boyd się porusza i zupełnie nie rozumiałem tego co on robił! Tak, to była forma Tai Chi jaką znałem, co do tego nie miałem żadnych wątpliwości, ale wykonywana w tak niezwykły sposób jakiego nigdy nie widziałem. Byłem tym bezmiernie zaskoczony i zadziwiony. Myśli kotłowały się w mojej głowie: co tu się dzieje?, co to jest?, co on właściwie robi? Ta sytuacja miała w sobie cos absurdalnego. Ja, który byłem prywatnym uczniem Chu King Hunga, który był trzecim disciplem samego Yang Sau Chunga, czyli tego samego mistrza co Ip Tai Tak, nie byłem w stanie pojąć Tai Chi R. Boyda! To było niezmiernie bulwersujące. Naprawdę nie byłem w stanie wytłumaczyć sobie co oznacza ta przedziwna metoda poruszania się, ani jaki jest jej sens!


Mistrz Ip Tai Tak w aplikacji ruchu "peng".

Po zajęciach Mr. Boyd pokazał mi nagranie video praktyki samego mistrza Ip Tai Taka, zrealizowanego około 20 lat temu w Hong Kongu. Ta zdumiewająca metoda ruchów była jeszcze bardziej widoczna. Ciało mistrza Ip wydawało się poruszać jak fala przepływająca z nogi na nogę. Spektakl był naprawdę niesamowity! Kiedy zadałem pytanie Robertowi Boyd, co to jest za rodzaj Tai Chi, odpowiedział mi że to jest Snake Style(1). Następnie wytłumaczył mi, że jest to forma bojowa stylu Yang która była uczona tylko dla niewielu wybrańców. Ta właśnie forma była tajemniczym stylem walki rodziny Yang, tak bardzo ukrywanym przed wszystkimi że nikt nigdy go nie widział. Tylko ten sposób praktyki wiedzie do rozwoju rzeczywistej energii wewnętrznej. Natomiast to co rodzina Yang nauczała na zewnątrz zwane było Tiger Style(2), który był doskonały dla zdrowia, ale nie umożliwiał rozwinięcia tej niebywałej siły. Ta cała historia była dla mnie bardzo intrygująca. Powiedział sobie że musze tego spróbować. RB zademonstrował mi jeden z podstawowych elementów Snake Style. To było coś dość dziwnego, coś co trzeba wykonać wewnątrz ciała. Wróciłem do Montrealu i rozpocząłem nad tym pracę. W praktyce sprowadzało się to do powtarzania godzinami jednego jedynego ruchu. Jakież było moje zdziwienie, gdy po trzech tygodniach tej praktyki zrozumiałem jak "otwierać" staw kolanowy! Wiele słyszałem o tym legendarnym efekcie(3), ale nigdy nie spotkałem nikogo, kto miałby pojęcie jak go zrealizować i ja sam mimo wielu lat praktyki nie wiedziałem jak go uzyskać. To było zupełnie nie do uwierzenia! W tym momencie uświadomiłem sobie, że przeznaczenie postawiło na mojej drodze coś bardzo wyjątkowego. Porzuciłem Tai Chi Chuan pochodzące od mistrza Chu King Hunga, które ćwiczyłem przez 15 lat i podjąłem naukę Snake Style. Snake Style okazał się praktyką nie mającą wiele wspólnego z Tai Chi Chuan które znamy obecnie, pomimo zewnętrznego podobieństwa. Sposób poruszania się jest podobny do ruchów węża. Wymaga to dużej elastyczności. Ciężar jest przenoszony z nogi na nogę przy użyciu mięśni rdzenia. Całe ciało podąża za ich ruchem. To umożliwia doskonałe ukorzenienie pozycji i przesyłanie mocnej energii wewnętrznej "jin" od stóp, poprzez kręgosłup do rąk. Efektem długotrwałej praktyki Snake Style jest również pojawienie się legendarnego fenomenu "Iron in cotton", który pozwala na rozwinięcie szybkości, siły i wrażliwości w rekach. Co jest również interesujące, że wbrew powszechnej opinii Styl Yang, a raczej Snake Style stylu Yang, zawierał oryginalnie dwie formy z pustymi rękami, a nie jedną. Pierwsza wolna w ruchach, zwana była "Tai Chi Chuan". Natomiast druga będąca praktyką aplikacji bojowych nosiła nazwę "Long Boxing" (Chang Chuan), dynamiczna i szybka gdzie 150 ruchów jest wykonywanych w 3 minuty! Należy jeszcze dodać, że "powolna" forma Tai Chi Chuan Snake Style nie jest tak wolna jak wiele form Tai Chi obecnie praktykowanych. W rzeczywistości jej rytm jest stały, dość szybki i wykonanie jej w całości nie zabiera więcej niż 15 minut. Praktyka Snake Style jest niezmiernie fascynująca. Jest to styl naprawdę przedziwny!


Wielki mistrz Ip Tai Tak i Robert Boyd w portrecie mistrz / disciple.

Ostateczny dowód potwierdzający tego wszystkiego, czego się dowiedziałem na temat Snake Style pojawił się dwa miesiące temu, gdy nieznana osoba opublikowała na stronach: You Tube nagranie trzymane w tajemnicy przez co najmniej 40 lat. Po raz pierwszy w historii stylu Yang możemy podziwiać publicznie samego Yang Sau Chunga wykonującego w całości formę Tai Chi Chuan. Zajmuje ona tylko 8 minut! Forma którą on wykonuje na tymże nagraniu jest autentyczną praktyką Snake Style. Dla kogoś kto rozumie ten styl nie ma co do tego żadnych wątpliwości, jego elementy są jasno widoczne.
W tej perspektywie historia stylu Yang i sam styl Yang okazują się dość inne od tego w co do tej pory wszyscy wierzyliśmy...

Dla zainteresowanych w uzyskaniu dodatkowych informacji dotyczących Snaka Style, należy skonsultować strony R. Boyda: www.iptaichi.org , lub też bezpośrednio skontaktować się z autorem tego artykułu na adres: jb.blaise@hotmail.com


(1) = Styl Węża
(2) = Styl Tygrysa
(3) = "Otworzenie" stawu kolanowego nogi zwanej solidną lub yang umożliwia zmniejszenie nacisku wywieranego na ten staw przez ciężar ciała spoczywający na tejże nodze, a tym samym zachowanie elastyczności i ruchliwości całego ciała.


Filmik "Yang Shou Zong (Yang Sau Chung) Taiji" można obejrzeeć pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=zb1rYHvgVFU

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

METODY PRACY ZE WZROKIEM W STYLU YANG

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

Yang Cheng Fu powiedział: Należy patrzeć prosto przed siebie, czasami wodzić wzrokiem za ciałem
Tłumaczenie Ewa Kornacka

Taijiquan stylu Yang traktuje metodę używania oczu w bardzo szczegółowy sposób. Znana jest historia opowiadająca o tym, jak Yang Cheng Fu, w czasie ćwiczeń pchających dłoni lub w czasie walki, patrząc na przeciwnika emitował energię jing i siłą swojego wzroku zmuszał go do przewrócenia się. Przyglądając się zdjęciu Yang Shao Hou, możemy zauważyć, iż jego oczy jaśnieją blaskiem. Jest to rezultat wieloletniego treningu całkowicie skoncentrowanego na oczach oraz wewnętrznej energii qi.

Yang Cheng Fu powiedział:

Należy patrzeć prosto przed siebie, czasami wodzić wzrokiem za ciałem. Pomimo tego, iż oczy są skierowane w pustkę, ich ruch jest ważnym elementem w zmianie, ponieważ kompensuje niedoskonałość ciała.

Wymagania Taijiquan stylu Yang dotyczące oczu są następujące:

Od redakcji ("YMAA Warszawa"):
Praca ze wzrokiem a raczej jego prawidłowe stosowanie ma niebagatelny wpływ na jakość trenigu. Niestety bardzo często jest niedocenianym elementem praktyki. Mam nadzieje że powyższy tekst spowoduje iż więcej osób będzie traktowała pracę ze wzrokiem jako integralną część swojego teningu.

Powrót do spisu treści


Yang Taijiquan

OSIEM METOD PRAKTYKI TAIJI

Materiał udostępniony przez Warszawską Szkołę Tai Chi - "YMAA Warszawa"

Według Profesora Cheng Man-chinga z New York City, pomiędzy 1965 a 1975. Przekazany przez Tam Gibbs.
Spisany przez Carol McGonegal z Annapolis, Maryland.
Był opublikowany także w broszurce [książeczce] : "Dla uczczenia trzeciej rocznicy Stowarzyszenia Tai-Chi Ch'uan" wydanej przez Shr-jung School at 211 Canal Street, New York, NY.
Tłumaczenie Joanna Rak

Od redakcji ("YMAA Warszawa"):
Powyższe ćwiczenia nie powinny być traktowane jako uzupełnienie formy. Są to praktyki mające na celu lepsze zrozumienie poszczególnych odczuć które w Taiji powinny się pojawiać. Tymi odczuciami są siły, opory i wszelkiego typu wewnętrzne bodźce występujące w czasie wykonywania formy. Czynności opisane w ćwiczeniach powinny (ale nie muszą) dać bardzo podobne odczucia (ale nigdy nie takie same). Nie należy się do nich (tych odczuć) zbytnio przywiązywać gdyż dla każdej osoby mogą one wyglądać nieco inaczej. np dla osoby mającej doświadczenie kajakarskie wiosłowanie może się kojarzyć z innymi odczuciami niż dla osoby nigdy nie pływającej... Nie mniej jednaj chińskie Kung Fu pełne jest ćwiczeń mających za zadanie pomóc adeptowi opisać to co nieopisywalne. Dlatego też polecamy wszelkie doświadczenia wynikające z tej praktyki konsultowac z osobą bardziej doświadczoną.

Powrót do spisu treści


Xingyiquan

XINGYIQUAN - SKUTECZNA WALKA (CZĘŚĆ 1)
Ewa Pfeifer

Konsultacja merytoryczna: Zhang Feng Jun

Materiał udostępniony przez "Polsko Chińskie Stowarzyszenie Kung Fu Wu Shu Nan Bei"

Xingyiquan to kwintesencja ducha walki. Twarda siła równoważona wewnętrzną miękkością znajduje wyładowanie w błyskawicznym ruchu zwartego ciała. W tradycyjnym podziale na style zewnętrzne i wewnętrzne, Xingyiquan, podobnie, jak Baguazhang i Taijiquan zaliczamy do tych ostatnich. Jego pierwowzorem był Liuhequan, styl Sześciu Harmonii praktykowany w Shaolin. Sztuka Xinyiquan kształtowała się przez wiele pokoleń początkowo w prowincji Shanxi, później w Hebei, a kolejni mistrzowie wprowadzali nowe elementy, tak charakterystyczne dla współczesnego Xingyi.

Według jednej z teorii ojcem sztuki jest legendarny patriota i bohater, Yue Fei (1103 - 1142), generał z czasów dynastii Song, niezwykle zręczny w posługiwaniu się włócznią. W oparciu o zasady władania tą właśnie bronią, stworzył metodę walki i nauczył jej swych oficerów. Yi Quan - Intencjonalna sztuka walki - była wyjątkowo prosta i pomysłowa. Czy Yue Fei, który większość życia spędził na polu bitwy i zginął zamordowany w więzieniu mając niecałe czterdzieści lat, rzeczywiście zdołał opracować tak zaawansowaną sztukę walki? Tradycja głosi, że spisał on podręcznik Yi Quan odnaleziony pięćset lat później, przez Ji Ji Ke, znanego także jako Ji Long Feng, w świątyni poświęconej pamięci Jue Fei'a.

Ji Long Feng również słynął ze zręczności we władaniu włócznią. Dostosował technikę włóczni do technik ręcznych wykorzystując przy tym zasady zawarte w rękopisie Yue Fei'a.

Ani opowieść o generale Jue Fei'u, ani ta o Ji Long Fengu, który odnalazł rękopis i odtworzył jego sztukę, nie została potwierdzona przez historyków, jednak podtrzymują oni teorię o stworzeniu sztuki walki w oparciu o technikę włóczni. Tyle, że jedni przypisują tę zasługę generałowi Yue Fei, a inni Ji Ji Ke.

Dai Long Bang (1720 - 1809) był kolejnym mistrzem, który wniósł wiele udoskonaleń do stylu Xingyiquan. Jego nauczyciele reprezentowali różne style walki. Cao Ji Wu przekazał mu wiedzę o Yi Quan, zaś Jin Shi Kui uczył go stylu Modliszki. Metoda ćwiczeń wprowadzona przez Dai'a polegała na połączeniu Daoyin (Qigong dla zachowania zdrowia) z technikami walki. Od tej pory metody Dantian stały się podstawą technik walki i ich nieodłączną częścią. Również Wu Xing Quan, tak charakterystyczne techniki pięści, są uważane za spuściznę Dai'a.

Swą wiedzę Dai przekazał rodzinnemu klanowi, a za jego pośrednictwem Li Lao Nengowi (1803 - 1888), który jako pierwszy nazwał - udoskonaloną przez siebie i opisaną w 1856 roku sztukę - Xingyiquan.

