magazyn Świat Nei Jia
NR 30 (CZERWIEC 2003)

Shaolin

"CHUN XI WALCZĄCY Z TYGRYSEM"
"WALCZĄCY MNICH WU SUNG"
Sławomir Pawłowski

luohan@poczta.wp.pl
Gdyńska Szkoła Shaolin Kung Fu

Wprowadzenie

Tygrys, jako groźny dla człowieka drapieżnik, obdarzony wrodzoną siłą, agresją i odwagą, od wieków fascynował i inspirował ludzi, budząc w nich wielokrotnie zarówno podziw, jak i strach.

Postać tygrysa była i jest w krajach orientu jednym z ulubionych zwierzęcych motywów. Jest on przedstawiany na naściennych malowidłach i płaskorzeźbach, obrazach i rzeźbach, występuje również, jako istotny element wielu ludowych opowieści oraz chińskiego zodiaku.

W związku z tym, że przed wiekami shaolińscy mnisi niejednokrotnie byli mimowolnymi świadkami walczących z sobą lub polujących w otaczających klasztor górach tygrysów, mieli możliwość obserwacji naturalnego zachowania się tych zwierząt. Zaobserwowane przez nich ruchy i cechy tego zwierzęcia zainspirowały ich do stworzenia w Shaolin kung fu zarówno odrębnych technik, form, jak i styli tygrysa.

Z racji przewagi siły, jaką tygrys góruje nad człowiekiem, niewielu było ludzi, którym dane było zmierzyć się z nim, i z takiego pojedynku wyjść zwycięsko.

O ile więc zdarzenia takie w ogóle miały miejsce, stawały się swego rodzaju sensacją, a osoby, którym udało się własnoręcznie zabić w walce tygrysa, urastały o oczach ludności do rangi bohaterów.

   
Shaoliński mnich Shi De Qiang praktykujący formę tygrysa

W opowiadaniu o Wu Song'u znajdziemy zarówno przeplatające się z sobą opisy miejsc i zdarzeń historycznych, jak i opisy zdarzeń będących oczywistą fikcją (opis spotkania w górach goblina i walki z nim). Jest to doskonały przykład na to, jak z biegiem czasu niektóre historyczne przekazy zmieniają się w baśniowe opowiadania.

"Chun Xi walczący z tygrysem"

W okresie Guangxi (1875-1909 r.n.e), za panowania dynastii Qing (1616-1911 r.n.e.), w Chinach, w okręgu Yongning, u podnóża góry Fu Niu, grasował dziki tygrys, zabijając lub kalecząc ludzi i domowe zwierzęta oraz wyrządzając wiele materialnych szkód. Atakował on niespodziewanie, wypadając z lasów porastających podnóże góry, siejąc śmierć i spustoszenie oraz przerażenie wśród okolicznej ludności.

Na terenie obszaru Da Songzhou, wiele rodzin w obawie o swoje życie celowo oddawało na pożarcie przez tygrysa swoje owce, świnie i cielaki. Działania te nie przyniosły jednak oczekiwanego skutku, gdyż około piętnastego dnia, ósmego miesiąca księżycowego, w odległości trzech dni drogi od miasta, wczesnym rankiem, zostało zaatakowanych i zabitych przez tygrysa pięcioro małych dzieci. Znajdujący się w tej okolicy drzeworytnik, został również zaatakowany. Pogryziony, z ranami szarpanymi nóg ledwie uszedł z życiem.

Po tych zdarzeniach na obszarze stu "Li" ludzie byli przerażeni. Nie mieli odwagi wychodzić do pracy i opuszczać swych domów po nastaniu zmroku, udawać się do sklepów lub odwiedzać krewnych. Dla wzajemnej ochrony mieszkańcy całej okolicy nalegali na podróżowanie w grupach.

Pomimo podjęcia tak wielu niezbędnych działań, wielu mieszkańców nadal obawiało się jednak, że okażą się one niewystarczające.

W odległości dwudziestu pięciu "Li" na północny wschód od miasta Yongning, wznosiła się niewielka buddyjska świątynia podlegająca zwierzchnictwu klasztoru Shaolin, nazywana "Świątynią Mogou". Było wówczas w zwyczaju, aby w małych świątyniach podlegających klasztorowi Shaolin zawsze przebywało po kilku mnichów z głównego klasztoru (tj. klasztoru Shaolin).

