NR 8 (PAŹDZIERNIK 1999)
Jaromir Śniegowski
Paradoksem kodeksów walki jest to, że stosowanie przemocy jest rzeczą niemoralną. O ile nauka np. medytacji, ewentualnie rzemiosła, może być posłannictwem dla bliźnich, o tyle trudno sobie wyobrazić człowieka, który chce zbawić świat ucząc wszystkich umiejętności skręcania karku. Jak to więc jest, że w większości cywilizacji zawód wojownika uchodzi za honorowy?
Niejednoznaczny stosunek do walki z przedstawicielami własnego gatunku to rzecz stara jak świat. Od zarania dziejów ludzie walczą: o żywność, wodę, pozycję w grupie, o kobiety i o to, kto ma rację. Przewaga fizyczna dla ludzi wcale nie tak pierwotnych była dowodem, że za zwycięzcą stoją siły duchowe, popierają go bogowie lub on sam dysponuje "mocą", pozwalającą mu przeprowadzić zamierzenia. Jednocześnie wszystko co wiemy wskazuje na to, że strach wobec śmierci i kalectwa, niechęć do krzywdzenia innych jest wrodzoną dyspozycji naszego, a nawet każdego gatunku. Niewiele zwierząt zabija dla przyjemności, a wśród drapieżników istnieją typy zachowań, które powstrzymują agresję przeciwnika, gdy walka jest już rozstrzygnięta.
Prawdopodobnie wiec zawsze istniały reguły, ograniczające konfrontacje między ludźmi do pewnych sytuacji i zachowań, a wykluczające taki sposób jej prowadzenia, który groziłby gatunkowi zbyt bolesnymi stratami. Umiejętność wyczucia tych reguł i stosowaniu się do nich musiała jednać uznanie ze strony przyjaciół i wrogów. W tradycyjnych kulturach stosunek ten rozciągał się na cały świat ożywiony: zabijanie zwierząt dla popisu i wtedy, gdy nie było to konieczne, uważane było za zachowanie haniebne.
Narody pierwotne
cenią więc siłę i agresję na równi z umiejętnością
powstrzymywania się od ich stosowania.
Niestety, ta instynktowa, starsza niż gatunek ludzki
"moralność" przestaje skutkować, gdy ludzi jest za
dużo w stosunku do przestrzeni lub zasobów. Agresja rośnie
wtedy w takim stopniu, że reguły tracą znaczenie. Obecnie
mówimy wtedy o "zdziczeniu": w: istocie w
"dzikich" cywilizacjach taki nadmierny wzrost
zaludnienia nie był możliwy.
Następnym etapem kształtowania się kodeksów honorowych było powstanie odrębnej kasty wojowników. Jako grupa formułowali oni obowiązujący tylko wśród nich system tabu, nakazów i zakazów, wyróżniających ich spośród reszty i podkreślających ich roszczenia do wyjątkowych praw. W gruncie rzeczy, prawa te ograniczały się do podkreślenia i zaostrzenia przepisów "prawa naturalnego", obowiązującego wszystkich; wojownicy przestrzegali tych samych reguł, tylko w stopniu większym niż inni. Novum natomiast były konsekwencje, grożące za złamanie ich: wykluczenie z kasty i utrata swego miejsca w społeczności. Pozostałych takie kary omijały. Przyczyniło się to do ukształtowania pojęcia "honoru". Wojownik honorowy tu ktoś, komu nikt nie mógł zarzucić naruszenia regał (a w każdym razie nie mógł zarzucić bezkarnie).
W momencie
pojawienia się religii rozwiniętych, biorących w obronę
porządek społeczny i jego niezmienność przed roszczeniami
silnych, nawet obdarzonych "mocą", doszedł do tego
nowy czynnik. Wszystkie one potępiały stosowanie siły i
zabijanie. Powstał konflikt między praktyką, wymagającą
przymusu wobec opornych i użycia broni wobec wrogów, a normami
religii, takich jak chrześcijaństwo, konfucjanizm czy buddyzm.
Kasta wojowników,
której prestiż został zagrożony, zaczęła podkreślać
tym bardziej swoją "moralność", przywiązanie do
zasad i ich przestrzegania. Publicznie wyrzekano się
podstępów, krzywdzenia słabszych albo w ogóle takich, którzy
do kasty nie należeli (we wczesnośredniowiecznych Indiach czy
starożytnych Chinach zdarzało się, że chłop spokojnie
uprawiał ziemię, gdy obok, na ustalonym miejscu i w ustalony
sposób, wojownicy załatwiali miedzy sobą porachunki swych
władców), obrony innych przed przemocą. Ukształtował się
ideał, który w teorii przedstawiał życie wojownika jako
służbę wobec społeczności, a nawet ofiarę z siebie dla
dobra innych. Rycerz chrześcijański ryzykował życiem i
zdrowiem w obronie wiary lub "wdów, sierot i dam
serca". Buddysta, wzorem bodhisattwy odkładał swą nirwanę
do późniejszych wcieleń, by bronić sanghi i
ludności cywilnej. Feudalny wasal rezygnował z własnego dobra
by odpłacić łaski, jakich on lub jego przodkowie doznali od
suzerena. lub jego klanu. Dla konfucjanisty ofiara z życia i
mienia była dowodem czci i szacunku dla starszych i nauczycieli.