Obecnie uważa się, że Li Lao Neng (znany także jako Li Fai Yu lub Li Neng Ran) miał także innego nauczyciela - Guo Weihana - autora ćwiczeń San Ti Shi (w pozycji stojącej) - stanowiących rdzeń nowoczesnego Xingyiquan.

W każdym razie Li Lao Neng wykorzystał twórczo wiedzę odziedziczoną po nauczycielach i to jego uznaje się za ojca współczesnych północnych stylów Xingyiquan. Jemu też praktykujący obecnie Xingyi zawdzięczają metody ćwiczeń dwuosobowych. Oczyścił styl, wprowadził wiele innowacji i fundamentalnych zmian w metodach nauczania.

Jednym z jego najzdolniejszych uczniów był Guo Yun Shen, który zyskał sławę jako łowca przestępców. Gwałtowna natura Guo przysporzyła mu niestety wielu kłopotów. Osadzony na trzy lata w więzieniu, za nieumyślne zabójstwo pewnego bandyty, nadal doskonalił technikę.

Spadkobiercą jego sztuki został Sun Lu Tang, który w 1910 roku osiedlił się w Pekinie i założył szkołę sztuk walki. Napisał też wiele książek, przy czym pierwsza z nich, wydana w 1915 roku nosiła tytuł "Xing Yi - nauka formy". Była to pierwsza w Chinach praca o tej tematyce, przedstawiająca teoretyczne podstawy w oparciu o filozofię. W 1931 roku, Sun Lu Tang zerwał z dotychczasową tradycją i założył pierwszą żeńską szkołę sztuk walki.

genealogia

Obecnie rozwijają się dwie podstawowe odmiany Xingyiquan. W prowincji Hebei (z głównym ośrodkiem w Pekinie) i w prowincji Shanxi. Istnieje ponadto wiele innych odmian (choćby muzułmańskie odgałęzienia praktykowane w prowincji Henan), które znacznie się od siebie różnią pod względem technicznym. Niektóre z nich w ogóle nie włączają form zwierząt do stylu skupiając się wyłącznie na technikach pięści. Bywa, że podobieństwa ograniczają się do nazw, podczas gdy same ruchy są zupełnie inne. Wspólnym mianownikiem pozostaje jednak zwarta postawa i "siła czołgu", niezwykła prostota stylu i jego skuteczność w walce.

W następnej części: O teoretycznych podstawach stylu.


Polsko Chińskie Stowarzyszenie Kung Fu Wu Shu Nan Bei: http://www.nanbei.pl

Ośrodki Nan Bei w Polsce: Warszawa, Rzeszów, Dębica, Tarnobrzeg, Nowa Dęba, Szczecin.

Powrót do spisu treści


Kung Fu

HUNG GAR MISTRZÓW LAM SAI WING'A I TANG FUNG'A
John Seetoo

Tłumaczenie i opracowanie Piotr Osuch

Niewielu bohaterów w historii Chin dorównało wyobrażeniom o ludziach typu Wong Fei Hung'a. Legendarny praktyk Hung Gar, Wong, był także zielarzem i nauczycielem. Po śmierci swojego ojca Wong Kay Ying'a, który był jednym ze słynnych "Dziesięciu Tygrysów Kwangtung", Fei Hung został jego następcą.

Popularność Fei Hung'a zwielokrotniła się dzięki klasycznej dziś serii kinowej Kung Fu, w której Wong Fei Hung'a grał sławny Kwan Tak Hing.

Za najbardziej znanego ucznia Wonga uważa się Lam Sai Wing'a. Łysy i tęgi, były rzeźnik, Lam, był osobą błyskotliwą. Głównym czynnikiem popularyzacji jego szkoły były 3 tomy autorstwa Lama dotyczące Hung Gar:

Gung Gee Fook Fu Kuen (Forma Ujarzmiania Tygrysa);
Fu Hok Seung Ying Kuen (Forma Tygrysa i Żurawia);
Tit Sin Kuen (Forma Żelaznej Liny).


Tang Fung

Te trzy książki były pierwszymi publikacjami opisującymi publicznie rzeczywiste techniki Hung Gar i Lam wykorzystał to do rozpropagowania swojej wersji Hung Gar w Chinach, Hong Kongu i innych krajach.

Powodem podkreślenia "jego wersja" jest fakt, że tu w USA mało się wie o innych uczniach Wong Fei Hung'a. Lam Sai Wing sławny jest głównie dlatego, że jego siostrzeniec Lum Jo uczył wielu znanych mistrzów prowadzących tam szkoły, takich jak Buck Sam Kong, Y.C. Wong i inni. Wyobrażenie unikalne i charyzma Lama były zawsze nierozłączną częścią filmów poświęconych Wong Fei Hung'owi. Dlatego odsłonięcie Lama dla szerokiej, niepoinformowanej publiczności było nieuchronne.

Wong wyszkolił jednak innych godnych odnotowania uczniów. Jeden z nich Liang Foon rzekomo miał taką moc, że kiedy stawał w pozycj jeźdźca (sei biw mah) ziemia pod jego stopami pękała. Innym znanym studentem Wonga był Tang Fung. Tang Fung, który dożył dojrzałego wieku (ponad 80 lat) przezywany był Lo Wan Ku, co można przetłumaczyć jako "staroświecki umysł". Odnosiło się to do tradycjonalizmu Tang'a, tradycjonalizmu surowego i traktowanego jako świętość. Pewnego razu powiedział on, że będzie uczył innych tylko tego, czego nauczył się od Wong Fei Hung'a i odmawiał zarówno dodawania jak i opuszczania czegoś w stosunku do Hung Gar, którego się nauczył.


Fragment wstępu do III tomu autorstwa Lam Sai Wing'a
- TIT SHIN KUEN (Forma Żelaznej Liny) -
oryginalny tekst

W erze Kuomintangu (początek XX w.) Tang Fung i jego brat Tang Yee prowadzili w Kantonie szkołę zwaną Yee Tong lub "rycerską dzielną salą". Chociaż jego szkoła dobrze prosperowała, Tang Fung musiał opuścić Chiny podczas wojny chińsko-japońskiej. Japońska okupacja Chin, co zostało udokumentowane wieloma filmami i książkami, zniosła chińskie szkoły Kung Fu, które były podejrzane o trenowanie rebeliantów.

W obliczu tej sytuacji Tang Fung zdecydował się dołączyć do swojego towarzysza ze szkoły Lam Sai Wing'a, który wcześniej urządził się jako instruktor w Hong Kongu. W krótkim czasie Tang Fung przeszedł dodatkowy trening u Lam Sai Wing'a, chociaż opanował wcześniej cały system Wong Fei Hung'a. Spowodowało to zamieszanie wśród spadkobierców szkoły Lam Sai Wing'a. Tang Fung jest często zwany si-hung tzn. "starszy brat" ze względu na okres spędzony na treningach z Lamem. Jednakże, ponieważ Tang Fung poznał u Wong Fei Hung'a cały system, a Wong Fei Hung był, jeżeli chodzi o techniki, ich wspólnym nauczycielem, oficjalnym tytułem Tang Fung'a winien być si-sook tzn. "wój", co podkreślałoby, że pochodzi z tej samej generacji co Lam.

Tang Fung i Lam Sai Wing spędzili razem kilka lat. Wzięli oni wspólnie udział w pewnym wydarzeniu, w słynnej walce w Luk Sin Theater. Jak mówi opowieść, rywalizujący instruktor, zazdroszczący Lam Sai Wing'owi, złapał w pułapkę jego i kilku jego uczniów w Luk Sin Theater, który był słynnym w Kantonie teatrem operowym. Rywal zamknął wszystkie wyjścia i przypuścił atak na Lama i jego towarzyszy. Udało im się uciec dzięki Lamowi, który powstrzymał przeciwników technikami rozwiniętymi na dziewięciu drewnianych manekinach używanych dla treningów skrętów ciała i technik obronnych przeciwko wielu atakującym.


Trzy generacje rodziny Chiu, Wielki Mistrz - Chiu Ko
wraz z synem Chiu Chi Ling oraz wnukiem Denisem
- Hong Kong 1980

Podczas tych lat w Hong Kongu Tang Fung zdobył dużą sławę. Jego nauki podkreślały trening twardych postaw i dokładne trzymanie się form. Z tradycji wyłamała się córka Tang Funga Tang Sou Kin. Aktywna 19-letnia kobieta Tang Sou Kin została okrzyknięta "królową tańca lwa" w latach dwudziestych. Tang Fung sam przedstawił "Taniec Lwa" Królowej Elżbiecie w 1950 roku, chociaż był już w bardzo podeszłym wieku.

CHOĆ BYŁ ZNANY Z POSŁUGIWANIA SIĘ "ŚMIGŁEM Z KOŚCI WOŁOWEJ" LUB TECHNIKAMI ŻELAZNEGO ŚMIGŁA, TANG FUNG NIGDY ICH NIE NAUCZAŁ, GDYŻ ŚMIGŁO NIE BYŁO TYPOWĄ BRONIĄ HUNG GAR.

Przez wieki słynni przedstawiciele Hung Gar byli znani z preferowania określonych broni. Luk Ah Choi i Wong Kay Ying słynęli z technik z drzewcami, Wong Fei Hung szczególnie lubił noże motylkowe (WU TIK DOU), Lam Sai Wing (prawdopodobnie dzięki wcześniejszym doświadczeniom jako rzeźnik) szczególnie dobrze posługiwał się szablą. Specjalnością Teng Funga była broń, którą posługiwania się nie nauczał, ponieważ nie była to standardowa broń Hung Gar. Jego ngau quat sin (śmigło z kości wołowej) i techniki nim stały się słynne w Hong Kongu, chociaż były rzadko demonstrowane. Tang wykształcił wielu znaczących uczniów: Ho Lap Tin, Luk Kan Wing, Cheung Tai Hing (który później nauczał w Nowym Jorku) i wybrany następcą Tang'a, Yuen Ling. Dzisiejszym spadkobiercą Tanga jest Frank Chee Wai Yee z Nowego Yorku. Yee, który zaczął nauczać w Kanadzie w 1960 roku, praktykował także tit da (chińską medycynę) z Chiu Wei Sit, którego ojciec Cheuk Sing Sit był znanym zielarzem w Kantonie i Hong Kongu. Yee, którego ojciec był także nauczycielem Kung Fu, ćwiczył z Yuen Ling przez ponad dziesięć lat, znajdując czas na naukę Choy Lee Futi i Północnego Shaolinu od swoich braci przed opuszczeniem Hong Kongu.


Technika Suan Fu Jow
w wykonaniu Franka Chee Wai Yee

Podczas gdy Yee potwierdza wspólne korzenie jego sztuki, wskazuje praktyczne i teoretyczne różnice między bardziej ortodoksyjnym Tang Fung'a i mniej surową wersją Lam Sai Wing'a.

Według Yee Hung Gar Kung Fu, jakie było nauczane przez Wong Fei Hung'a, składa się z 4 form : "Opanowania chi tak by ujarzmić tygrysa" (KUNG CHI FOK FU KUEN), "Tygrysa i Żurawia" (FU HOK SHEUNG YING KUEN), "Żelaznej Liny" (TIT SHIN KUEN), "Pięciu Zwierząt" (NG YING KUEN). Forma "Dziesięciu Zwierząt" została przypuszczalnie rozwinięta później jako pewnego rodzaju suma pozostałych.


Mistrz Chiu Chi Ling podczas prezentacji siły uderzenia Ping Choi

Teoria walki koncentrowała się na technikach zwierząt, bloku, ataku oraz sile. Bardzo ważne były "mosty (KIU), czyli techniki przed ramionami. Sztandarowym blokiem Hung Gar jest blok "pojedynczego palca". Dłoń przedłużająca blok przedramienia z palcem wskazującym skierowanym ku górze ma praktyczne i historyczne znaczenie. W praktyce blok może być łatwo zmieniony w tygrysi pazur lub rękę węża i dodatkowym plusem jest to, że opuszczony łokieć utrudnia przeciwnikowi złapanie ręki lub nadgarstka.

HISTORYCZNIE HUNG GAR PEŁEN JEST SEKRETNYCH ZNAKÓW. JEGO SZTANDAROWY BLOK JEDNEGO PALCA JEST ZAKODOWANYM PRZESŁANIEM DO CHIŃSKICH PATRIOTÓW MÓWIĄCYM: "JEŻELI WSZYSCY LUDZIE HANA PODNIEŚLIBY JEDEN PALEC, MOGLIBYŚMY OBALIĆ CHINGÓW (MANDŻURÓW)."

Nawet pozdrowienie Hung Gar - lewa otwarta dłoń, prawa pięść - jest szyfrem. Pięść reprezentuje chiński znak "słońce". Dłoń reprezentuje znak "księżyca". Oba razem tworzą znak "Ming". Ma on dwa znaczenia: pierwsze praktyczne oznaczające coś jasnego, świetlistego. Drugie brzemieniem nawiązywać może do historycznej dynastii Ming. W przesłaniu oznacza to: "Odrestaurować dynastię Ming". Dynastia "Ming" rządziła do czasu obalenia jej przez dynastię "Ching", czyli do roku 1644.

