magazyn Świat Nei Jia
NR 49 (LIPIEC 2012)

Taijiquan

MARZENIA O RACJONALNOŚCI, CZYLI DLACZEGO TAIJI?
Joanna Molenda-Żakowicz

Jedna z moich znajomych miała kiedyś niecodzienne hobby: uprawiała skoki spadochronowe. Gdy tylko miała taką możliwość, wybierała się na lotnisko, by spędzić tam cały dzień. Kiedy koleżanki pytały ją, skąd wzięła ten pomysł i co ją tak fascynuje w spadochroniarstwie, odpowiadała, że skoki to okazja do niezwykłych przeżyć, do poznania siebie i swoich ograniczeń, a także frajda z uczenia się czegoś nowego. Z dumą pokazywała zdjęcia dokumentujące swoje postępy i wyobrażała sobie jak to będzie dalej, gdy już zostanie profesjonalistką. Koleżanki uprzejmie słuchały tych wyjaśnień, ale nie chciały w nie wierzyć i pytały: "Od jakich problemów chcesz w ten sposób uciec?"

Skoro ludzie i tak wiedzą swoje, po co im odpowiadać?

Po pewnym czasie okazało się, że moja znajoma rzeczywiście miała problemy. Wkrótce skoki przestały ją pasjonować i już nie mówiła, że były wspaniałe. Przeciwnie, gdy o nich wspominała, do głowy przychodziły jej sytuacje, które były niebezpieczne albo nieprzyjemne. Wcześniejsza fascynacja spadochroniarstwem zniknęła bez śladu. A może nigdy nie istniała naprawdę?

Skoro ludzie i tak nie mówią prawdy, po co ich pytać?

Chcesz być szczery? A masz wariackie papiery?!
Jan Sztaudynger

Dla ludzi system pytań i odpowiedzi pełni ważną funkcję społeczną, której jednym z ostatnich celów jest zdobycie rzetelnej informacji. Rozmowy służą potwierdzeniu, że świat wygląda tak, jak to sobie wyobrażamy, a także podzieleniu ludzi na "naszych" i "obcych". Jedyne, co większość ludzi jest w stanie zapamiętać z, np., publicznych przemów, to intonacja głosu i zaangażowanie mówcy. Interesuje ich tylko to, czy mówca "szczerze" przekazuje swoje emocje. Z faktyczną szczerością nie musi to mieć nic wspólnego. Zadając pytania, ludzie chcą się upewnić, że pytany postępuje z ogólnie obowiązującymi standardami, a jeśli w czymkolwiek odstaje, to lepiej, żeby miał dobre usprawiedliwienie. Kto nie jest w stanie podać rozsądnego i racjonalnego uzasadnienia swoich nietypowych działań, ten jest niepoważny, niewiarygodny i zasługuje na naganę. Chcesz być malarzem? A z czego będziesz utrzymywać siebie i rodzinę? Z głodu chcesz umrzeć? Po co zadajesz się z tym facetem? Jakie on ma perspektywy życiowe? Zamierzasz żyć jak wieczny Piotruś Pan? Dlaczego jeszcze nie masz dzieci? Lata lecą, a potem będziesz żałować! O co ci chodzi z tym skakaniem na spadochronie? Wydajesz na to tyle pieniędzy zamiast zająć się rodziną! Co cię opętało z kupnem zamku do remontu? Biada ci jeśli nie masz w zanadrzu dobrych odpowiedzi na te i tym podobne pytania. Nawet nie próbuj mówić, że on, ona lub to po prostu ci się podoba, że czujesz, że to jest właśnie to, co chcesz w życiu robić, albo że masz przekonanie, że wszystko dobrze się ułoży. Już jesteś skończony. Lecz nawet jeśli uda ci się wybronić ze swoich irracjonalnych zachowań jakąś mądrą odpowiedzią, też nie masz co liczyć na uniewinnienie, a co najwyżej odroczenie procesu. Do tego czasu będziesz uznawany za niegroźne dziwadło, od którego jednak lepiej trzymać dystans do czasu jego rehabilitacji finansowej lub społecznej. Do tego zestawu pasuje również praktykowanie Taiji, które na pewno nie należy do typowych zajęć. Zwłaszcza, jeśli staje się hobby, które angażuje nie tylko przez trzy godziny tygodniowo, ale zaczyna oddziaływać na całe życie, przyczyniając się do zmiany myślenia i priorytetów.