Nie znaczy to jednak,
że we wszystkich kręgach kulturowych kształtowanie się
reguł, na ogół niepisanych, wyglądało tak samo. Inne były
warunki jakie w nich panowały, inna też była rola społeczna
wojowników, których reguły te mogły obowiązywać.
Nie sposób omówić tu wszystkich typów społeczności zajmę się wiec po krótce tylko naszym kręgiem kulturowymi Dalekim Wschodem, narodami tak odmiennymi jak Japonia i Chiny.
W Europie
odrębna warstwa wojowników wykształciła się dopiero w
okresie feudalnym. Początkowo odrębność tego stanu nie była
zbyt silna. Na zasadzie "sądu bożego" przyjmowano,
że zwycięzca ma Boga za sobą, a więc i prawo do
kształtowania otoczenia według własnego gustu. Powszechne
zamieszanie powodowało jednak, że pojedynczy człowiek był
zagrożony. Bogatsi otaczali więc opieką zbrojnych mężczyzn,
z początku utrzymując ich (drużyny książęce), potem
przydzielając ziemię, z której dochody szły na ich utrzymanie
(feudalizm). Doznane łaski zobowiązywały ludzi honorowych do
ryzykowania zdrowia i życia w obronie interesów suzerena. Stąd
dość powszechnie wojownicy mówili do siebie przed bitwą, lub
umierając z ran, że przyszedł czas zapłacić za jedzenie,
którym król ich karmił.
Analogicznie
wyglądało też powstanie feudalizmu w Japonii, w zbliżonym
okresie historycznym.
Nieco inaczej sprawa przedstawiała się w starożytnych Chinach,
gdzie władca był głównie kapłanem, nie wojownikiem, i
należała mu się cześć jako komuś, kto reprezentuje
społeczność przed bóstwami. Szacunek wobec niego miał
sankcje bardziej religijne, niż honorowe.
W Chinach feudalizm upadł już w starożytności. W Europie stracił swe militarne znaczenie po wprowadzeniu armii najemnych w okresie Odrodzenia. W Japonii wygasł dopiero w XIX w. Spowodowało to różnice w statusie wojowników i tym samym, w obowiązujących ich przepisach i zwyczajach.
W Europie nowożytnej
istnieje wyraźne napięcie między dziedziczonymi przez
żołnierzy tradycjami rycerstwa i dużego znaczenia
społecznego, a pogardą dla najemnika lub prostego żołdaka z
poboru. Już w Odrodzeniu zawód najemnego żołnierza
uważany był za żałosny i budził pogardę - równocześnie
sami żołnierze uznawali się za coś lepszego od otoczenia, a
swoje roszczenia popierali kultywując niektóre rycerskie
zwyczaje, jak pojedynki, hierarchie i zależności. Wyższa
pozycja i posiadanie broni usprawiedliwiały, wedle nich,
żądania wobec społeczeństwa, wyrażające się w
kontrybucjach, rekwizycjach lub prostym rabunku. Z jednej więc
strony wyrywani z otoczenia rekruci rozpaczali, żegnając się z
rodzinami i idąc na poniewierkę, z drugiej po skończonych
wojnach zbędni już ludzie pod bronią nic chcieli za nic
wracać do dawnych zawodów, włócząc się po Europie i często
prowokując, samą swoją obecnością i możliwością
wykorzystania następne konflikty. Stosunek ten trwa do dziś.
Niewielu ludzi zapewne może zdecydować, czy bardziej podziwia,
czy też gardzi armią własnego kraju. Mundur zachowuje swój
romantyzm, z drugiej strony jest synonimem prymitywizmu i
brutalności.
Odwrotnie,
do niedawna, miała się sprawa z Japonią, gdzie, przynajmniej
teoretycznie, pozycja samuraja była bardzo wysoka, niższa
tylko od dworskiej i wojskowej arystokracji. Tworząca się
współczesna armia przejęła cały autorytet, jakim cieszyli
się bushi i aż do II wojny światowej zajęcie
wymagające stosowania przemocy uważane było za niezwykle
honorowe.
W Chinach,
gdzie władca był przede wszystkim kapłanem i
administratorem, a jego urzędników rekrutowano na zasadzie
egzaminów państwowych spośród ogółu mieszkańców (tych,
których stać było na wykształcenie), żołnierz byt
pariasem, kimś niehonorowym, głupim i brutalnym z definicji.
Na zawód ten decydowali się banici i ci, którzy nie nadawali
się do "szlachetniejszej" kariery. Członek oddziału
wojskowego czuł więc lojalność wobec kolegów,
zastępujących mu rodzinę i wobec dowodzącego nim i
dostarczającego mu jedzenia i łupów oficera. Łatwo wykonywał
najbardziej horrendalne rozkazy swego przełożonego, ale rzadko
bił się dzielnie, a po śmierci lub przeniesieniu dowódcy po
prostu wracał do domu.