Inny interesujący fakt podaje Yee. Tradycyjnie Hung Gar operuje tylko pięcioma rodzajami broni: kij (KWON), szabla (DOU), halabarda (KWAN DOU), tygrysie widły (SANGU CHA), noże motylkowe (WU TIK DOU). Hung Gar obejmuje także formy z włócznią i obosiecznym mieczem. Yee twierdzi, że formy te mają zdecydowanie północny charakter. Są bardziej giętkie i mają odmienne tempo.Yee uważa, że kij i szabla najlepiej reprezentują siłę i teorię walki tego południowego stylu.

Formy z rodzajami broni, które dołączono do sytemu po Hung Hei Goon, pochodzą od różnych źródeł. Na przykład forma z włócznią Hung Gar pochodzi od włóczni rodziny Yang, a jej ślady występują od dynastii Sung. Podczas wojny z Mongołami rodzina Yang była jedną z ważnych chińskich twierdz militarnych, składających się z wielu ekspertów w sztukach wojennych. Piąty brat rzekomo został mnichem i zmodyfikował swoją technikę z włócznią na kij.

Pośród zmian jakie Lam Sai Wing wprowadził do sposobu nauczania Hung Gar było zwiększenie ilości form i rodzajów broni oraz odmienne podejście do wykonania tradycyjnych form. Na przykład metoda Tang Funga wykonania formy "Tygrysa i Żurawia" jest twardsza, z ciałem opadającym dla zebrania siły i z bardziej zakorzenionymi postawami. Wersja Lam Sai Wing'a jest bardziej uniesiona i swobodna, co jest charakterystyczne dla północnego Shaolinu. Lam wprowadził do Hug Kuen nowe formy:

Mui Fa Kuen (Pięść Kwiatu Śliwy) - jest formą początkujących, która uczy pozycji poruszania się, podstawowych technik pięści we wzorze krzyża (sup ji);

Wu Dip Jeung (Dłonie Motyla) - uważana jest za najbardziej miękką, najłagodniejszą formę Hung Gar, jest wykonywana w prostej linii i ma widowiskowe, płynne techniki. Wśród najbardziej błyskotliwych technik jest "tornado", czyli cern fung tui oraz "uderzenie dłonią motyla" (wu dip jeung);

Lau Gar Kuen (Pięść Rodziny Lau) - jest kolejnym podstawowym zestawem, który uczy szybkich i wolnych manewrów i postaw skręcającego się smoka (kei lung bo);

Gung Lik Kuen (pięść praca-siła) - jest podstawową formą północnego Shaolinu;

Gow Duk Kuen (Dziewięć Specjalnych Uderzeń Pięścią) - jest widowiskową formą, która podkreśla 9 technik Hung Gar takich jak "kopnięcie ogonem tygrysa" (fu mei tek), "dłonie motyla", "tygrys schodzący z gór" i specjalność Wong Fei Hung'a "kopnięcie bez cienia".

Trzyczęściowy cep (SAM CHET KWON), żelazny bicz, latający meteor (którym Wong Fei Hung często ćwiczył) i inne rodzaje broni także wchodziły do programu w czasie wielu lat treningu Lam Sai Winga.

Sifu Yee ma respekt dla Lam Sai Wing'a i jego popularyzacji Hung Gar i wie, że jest historyczny i kulturowy związek z jego Kung Fu, które trenuje. Choć jego mistrzem jest Tang Fung, Yee naucza swoich studentów dodatkowych form mistrza Lam'a i posługiwania się zestawami broni, łącząc ich zastosowanie z zasadami Hung Gar. Niektóre stare metody treningu - metody których unikają "nowocześni" instruktorzy - ćwiczą ciało sposobem, który nie może być powtórzony przy użyciu zachodnich technik lub nauk. Yee ćwiczył także zaawansowanych studentów w Da Mo Yit Gung Ging, czyli klasyczne zmiany muskułów podzielone na 14 części. Jest to seria ćwiczeń Hei Kung (trening chi) i Pai Da (uderzenia), które pochodzą z klasztoru Shaolin.


Mistrz Chiu Wai

Obecnie wśród ćwiczących Hung Kuen istnieje podział na dwie linie przekazu tego systemu: linię Mistrza Lam Sai Wing'a i linię Mistrza Tang Fung'a. Ta ostatnia jest współcześnie stosunkowo mało znana i kontynuuje ją niewielu mistrzów. Nie są oni również tak znani jak sukcesorzy Hung Kuen Lam Sai Wing'a. Wynika to głównie z ogromnej popularyzacji tego systemu w Hong Kongu przez Lam'a jak i w USA przez jego późniejszych znakomitych uczniów jak Lum Jo czy Lau Chum. W Hong Kongu tradycję tej linii kontynuowała sławna rodzina Chiu. Nie żyjący już bezpośredni uczeń Lam Sai Wing'a - Chiu Ko - przekazał charyzmę Hung Kuen swoim dwóm synom Chiu Wai i Chiu Chi Ling. Są oni bardzo znanymi i poważanymi postaciami zarówno w Hong Kongu jak i w swoich "nowych ojczyznach": Kanadzie i USA. Wielka popularność linii Lam'a wynika również z większej widowiskowości technik i form w stosunku do linii Tang'a. Trening też nie jest aż tak wyczerpujący i twardy. Pomimo tego ortodoksyjny Hung Gar Tang'a ciągle znajduje nowych kontynuatorów i nic nie wskazuje na to, by miał ulec zapomnieniu.

drzewo przekazu

Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Shaolin" nr 3/1995.

Powrót do spisu treści


Wu Shu

POŁUDNIOWA PIĘŚĆ - NANQUAN
II SEKWENCJA PODSTAWOWA

Opracowanie Piotr Osuch

forma

1. Pozycja wyjściowa
2. Podciągnięcie ręki
3. Wyjście prawą nogą w przód, lewa ręka ruch do wewnątrz dłonią, prawa pięść uniesiona
4. Wyjście lewą nogą i wypchnięcie lewej
5. Wycofanie lewej nogi w tył wraz z wycofaniem rąk dłoni i prawej pięści w przód (ukłon)
6. Wycofanie prawej nogi w tył wraz z podwójnym uderzeniem grzbietami pięści od góry

forma

7. Dołączenie lewej nogi w lekkim rozkroku i powrót pięści do boku
8. Blok krzyżowy dłońmi
9. Rozbicie dłońmi na zewnątrz
10. Uderzenie łokciami od dołu (jednoczesna zasłona boków głowy)
11. Ściągnięcie dłoni do boku
12. Uderzenie palcami dłoni na wprost
13. Jednoczesny blok górny prawą ręką i poziomy lewą w pozycji jazdy na koniu (MA BU)

forma

14. Uderzenie ze skrętem do pozycji łuku i strzały (GUNG BU)
15. Blok dłońmi na zewnątrz
16. Skręt do GUNG BU w drugą stronę i uderzenie wierzchem dłoni od góry
17. Krok w przód lewą nogą do pozycji GUNG BU z jednoczesnym blokiem ręką w poziomie
18. Uderzenie pięścią na wprost

forma

19. Zakrok w przód prawą nogą i blok w poziomie prawą ręką
20. Skręt do pozycji XIE BU, dłonie dotykają ziemi
21. i 22. Kopnięcie z wyskoku piętą prawej nogi (DENG TUI)
23. Postawienie nogi do MA BU i uderzęnie pionową pięścią (MA BU CHENG CHA QUAN)
24. Obrót do pozycji XU BU

forma

25. Wejście w GUNG BU z blokiem przedramieniem do wewnątrz
26. Kołowy blok dłońmi z wycofaniem do XUBU
27. Ta sama pozycja widziana z drugiej strony
28. Uderzenie dłońmi na wprost z wejściem do GUNG BU
29. Blok ściągający lewą ręką
30. Uderzenie wierzchem pięści prawą ręką

forma

31. Kopnięcie proste (DENG TUI) prawą nogą
32. Postawienie nogi do pozycji GUNG BU z blokiem do wewnątrz prawą ręką
33. Uderzenie od dołu dłońmi obu rąk
34. Uniesienie lewej nogi w górę i wycofanie dłoni do boku ciała
35. Przeskok w przód ze zmianą nogi
36. Wejście w przód do pozycji GUNG BU z jednoczesnym uderzeniem oburącz dłońmi w przód

forma

37. Przestawienie lewej nogi w bok z blokiem wznoszącym wierzchem nadgarstka GOU SHOU
38. Skręt do pozycji QI LONG BU z uderzeniem hakowym pięścią lewej ręki (QI LONG BU SHANG GOU QUAN)
39. Przestawienie lewej nogi w tył do pozycji MA BU z uderzeniem wierzchem pięści lewej ręki
40. Blok lewą ręką w poziomie
41.Skręt do pozycji GUNG BU i uderzenie proste prawą ręką (PING QUAN)

Artykuł ukazał się w czasopiśmie "Shaolin" nr 3/1995.

Powrót do spisu treści


RELACJA Z SEMINARIUM Z MISTRZEM NGUYEN VAN TANGIEM
Jacek Fura

kung_fu@gsi.pl
www.kung_fu.gsi.pl

W dniach 24, 25 czerwca odbyło się w Tarnowie seminarium stylu Vo Thuat Thanh Quyen, które poprowadził Mistrz Nguyen Van Thang. Organizatorami seminarium byli Jacek Fura (prowadzący treningi tego stylu w Rzeszowie) i Robert Maślanka (prowadzący treningi w Tarnowie i Dębicy).

Sztuka walki Vo Thuat Thanh Quyen pochodzi z Wietnamu. Jest to styl przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie Nuguyen.

Nazwa stylu składa się z dwóch części. Pierwsza "Vo Thuat" oznacza sztukę walki, w dosłownym tłumaczeniu Vo - wojenna, Thuat - technika. Jest to odpowiednik chińskich słów: Wu Shu. Druga część nazwy "Thanh Quyen" oznacza delikatne, finezyjne uderzenie. W wietnamskich i chińskich sztukach walki Quyen oznacza uderzenie lub układ (formę). Zaś słowo Thanh to nie tylko delikatny, lecz także silny. Można je interpretować jako siła ukryta w delikatnych ruchach.
Aby lepiej to zrozumieć dajmy przykład dwóch osób które przenoszą i układają ciężkie przedmioty. Jedna osoba jest silna a druga słaba. Gdy pracą wykonuje osoba słaba jej ruch są ociężałe, mało precyzyjne, chwiejne, a na twarzy widać włożony w pracę wysiłek. Lecz jeśli te same przedmioty przenosi inna silna osoba nie widać u niej zmęczenia. Jego ruchy są zwinne, lekkie i precyzyjne. Bez wysiłku podnosi i układa ciężkie przedmioty i to właśnie określa słówko Thanh.

Seminarium poświęcone było formie The Quyen (The - pozycja, Quyen - uderzenie, forma). Układ ten dzieli się na 2 części. W części pierwszej - The większy nacisk położony jest na pozycje i sposób poruszania w czasie walki. Bardzo ważnym elementem tej części formy jest nauka przybrania pozycji obronnej w której nabywamy umiejętności osadzenia (zakorzenienia ciała).

Podczas pracy z tą częścią formy Mistrz objaśniał wykorzystanie poszczególnych technik do obrony, ataku i w walce ulicznej.

W drugiej części formy - Quyen większy nacisk kładzie się na sposoby wykonywania uderzeń i kopnięć w czasie walki. Tutaj Mistrz wyjaśniał w jakich sytuacjach w czasie walki ma zastosowanie dane uderzenie lub kopnięcie.

Mistrz podkreślał, że bardzo ważna podczas wykonywania formy jest dokładność ruchów. Bloki mają być wykonywane dokładnie w obrębie obszaru ciała i z wykorzystaniem jego ruchów. Nie za obszernie aby nie tracić czasu na zbędne machnięcia. Uderzenia muszą być wykonywane z pełną szybkością i siłą i zawsze iść do celu. Uderzenia i kopnięcia wykonujemy tak aby miały jak największy zasięg i jak najkrótszą drogą docierały do przeciwnika. Podczas wykonywania przejść z jednej pozycji na drugą należy balansować ciałem. Odpowiedni balans ciałem daje siłę uderzeniom i blokom oraz jest jednocześnie unikiem. Gdy potrafimy bardzo dobrze balansować ciałem to wszystkie zmiany pozycji są szybkie wykonywane bez wysiłku, a wykonujący formę ma wrażenia że porusza się lekko i zwinnie jak w tańcu.

Mimo, że seminarium poświecone było dokładnej korekcie formy, to jednak nie zabrakło wyjaśnień dotyczących zachowania się w czasie realnej walki. Mistrz bardzo szczegółowo omawiał poszczególne techniki walki, pokazywał w jaki sposób można się bronić gdy upadniemy lub przeciwnik nas przewróci, co robić gdy dojdzie do zwarcia lub w jaki sposób możemy "wyjść" z pozoru przegranych sytuacji gdy np. przeciwnik przechwyci nasze kopnięcie i trzyma nas za nogę. W czasie omawiania technik Mistrz dużą uwagę przykładał do wyjaśniania psychologicznych aspektów realnej walki na które kładziony jest bardzo duży nacisk w naszym stylu.

