NR 6 (MARZEC 1999)
Historie prawdziwe, legendy i baśnie
OPOWIEŚCI KUNG FU
Dawno temu w Chinach, żył pewien wielki mistrz miecza, który został
zaproszony do odwiedzenia domu innego mistrza tej sztuki. Ci dwaj mistrzowie,
rozmawiając i popijając herbatę, wspominali swą młodość i wielkie wyczyny.
Rozmowa stopniowo zmierzała ku ich własnym rodzinom i postępom, jakie czynią
ich synowie.
Gospodarz miał trzech synów, którzy poświęcili swe życie dla osiągnięcia
mistrzostwa we władaniu mieczem, tak jak zrobił to ich ojciec i dziad i
ojciec ich dziada. Bardzo chcąc pokazać zdolności swych synów; a jednocześnie
dać im lekcję, ojciec mrugnął porozumiewawczo do swego gościa. Ostrożnie,
niczym kot wziął on ciężką wazę z wnęki w ścianie i umieścił ją nad uchylonymi
drzwiami, którymi wchodziło się do pokoju. Waza była w takiej pozycji,
że kiedy otwierano drzwi spadała na głowę wchodzącego.
Z błyszczącymi oczami obaj starzy mistrzowie wrócili do herbaty i rozmowy,
byli oni cierpliwi i mieli wiele spraw do przedyskutowania. Po pewnym czasie,
wielki mistrz, zawołał swego najstarszego syna. Naturalną rzeczą jest,
że najstarszy syn natychmiast usłyszał wezwanie ojca i szybko stanął przed
drzwiami. Dało się zauważyć prawie niedostrzegalną pauzę. Syn spokojnie
odsunął drzwi prawą ręką wchodząc i unosząc jednocześnie lewą otwartą rękę
ku górze. Chwycił ciężką wazę zanim zaczęła spadać, obrócił się w kierunku
pokoju, unosząc ją nad głową. Pięknym gestem zasunął drzwi i umieścił wazę
w jej dawnym położeniu, ponad nimi. Następnie, bez słowa i zbędnego gestu
ukłonił się z szacunkiem starym mistrzom.
Twarz ojca promieniała kiedy dokonywał prezentacji, mówiąc: "To jest
mój najstarszy syn". Jego stary przyjaciel patrzył w oczy syna przez długi
moment. Potem uśmiechając się szeroko i wykonując w kierunku ojca głęboki
ukłon odrzekł: "Jestem bardzo szczęśliwy. On nauczył się wszystkiego bardzo
dobrze i stał się mistrzem miecza. Jest on wart Twego nazwiska". Teraz
ojciec i syn odkłonili się, a w oczach starego mistrza stanęły łzy, kiedy
dowiedział się, że jego stary przyjaciel uznał jego syna mistrzem miecza.
Po niedługim czasie ojciec zawołał znów, tym razem wzywając średniego
syna, który także odpowiedział szybko. Podszedł on do drzwi i natychmiast
je otworzył. Kątem oka spostrzegł spadającą wazę, a jego działanie było
szybkie i celowe: zwinnie i szybko usunął się w bok chwytając wazę w ramiona.
Jego zaskoczone oczy przebiegły po pokoju patrząc pytająco na wszystko
i wszystkich. Grzecznie stłumił instynktowną chęć okrzyku lub pytania,
odwrócił się do drzwi, zamknął je i po chwili wahania ustawił wazę w jej
poprzedniej pozycji. Ukłony zostały wymienione, a ojciec przedstawił go
tymi słowy: "To jest mój drugi syn. On nie umie zbyt wiele, ale uczy się
pilnie i staje się każdego dnia coraz lepszy".
Gość uśmiechnął się, ukłonił im obu i odrzekł: "Rozwija się on doskonale
i pewnego dnia stanie się on dla ciebie źródłem chluby".
Przez kilka chwil nikt nic nie mówił, myśląc o tym co on powiedział
i co się zdarzyło. Gospodarz poruszył się i dolał herbaty do czarki przyjaciela.
Obaj wypili w milczeniu. Potem odstawiwszy czarkę, z lekkim stuknięciem,
na lakierowany blat stołu, stary mistrz klasnął w ręce i zawołał swego
najmłodszego syna.
Jak to często bywa z najmłodszymi, był on nieco powolny w reagowaniu
na wezwanie ojca. W ostatniej chwili próbował nadrobić swą powolność, przebiegając
ostatni odcinek drogi do drzwi. Kiedy odsunął drzwi i wkroczył do pokoju,
ciężka waza spadła, zadając mu silny cios w głowę. Uderzywszy go, waza
odbiła się, i w tym momencie najmłodszy syn obrócił się jak strzała, wyjął
miecz i przeciął ją na połowy zanim zdążyła ona opaść na tatami przykrywającą
podłogę. Był on taki wściekły, że nie czuł bólu. Chłopiec schował swój
miecz bez należytego oczyszczenia i uśmiechnął się do wszystkich szczęśliwie
lecz w sposób nieśmiały i z zażenowaniem. "To jest mój najmłodszy syn"
- powiedział stary mistrz z niedwuznacznym, udawanym uśmiechem. "Jak sam
widzisz, musi się on jeszcze długo uczyć".
"Ach tak" - odpowiedział stary przyjaciel. "Jednak jest on bardzo szybki
i bardzo silny".
W czasie tego popołudnia ojciec był uhonorowany przez gościa, który
rozmawiał ze wszystkimi trzeba synami, pytając ich o szkoły i nauczycieli.
Na przemian żartował, to mówił poważnie, a trzej synowie tak byli zafascynowani
gościem, że zanim spostrzegli, zapadł zmrok i gość wstał szykując się do
wyjścia.
Jest w zwyczaju dawać przyjaciołom mały podarunek, zanim odejdzie się
z ich domu.
Mistrz dał znak synom. Najstarszy ukłonił się bardzo nisko i otrzymał
piękną, złotą szpilkę z małym diamentem. Stary mistrz patrzył długo w jego
oczy, ale nie powiedział ani słowa.
Młodszy syn ukłonił się bardzo nisko i dostał ciężką
księgę, oprawioną w doskonałą skórę. Mistrz powiedział: "Stronice tej
księgi są niezapisane, tak jak niezapisane są stronice twego życia. To
co na nich napiszesz, zależy tylko od ciebie".
Trzeci, najmłodszy syn, także ukłonił się bardzo nisko i otrzymał piękny,
błyszczący, srebrny zegarek kieszonkowy. Mistrz powiedział mu: "Jeżeli
chcesz się uczyć, musisz zacząć od doceniania czasu. Potem, kiedy będziesz
to umiał, nigdy nie będziesz go marnował. Nawet, kiedy nie będziesz nic
robił".
Dwaj starzy mistrzowie uścisnęli się zwyczajem ludzi sztuk wojennych
i honorowy gość odszedł, zostawiając po sobie smutek i pogodę ducha.
Z książki "Stories of Dojo" E. Perker'a tłumaczył A. Trofimow
Przedruk z czasopisma "Shaolin" nr 2/92.
Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.
Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:
Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.