Nieco wyższą rangę,
choć zupełnie nieformalnie, mieli z racji doskonałości w
zawodzie eksperci sztuki walki, których ceniono jednak nie za
praktyczne umiejętności, lecz za zdolność nauczania i
postępowania zgodnego z regułami. O ile doskonałość
budziła szacunek, o tyle sam jej przedmiot przemoc - strach i
wstręt. Wojownik ceniony był więc o tyle, o ile potrafił
unikać stosowania swych umiejętności. Do kultywowania tego
zawodu skłaniać mogła jedynie lojalność wobec przodków, ale
nie chęć kariery i bogactwa.
Na czym więc polega kodeks walki?
W swej pierwotnej, "naturalnej" wersji jest po
prostu próbą ograniczenia stosowania przemocy. Ogranicza się
więc miejsca w których dopuszczalna jest walka (prawo azylu:
nie prowadzi się walki w prywatnym, gościnnym domu, świątyni
itd., a w skrajnym wypadku tylko na otwartym polu), rodzaj osób,
mogących podlegać agresji (wyłączenie kobiet, dzieci,
starców i chorych. niekiedy też rannych lub osób spoza kasty
cywilów), oraz sposobów jej dokonania (po uprzedzeniu, bez
stosowania oszustw i podstępów, wyłączenie niektórych
rodzajów broni). Tego typu kodeksy istnieją w każdym kręgu
kulturowym, choć przestrzegane są niezwykle rzadko. Kodeks taki
zakłada też warunki, pod jakimi dopuszczalna jest walka.
Ponieważ powszechnie zadawanie i odnoszenie śmierci i ran
uznawane jest za zło, każdy taki kodeks zakłada, że istnieje
jakieś dobro wyższe niż dobro jednostki, która mogłaby
ponieść szkodę, dla którego to dobra warto narazić siebie
lub innych. Stąd dla wojownika człowiek nic jest najwyższą
wartością wojny toczy się, przynajmniej formalnie, w obronie
interesów jakiejś grupy (rodziny, klanu, narodu), w obronie
ideałów (religii, systemu społecznego, sprawiedliwości). Zaś
kodeks żąda wobec swych wyznawców poświęcenia i lojalności
wobec wartości, w imieniu której się walczy, co usprawiedliwia
stosowanie przemocy.
By dochować zasad, konieczne jest wiele zalet osobistych, które winny cechować wojownika. Należy też zdefiniować właściwie stosunki międzyludzkie, a więc zależności od przełożonych, wrogów i osób postronnych.
Ponieważ kodeksy honorowe nigdy nie zostały ujęte w formę kanoniczą, a próby ostatecznego ich ułożenia to rzecz stosunkowo nowa, nie sposób określić wszystkich cech potrzebnych wojownikowi. W gruncie rzeczy to zawsze sprawa wyczucia, a nic sztywnych reguł. Jednak co do paru istnieje zgodność.
Pierwszą z nich jest męstwo, potocznie rozumiane jako synonim odwagi, obejmujące jednak znacznie szerszy zakres znaczeniowy. Człowiek mężny jest nie tylko odważny w walce. .test leż cierpliwy wobec zagrożenia życia i stoicko znosi niedogodności i cierpienia, spowodowane pobytem na polu walki, oraz szkody, jakie ponosi z tego powodu. Nie stara się angażować innych w swoje problemy, rozumiejąc, że w walce wspólny cel jest ważniejszy od jego dobra.
Największą wagę do tych cnót przywiązuje bushido.
Ponieważ dla Japończyków człowiek istniał o tyle, o
ile był członkiem jakiejś społeczności, a nie jako odrębna
jednostka, poświęcenie bez drgnienia twarzy wszystkiego,
łącznie ze swą rodziną i najbliższymi, dla dobra suzerena
lub jego klanu, było nieomal oczywistością. Bushi bez
zastanowienia służył majątkiem, zdrowiem i życiem swoim i
rodziny, a nadmierne przywiązanie do którejś z tych rzeczy
uchodziło za "utratę twarzy", tzn. publiczne
zawstydzenie, które skończyć się mogło tylko rytualnym seppuku.
Doktryna buddyjska o przemijalności i iluzoryczności
wszystkich dóbr tego świata pozwalała samurajom utrzymać
wobec nich dystans i odejście własne lub osoby ukochanej
żegnać krótkim, melancholijnym haiku. Stąd ludzie,
odznaczający się determinacją i zaciekłością w walce i
sprytem w podstępach wojennych często nie kiwali nawet palcem
by ocalić siebie i rodzinę, jeśli tylko cel był
wystarczająco wielki. Natomiast śmierć w walce o własne
korzyści lub o własny prestiż uważana była za haniebną
"śmierć psa".
Jak wiemy, w Europie
wymogi męstwa nie idą tak daleko. Żaden wódz i żaden
naród nie mogą wymagać, by żołnierz czy wojownik
poświęcił życie swej rodziny. Już łatwiej wymagać ofiar z
majątku, lepiej jednak, by nie były one zbyt wielkie. Różnice
są tu jednak spore. W ustabilizowanych krajach Zachodu
własność to rzecz święta i ofiary muszą być ograniczone. W
szarpanej powstaniami Europie Środkowej poświęcenie całego
majątku, i tak zagrożonego, przyjmuje się jako rzecz
naturalną. Natomiast osobista odwaga, ryzykowanie życia,
znoszenie ekstremalnych warunków, zagrożenia, bólu i chorób
rozumiane jest jako osobisty obowiązek żołnierza, a ten, kto
nie potrafi się do tego dostosować ryzykuje powszechną
pogardę i surowe wyroki sądu polowego.