W owym czasie w Świątyni Mogou zamieszkiwało dwóch shaolińskich mnichów; jednym z nich był stary mnich o imieniu klasztornym Hai Run, drugim zaś młody mnich Chun Xi.

Chun Xi był jednym z sześciorga dzieci urodzonym w ubogiej, wiejskiej rodzinie, zamieszkałej w prefekturze Huaiqing. Pod względem wieku był on trzecim z kolei urodzonym w niej dzieckiem. Gdy miał dziewięć lat, jego ojciec miał nieszczęśliwy wypadek, w wyniku którego nie był w stanie pracować. W związku z tym, że była to bardzo uboga i wielodzietna rodzina, potrzebowali oni sporo żywności, by się wyżywić. W zaistniałej sytuacji, ojciec nie mogąc zapewnić żywności swym dzieciom, zdecydował, aby posłać Chun Xi do klasztoru Shaolin, by tam zamieszkał i został buddyjskim mnichem.

W klasztorze Shaolin jego mistrzem i opiekunem został znany i szanowany mnich. Chun Xi był wówczas prostym chłopcem, więc bardzo się ucieszył, gdy jego mistrz zaczął go wkrótce uczyć czytać i pisać, zapoznawać z chińską literaturą i nauczać sztuk walki, dając mu ponadto pod opiekę stado owiec, by codziennie pędził je w góry na wypas. W tym okresie Chun Xi był nie tylko uczniem i pastuchem stada owiec, lecz również pomagał w pracach przy odbudowie Shaolińskiego "Dziedzińca Dziesięciu Pouczeń", "Pawilonu Wieczności" oraz "Pawilonu Przepięknych Obłoków". Obserwował on z podziwem swojego mistrza i innych mnichów, wkładających całą energię w prace naprawczo-budowlane klasztornych budowli. Chcąc być pomocnym w tych działaniach, każdego dnia, gdy wraz ze stadem owiec wracał z górskich pastwisk, odłupywał on kilofem kamień, który, jako materiał budowlany, zanosił na swych ramionach do klasztoru. Czynność tę traktował, jako część swoich obowiązków. Rozpoczynając noszenie, pierwotnie znosił do klasztoru jedynie niewielkie kamienie, lecz z czasem, gdy jego organizm wzmocnił się i stał się silniejszy, znosił do niego codziennie regularnie wielkie kamienie.

Czynił tak przez pięć lat, aż do dnia zakończenia pełnej rekonstrukcji dziedzińca i dwóch budynków.

W okresie, gdy tygrys terroryzował ludność okręgu Yongning, Chun Xi miał dwadzieścia osiem lat, będąc silnym, tryskającym energią mężczyzną, w szczytowym okresie swojego rozwoju fizycznego. Pewnego dnia w Dong Songji, położonym w odległości pięciu "Li" od świątyni Mogou, rodzina lokalnego obszarnika postanowiła pomimo zagrożenia wziąć udział w ceremonii pogrzebowej.

W tamtych czasach obowiązywał zwyczaj, zgodnie z którym, jeśli obszarnik (właściciel ziemski) brał udział w ceremonii pogrzebowej, mieszkańcy okolicznych wsi i świątyń również zobowiązani byli do uczestnictwa w uroczystości; lamentowania i opłakiwania zmarłego, palenia kadzideł i specjalnych papierowych religijnych kartek modlitewnych, wzięcia udziału w orszaku pogrzebowym oraz w stypie. Stary mnich Hai Run przygotowawszy stosowny prezent, wręczył go Chun Xi, a następnie wysłał go na pogrzeb, by ten uczestniczył w nim w imieniu mnichów świątyni Mogou. Zanim Chun Xi wyruszył w drogę, stary mnich nakazał mu, że by w ciągu siedmiu godzin powrócił on z powrotem do świątyni, aby zminimalizować ryzyko ataku i pożarcia go przez tygrysa.