Czy warto więc rozmawiać z ludźmi o swoich pasjach, wyjaśniać im dlaczego coś robimy i co to dla nas znaczy? Z jednej strony wiadomo, że w większości przypadków odpowiedzi te trafią w próżnię. Z drugiej, gdyby wszyscy zachowywali swoje pasje, przemyślenia i refleksje tylko i wyłącznie dla siebie, świat zatrzymał by się w rozwoju. Trudno jednak zastanawiać się nad przyczynami i celami działań całych grup społecznych czy narodowościowych. Zapytywanie, np., o motywacje kobiet ćwiczących Taiji jest równie trafione, jak pytanie, z jakich powodów ta sztuka walki miała by się cieszyć zainteresowaniem Murzynów lub Żydów. Nie ma to żadnego sensu, bo Taiji, czy cokolwiek innego, jest praktykowane nie płci, wyznania, czy rasy, ale przez indywidualnych ludzi i to do nich należy kierować zapytania. Jedynie wypowiedzi konkretnych osób, które nie uzurpują sobie praw do reprezentowania kogokolwiek poza sobą, pozwalają mieć nadzieję na uzyskanie informacji, która jest prawdziwa i wartościowa, gdyż wynika z ich własnych doświadczeń, przemyśleń i refleksji.

Wymogi dotyczą jednak nie tylko pytanych ale i pytających. Zadawanie pytań może być wartościowe, o ile służy inspiracji albo odnalezieniu własnej drogi życia. Pytanie z pustej ciekawości, nie podparte dalszą refleksją i przemyśleniem, jest zwykła stratą czasu, bo odwraca uwagę od tego, co najważniejsze: samego siebie, własnego szczęścia i rozwoju. Nie ma bowiem żadnego znaczenia, dlaczego inni ludzie robią to, co robią. Każdy ma własne motywacje. Ważne jest tylko to, co robimy my sami i co z tego wynika dla nas osobiście. Dlatego konieczne jest, by nieustannie zadawać sobie pytania o motywy własnych działań tak długo, aż trafimy na coś, co nie daje się wytłumaczyć racjonalnie, bo tylko to może angażować prawdziwie i być warte poświęcenia temu całego życia. Dla jednego będzie to schodzenie w na samo dno głębin oceanicznych, dla innego - wkładanie głowy do paszczy krokodyla, dla trzeciego - ćwiczenie sztuk walki. Gdy osiągnie się pewien poziom zaangażowania, przestaje mieć znaczenia, co sądzą o tym inni. Każdy ma swoje własne powody, dla których to robi i choć powody te są ważne w zasadzie tylko i wyłącznie dla tej jednej osoby, mogą stać się inspiracją lub odskocznią dla innych ludzi, przez co warto o nich mówić. Każdego też pasjonuje coś innego, albo to samo ale inaczej.

W moim przypadku, zainteresowanie sztukami walki ma dość długą historię, a mój pierwszy kontakt z Taiji miał miejsce jakieś dziesięć lat temu i przypadł na bardzo intensywny czas w moim życiu. Z powodu nawału innych zajęć, oraz braku "tego czegoś", czego w ówczesnej praktyce nie znajdowałam, koniec końców po trzech miesiącach zrezygnowałam z tych zajęć. Zrobiłam to z wielkim żalem i głębokim rozczarowaniem własnym zachowaniem, gdyż rezygnację tę odbierałam jako osobistą porażkę, a na odchodne postanowiłam sobie wrócić do praktyki, gdy tylko okaże się to możliwe. W miarę upływu czasu moje wspomnienia z Taiji bladły. Miałam wiele innych zajęć, zainteresowałam się Aikido, oraz nabierałam coraz większego przekonania, że Taiji jest kwintesencją tego, do czego się nie nadaję i czego nie nauczę się nigdy, choćbym próbowała całe życie. Niektórzy z moich znajomych ćwiczyli Taiji, lecz byli to głównie mało komunikatywni, zamknięci w sobie ludzie, którzy nawet nie podejmowali tematu swojej praktyki, a ja ich o nią nie wypytywałam (w zasadzie dowiaduję się o tym dopiero teraz).

