magazyn Świat Nei Jia
NR 29 (KWIECIEŃ 2003)
SPECJALNE JUBILEUSZOWE WYDANIE

Yiquan

ODWIEDZINY U MISTRZA

Przekład z chińskiego: Andrzej Kalisz
e-mail: yiquan@yiquan.com.pl
www.yiquan.com.pl

W październiku 2000 roku po raz pierwszy udałem się do Pekinu, by spotkać się z mistrzem Yao Chengguang, spadkobiercą yiquan (dachengquan) w trzecim pokoleniu.

W dzieciństwie uczyłem się sztuk walki Shaolinu od miejscowego eksperta. W początku lat 80. dotarłem do Cangzhou i uczyłem się u Yao Baoyun, znanego pod przydomkiem Nogi Jak Latające Piórka. Później w Xi'anie zostałem uczniem Zhao Wenhua, wiceprzewodniczącego tamtejszego Towarzystwa Badawczego Xingyiquan i Baguazhang. Pilnie ćwiczyłem xingyiquan, korzystając z hojnych nauk mistrza. Ćwiczyłem też boks i sanda.

Yiquan/dachengquan... "gdy jedno się poruszy, całe ciało się porusza", "jak flaga na wietrze, jak ryba w rzece", "nie ma części ciała, która nie byłaby jak sprężyna", "w momencie kontaktu następuje emisja siły", "odrzucenie przeciwnika o trzy metry to nic nadzwyczajnego". Od dawna podziwiałem ten system, ale nie zacząłem się go wcześniej uczyć, czego teraz bardzo żałuję.

Kiedyś rozmawialiśmy z przyjaciółmi i ktoś powiedział, że Li Zhaoshan z Xinyang jest dobry w dachengquan. Trzykrotnie do niego jeździłem. Jestem głęboko wdzięczny Li, że nauczył mnie "metody odrzucania przeciwnika".

Jak mówią starsi eksperci wushu, to Yao Zongxun był tym z uczniów Wang Xiangzhai'a, który najpełniej poznał ducha i sens yiquan, jego zasady, zarówno jeśli chodzi o sztukę walki, jak i ćwiczenia dla zdrowia. Jak wiadomo, wielki mistrz Yao Zongxun od dawna niestety nie żyje. Jesienią 2000 roku, spotkałem się z Yao Chengguangiem - starszym synem Yao Zongxuna, u niego w domu, w hutongu Mao'er. Mieszkanie Yao Chengguanga jest małe i ciasne. Yao jest średniego wzrostu, przyjacielski, ciepły i elegancki. Okazało się, że jest ode mnie kilka lat starszy. Na pierwszy rzut oka wygląda jak przeciętny, słaby inteligent, a nie jak ktoś posiadający umiejętności walki. Gdy go zobaczyłem, pomyślałem, że chyba ta podróż nie spełni moich nadziei.

Po południu przyszedłem do parku Nanguan, miejsca treningów szkoły Zongxun Wuguan. Sporo osób już ćwiczyło. Niektórzy ćwiczyli tui shou, niektórzy shi li, fa li, inni san shou. Yao przedstawił mi swoich głównych uczniów i przyjaciół, w tym przewodniczącego Japońskiego Towarzystwa Taikiken - Kubo Isato, który przybył z Japonii, by uczyć się u mistrza Yao, a także miłośnika sztuk walki z Nowej Zelandii, oraz małżeństwo uprawiające walkę wręcz. Okazało się, że był tam także wnuk jednego z najlepszych uczniów Wang Xiangzhai'a - Zhou Ziyana, i właśnie ćwiczył fa li.

Tak się rozglądałem i zacząłem myśleć, że dobrze byłoby sprawdzić, co tak naprawdę yiquan Yao jest wart. Yao jak gdyby odgadł o czym myślę i powiedział: "Stary Yangu, może spróbujesz san shou z którymś z moich uczniów?". Zaczerwieniłem się i pomyślałem, że sytuacja może być niezręczna. Chociaż, jeśli przegram, to w końcu przyjechałem po nauki, więc nie jest to problem. Jeśli wygram, to powiem, że uczeń jest jeszcze młody i niedoświadczony, i nie przeszkodzi mi to poprosić Yao o kilka lekcji. Z takim nastawieniem wędrował przecież kiedyś Wang Xiangzhai po Chinach.