Wszyscy uczestnicy seminarium byli bardzo zadowoleni. Oprócz wspólnych treningów była to okazja do wymiany doświadczeń, odnowienia starych znajomości i zawarcia nowych. Następne seminarium z Si Fu Nguyen Van Thangiem odbędzie się w okresie ferii zimowych i już teraz wszystkich chętnych serdecznie zapraszamy. Tematem tego seminarium będzie forma: Thanh Ha Quyen (delikatna rzeka). Jest to jedna z trudniejszych form naszego stylu ucząca przede wszystkim prawidłowego balansu ciałem.

Powrót do spisu treści


Organizacje i szkoły

BUSHI RYU - SZKOŁA WOJOWNIKÓW
Rafał Szydłowski

wojownik@bushiryu.pl
bushiryu@interia.pl
bushiryu.pl

Bushi Ryu to szkoła sztuk walki działająca na terenie Tarnowa. Wojnicza oraz Dąbrowy Tarnowskiej. Historia szkoły na tym terenie sięga ostatnich lat poprzedniego tysiąclecia. Inicjatywa ta powstała w głowach młodych ludzi uczących się w rozwijającym się środowisku akademickim w Tarnowie. Wśród studentów tarnowskich uczelni i liceów nie brakowało doświadczonych adeptów różnorodnych sztuk doskonalenia swojego umysłu i ciała poprzez sztuki walki. I tak mała grupa osób nie zważając na panującą mroźną zimę truchtem przebywała trasę od akademika położonego przy ulicy Słowackiego na stadion Błękitnych a potem na Piaskówkę. W mglistym świetle księżyca następowała wymiana doświadczeń młodych wojowników. Mimo to, że tatami (matą) było ze śniegu a ściany dojo (sala ćwiczeń) ścianami mrocznego lasu atmosfera treningu nie różniła się niczym od tradycyjnego rygoru treningowego sztuk walki. Czasami zdarzało się, iż grupa ta wzbudzała zaciekawienie służb porządkowych - te po wyjaśnieniach podchodziły jednak do sprawy ze zrozumieniem.

logo

Po roku zmagań z przyrodą na koleją zimę udało się znaleźć darmowe lokum. Mimo dachu nad głową temperatura powietrza rzadko przekraczała kilka stopni. W tym czasie do sekcji dołączyli członkowie bractwa pasjonującego się kulturą wczesnych Słowian Woje Peruna. Ich doświadczenie walki z bronią rzuciło nowe światło na kwestie realiów sztuki gołych rąk przeciwko stali. Dzięki nim sekcja przeniosła treningi do położonego blisko centrum miasta mieszkania w starym budownictwie zaprzyjaźnionego mnicha Zen. Znów los splótł brakujące ogniwa. Na początku XIX wieku, gdy zaczęto usportawiać sztuki walki, zatracały one stopniowo swój duchowy charakter. We wcześniejszych stuleciach wojownicy utożsamiani byli wręcz z osobami obcującymi wręcz ze światem niematerialnym. Przykładem mogą tu być popularni w erze Sengoku (dosł.kraj w wojnie) mnisi wojownicy Yamabushi. W kolejnych latach dołączali kolejni ludzie, którzy swoją osobowością i doświadczeniem doprowadzili do obecnego oblicza szkoły. W obecnej chwili szkoła prowadzi treningi w Tarnowie w Szk. Podstawowej nr 3, Wojniczu w Domu Grodzkim ośrodek Gok oraz Dąbrowie Tarnowskiej Gimnazjum nr 1. Posiadamy także stronę internetową bushiryu.pl (www.wojownik.net).

Bushi Ryu, czyli dosłownie szkoła (Ryu) wojowników (Bushi) posiada w swoim Mon(herbie) 3 listki miłorzębu japońskiego (gingko biloba). Roślina ta jest synonimem wiedzy a liczba 3 oznacza główne filary tworzące program szkoły: Aikido, Kenpo Jujitsu oraz Sanda Kung-fu.

Aikido - dosłownie droga harmonii i pokoju i Jujitsu, czyli miękka droga są dziedzictwem japońskiej epoki Heian (749-1156) oraz panującego ówcześnie Rodu Minamoto. Wtedy to poza brutalną siłą fizyczną coraz bardziej zaczęła liczyć się totalna przewaga psychiczna nad wrogiem. Twórcą Aikido był Morihei Ueshiba jujitsu zaś Sokaku Takeda - obydwaj żyli na przełomie XIX i XX wieku. Termin Sanda pochodzi z chińskiego Kung-fu i oznacza "wolną walkę". Walki takie odbywały się w dawnych Chinach na platformach zwanych lei tai.W przeciwieństwie do popularnej dziś sportowej sandy nie punktowano uderzeń ani kopnięć. Zwycięzca wszelkimi sposobami starał się spowodować by oponent opuścił lei tai. Opuszczenie ringu kończyło się śmiercią gdyż był on otoczony skierowanymi do góry ostrzami. Na pamiątkę dziś najwyżej punktowane jest wypchnięcie przeciwnika poza ring lub matę.

Adeptami Bushi Ryu są ludzie, którzy przede wszystkim przez trening fizyczny i mentalny potrafią walczyć z problemami współczesnego świata. Nie ma tu żadnych ograniczeń wiekowych a nawet zdrowotnych. Każdy po wcześniejszej konsultacji z lekarzem specjalistom ćwiczy na tyle na ile może. Jedynym ograniczeniem jest to, że przyjmowane osoby nie mogły być karane albo pozostawać w konflikcie z prawem karnym. W naszych szeregach mamy urzędników, nauczycieli, elektryków reprezentantów służby zdrowia, policji, izby kuratorskiej oraz straży pożarnej. Mimo iż szkoła Bushi Ryu nie jest typową sportową sekcją zawodniczą może się pochwalić osiągnięciami i na tym polu. Dwóch zawodników udanie debiutowało jesienią ubiegłego roku na Festiwalu Wschodnich Sztuk Walki w odmianie Sanda - Sanshou. W tym roku w kwietniu wystartowaliśmy w 7 Gali Brazylijskiego Jujitsu w Zielonkach w Krakowie. W imprezie startowało 250 zawodników z najlepszych klubów Polski. Nasi zawodnicy pokazali wysoką klasę i przywieźli brązowy medal w kategorii junior 60kg. 6 Maja na organizowanym również w Krakowie turnieju Jujitsu udało się wywalczyć 3 złote i jeden srebrny medal. Ta impreza ściągnęła również wiele wspaniałych klubów i doskonale wyszkolonych zawodników. Medale na zawodach są dla jednak tylko efektem ubocznym wspaniałej możliwości treningu i nauki od najlepszych. Mimo iż zawody są na pewno miarą możliwości i wyszkolenia najbardziej liczy się samodoskonalenie i dobra zabawa. Cieszymy się, że ktoś dostrzegł ciężka pracę ludzi, którzy w dzisiejszym trudnym świecie znajdują czas by przez sport i rekreacje doskonalić siebie i dawać radość innym.

Powrót do spisu treści


TANIEC BRZUCHA - WYWIAD Z "SZADORĄ", CZYLI DOROTĄ SZARO

Dorota Shadora Szaro (shadora_dance@wp.pl) - jest nstruktorką Tańca Brzucha.
Zajmuje się tańcem od wielu lat. Studiowała: balet, polskie tańce ludowe, tańce etniczne, taniec współczesny, tańce standardowe i latynoamerykańskie, japoński taniec Butoh. Wciąż zajmuje się flamenko i tańcem hinduskim. Tańca uczyła się m.in. u Małgorzaty Kubiak, Elwiry Janitzki, Mojcy Morii Małek, Magdaleny Lkshmi Niernsee.
"Szadora" to pseudonim artystyczny. Po arabsku Shadora znaczy oczko w pierścionku.

Uaktualnienie:
Działa już serwis www.shadora.pl

Dorota Shadora Szaro

Tomasz Grycan: Kiedy i gdzie powstał taniec brzucha? Jakie są jego początki?

Szadora: To pytanie, które wszyscy zadają, ale tak naprawdę nikt nie zna odpowiedzi. Mnóstwo na ten temat czytałam i tak na pewno mogę powiedzieć bardzo niewiele. Taniec brzucha jest potocznie uważany za najstarszy taniec świata. To każda tancerka umieszcza na swojej stronie. A co to dokładnie znaczy "najstarszy"? Jest faktem historycznym, że pierwsze ślady znajdujemy w Mezopotamii, pochodzą sprzed około 4.000 r. p.n.e. Nieźle, prawda? Mówię o rycinach tancerek. Potem w Egipcie, te już późniejsze, sprzed roku 1000 p.n.e. I jeszcze Grecja. A jeżeli chodzi o tzw. "początki tańca brzucha" to znowu posłużę się często przytaczanym sloganem: "taniec rytualny, taniec płodności". To akurat prawda, choć co kryje się za ówczesnymi rytuałami, nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Nie był on oczywiście w żaden sposób związany z Islamem, bo wtedy Islamu jeszcze nie było. Z całą pewnością był tańcem świątynnym, bardzo wysoko cenionym, bo i macierzyństwo było świętością. Uczyły się go dziewczynki, aby przygotować się do współżycia, do ciąży i do porodu. To w ogóle były czasy matriarchatu. A wraz z nastaniem patriarchatu taniec brzucha stracił swoje znaczenie.

T.G.: Powiedziałaś o starożytnych początkach, a co było dalej? Jak ten taniec rozwijał się i gdzie były jego największe ośrodki?

Szadora: Dalej taniec brzucha przekształcił się w sztukę. Przestał być rytuałem i przybrał formę artystyczną. Wtedy też zaczął się zmieniać. O ile wcześniej tancerka tańczyła głównie biodrami, teraz zaczęła wykorzystywać całe ciało. I jako sztuka taniec brzucha rozwijał się na terenie Imperium Ottomańskiego. Ale, co ciekawe, mężczyznom nie wolno było go oglądać ;). Był zarezerwowany absolutnie dla kobiet, one go tańczyły i one też go oglądały. Tylko po części wynikało to z jego rytualnych korzeni. Bardziej chyba chodziło o to, że w kulturze islamu, a to już były czasy po Mahomecie, światy kobiet i mężczyzn były oddzielone. Na marginesie dodam, ze ja też wole występować przed kobietami, to zupełnie inne doświadczenie, mam nadzieję, że porozmawiamy o tym dalej. A wracając do samego tańca, to w niewielkim stopniu przypominał taniec brzucha, który znamy dziś. Tzn. sporo oczywiście przetrwało, jednak przeciętny widz nie rozpoznałby w dzisiejszym show dawnego tańca. Tak naprawdę współczesny taniec brzucha zaczął kształtować się na przełomie XIX i XX w.

Dorota Shadora Szaro

T.G.: Skoro przez długi czas ten taniec był "zamknięty" dla mężczyzn to, co doprowadziło do jego "otwarcia"? Kiedy tancerki zaczęły szerzej prezentować swój kunszt? Jak doszło do jego ekspansji poza Imperium Otomańskie?

Szadora: Pieniądze i konkurencja! Tak po prostu. W czasach, o których mówiłam taniec brzucha był uważany za sztukę wysoką, choć oczywiście istniały różne klasy tancerek. Niektóre były bardzo wykształconymi kobietami. Poza tańcem umiały zwykle też grać na instrumentach, śpiewać i recytować poezję. Utrzymanie takiej tancerki na dworze było bardzo kosztowne. Pojawiła się, więc konkurencja. Tańsza i przeznaczona dla mniej wymagającej publiczności. I tak taniec brzucha stał się niemalże sztuką uliczną, przeznaczoną dla każdego, kto płaci żeby ją obejrzeć. Te dwa style bardzo się między sobą różniły. Styl uliczny, zwany Ghawazee, wykonywany przez kobiety z niższych klas społecznych, co tu dużo mówić, odznaczał się bardzo wulgarnymi wręcz figurami. Stąd pewnie istniejące do dziś negatywne stereotypy na temat tego tańca. Myślę, że te dwa style zaczęły na siebie nawzajem wpływać i tancerki z wyższych sfer zaczęły prezentować swój kunszt także mężczyznom. Ale na pewno tego nie wiem. Sporo jest niejasności w historii tańca brzucha. A jeżeli chodzi o jego ekspansję to Turcy swego czasu podbili połowę świata arabskiego i to oni właściwie przejęli istniejący tam już wcześniej taniec, a następnie wprowadzili go do innych podbitych przez siebie prowincji, np. na Bałkany. Tam rozwinął się istniejący do dziś, zupełnie niepowtarzalny, odrębny styl tańca brzucha.

T.G.: Istnieje wiele stereotypów na temat tańca brzucha, które mogą wypaczać jego obraz i uniemożliwić pełne zrozumienie oraz docenienie tej sztuki. Spróbujmy, więc sprecyzować, czym dokładnie jest ten taniec? Jak można go zdefiniować? Wspomniałaś o różnych stylach, na czym polegają te podziały?