Najmniejsze bodaj znaczenie męstwo miało dla
Chińczyków.
W konfucjańskiej teorii im związki międzyludzkie bliższe,
tym silniejsze. Chińczyk mocno utożsamiał się z rodziną,
trochę słabiej z miejscowością czy prowincją, natomiast
państwo było dla niego praktycznie abstrakcją. Popularne
poglądy nakazywały dbać o dobro swoje lub swego ojca.
Służbę wojskową uważano za katastrofę, okaleczenie ciała
czy dopuszczenie do utraty majątku rodowego za grzech religijny
wobec przodków i natury. Praktycznie nie istniała wartość,
dla której należałoby się narażać, stąd demonstracja
męstwa uchodziła raczej za głupotę.
Jednak w końcowym okresie wojen z Mandżurami w obronie dynastii Ming mieszkańcy niezbyt bogatej prowincji Guizhou (Kuejczou) stawiali przez rok niezwykle zacięty opór siłom prawie całych Chin, zmobilizowanych przez nowych władców. W okresie, gdy sztandary na murach zmieniały się niemal co parę dni, w zależności od meldunków z pola walki, opór Guizhou ustał po spustoszeniu całego kraju i olbrzymich stratach w ludziach. Ostatni cesarz Ming był bowiem wcześniej księciem Gui (Kuej) i tamtejsi mieszkańcy uważali się za osobiście z nim powiązanych. Zmiana frontu właśnie dla nich równałaby się utracie twarzy.
Jednymi wartościami,
dla których warto zademonstrować męstwo i prawie samurajską
ofiarność były w tradycyjnych Chinach osobiste związki,
łączące człowieka z ojcem, opiekunem i nauczycielem.
Stąd człowiek, który narażenie się na niewielką materialną
stratę dla idei uważałby za szczyt głupoty, bez zastanowienia
zasłaniał własną piersią starca, który uczył go kiedyś,
za pomocą trzcinki, Pięcioksięgu Konfucjusza lub
pokazywał mu, jak zaciska się pięści. W razie potrzeby
poświęcał też życie syna czy córki. Związki między
podopiecznymi a opiekunem istniały prawdopodobnie między
mieszkańcami Guizhou a ostatnim cesarzem Ming.
Drugą cechą,
co do potrzeby posiadania której wszyscy są zgodni, jest umiejętność.
Obejmuje ona cały zespół zdolności fizycznych i technicznych,
potrzebnych do wykonania zadania na polu walki. A więc: siła
fizyczna i wytrzymałość, umiejętność zadawania ciosów i
posługiwania się bronią, a także wiadomości o taktyce i
strategii.
I znów
największą rolę, przynajmniej teoretycznie, przywiązywano
do niej w Japonii. Pełna dyspozycyjność samuraja wobec
przełożonych musiała polegać i na tym, że mógł on się
podjąć każdego zadania, także wymagającego
ponadprzeciętnych kwalifikacji. Wojskowi, zajmujący się
właściwie tylko i wyłącznie swoim rzemiosłem, sztuką i
grami towarzyskimi, przeznaczali więc cały czas na szlifowanie
umiejętności, a wysoki ich poziom zyskiwał szacunek i podziw.
Uważano, że doskonałość w posługiwaniu się mieczem jest
wartością moralną, znakiem doskonałości umysłu, i
promieniuje na wszystko to, co się robi - np. ceremoniał,
kaligrafię, poezję... Byli tacy, którzy po doskonałości
sposobu chodzenia lub składania ukłonu potrafili rozpoznać
umiejętności szermiercze. A jednak... Najważniejsza była
hierarchia rodowa w klanie. Pozycja nauczyciela szermierki danego
rodu była dość wysoka, ale niewiele wyższa od przeciętnego bushi.
W Europie
z nastaniem masowych, wspólnie działających
armii rola wysokich kwalifikacji wyraźnie spadła. Od
żołnierzy i oficerów wymaga się umiejętności zbiorowego
działania, a nadmierne wyskoki i indywidualizm raczej w tym
przeszkadzają. Najkorzystniejszy i najekonomiczniejszy jest
średni, standardowy poziom wyszkolenia. Oczywiście, jego brak
przynosi hańbę, lub przynajmniej naraża na drwiny i pogardę,
ale w praktyce ponadprzciętne możliwości fizyczne i techniczne
przydają się tylko elitarnym formacjom specjalnego
przeznaczenia. W nich te umiejętności wciąż jeszcze ceni się
co najmniej tak bardzo, jak w okresie turniejów rycerskich, gdy
pojedynczy, dobrze uzbrojony i wyszkolony rycerz mógł spełnić
rolę czołgu wobec niewyszkolonej piechoty.