Z pierwszą osobą, która otwarcie opowiadała o ćwiczeniu Taiji i dla której praktyka stanowiła dużą i ważną część życia, spotkałam się we Włoszech. Tam praktycznie każdy ma jakieś hobby i lubi o tym mówić. Dla jednego jest to śpiewanie w chórze, dla innego uszczęśliwianie swoich kotów, dla kogoś jeszcze - konstruowanie replik zabytkowych teleskopów. Każdy też podchodzi do tych zajęć i zachowań niezmiernie poważnie: jeśli mają się odbyć, nie ma możliwości, by coś w tym przeszkodziło. Słuchanie tych relacji było dla mnie bardzo interesujące. Najbardziej, oczywiście, wciągały mnie rozmowy o Taiji, ale i tak nic nie było w stanie zmienić mojego przekonania, że Taiji to nie jest coś, co ja mogła bym robić, choć "planuję jeszcze do tego wrócić". Z tego chcenia przez całe lata nic nie wynikało i pewnie nigdy by nie wynikło, gdybym pewnego dnia, znów we Włoszech, nie trafiła na dzień otwarty Taijichuan Chen. O imprezie tej dowiedziałam się przypadkiem i przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy jest to coś, na czym zamierzam spędzić całą sobotę, a z tym właśnie należało się liczyć, biorąc pod uwagę fakt, że spotkanie miało miejsce poza miastem, więc jedynym sposobem, by się tam dostać, było pojechanie z jednym z moich kolegów, który był zaangażowany w organizację tego wydarzenia. Z drugiej strony - pomyślałam - czy ja mam coś lepszego do roboty? Poza tym, Taiji jest stałym tematem naszych rozmów: mówimy o tym w kuchni podczas przerwy na lunch, dyskutujemy o tym spacerując po plaży, Taiji pojawia się, gdy wszyscy już są prawie po kolacji, a nasz "mistrz" wciąż nie wrócił z zajęć. Będę w końcu mieć okazję dowiedzieć się dokładniej, o czym tak rozprawiamy.

Tak jak się spodziewałam, dzień otwarty Taiji trwał dla mnie ponad dwanaście godzin, ale zamiast mnie zamęczyć, udało się mu przekonać mnie do podjęcia praktyki. Można by pomyśleć, że miałam dość czasu, aby się rozeznać i zainteresować. Nic podobnego. Owszem, była to długa sesja, lecz myśl o rozpoczęciu ćwiczenia Taiji wcale nie przyszła w jej konkluzji, tylko w ciągu kilku pierwszych minut, kiedy stałam otoczona kilkunastoma nieznajomymi osobami, mówiącymi językiem, którego nie rozumiem, czekając na początek zajęć i zastanawiając się, jak to dalej będzie. W odróżnieniu od typowych wrażeń towarzyszącym takim sytuacjom, nie czułam dyskomfortu związanego z tym, że jestem tam sama, i że cokolwiek się będzie działo, potrwa to do północy. Wręcz przeciwnie. Otaczający mnie ludzie robili sympatyczne wrażenie, chociaż w zasadzie ich obecność była mi obojętna. Po chwili przyszedł nauczyciel i zaczął coś do nas mówić, a ja zaczęłam wytrzeszczać oczy, aby cokolwiek z tego zrozumieć - ponieważ prawie go nie rozumiałam, uszy na niewiele mi się przydawały. A potem zaczęliśmy ćwiczyć.