Na miejscu pogrzebu, uczestnicy orszaku pogrzebowego po zakończeniu palenia rytualnych religijnych kartek modlitewnych udali się do domu żałoby, by wziąć udział w "Przyjęciu Płynącego Potoku", tj. w stypie.

Zwyczajowo, przy każdym suto zastawionym stole, zasiadało po ośmiu ucztujących ludzi. Gdy kończyli jeść, ustępowali miejsca kolejnym ośmiu osobom, które zajmowały ich miejsca, ponownie podawano potrawy, obsługiwano ich, i kolejne osiem osób ucztowało, po nich zasiadali następni, itd.

W dniu pogrzebu zaproszony obszarnik zasiadł do pierwszego, "wschodniego" stołu już przed południem. Szybko skończył jeść, a gdy wstał, by ustąpić miejsca kolejnemu żałobnikowi, wraz z nim wstały wszystkie inne osoby wspólnie z nim ucztujące, w tym Chun Xi. W związku z tym, że Chun Xi miał wielki apetyt, jadł więc szybko i tak wiele, jak to tylko możliwe. Pomimo tego, nie zdążył się najeść. Przyłączył się więc do kolejnej grupki osób oczekujących, by zasiąść przy "zachodnim" stole. Gdy tylko zwolniło się przy nim miejsce, zasiadł jako pierwszy. Gdy żałobnicy zasiadający przy "zachodnim" stole skończyli jeść, ponownie przyłączył się do innej grupki osób, oczekujących, by zasiąść przy innym stole, itd.

Tym sposobem krążył od stołu do stołu, zasiadając z coraz to nowymi żałobnikami, będąc obsługiwanym i jedząc nieomal nieustannie. Dopiero, gdy słońce zaczęło zachodzić za górami, zaprzestał ostatecznie jeść i udał się w drogę powrotną do świątyni Mogou.

Gdy wracał pieszo z Dong Songji, podmuchy wiatru nasiliły się. Wiatr z chwili na chwilę wiał coraz mocniej, wlokąc piach i pył, wciskając go w oczy. W krótkim czasie wiatr przeszedł w gwałtowną wichurę, z wirującymi i smagającymi piachem, burzliwymi huraganowymi podmuchami. Chun Xi szedł dalej w kierunku świątyni Mogou z dużym trudem. Zamykał on oczy, trzymając oburącz bambusowy kosz, niby kask, dnem do góry nad swoją głową, chroniąc tym sposobem swą twarz i oczy przed smagającym piachem i pyłem oraz podmuchami wichru. Z koszem na głowie, niemal po omacku, kontynuował on samotnie swoją drogę powrotną. Aby dojść do głównej bramy świątyni Mogou, musiał przebyć naturalnie ukształtowany wąwóz, szeroki z góry na szesnaście metrów, głębokim na dziesięć metrów, długi na jeden "Li", i z dnem o szerokości umożliwiającej przejazd jednej furmanki. Chun Xi postanowił przez to niebezpieczne miejsce przebiec jak najszybciej od jego wschodniego końca. Gdy biegł przez wąwóz i znajdował się mniej więcej w połowie jego długości, otoczył go ogłuszający, dziki ryk tygrysa, przetaczając się echem przez cały wąwóz. Pod jego wpływem Chun Xi rzucił się na piaszczystą drogę, nie mając odwagi nawet otworzyć oczu. Kiedy jednak po chwili kolejny ryk rozległ się bardzo blisko niego, otworzył oczy spostrzegając wielkiego tygrysa schodzącego po zboczu wąwozu w dół w jego kierunku. Gdy tygrys rzucił się na niego, Chun Xi, machnął w jego kierunku koszem, równocześnie rzucając się w bok, przez co atakujący tygrys chybił przeskakując ponad jego głową. Chun Xi błyskawicznie obrócił się, spoglądając w dół na spadek zbocza, gdzie według niego powinien znajdować się tygrys. Dostrzegł go w chwili, gdy ten przysiadł na tylnych łapach, by ponownie się na niego rzucić. Gdy tygrys skoczył, Chun Xi odrzucił w bok swój kosz, przykucnął i skoczył "nurkując" pod brzuchem atakującego tygrysa. Zanim tygrys zdążył po opadnięciu na podłoże ponownie zwrócić się w jego kierunku, Chun Xi wykonał ruch "Unieś głowę spoglądając na księżyc", chwytając równocześnie tygrysa za tylne łapy, obracając swoje ciało wokół osi, odrywając tygrysa od podłoża i kręcąc nim wokół siebie, tak szybko, jak to tylko możliwe, "niczym trąba powietrzna". W tej sytuacji tygrys nie był w stanie nic zrobić. Pomimo, że był bardzo silny, jego łapy nie miały kontaktu z podłożem, więc jedynie groźnie ryczał i warczał. Chun Xi stracił poczucie czasu, nie wiedząc, jak wiele razy obrócił się kręcąc tygrysem. W końcu jednak rozluźnił chwyt, odrzucając warczącego tygrysa na ponad trzy metry. W chwili, gdy zwierzę z łoskotem uderzyło o ziemię, Chun Xi również upadł, lecz błyskawicznie zerwał się na nogi, podbiegł do tygrysa, rzucił się na niego i zaczął go dusić. Tygrys miotał się, lecz jego ruchy stopniowo słabły, przechodząc w przedśmiertne konwulsje, i wkrótce leżał on bez ruchu martwy.