Najoryginalniej
przedstawia się ta sprawa w Chinach. Tamtejsza teoria
wojskowości nie przykłada praktycznie znaczenia do
umiejętności żołnierzy. To strateg, fachowiec powinien
wiedzieć jak wyzyskać np. tchórza czy ofermę tak, by mieć z
tego pożytek, jak psychologicznie manipulować swymi ludźmi i
wrogiem i jak najekonomiczniej użyć tych niewielu fachowców,
których się posiada. Od starożytności armie chińskie
składały się z wielkich mas powołanych pod broń chłopów, a
ich potęga opierała się na liczebności i umiejętności
stratega. Stąd rola raczej wiedzy, niż umiejętności
fizycznych.
W praktyce
jednak jedynym sposobem nadania godności pogardzanym
umiejętnościom wojskowym była ich doskonałość i
wyrafinowanie. Przeciętny zabijaka czy żołdak wzbudzał
strach i pogardę. Jedynie mistrz mógł liczyć na społeczny
szacunek, o ile oczywiście nie demonstrował swych
umiejętności zbyt często. Tak więc nieprzeciętna siła,
zręczność, fachowość i wiedza była wszystkim dla
człowieka, wykonującego zawód wojownika - żołnierza,
ochraniarza, nauczyciela. Stąd ich niezwykły rozwój, większy
nawet niż w Japonii; tam limitowała je przydatność na polu
walki, w Chinach zaś następował rozwój dla samego rozwoju i
prestiżu, doskonałość większa, niż to było konieczne ze
względów praktycznych.
Kolejną cechą
jakiej powszechnie wymagało się od wojownika, była prawość,
czyli osobista skłonność do trzymania się właściwych
reguł postępowania i umiejętność wyczucia tego, co
dobre, a co złe. Powszechnie hańbę przynosi nie tylko
świadome łamanie kodeksu honorowego, ale też jego
nieznajomość lub nieumiejętność stosowania go w danej
sytuacji i brak wyczucia jego subtelności.
Właściwie trudno powiedzieć, by w którymś z omawianych kręgów kulturowych cecha ta miała mniejsze znaczenie niż wśród innych. Inaczej tylko wyglądały reguły, do których należało się stosować.
W teorii
kodeksy Europy i Japonii są dość podobne. Japoński
jest tylko o wiele bardziej bezwzględny. O ile w Europie,
niezależnie od praktyki, prześladowanie bezbronnej ludności
cywilnej, rannych i chorych, znęcanie się nad jeńcami uchodzi
- pod wpływem chrześcijaństwa-za rzecz nieszlachetną, o tyle
w Japonii cywil był dla samuraja osobą bez znaczenia, którą
można było poświęcić bez zmrużenia oka, zaś znalezienie
się w niewoli, nawet na skutek ran, było powodem utraty honoru
i wobec tego wyjmowało spod prawa, także moralnego. Człowiek
taki nie był godzien litości, i tylko honorowe samobójstwo
mogło mu godność przywrócić. W Europie, jak wiadomo,
bijemy się, dopóki jest sens lub szanse na wyjście z sytuacji.
Desperacka walka do śmierci jest gdzieniegdzie ceniona,
jednak ociera się o głupotę. Tylko wyjątkowo ważne korzyści
moralne i propagandowe mogą ją uzasadnić. Europejska norma
dopuszcza ją tylko w wypadku oporu przeciw czemuś, co uważa
się za absolutne zło. Z tego względu desperaccy obrońcy
szkoły oficerskiej w Budapeszcie w 'S6 mogą być oceniani jako
bohaterowie. W wypadku normalnej wojny czyn taki byłby raczej
głupotą. Europejczyk nie uważa, by poddanie się do niewoli w
sytuacji beznadziejnej czyniło mu ujmę na honorze.
