Kolorowy napis z ideogramami: Świat Nei Jia

NR 11 (KWIECIEŃ 2000)


Historie prawdziwe, legendy i baśnie

STARY MNICH

Przekład z chińskiego:
Andrzej Kalisz

yiquan@yiquan.com.pl

Sztuka walki z klasztoru Shaolin należy do najdoskonalszych. Na świecie upowszechnia się niestety broń palna. Wystarczy jeden strzał, i nawet jeśli posiadasz "ścięgna z brązu i kości z żelaza", trudno ci będzie raczej uniknąć porażki. Nim zdążysz użyć swych umiejętności, już staniesz się duchem. Dlatego niektóre techniki stopniowo zanikają..

Ależ nie mówcie takich rzeczy! Wielu jest jeszcze ludzi posiadających najwyższe umiejętności!

W czasie panowania cesarza Tongzhi z dynastii mandżurskiej, w okolicy Nanhai mieszkał pewien syn dostojnika o nazwisku Li. Ów Li w młodości, dzięki temu że jego rodzina była bogata, mógł robić co tylko chciał. Najbardziej nie znosił czytania książek. Mawiał, że księgi pełne wierszy są tylko śladem pozostawionym przez starożytnych, dziś zaś są one zupełnie bezużyteczne. Lepiej raczej uczyć się sztuki walki - w tej dziedzinie można osiągnąć jakąś satysfakcję. Rodzina sprowadziła więc mistrzów sztuki walki. Li ranki i wieczory spędzał na treningu i niektórzy z jego nauczycieli ujawnili mu prawdziwe tajniki swej sztuki. Dzięki temu stał się sławny w okolicy.

Gdy Li był w średnim wieku, jego ród podupadł. On sam zajmował się wówczas nauczaniem sztuki walki. Wśród jego uczniów wielu było okolicznych łobuzów, którzy często terroryzowali słabych i oszukiwali biednych. Okoliczni mieszkańcy byli więc niezbyt zadowoleni z jego działalności.

Pewien stary mnich, znający styl walki z klasztoru Shaolin, wędrował ze swym uczniem po kraju, zarabiając na pożywienie demonstrowaniem swych umiejętności. Pewnego dnia przybył on do Nanhai. Miejscowi ludzie zebrali się tłumnie, by zobaczyć techniki walki starego mnicha. Stojący dalej wspinali się na palce i spoglądali ponad głowami innych. Tak się złożyło, że właśnie przechodził tamtędy Li. Gdy zobaczył co się dzieje, złość w nim zawrzała. Postanowił upokorzyć mnicha. Przepychając się przez zgromadzonych podszedł do mnicha i powiedział: "Jak śmiesz, stary mnichu, demonstrować swe nędzne umiejętności przed prawdziwym mistrzem! Zmiataj stąd natychmiast!" Mnich, widząc że ma przed sobą człowieka porywczego, odpowiedział ostrożnie dobierając słowa: "Z tak skromnymi umiejętnościami, gdzieżbym śmiał się nimi chwalić. Ale długa droga przede mną, chciałem tylko pokazać parę ćwiczeń, żeby trochę zarobić na wydatki w podróży. Nie wiń mnie za to Panie".

Li, sądząc że mnich się go boi, próbował go jeszcze bardziej zastraszyć, mówiąc: "To jest mój teren. To, że śmiesz pokazywać tu jakieś ćwiczenia mogę traktować tylko jako wyzwanie. Jakie możesz posiadać umiejętności, że ośmielasz się wyzywać mnie na pojedynek? Jeśli zaraz stąd nie znikniesz, nie licz na moją litość! Lepiej się stąd wynoś!"

Mnich nie miał innego wyjścia, jak tylko pozbierać swe rzeczy i odejść. Powiedział przy tym sam do siebie: "Chociaż on nastawiony jest na konfrontację, ja ulegam. Choćby napluł mi w twarz, nie zwrócę na to uwagi, niech samo wyschnie. Chociaż jest tak bezrozumnie gwałtowny, jeśli po prostu odejdę, nie będzie mnie chyba więcej zaczepiać. Najlepiej unikać problemów."

Gdy mnich z uczniem szli już przez pewien czas, niespodziewanie z tyłu rozległ się gwałtowny krzyk. Mnich szybko obejrzał się za siebie i zobaczył jak Li z łańcuchem w lewej, a włócznią w prawej ręce zbliża się wraz z uczniami, krzycząc: "Dajesz wszędzie pokazy za pieniądze, musiałeś dużo zarobić. Mówią, że kto często chodzi brzegiem rzeki, nie może nie zamoczyć butów. Dzisiaj tobie się to przydarzyło! Musisz oddać połowę pieniędzy na wino dla mnie i moich uczniów. W przeciwnym razie łańcuch i włócznia, które widzisz w moich rękach, nie okażą ci litości."