Gdy wieść o tym zdarzeniu rozeszła się, na prośbę wieśniaków skierowaną do pracowników magistratu okręgu Yongning, w świątyni Mogou umieszczono tablicę z napisem:

"Dziedzictwo Klasztoru Shaolin"

"Walczący mnich Wu Song"

W znanej opowieści "Wu Song walczący z tygrysem" zapisano, że po opuszczeniu rodzinnego domu Wu Song udał się do klasztoru Shaolin, gdzie zamieszkiwał przez osiem lat trenując sztuki walki.

Niniejsze opowiadanie dotyczy okresu, gdy Wu Song, jako "walczący mnich" zamieszkiwał w klasztorze Shaolin.

W tamtych czasach święcenia klasztorne udzielano jedynie starannie wybranym osobom, wysokiej klasy żołnierzom i generałom, a w klasztorze znajdował się "Pawilon Przygotowań i Selekcji". Do zadań mnichów tego pawilonu należała rejestracja nowo przybyłych osób, które zamierzały dołączyć do szeregu walczących mnichów, ustalaniem i zastosowywaniem metod do ich testowania. Wymyślne testy brały pod uwagę nie tylko sprawdzanie umiejętności walki i qigong, kandydatów na mnichów, lecz sprawdzały również ich odwagę oraz ogólną wiedzę o świecie. Jeżeli umiejętności walki i odwaga nowo przybyłych nie były na wymaganym dla walczącego mnicha poziomie, mnisi z "Pawilonu Przygotowań i Selekcji" mogli zadecydować, by kandydat pozostał w klasztorze przez jakiś czas, jeśli mistrzowie dostrzegli w nim pozytywne zadatki. W tym okresie brał on udział w bezpośrednich jak i pośrednich treningach, które trwały aż do dnia "Święta Wyboru Żołnierzy", w którym był on przeegzaminowany i w przypadku powodzenia zaliczony w poczet "Walczących Mnichów".

Kiedy w wieku dwudziestu sześciu lat Wu Song po raz pierwszy przybył do klasztoru, został poddany testom w Pawilonie Przygotowań i Selekcji. Okazało się, że nie przeszedł go pozytywnie pod względem umiejętności walki i odwagi, jednakże na podstawie jego ubioru i postawy mnisi z pawilonu zdecydowali, że ma on pozytywny potencjał. "Sześciostronna Czapka Bohatera" został więc umieszczona na jego głowie, i nosił on długą czysto białą "szatę bohatera". Kolorowy, długi na sześć i pół metra jedwabny pas wyszywany symbolem feniksa był ściśle owinięty wokół jego talii, a wysokie do pół łydki buty ozdobione były wizerunkiem konia i trzech strzał. Wspaniały, wysokiej klasy miecz zwisał u jego pasa. Był on zaledwie średniego wzrostu, ale miał grube, czarne brwi, zdrową, rumianą twarz, a jego mowa i zachowanie tryskały energią. Na podstawie tych cech mnisi zdecydowali, by pozostał on w klasztorze w celu wytrenowania go. Pewnego ranka, gdy gór Sung Shan była spowita mgłą, tak gęstą, że widoczność była ograniczona do zaledwie kilku kroków, jeden z mistrzów z Pawilonu Przygotowań i Selekcji odszukał Wu Song'a i powiedział mu, że przeor polecił im obu udać się do Luoyang, aby odebrać dziesięć halabard zamówionych w rodzinie kowali pracujących dla mnichów.