Zaczęliśmy od kilku prostych ćwiczeń Qigong, na podstawie których nie można powiedzieć nic o samym Qigong, a co dopiero o Taiji, a mimo to tych kilka minut wystarczyło, żeby stwierdzić, że, wbrew mojemu dotychczasowemu przekonaniu, Taiji jest nie tylko czymś, co może mi się spodobać, ale wręcz czymś, co chyba robiłam od zawsze, tylko z jakiegoś dziwnego powodu o tym zapomniałam. Cieszyłam się z tego odnalezienia tak, jak cieszyć się może miłośnik chomików, który nie może się doliczyć swoich zwierzątek w domu pełnym wersalek i który nagle znajduje swojego pupila w torebce płatków kukurydzianych. Wtedy właśnie postanowiłam sobie, że skoro udało mi się odnaleźć to, czego szukałam od dawna, teraz już zadbam o to, by wszystko wróciło do właściwego stanu. Żałowałam całego minionego czasu, który spędziłam na robieniu innych, nie do końca mnie satysfakcjonujących rzeczy i starałam się wyobrazić sobie, co będę odpowiadać ludziom, którzy zapytają, czemu ćwiczę akurat Taiji - ludzie zawsze o wszystko pytają bo z jakichś dziwnych powodów źle się czują, jeśli nie mogą wszystkiego wiedzieć. Pytanie to wydawało mi się dziwne i nie do odpowiedzenia. Z jakich powodów ćwiczę Taiji? Nie wiem. Mam wrażenie, robię to od zawsze, więc jak tu nagle odpowiedzieć dlaczego. To jakby zapytać kogoś, czemu oddycha. Należy się spodziewać, że spojrzy na pytającego jak na ciężkiego idiotę i odpowie coś w stylu "oddycham, bo chcę żyć", albo "robię to, bo nie mogę inaczej". Oto cały powód. A że nie brzmi racjonalnie? No, cóż, czy coś w tym złego? Już John Maynard Keynes w swojej wydanej w 1936 roku "Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza" zauważa, że "większość decyzji odnoszących się do tego, aby zrobić coś naprawdę, zostaje podjęta instynktownie, nie zaś w wyniku kalkulacji średniej ważonej ilościowych korzyści pomnożonej przez ilościowe prawdopodobieństwa".

Dawno by świat diabli wzięli, gdyby brakło marzycieli.
Jan Sztaudynger

Wbrew temu, co można by myśleć i do jakiego myślenia jesteśmy skłaniani, podejście racjonalne nie jest nam właściwe, ani nie jest jedyną słuszną drogą postępowania. Przekonuje się nas, że nieracjonalność stanowi słabość, a emocjonalni, impulsywni ludzi powinni się wstydzić swojego zachowania i jak najszybciej je zmienić. Jeśli tego nie zrobią, będą traktowani protekcjonalne, lekceważąco i pogardliwe, bo kto realizuje swoje marzenia nie obawiając się porażki i konsekwencji, ten jest "nieodpowiedzialny"; kto wierzy, że świat może być lepszy i że ludzie w sumie są dobrzy, ten jest "dziecinny" i "śmieszny"; kto głęboko przeżywa swoje emocje ten jest "miękki jak baba" (kobiety z definicji są "niemęskie", bo są "kobietami").

Jak widać, ilość epitetów podważających autorytet i kompetencje osób nie chcących kierować się tylko racjonalnością, wręcz odrzucających takie podejście, lub idących pod prąd przyjętym normom zachowań, podobnie jak idący za tymi określeniami negatywny ładunek emocjonalny, świadczy o tym, że, wbrew pozorom, marzycielska, emocjonalna i nonkonformistyczna postawa zyskuje całą należną jej uwagę i jest doceniana - tyle, że nie przez ludzi. Docenia, a, dokładniej, obawia się takich ludzi, system, który służy do kontroli i organizacji grup społecznych. Choć niematerialny i niewidzialny, ma potężną siłę oddziaływania (podobnie jak inny niematerialny a potężny twór, jakim jest informacja) i funkcjonuje jak realna istota, choć równie dobrze można powiedzieć, że jest jedynie antropomorfizowany przez ludzki opis jego działania.