W tradycyjnych Chinach
przyparty do muru żołnierz dochodził do wniosku, iż wola
Niebios wskazuje, że racje mają przeciwnicy i bez większych
oporów przechodził na ich stronę, wraz z całym oddziałem
i oficerami. Nie uważano tego za wadę - w wypadku zmiany
sytuacji można było tych ludzi znów wykorzystać, a samą ich
skłonność do zdrady użyć do wprowadzenia w życie jakiegoś
podstępu. O ile w Europie czy Japonii fortele wojenne,
szpiegostwo i zdrada -- aczkolwiek czasem konieczne niosą ze
sobą co najmniej dwuznaczną atmosferę etyczną, zaś
samurajom, rycerzom, oficerom nie wypadało pełnić takiej roli,
o tyle w Chinach wszelkie podstępy, zaskoczenia i pułapki
uchodzą za normalny arsenał środków walki, oszczędzający
własnego wysiłku i zmniejszający ryzyko, a więc rozumny. O
ile Europa i Japonia dopuszczają podstępy w walce dwóch
społeczności, tam gdzie chodzi o wielkie cele, to w wypadku
osobistej konfrontacji dwu ludzi podobne środki uchodzą za
niedozwolone. O agresji należy uprzedzić, należy ją
przeprowadzić we właściwym miejscu i czasie, wreszcie
stosowane środki powinny zapewniać obu stronom równe szanse -
np. jednakowa ilość walczących, jednakowe uzbrojenie itd. W
Chinach podobne środki mogłyby zaistnieć tylko w razie walki
treningowej, między członkami jednej grupy, gdy celem jest
nauka, a nie rozstrzygnięcie ważnych spraw. W sztuce
walki bardzo ważna jest wiedza, jak zapewnić sobie przewagę -
zachwiać morale przeciwników, skłócić ich, ogłupić i
oszukać, zaskoczyć nagle w niewygodnych sytuacjach, lub jak
zaatakować jednego w kilku tak, by ten nie domyślił się
przedwcześnie, że nie ma przewagi. O ile jednak celem walki
w Europie i Japonii jest wyeliminowanie przeciwnika, uczynienie
go bezsilnym lub zabicie go - o tyle praktyka chińska,
oparta o taoistyczną filozofię, traktuje takie działania jako
beznadziejną głupotę, prowadzącą do utraty równowagi. Celem
walki jest przekonanie przeciwnika o własnej przewadze,
ewentualne wykorzystanie go, a nie eliminacja. Na jego
miejsce musiałby bowiem pojawić się inny, nieznany więc
niebezpieczny. Stąd eliminacja wroga, którego można było
oszczędzić, tradycyjnie uważana była za czyn niehonorowy,
nierozumny i niegodny cywilizowanego człowieka. W Chinach
dozwolone były wszystkie brudne chwyty do momentu
rozstrzygnięcia walki. Z pokonanymi obchodzono się wyjątkowo
łagodnie, nawet jak na standardy europejskie.
Ostatnią sprawą
którą powszechnie regulują kodeksy honorowe są stosunki
międzyludzkie: a więc odnoszenie się wojownika do przełożonych,
wrogów i cywilów.
Charakterystyczny dla feudalizmu, zarówno w europejskim, jak i japońskim wydaniu, jest osobisty stosunek wobec przełożonych. Suzeren ma wasali, którzy za niego walczą, ci z kolei swoich wasali, których prowadzą do walki lub utrzymywane przez siebie drużyny. W takiej hierarchii bezpośredni przełożony jest jednocześnie opiekunem i, teoretycznie, utrzymującym wojownika. Zakaz działalności handlowej i innej zarobkowej, jaki obowiązuje szlachtę feudalną pod rygorem wykluczenia z kasty, uzależnia ją jeszcze bardziej materialnie od przełożonych, tworząc silną więź. Reguła ta, choć nie zawsze wprost formułowana, przenoszona jest na współczesny korpus oficerski - zarówno w japońskim, jak i europejskim pojęciu dodatkowe dorabianie sobie przez żołnierzy świadczy o demoralizacji wojska i jego niezdolności do działania. W armii feudalnej o pozycji świadczyła przynależność do określonego rodu a więc nie osobiste zasługi - a przełożonego należało słuchać ze względu na jego dziedziczne stanowisko, a nie inne cechy. Różnica polegała na tym, że
W Europie
wymogi wobec wasali ograniczone byty wieloma przywilejami i
wolnościami osobistymi, nadanymi poszczególnym rodom lub
całej szlachcie, a łamanie ich uprawniało poddanych do buntu.
Władza przełożonego była więc, i jest dotąd, ograniczona
prawem do określonych przypadków.
W Japonii
honor samuraja wymagał całkowitego podporządkowania się i
ofiarności, a władza suzerena, lub rady klanu, praktycznie
nieograniczona. Przełożony decydował nie tylko o sprawach
wojskowych, ale i o osobistych i rodzinnych wasala, kierując
się swoją polityką i pożytkiem. Jedynym sposobem na
uniknięcie tego, lub niewykonanie haniebnego rozkazu, było seppuku
i tylko tak człowiek honoru mógł zamanifestować swój
sprzeciw. W Europie wykonanie rozkazu sprzecznego z prawem
lub powszechnym poczuciem przyzwoitości może przynieść
hańbę, potępienie lub nawet postawienie przed sądem. Podobnie
sprawa wygląda obecnie, jak i w epokach historycznych. Różnica
polega na tym, że źródłem autorytetu przełożonego w
feudalizmie jest przynależność obu stron do określonych
rodów i ich wzajemne zobowiązania. W armiach współczesnych
przełożony jest jakby oddelegowany do dowodzenia przez władzę
państwową: jako reprezentant państwa lub narodu może wymagać
karności niezależnie od osobistych stosunków z podwładnymi i
własnych zalet. Póki nie zostanie zdjęty ze stanowiska,
posłuszeństwo wobec niego, ograniczone prawem, jest
bezwzględne.