Po wysłuchaniu tych słów Wu Song wyruszył natychmiast ze starym mistrzem w drogę. W czasie podróży, gdy wkroczyli na przełęcz Huan Yuan, usłyszeli powyżej siebie zbliżający się łoskot. Wu Song spoglądał w górę, starając się dojrzeć we mgle przyczynę hałasu, lecz nic nie mógł dostrzec. Gdy nagle zobaczył wielki, okrągły głaz wyłaniający się z mgły i staczający się wprost na ich głowy, było już zbyt późno, by się ruszyć. W tym samym momencie jego towarzysz pociągnął go w tył, podskoczył w przód i prawą nogą kopnął w spadający głaz, kierując go w bok. Zlany zimnym potem Wu Song zapytał:
"Mistrzu, jak udało ci się kopnąć ten głaz i nie przestraszać się?" Mistrz odpowiedział: "A czegóż tu się bać? Takiego małego kamienia? Gdy twoje nogi będą wystarczająco dobrze wytrenowane, zrobienie czegoś podobnego i dla ciebie nie będzie niczym trudnym.".
Usłyszawszy te słowa Wu Song nabrał odwagi.

Halabardy dla świątyni Shaolin wykuwane były przez rodzinę kowali w "Kuźni Arhatów" z czystej, wysokiej jakości stali, a każda z nich ważyła około 16 kilogramów. Mistrz po odebraniu ich związał je w dwie wiązki, jedną składającą się z czterech, i drugą z sześciu halabard. Patrząc na starego mistrza, jego siwe włosy i szczupłe, sprawiające wrażenie wręcz wątłego ciało, Wu Song oceniał jego wiek na co najmniej sześćdziesiąt lat. Zdecydował więc, że skoro jest młody i silny, weźmie większą z nich, lecz starusze był odmiennego zdania. Uważał on, że jego wytrenowane nogi i ramiona są wystarczająco silne do niesienia większej wiązki halabard, więc Wu Song może dźwigać mniejszą z nich. Nie mając innego wyjścia, Wu Song usłuchał mistrza i zastosował się do jego słów. Po zarzuceniu broni na ramiona, dwóch mnichów wyruszyło w drogę powrotną do klasztoru Shaolin. Do czasu, gdy minęli wioskę Li Cun, Wu Song był już cały zlany potem, i miał duży problem z dotrzymaniem kroku dziarskiemu staruszkowi. Pomyślał nawet, aby poprosić go o chwilę odpoczynku, ale zanim zdążył otworzyć usta, jego towarzysz podróży powiedział:

"Przeor rozkazał, abyśmy wrócili do świątyni jeszcze dzisiaj,
więc pospiesz się i ruszaj raźniej!"

Wu Songowi nie pozostało więc nic do powiedzenia, a ponieważ jego mistrz szedł przed nim, robił, co w jego mocy, by za nim nadążyć. Gdy dotarli do wsi Canjiadian, usta Wu Songa były bardzo wysuszone i spierzchnięte, a oczy i gardo okropnie go piekły i paliły. Już miał zasugerować, aby poprosić mieszkańców wsi o miskę wody, lecz starzec ponownie powiedział, zanim ten zdążył otworzyć usta:

"Idziemy dalej, zaciśnij zęby! Gdy dojdziemy na szczyt przełęczy
napijemy się wody ze jianyinquan, tzn: "źródła wyciętego w skale mieczem".