Szadora: Tak, jest bardzo wiele stylów i wciąż powstają nowe. Z tych dawniej ukształtowanych jako przykłady można wymienić styl klasyczny, bardzo wyrafinowany, ten wykształcony na dworach Imperium Otomańskiego; styl Kahaleeji, odmiana pochodząca z Arabii Saudyjskiej i Zatoki Perskiej. Charakteryzuje się dużym wykorzystaniem ruchów rąk. Tancerki Kahaleeji do dziś tańczą w długich, zakrywających ciało sukniach. Na marginesie dodam, że aż do końca XIX w. był to obowiązujący strój, odkryte brzuchy to współczesny wynalazek. Kolejny styl to Baladi, styl ludowy, bardzo skoczny. Nie da się wymienić wszystkich stylów, tym bardziej, że brak jest jednej obowiązującej klasyfikacji. Jeżeli natomiast chodzi o dzisiejszy taniec brzucha, to jest to styl bardzo eklektyczny. Tancerki zapożyczają figury z innych stylów tańca i w zasadzie każda prezentuje trochę coś innego. Ja też tak robię. Chętnie sięgam do elementów tańca współczesnego, baletu, flamenco czy tańców hinduskich. Chodzi o to by po pierwsze wzbogacić taniec o coś nowego, a po drugie, dopasować go trochę do gustu niearabskiego odbiorcy. Tak zresztą powstają całe odmiany, np. Tribal Fusion czy Gothic. W swej formie klasycznej taniec brzucha byłby dla ciebie bardzo nudny, zapewniam.

Skoro pytasz o stereotypy na temat tańca brzucha to muszę wspomnieć jeszcze jeden styl, kabaretowy styl turecki. Oczywiście nie jest to jedyny rodzaj tańca wykonywany w Turcji. Tancerki prezentują się bardzo skąpo ubrane, a ruchy są bardzo erotyczne, bardzo dosłowne. Po prostu wszystko, za co płaci publiczność. Myślę, że określenie granicy dobrego smaku to problem wszystkich tancerek. Szczególnie tych bardziej początkujących. Taniec brzucha jest bardzo uwodzicielski i naprawdę łatwo tu przesadzić.

Spróbuję jeszcze zdefiniować jakoś taniec brzucha. Bardzo obszerne pytanie mi zadałeś. No cóż, nie znam żadnej obowiązującej definicji. Powiem, co ja myślę, czym taniec brzucha odróżnia się od innych. A więc, jeżeli popatrzysz na jakikolwiek inny taniec to zobaczysz, że tańczy się go nogami, rękoma, trochę biodrami. Taniec brzucha tymczasem tańczymy korpusem, klatką piersiową, brzuchem, biodrami. Nogi pełnią funkcję drugorzędną. No i są zgięte, żeby umożliwić ruchy kręgosłupa. W balecie i innych tańcach klasycznych wciągasz brzuch, usztywniasz klatkę piersiową. Nogi pracują w przeproście. No to w tańcu brzucha jest dokładnie odwrotnie. Ale to oczywiście dotyczy figur klasycznych, bo jak mówiłam zapożyczenia z innych tańców też są.

Dorota Shadora Szaro

T.G.: Tak na marginesie, kiedy widziałem fragment Twojego treningu, zauważyłem duże podobieństwo do chińskiego tai chi (taiji), gdzie ruch jest generowany "z dołu" i "z bioder", przy wykorzystaniu specyficznej miękkości całego kręgosłupa. A wracając do tańca brzucha, powiedz coś na temat ubioru tancerek i akcesoriów, które wykorzystują.

Szadora: Nie znam się na tai chi. Ruchy generowane są nie tylko z bioder, również ze, zdawałoby się nieruchomej, klatki piersiowej. Spróbuj zrobić np. pionowe kółko klatką piersiową. Większość osób jest w szoku, że w ogóle jest to możliwe. Ale rzeczywiście miękkość kręgosłupa to podstawa.

Natomiast jeśli chodzi o strój, to bardzo się cieszę, że zadałeś mi to pytanie. Niewiele osób, nawet tancerek, wie, że obecny strój, bardzo bogato zdobiony, złożony z góry (stanika lub obcisłej koszulki) oraz pasa i spódnicy, odkrywający brzuch i ramiona, jeszcze 150 lat temu był zupełnie nieznany. Dawne tancerki brzucha tańczyły w długich, zakrywających ciało sukniach, zdecydowanie mniej ozdobnych niż dzisiejsze kostiumy. Te powstały w... Hollywood! Mam nadzieję, że nikogo tym nie rozczaruję ;). Jedyne podobieństwo to chusta zawiązana wokół bioder. Na początku XXw., gdy świat zachodni nagle odkrył taniec brzucha (właściwie nawet nazwa nie jest dosłownym tłumaczeniem arabskiego raks al.-sharki, czyli tańca wschodniego), w Hollywood zaczęto produkować filmy ze scenami tańca arabskiego. Wówczas powstał strój złożony pasa wiązanego w talii i biustonosza. Bardzo błyszczących, jak to w Hollywood. A teraz najlepsze: następnie to Egipt przejął wynalazek amerykański, a tancerki egipskie obniżyły pasy tak by odsłonić brzuch. Ciekawe, prawda?

Podobnie ma się rzecz z tzw. akcesoriami. Generalnie tancerki tańczą w stroju, który na biodrach i piersiach ma ponaszywane monetki lub koraliki. Słychać je przy każdym ruchu. To cecha charakterystyczna tańca orientalnego. Tańczy się również z różnego rodzaju rekwizytami. Znowu, jedne są oryginalnie arabskie, inne nie. Np. taniec z laską jest jak najbardziej oryginalny, podobnie taniec z koszem trzymanym na głowie, ale już taniec z żywym wężem nie. Podobnie jak niezwykle popularny taniec z welonem. W powszechnym odczuciu welon, woal, zasłona kojarzy się jak najbardziej z tradycją arabską i tym tańcem. Otóż tylko do pewnego stopnia. Welon to wpływ zachodnich malarzy orientalistów i ich niczym nie popartych, romantycznych wyobrażeń na temat tej kultury, a w szczególności tamtejszych kobiet. Z inspiracji sztuką orientalistów powstał taniec brzucha z welonem, znowu w Stanach, i stamtąd zawędrował do Arabii. Myślę, że nikt z nas nie jest wolny od uproszczeń i powierzchownego odbioru tej kultury. Trzeba o tym pamiętać, kiedy mówimy o tańcu brzucha. O tym, że jest to mieszanka tradycji wschodu z naszymi na jej temat wyobrażeniami. Łatwo wziąć atrakcyjną wizję za prawdę.

T.G.: Jak wygląda abecadło tańca brzucha? Od czego rozpoczyna się naukę? Jakie są etapy poznawania tej sztuki?

Szadora: Kiedy przychodzą do mnie nowe uczennice, na początku najważniejsze jest aby poczuły swoje biodra. Większość ruchów opiera się na biodrach, w zasadzie jest to bardziej taniec bioder niż brzucha. (Nazwa powstała pod koniec XIXw. w Stanach Zjednoczonych i dla Arabów jest zupełnie niezrozumiała.) Dla kobiet ruchy miednicy są czymś naturalnym, jednocześnie większość nas nie umie tego robić. Na dyskotekach często widzimy jak dziewczyny ponętnie wywijają biodrami. Ale to ma niewiele wspólnego z tańcem brzucha. Nie chodzi o to by po prostu nimi poruszać. Chodzi o to, by precyzyjnie wykonać miednicą każdą figurę. A tych jest bardzo dużo. Zwykle zaczyna się od kółeczek i ósemek. Przy każdym ruchu mamy podebraną kość ogonową, a kolana lekko ugięte. Dopiero w takiej pozycji poprawne wykonanie nawet zwykłego kółeczka jest możliwe. Bardzo ważną rzeczą jest też izolacja bioder od góry ciała. Ćwiczy się ją już na pierwszej lekcji, ale i po 10 latach tańczenia warto o tym pamiętać. To trudna rzecz i nigdy nie będzie tak, by nie mogło być lepiej. A jednocześnie to taka cecha charakterystyczna tańca brzucha. Jeśli nie będziemy izolować góry od dołu ciała, osiągniemy czysty Bollywood ;). Po opanowaniu podstaw pracy na biodrach idzie się wyżej. Trzeba nauczyć się ruszać klatką piersiową. I to jest dla większości dziewczyn zupełna nowość. O ile przy biodrach zawsze słyszę: "nie wpadłabym, że można robić taki a taki ruch, np. pionową ósemkę, biodrami", to gdy wprowadzam ruchy klatki piersiowej, zwykle natrafiam początkowo na opór. Większości z nas wydaje się, że to nieruchoma część ciała, że można się co najwyżej zgiąć do przodu lub do tyłu. A przecież mamy kręgosłup, który prawie cały można powyginać. I to właśnie trzeba osiągnąć, trzeba nauczyć się wyginać kręgosłup. Początkowo tancerki robią bardzo duże przesadzone ruchy, na zasadzie im więcej tym lepiej. Z czasem, gdy osiągają pewien stopień zaawansowania, przechodzi to w precyzję. I to jest ważny etap. Bo wówczas przechodzimy od jakiegoś ogólnego potrząsania biodrami w stronę sztuki.

Skoro pytasz o abecadło tańca brzucha, to powinnam chyba jeszcze wspomnieć o shimmy, czyli charakterystycznym drżeniu ciała. Jest oczywiście wiele rodzajów shimmy. Aby je zrobić, trzeba się w jednych miejscach rozluźnić, a w innych usztywnić. No niestety, to też wymaga pracy. Tak tylko na koniec dodam, że im dziewczyna pulchniejsza, tym łatwiej będzie jej to shimmy wykonać.

T.G.: W jakim wieku najlepiej zaczynać naukę tańca brzucha? Czy osoby w podeszłym wieku też mogą się uczyć?

Szadora: Absolutnie w każdym, nawet w pewnym sensie im później tym lepiej. Tzn. uczy się tańca brzucha małe dziewczynki, takie w wieku przedszkolnym. Wówczas ciało jest bardzo miękkie i to jest zdecydowany plus. Te dziewczynki są przeurocze, ale to urok dziecka. A do tańca brzucha trzeba być kobietą, nie dzieckiem, i to kobietą świadomą swojego ciała. Dlatego kobiety starsze mają tu przewagę. Takim truizmem na temat tańca brzucha i flamenco jest, że kobieta przed trzydziestką nie ma jeszcze czego zatańczyć, że najpierw trzeba coś przeżyć, żeby móc to potem pokazać na scenie. Ale ja osobiście, choć zgadzam się z powyższym, uważam, że technika też jest ważna, a tu jak ze wszystkim, im wcześniej zaczniemy tym lepiej. Więc to taka nie do końca jasna sprawa, przynajmniej dla mnie. Powiem jeszcze, a propos zaczynania w podeszłym wieku, że tu problemem mogą być jakieś schorzenia, kłopoty z kręgosłupem, itp. Trudno mówić tak ogólnie, ale tak naprawdę, mało która tancerka jest w stanie wykonać wszystko. Indywidualny charakter tego tańca pozwala na szczęście skupiać się na jednym, a omijać inne rzeczy. Do mnie w ogóle często przychodzą matki moich uczennic, bo tak im się spodobało, jak oglądały córki i też chcą się uczyć. Bardzo to miłe dla mnie.

T.G.: Z tego, co do tej pory opowiadałaś wynika, że taniec brzucha jest bardzo mocno powiązany z "kobiecym światem". Słyszałem kiedyś, że nauczycielami tej sztuki bywają także mężczyźni. Czy to prawda? Czy mężczyźni też mogą uczyć się tańca brzucha i zostać instruktorami?

Szadora: Na ten temat wiem niewiele. Ja osobiście nigdy nie poznałam żadnego mężczyzny-nauczyciela tańca brzucha. Wiem, że jest ich sporo np. w Niemczech i w Stanach Zjednoczonych. Podobno też są naprawdę dobrzy. Może jeszcze jakiegoś spotkam. W Polsce, o ile wiem, raczej nie ma tancerzy brzucha. Ja też przyczyniam się do tego stanu. Owszem, zgłosiło się do mnie kilku, którzy chcieli tańczyć, ale ja z zasady nie przyjmuję facetów na kurs. Wygląda na to, że taniec brzucha, który ja uprawiam i którego uczę, rzeczywiście jest dość mocno związany z tym "kobiecym światem", o którym mówisz. Ale wytłumaczę się, dlaczego nie chcę mężczyzn na kursie. Z kilku powodów. Przede wszystkim byłoby to bardzo krępujące zarówno dla moich uczennic, jak i dla mnie samej. Nie chcę, żeby jakiś facet, stojąc obok, oglądał jak po raz setny próbuję nadać mojemu ruchowi jeszcze bardziej zmysłowy charakter. Co innego na scenie, gdy jestem w kostiumie. To sytuacja, która stwarza dystans. Powiem jeszcze, że często ćwicząc wśród kobiet tworzy się bardzo swobodna atmosfera, pełna żartów, również takich z podtekstami seksualnymi. To dobrze, bo to pomaga w tym tańcu. Właściwie nie wiem, czy to ten taniec wyzwala taką atmosferę, czy odwrotnie. Ale jestem pewna, że obecność jednego chociażby mężczyzny na sali wszystko by zepsuła. Pamiętam jak ostro kiedyś moje uczennice zaprotestowały, gdy miał dołączyć do nas mężczyzna. Jest też sporo facetów, którzy chcą się nauczyć tańca brzucha, żeby się popisywać. Zwykle wydaje im się, że to nic trudnego, ot po prostu taki rodzaj wygłupu z poruszaniem biodrami. Patrzą na wszystko z góry, a po kilku lekcjach odchodzą, gdy okazuje się, że to jednak praca. Ale we mnie niesmak pozostaje.