W armii chińskiej
autorytet władzy był praktycznie żaden. Dowódcy mogli liczyć
na własnych ludzi jedynie w zależności od osobistej
charyzmy, wyznaczonej przez siłę, spryt, umiejętności i
szczęście wojenne, a także w zależności od tego, jak
dbali o potrzeby oddziałów. Stanowisko w wojsku traktowano jako
sposób dorobienia się, wobec czego handel, haracze i łapówki
od ludności cywilnej uchodziły za normę: oficer musiał być
bogaty i dobrze sobie radzić, by ludzie go słuchali. W gruncie
rzeczy stosunki te były najbardziej podobne do panujących w
europejskich armiach najemnych, tyle tylko, że w Chinach
niezależność poszczególnych oficerów była jeszcze większa,
a honor wojskowy był sprawą iluzoryczną. I znowu
przedstawiało się to zupełnie inaczej w wypadku, gdy
dowódcą, jak w szkole walki, był starszy krewny lub
nauczyciel. Tu uzależnienie było ogromne, a uczeń, na
ogół z własnej inicjatywy, podporządkowany bezwzględnie.
Zmiana nauczyciela czy przynależności rodzinnej bez zgody
dotychczasowego przełożonego była rzeczą nie do pomyślenia.
Do dziś w tradycyjnych szkołach instruktora zmienia się tylko
wtedy, gdy on umrze, przeniesie się do innego miasta lub sam
wyśle zdolnego adepta do lepszego nauczyciela. Człowiek
samowolnie zmieniający przyporządkowanie w dobrych szkołach
nie zostanie przyjęty; a jeśli, to tylko dla swoich pieniędzy,
z obrzydzeniem i bez dopuszczenia do istotnych wiadomości
o stylu. W dawnych czasach ryzykował po prostu
śmierć. Także zakres podporządkowania jest ogromny. Do
dobrego tonu należy konsultowanie z nauczycielem, tak jak i z
rodziną, wszystkich ważniejszych decyzji życiowych, nawet
bardzo osobistych. W razie niewłaściwego rozkazu lojalność
wymaga jedynie zwrócenia uwagi przełożonemu, we właściwej i
pełnej szacunku formie. Od nawet niezbyt wyraźnie
artykułowanego życzenia mistrza nic ma jednak odwołania.
Istnieje dużo anegdot, w których uczniowie okaleczali się,
byle tylko dowieść swej lojalności i zdobyć zaufanie
nauczyciela, konieczne do właściwego przebiegu nauki. Czyn taki
uważany jest za honorowy i przynosi ogólny szacunek ze strony
otoczenia. Natomiast ten, kto nie potrafi zachować się
wyraźnie jednoznacznie, odsuwany jest w ten lub inny sposób na
boczny tor. Odpowiedzialność mistrza za ucznia przed otoczeniem
jest ogromna, i wymaga całkowitego zaufania.
Stosunek do wrogów,
o którym już nieco powiedzieliśmy przy okazji omawiania
prawości, być może najbardziej różni poszczególne kultury
od siebie. W Europie i Japonii traktuje się wroga jak
równego sobie członka tej samej klasy, starając się;
przynajmniej teoretycznie, zapewnić mu równe szanse. Eliminuje
się więc niektóre podstępy, obraźliwe zachowania,
"niehumanitarne" rodzaje broni, uprzedza o ataku itd.
Europejczycy uważają, że pokonanemu należy zapewnić także
możliwość honorowego poddania się i rezygnacji z bezcelowego
oporu, a w niewoli szanować jego godność osobistą.
Wyeliminowanym z walki, chorym lub rannym, należy okazać pomoc
i współczucie. W tych samych warunkach samuraj wielkodusznie
zapewniał wrogowi możliwość popełnienia samobójstwa,
zgodnie z całym ceremoniałem, o ile jego zachowanie było
zgodne z regułami i budziło szacunek. Zdarzało się też
oszczędzanie osób obdarzonych jakimiś nadzwyczajnymi
umiejętnościami, np. artystów czy słynnych graczy, jednak po
uprzednim okaleczeniu, co w Europie uchodziłoby za
barbarzyństwo.
W Chinach
zaniechanie któregoś ze sposobów zdobycia przewagi,
niezależnie jakiego, dowodziło by raczej albo głupoty, albo
skrajnie niepoważnego stosunku do życia, albo lekceważenia
przeciwnika. Podstępy i pułapki były jedną z wielu metod
działaniu, układy łamano, gdy było to tylko korzystne,
powszechnie niedotrzymywano słowa, używano obelg jako środka
wyprowadzającego z równowagi. posługiwano się zdradą i
przekupstwem. Jednak pokonanego likwidowano tylko w wypadku, gdy
byłby dalej niebezpieczny. Poddającym się, pokonanym nie
groziło nic strasznego, oprócz prób przeciągnięcia na
własną stronę i wykorzystania.
Ostatnią z kategorii,
do której stosunek wyznaczał pozycje wojownika. byli ludzie
spoza kasty, cywile. Właściwie wszędzie cywile nieco obawiają
się wojskowych, a ci nieco gardzą cywilami. Stosunek ten
wygląda jednak inaczej w każdym wypadku.
Dla samuraja cywil byt osobą godną pogardy. W pewnych okresach historycznych odmawiano mu nawet prawa do nazwiska. Ponadto prawie każdy był "własnością" któregoś z rodów, a więc można było osłabić przeciwnika, mordując i rabującego chłopów, lub poświęcić własnych, jeśli tego wymagał interes klanu. Prawa, obowiązujące między wojownikami i ograniczające do pewnego stopnia samowolę, nie dotyczyły cywilów. Podchodzono do nich w sposób utylitarny, lub w najlepszym razie nie zauważano ich. W okresie Tokugawa bogaci kupcy zyskali na znaczeniu, a samuraje niekiedy potwornie zubożeli. Naprawdę to jednak rewolucja Meji podniosła niejako cały naród do godności samuraja. Początkowo spotkało się to z oporami ze strony pospólstwa, nie mającego ochoty objawiać męstwa.