Mówiąc te słowa, stary mnich wciąż zwinnie wspinał się po stromym górskim stoku. Wu Song nie ośmielił się więc powiedzieć ani słowa, ani uczynić żadnego gestu mogącego wskazywać na jego wyczerpanie. Nie pozostawało mu nic innego, jak zacisnąć usta i nadal podążać za starcem. Ścieżka wiodąca w górę wiła się nieustannie, pełna była zakrętów i kamieni. Legendarne źródło jianyinquan, o którym wspominał stary mnich, powinno znajdować się tuż pod górskim szczytem. Zgodnie z legendą, zostało ono wykute w solidnej skale uderzeniem miecza przez Liu Bang'a ( 256-195 roku p.n.e), założyciela dynastii Han, gdy ten przemierzał przełęcz w trakcie inwazji na królestwo Qin. Wu Song słyszał, ze woda z tego źródła jest krystalicznie czysta, zimna i słodka, i nawet w czasach, gdy bardzo dużo jej czerpano, nigdy nie przestawała płynąć, źródło nie wyczerpywało się. Wszystkie myśli i energia Wu Songa skupiły się więc na dojściu do owego źródła i zamiarze napicia się z niego. Gdy jednak dotarli do kolejnego zakrętu ścieżki, niedaleko jianyinquan, towarzysz Wu Songa zatrzymał się, poożył swój oręż na ziemi i powiedział, aby Wu Song sam poszedł dalej do źródła, gdyż on zamierza chwilkę odpocząć. W tym czasie powoli zaczynało już zmierzchać, i wszystko wokół ginąc w ciemnościach, stawało się niewyraźne. Myśl o źródlanej wodzie znajdującej się nieopodal wprost obsesyjnie wypełniała umysł Wu Songa, który poprawiwszy sobie wiązkę halabard na ramieniu bez chwili wahania ruszył dalej w górę z nowym zapałem. Gdy tylko dotarł do źródła, rzucił wiązkę halabard na ziemię, podbiegł do krawędzi wody i przykucnąwszy zaczerpnął wodę złączonymi dłońmi. Gdy podnosił dłonie z wodą do ust, usłyszał w pobliżu przerażające zawodzenie. Obejrzawszy się, ujrzał goblina, z czerwonymi oczami, zielonym nosem, szeroko rozwartymi krwawo czerwonymi ustami z wystającymi z nich ociekającymi jadem kłami, o ciele pokrytym białymi piórami, który właśnie sięgał swymi szponami do jego oczu. Przerażony Wu Song zerwał się na równe nogi i zaczął uciekać przed ścigającym go tuż za jego plecami goblinem. Nie zdążył odbiec daleko, gdy nagle pojawił się przed nimi mistrz Wu Songa, który po odrzuceniu swej wiązki, natychmiast podjął walkę z goblinem. Po kilku sekundach mnich zamarkował cios lewą pięścią, a prawą uderzył goblina w okolice serca. Stwór z żałosnym krzykiem odwrócił się i uciekł. Wu Song nie myśląc już nawet o napiciu się ze źródła zapytał:

"Dlaczego nie boisz się demonów?
Tego odesłałeś w nocne ciemności jednym ciosem!"

Mistrz odpowiedział:

"Demony są, jak domowe zwierzęta, lub niektórzy ludzie.
Jeśli jesteś twardy, wówczas są tchórzliwe. Jeśli jesteś miękki i tchórzliwy,
wówczas cię zgniotą i rozszarpią.
Jeśli przeciwstawisz im się z determinacją,
i masz wytrenowane w sztuce walki dłonie, nie masz się czego obawiać."

Po usłyszeniu tych słów w Wu Songa wstąpiła nowa energia i siła. Po napiciu się ze źródła, obaj mężczyźni powrócili cało do świątyni.

"Niespodziewana lekcja"

Pewnego razu, nad górami otaczającymi klasztor Shaolin długo padał ulewny deszcz. Szalejąca ulewa spowodowała powstanie spływających z górskich stoków kaskadami potoków wody i błota, wpływających do wezbranych górskich rzek. W tym czasie jeden z mistrzów Pawilonu Przygotowań i Selekcji wnikliwie przyglądał się Wu Song'owi, po czym powiedział mu, że przeor polecił im obu udać się w góry na Szczyt Falujących Sosen, by wykopać tam i przynieść do klasztoru leczniczy korzeń żeńszenia. Wu Song przyjrzał się mnichowi, i ocenił jego wiek na około czterdzieści lat. Miał on przytroczoną do ramion długą na około trzy metry bambusową tyczkę zakończoną przytwierdzonym do niej stalowym hakiem (bosak), oraz owinięte wokół ciała dwa zwoje grubych konopnych powrozów. Przed wyruszeniem w drogę, Wu Song wziął również podobny bambusowy bosak. Gdy stanęli na górskim szczycie, nie mogli znaleźć ani jednego żeńszenia. Rosły tam jedynie dwie stare górskie sosny, rozkładające swoje konary nad krawędzią klifu. Mistrz powiedział do Wu Song'a:,/p>

"Być może żeńszeń znajdziemy na sąsiadującym
Szczycie Obfitującym Zielenią?"