Żeby jednak oddać sprawiedliwość mężczyznom powiem, że profesjonalny tancerz brzucha wzbudza we mnie spory respekt. Wydaje mi się, że wam trudniej jest się nauczyć tego tańca. Właściwie to nawet nie wyobrażam sobie, jak to jest w ogóle możliwe. Więc to naprawdę wielkie osiągnięcie. Przyznam, że mnie osobiście mężczyźni tańczący taniec brzucha się nie podobają, ale to sprawa indywidualna. Szanuję profesjonalizm i ciężką pracę.

Podsumowując, nie wiem jak zostać instruktorem tańca brzucha w Polsce. Na szczęście jestem kobietą i ten problem mnie nie dotyczy ;).

Dorota Shadora Szaro

T.G.: Taniec brzucha jest inaczej odbierany przez mężczyzn i kobiety. Czym różni się jego prezentacja dla męskiej i kobiecej widowni?

Szadora: Trudne pytanie. To, że mężczyźni i kobiety inaczej odbierają ten taniec to oczywiste. Na temat kobiet powiem za chwilę, to mój prawie ulubiony temat. Natomiast, będąc sama kobietą trudno mi wypowiadać się za mężczyzn. Sądząc po reakcjach, ten odbiór jest też różny, tak jak mężczyźni są różni. Zdarzyło mi się już spotkać z bardzo niewybrednymi komentarzami i prymitywnymi reakcjami. Myślę, że to jest problem wszystkich tancerek brzucha, wynikający z takiego postrzegania nas jako dziewczyn z odsłoniętym brzuchem wykonujących jakieś erotyczne ruchy. Niektóre tancerki np. już na swoich ulotkach i innych materiałach reklamowych zaznaczają, że nie występują na wieczorach kawalerskich i innych tego typu imprezach. Ale takich sytuacji jest na szczęście mniejszość. Zwykle odbiór mojego tańca jest bardzo pozytywny. Słyszę czasem komentarze, jaką to fajną, tajemniczą atmosferę udało mi się wytworzyć (to zwykle, kiedy tańczę z welonem), albo jakie wrażenie na kimś robi to połączenie muzyki z moim ruchem i migotaniem czy brzęczeniem kostiumu, z grą na cymblach. I są to reakcje zarówno kobiet jak i mężczyzn. Bardzo, bardzo miłe!

A teraz same kobiety! Tu sprawa wygląda zupełnie inaczej. Z jednej strony oczywiście jest myślenie "ja też tak chcę". To takie ambicjonalne podejście, myślę, że rzadsze, i raczej dotyczy całości show, tego, że jestem w kostiumie, w którym wygląda się jak księżniczka z "Baśni tysiąca i jednej nocy". Natomiast większość kobiet odbiera taniec brzucha powiedziałabym...hmm... "empatycznie". Co to znaczy? Otóż patrząc na ten taniec, kobieta poniekąd odczuwa niejako moje ruchy. Wiele z nich jest przyjemnych. Może to dziwnie brzmieć. Jak ruch może być przyjemny? Otóż może. Tak jak poranne przeciąganie jest przyjemne, tak wiele ruchów w tańcu brzucha jest przyjemnych. To chyba dowód na to, jak bardzo naturalny jest to taniec dla każdej kobiety. Nie wiem. W każdym razie, większość kobiet "współodczuwa" taniec wraz z tancerką. To tworzy szczególną atmosferę, taką więź między kobietami, która z kolei prowadzi do tego, że większość czuje potrzebę dołączenia do tańca. Tak jakby patrząc na tancerkę brzucha kobieta stwierdzała: "ja również mam biodra, również jestem kobietą, więc jestem lub w każdej chwili mogę być tancerką brzucha". Tak to widzę. Myślę, że to zjawisko zupełnie wyjątkowe i odnosi się tylko do tańca brzucha, bo spróbuj sobie wyobrazić coś podobnego np. w przypadku baletu. Czy widząc prima balerinę, masz potrzebę zrobienia natychmiast szpagatu w locie? ;).

Te różnice w odbiorze decydują o tym jak prezentuje się tancerka na scenie. Ja osobiście zazwyczaj występuję przed publicznością mieszaną. Szczerze powiem bardziej skupiam się na kobietach. Uważam je za bardziej wymagające i bardzo mi zależy żeby taką atmosferę jak opisałam wyżej wytworzyć. To dla mnie bardzo ważne i to stanowi dla mnie największe wyzwanie. A mężczyźni? Jasne, że chcę się im podobać, ale trochę to tak wygląda, że oni i tak zawsze są zadowoleni. To, co uważam, że trzeba wzmocnić w przypadku męskiej publiczności, to mimika twarzy. Prawie osobny taniec. Powłóczyste spojrzenia, ruchy głową, oczami, trochę jak w tańcu hinduskim. Na pewno nie uważam, że należy mocniej, bardziej ruszać biodrami.

Oczywiście jeszcze inaczej tańczy się, gdy wśród publiczności siedzi jeden, bardzo konkretny mężczyzna, na którym chciałoby się zrobić szczególne wrażenie ;). Wtedy to już zupełnie inna sprawa. Ale to raczej zachowam dla siebie :).

T.G.: Porozmawiajmy teraz o Tobie? Jak trafiłaś do tańca brzucha? Jak rozwijała się Twoja pasja?

Szadora: Kiedy ludzie pytają mnie jak długo tańczę zwykle odpowiadam, że nie wiem. Tak jest naprawdę. Pierwszy kontakt z tańcem to był balet, na który rodzice zapisali mnie, gdy miałam 6 albo 5 lat. Nie pamiętam. Potem wyjechałam na parę lat do Libii, ale nie mogę powiedzieć, żebym to tam nauczyła się tańca, który dziś wykonuję. Tak naprawdę dla Arabów "nasz" taniec brzucha to coś mało znanego. Oni mówią: "no tak, to ładne, ale to nie jest raks sharkee". Świat arabski jednak trochę zdołałam poznać i to z różnych stron, również tych złych, dlatego choć jestem tancerką orientalną, wolę naszą kulturę. A wracając do tańca, można powiedzieć, że tam się tańczy inaczej. To dotyczy tańca w ogóle, nie tylko tańca brzucha. Kiedy pytałeś mnie o definicję tego ostatniego, mówiłam, że w odróżnieniu od innych form ruchu bardzo wykorzystuje się korpus, biodra. I to generalnie jest prawdą, jeżeli chodzi o Arabów i to jak się ruszają. Oni po prostu cokolwiek tańczą, tańczą w ten właśnie sposób. A jeżeli chodzi o mnie, to wcale nie zamierzałam zajmować się tym, czym się zajmuję. Przez wiele lat chciałam działać w teatrze. I trochę działałam. Nieco się nawet w tym kierunku wykształciłam. Sporo zajmowałam się teatrem ruchu i pantomimą. I przy tym jakoś zawsze pojawiał się taniec. Więc przeszłam przez klasykę, liznęłam tańce ludowe, towarzyskie. Nie potrafię tego poukładać. Ale cały czas traktowałam to jako "coś obok". Na serio, jako "taniec dla tańca" zaczęłam flamenco. I wtedy koleżanka, po przyjeździe z Niemiec, wciągnęła mnie w taniec brzucha. Uświadomiła mi, że ten taniec w Niemczech się świetnie rozwija i jest bardzo popularny. Ja o tym zupełnie nie wiedziałam, o tym, że istnieje taka "zachodnia odmiana tańca brzucha". Tak to trzeba nazwać, bo mówiłam, że dla Araba to inny taniec. Ja już wtedy byłam zdecydowana, że jednak tańcem, nie teatrem zajmę się profesjonalnie, ale myślałam raczej o flamenco. Tak naprawdę do dziś bardziej mi się ono podoba. Wybór tańca brzucha, to bardzo praktyczna decyzja. Po prostu, rynek flamenco już wtedy był dość zapełniony i przez to trudniejszy. Rynek tańca brzucha tymczasem był pusty. Było to również problemem, bo nie miałam się od kogo uczyć. Więc... uczyłam się sama. Wiele elementów w tańcu brzucha sama też stworzyłam. Korzystałam z tego, co znałam z dzieciństwa, doświadczeń teatralnych, innych tańców, tańca hinduskiego, którego też samodzielnie się uczyłam (bez większego powodzenia!), sprowadzałam sobie różne materiały. Ja w ogóle lubię i umiem sama zdobywać różne umiejętności. Mam tu sporo samozaparcia. Tak to jakoś wyglądało.

Dorota Shadora Szaro

T.G.: W kontakcie z innymi kulturami zawsze dochodzi do pewnych uproszczeń w "eksportowanych towarach", dopasowania ich do lokalnych gustów odbiorców. Na przykład kuchnia chińska serwowana w europejskich restauracjach jest całkiem inna niż ta na chińskich ulicach. Niby to samo, ale jednak inaczej. Tak samo jest z tańcem brzucha, przeszedł on olbrzymią ewolucję i na zachodzie rozwija się już chyba całkiem niezależnie od swojego źródła. Gdzie jest granica zmian? Co można, a czego nie można? Jak Ty sama to oceniasz?

Szadora: W ogóle nie oceniam. Wszystko w tym tańcu mnie interesuje. Nie znaczy to jednak, że wszystko mi się podoba. Ale nawet to co kiepskie bywa inspirujące. Choćby dlatego, że uświadamia w jakim kierunku ja sama nie chcę iść. Ocenić bym nie umiała. Bo np. to, że ktoś odchodzi od ideału klasycznego tańca brzucha, nie jest tu żadnym argumentem. Klasyczny taniec brzucha umarł śmiercią naturalną. To, co można zobaczyć w krajach arabskich to mieszanka wschodniej tradycji z wpływami zachodnimi. Więc skoro w samym sercu tańca brzucha tańczą jego współczesną, zeuropeizowaną lub zamerykanizowaną odmianę? To jak tu określić jakiekolwiek standardy? Do czego to porównywać? Porównanie np. do rytualnych tańców płodności nie miałoby większego sensu. Po pierwsze, nikt tak naprawdę nie wie jak one wyglądały. Po drugie ówczesna religijność dawno nie istnieje, a rytuały bez podstaw duchowych są puste. Więc widzisz, jakie to trudne.

Natomiast granice stawiam. Sobie oczywiście. Dla mnie taką granicą jest sztuka. Chcę żeby taniec brzucha był sztuką. To oczywiście też szerokie i nie do końca zdefiniowane pojęcie, więc może niewiele wnosi, ale to jedyne, co mogę powiedzieć. Więc patrząc na czyjś pokaz patrzę pod tym właśnie kątem. I przyznam, że nie lubię kiedy fitness/aerobik określa się mianem tańca brzucha. Tak naprawdę problemem jest nazwa, bo po prostu nie chciałabym, żeby ktoś mnie wrzucał do jednego wora z kiczowatym stylem gotyckim, czy panią w stylu sado-maso wijącą się na katafalku w rzekomo rytualnym tańcu brzucha. To nie obraz z mojej wyobraźni! ;))). Ale ogólnie jestem raczej tolerancyjna i jak mówiłam sama też eksperymentuję z różnymi stylami. Powiem więcej, ja właśnie bardzo lubię awangardę w tańcu brzucha.

T.G.: Czy w tańcu brzucha występują jakieś autorytety ("wielkie nazwiska"), które wyznaczają nowe kierunki i wszystkie tancerki znają ich dokonania? Czy jest ktoś, u kogo chciałabyś się uczyć, poeksperymentować "pod jego skrzydłami"?

Szadora: Nie wiem czy autorytety, ale wielkie sławy, których tancerce brzucha wstyd nie znać, tak. Takimi legendarnymi tancerkami były np. Samia Gamal, Tahia Kareoka, Nadia Afek. Mówię o początkach XXw., kiedy ten taniec został na nowo odkryty. A obecnie Soheir Zaky, Fefi Abdu czy sławna Dina. Trochę to może śmiesznie brzmieć, gdy powiem, ile zostało napisane o tym, jak to Soheir Zaky wykonywała jedno z shimmy pod lekko innym kątem. Zapewniam, że niejedna zapalona tancerka zapłaciłaby za podróż do Egiptu, żeby tylko zobaczyć ten "lekko inny kąt". Ja sama natomiast sporo dałabym, aby pouczyć się u Ansui. To Amerykanka, ale jak mówiłam, mnie interesuje awangarda w tańcu brzucha. Jej występy czasem nawet nie są piękne w takim tradycyjnym sensie. Druga tancerka, którą chciałabym poznać, to Jenna, również ze Stanów. W przeciwieństwie do Ansui nie prezentuje ona jakiegoś wybitnego poziomu technicznego. Natomiast jej wyraz sceniczny... mmm. Poezja. Taniec pełen spokoju, prostoty, dostojeństwa. To cechy, o które bardzo chciałabym się wzbogacić. Ciekawe, w życiu też mi tego brakuje ;). Na scenie nic się nie ukryje.

T.G.: Taniec brzucha odsunął się już znacznie od swojego źródła, czy mimo to wciąż używa się w nim arabskich terminów? Jakie orientalne słowa każdy zainteresowany tą sztuką powinien znać?