Od czasów feudalizmu
w Europie panuje teoria, w której rycerz jest obrońcą i
opiekunem cywilów, umożliwiającym bezpieczny rozwój
społeczeństwa. W praktyce jednak, choćby dla zapewnienia sobie
utrzymania, armie zawsze bezlitośnie łupiły, zarówno swoich
jak i obcych. Panująca oficjalnie zasada sprawiała jednak, że
starano się łagodzić podobne wypadki. Brutalny stosunek
żołnierzy wobec chłopów często powodował ogólnonarodowe
powstania i sprawiał, że wygrana już wojna zamieniała się w
klęskę, jak w wypadku szwedzkiego Potopu w XV11 w. Wobec
powyższego, we współczesnych armiach dowództwo stara się
maksymalnie ograniczyć te zachowania. W razie wojny stan prawny
dopuszcza jednak kontrybucje, rekwizycje i sądzenie cywilów
przez sady wojskowe. Od czasu wprowadzenia armii z poboru każdy
cywil jest potencjalnym wojskowym, a więc różnica statusu nie
jest już tak istotna, jak dawniej.
W dawnych Chinach,
jak łatwo się domyśleć, sprawa miała się całkiem inaczej.
Zarówno żołnierz, jak i mistrz walki, znajdowali się
praktycznie poza społeczeństwem. Cywile bali się i unikali
ludzi, zajmujących się zabijaniem; także żołnierze i
eksperci prowadzili życie zupełnie osobne, kierując się
własnymi prawami i lojalnościami, do których władze i reszta
społeczeństwa się nie wtrącały. Nikt nigdy nie próbował
uregulować prawnie stosunków między mistrzem sztuki walki a
jego uczniami, ani ustalić oficjalnej hierarchii między nimi. W
armii wprowadzono co prawda stopnie, wzorowane na cywilnej
administracji, jednak, nawet w teorii, nie były one równe. Obojętność
społeczeństwa wobec wewnętrznych spraw mistrzów walki szła
tak daleko, że śmierć w pojedynkach między
przedstawicielami szkół była nie ścigana przez prawo. Dopiero
skrzywdzenie kogoś spoza kasty narażało na konsekwencje
- wyciągała je jednak szkoła, do której krzywdziciel
należał, z reguły wykonując skrytobójczo wyrok, wydany przez
nauczyciela. Zwyczajowo miał on prawo dysponowania życiem
ucznia, aż do jego końca. Dopiero w wypadku niewykonania go
wkraczało prawo, wyciągając konsekwencje wobec... mistrza i
jego szkoły; o ile nie popełnił on wcześniej samobójstwa,
chcąc uniknąć utraty twarzy, lub nie przekupił urzędników
sądowych.
Stosunek wojskowych do cywilów był odwrotnością stosunku cywilnego społeczeństwa do nich. Pogardzani żołnierze nie czuli żadnych związków z ludnością: rabowali ją gorzej od wrogów, a kraju bronili tylko nie mając innego wyjścia, lub mając za plecami rodzinne miejscowości: stąd przewaga lokalnej obrony terytorialnej lub powstańców nad armią centralną.
Inaczej zachowywali się
eksperci sztuk walki, osiedlający się na stałe. Starali
się oni prowadzić tak. jak normalni członkowie społeczności,
zajmować handlem, leczeniem lub posiąść kawałek ziemi. z
którego się utrzymywali. O ile nic używali swych
umiejętności przeciw współobywatelom, lub też zbyt często,
gwarantowało im to pewien status. Pozostali cieszyli się
szacunkiem jako nieoficjalni nauczyciele pożytecznej
umiejętności, co zapewniało autorytet, lub żyli z płatnej
ochrony działalności gospodarczej, prowadzonej przez bogate
rodziny. Ich autorytet zależał od możliwości uczciwego
wywiązania się z kontraktu i trzymania ewentualnej
konkurencji na dystans.
Podstawową więc różnicą
między statusem wojownika w Europie, Japonii i Chinach jest
to, że w dwu pierwszych żołnierze stanowią do tej pory
osobną kastę, mającą inne obowiązki i inne prawa, niż
cywile. Kodeks ten zapewnia pewne przywileje i zawiera
pozostałości okresu feudalnego, żołnierze zaś mają
pretensje do znacznej roli społecznej. Status eksperta
sztuki walki w Chinach przypomina, choć nieoficjalnie, status
kupca czy rzemieślnika i obowiązujący ich kodeks nie
przypomina raczej zachowań rycerskich, lecz rzemieślnicze.
Dlatego być może, tak trudno zrozumieć nam mentalność
tradycyjnych sztuk walki i dostosowanie się do nich...
Przedruk z czasopisma "Kung Fu" nr 1(11)/'94.
Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.
Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:
Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.