Wu Song spojrzał na pobliski "Szczyt Obfitujący Zielenią", z jego wznoszącymi się jeszcze wyżej wierzchołkami ginącymi w chmurach. Cała sąsiednia góra pokryta była zielenią oraz żółtymi i czerwonymi kwiatami. Gdy stanęli na jej zielonym szczycie, ujrzeli urwisty kanion szeroki na trzydzieści metrów i głęboki naokoło osiemdziesiąt metrów. Był on wypełniony pyłem wodnym powstałym ze spływającej po skalnych ścianach potokach wody, które uderzając o skały rozbryzgiwały się z hukiem na mglisty wodny pył. Wu Song stojąc na szczycie i spoglądając w dół doznał na ten widok zawrotu głowy. Szybko cofnął się i zapytał mistrza, jak zamierza przejść na drugą stronę kanionu ponad huczącym w dole potokiem. Mistrz podniósł bez słowa dwie liny i dał mu jedną z nich, nakazując mu zawiązać jeden jej koniec wokół pnia starej sosny, a drugi wokół swojej talii. Tłumacząc, jak ma to uczynić i pokazując, jak wiązać węzeł, drugi koniec swojej liny również przywiązał do pnia drzewa. Gdy to uczynił, mistrz niespodziewanie pociągnął Wu Song'a nad krawędź klifu, i wypchnął poza jego krawędź w przepaść. Gdy Wu Song spadał w dół, otoczył go zimny wiatr wodna mgła, a nawet bryzgi samej wody. Po chwili zwisał on już na linie nogami w gorę, nad szalejącym poniżej potokiem, tryskającym na niego bryzgami wody i piany. Gdy zaczynał krzyczeć z przerażenia, zobaczył, że towarzyszący mu mnich ie zwinnie opuścił się wraz z bosakiem w dół na swojej lin, zahaczył jego linę, po czym, po wyjściu w górę, wyciągnął go na szczyt.
Gdy to uczynił, mistrz zapytał:

"Czy przestraszyłeś się?"

Ponieważ serce Wu Song'a nadal biło jak oszalałe i był on w szoku, nic nie powiedział. Wówczas mistrz kontynuował:

"Musisz dużo trenować zarówno sztukę walki, jak i ducha.
Będziesz wówczas bardzo odważny, i niewiele zdarzeń będzie cię w stanie
przestraszyć. A z pewnością, nie tak mały kanion, jak ten."

Gdy nadszedł czas powrotu do klasztoru, mistrz owinął się jedną liną w talii, po czym używając bosaka, jak tyczki, przeskoczył nad wąwozem na sąsiedni szczyt. Wówczas, chwytając linę Wu Song'a lekko pociągnął go do siebie. Jednak Song biorąc przykład z mistrza zamierzał uczynić to samo, i przeskoczyć nad kanionem. Mistrz odgadując jego zamiar, rzekł:

"Jest już późno, czas wracać. Przećwiczysz to innym razem".

"Wilk"

Jakiś czas później pojawiły się pogłoski o ogromnym wilku grasującym w górach Shaosi, zabijającym świnie i owce wieśniaków. Pawnego dnia przed obiadem przeor w wielkim "Holu Szlachetnych Klejnotów Bohaterów" ogłosił, że ten, kto złapie wilka, będzie odpowiednio uhonorowany za tę znaczną zasługę, a także otrzyma nagrodę niezależnie od tego czy jest on mnichem, czy zwykłym, świeckim uczniem klasztoru. Wu Song stał słuchając tych słów i zastanawiając się nad tym, gdy jeden z mistrzów z Pawilonu Przygotowań i Selekcji podszedł do niego mówiąc:

"Wu Song! Czy ośmieliłbyś się zapolować na wilka?!"