Za systemem nie musi stać de facto żaden konkretny człowiek ani organizacja. System pojawia się automatycznie jako emanacja funkcjonowania ludzi, jako "tradycja", "zwyczaj", "norma społeczna", "religia", czy "program partyjny". Jego obecność jest naturalna, a nawet nieunikniona, podobnie jak naturalna jest walka z nim. Ciągłe występowanie przeciw tradycji, podważanie obowiązujących zasad, oraz tworzenie nowych wartości i schematów, które też zostaną unicestwione, jest motorem rozwoju ludzkości. Problem pojawia się wtedy, gdy ten naturalny proces zostanie zatrzymany, a system zyska nie należny mu status jedynej drogi. Totalitaryzm, fundamentalizm religijny, czy fanatyzm ideologiczny mają swoje korzenie w nadaniu nadmiernego znaczenia strukturze, która jest jedynie produktem ubocznym życia a nie jego podstawą.

Chłop potęgą jest i basta! Ale mniejszą niż niewiasta.
Jan Sztaudynger

System "spuszczony ze smyczy" zaczyna walczyć ze swoim żywicielem jak wirus, niszcząc wszystko, co prawdziwie ludzkie, czyli zmienne, niedookreślone, płynne, co z definicji jest mu obce. Ponieważ do idealnego działania potrzebuje idealnego modelu i idealnych ludzi, tępi i eliminuje wszystko i wszystkich, którzy nie mieszczą się w modelu albo nie poddają się modelowaniu. Robi to w sposób metodyczny ale nie osobisty. To nie system mówi, że mężczyźni są lepsi od kobiet, bo oni stawiają na działanie racjonalne, a one są emocjonalne. To jedynie nasza interpretacja, a do tego wcale nie słuszna. Po pierwsze, z tą rzekomą męską racjonalnością to bajka, po drugie, z punktu widzenia stabilności systemu mężczyźni są równie beznadziejni jak kobiety: one nie wiadomo kiedy wybuchną płaczem, oni - kiedy wysadzą się w powietrze. Obie płci są impulsywne, tyle że na różne sposoby, więc o precyzyjnym modelowaniu i kontroli można zapomnieć. Tylko, po co to w ogóle robić? Kto nas do tego zmusza, "komu to służy i kto za tym stoi?" Warto sobie takie pytania zadać, potem spróbować na nie odpowiedzieć, a z uzyskanych odpowiedzi wyciągnąć wnioski, a pierwszy krok na drodze do zrozumienia mechanizmów rządzących ludźmi i światem można postawić podejmując praktykę Taiji, która podobno "odżywia ciało i umysł".

Taiji oddziałuje na ludzi na różny sposób. Jednych uspokaja, innych pobudza do myślenia, poszerza horyzonty; wiele osób cieszy się, że pozwala im to pewniej stąpać po ziemi, jaśniej odbierać rzeczywistość, klarowniej myśleć, czyli po prostu odnaleźć zdrowy rozsądek. A to wystarczy, żeby poznać, co dla każdego z nas jest naprawdę ważne, a co można i należy zignorować, oraz aby zrozumieć, że w każdej sytuacji i w każdym systemie społecznym i religijnym podmiotem powinien być człowiek, ze wszystkim, co jest w nim ludzkie. "Zejście na ziemię" pozwala zobaczyć rzeczy takimi, jakie są, a w szczególności to, że to człowiek, a nie system, określa zasady funkcjonowania. Że każdy powinien mieć możliwość osiągnięcia indywidualnego szczęścia i spełnienia w życiu i to powinno być jego nadrzędnym celem. Ludzie powinni móc robić to, czego pragną, a nie dlatego, że mają powszechnie aprobowane powody, lub że ktoś, kto "wie lepiej", zdecydował za nich, jak mają w życiu postępować. Czy uświadomienie sobie tych idei wystarczy, by rozsadzić skostniały system i przywrócić rzeczom i życiu właściwy wymiar? Na pewno warto spróbować. Choćby i dzisiaj.

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.