Pomyślałem, że najlepiej będzie jeśli wpierw z jego uczniem popróbuję tui shou, żeby mieć jakieś rozeznanie, a dopiero potem zdecydować się na san shou. Powiedziałem: "Yao laoshi, wybierz jakiegoś ucznia, z którym spróbuję się w tui shou". A on na to z uśmiechem: "Wybierz sam" Pomyślałem sobie, że dobrze się składa, że tak powiedział. Jeśli Yao by wybrał, na pewno wytypowałby najlepszego. A jeśli ja wybiorę, to tego uniknę, bo niemożliwe, żeby każdy z nich był dobry. Chociaż nie brałem udziału w zawodach, ale ucząc się wushu ćwiczyłem sparingi i zdarzało mi się też wielokrotnie walczyć z chuliganami, więc byłem dość pewny siebie. Popatrzyłem na ćwiczących. Jeśli wybrałbym jakiegoś małego, próba nie miałaby sensu. Jeśli wybiorę dużego i silnego, mógłbym mieć mniejsze szanse. Wybrałem w końcu młodego, ale dość wysokiego chłopaka.

Żeby sprawdzić jakie umiejętności ma chłopiec, zamierzałem najpierw nie atakować, ale wyczekać na okazję, by wykorzystać jego siłę przeciw niemu. Tymczasem gdy nasze ramiona się zetknęły poczułem się jak sztywny kij, nie panując nad ciałem, i zostałem odrzucony o ponad dwa metry. Za drugim razem gwałtownie zaatakowałem. Albo ja popełniłem błąd, ustawiając się skośnie, albo on zdążył przejść do innej pozycji i zaatakować mnie ze skosu - poczułem jakby coś spętało moje nogi i się przewróciłem. Następnym razem starałem się stać stabilnie, ale znów moje ciało się skręciło - zostałem odrzucony i przewrócony. Jak to, ćwiczę przecież tyle lat i nie mogę pokonać młodego, niedoświadczonego chłopca?

Ponownie złączyliśmy ramiona, swoje dłonie umieściłem tuż przed jego klatką piersiową. Nagle jakby się otchłań rozwarła... chcę się wycofać, a wtedy jakby wielka fala uderzyła mnie w klatkę piersiową - znów zostałem odrzucony. I tak przegrywałem raz za razem. Już uciekałem się do brudnych sztuczek, atakując żebra i głowę, ale do nic nie dało. Byłem wściekły, nie wiem na siebie, czy na przeciwnika. Następnym razem mocno zacisnąłem dłonie na jego ramionach. Chłopiec z uśmiechem powiedział "Yang shixiong, trzymasz moje ręce" i nagle potrząsnął ciałem, jego ręce wyśliznęły się z uchwytu jak węgorze, a ja znów zostałem odrzucony.

Już nie wiedziałem: śmiać się czy płakać, a nie mogłem się powstrzymać przed kolejną próbą, której rezultat był taki sam. Chłopiec był jakby w natchnieniu, a ja coraz bardziej zawstydzony. W końcu przy kolejnej próbie, gdy chłopiec właśnie wykonywał fa li w moim kierunku, Yao podbiegł, klepnął go w rękę i lekko pociągnął, powodując że jego ciało przemieściło się w bok, a fa li trafiło obok mnie.

Yao zaczął besztać chłopca: "Twój shiye (Yao Zongxun), wielokrotnie zastępował Wang Xiangzhai'a w pojedynkach i w nauczaniu, ale zawsze pozwalał przeciwnikom zachować twarz, miał i umiejętności walki i cnoty wojownika. Yang shixiong jest zmęczony po drodze, czy nie powinieneś wcześniej zaprzestać?" Chłopiec stal z boku i przyznał rację.

A w moim sercu trwał zamęt. Było mi i wstyd i byłem zadowolony. Moja podróż do Pekinu nie poszła na marne. Wstyd tylko, że przez lata trenując sztuki walki, nie poszedłem tak prostą drogą.