"Oczywiście" odparł Wu Song, dzielnie wypinając pierś. Wyprawa w góry w poszukiwaniu wilka zajęła mu cały dzień. Pomimo, że szukał wszędzie, nie znalazł żadnego jego śladu. Gdy zapadła noc, zszedł w dolinę Daxian. Jej ściany były wysokie i strome, a kamienista ziemia porośnięta była chwastami i krzakami. W miarę, jak schodził coraz niżej, dolina stała się jeszcze węższa i jej ściany bardziej strome. Po kilku godzinach, gdy spojrzał w górę, niebo nad jego głową wyglądało, jak czarna tkanina usiana mrugającymi do niego gwiazdami. Był zmęczony, więc usiadł na dużym kamieniu, by choć przez chwilkę odpocząć. Gdy już jednak usiadł, natychmiast zapadł w drzemkę. Obudził go odgłos dyszenia i coś dotknęło jego szyi. Gdy odruchowo machnął ręką za siebie, jego dłoń wylądowała na futrze. Zrywając się na równe nogi, rozejrzał się wokoło, dostrzegając wielkiego wilka z oczami wielkimi jak spodki, wpatrującego się w niego w świetle gwiazd. Wu Song odskoczył w prawo, a następnie w lewo, a wilk skoczył za nim. Bez względu na to, jak szybko się poruszał, wilk był równie szybki, cały czas wyjąc. Starając się zachować spokój, Wu Song przypomniał sobie, co jego nauczyciele powtarzali mu wielokrotnie. Opanowawszy się, wskoczył z powrotem na skałę i gdy wilk podążył za nim, szybko wykonał technikę " zwróć twarz w kierunku księżyca", chwytając wilka oburącz za kark. Następnie uniósł zwierzę w górę, i gdy wilk rzucał się i szarpał starając się walczyć, Wu Song usłyszał, jak ktoś mówi:

"Wu Song, odrzuć go!"

Potężnym skrętem swego ciała i siłą ramion rzucił on wilkiem o skupisko skał znajdujące się w odległości trzech metrów. Gdy wilk uderzyło skały rozległo się krótkie trzaśnięcie, i wilk padł martwy na ziemię.

Spoglądając w ciemności, Wu Song dostrzegł dwóch mistrzów, którzy byli towarzyszami dwóch jego ostatnich wędrówek. Poruszyło go to do tego stopnia, że z oczu popłynęły mu łzy. Kłaniając się im "w pas" zapytał:

"Mistrzowie, co tu robicie? Jest przecież środek nocy! Jak mnie odnaleźliście?"

Dwaj mnisi zaśmiali się tylko, i poklepując Wu Song'a powiedzieli:

"W porządku! Jesteś już wystarczająco dobry,
by zostać "walczącym mnichem Shaolin".

Pewnego dnia, gdy Wu Song był już "walczącym mnichem", wykorzystał okazję, aby porozmawiać z obu mistrzami, którzy mu towarzyszyli w tej przerażającej wycieczce. Zapytał ich:

"Czy to był jedynie zbieg okoliczności, że jednego dnia w gęstej mgle
spotkałem zarówno goblina, jak i wielki spadający głaz?
Dlaczego właśnie w czasie powodzi wezwaliście mnie,
abym poszedł szukać Korzeń żeńszenia?"

Obaj mnisi powiedzieli, że jest to jedna z metod , którą Pawilon Przygotowań i Selekcji przygotował do treningu odwagi. Wu Song pozostał w klasztorze Shaolin i trenował ciężko przez osiem lat, by potem po opuszczeniu klasztoru dokonać zadziwiających osiągnięć opisanych w "Jing Yanggang walczy z tygrysem".

Gdynia 2003-06-27

Powrót do spisu treści


Strona została przygotowana przez Tomasza Grycana.

Wszelkie pytania i uwagi dotyczące serwisu "Neijia" proszę przesyłać na adres:

Uwaga! Zanim wyślesz e-mail, przeczytaj dokładnie F.A.Q.

Powrót do strony głównej.