Szadora: To bardzo zabawna kwestia. Niestety, nomenklatura tańca brzucha nie istnieje. Jest to dużym problemem. W większości tańców istnieje przynajmniej kilka terminów, które rozumiane są na całym świecie. Takie jak promenada w tangu, pasada we flamenco, itp. Nie mówiąc już o balecie. Tymczasem w tańcu brzucha, choć niektóre nazwy owszem powtarzają się, w zależności od tancerki mogą one oznaczać zupełnie coś innego. To staje się problemem, gdy muszę uczyć dziewczyny, które wcześniej chodziły do kogoś innego. Najlepsze, że każda z nas, instruktorek, wymyśla własne nazwy, bo jakoś trzeba się porozumiewać. Tak więc w "moim" tańcu brzucha występują: "anioł stróż", "sułtan", "zajączki", "miednica" i temu podobne ;). Wszystkie nazwy własnego autorstwa. Szczerze powiem, lubię je wymyślać, a im bardziej nazwa nie naprowadza na to, co może się pod nią kryć tym lepiej. To taka zabawa z moimi uczennicami to wymyślanie nazw.

Jeszcze jedną rzecz powiem. Wspomniałam balet. Tam wszystkie nazwy pochodzą z francuskiego i nawet przysiad nie może się nazywać przysiad. Otóż w tańcu brzucha takim obowiązującym językiem jest... niemiecki! Żartuję. Choć w Polsce to poniekąd prawda. I oczywiście nie dotyczy całości nazewnictwa. A przyczyna jest bardzo prosta. Niemcy uwielbiają taniec brzucha, jest on tam na naprawdę wysokim poziomie, jest więc najbliższą "Mekką" dla instruktorek z Polski. Tam się uczą i potem przenoszą na polski grunt jakieś "schlangenarme". Ale żeby było jasne, ja oczywiście również używam tych niemieckich terminów.

T.G.: Czy tancerki występują tylko samodzielnie, czy są też pokazy zespołowe?

Szadora: Zazwyczaj są to solowe występy, ale... no właśnie. Muszę sięgnąć jeszcze raz do historii. Otóż w swej tradycyjnej formie taniec brzucha był zawsze improwizacją. Coś takiego jak układy tańczone przez zespół to dopiero początki XXw. Wcześniej wyglądało to mniej więcej tak: zgromadzone kobiety tańczyły w kręgu, a na środek wychodziły po kolei solistki i dawały indywidualne popisy. Często były to dwie tancerki prowadzące ze sobą rodzaj dialogu. Do dziś na tej zasadzie buduje się występy zbiorowe, szczególnie do tańca przy muzyce bębnów, tzw. tabla solo. A jeżeli mówimy o rozumianych tradycyjnie choreografiach to są rzadkie, ale funkcjonują. Raczej nie w Polsce. U nas tancerki brzucha występują samodzielnie, tak jak wspominałam. Myślę, że to kwestia pieniędzy. W USA np. są znane zespoły tańca brzucha, jak "Bellydance Superstars". One owszem wykorzystują choreografie, choć większość ich pokazów to solówki. Mnie osobiście marzy się stworzenie zespołu taneczno-teatralnego, na razie zdarza mi się występować ze swoimi grupami, bardziej na ich tle, oraz w duecie z koleżanką.

Dorota Shadora Szaro

T.G.: Czy są organizowane jakieś zawody tańca brzucha, w których tancerki rywalizowałyby ze sobą?

Szadora: Nic właściwie na ten temat nie wiem. Tylko tyle, że tak, że są normalne mistrzostwa Europy, świata w tańcu brzucha. W Polsce niestety nic takiego na razie nie istnieje. Chyba, że się mylę, że czegoś nie wiem. Bardzo bym chciała, żeby tak było.

T.G.: Jakie są kryteria oceny w takich konkursach? Po czym poznać dobry występ tancerki? Na jakie elementy należy zwracać uwagę? Jak Ty patrzysz na pokazy konkurencji?

Szadora: Często patrzę z zazdrością ;). Ale do rzeczy. Obawiam się, że nie podam ci kryteriów oceny. Już mówiłam - niewiele wiem o tych konkursach. To co powiem, będzie więc w dużej mierze subiektywne. Mnie bardzo podoba się kilka rzeczy, czasem wzajemnie się wykluczających. Największe chyba wrażenie robi na mnie prostota w ruchu. Kiedy tancerka tak naprawdę robi bardzo mało, np. ruchy, które poznaje się na pierwszej lekcji, a jednocześnie zwala tym z nóg. Myślę, że to jest kryterium przy ocenie tańca w ogóle, szczególnie tańca solo. Kiedy widać, że tancerka, pokazuje coś zupełnie innego niż sama technika. Wydaje mi się, że takie moje podejście ukształtowało się w teatrze i przeniosło do tańca. Drugi czynnik, który w związku z tym oceniam, to ogólny pomysł na występ, dramaturgię. Czasami może to być coś bardzo prostego i ogólnie znanego, a jednocześnie budzić zachwyt. Kwestia wykonania. O tym za chwilę. Tu muszę wspomnieć co nieco o muzyce. Dziwię się, że do tej pory nic o tym nie mówiłam. Tańczy się do różnej muzyki. Ja osobiście uwielbiam współczesną, arabską instrumentalną muzykę, opartą na klasycznych wzorach wschodnich. Nie jest to jednak muzyka lekka, łatwa i przyjemna. Dlatego zwykle wzbogacam swoje występy o tabla solo (już o tym wspominałam - solo na bębnie) i arabski pop. Staram się wybierać ten bardziej ambitny. Sporo tancerek (czasem ja również) tańczy do tzw. arabskiego disco. Różni się ono od muzyki zachodniej jedynie językiem, w którym śpiewa wokalista. To raczej nie jest dobra baza do tańca brzucha, co najwyżej do jakiegoś ogólno dyskotekowego tańca z wykorzystaniem figur klasycznych. A wracając do oceny występu. To jak potrafi ona oddać muzykę wiele mówi. Np. w bębnach jest wiele rodzajów rytmów, z różnie rozłożonymi akcentami. W muzyce klasycznej zwykle jest część zwana taksim, kiedy gra jeden instrument, najczęściej flet, i w zasadzie nie ma rytmu. To część na popis płynności ruchu. Dobra tancerka potrafi wytańczyć wszystkie te niuanse.

Powiem o jeszcze jednej cesze dobrego występu. To dotyczy już samej techniki tańca. Wspominałam już o tym. Bardzo często dziewczyny robią "za dużo". Z widowni wygląda to mniej więcej, że "o tak, ona naprawdę MOCNO rusza biodrami". A wcale nie o to chodzi. Takich ruchów łatwo się nauczyć i stąd pewnie powszechna opinia, że już po trzech miesiącach można występować, że to takie łatwe. Tymczasem u dobrej tancerki ruchy są bardzo stonowane, subtelne. Wydawać by się mogło, że na zewnątrz nic się nie dzieje, a cała "akcja" rozgrywa się gdzieś wewnątrz ciała. Mmm... ideał. Daleko mi do niego, ale nie tracę nadziei ;). Warunkiem jest tu doskonała izolacja między górą, a dołem ciała. O tym też już mówiłam. Ta "akcja" musi być też czytelna dla widza. Kiedy czytałam jakąś starą recenzję występu Soheir Zaky, natrafiłam na takie mniej więcej zdanie: "w każdym momencie wiedziałem, co robi", czyli w wolnym tłumaczeniu: "widziałem, czy robi ósemkę, czy koło, w jakiej płaszczyźnie i pod jakim kątem".

T.G.: Ile jest instruktorek tańca brzucha w Polsce? Jak bardzo popularna jest ta sztuka?

Szadora: Coraz popularniejsza. Instruktorki też mnożą się jak grzyby po deszczu :. Pewnie w czasie jak rozmawiamy, jakaś dziewczyna właśnie została instruktorką. Tak naprawdę nie interesuję się tym. Z jednej strony oczywiście konkurencja wywołuje we mnie uczucie "brrr" :, z drugiej, kilka instruktorek to moje osobiste koleżanki i to dobre. Nie, tak naprawdę to cieszę się, że taniec robi się coraz popularniejszy, bo jest szansa, że również jego poziom się podniesie. Na razie, choć instruktorek jest już sporo, to jest to wciąż nowe zjawisko w Polsce. Kilka lat temu nie było nas prawie w ogóle. Mało kto w związku z tym potrafi patrzeć na taniec brzucha krytycznie. A to jest potrzebne, również po to by chciało się rozwijać.

T.G.: Skoro mówimy o zmianach zachodzących w naszym kraju, to ostatnio coraz bardziej wkracza do nas kino z Bollywood i indyjskie filmy. Dla przeciętnej osoby orientalny świat tancerek jest bardzo egzotyczny i trudno jest rozeznać się w nim. Czym różni się taniec brzucha od tańca hinduskiego?

Szadora: Tak, rzeczywiście, wiele można podciągnąć pod tzw. Orient. W zasadzie taniec brzucha nie powinien być tak nazywany. Już o tym wspominałam. Ta nazwa powstała bodajże w XIX w. i stworzył ją Amerykanin, który nie wiedział jak nazwać to zjawisko. A raks al.-sharki oznacza dokładnie taniec wschodni, czyli właśnie orientalny. Wiele tancerek woli tak go określać, bo to i bliższe prawdy i dlatego, że nazwa taniec brzucha wywołuje różne skojarzenia. Ja natomiast uważam, że jeśli powiem, że wykonuję taniec orientalny, to dla przeciętnego człowieka nie jest jasne, czy chodzi o taniec brzucha, Bollywood, klasyczny taniec hinduski, taniec chiński czy może jakieś rytualne tańce balijskie. Dla mnie to wszystko są rodzaje tańca orientalnego. Prawdą jest również, że wiele te tańce mają ze sobą wspólnego, wiele figur, rekwizytów. Ja np. bardzo chętnie sięgam do tradycji tańca hinduskiego i łączę go z tańcem brzucha. Jak to określił mój znajomy wykonuję taniec "ogólno orientalny" :. A wracając do twojego pytania. Jest wiele czynników odróżniających np. Bollywood od tańca brzucha. Na początek muzyka. Typowe disco indyjskie, zupełnie inne od muzyki arabskiej, bardzo charakterystycznej. Następna różnica: Bollywood zawsze tańczony jest w grupie. To wygląda tak, że np. 10 dziewczyn w bardzo kolorowych strojach tańczy konkretny, wyuczony układ. Zresztą kostiumy poniekąd przypominają te od tańca brzucha, tj. krótka bluzeczka, choć rzadko jest to stanik i długa spódnica. Jest też element typowo hinduski, czyli większy kawałek materiału owinięty wokół tancerki, coś a la sari. Jeśli przyjrzeć się temu dokładnie to jest to bardzo prosty taniec. Nie ma w nim miejsca na indywidualizm, na improwizację. Tak naprawdę gdyby zatańczyć taniec Bollywood solo, to nie wyjdzie z tego nic ciekawego. Tak ja uważam, ale nie jestem specjalistką. To tylko moje obserwacje. A jeżeli chodzi o same figury, to jest to ciekawe. Tancerki Bollywood wykorzystują elementy tańców dyskotekowych połączone z figurami klasycznego tańca hinduskiego oraz właśnie tańca brzucha :. Zasadnicza różnica, bardzo zasadnicza, polega na tym, że nie stosują one izolacji. Czyli ruszają biodrami nie unieruchamiając góry. Dlatego jest to ruch całego ciała. No i dlatego nie można nauczywszy się Bollywood twierdzić, że umiemy coś z tańca brzucha. Tak bym to chyba widziała.

T.G.: Taniec brzucha jest bardzo zmysłowy i silnie oddziałuje na mężczyzn, więc może być niezwykle cenny w kobiecym "arsenale". To chyba dodatkowy argument zachęcający do poznania tej sztuki. Jak oceniasz wpływ nauki tańca na swoje uczennice? Czy na przykład daje się zauważyć zmiany w ich sposobie poruszania się lub zachowaniu?

Szadora: W sposobie poruszania może. Może trzymają się bardziej prosto, ale każdy taniec tak wpływa. A w zachowaniu? Chyba nie wiem, o jakie zmiany ci chodzi. Być może ktoś przychodzi na kurs, żeby poczuć się bardziej zmysłową, uwodzicielską. Ja osobiście uważam, że rzeczywiście to jest tak, że w tym tańcu każda kobieta wydaje się piękna i np. mnie osobiście bardzo podobają się takie duże, wręcz otyłe tancerki. Ale mnóstwo dziewczyn patrzy na siebie dużo bardziej krytycznie. Ja sama na pewno zawdzięczam wiele tańcowi, jeżeli chodzi o akceptację własnego ciała. Nie wiem, czy to chodzi tylko o taniec brzucha. Na pewno też, ale przede wszystkim, jeżeli jesteś zmuszony patrzeć ciągle na siebie w lustrze, to po prostu oswajasz się z własną fizycznością. A poza tym na sali tanecznej, jeśli traktujesz serio swoją pracę, nie masz czasu skupiać się na tym, czy biodra są za szerokie czy za wąskie. Musisz skupić się na ich ruchu. Jeżeli którejś z moich uczennic udało się bardziej zaakceptować samą siebie, dostrzec swoją zmysłowość i kobiecość to super. Niestety nie znam żadnej tak dobrze prywatnie, by stwierdzić, jak to się przekłada na ich zachowanie codzienne. Pewnie jakoś tam tak. A jeżeli chodzi o "kobiecy arsenał", jak to nazwałeś, to na ten temat tym bardziej nie mam nic do powiedzenia. Pewnie dałoby się poobserwować czy np. dziewczyny chodzą w bardziej kobiecy sposób, ale wiesz, mnie to nigdy nie interesowało. Ja bardzo oddzielam taniec od zwyczajności, tj. nie przenoszę jednego w drugie. Natomiast jeżeli mówiąc "kobiecy arsenał" miałeś na myśli jakieś bardziej spektakularne uwodzenie przy pomocy tańca brzucha, to hmm... uważam to za sprawę prywatną moją lub każdej z tancerek i po prostu nie będę o tym rozmawiać.