Następnego dnia o 8 rano, udałem się do domu Yao, by posłuchać jego wykładu i lepiej zrozumieć drogę sztuki walki. Yao mówił, że podstawą wielkiej drogi jest największa prostota. W quanxue (nauka o sztuce walki - jest to inna nazwa yiquan, używana przez Wang Xiangzhai'a w późnym okresie) zaczynamy od zhan zhuang. Wykorzystując wyobrażenia, mentalne prowadzenie, w braku siły szukamy siły, w bezruchu szukamy subtelnego ruchu, w zmianach relaksu i napięcia szukamy wewnętrznej siły. Przez shi li ją poznajemy, w fa li używamy, dzięki tui shou rozumiemy, przy użyciu shi sheng wzmacniamy, a w san shou poznajemy różnorodność zmian.

Wang Xiangzhai uczył, że: "mały ruch jest lepszy od dużego, bezruch jest lepszy od małego ruchu, ruch w bezruchu jest wiecznym, nieustającym ruchem". Tymczasem niektórzy przedstawiciele yiquan rozumieją to tak, że nie ruch w bezruchu, ale bezruch jest wiecznym i nieustającym ruchem. Więc się nie ruszają, tylko używają umysłu. Czy to nie tak jak z Xuanxue Qigong, który pojawił się pod koniec lat 80.? Rozprawia się tam o małym i wielkim kosmicznym obiegu, używa wyobrażeń łaźni, zawieszenia na nitkach, mrówek itp.

Ale w yiquan to jest błędne. Trzeba rozumieć, że w bezruchu szukać należy lekkiego ruchu - to jest dla początkujących najważniejszy etap. Ustanawia się przeciwstawne siły między głową i przednią stopą, między nogami, pomiędzy głową i rękoma, tylnym biodrem i przednim kolanem, pomiędzy ramionami, głową i stopami, stopami i ziemią, między ciałem i otaczającym powietrzem, odczuwa sprężystość oddechu. To wszystko próbujemy czuć wychodząc od bezruchu, a następnie "poruszasz się jakbyś chciał się zatrzymać, jakbyś chciał się zatrzymać, ale jednak kontynuujesz ruch" - gdy pchasz - nie daje się przepchnąć, ściskasz - nie ulega, przesuwasz - nie chce się przesunąć, naciskasz - nie opada, podnosisz - nie unosi się, gdy poruszy się jeden włos, całe ciało się porusza - to dopiero jest prawdziwy hunyun zhuang. Dzięki temu w walce z bezruchu, gdy nagle zaczynasz się poruszać, to jest to gwałtowny ruch, jak nagły grom, jak potężna fala. Yao jednocześnie mówił i demonstrował całym ciałem.

Wybrany przeze mnie do pojedynku tui shou uczeń okazał się bardzo dobry. Ale nagle przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić, czy sam Yao posiada umiejętności z których słynął Wang Xiangzhai. Postanowiłem skorzystać z metody dzięki której wielokrotnie wygrywałem. Jeśli przeciwnik zablokuje pierwszy atak, będę atakował serią piquan zgodnie z zasadą jednoczesnego ataku i obrony, a w końcu uderzę bengquan. Gwałtownie, jak strzała wypuszczona z łuku, zerwałem się do ataku. Ręce Yao nagle zetknęły się z moimi i gwałtownie szarpnęły. Poczułem jakbym ramionami trafił na sprężystą piłkę. Yao jakby od niechcenia klepnął mnie w klatkę piersiową, co poczułem jak porażenie prądem. Jak latawiec zerwany ze sznurka poleciałem na ścianę, odbiłem się i przewróciłem się na podłogę. Zupełnie osłupiałem. Jeszcze po trzech miesiącach każde klepnięcie w klatkę piersiową wywoływało ból jak cięcie noża.

Później, za każdym razem gdy przyjeżdżałem do Yao, zawsze traktował mnie on jak przyjaciela, jak brata. Jego dzieci mówią do mnie wujku. Żeby wyrazić mój szczery podziw dla mistrza Yao napisałem ten wiersz:

Kilkadziesiąt lat ćwiczyłem walkę wręcz i bronią
Ale nie spotkałem mistrza o sztuce tak głębokiej jak Yao
W roku Geng Chen w Pekinie
Przekonałem się, że Wang ma kontynuatora

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.