Mnich wiedział, że z tym rodzajem ludzi nie warto dyskutować, otworzył więc sakiewkę i oddał sto miedziaków.

Li, gdy zobaczył, że mnich daje mu tylko sto miedziaków, wybuchł gniewem. Rzucił monetami w mnicha, mówiąc: "Czy mówiłem, że potrzebuję drobnych? Natychmiast wyjmuj pieniądze!"

Mnich odpowiedział: "W mojej sakiewce mam tylko tyle. Jeśli jest tu coś jeszcze, to musiałem przeoczyć".

Li chciał siłą przeszukać mnicha, ale tego ten już nie mógł znieść. Wezbrał w nim gniew. Sprężył ciało gotowy do ataku, ale jednocześnie pomyślał: "W pojedynkę trudno pokonać wielu przeciwników, słaby nie pokona silnego. A tu jeszcze mam do czynienia z tak gwałtownymi i brutalnymi ludźmi. Lepiej posłużyć się dobrym słowem i przekonać ich".

Niestety Li zaczął się jeszcze bardziej odgrażać: "Jeśli nie dasz pieniędzy, nie obędzie się bez walki!"

Mnich nie miał innego wyjścia, więc powiedział do obecnych: "Mnisi mogą znieść wielkie upokorzenie. Można powiedzieć, że nasze współczucie jest bezkresne, a sprawiedliwość niezmierna. Ale skoro Li nie daje mi innego wyjścia, nie ma o czym więcej mówić. Jeśli będę walczył, przegram, jeśli nie będę walczył, też przegram. Pozostaje mi tylko wykorzystać moje skromne umiejętności. Ale musimy walczyć jeden na jednego i tylko jedną bronią, tak będzie sprawiedliwie. Nie boję się, jeśli wszyscy zaatakujecie, ale nie byłoby to przyzwoite zachowanie. Czy zgadzacie się na takie zasady pojedynku?"

Uczniowie Li odpowiedzieli: "Tak".

Mnich rzekł jeszcze: "Gdy walczą dwa tygrysy, jeden musi odnieść rany. Jeden z nas dwóch może stracić życie. Czy akceptujecie to?"

Odpowiedź zabrzmiała: "Tak".

Li sądził początkowo, że stary, słaby mnich nie będzie mógł pokonać jego, młodego, pełnego energii. Chciał więc wykorzystać tę okazję, by popisać się swymi umiejętnościami. Gdy jednak usłyszał słowa mnicha, zdał sobie sprawę, że musi mieć do czynienia z człowiekiem o wielkich umiejętnościach. Nie mógł jednak się wycofać. Gdy wsiadło się już na tygrysa, trzeba na nim jechać.

Wybrano miejsce w którym miał się odbyć pojedynek. Obecni stanęli zwartym murem, patrząc co się będzie działo. Li starał się robić wrażenie pewnego siebie, naprawdę jednak był przepełniony strachem. Stary mnich natomiast podszedł do niego spokojnie, jednocześnie mówiąc do swego ucznia: "Idź pierwszy do oberży, opłukaj trochę ryżu na dobry posiłek. Jak wrócę, to sobie dobrze podjem".

Li zapytał: "Jakiej broni będziemy używali?"

Mnich odpowiedział: "Twój wybór. Ja nie będę używał broni."

Gdy Li usłyszał te słowa, ogarnął go jeszcze większy strach, ale jednocześnie dziko krzyknął: "Nie bądź zbyt pewny siebie. Zaraz stracisz życie!" Chwycił włócznię, i gwałtownie, jak orzeł spadający na ofiarę, zaatakował pierś mnicha. Mnich lekko uniósł lewy nadgarstek i wytrącił włócznię z rąk Li. Ten wydobył natychmiast miecz i zaczął nim wywijać, poruszając się jak tornado, wykonując cięcia w kierunku mnicha. Mnich spokojnie wykonał kilka uników, aż wreszcie, skracając dystans, z ukosa zaatakował ramię Li, jednocześnie wykonując kopnięcie w jego twarz. Li upadł, ale natychmiast się podniósł. W tym momencie mnich uderzył krawędzią dłoni w ramię Li, łamiąc je i wytrącając mu miecz.

Zebrani przez moment milczeli, osłupiali. Po chwili zaś rozległy się głosy aplauzu. Niektóry z uczniów Li chcieli się zemścić na mnichu za porażkę swego mistrza, lecz widząc gniewną reakcję pozostałych, nie zdecydowali się na podjęcie jakiegokolwiek działania. Mnich spokojnie oddalił się.

Zwróćcie uwagę! Mnich posiadał niezwykłe umiejętności, ale nie używał ich pochopnie. Li natomiast poznał trochę technik i wykorzystywał je w złym celu. Doprawdy nie można brać go za wzór!

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.