Dorota Shadora Szaro

T.G.: Mam nadzieję, że nasza rozmowa wyraźnie pokazała, że taniec brzucha jest bardzo interesujący i warto się nim zająć. Powiedz, gdzie można się go uczyć? Jak trafić do Ciebie?

Szadora: Potraktuję to pytanie szerzej, dobrze? Najkrócej mówiąc można przyjść do mnie na kurs. Prowadzę go w "Akademii Ruchu" we Wrocławiu, wkrótce prawdopodobnie zacznę kurs w nowym miejscu, ale to nic pewnego, więc nic nie mówię. Poza kursami organizuję często warsztaty i inne imprezy. Zainteresowanych proszę o kontakt na e-mail: shadora_dance@wp.pl, zwykle odpisuję na listy. Ewentualnie pod nr telefonu 888-676-943. Wkrótce też ruszy moja strona internetowa (www.shadora.pl).
Ale poza autoreklamą : chciałabym powiedzieć od siebie parę słów dziewczynom, które uczą się, bądź zamierzają uczyć tańca brzucha. Przede wszystkim postarajcie się odnaleźć własny styl. To bardzo indywidualny taniec. Nie sądzę, żeby tak się złożyło, że wasze ruchy będą wyglądać tak, jak ruchy instruktorki. Często z tego powodu dziewczyny zniechęcają się. Po pierwsze nie będą tak samo wyglądać, ponieważ każda kobieta ma inne ciało. Po drugie, każdy musi przejść pewien etap nieporadności, kiedy ruchy wydają się niezgrabne. To nie jest nie wiem, brak talentu czy jakiś inny defekt. To jest coś absolutnie naturalnego i każdy, naprawdę każdy, największy nawet tancerz przechodził ten etap. Rzecz kolejna, wybierając kurs, niekoniecznie mój, przecież nie jestem jedyną instruktorką w Polsce ;), patrzcie nie tylko na to, czy ktoś dobrze tańczy, ale czy umie nauczyć. To nie zawsze idzie w parze. Podstawowa sprawa, na którą musicie zwrócić uwagę, to czy instruktorka jest na sali dla uczennic, czy dla samej siebie. Jest to ważne szczególnie na początku nauki, potem i tak przechodzimy do etapu "podpatrywania siebie nawzajem", ale to już inna bajka.

T.G.: Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć na koniec czytelnikom magazynu "Świat Nei Jia"?

Szadora: Jeżeli ktoś miał tyle cierpliwości, żeby to wszystko przeczytać, to bardzo dziękuję ;). Cierpliwości i przede wszystkim motywacji, bo tematyka pisma raczej odbiega od takich rzeczy jak taniec brzucha. Mam jednak nadzieję, że i taniec, i to co miałam na ten temat do powiedzenia jakoś zainteresują czytelników. Przede wszystkim chciałabym jednak życzyć wszystkim Szczęśliwego, Ruchliwego : Nowego Roku! Oby wszelkie formy ruchu i tańca były w Polsce coraz bardziej popularne. Jeżeli po przeczytaniu mojego wywiadu ktoś miałby jakieś pytania na temat tańca brzucha, albo chciałby podzielić się ze mną swoimi doświadczeniami i przemyśleniami, to jestem na to jak najbardziej otwarta. Proszę korzystać z podanego wyżej adresu mailowego. Jeszcze raz Szczęśliwego Nowego Roku, również dla tych, którzy odpadli z 10 pytań temu :).

T.G.: Dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że ten wywiad przyczyni się do zwiększenia popularności tańca brzucha w naszym kraju i coraz więcej osób będzie się nim zajmowało.


Wywiad odbył się w grudniu 2006 r.

Powrót do spisu treści


plakatKino

"CURSE OF THE GOLDEN FLOWER" ("CESARZOWA")
Tomasz Grycan

Chiny w okresie dynastii Tang. Kraj nękany różnymi wojnami pełny jest chaosu. Stary cesarz niedługo będzie musiał przekazać władzę. Każdy z trzech synów, pretendentów do tronu, ma swoich zwolenników i przeciwników, więc na dworze rozgrywa się misterna gra pleciona z intryg i romansów. Zakazane Miasto powoli przygotowuje się do obchodów Święta Złotego Kwiatu. Wkrótce w czasie uroczystego spotkania całej rodziny cesarz ma wskazać swojego następcę...

Historia "Cesarzowej" oparta jest na klasycznej sztuce autorstwa Cao Yu i zadaje odwieczne pytania. Jaka jest cena władzy i czy warto o nią walczyć?

Film jest niezwykle malowniczy. Reżyser Zhang Yimou znany jest ze swojej dbałości o piękno obrazu. Jego poprzednie dzieła to "Hero" i "Dom latających sztyletów".

"Curse of the Golden Flower" zrobiony został z dużym rozmachem (kosztował 45 mln dolarów) i stał się najdroższą chińską produkcją. Pomimo krytyki chińskich recenzentów (za nadmierną przemoc i erotykę na ekaranie) zyskał olbrzymią popularność i w chińskich kinach pobił rekord osiągnięty przez "Hero". Wszystko wskazuje na to, że "Cesarzowa" zostanie obsypana nagrodami na wielu festiwalach filmowych.

Obsada:
Yun-Fat Chow = cesarz
Li Gong = cesarzowa
Qin Junjie = książę Cheng
Jay Chou = książę Jie
Ye Liu = książę Xiang
Dahong Ni = cesarski lekarz
 
reżyseria = Yimou Zhang
scenariusz = Yimou Zhang
muzyka = Shigeru Umebayashi
produkcja = Yimou Zhang, William Kong, Weiping Zhang

Tytuł:
"Man cheng jin dai huang jin jia" ("Curse of the Golden Flower")

Produkcja:
Hong Kong, Chiny, 2006

Gatunek:
Akcja, Dramat

Internet:
www.sonyclassics.com/curseofthegoldenflower/
www.monkeypeaches.com/thecityofgoldenarmor.html

Powrót do spisu treści


plakatKino

"ROB-B-HOOD"
Tomasz Grycan

Fong Ka Ho (Jackie Chan) jest nałogowym hazardzistą. Pomimo tego, że jako złodziej zarabia całkiem nieźle, wszystko nieustannie przegrywa i tonie w długach. Wierzyciele tropią jego każdy krok i grożą mu śmiercią. W akcie desperacji Fong bierze zlecenie od chińskiej mafii. Musi porwać dziecko bogatego biznesmena....

"Rob-B-Hood" czerpie główny pomysł z filmu "Trzech mężczyzn i dziecko". Złodzieje muszą zaopiekować się dzieckiem, chociaż ich wiedza na temat niemowlaków jest zerowa.

Niestety ta produkcja nie należy do udanych i wyraźnie widać, że Jackie Chan stał się więźniem własnego sukcesu. To, co kiedyś było nowe i bawiło, teraz jest już nużące. Powielanie tych samych gagów i schematów nie tworzy już takiego magicznego efektu na ekranie jak dawniej. Chyba nadszedł czas, aby Jackie zmienił trochę repertuar i spróbował czegoś nowego.

Obsada:
Jackie Chan = Fong Ka Ho
Teresa Carpio = gospodyni
Baoguo Chen = szef Triady
Charlene Choi = Bak Yin
Yuanyuan Gao = Melody
Michael Hui = gospodarz
Louis Koo = Octopus
Andrew Wei Lin = Calvin
Nicholas Tse = Cameo
Courtney Wu = ojciec
Cherrie Ying = Man Yee
Terence Yin = Max
Biao Yuen = Steve Mok
 
reżyseria = Benny Chan
scenariusz = Kam-lun Yuen
zdjęcia = Anthony Pun
produkcja = Benny Chan, Willie Chan, Solon So, Zhonglei Wang, Jackie Chan

Tytuł:
"Bo bui gai wak"

Produkcja:
Hong Kong, 2006

Gatunek:
Akcja, Komedia

Internet:
www.jackiechankids.com/files/BB_2.htm
rob-b-hood.jce.com.hk

Powrót do spisu treści


plakatKino

"JADE WARRIOR" ("JADESOTURI")
Tomasz Grycan

(...)
Lęk, Ból, Obłęd, Brzydota,
Żądza, Nienawiść, Chciwość i Oślepienie.
Znamy imiona ośmiu synów Loviatar.
Ostatni syn Loviatar nie miał imienia.
Powiadano, że Bezimienny chciał sprowadzić piekło na ziemię.
Synowi kowala obiecano wieczne życie poprzez ciągłą reinkarnację...
....jeżeli zabije ostatniego syna Loviatar.
Późniejsze kroniki przypuszczają...
...że syn kowala zabił demona...
...i na zawsze uwolnił się od wszystkich radości i smutków...
...od wszelkich ziemskich pragnień.
(...)

Tłumaczenie: Gee

"Jade Warrior" jest pierwszym fińskim filmem poświęconym kung fu. To dość oryginalne połączenie chińskiej i skandynawskiej mitologii. Wydarzenia rozgrywają się równolegle w dwóch czasach, współczesnej Finlandii i starożytnych Chinach. Historia o miłości wpisana w odwieczną walkę dobra i zła.

  

  

"Jadesoturi" nie jest typowym filmem akcji. Sceny walk są nakręcone w poetycki sposób. Piękne obrazy splecione z muzyką tworzą razem niepowtarzalny klimat i głęboko wciągają widza w bajkowy świat magii.

  

Moim zdaniem warto obejrzeć "Jade Warrior", chociażby po to, aby dotknąć innego kina....

Obsada:
Tommi Eronen = Kai / Sintai
Markku Peltola = Berg
Zhang Jingchu = Pin Yu
Krista Kosonen = Ronja
Elle Kull = Weckström
Cheng Taishen = Demoni
Dang Hao = Cho
 
reżyseria = Antti-Jussi Annila
scenariusz = Antti-Jussi Annila, Petri Jokiranta (na podstawie opowiadania Iiro Küttnera)
muzyka = Kimmo Pohjonen, Samuli Kosminen
zdjęcia = Henri Blomberg
choreografia walk = Yu Yan Kai
producent = Petri Jokiranta, Tero Kaukomaa, San Fu Maltha, Peter Loehr, Margus Őunapuu

Produkcja:
Finlandia, Estonia, Chiny, 2006

Gatunek:
Akcja, Fantasy

Internet:
www.jadesoturi.net

Powrót do spisu treści


NOWOŚCI WYDAWNICZE

okładka książki "Rozmówki Polsko-Chińskie"

Kilka słów o naszej książce:

  • Książka ta powstała jako odpowiedź na długotrwały brak słowników i rozmówek chińskich na rynku polskim i zapotrzebowanie społeczności polskiej mieszkającej w Chinach.
  • Rozmówki to książka adresowana nie tylko do zainteresowanych Chinami turystów, ale również do tych, którym będzie dane zatrzymać się na dłużej w Kraju Środka. Słownictwo zawarte w tej pracy wykracza bowiem poza zbiór wyrażeń, przydatnych podczas dwutygodniowej wycieczki turystycznej.
  • Znajdują się tu uwagi dotyczące języka, gramatyki, wymowy, obyczajowości i tradycji chińskiej oraz wskazówki, jak radzić sobie w różnych sytuacjach życia codziennego w Chinach.
  • Wszystkie słowa zostały przetłumaczone nie tylko na znaki chińskie, ale również zapisane w pinyin, przyjaźniejszym dla polskiego czytelnika. W transkrypcji znaków chińskich pinyin zaznaczone zostały tony, co zdarza się niezwykle rzadko w publikacjach polskich na temat Chin.
  • Nasza propozycja wyróżnia się przede wszystkim przydatnością w użyciu prezentowanych wyrażeń i aktualnością danych. Dodane zostały wyrażenia z europejskiego kręgu kulturowego, jak również np. słownictwo ekonomiczne i religijne.
  • Do książki dołączamy płytę CD z nagraniami większości zwrotów i słówek w formacie MP3. Nagrania są dwujęzyczne - po polsku i po chińsku. Tekst chiński czyta Pani Zhang Ting Ting, lektorka z Pekinu.

Wydawnictwo:
CiekaweMiejsca.pl
http://ciekawemiejsca.pl/

(Informacje z okładki książki.)

Powrót do spisu treści


Miscellanea

Coś dla zakochanych, czyli "kocham cię" po chińsku (pinyin: wo3 ai4 ni3):

Źródło: http://chineseculture.about.com/library/symbol/np/nc_iloveyou.htm

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.